Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2013, 00:15   #25
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Kuroryu, wziął buty, ubrał je, zawiązał, zrobił w nich parę kroków. Uśmiechnął się.
- Perfekcyjne. - odliczył 50 monet, dając je staruszce - Bardzo dziękuje. Z pewnością zawitam ponownie, wysoko cenię sobie tak doskonałą jakość usług.
- Dziękuje i zapraszamy ponownie.
Kuroryu skinął jej na pożegnanie głową, wracając powoli do karczmy. Miał nadzieję że Shujim załatwił już mapy.
Shujin wyszedł z karczmy po czym ruszył biegiem w kierunku wschodniej bramy. Zatrzymał się niedaleko niej, tylko po to, by zacząć wypatrywać sklepu w którym mógłby kupić mapę.
Nie trudno było zgadnąć że w małej chatce, z szyldem “mapy i ryciny”, znajdzie to czego poszukiwał. Przed chatką, na drewnianej ławce siedział brodaty staruszek.
Admirał podszedł do niego.
-Dzień dobry chciałbym kupić mapę.
- Ja- Jakąś konkretną? - zapytał staruszek lekko trzęsąc głową.
-Najlepiej trzy. Całego lądu na którym jestem w tym momencie, wybrzeża i górskich szczytów.
- To będzie du dużo pracy. Na tą ch chwilę mam jedynie. Tą. - Pokazał rulonik z mapą krajów środkowych. - Kontynent zro zrobię na jutro.
-Biorę. Ile za tą mapę?
Pokazał 2 otwarte dłonie.
Shujin przejechał dłonią po twarzy.
-Słuchaj dobry człowieku, nie jestem stąd, nie znam cen, nie wiem też dlaczego nie mówisz. Chcesz 10 monet, czy coś innego?
- Sło słowa. Czasem są zbędne. - znów pokazał gest. - 10 monet. - Powiedział. - Tyle wystarczy.
-Słowa rzadko są zbędne.- Z tymi słowami mapa wyskoczyła do góry układając się w ręce admirała, a z jego kieszeni wyleciało 10 monet i spadło na dłonie kartografa.- Jutro tu wrócę po mapę kontynentu.- Powiedział spokojnie admirał, po czym ruszył w kierunku karczmy.
Gdy tylko Shujin dotarł na miejsce, Kuroryu skinął głową w jego kierunku.
- Gotów zapolować na smoka? - zapytał.
Admirał kiwnął głową.
-Tak.
- Dobrze. - rzucił kontradmirał. Po paru sekundach stali już przy Smoczej Skale - Kenboshoku, jeśli można prosić, Admirale. - rzucił do swojego towarzysza.
Smocza skała - monumentalna samotna skała z dziwnymi oznaczeniami, otoczona łąkami. Po przybyciu na miejsce wszystko wydawało się spokojne. W okolicy nie było innych istot, wiatr wiał spokojnie.
Shujin kiwnął głową. Po czym aktywował swoje haki. W ułamku sekundy znał położenie niemal wszystkiego w okolicy.
Dziwnym trafem Marines nie mógł wykryć przeciwnika. Czyżby smoki potrafiły ukrywać swoja aurę? A może to oddziaływanie tej samotnej skały. Po głębokim skupieniu mógł określić jedynie obszar w którym smok się znajduje. Co gorsza znajdowali się w tym terenie, a nawet głęboko w nim. Nagle w prost nad samotną skałą zaczęła się tworzyć chmura burzowa. Zabrzmiał głos, niesiony przez wiatr, zdający się być iluzją: “Kto śmie zakłócać mój spokój”.
- Słudzy Sprawiedliwości. - ryknął Kuroryu, otaczając się ochronną warstwą Haki. Chwilowo nie czynił go widocznym. - Shujin. Twoje moce są w stanie osłonić nas przed błyskawicami, zgadza się?
-Ludzie wierzą, że grawitacja działa tylko na rzeczy, które mają masę Kuroryu. To nieprawda, działa na wszystko co ma energię, czyli na wszystko co się przemieszcza, na wszystko co istnieje. Więc tak, mogę nas ochronić przed błyskawic-Powiedział spokojnie Shujin. Aktywując swoją osłonę z haki i podnosząc silną tarczę grawitacyjną dookoła marines.
Ponownie zawył wiatr i uderzył grzmot “Czemu przybyliście!”
- Zabiłeś człowieka! - rzucił Kuroryu, jego potężny głos przekrzykiwał wichurę. - W krajach gdzie panują różne prawa, jedno powinno być przestrzegane ponad wszystko. Oko za oko, ząb za ząb... - uśmiechnął się złowieszczo - Życie za życie. Użyjemy naszej potęgi i zniszczymy cię.
Wicher ustał, choć chmury wciąż się kłębiły, a powoli zbliżały się także i te nadchodzące z południa. Wśród ciszy która zapanowała dało się słyszeć tym razem potężny głos. Nie wicher, nie grzmot lecz głos.
- A ty zabiłeś smoka! - Choć było to wypowiedziane w języku smoków, marines zrozumieli to bez problemów. Cecha świata. Zza skały, jakby z mgły pojawił się smok.

-Wow.- Mruknął Shujin. Cóż w swoim rodzinnym świecie był w stanie zabijać giganty i król morza pojedynczymi ciosami, więc wierzył, że smok nie będzie dla niego tak wielkim wyzwaniem.- Cóż, zatańczmy.- Rzucił, po czym zniknął.
Admirał biegł niezwykle szybko jak na człowieka swoich rozmiarów. Marine wbiegł pod smoka.
-Zen'nō no shōtotsu!- Krzyknął uwalniając gigantyczne pole grawitacyjne, zdolne podnieść niewielką twierdzę, w formie kolumny, której to on był centrem.
- Imponujące. - rzucił Kuroryu, uśmiechając - Smok o którym mówisz został oskarżony o zaatakowanie ludzkiego obozu. Jego niewinne potomstwo zostało wzięte pod opiekę, a nie zamordowane. Jeśli masz coś przeciwko temu... - zniknął - Zajmij się swoimi własnymi przestępcami! - ryknął pojawiając się nad jego grzbietem. W ułamku sekundy, szybciej niż normalnemu zajęłoby mrugnięcie, kopnął go w kręgosłup 10 razy, każdy cios wzmacniając haki.
Smok, jak na tak olbrzymi rozmiar, okazał się być leciutki. Po olbrzymiej sile Admirała Shujin wyleciał w powietrze jak piórko. Atak Kasou, pomimo iż był zaskakujący nie odniósł skutku. Smok po uderzeniach zaczął opadać na ziemię, robiąc w powietrzu beczkę. Potężnymi skrzydłami smagając Kuroryou. Ten ruch wywołał jedynie to że marines zaczął się świecić i to dosłownie. Upadając na ziemie z potężnym naciskiem wgniótł admirała w ziemię, szczęśliwie nie wyrządzając mu szkód. Całe to zajście nie przeszkodziło szlachetnemu mówić spokojnie i prawdopodobnie, telepatycznie.
- Zabiłeś nie właściwą istotę i nie ty zaopiekowałeś się potomkiem, lecz Eri.... - to były prawdopodobnie ostatnie słowa jakie wypowiedział w tej walce.
- A ty zabiłeś człowieka. Zgaduję że to czyni nas obu grzesznikami? - rzucił ironicznie kontradmirał. Teleportował się tuż obok admirała, chwytając go i unosząc w powietrze.
- Złam jego skrzydła, a ja go oślepię. - rzucił do niego, puszczając go tuż nad smokiem. Cały czas osłaniając się haki, pojawił tuż przed oboma oczyma smoka praktycznie jednocześnie, wypalając w nie promieniami ze swoich palców, mając nadzieję przebić je na wylot. Był również gotów do ucieczki w każdym momencie, wolał nie zostać pożarty.
Shujin kiwnął głową, po czym zawisł w powietrzu. Z ziemi w jego kierunku poszybowało dwanaście gigantycznych kamieni. Admirał wykonał krótki gest dłonią, po czym głazy poleciały w kierunku zgięć skrzydeł smoka, po sześć na każde skrzydło.
Oba ataki wojowników nie poskutkowały, w większym stopniu. Pierwsze były promienie Kasou. Zamiast wystrzelić z palców, całe ciało eksplodowało potężną falą światła. Emisja była dość silna, na tyle że smok został chwilowo odurzony. Chwila przeznaczona dla Admirała. Jednak o dziwo skały przeleciały na wylot przez skrzydła. Tak jakby były one stworzone z mgły. Smok nie śpieszył się. Delikatnym zgrabnym ruchem smagnął ogonem. Słychać było grom, a widać poziomą, łukową błyskawicę, która trafiła oszołomionego Kasou. Bardzo drastyczne przywitanie z glebą i ból całego ciała. Następnie smok usiadł, a raczej ustawił się w pozycji na pieska, głowę wciąż trzymając wysoko.
Kuroryu wstał, krzywiąc się z bólu. Moce smoka przypominały mu moce mitycznego Goro Goro no Mi. Nagle się w czymś zorientował. Teleportował się koło Shujina.
- On jest niczym logia. - rzucił do niego - Powinieneś być w stanie utrzymać go w miejscu. A ja... ja go wykończę z użyciem Haki. - odetchnął głęboko, odrzucając uczucie bólu. - Busoshoku: Koka! - rzucił głośno, a jego nogi pokryły się czernią, by ułamek sekundy później zniknąć. Jego głos rozległ się ze wszystkich stron smoka.
- Hyaku man Ren Kōsoku no keri! - ryk rozległ się dookoła smoka, a na jego ciało spadł milion kopnięć wzmocnionych Busoshoku: Koka, uderzając każdy cal ciała smoka.
Ponownie brak efektu. Tym razem dlaczego? Nie robił uników, a wszystkie ciosy przyjął na siebie. Choć kasou przeczuwał że coś jest nie tak, nie mógł jednoznacznie stwierdzić jak działa ta istota. Shujin jednak to odczówał. Zmiana grawitacji, wokół smoka. Zmniejszył ją na pewnej przestrzeni, jednocześni zmniejszając siłę ciosów. Nim jednak zdołał coś powiedzieć, smok spojrzał na niego i oto kolejny marines uderzył o ziemię, przygnieciony tym razem potężną grawitacją. Nacisk był tak duży że żebra, jak i inne kości prawie popękały. Uratowało go jedynie przeciw siła i zbroja z haki. Kasou, po ataku, zawisł w powietrzu.
-Amator.- Mruknął admirał podnosząc się z ziemi.
W ułamku sekundy przejął całkowitą kontrolę nad grawitacją. Skrzydła smoka przywarły do jego ciała dociskane tam niewyobrażalną siłą, a sam smok zaczął unosić się w powietrze. Wszystkie te czynności admirał wykonywał naraz, nawet się nie pocąc z wysiłku.
- Yare yare. Jesteś raczej irytujący, nieprawdaż? - rzucił Kuroryu. Zobaczył co robił Shujin. Ponownie zaczął poruszać się z niezwykła prędkością... i wypalił setkę laserów jednocześnie. Promienie światła miały przebić każdy ważniejszy organ smoka... wliczając w to jego mózg.
Po smoku przeskoczyły ładunki elektryczne. Coś się szykowało. Choć smok lewitował, a jego skrzydła wydawały się być dociskane do ciała, nie wyglądał na przejętego tą sytuacją. Pomachał tylko ogonem w powietrzu ładując go elektrycznie. Skrzydła zaczęły się rozjaśniać, setkami błyskawic, a ciało smoka zyskało białą poświatę. Nagle smok jakby nigdy nic rozprostował skrzydła. Może pierwsza myśl była błędna? Może to nie były skrzydła? Promienie świetlne wpadając w poświatę wymieszały się z nią. Było źle.
Kuroryu spojrzał uważnie na smoka, przyglądając się łunie. Uśmiechnął się delikatnie. Machnął ręką, jak gdyby coś sprawdzając. A następnie spowodował że jego światło, wmieszane w łunę, eksplodowało. Potężna eksplozja pochłonęła całego smoka, zwłaszcza że wydarzyła się tak blisko jego ciała, powinna wywołać dość spore obrażenia.
Minęła chwila spokoju. Obaj Marines nie byli pewni całego zajścia. Obaj nie czuli obecności smoka w miejscu wybuchu. Zdawało się nawet że pomimo deszczu i wichury panowała absolutna cisza. Nagle przyszyło to niemiłe uczucie i niepokój. Z kłębu kurzu pojawił się błysk który trafił Kasou. Po chwili doszedł także grzmot. Kurz opadł. Smok był cały osmolony, bez skrzydeł, ustawiony w drapieżną pozycję z otwartą paszczą. Widocznie wytężył się by ochronić skałę. Po otwartej paszczy przeskakiwały łuki elektryczne. Następnie smok powrócił do swojej normalnej postawy. Deszcz lunął, grzmiało a raniony kasou padł na ziemię. Tylko on widział atak i tylko w niego był skierowany, choć niecelnie. Obrażenia można by zaliczyć do poważnych brak jednej ręki. Wiedział jednak że to potężne działo, niczym błyskawica tylko go musnęła, bo gdyby trafiła nic by nie pozostało. Ślad ataku pozostał nawet wiele kilometrów dalej. Okrągły otwór przechodzący na wylot pasma górskiego. O tym jednak obaj wojownicy nie wiedzieli.
Admirał popatrzył na smoka z podziwem, wiedział, że Kuroryu nie umrze od czegoś takiego, ale skoro jego atak był w stanie pozbawić gada skrzydeł, to może Shujin będzie go w stanie wykończyć. Marine spojrzał do wnętrza smoka używając swojego haki. Zlokalizował żołądek, serce, oraz mózg. Skoncentrował się, w ułamku sekundy wewnątrz potwora zaczęły działać gigantyczne siły grawitacyjne, przyciągające wszystko do siebie.
-Black Hole!- Krzyknął Shujin. Licząc na to, że nawet smok nie przeżyje czarnej dziury w żołądku, mózgu i sercu. Shujin planował zwiększać siłę swojego ataku, aż gad umrze.
Choć z pierwszej chwili zdawało się że jest to starcie na szybkość, “kto pierwszy zaatakuje ten wygra”. W rzeczywistości jednak tak nie było. Smok instynktownie wiedział co się zaraz stanie i dlatego wybrał szybką a jednocześnie bardzo zmyślna taktykę. Całkowicie stłumił swoją aurę. Choć shujin widział go, wiedział gdzie się znajduje i co robi, nie czół jego obecności. Przez chwile myślał że to nie możliwe, tak jakby smoka w ogóle tam nie było. Szlachetny w ogóle się nie poruszał, zamarł jak kamień. Admirał nie był pewien ataku tylko na krótką chwilę. Wiedział jednak że smok nie poruszy się nie zauważony. Aktywował Black Hole jednocześnie patrząc na swojego podkomendnego. Gdy znów spojrzał by ocenić efekt. Ujrzał blask przed oczami. Później była już tylko ciemność. Ale nim nastał blask mógł by przysiąc że w miejscu gdzie stal smok stał jakiś człowiek a nad jego głową były Czarne dziury. Ta sama scena pojawiła się jak koszmar i tak samo znikła. Admirał ocknął się na łóżku. Na drugim leżał obandażowany Kasou. Wciąż spał. Obaj nie wiedzieli gdzie są. Z pomieszczenia obok słychać było nucenie melodii.
Admirał poderwał się.
-Gdzie jest ten cholerny smok, prawie go miałem.
Kuroryu obudził się, ledwo będąc w stanie się podnieść.
- Co... co się stało? - wymamrotał pod nosem. I wtedy zauważył brak ręki. Westchnął delikatnie. - To będzie stanowić problem... - wymruczał
Zza drzwi słychać było odgłosy kroków. Ktoś chodził po pomieszczeniach.
Kuroryu wstał z łóżka, i podszedł do drzwi. Nie wiedział kto za nimi jest, ale na wszelki wypadek był przygotowany na walkę. Nawet z tylko jedną ręką był bardziej niebezpieczny niż większość osób w tym świecie. Odetchnął głęboko i otworzył drzwi.
Admirał w tym samym czasie przeszukiwał całą okolicę używając Haki.
-Ponawiam pytanie. Gdzie jest smok?- Tym razem jednak cały dom zadrżał gdy padło ostatnie słowo.
Choć wszystko wydawało się jakiej nieobecne. Byli w rodzinnym domku. W kuchni kobieta odwrócona tyłem kroiła coś na blacie. Po domu biegał chłopiec, mały czarnowłosy uśmiechnięty. Kobieta wydawała się nieobecna, zaspana nie reagowała na żadne odgłosy. Chłopiec był uradowany ale nie reagował na głos, Jednak zatrzymywał się i spoglądał na Marines. Dom wydawał się być na odludziu. to przynajmniej wyczul Shujin, bo nic innego niż ten dom w okolicy nie wyczul.
Dziecko zatrzymało się przytrzymane grawitacją, po czym mino swojej woli zbliżyło się do Shujina.
-Smok, był, tam, ja, go, prawie, zabić. Gdzie jest?- Admirał mówił powoli.
Kuroryu walnął otwartą dłonią w tył głowy Shujina
- Przestań straszyć dzieci. Jestem studentem Akainu, którego mottem jest “Straszliwa Sprawiedliwość” i nawet ja uznaję to za idiotyczne. - westchnął delikatnie, podchodząc do kobiety - Przepraszam za mojego towarzysza, jest nieco zestresowany. Czy moglibyśmy się dowiedzieć gdzie jesteśmy?
Wyzwolony dzieciak odszedł bez słowa. Kobieta nie zareagowała na głos więc Kuroryou musiał do niej podejść i ją klepnąć dłonią.
- To jest śmierć. - Jej głos brzmiał strasznie. - Śmierć ciągnie za sobą śmierć. Cierpienie, cierpienie. Każda twoja decyzja przynosi śmierć. Bo tylko ze śmiercią jesteś za pan brat.Twoją ścieżkę wypala pożoga. Twoje decyzje przyniosą cierpienie tysięcy. Jesteś na to gotowy? Czy jesteś tak zdeterminowany by kroczyć własną drogą.- Odparł lodowaty głos. A kobieta odwróciła się do Kasou.

W tym samym czasie obok Kuroryou przeszedł młodzieniec. Marines przyjrzał mu się teraz bliżej. Wyglądał on, choć to niemożliwe, identycznie jak Kasou w młodości. Trzymał coś w dłoni i wbiegł do do pokoju w którym był Shujin. W tej właśnie chwili obaj panowie zdali sobie sprawę że nie mogą się poruszyć. Stoją zamrożenie w swych pozycjach, żadnen ruch żadna moc nei jest możliwa. Mogą natomiast mówić.
Młodzieniec stanąl przed shujin-em i spoglądał mu głęboko w oczy.
- To boli. - Powiedział dziecięcym dla siebie głosem. - Oni przyszli...
Kuroryu zaczął się śmiać. Głęboko, i strasznie.
- Wiesz wiele. - rzucił, a jego głos brzmiał dziwnie głęboko - Ale ja znam życie. Obserwowałem ich. Każdego z tych których pozbawiłem życia, których spopieliłem. Widziałem to ich oczach. Zawsze strach. Nigdy żal. - spojrzał na kobietę, a w jego oczach płonęły płomienie które mogły równać się z jego oryginalnymi mocami - Zabiliby ponownie. Bez wahania. A ci którzy plotą bzdury o wolności? W niczym nie są lepsi od tamtych. Ich działania w dalszym ciągu przynoszą śmierć i zniszczenie. - jego głos nabrał mocy - Spalę każdego z nich! Będę mordować ich bez ustanku, aż w końcu sam strach stanie się moim sprzymierzeńcem i nie przestanę, aż złoczyńcy nie poznają dość strachu by nigdy więcej nie podnieść rękę na niewinnych. - uśmiechnął się sarkastycznie - Przynoszę im cierpienie, mówisz? Jest to prawda. Ale jednocześnie chronię przed nim innych. Jak Sakazuki-Sensei pomógł mi w przeszłości. - uśmiech zniknął z jego twarzy - Pozostanę na mojej ścieżce. Każdy kto spróbuje mnie zatrzymać... spłonie. I z pomocą strachu i cierpienia, zbuduję świat gdzie ni strach, ni cierpienie nie będzie przynoszone niewinnym. - ogień w jego oczach nabrał większej mocy - To przysięgam.
Shujin spojrzał na dziecko stojące przed nim.
-Co z tego, że boli. Z bólem będziesz musiał żyć przez całe życie. Musisz go poznać i nauczyć się go akceptować. To zadziałało w moim przypadku. Powiedz mi jednak. Kto przyszedł?
- Oni przyszli i ją zabili. Moją mamę. Przyszła też ONA i podała mi rękę, i razem poszliśmy. Nadal jesteśmy razem. - mówił ze smutna miną. - To boli, to boli. Tak bardzo Cię boli. - Wbił trzymany w ręce nóż w nogę leżącego Shijina. - Czas się obudzić lub zasnąć.... Obudź się!!!! - Wykrzyczał głos w głowie Admirała i nastała ciemność.
- Nic nie rozumiesz... - odparła kobieta, a raczej widmo, choć nie poruszała ustami - Nic nie rozumiesz. Ty jesteś złem. - W umyśle Admirała pojawiła się wizja obraz straszliwego tyrana. Na tle była płonąca wioska i pole bitwy. Mnóstwo trupów ścieliło się na zieli. A tyran? Uśmiechnięty i wykrzykiwał. “To jest sprawiedliwość. Teraz nie będzie już terroru. Teraz nie będzie już strachu. To jest pokój.”
- Oni nie zdążyli poczuć żalu nim ich zabiłeś. - słowa przerwały wizję. - Ci którzy mówią są słabi, ale wierzą. Wierzą że ich słowa przyniosą im spokój. A ty w co wierzysz? Cel uświęca środki? Nawet jeżeli nie będzie już nikogo kto mógłby się z niego cieszyć. Będziesz mordować, a śmierć przyniesie następną śmierć. Koło się domknie aż w końcu Śmierć przyjdzie po ciebie. Śmierć nie jest żadnym rozwiązaniem. Twój świat będzie pusty. Twoje decyzje przyniosą zagładę. Ale jest jeszcze nadzieja... Śmierć jest nadzieją.
Kuroryu pokręcił spokojnie głową.
- To ty nie rozumiesz. Jak tak wielu z nich. - uśmiechnął się delikatnie - Śmierć dla świata w płomieniach? Miałbym uwierzyć w tę wizję? - parsknął śmiechem - Wiesz dość o mojej przeszłości. Dlaczego miałbym mordować tych którzy niczego nie uczynili? Moja wola i ambicja jest o wiele potężniejsza niż twoje przepowiednie. - zaśmiał się ponownie - Cel uświęca środki... a słowa mogą zostać użyte do mordu. Jak uczynił Roger. Mówisz że śmierć nie jest rozwiązaniem? A kto powstrzyma tych którzy chcieliby mordować niewinnych? - uśmiechnął się gorzko - Ludzie z mojej wioski nigdy nikomu nic nie uczynili. Zginęli i tak. Twoje rozwiązanie jest kłamstwem. To co przyniesie twoje rozwiązanie to śmierć mówiących o pokoju, z ręki tych którymi kieruje chciwość i pragnienia, i którzy mają siłę by działać. Nie ma czegoś takiego jak twój krąg. Są tylko ludzie. Słabi i silni. I dopóki silni nie nauczą się że istnieje cena za żerowanie na słabych, będą to robić. - spojrzał jej głęboko w oczy i powiedział spokojnie, i z zaskakująco zimną pogardą - Twój pokój nie istnieje. A twoja wizja nie dojdzie do skutku. Osobiście tego dopilnuję. I jeśli uważasz że twoje rozwiązanie jest skuteczne, i zadziała... doprowadź go do skutku. Z chęcią zobaczę twoją porażkę. A śmierci się nie boję. Kroczy za mną krok w krok od tamtego dnia.
-Słuchasz choć nie starasz się zrozumieć. Wierzysz i realizujesz własne przekonania. Działasz zgodnie ze sumieniem. Ale nie zauważasz skutków tych działań. Twoja śmierć, ta którą niesiesz jest zemstą. Sprawiedliwość nie niesie śmierci, sprawiedliwość pokazuje czym jest zło. Ty doświadczyłeś nadziei, znalazłeś ją. A ci których zabiłeś, choć byli do ciebie podobni? Śmierć zostaw losowi... - powiedziała zmienionym głosem. - Puść jej rękę chłopcze, puść mą rękę. Nieś nadzieję. Ale nie teraz. Twoja wola i twój umysł już przechodzą teraz próbę determinacji. Ty który kroczysz drogą sprawiedliwości. Najpierw znajdź prawdę. Najpierw poznaj, dopiero na końcu wydaj wyrok. Czas umierać, by się odrodzić z popiołów. Teraz naródź się na nowo.
Z pomieszczenia do którego wszedł chłopiec słychać było krzyk Admirała. Po chwili do kuchni wszedł młody Kuroryou z zakrwawionym nożem w ręku.
- Czas się narodzić. Czas się obudzić. - Upuścił nóż na podłogę i dotknął dłonią nogi Marines. - Spłoń! Feniksie. - Rzekł z dziecięcym uśmiechem. - Odnajdź naszą drogę.
Kasou stanął w płomieniach. Czół jak każda część jego ciała się pali, czół ból ale i ukojenie. Nastała ciemność.

Z ciemności Słychać było odgłosy. Nastało przebudzenie.
- Obudź się! - krzyk który zbudził Shujina.
Tym który krzyczał był Gramon.
- No dobra nasza. - Krzyczał uśmiechnięty. - Staruszek żyje! - Wyciągnął swój sztylet z nogi admirała. - Przepraszam za to. Miałem na dzieję że to się powiedzie. Yue jak u ciebie? - Admirał rozejrzał się zaspany i obolały. To było czyste pole bitwy, okolice Smoczej skały. Wszystko skryte pod delikatną zasłona spadającego deszczu. Kawałek od Dadawashiego leżał Kuroryou. Zajmował się nim złoto włosy chłopak w białych szatach. W pewnym momencie klasną w dłonie.
- Dobra nasza. - Powiedział gramon. - Nasz przyjaciel Kuroryou żyje. Oj było blisko, jak mu serducho stanęło. Muszę się napić jak wrócimy do miasta. Oj tak. Możesz wstać? - zapytał.
Kasou też lekko się przebudził. Był niezwykle obolały i oszołomiony. Przez chwilę wydawało mu się że stracił więcej ciała niż to było przewidziane. Jak długo był nieprzytomny, co się stało, gdzie jest smok? Te pytania musiały jeszcze chwilę poczekać. Przetarł twarz rzekomo straconą ręką. Powstało tym samym kolejne pytanie.
W śród obecnych był jeszcze ktoś obcy.

- Nie ma co zwlekać. Zmywajmy się. - Powiedział twardo. - Nie wiadomo jak szybko on wróci.
- Dobra młody. Kto może wstać niech wstanie, kto nie tego na plecy. Yue gotuj skok. - Dyrygował Gramon.
-Moment.- Powiedział Admirał.- Co tu się stało, w jednej chwili tworzę czarne dziury wewnątrz smoka, a w drugiej on znika i pojawia się jakiś facet, ja tracę przytomność, a potem budzę się bo ktoś dźgnął mnie w nogę. Chyba należy mi się jakieś wyjaśnienie.
- Później, Shujin. - rzucił twardo Kuroryu, wstając powoli. Zachwiał się lekko, niemalże upadając, ale w końcu utrzymał się na nogach. Spojrzał dość zaskoczony na swoją rękę, ale postanowił się tym zająć później - Był dość silny by pozbawić nas obu przytomności. Idziemy. Teraz. - rzucił, podchodząc do Yue i Gramona.
Staloway wyciągnął jeden ze swoich sztyletów. Po dotknięciu go przez wszystkich obecnych i wypowiedzeniu słyszanego już “Runic Art Transfer”, cała grupa została przeniesiona do świątynia w stolicy. Na miejscu czekała już zero oraz 2 nieznane postacie.


- Dobra a teraz do baru. - Uśmiechnął się Gramon. Yue machną ręką na pożegnanie i poszedł w swoja stronę.
Admirał był wściekły.
-Teraz! Odpowiedzi! Smok zniknął, jakiś facet był zamiast niego. Kto to i dlaczego tam był?- Shujin mówił głosem nieznoszącym sprzeciwu, tak ostrym, że nawet Kuroryu bał mu się przerwać, a przynajmniej powinien się bać.
Kuroryu westchnął delikatnie.
- Możecie mu udzielić tych informacji? Jest irytujący w tym stanie. Jak tak dalej pójdzie to zrówna z ziemią pół miasta. - rzucił spokojnie, również starając się pojąć co się stało.
- Pierwsze pytanie: Co było prawdą? - powiedziała czarnowłosa nieznajoma.
- Ech Pytania zadałeś, nie opisałeś jednak co zaszło. - Poprawiła Zero. - Co się wydarzyło możemy tylko wnioskować. Jednak im mniej wiemy tym wnioski bardziej oględne.
- Wy sobie tu rozmawiajcie, a ja się zmywam szefie. - Powiedział nieznajomy w zbroi.
- No na razie Juto. Widzimy się później.
- Ta. Zapewne. - machnął ręką na odchodne. - Ruby, Lovecraf, idziemy! - Pozostała dwójka poszła na nim.
- No a teraz zacznijcie panowie od początku co się tam stało? A może uda się nam odpowiedzieć jak to się stało.- Powiedziała Zero.
- Hmm - zamruczał Kuroryu - Najprościej rzecz ujmując, napotkaliśmy najwyraźniej Szlachetnego Smoka Błyskawic. Gdy mój drogi towarzyszysz zadał mu potężny cios z użyciem swoich zdolności kontroli grawitacji, nastąpił rozbłysk światła, i przez moment wydawało się że smok został zastąpiony przez jakąś postać. - zastanowił się przez moment - Jak nas znaleźliście? - zapytał
- Informacja z dywizjonu że coś się dzieje przy smoczej skale. Gdyby nie to, że to “coś” zaczęło się przed burzą. Nawet byśmy o tym nie wiedzieli. Potem Zero przypomniała sobie o waszych planach. Mieliśmy iść to sprawdzić dla bezpieczeństwa.
- I nic nie widzieliście? Nic co by odbiegało od normalności? - rzucił zdziwiony Kuroryu. Zawahał się przez moment - Ile rąk miałem gdy mnie znaleźliście?
- Gdy dotarłem w tamte okolice widziałem jak uderzył w was piorun. No to szybko zawróciłem po pomoc. Przed uderzeniem staliście jednak jak wryci nic nie robiąc. Gdy wróciłem z powrotem już leżeliście. Smok mignął mi się tylko na moment za pierwszym razem, ale tylko siedział i na wasz patrzył. Rąk? - Zapytał zdziwiony - Ten piorun chyba się za mocno piżgnął. Tyle ile widzisz. Bardziej bym się martwił o to, że... byłeś jedną nogą po tamtej stornie. Gdy przybyliśmy z pomocą. Serce ci nie biło. Na szczęści wziąłem ze sobą Yue. A pan. - Zwrócił się do Dadawashiego - Dostał dreszczy i wstrząsów. Więc spróbowałem sposobu mego wujka. Przepraszam za to, ale podziałało.
- Zaczynam powoli rozumieć. - Powiedziała Zero. - Na razei jednak mówcie dalej.
- Przynajmniej jedno z nas zaczyna... - wymruczał Kuroryu - Wyraźnie pamiętam że jeden z ciosów tego smoka zabrał mi rękę. Wątpię by była to halucynacja. - ponownie się zawahał... a następnie się uśmiechnął - Uciąłem sobie również drobną pogawędkę ze Śmiercią, najwyraźniej.
Gramon popatrzył na niego zdziwiony.
- Gdyby naprawdę cię trafił to nic by z ciebie nie zostało. Napędziłeś mi wtedy stracha. Nie zdziwił bym się gdybyś naprawdę ją spotkał. Podobnież można z nią nawet pograć w karty. Pograć ale nie wygrać. Mniejsza. W każdym razie cieszę się że żyjesz. A tak swoją droga to ładna ona była? - Zarobił uderzenie w głowę od zero. - Znaczy się czy coś ciekawego mówiła?
- Raczej nie. W obu kwestiach. - rzucił z delikatnym uśmiechem - Aczkolwiek sądzę że było to coś więcej niż widmo. Posiadało wiedzę o rzeczach o których nie powinno być w stanie wiedzieć. Shujin też tam był, więc może potwierdzić. - parsknął śmiechem - Choć w kwestii tego co mówiła, to raczej plotła bzdury.
- Któż to potwierdzi. - Wzruszył ramionami staruszek - Nie jestem zabobonny ale czasem słucham tego co plotą panei wyrocznie. No mniejsza. I co? Wpadłaś już na coś?
- Tak. Ruby mnie naprowadziła. Zadam wpierw pytanie. Lubię gdy do odpowiedzi dochodzi się samemu. Czy potraficie wymienić żywioły w ciele człowieka?
- Pytasz dosłownie czy metaforycznie? - zapytał Kuroryu i odpowiedział nie czekając na odpowiedź - Woda, Ziemia, Powietrze, Ogień, Metal? Przyznaję, że nie jestem pewien.
- Woda to krew. - Powiedział gramon. - Ogień to temperatura życia. Powietrze to oddech, a ziemia to ciało. Metal? Dlaczego metal?
- Kości. - rzucił Kuroryu, wzruszając ramionami - Opierałem się nie na moich słowach. Zajmowałem się walką, nie nauką. To był jeden z pomysłów Vegapunka, gdy wymyślał możliwe podstawy istnienia życia. - potarł podstawę nosa - Ale nie rozmawiajmy teraz o tym człowieku. To nie jest na to odpowiedni moment.
- No dobrze mamy 4 żywioły z 5 możliwych. Energia panowie. W tym wypadku to elektryczność.
- Zasilanie? - Zaśmiał się Gramon - W takim razie moje to piwo.
- Nie, ale przewodzimy elektryczność i z niej korzystamy. Najpewniej obaj o tym nie słyszeliście więc opowiem. Mózgowe impulsy elektryczne. Wszytko co robicie co widzicie, czujecie. Wszystko opiera się na nich. Gdyby móc na nie wpłynąć można uzyskać władze nad człowiekiem. Tyle że jest to niezwykle trudne bo zbyt dużej elektryczności człowiek nie wytrzyma. Może dojść na przykład do zatrzymania serca. - Popatrzyła na Kasou. - Teraz już wiecie co się mogło stać?
- Możesz się zdziwić. - Uśmiechnął się delikatnie - Sugerujesz że smok utworzył fałszywe impulsy elektryczne na drodze pomiędzy naszymi oczyma a mózgiem, tworząc iluzje? Jest to teoretycznie możliwe, choć wymagałoby dalece większej kontroli nad elektrycznością niż jest w stanie posiąść jakakolwiek znana mi istota. To dość irytujące, że smok tej wielkości byłby w stanie kontrolować impulsy tak precyzyjnie.
- Sama iluzja wzroku to jeszcze nie problem bo to można uzyskać innymi środkami. Całkowite odcięcie umysłu i impulsów, oraz ich kontrola to dopiero coś. Mówiłeś że straciłeś rękę, ale czułeś że ja straciłeś. Czułeś ból mimo iż to nie była prawda. Prawdopodobnie to nie precyzja leż natura. To Szlachetny, zwany też Pradawnym. Ich wiedza przekracza wszelkie pojęcie. Nieszczęśliwie jednak walczyliście, aż do nadejścia burzy. To co on zrobił sprowadziło na was błyskawice i prawdopodobnie to były największe rany. Przerwały jednak jego kontrolę. Chyba. Nie wiem jednak dla czego z wami nie walczył? I kiedy przejął kontrolę. Pozostaje jeszcze sprawa tego człowieka. Może to był on sam, a może ktoś inny?
- Możliwe że uznał że nie jest w stanie z nami wygrać w otwartej bitwie? - zastanawiał się na głos Kuroryu - Zastanawiam się teraz nad czymś innym co powiedziała istota z którą rozmawialiśmy gdy byliśmy bliscy śmierci. Chcę przeprowadzić mały test. - zatrzymał się, uniósł dłoń, i spróbował utworzyć nieco światła.
Ręka Kasou roztopiła się w gorącej błotnistej brei. Nie była to jeszcze magma, ale to budziło nadzieje.
- Znów coś dziwnego. - Powiedział Gramon. - Ty chyba jesteś jakiś niestabilny. Powinieneś trochę odpocząć. Dziś prawie co nie zginąłeś. - Jakby na zawołanie Marine osunął się na ziemię. Najpierw wyglądało jakby cały zamienił się w breję. Później jednak breja znów była Kasou. Jako że była gorąca nie byli go w stanie dotknąć. Rycerska dwójka popatrzyła wymownie na Shujina.
Admirał wzruszył ramionami. Ciało Kasou powoli wniosło się w powietrze.
-Z ciekawości, co jest odpowiedzialne za nasze pojawienie się tutaj? W końcu nic się nie dzieje bez przyczyny. Przynajmniej w moim świecie.
- Jeszcze nie słyszałeś? Cóż nie jest to zbyt ważne ale każdy o tym raczej słyszy na początku. To znaczy po przybyciu. Czarna brama.
- Wielkie czarne wrota na wschód od Lofar. A dokładniej ich pojawienie się. Stworzył je Uverworld. Taka organizacja. Działają w konspiracji. Choć chwilowo o nich nic nie słychać. - skróciła Zero. - Jak jednak z powrotem was odesłać? Kto wie. Z pewnością będzie to miało coś wspólnego z tymi dwoma elementami układanki.
Brew Shujina drgnęła.
-Jakiej układanki? Wybaczcie, że tak was zasypuję pytaniami, ale moim głównym celem teraz jest powrót do naszego rodzinnego świata, bez wiedzy o tym jak to zrobić, cóż, moje zadanie zakończy się niepowodzeniem.
- Kwestia niewiedzy.- Powiedziała Zero. - Sprawa była badana przez magów ale chyba ich przerosła. Tylko Avgadro zdawał się wiedzieć najwięcej ale gdzieś zniknął. Układanka to przenośnia. Mamy zamknięte czarne wrota, które sprowadzają przybyszów. Mamy organizację przybyszów która je stworzyła. Tyle. Na ten czas najważniejsze wydaje się dla nas odnalezienie księżniczki. Każdy ma swoje priorytety.
- Jeżeli czegoś się dowiesz możesz na mi poweidziec. - skrócił gramon.- wzajemna pomoc.
Shujin przeniósł Kasou na ręce Gramona.
-Potrzymaj, już nie jest gorący. Ostatnie pytanie, gdzie ostatnio był widziany Avgadro, lub gdzie się udał. Skoro tylko on coś wiedział, to właśnie jego chcę znaleźć.
Zero wzruszyła ramionami.
- A kto to wie? Raz jest raz go nie ma. Ten typ tak ma. Ciągle coś bada. Może niedługo wróci, a może nie. Gdyby jednak wrócił nie zapomnimy spytać.
- Co z nim zrobić? Strażnica czy może szpital? - zapytał gramon. - Sądzę ze wystarczy mu odrobina snu, tak zresztą jak i mi.
-Odstawcie go do jakiegoś łóżka i za żadne skarby świata nie wsadzajcie go do wody. Ja pójdę może zobaczyć te całe czarne wrota.
- To daleko. Ze 3 dni drogi. A może i więcej.
-I? Biegam od pięćdziesięciu czterech lat, jestem admirałem marynarki, myślę, że sobie poradzę. W którym to kierunku?- Zapytał Shujin.
- Na wschód. Wschodni kraniec krajów środkowych. Najłatwiej trafić tam z Lofar.
Admirał kiwnął głową po czym zaczął biec na wschód, zostawiając Kuroryu w rękach Gramona.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline