Cliff wygramolił się przez wyrwę wspomagając się niczym czekanem kawałkiem peta z kandelabru. Osiągnąwszy szczyt rzucił żelastwo w cholerę i skoczył do wody. Toń zamknęła się nad nim, pozwolił sobie swobodnie opadać chwilę p czym mocnym kopnięciem nóg wypłynął na powierzchnię. Chłód wody orzeźwił go trochę. |Rozejrzał się co porabia reszta. Wielkolud najwyraźniej poróżnił się z rzeka, bo ją napierdalać łapami na prawo i lewo. Reszta zachowywała się kulturalniej. Nie wszyscy wyszli bez szwanku, półelf wlókł na plecach szamana, Nataniel zaś holował kolesia, którego Clif imienia zapomniał. I jeśli nikt mu nie pomoże to i przypominać sobie jego miana nie będzie trzeba.
Westchnął lekko i podpłynął do nich lekko kulawą żabką. Jedna rękę oszczędzał, bo rana na boku promieniowała przy każdym ruchu. - Pomogę ci - prychnął podpływając i łapiąc niedoszłego topielca pod drugie ramię. - Płyniemy do młodego, tam przy łódce. Lepiej nie zdawać się na pomoc miejscowych. |