|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-08-2013, 00:16 | #21 |
Reputacja: 1 | Poranek. Słońce wpadło przez okiennicę. Młodzieniec leżał w małej izbie, bez zbędnych wygód. Przy jego pryczy stała miska z woda i jakiś pusty flakonik. Wszelkie bóle minęły. Czuł się wypoczety i wyspany. Nadal był w Dywizjonie, w jego mieszkalnej części. No, jednak mają tutaj dobrych medyków. Nic go nie bolało, wiec jest dobrze. Shinobi usiadł i sprawdził czy wszystkie przedmioty, które miał ma nadal przy sobie. To nie tak, ze nie ufał tutaj żołnierzom, ale lepiej byłoby sprawdzić. Jeżeli wszystko było na swoim miejscu, podniósł się z ziemi i wyszedł z części mieszkalnej. Rozejrzał się za pierwszym lepszym żołnierzem, aby zapytać się czy maja tutaj jakiegoś kowala. - Niestety panie. - odparł rycerz - Broń sprowadzamy z Lofar bo to teren podlegający temu miastu. Mawia się że tamtejszy kowal jest najlepszy, ale może pan równie dobrze spróbować W stolicy lub w garnizonach. Lofar? Czyli wracamy. No cóż, wpierw załatwi sobie zbroję, a później uda się do stolicy. - Dziękuje. - odpowiedział mu i ruszył w stronę wyjścia z dywizjonu. Po wyjściu z niego, skierował się na północ, w stronę Lofar. Ponownie podróż do Lofar zajęła kilak godzin. Na miejscu nic się nie zmieniło. Południowa brama nadal byłą zburzona więc do miasta trza było się dostać przez wschodnią. Na szczęście z niej było bliżej do kowala. Kiedy shinobi znalazł się w Lofar, westchnął cicho. Kilka dni temu wyruszył z tej wioski, a teraz powraca do niej. No cóż, znajdował się tutaj najlepszy kowal, więc czemu miałby nie wracać, jeżeli chce zbroję. Kiedy wszedł wschodnią bramą do wioski, od razu skierował się do kowala. Znajdując się już u kowala, shinobi się odezwał. - Witam! Mam nadzieję, ze lubisz wyzwania, bo mam dla Ciebie ciekawą robotę- powiedział do niego, uśmiechając się. Zbrojny wojownik na kowadle trzymał gorące ostrze. Gdy młodzieniec przyszedł uzbrojony stuknął kilka razy w kowadło, a później zabrał się za obrabianie ostrza. Z chaty wyszła druga osoba. - Witam. - powiedział spokojnie -- W czym rzecz? - Chciałbym u was zamówić zbroję, ze smoczych łusek.- powiedział do niego shinobi, po czym wyjął z kieszeni jedną łuskę i podał ją tej osobie. - Mam ich około 40 sztuk, czy tyle wystarczy? Mężczyzna przypatrzył się łyską i je ostukał. - Powinno starczyć na napierśnik no może trochę więcej. Zobaczymy jak wyjdzie. Będzie z tym roboty więc na nie czekaj na to. Chyba że byś oddał je, do zakładu płatnerskiego. Wtedy było by szybciej. Taki zakład jest w stolicy. Ja się głównie zajmuję bronią, ale nie przeczę że dał bym radę coś takiego zrobić. Czy poza tym to wszystko?- spoglądał na róg smoka na plecach młodzieńca i sztylet przy pasie. Shinobi spojrzał na niego, lekko zawiedziony. Sam napierśnik? Eh. - Rozumiem- powiedział do niego. W głębi duszy liczył, ze będzie z tego wszystkiego coś więcej, niż napierśnik. Przy najmniej naramienniki. No cóż, nici z tego Shinobi zauważył jego wzrok, więc uśmiechnął się. - Co powiesz mi o tym sztylecie? - powiedział do niego i wyjął sztylet, który znalazł w kopalni. Mężczyzna przypatrzył się uważnie broni. Zważył ją w ręce, parę razy machnął i o dziwo aktywował jego łunę. Choć tylko na moment. - Dobre wykonanie i wyważenie. Niezwykle cienki a zarazem wytrzymały. Jeżeli miał bym go nazwać to brzmiał by on “Smoczy szpon”. Nie należy do zwykłych broni. Mogę go odkupić. - podał pośpiesznie. Shinobi zmarszczył lekko brwi, słysząc to ostatnie zdanie. - Nie, podziękuje. Jak aktywuje się ten sztylet?- powiedział do niego i wyciągnął rękę, aby odebrać broń. - Aurę? Pulsacyjna... Po wykonanym pchnięciu należy leciutko okręcić ostrze wokół osi i dokonać dopchnięcie. - po chwilo zademonstrował. Pchniecie na 3/4 długości ręki. Leciutki, ledwie milimetrowy obrót i dopchnięcie. Przy drugim ataku wokół ostrza pojawiła się stożkowa aura. - Pulsacja. Czyli uderzenie kinetyczne. Po prostu odrzut o kształcie stożka. - wytłumaczył. Choć wydaje mi się że bez obrotu też powinno się udać. - Oddał sztylet do ręki. - Rozumiem, dziękuje- odpowiedział mu shinobi i wziął od niego sztylet. Będzie trzeba teraz pamiętać jak on działa. Następną rzeczą, na którą spoglądał był kolec smoka. - To też chcesz może odkupić?- zapytał się shinobi, wskazując na jego plecy. - hmm. Dam 50 monet. Nie więcej. -Wygląda na dobry materiał na oręż. - 50 monet? Czy to trochę nie za mało jak na róg czerwonego smoka?- powiedział do niego shinobi, lekko zawiedziony. - Za 50 monet ile dostanę u Ciebie kunai’i? - Kunai? A to... 12. Po 4 za sztukę. Mogę w zamian za ten “róg” dorzucić jeszcze 2 noże kunai. Więc 16... Shinobi się uśmiechnął. - Zgoda- odpowiedział mu i zdjął z pleców kolec smoka. - 14 geniuszu. - odebrał łup. - Tak z tego będzie ciekawy miecz. Może nawet na tym zarobię. - popatrzył na uzbrojonego. Ten na chwilę wszedł do chaty i przyniósł stamtąd 14 sztyletów kunai w małej paczce. - Były już gotowe dla mojego znajomego. - uśmiechnął się - Czyli co jesteśmy kwita? Kei kiwnął głowa i odebrał paczkę. - Wiecie może, gdzie sprzedam te łuski?- zapytał się ich i zaczął wyjmować po kolei każdy kunai, aby sprawdzić jak wyglądają. Dodatkowo, przy każdym dotknięciu kolejnego kunai’a, nakładał na nie pieczęć, która umożliwi mu później do wykorzystania podczas Hirashin no Jutsu. - Łuski najlepiej u płatnerzy lub iluminatorów. Spróbuj w stolicy lub w garnizonach na północy. - rozłożył pióropusz/róg na kowadle. - Dzięki. - odpowiedział mu shinobi i kończąc nakładanie pieczęci na ostatnim kunai’u postanowił wypróbować technikę. Rzucił ostrzę w stronę ulicy, tak, aby nikogo nie trafić i użył techniki Hirashin no jutsu, aby się przenieść do niej. Przeskok okazał się być za daleki i niechcący doznał zbliżenia twarzy i ściany budynku. Jedyne co był dobre to kierunek teleportacji. - Dokładnie to samo było z Chidori... Musze jeszcze raz.- powiedział sam do siebie shinobi i powtarzał tyle razy hirashin, aż udało mu się obok kunai’a wylądować. Jak mu się uda, bierze go do reki i rzuca dalej i ponawia te próby. Po prawie -2 godzinach spędzonych na treningu w końcu technika zaczęła działać poprawnie. Choć miał przeczucie że w tym świecie, jego pewność nic nie znaczy. Kei uśmiechnął się, kiedy ostatnie próby udały się bezbłędnie. Teraz trzeba ruszyć do stolicy, aby rozpocząć poszukiwanie księżniczki. Dlatego też wyruszył w stronę stronę południa, gdzie znajdował się dywizjon, następnie za dywizjonem skręcił na zachód, gdzie była już tylko prosta droga do stolicy. Droga była nie zwykle długa i męcząca. Zajęła 2 dni. Nad ranem 3 dnia był już na wzgórzach, z których było widać Biały Pałac San Seranidas. Do południa by już przy jednej z bram. Oczywiście jak to zwykle bywa był zatrzymany, przepytany i rewidowany. Shinobi spojrzał na strażników i westchnął cicho. Znowu to samo, jak w dywizjonie. - Nazywam się Keitaro Uchiha, przybyłem tutaj, aby pomóc w odszukaniu księżniczki i gdzie znajdę płatnerzy?- powiedział do nich. Kiedy usłyszał odpowiedź co do płatnerzy, jak i go przepuścili, ruszył przed siebie w stronę pałacu. Wpierw chciał załatwić sprawę z księżniczką. Łuskami później się zajmie. Płatnerstwo było w 2 miejscach na górnym dziedzińcu za strażnicą i na dolnym gdzieś między domami. Po informacje do tyczące księżniczki musiał się udać do strażnicy. Tak więc shinobi udał się do strażnicy, gdzie mógł się dowiedzieć czegoś więcej o księżniczce. Preferował bardziej rozmowę z królem, niż ze strażnikami, ale trzeba na razie tam spróbować. Do strażnicy młodzieniec trafił tylko z lekkimi utrudnieniami. W środku było sporo osób choć uwagę młodzieńca zwrócił tylko jeden osobnik. Mężczyzna odezwał się jako pierwszy. - W czym pomóc? Zabłądziłeś? Kei spojrzał na strażnika i westchnął cicho. - Przyszedłem do was z propozycją pomocy w odszukaniu księżniczki. Mam pewną informację, ale wolałbym to powiedzieć bezpośrednio królowi. - Nie ma tak łatwo. - Uśmiechnął się przyjaźnie.- Do króla straszne ciężko się teraz dostać. Trafiłeś jednak do właściwej osoby. Zajmuję się tym, a dokładniej pomagam w scalaniu informacji. Chodźmy na zewnatrz. Tam będziemy przez chwilę sami. - No dobra.- odpowiedział mu shinobi. Może od niego się dowie coś ciekawego, ale i tak miał zamiar później spotkać się z królem. Poprowadził młodzieńca przez wewnętrzne drzwi wprost na teren treningowy. -Usiedli wygodnie na pieńkach u podnóża zamku. - - Dobrze tu będzie najlepiej. A teraz spokojnie mi o tym opowiedz. Co udało ci się dowiedzieć. Pewnie niewiele ale słucham. - Przypuszczenia, że smok porwał księżniczkę są niestety nie prawdziwe. Zabiłem smoka, a w jego jaskini nie było żadnych śladów, aby była tam jakaś inna osoba, albo przy najmniej jej resztki. - To niewiele, ale zawsze o krok dalej. Możemy “skreślić” podejrzenie smoka. Mogę jednak dopytać o 2 rzeczy? Skąd ta pewność oraz jaki masz cel w tej pomocy? Takie standardowe pytania. - Po ich zadaniu przypatrywał się kei-owi uważniej. Shinobi zamyślił się. Strażnik zadał bardzo dobre pytanie. Po co on uganiał się przez te kilka dni, aby tylko zdobyć zaufanie i dostać informacje o księżniczce? Po co w ogóle jej szukał? Tyle pytań, a odpowiedzi brak. - Nie wiem, tak po prostu. Chwytam się prawie każdej roboty, aby zarobić i jakoś przeżyć w tym świecie, a także znaleźć jakiegoś pomysłu jak wrócić do domu. - odpowiedział Rycerz prychnął śmiechem. - A więc nie wiesz. Ciekawe. Może to los zgotował ci taką przygodę. - Uśmiechnął się przyjaźnie. - Dobrze wiec posłuchaj. Sprawa księżniczki jest bardziej z komplikowana niż się wydaje. Księżniczka zaginęła 7 dni temu. Jechała karocą w stronę Północnej rubieży. Coś miała załatwiać. Jakieś sprawy polityczne. Doszło do ataku smoka. Karoca zniszczona, straż jakoś tam ocalała. Jednak księżniczka zaginęła. A teraz “non audivi”. Nightfall, osobisty strażnik księżniczki twierdzi że nie było jej w karocy. Niestety dowiedział się tego osobiście w momencie ataku smoka. Pytanie i logika jest więc prosta. Gdzie wtedy była i dlaczego nikt o tym wcześniej nie wiedział? Nawet Nightfall. Choć z tym drugim jest łatwiej bo Księżniczka nie jest taka zwykła jak inne. Pytania, pomysły, uwagi? - Hmmm... Czyli w tej karocy w ogóle nie było jej, albo tez w jakimś odcinku drogi wymknęła się. Trzeba jednak założyć, że to pierwsze. Skąd wyruszała? - To musi być pierwsza opcja, bo Nightfall cały czas był przy karecie. Wyruszyła stąd, a raczej z zamku. Wyjścia są dwa. Zwyczajowo jednak z tego drugiego korzystamy my, bo jest w podziemiach. To znaczy wychodzi na dolny dziedziniec. I jest przeznaczone dla Straży. Z drugiego korzystają władcy, bo prowadzi ono od razu do zamku. - No to trzeba przeszukać dokładnie całe miasto. Centymetr po centymetrze, oraz zdobyć od każdej stajni informacje, kto ostatnio brał konia i gdzie się udawał. Wątpię, aby księżniczka mogłaby od tak zniknąć z miasta, bez wieści. Jeżeli jednak nie znajdziecie w mieście jej, ani nie będzie informacji od stajennych, to trzeba wysłać żołnierzy w teren, w promieniu 100 kilometrów. - Równie dobrze mogła podróżować, z kimś lub pieszo. Czynników jest wiele i jeszcze wiele możliwości. Poza tym sama księżniczka ma dar. Nie chodzi mi o jej przebiegłość i pomysłowość. Ma rzadką zdolność. Tyle tylko wiem. Oczywiście popytaliśmy gdzie nie gdzie o rożne osoby i wydarzenia. Stajni też nie ominęliśmy. Jednak nikt nic nie wie. Obawiam się że mogła ona zniknąć jeszcze wcześniej. Potrzebujemy kilku ważnych informacji. Jak zniknęła i kiedy? Jaki ma cel? Dlaczego było o tym cicho?. Obawiam się jednej rzeczy. to tylko przeczucie, ale ważna osoba już się tym zajmuje. Dlatego spotkamy się później w Szemranym Żuczku. I pamiętaj “Non audivi”, dla każdego poza mną i osobami które wskażę. Po raz kolejny użył dziwnego słowa. Kei’a to lekko zdziwiło. - Non audivi?- zapytał się go. - Nie dla słuchu. - odparł. - Chodzi o milczenie. Głównie stosuje się to jako “nie dla publiki”. W tym jednak wypadku muszę coś wpierw usłyszeć. Zapamiętaj na razie jedno imię Gramon “Stalowa Pięść”. Jemu można ufać. - A twoje brzmi...? - Ah no tak. Gimbei. Jeszcze bez przydomka, ale może kiedyś.-uśmiechnął się.- A twoje przybyszu? - Kei Uchiha, shinobi z innego świata, jak i Smokobójca- odpowiedział mu, ale to ostatnie akurat wziął na żarty. Wyciągnął w jego stronę rękę, aby uścisnąć mu dłoń. Kiedy on poda swoją dłoń, Kei tworzy znak do Hirashin no Jutsu, który powinien po chwili zniknąć. - Jest to pieczęć, która umożliwi mi się pojawić obok ciebie, nie ważne gdzie będziesz. - Przydatne. - spoglądał na rękę dopóki znak nie zniknął. - No więc na razie czas się rozejść. Mam jeszcze parę spraw natury organizacyjnej. Spotkamy się później w karczmie. Staraj się nie sprawiać kłopotu. - Uśmiechnął się żartobliwie. - Wstali i wrócili do środka. Kei wyszedł przez wcześniejsze drzwi i stal już na górnym dziedzińcu. - No cóż, no to ruszamy do płatnerzy. Trzeba sprzedać te łuski. Zaczynają mnie powoli denerwować.- powiedział sam do siebie shinobi, po czym ruszył do siedziby płatnerzy, gdzie Gimbei mu wskazał. Kiedy tam dotarł, zapytał się ich ile dadzą za łuskę smoka. - A ile panocku? - zapytał starszy pogarbiony mężczyzna. - I jakiej maści? - Czerwony, czterdzieści sztuk- odpowiedział mu shinobi i pokazał jedną łuskę. - 5 od ednego. - Zgoda,- powiedział do niego Kei i wyjął z kieszeni 40 łusek smoka czerwonego. W zamian otrzymał po długim liczeniu 200 monet złoconych z nominałem smoka. - No cóż, skoro już zarobiłem, to pozostaje mi pójść do karczmy i poczekać na Gimbei’a- powiedział sam do siebie Kei. - Gdzie jest Szemrany Żuczek?- zapytał się pierwszej lepszej osoby. Po dość prostej odpowiedzi i wskazaniu kierunku trafił tam bez trudu. W karczmie było jak zwykle głośno. Wyglądała jednak inaczej niż wszystkie. Miejsca siedzące stanowiły ławy ustawione wzdłuż 2 długich stołów. Widocznie nie było przywiązania de tego kto gdzie siedzi. Było jeszcze kilak miejsc siedzących tuż przy ladzie baru. Z wyróżniających się postaci były. Mężczyzna siedzący prze barzePara siedząca na krańcu jednego ze stołów. Shinobi rozejrzał się po barze i lekko uśmiechnął. Przypomniał sobie co zrobił pierwszego dnia w Lofar, kiedy to szukał u białowłosego małego sparingu. Nudziło mu się wtedy, ale teraz było inaczej. Jak na razie miał dosyć po walce z smokiem i wolał odpocząć w ciszy, czekając na Gimbei’a. Dlatego tez usiadł przy barze i zamówił sake. Czekał dość długo w ciszy i spokoju popijając spokojnie swój trunek. W końcu dołączyli się do niego kompani. Jeden po jednej stronie i drugi po drugiej. Jednym był Gimbei. Drugiego wcześniej nie spotkał. . - Już jestem. Rumu. - Krzyknął do barmana. - 3 Piwa. Pracowity był dzień. - Uśmiechnął się drugi towarzysz. - To jest pan Gramon, o którym już wspominałem. - Miło mi poznać- powiedział do Gramona i wyciągnął w jego stronę rękę. TO samo zrobił z Gimbei’em i wytłumaczył mu o co chodzi w tym znaku. - Więc co jest takie tajne, że aż tutaj musimy rozmawiać? - Gdyby było tajne nie rozmawiali byśmy w tawernie. - Powiedział Gimbei trzymając kufel rumu przy ustach. - Nie jest to także dla uszu publiki - Powiedział Gramon tak samo trzymając pierwszy kufel przy ustach. Upił potężny łyk.- Gimbei. - Tak szefie. No więc bardzo lubię smukłe blondynki, takie cycate. - Powiedział na głos, po czym dołożył kufel do ust. i powiedział cicho - Mamy zdrajcę w oddziałach specjalnych. - Ha ha ha. Wiem co masz na myśli. Ale pamiętaj, ważniejsze od wyglądu są umiejętności. No i przydało by się by nie była zbyt chuda. - Zaśmiał się Gramon. I dołożył kufel do ust. - Chcę by zniknął bez śladu i po cichu. Wpierw jednak ma trafić w moje ręce. - Ale szefie to kwestia gustu. Ja wolę takie drobne. - Dopowiedział bez komentarza. Heh, teraz Kei zrozumiał o co im chodzi. O cichą eliminację. - Ale najważniejsze jest, aby była dobra w łóżku- odpowiedział im shinobi, po czym wziął łyka swojego trunku- Gdzie mam go szukać? - Wam to tylko jedno w głowie. A może zwrócilibyście uwagę na t czy potrafi gotować? - Łyk rumu - W tym właśnie problem. - To się rozumie samo przez się. Nowy ma jednak rację. To też powinna umieć. Poza tym im bardziej doskonałej szukasz tym mniej kandydatek znajdziesz Gimbei. - Przyłożył do ust drugi kufel.- My zajmiemy się stolicą. Gimbei miastem ja zamkiem. Tobie zostaje teren. - Staruszku. Tobie to chyba wszytko jedno z jaką pójdziesz do łóżka co? - łyk rumu - Najszybciej było by znaleźć naszego wywiadowcę. On powinien co nieco wiedzieć. Tyle że to będzie duży problem. Tym razem shinobi nie skomentował nic o dziewczynie. - Gdzie go znajdę? - No i co z tego. - Zaśmiał się gramon. - Rasa nie gra roli. Choć nie powiem że niektóre “egzotyczne” damy są bardziej kuszące. - Upił łyk - Północna Rubierz. Ale miał ostatnio wypadek. Ukrył się gdzieś i zalecza rany. Zdołał jedynie nas o tym poinformować. - Tu jednak przyznam ci rację. - łyk rumu. - Przyjdź do mnie do strażnicy ranem to dam ci listę tych których trzeba zbadać. - Wypił kufel do końca. - No panowie dobrze mi się tu z wami pije i gada. Obowiązki jednak same się nie wykonają. Czołem. - Odszedł od barku, płacąc na trunek. - Czasami nie można być wybrednym- odpowiedział mu Shinobi, uśmiechając się i kończąc swój trunek. Wyjął z kieszeni wystarczającą ilość pieniędzy, aby zapłacić za picie i zapytał się właściciela o wolny pokój na noc. W końcu musiał gdzieś się wyspać. Miedzy czasie odezwał się do Gramona. - Jutro udam się do tych północnych rubierzy i znajdę waszego człowieka, jak i go tutaj sprowadzę. Później zajmiemy się zdrajcą. - Wiesz co mówisz. - wziął do ust trzeci kufel - Nie musisz go sprowadzać. On jednak powinien wiedzieć kto jest zdrajcą. Po to właśnie masz go znaleźć. - Upił łyk - Sam byś poszukał jakiejś w twoim guście. - Jakoś mi się nie śpieszy- odpowiedział Gramonowi, co do dziewczyny. - Czas iść położyć się w końcu w wyrku. 3 dzień w podróży, jestem wykończony- odpowiedział mu. Kiedy się z nim pożegnał i dowiedział od karczmarza który jest jego pokój, udał się tam, aby położyć w łóżku i zasnąć. Karczma ta nie miała miejsc sypialnianych. Na szczęście karczmarz wysłał młodzieńca do noclegowni gdzie za opłatą 20 monet mógł spędzić noc. Spał w dużej sali z 30 innymi osobami. zabezpieczył się jednak wcześniej i schował swój dobytek. Noclegownia nie oferowała jadła. |
13-08-2013, 23:50 | #22 |
Reputacja: 1 | - Trochę za blisko. Ale trudno. Innym razem zobaczy się panoramę miasta. Chodźmy. Gramon ruszył przodem. Przywitał się ze strażnikami i wszyscy razem przeszli przez olbrzymie wrota miasta. Stolica była co najmniej 2 razy większa do Lofar. Olbrzymie miasto. Pełno śnieżno białych budynków i uliczek. Łatwo można się było zgubić. - Witajcie w stolicy! San Serandinas “Biały Pałac”. - Powiedział oficjalnie Gramon - A teraz za mną na targ. Nie zwiedzając zbytnio całości przeszli od razu na plac targowy. Duży plac wypełniony był najrozmaitszymi straganami i sprzedawcami. Rycerz podszedł do jakiegoś znajomego jemu mężczyzny. - Kopę lat. Staruszku. Jak życie. - Hej Gram. A leci... jak zwykle. Dzieci szaleją starucha marudzi. - Zaśmiał się - Z czym przybywasz? - Mam trochę rzeczy na sprzedaż. Łuski smoka skalnego i szpony. - Pokazał rozchylając worek.- I co myślisz? Starzec wziął jedną łuskę i uważnie się jej przyjrzał. - Lekkie i twarde zarazem. Ile? - 30 sztuk. 4 szpony. - Dało by radę i więcej. Są dość duże więc pewno dorosłego złapaliście. Hmm... po 10 od szponu i dajmy na to po 5 od łuski. Co ty na to? Gramon szybko przekalkulował wynik. - Do dwustu. - popatrzył na marines pytająco. - Hej, nie było tak łatwo go zabić - rzucił spokojnie Marine. - Powiedziałbym... 10 od łuski i 15 od szponu - Prawie podwoił cenę, ale miał zamiar tylko rozpocząć targowanie się od wyższej stawki. Spodziewał się uzyskać przynajmniej 7 od łuski i 12 od szponu. - Panie 10 od łuski to tylko szlachetne i w kiepskim stanie. Więcej niż 6 nie dam. Widzisz te szpony. Skalne smoki mają je zaniedbane. 10 to uczciwa cena. - Gramon dyskretnie wycofał się z linii sporu. - 7 od łuski i 12 od szponu. I dodatkowo umowa na wyłączność. - uśmiechnął się delikatnie - A przewiduję wiele możliwości handlu w przyszłości. Na początek, planuję zapolować na szlachetnego smoka w przeciągu najbliższych kilku dni. W zamian za lepsze ceny, będę sprzedawać swoje zdobycze u ciebie. Jak to brzmi? - Od razu widać żeś przybysz. Na szlachetne polować się zachciało. Ale skoro mówisz o wyłączności na trofea. hmm... 7 od łuski, na szlachetnego na razie nie liczę, ale jakieś poroże, albo futro by się zdało. 11 od szponu więcej nie dam. - A zatem mamy umowę - rzucił w jego kierunku marine - A teraz zadam pytanie, tak z ciekawości. Jak potężne są te smoki szlachetne że wszyscy mnie nimi straszą? W przypadku tego tu - wskazał na resztki ze skalnego smoka - nie zdołałem się nawet zmęczyć. - Są rzadko spotykane i niezwykle mądre. Podobno można z nimi nawet pogadać. A siła zależy od samego smoka. Szlachetny smok burzy nie dał by ci w ogóle zabawy. Zginął byś nim byś go zobaczył. Z metalicznymi czy krystalicznymi był by dopiero ubaw. Wiesz wędrowcze nic nie jest pewne. Co z tego że powiem “Czerwone są odporne na ogień” jak wyjdzie na to że go ktoś przemalował. Sam rozumiesz. - Wziął worek ze zdobyczą od Gramona. Po chwili przeliczania dał sakwę z 254 złoconymi monetami z innym emitentem. Smokiem oplecionym wokół miecza. - Aye. Ale ciągle wiem parę rzeczy o których ty nie wiesz, staruszku. - uśmiechnął się delikatnie - Potrzebuję funduszy, więc zapewne dostarczę ci parę szlachetnych smoków. - zaśmiał się cicho - Ale na razie... zadowolę się tym. - wziął do dłoni sakwę z pieniędzmi. - Dobrze się z tobą robi interesy. Prawdopodobnie zobaczymy się niedługo. - Z tobą też wędrowcze. Bywaj zdrów. - Gdzie teraz? - Zapytał Gramon gdy odeszli kawałek od stoiska. - Mówiłeś coś o magach którzy mogliby pomóc mi w kwestii moich mocy. - rzucił marine - Gdzie można ich znaleźć? - Avgadro. Największy z mi znanych. Jest... Powinien być na zamku, ale raczej cię nie przyjmie. Jest dość zamkniętą osobą. Z innymi trza by było poszukać. Może ktoś jest w koszarach, albo w świątyni wiedzy. Kto wie.., Jak się wam nie spieszy to zaciągnę języka w śród znajomych. Kaso wzruszył ramionami. - Jesteśmy o dwa dni do przodu dzięki moim mocom które oszczędziły nam na podróży. Możemy poświęcić nieco czasu. - zastanowił się przez moment - Poza tym, ciągle potrzebuję jeszcze jednej rekomendacji od członka oddziałów specjalnych. Może znajdziemy go przy okazji. - Pewnie tak. Powinien tu być co najmniej jeden oddział. Takie zasady. Hmm. Może też być ktoś w karczmie. Wasz wybór gdzie teraz się udamy. -Koszary są bezpieczniejszym miejscem na szukanie żołnierzy, którzy coś znaczą, a takich chyba szukamy. -Odezwał się milczący dotychczas admirał. Gramon wzruszył ramionami. - Trochę tu inna mentalność i specyfika osobista. - rzekł pół żartem pół serio. - a więc koszary? -Koszary.- Odparł zdecydowanie admirał. - Dobrze więc. Proszę za mną.- Przeszli kawałek wchodząc na górny dziedziniec. Później skręcili w drogę do zamku, a przed jego bramą w stronę wieży strażniczej. W środku dość obszernego pomieszczenia krzątało się spora liczba żołnierzy. Dało się wyczuć niemałe poruszenie. Gramon dłużej nie czekając zaczepił jednego z rycerzy. - Gimbei! - Czołem szefie. - uścisnęli sobie dłonie - Jak odpoczynek? - Jeszcze trwa. Mam w zapasie 2 dni. Trochę się odpoczęło. Wiesz jak jest. - zaśmiał się przyjaźnie. - Właśnie mieliśmy po ciebie wysyłać ludzi. - A co się stało? - Cofnęli ci urlop. - zaśmiał się młodzieniec - A tak na poważnie. - spojrzał ukosem na marines i skinął głową. - Spokojnie, oni są ze mną. A teraz powiedz spokojnie co się stało. - Księżniczka Uri zaginęła... - Gramon złapał się za głową. - Cholera. Jak i co na to król? - Spokojnie kazał jej poszukać bez wszczynania paniki. Zaginęła wczoraj. Jechała karocą w stronę karczmy. Prawdo podobnie wraz z obstawą zostali zaatakowani przez smoka. Gramon chwilę się zastanowił. - A teraz poproszę te drugie informacje... - Do zamku wrócił Nightfall i powiedział że podczas ataku... karoca była pusta. - Jak rozumiem informacja “non audivi”. - potwierdzające skinięcie głową, jako odpowiedź. - Dobrze tyle wystarczy. A teraz to po co tu przybyłem. Członkowie oddziałów specjalnych. - Charpa ma wolne. Yue jest w świątyni. Juto jak i reszta jest w mieście. Zajrzyj do karczmy. Tam powinna siedzieć Zero z nowym. Nobunaga mu chyba było. - Dzięki jeszcze tu zajrzę. Kaso potarł w zastanowieniu brodę. - Księżniczka... ta do której mieliśmy się zgłosić, nieprawdaż? - uśmiechnął się pod nosem - I po raz kolejny, złośliwość wszechświata zostaje udowodniona. Bo rzeczy po prostu nie mogłyby pójść po naszej myśli. - zawahał się na moment - Chcesz żebyśmy zajęli się tą sprawą? - To będzie zajmujące. Tak czy inaczej będzie trzeba się tym zająć. Nie ma pośpiechu. - ściszył głos - Pachnie mi to drugim dnem. - znów mówił głośno. - Na razie zajmijmy się własnymi sprawami. - Drugie dno... mówisz. - wymruczał pod nosem Kuroryu. Podejrzewał że wie o co chodzi, ale postanowił na razie milczeć. - W takim razie przejdźmy się po członkach oddziałów i znajdźmy sobie coś do roboty. Od kogo warto zacząć? - rzucił spokojnie kontradmirał. - Yue raczej odparła. Nie pogadacie sobie choć to czarodziej. Charpa sam słyszałeś. Możemy poszukać Juto i kogoś od niego lub po prostu zajrzeć do Zero. Tylko ciekawe z kim jest Juto? - Zero. Wiemy gdzie aktualnie przebywa, więc nie trzeba go będzie szukać. Jeśli niczego nie będzie mieć, zawsze można znaleźć Juto... - wtem marine przypomniał sobie o czymś ważnym - Ale najpierw... potrzebuję szewca. Takiego który będzie w stanie dla mnie przygotować pasujący but do garnituru. Wszystko wszystkim, ale o styl trzeba dbać. - Znów możemy wrócić na targ - uśmiechnął się - wydaje mi się jednak że odpowiednią odzież dostaniesz tutaj na górnym dziedzińcu. W końcu to teren szlachecki. Jest tutaj taki rodzinny zakład. Ubierają człowieka od stup aż po głowę. Jak mniemam najpierw tam zajrzymy ? - Z chęcią. Smok kosztował mnie buta; równie dobrze mogę go odkupić za zyski z niego. - rzucił, ruszając za Gramonem. Wyszli z koszar i wrócili na plac górnego dziedzińca. Można by to nazwać dzielnicą szlachecką. Mieszczanie ubrani byli tu stylowo, głównie w białe szaty. Przeszli jakimiś wąskimi uliczkami trafiając na szyld zakładu krawieckiego “Ariadna”. Oczywiście grupa weszła do środka. Pierwszym pomieszczeniem był hol, poczekalnia i recepcja w jednym. Po odgłosach dochodzących zza ściany wynikało że reszta pomieszczeń była terenem wykonawczym. W recepcji czekała starcza babcia, a w poczekalni młode dziewczę. Kaso wkroczył do zakładu spokojnie. Widząc oczekującą osobę, usiadł w poczekalni, zakładając na siebie nogi i krzyżujący ręce na piersi. Mógł zaczekać. Z zainteresowaniem obserwował obecnych, ciekaw czy zareagują na jego wygląd. Dziewczę wyraźnie się uśmiechnęło, w ślad za nią i Gramon. Po chwili zadzwonił dzwonek. - Nie musi pan czekać - powiedziała z przyjaznym uśmiechem wstając z miejsca. - Ja czekam tylko na odbiór. - Udała do recepcji w której czekały już na nią czarne kowbojki na obcasie z wyszytym wzorem kwiatów. Od razu zdjęła zastępcze pantofelki i przymierzyła zakup. Piękny dziewczęcy uśmiech wskazywał na jej zadowolenie. Przekazała recepcjonistce małą sakiewkę i udała się ku wyjściu. - Może pan tam podejść i życzę miłego dnia. - Powiedziała wychodząc. - I wzajemnie. - rzucił z delikatnym uśmiechem Kuroryu. Zbliżył się do recepcji. - Dzień dobry. - rzucił na powitanie - Byłbym zainteresowany kupnem pary butów. - Dzień dobry chłopcze. - odparł typowy głos babuleńki. - Jakie te buciki będą? Kuroryu schylił się, zdejmując ze stopy ocalałego buta. - Takie. - powiedział - Pasujące do garnituru. - Rozmiar ten sam czy nowa przymiarka ? Grawerunek, wyszycie, skóra? - dopytywała staruszka - Czarna skóra, bez żadnych dodatków. Ten sam rozmiar. - zastanowił się przez moment - Czy jest w stanie pani zaproponować coś co zdoła przetrwać eksplozję? - normalnie nie byłoby to dla niego problemem, ale brak niewrażliwość będzie mieć zapewne straszliwy wpływ na jego garderobę. - Stalowe buty strażników, ale też nie zawsze. - odparła ironicznie - Magdaleno!. Z bocznych drzwi wyszła zawołana kobieta. - Dzień dobry panom. Co masz dla mnie babciu? - odebrała od staruszki papier z notatkami i cały but. - Ten pan chce by wytrzymały wybuch. - Ha ha. Tego jeszcze nie słyszałam. - starała się powstrzymać śmiech. - Wybuch. Ha ha. No dobrze. Spróbujemy. Użyjemy utwardzanej skóry Rathalosa. Jest srebrna więc będziemy musieli ją przebarwić. Babciu podaj panu pantofle. - Przyjrzała się uważnie ocalałemu fragmentowi stroju. - Dobrze wyszyte. Nu nu nu nu. Ten już się na nic nie zda. - Wyciągnęła za pasa drobny nożyk i rozcięła cały but wzdłuż szwów. - No dobrze. To będzie hmm... dzień pracy. Jutro rano powinny być gotowe. Pan usiądzie zaraz kogoś przyślę na przymiarkę. Na czas pracy dostanie pan zastępcze obuwie. - Dziękuję za zrozumienie. - uśmiechnął się delikatnie - Eksplozje są dość częste w moim zawodzie. - usiadł z powrotem, ponownie zakładając nogę na nogę. Kobieta znikła za drzwiami, a po chwili wyszła z nich dziewczyna z jakąś taśmą w ręce. Uważnie zmierzyła całą nogę Marines i wróciła za drzwi. Po chwili wyszła z nową parą butów. Pasowały na nodze idealnie, tylko że były szare o drewnianej podeszwie. Dziewczynka grzecznie się odkłoniła i znikła zamykajac za sobą drzwi od zakładu. Kaso spojrzał na nie krytycznie. - Nie mój styl, ale jako przejściowe mogą być. - odwrócił się w stronę staruszki - W takim razie, zgłoszę się jutro po buty. Dziękuję za pani czas. - ukłonił się delikatnie. - Jutro z samego rana powinny być gotowe. Bywaj. - Odkłoniła się uprzejmie. - To gdzie teraz? - Zapytał Gramon po wyjściu z budynku. - Do karczmy, zobaczyć się z Zero. - rzucił spokojnie - Prowadź. Sprawnie powrócili na plac górnego dziedzińca, a z niego na na dolny dziedziniec. Tuż przy głównym placu znajdowała się karczma “Szemrany Żuczek”. Wewnątrz znajdowała się olbrzymia sala wypchana po brzegi ludźmi. Stoły były łączone razem, ale nikomu to nie przeszkadzało. Całej zabawnej atmosferze przygrywała muzyka fletów i lutni. Shujin zaczął rozglądać się po sali. -No więc, gdzie jest ten Zero?- Zapytał spokojnie. - Tam siedzi! - powiedział podchodząc miejsca przy którym siedziały 3 osoby. - Czołem wszystkim! - Powiedział donośnym uradowanym głosem. - Kopę lat. Zero! Charpa! A ty musisz być ten świeżak Nobunaga. - Ledwo 2 tygodnie Stalowy odparła dziewczyna ubrana na biało. Cieszę się że wróciłeś. - Miło cie widzieć~nya. - Powiedziała skromnie i dźwięcznie Catia. Mężczyna popatrzył z ukosa skinając głowę z grzeczności. - To są Kuroryou i Shujin. Moi towarzysze podróży. Kaso ukłonił się delikatnie. - Miło mi poznać. - rzucił. -Możecie mi mówić Daidaiwashi.- Powiedział z uśmiechem admirał. Dziewczęta ładnie się uśmiechnęły, natomiast mężczyzna zwyczajnie przytaknął. - Usiądźcie z nami. - Powiedziała ubrana na biało, z kwiecistą opaską na oko. - Jestem Zero , a to Charpa - Wskazała na Catię. - A to, jak dobrze zauważył nasz przyjaciel, jest nowy kadet Nobunaga. A więc staruszku co ci na duszy leży? - Spokojnie drogie panie. Na razie się napijmy i porozmawiajmy. Moja dusza może poczekać. Rati! - Zawołał kelnerkę. - 3 kule piwa. A dla panów? - Sake. - rzucił spokojnie Kuroryu - Muszę przyznać, jestem zaskoczony. - rzucił w kierunku Zero - W waszych siłach zbrojnych służy zaskakująco wiele kobiet. I wszystkie urodziwe. - uśmiechnął się delikatnie - Co tłumaczyłoby choć częściowo motywację Gramona do pozostania w nich... - wymruczał pod nosem. -Dla mnie też piwo. Na razie nic więcej. - Hai. - Powiedziała kelnerka i oddaliła się po zamówienie. Po chwili wróciął z tacą. Reszta osób przy stole miała już swoje wcześniejsze zamówienia. - Doprawdy. Ciekawe. - Obie panie uśmiechły się. - Motywację mówisz. A wspominał już jak przegrał ze mną pojedynek? - Zapytała zerkając na staruszka, który próbował ukryć swoje zawstydzenie za kuflem piwa. - To była dopiero walka~nya. - Skomentowała Catia. - Krótka walka~nyhi. - Dodała z przekąsem, rozbawiając tym samym Gramona. - Tak muszę przyznać to było krótkie starcie. - Uśmiechnął się. - Ale nie tak krótkie jak twoje walki Charpa. - Och? - zamruczał kontradmirał - Nie wspominał. - uśmiechnął się delikatnie - Przyznaję, jestem zaintrygowany. Gramon nie jest najpotężniejszym wojownikiem jakiego widziałem, ale nie należy też do najsłabszych. - jego uśmiech nieco się poszerzył i nabrał odrobiny drapieżności - Z chęcią ujrzałbym twoje zdolności w praktyce. -Właśnie, może mały sparing. Chciałbym porównać swoje zdolności z resztą tego świata. - Co ty na to młody? - Zwrócił pytanie w kierunku Nobunagi - Powalczymy poza miastem i zrobimy sobie tam ognisko. Ty pewno też chciałbyś się sprawdzić, albo chociaż rozerwać. - No w sumie. - Uśmiechnął się drapieżnie, a ręka powędrowała w kierunku rękojeści. - Co ty na to Zero? Przybysz jest BARDZO silny. - Trochę rozrywki nie zaszkodzi. Tylko poza miastem. - Popatrzyła na Catię. - Ja mam wolne~nya. Odpoczywam, ale mogę pooglądać~rrr. - Dobrze. Kuroryou dasz radę nas wszystkich przenieść? - Nie jednocześnie. - rzucił spokojnie - Muszę wszystko kontrolować, inaczej podróż mogłaby skończyć się dla was obrażeniami. - Uśmiechnął się złośliwie, popijając sake - Poza tym, nie chcemy rozleniwiać najlepszych żołnierzy króla. Stracisz formę jeśli wszędzie cię będę zabierać. - Hmm. Dobrze dajcie mi chwilkę. Zaraz wrócę. - Wypił na raz cały kufel i wyszedł z karczmy. Catia uśmiechała się pod nosem. - Cały Gramon. - skomentowała białowłosa. - Wesoła osoba. Tak jak mówiłaś. - Powiedział Nobunaga. - Nie wygląda jednak jakby wiedział tak wiele jak opowiadałaś. - Ma dużą wiedzę i doświadczenie. Może coś ci poradzi. Pewnie nie raz spotykał już mistrzów miecza. Zapytaj go jak wróci. A wy panowie. Jak wam podoba się ten świat? - Ach, niezwykle. - uśmiechnął się Kuroryu. - Żadnych morderczych szaleńców od 72 godzin, żadnej śmierci wśród moich towarzyszy, i żadnej dużej wojny w trakcie. Plus, wszędzie gdzie tylko się obrócę spotykam piękne kobiety. - mrugnął do niej. - W porównaniu z naszym ojczystym światem, ten to wakacje. - powiedział spokojnie i najzupełniej poważnie. -Sam nie wiem, dopiero przyjechałem.- Powiedział admirał z uśmiechem. - Cieszy mnie to. Może i wydaje się on nudny ale taki spokój to sama przyjemność. Zdarzają się tu drobne konflikty ale wielkich wojen już raczej nie prowadzimy. Zasługa Króla i innych problemów. - Uśmiechnęła się. - To że trafiasz na piękne kobiety to tylko cecha uroku osobistego i szczęścia. - odparła. - Większość hołoty okupuje teraz północną rubież lub włóczy się po różnych szlakach. - Zwykła kolej rzeczy. - Ha ha - Zaśmiał się donośnie młodzieniec - Z chęcią bym zobaczył tą całą hołotę o której mówisz. - Popił zamówione wcześniej sake. - Zgodzę się z panem pod względem pięknych kobiet. W moim świecie nie do pomyślenia było by kobiety walczyły, nawet te mniej piękne. Mogły co prawda dowodzić ale nie walczyć. Tu jednak jest inaczej, płeć nie robi różnicy. Liczy się serce. - zamyślił się. - Czy twoje słowa są podsumowaniem twojego spotkania z tamtą szermierz ? - wojownik się zawstydził - Widzicie panowie. Wystarczy jedna przegrana walka z kobietą, a mężczyzna od razu zmienia zdanie na ich temat. - Powiedziała złośliwie Zero. Kaso uśmiechnął się delikatnie - Choć czasami taki wizerunek może szkodzić. - uśmiech znikł na moment z jego twarzy - U nas w świecie istnieje taka właśnie kobieta, choć nie jestem pewny czy w dalszym ciągu kwalifikuje się ona do tego miana. Charlotte Linlin. - wzdrygnął się. - Jej reputacja wynika z olbrzymiej siły... jak również z faktu iż wymusza ona od krajów haracz w słodyczach. I regularnie wymordowuje te które nie są w stanie zapłacić. Och, i ma zły zwyczaj zjadania swoich podwładnych. - Uśmiechnął się ponownie - Nie ma nic złego w przegranej z kobietą. Oznacza to tylko tyle iż byłeś zbyt słaby żeby ją pokonać. A na to jest tylko jedno rozwiązanie. - upił łyk sake - Stać się silniejszym. - Jest jednak pewna granica tego co może osiągnąć jeden samotny wojownik. - Powiedziała jakby w myśl dokończenia sentencji - Choć wśród mistrzów miecza jest to dość wysoka granica. - Po żyjemy zobaczymy. - upił łyk sake - Przegrałem raz, przegram i kolejny. Ważne by wciąż dążyć do celu i kroczyć z honorem. - Ona rozłożyła cię jednym cięciem~nya. - Powiedziała Charpa rujnując doniosły nastrój. - Przybysze są tacy zabawni~nya. - Kidy ona ostatnio przegrała? - Zapytał z ciekawości młodzieniec. - Miesiąc temu. Walczyła ze smokiem emm.. Tym z północnej rubieży. Wiesz o kogo chodzi. - I jak ? - Może nie do końca przegrała, ale nie mogła wygrać. Była to jej drugi pat od kiedy wstąpiła do oddziałów specjalnych. Za pierwszym razem było podobnie. A jeżeli pytasz o bilans. W takim razie żadnej walki nie przegrała na wszystkie jakie miała. Ponad tysiąc nie licząc. - Szermierz się zawstydził. - Nie przejmuj się to wyjątkowa wojowniczka. Kuroryu zaśmiał się cicho. - Przypomina mi Mihawka. - powiedział do siebie - Cholera, spodobałoby mu się tu. Miło wiedzieć że nie tylko nasz świat posiada ludzi o tak potwornej sile. - Gdzie tam potworna~nya. Mam po prostu talent~nyhihi Ucieszył mnie ten pat. On był o wiele ode mnie silniejszy jednak nie chciał walczyć~nya. - Smok Północnej Rubieży. Zapamiętam. Może i ja się z nim spotkam. - Szkoda czasu. Nie jest szermierzem. Poszukaj kogoś w swojej klasie. Tak będzie dla ciebie najlepiej. - To może ten Mithawk? Dobry był by z niego przeciwnik ? - Mihawk? Dracule “Taka no Me” Mihawk jest najpotężniejszym szermierzem mojego świata. Widziałem jak pojedynczymi cięciami przecinał góry i okręty z odległości kilkuset metrów. Widziałem również jak zmasakrował armię liczącą pięć tysięcy osób, wychodząc z tego bez zadrapania. - Pokiwał spokojnie głową - Jeśli zdołałbyś zdobyć jego szacunek, byłby z niego bardzo dobry przeciwnik. Jeśli nie, to zapewne nie pożyłbyś dość długo by zrozumieć że nie udało ci się zdobyć jego szacunku. Nie widziałem żeby ktokolwiek zdołał go zranić, a co dopiero pokonać. Młodzieniec chwilę się zamyślił. - Nie wiesz może czy jest w tym świecie? Bo jak na razie to tylko 10 Mistrzów miecza zajmuje pozycję najsilniejszych. Ta z którą walczyłem była zdaje się trzecim mistrzem. Poziom o wiele dla mnie za wysoki. Aktualnie poszukuję kogoś z dołu “listy”. Marine parsknął śmiechem. - Mihawk nie jest tak dokładnie z dołu listy. Nosi tytuł najsilniejszego szermierza na świecie głównie dlatego że nikt go nie pokonał w pojedynku. Nigdy. Od ponad dwudziestu lat. - zastanowił się przez moment - Z drugiej strony, jest najmniej prawdopodobne że cię zabije. Od paru lat szuka rywala który będzie stanowić dla niego godnego przeciwnika, więc przestał zabijać swoich co lepszych przeciwników. Zaś na temat jego obecności w tym świecie... nie wiem. Na pewno wkroczyłby tu gdyby miał okazję, ale nie wiadomo czy ta okazja mu się trafiła. - Nie rywalizuje o tytuł mistrza. - Powiedział głos kogoś zza pleców Kuroryou - Stoczył pojedynek z Legendarnym pierwszym mistrzem. Po walce postanowił pozwiedzać ten świat i odpocząć. - Rozmówcą był młodzieniec o biało czarnych włosach, z czarnym mieczem na plecach. - Może się do nas dosiądziesz - Zwróciła uwagę Zero - Widzę że mógł byś dołączyć się do rozmowy. - Nie. Dziękuję pani za zaproszenie, ale na mnie już czas. - Kim jesteś? - Zapytał Nobunaga - Luven Tanebris. Aktualnie dziewiąty mistrz miecza. - Walcz ze mną! - Powiedział bez zastanowienia młodzieniec. - A potrafisz przeciąć cień ? - zagadkowe pytanie - Nie teraz. Nie dziś. Może w przyszłości szermierzu. Podszkol się. Walki o tytuł mistrza polegają na niezwykłych umiejętnościach i stylach. Miłego dnia. - ruszył w kierunku wyjścia. - Panie Tenebris. - Rzucił do niego Kaso - Jedno pytanie. Kto wygrał? Gdy najlepsi z obu światów spotykają się w pojedynku, jest to dobrym porównaniem tego co czeka nas w przyszłości. - Po ustaleniu zasad pojedynku... zakończył się on remisem. - zatrzymał się - Tylko kilka osób widziało tą walkę. Nikt jednak nie mówi, która ze stron była silniejsza. Sam znam to jedynie z opowieści innego mistrza. Wiem jednak, że to był pojedynek serc. Najwięksi z największych. Honor i szacunek. - Znów ruszył, tym razem znikając za drzwiami. - Luven Tenebris. - powiedział do siebie Nobunaga - Zapamiętam. - Pojedynek pierwszego mistrza. Zaskakujące i na pewno wielkie widowisko. - powiedziała Zero - Wiadomo już kto jest tym pierwszym mistrzem ? - To wie tylko bieżący mistrz. Zwany drugim. - młodzieniec pokręcił przecząco głową. - Panie Kuroryou. To był ktoś z waszego świata ? Ten młodzieniec? - Nie jestem pewien. - rzucił spokojnie marine - Jeśli jest z naszego świata, to był raczej nieznany, nigdy o nim bowiem nie słyszałem. Jest możliwe że po prostu nigdy nie zrobił niczego wartego uwagi, trenując i nie interesując się światem zewnętrznym. - wzruszył ramionami - Jestem bardziej zaskoczony tym co powiedział. Remis. Dracule Mihawk zremisował. Pierwszy mistrz, kimkolwiek jest, zasługuje na najwyższy szacunek z racji swoich zdolności. - Zdawał się zwracać szczególną uwagę na palto twojego kolegi ~nya. - powiedział siedząca w ciszy Charpa - Dracule Mithawk. Z tą osobą też będę musiał się spotkać. Ehhh. Ten świat jest niezwykle interesujący i zajmujący. A właśnie do dokąd poleciał ten staruszek? - Do naszego przyjaciela. Tylko on jest w stanie się z nim dogadać. - Raczej męczy go prośbami aż ten ulegnie ~nya. - … - Kuroryu przez moment milczał bardzo wymownie. Jeśli to co mówili było prawdą, najprawdopodobniej był to pirat. Możliwe że on również powinien z powrotem założyć swój płaszcz... - O jakim przyjacielu mówimy, jeśli można spytać? - Yue. Milczący mag. Wyjątkowa osoba, choć dość ciężko do niego trafić. W sensie znaleźć z nim wspólne fale. Chyba jedynie 3 osoby to potrafią. Król i księżniczka z racji stanu i szacunku, oraz Gramon z racji charakteru. O wilku mowa. Do karczmy wrócił rycerz. Na ponowne powitanie wypił jednym tchem drugi, czekający na niego, kufel piwa. - Ach. Miód na moje spragnione gardło. - dosiadł się do grupy. - Sprawa załatwiona. Nie ma jednak pośpiechu. Możemy jeszcze chwilę porozmawiać, a ja odsapnę. - Mówiłem. Za dużo przenoszenia się z miejsca na miejsce, a za mało maszerowania. - uśmiechnął się delikatnie. - Wiecie, tak mnie ciekawi jedna rzecz. - pogładził brodę w zastanowieniu - Kogo uznalibyście za najpotężniejszą osobę tego świata? - Z tego świata czy w tym świecie? - dopytała Zero. - Oba. - rzucił spokojnie - Trzeba patrzeć jak najwyżej. Chcę wiedzieć kto może być najpotężniejszy z tych kogo przyjdzie mi spotkać. - Nobunaga. - zaczeła zero. - Pierwsza trójka mistrzów miecza. Choć ci którzy kwalifikują się do dziesiątki nie są wcale słabi. No i może ten Mithawk. - Charpa - Smok z północy~nya. Gramon chwilę się zastanowił. - Roku Druuu ? - Nhym a dokładniej Roku D. Ryou. Dobrze zapamiętałam~nya. - Gramon - ciągnęła dalej Zero - Ja to bym pomyślał o każdym z krajów. Na pewno Charpa, może i Yue, władca pustyni, któryś z nordów kraju lodu. O przystani za wiele nie wiem, tak samo jak pod barierą. W kraju gór też by się ktoś znalazł. A twoja opinia Zero? - Od naszego świata zaczynając. Avgadro jako najsilniejszy mag. Wojowników mamy wielu, ale ciężko stwierdzić który jest najsilniejszy. Z pewnością Charpa była by w czołówce. Na północy zgodzę się z Gramonem, władca kraju wiatru lub któryś z jego sługusów. O kraju gór, przystani i klifie nie wypowiem się. Kraj lodu to bezspornie najsilniejsi wojownicy. No i oczywiście mistrzowie miecza. - upiła łyk trunku z swojego kufla. - Jeszcze jest las moi drodzy. Garet - leśny łowca, lub ktoś podobny z tamtych stron. Żartobliwie można dodać jeszcze księżniczkę Uri. - A teraz przybysze. - powiedział gramon. - Coś się zmieniło ? - Nic. Wielką trójką są z pewnością: Smok, Wulkan i ten nieznany. Nie mniej jednak jeszcze są oni. - Uverworld~nya. - Tak. Uverworld. Można ich nazwać najsilniejszą grupą przybyszów. Szczęśliwie jednak nie podejmują aktualnie żadnych działań. - D. Ha! - rzucił Kuroryu - Ten na pewno pochodzi z naszego świata. - upił łyk sake - Kim są Uverworld? Wiele się o nich słyszy, a mimo to nie wydają się za wiele robić. Jak zdołali zyskać taką reputację? - Słyszałeś o bramie Lofar? O Bramie Piekła, lub kto woli Czarnej bramie? - Słyszałem. To brama która podobno odpowiedzialna jest za sprowadzanie przybyszy do tego świata. Wiele więcej nie wiem. - Uverworld ją stworzył zyskując tym samym rozgłos za wprowadzenie chaosu. Jedna z bram Lofar został zniszczona przez ich członka. To nie było silne uderzenie, zwykłe puknięcie a mur rozleciał się jakby to były zwykłe dziecięce klocki. Choć tak na prawdę wiele nie osiągnęli to zadomowili się w tym świecie. Podobno ich wywiad ma zasięg całego kontynentu, a przy najmniej wszystkich krajów. - Słyszałem kiedyś opowieść od pewnego bajarza o osobie która podszywała się pod nich. Udawał ich członka by siać terror. Bajka kończy się dobrze. Trup uzurpatora zawisł na drzewie, wraz z informacją że był oszustem. Kto jak i gdzie go wykończył nie wiadomo. Jedynie tyle że informacje podpisał uverworld. - opowiedział Gramon. - Chwilowo na coś czekają. Może zbierają siły albo co. - Tego raczej na razie nie przyjdzie się nam dowiedzieć - Myśleliście może o założeniu kontr organizacji? Kogoś kto byłby w stanie się im przeciwstawić jeśli kiedykolwiek obrócili się oni przeciwko wam? - Król nic takiego widocznie nie planuje. Wystawił tylko oficjalnie listy gończe za prośbą pozostałych królów. Choć w sumei mało kto byłby w stanie się im przeciwstawić. - To nie do końca prawda. - Powiedział Gramon - Po pierwsze nie wiemy kim są członkowie Uverworldu, z jednym wyjątkiem. Po drugie wiemy że Smok i Wulkan nie są członkami tej organizacji. Jednak nie pracują dla nas, ale gdyby udało się ich napuścić na wspólnego wroga... - Upił łuk piwa. - Jednak pozostaje sprawa dezinformacji. - podsumowała Zero - O nich też za wiele nie wiemy. - Wygląda na to że faktycznie potrzebuję odzyskać pełnię swojej mocy. - rzucił jak gdyby do siebie Kaso, po czym dopił sake - Wtedy prawdopodobnie mógłbym zdjąć dużą cześć Uverworldu sam. - zaśmiał się cicho - Interesujące. Wygląda na to że nawet w tym świecie znajdą się osoby zdolne mnie pokonać. I dobrze. - No dobrze. Myśmy pogadali, posiedzieli to trza się teraz rozruszać. - Gramon wyciągnął swój runiczny sztylet i wbił go w stół - Zapraszam na pokład. - dopił piwo i dotknął sztyletu. - No dalej wy też. - W ślad za nim sztyletu dotknęła Zero, później Charpa. - Jak się pobawimy to będę miał tą sprawę od serca. - mrugnął do białowłosej. Kuroryu również dotknął sztyletu, bez słowa. Tak samo jak Nobunaga i Daidaiwashi. - Runic Art Transfer! Po wypowiedzeniu tych słów wszyscy, którzy trzymali sztylet zniknęli z baru. Pojawili się spory kawałek na zachód od miasta. Spora przestrzeń, łąki, szlak i las. Nad i za lasem widać było fragment czegoś w kształcie olbrzymiej lekko przezroczystej kopuły. - Drogie panie, panowie jesteśmy na miejscu. Zachodni szlak prowadzący do przystani. - Wszyscy puścili sztylet który zastał schowany do pochwy na nodze. - Tutaj możemy w spokoju powalczyć. Kuroryu otrząsnął się delikatnie, i uśmiechnął. - A zatem, kto chce zacząć? Jestem otwarty na propozycje. - rzucił spokojnie. - Silny jest? - zapytała Gramona Zero - Bardzo. Możliwe że przegrasz. Choć może młodemu damy powalczyć? Nobunaga umiesz może odbić światło?- Chłopak chwilę się zamyślił. - Jeżeli trafiło by na miecz może bym je skierował gdzie indziej, ale raczej czegoś takiego jak rozcięcie światła nie potrafię. - No dobra. Twój wybór Kuroryou. Droga dama czy młodzieniec? - Panią należy się pierwszeństwo. - rzucił do Gramona i uśmiechnął się delikatnie - Poza tym, sądzę, z tego co słyszałem, że Daidaiwashi-san będzie lepszym przeciwnikiem dla Nobunagi. - Jak nie młodzik to sam się z nim zmierzę. Zero panie przodem. A my. - Usiadł na trawie i kazał pozostałym być w jego pobliżu. Wbił runiczny sztylet w ziemię. - Runic art Zone! - Siedzących otoczyła przezroczysta bariera. - Możecie zaczynać. - Zanim zaczniemy, chciałbym ustalić jedną rzecz. Jak bardzo mamy się wstrzymywać? - zapytał Zero spokojnie - Jeśli będę walczyć jak walczyłbym z normalnym przeciwnikiem, zapewne spowodowałbym u ciebie trwałe okaleczenie. Albo śmierć. - Jeżeli jesteś tak silny jak mówisz to ja się nie muszę wstrzymywać. A ty hmm. Zrób co uznasz za stosowne. Chyba że wybierzemy jakieś inne warunki zwycięstwa. Np. wyjście z okręgu, pierwsze trafienie czy coś podobnego.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas. Niccolo Machiavelli Ostatnio edytowane przez Darth : 15-08-2013 o 15:38. |
13-08-2013, 23:52 | #23 |
Reputacja: 1 | - Nah. Preferuję proste warunki zwycięstwa. Osoba która podda się jako pierwsza, bądź straci przytomność przegrywa. Jak to brzmi dla ciebie? - zapytał marine. - Prosto. Choć wolała bym tylko poddanie się. No dobrze możemy zaczynać. - Wyciągnęła swój miecz i zacisnęła stalową rękawicę na lewej ręce. - A zatem zaczynajmy. - Rzucił Kaso... i zniknął by po mniej niż ułamku sekundy wyprowadzić potężne kopnięcie z prędkością światła prosto w brzuch kobiety. - Delikatny jesteś! - Odparła z sarkazmem lądując parę metrów dalej. Musiała jednak ukucnąć na jedno kolano. - Takie napięcie mięśni, o tak wczesnej porze. Aua. - Machnęła ostrzem przed sobą, tak że w stronę Kasou poleciał powietrzny strumień. Na wysokości brzucha. - Oy, oy. To była tylko próba. - Uśmiechnął się delikatnie, teleportując się kilka metrów w bok, usuwając się z drogi fali. - Jesteś silnym przeciwnikiem. Brakiem szacunku byłoby zbytnie wstrzymywanie się. - Wystawił palec i wystrzelił z niego laser, celując precyzyjnie w ramię, tak by ominąć wszystkie ważniejsze organy, oraz kości. Wolał nie dawać swojej przeciwniczce żadnych ran które byłyby trudne do wyleczenia. Wojowniczka nie wstawiając wyprostowała lewą rękę w kierunku skierowanego w nią palca. Rozprostowaniem dłoni, dokładnie w tym samym momencie co wystrzał lasera, posłała w kierunku przeciwnika szybki impuls. Rozpraszając laser i odrzucając Kuroryou na kilka metrów w tył. Sama jednak odskoczyła do tyłu. - Istny dżentelmen. - Zawsze. - rzucił uśmiech w jej kierunku. Teleportując się w czasie lotu w tył, stał już na nogach. - Ama no Murakomo. - rzucił składając dłonie i rozkładając je, ujawniając potężny miecz z czarnego światła. Teleportował się tuż przy niej, wyprowadzając potężny cios znad głowy. - Poza tym, inaczej mógłbym cię znudzić, a gdzie w tym zabawa? - powiedział do niej z góry. Cięcie zostało zablokowane jej mieczem. Płynnie wyszła z zwarcia posyłając w piruecie tnący strumień. Rozcinając jedynie fragment marynarki. Przystanęła w bezpiecznej odległości zaciskając stalową pięść i stawiając ostrze w wygodnej pozycji. - Zabawa. Tak. Nie jestem jednak amatorką walk. Jednak dla sportu, zdrowia i kondycji lubię je. - Och, zgadzam się. To trening, nie staramy się zabić siebie nawzajem. - Uśmiechnął się delikatnie - Ale mimo wszystko nie mogę po prostu pozwolić ci wygrać. Wtedy niczego byśmy nie wynieśli z tej konfrontacji. - Zauważył rozciętą marynarkę i westchnął. Wyglądało na to że poniesie jeszcze więcej kosztów. Rzucił okiem w kierunku swojej przeciwniczki. Teleportował się tuż za jej plecami i przeprowadził delikatne i precyzyjne, niemożliwe do zauważenia z powodu szybkości cięcie, przecinając ubranie swojej przeciwniczki, ale nawet nie dotykając skóry. Po ataku teleportował się parę kroków do tyłu, i przyjął pozycję do bloku, gotów uciec z drogi nadchodzącego ataku z pomocą teleportacji w każdej chwili. - Teraz jesteśmy kwita. - rzucił do niej z uśmiechem. Białowłosa nie ruszyła się. Uważnie obserwowała gdzie i jak oddala się przeciwnik. Czekała. Po chwili znów wypuściła lecące cięcie i powróciła do wybranej pozycji. - Nie liczę że wygram. Skoro staruszek mówi że przegram to pewnie tak będzie, ale nie zamierzam tak łatwo odpuścić. - I tak trzymać! - rzucił do niej Kuroryu, teleportując się pionowo w górę, unikając jej ataku. - Doceniam każdego przeciwnika który staje naprzeciwko mnie z taką ambicją. - z jego nogi wystrzelił laser, uderzając kilka metrów w bok od białowłosej i powodując potężną eksplozję. Kaso miał zamiar użyć jej by wytrącić kobietę z równowagi. Obłok eksplozji zakrył miejsce w którym była wojowniczka. Gdy opadł wojowniczka stała w nie zmienionej pozycji i najwidoczniej wybuch jej nie dotknął. Stała i czekała. - No, no, no. Jestem pod wrażeniem. Ale... - następne słowa wypowiedział już za jej plecami - zastanawiam się jak długo zdołasz blokować moje ataki. - Gdy tylko się odwróciła wyprowadził następne kopnięcie z prędkością światła w jej brzuch, tym razem jednak wzmacniając je haki. Niespodzianka dziewczyna wypuściła broń w momencie w którym wojownik zniknął. Gdy tylko pojawił się za jej plecami wykonując kopnięcie była gotowa. Chwyciła go za nogę unosząc się na niej. Sparowała tym samym cześć siły. Następnie wyprowadziła impulsowe uderzenie prosto w jego twarz. W po uderzeniu puściła nogę by nie odlecieć razem z nim i znów chwyciła za miecz. - Na odległość raczej sobie z tobą nie poradzę. - uśmiechnęła się. - Ciągle przyzwyczajam się do bycia uderzanym tak często. - rzucił do niej Kuroryou również się uśmiechając - To był naprawdę dobry ruch. Ciekaw jestem... - ponownie teleportował się za jej plecy - czy zdołasz ją powtórzyć. - gdy tylko dziewczyna odwróciła się by ponownie sparować kopnięcie, zamiast niego ujrzała dwa palce na wysokości jej twarzy, z których wypłynęło oślepiające światło. Ułamek sekundy później poczuła ostrze miecza na swojej tętnicy szyjnej. - Poddaj się. - usłyszała spokojny głos Kaso. Z jej dłoni wyleciał miecz. Stała prosto nie wykonując żadnych zbędnych ruchów. Lekko otworzyła usta nabierając powietrza. I... potężny ryk wydobył się z jej ust. Ryk bestii. Smoka ? Miecz w jednej chwili uległ rozproszeniu hałas był tak duży że gdyby Kasou nie użył Busoshoku , bębenki w jego uszach mogły by pęknąć. Mimowolną jednak reagcją na hałas było przyłożenie rąk do głowy. Mimo iż nie było to potrzebne. Chwilę później widział jej dłonie przyłożone do jego dłoni na głowie i jej czoło na swojej twarzy. Poczuł pulsujący ból w okolicy nosa. - Tak na dziś już wystarczy. I tak już dużo pokazałam. - odparła z zadowoleniem chowając miecz do pochwy. - To było dobre starcie. Jestem uradowana. Jednak tak jak mówił staruszek. Nie była bym w stanie wygrać. - Wzajemnie. - rzucił z uśmiechem Kuroryu. - Muszę przyznać, zaimponowałaś mi. Widać z urodą idzie w parze siła. - westchnął - A ja ciągle nie jestem dość dobry. Powinienem być w stanie sparować ten twój ostatni cios. Zabawny uśmiech namalował się na jej twarzy. - Jeżeli nie zakrył byś uszu może by ci się udało. Choć to co zrobiłam miało właśnie to na celu. Teraz możemy przekazać pałeczkę towarzyszom. - Właśnie o to chodzi. Nie było potrzeby bym zakrywał uszy. - uśmiechnął się do niej - Dawno nie widziałem walki Shujina. To powinno być interesujące. - zawahał się na moment - Powiedz mi proszę, Zero, jak dobry jest według ciebie Nobunaga? - zapytał, wyraźnie będąc czymś zmartwiony. - Ma on jakieś drobne doświadczenie, ale... nie wydaje się być niezwykle silnym. A jak walczy twój przyjaciel ? - Jego zdolności dają mu kompletną kontrolę nad grawitacją. Nauczył się to wykorzystywać w bardzo kreatywny sposób. - zawahał się ponownie - Odpowiedz mi szczerze na to pytanie. Uważasz mnie za potężnego przeciwnika? - Bardzo silnego, ale... potęga to coś więcej. Coś co da się odczuć po samym spojrzeniu na przeciwnika. - Przeczesała włosy i poprawiła opaskę na oku. - Przynajmniej tak uważam. - Zgadzam się z tą oceną. - kiwnął głową - Masz rację. Ja posiadam u nas, w naszym rodzimym świecie, rangę kontradmirała w naszym systemie wojskowym. Rangi te przyznawane są na podstawie siły i doświadczenia danej osoby. Moja ranga jest czwarta na dziewiętnaście. A w moim świecie byłem potężniejszy niż jestem tutaj. Shujin-san dzierży rangę Admirała. Jest ona druga na dziewiętnaście. I najwyraźniej nie stracił nic ze swej potęgi. - spojrzał na nią poważnie - Ten człowiek mógłby zabić nas wszystkich gdyby chciał. Ja z całą pewnością nie zdołałbym go pokonać. Wiesz do czego dążę, prawda? - Nie wydaje się jednak potężny. - Popatrzyła na drugiego marines - Może i jest silniejszy od ciebie ale to wciąż nie potęga. Może wynika to przez jego charakter, a może... - Chwila ciszy. - Nobunaga na pewno sobie nie poradzi. Chodzi nam jednak o to by walczył i zdobywał doświadczenie, oraz pokazał na ile go stać. - Bardziej chodzi mo o to że zapewne nie będzie w stanie wstać po tej walce. - zaśmiał się cicho Kaso - Postaram się przekonać Admirała by nie wykończył chłopaka jednym ciosem. - westchnął pod nosem - Wiem co masz na myśli mówiąc o potędze. Twoje słowa przypomniały mi o Trzech Admirałach. Sądzę że to o nich można powiedzieć iż są prawdziwie potężni. - Potęga. - Powiedziała do siebie zaciskając stalową pieść przed swoja twarzą. - To nie tylko dar, to także klątwa. Im jest się silniejszym tym więcej traci się szczęścia. Chyba że... - Uśmiechnęła się - ... jest się zabawną osobą. Ten cały Smok. Roku to przybysz z waszego świata ? - D. Imię złożone z jednej litery. Pochodzą z naszego świata. - uśmiech. - W takim razie Garu D. Szakal też był by od was? - zapytała dla pewności. W umyśle Kasou zaczęło kołatać się znajome imię. Był pewny to był Marines. - Hmm... A może Monkey D. Garp? - zapytał. Wyglądało to na zbieg okoliczności, ale mogło być prawdą. - Nie słyszałam ale ma D. Z pewnością ten Szakal też będzie od was. Ty jednak nie masz D.? - D. jest... specjalne. Mało wiadomo o ludziach którzy je posiadają. Trudno również wskazać w stosunku do nich jakiś wzór. - westchnął - Wielu z nich było również straszliwymi przestępcami. Marines, w tym ja, nauczyli się być niezwykle ostrożnymi w stosunku do nosicieli tego inicjału. - rzucił, spokojnie. - Rozumiem. Dobrze może usiądziemy obok reszty i damy wolną drogę twojemu przyjacielowi i temu młodzikowi? - Czemu nie. Poza tym, daje mi to okazję do spędzenia nieco czasu w twoim towarzystwie, nieprawdaż? - zaśmiał się cicho - Swoją drogą, co możesz mi powiedzieć o tym Szakalu? Wydaje mi się że znam to imię, ale nie mogę go dokładnie umieścić w pamięci. - rzucił do niej, powoli wracając do miejsca w którym siedział Gramon. - Niewiele. Spotkałam go przypadkiem, podczas zwiadu. Dziwna osoba, ale sympatyczna. Jest strzelcem. Tak określamy osoby posługujące się bronią dystansową. Nosi czapkę z... szopa. - Zrobiła dziwną minę, patrząc na strój Kasou. - Jest cały zarośnięty. Jak wyszedł z krzaków to jeden z moich podkomendnych zaczął uciekać krzycząc “niedźwiedź”. - Zaśmiała się. - Hmm. - uśmiechnął się delikatnie - Możliwe że wiem o kogo ci chodzi. Był taki kapitan u nas, w marines. - Zastanowił się przez moment - Dziwne, pamiętam że zniknął ponad dwadzieścia lat temu. Może wylądował tutaj? - uśmiechnął się w jej kierunku - Brzmi jak D. Garp-san jest bohaterem dla naszych szeregów... co zapewne umożliwia mu jego zachowanie. Pamiętam że raz zasnął w połowie bitwy, starając się pobić wrogiego dowódcę w konkursie jedzenia ciasteczek dla psów... - uśmiechnął się kierunku wspomnienia. Znów się zaśmiała. - Zabawne. Mało miałam ostatnio okazji posłuchać takich opowiastek. Przydał by mi się odpoczynek. Może jak Gramon zaciągnę się pod przystań jako straż graniczna. Siedział staruszek w lesie przez cały miesiąc. Jak wrócił pozwolono mu na tydzień odpoczynku. - Wiem co masz na myśli. - westchnął - Tak właściwie to nie miałem chwili wolnej od przeszło dwudziestu lat. Na zmianę trenowałem i walczyłem. - potarł w zastanowieniu brodę - Mnie też przydałoby się nieco odpoczynku... - W tym miejscu masz ku temu dobrą okazję. Mało jest problemów które trzeba wykonywać siłowo. Tak z ciekawości co byś zrobił gdybyś spotkał tutaj swojego wroga. Powiedzmy nie jakiegoś zagorzałego? - Usiedli na trawie obok Gramona. - Wasza kolej powiedziała. - Wiesz... - powiedział cicho - nie zastanawiałem się nad tym. Są tacy którzy nie zasługują na przebaczenie. - rzucił twardo Kaso - Takich zabiję bez litości gdy tylko ich spotkam. Z drugiej strony. - westchnął - W moim świecie obowiązują proste zasady. Jeśli pirata się nie zabije albo nie wsadzi do więzienia, w końcu zacznie stanowić problem dla świata. - popatrzył w dal - Tutaj nie ma takiego zagrożenia. Przynajmniej na razie. Powiedziałbym... - zawahał się przez moment - jak długo nie szkodzi niewinnym, ani moim towarzyszom, nie mam nic przeciwko niemu. Przynajmniej w tym świecie. - W takim razie jeżeli nie spotkasz nadgorliwca. Masz wolne. - uśmiechnęła się. - Co ty na to Gramon? - A o co pytasz? - O piratów. - Napił bym się z nimi, ale wydaje się ze wszyscy są aktualnie w przystani. No chyba że któryś z przybyszów. - Tobie tylko alkohol w głowie. - Nie tylko... - oburzył się staruszek - Jeszcze kobitki - uśmiechnął się. - Chyba brak ci ostrego rznięcia. - na te słowa Charpa zachłynęsła się powietrzem i dostała napadu kaszlu. Choć dźwięki jakie wydawała brzmiały jak słodkie pomiaukiwanie. - No już spokojnie dziecinko. - przejechała dłonią po jej włosach zjeżdżając po plecach aż do tali. - Biorąc pod uwagę jak patrzy na każdą przechodzącą kobietę, wcale bym się nie zdziwił. - powiedział cicho pod nosem Kaso - Może coś do picia, na przeczyszczenie gardła? - rzucił niewinnie w kierunku Charpy - Słyszałem że takie ataki kaszlu są niezdrowe. - uśmiechnął się pod nosem. - Nyee Już mi lepiej~nya. - Nie prawda. - Powiedziała Zero łapiąc ją do tyłu i wtulając się w nią jak w małe dziecko. Charpa wydawała z siebie słodkie odgłosy. - Pozwólmy gołąbeczką się poprzytulać. - Powiedział staruszek. - To takie miłe dla oka. Takie spokojne chwile to właśnie to co lubię. Niedługo będę musiał wrócić do służby. - Powiedział ciszej do Kuroryou by nie przeszkadzać dziewczynom - Dalej będziecie podróżować już sami. Choć podróżować to raczej złe słowo. - uśmiechnął się. - Mogę w dalszym ciągu liczyć na ciebie w kwestii rekomendacji, prawda? - rzucił równie cicho Kuroryu - Swoją drogą, po powrocie możesz przedstawić mnie Yue. Przydałaby mi się opinia maga na temat tego co się dzieje z moimi zdolnościami. - zaśmiał sie krótko - Poza tym, kto wie? Może zdarzy się nam jeszcze ze sobą pracować. - rzucił spokojnie. - O Yue się nie martw kolejny transfer właśnie do niego nas przeniesie. to w sumie dzięki niemu tak szybko tu się znaleźliśmy. Jak już wspominałem może on spojrzeć na twoje zdolności jednak raczej nic ci nie poradzi. A co do rekomendacji pewnie dostaniesz ją od Zero. Jeżeli jednak nie chcesz nic dostać za darmo możemy poszukać jeszcze Juto. Choć i tak nic nie załatwimy bo... - Hmm? - zapytał, zaskoczony nagłą pauzą. - Królewna Uri. - te dwa słowa i wszystko stało się jasne. - Ach. Ona. - westchnął delikatnie - Może faktycznie trzeba by ją znaleźć. Plus, nieco pozytywnej reputacji nie może nam zaszkodzić. - zastanawiał się na głos. - Racja. Ostateczną decyzję podejmuje właśnie ona. Chwilowo bym sobie jej osoba nie zawracał głowy. Lepiej przyjrzeć się ogółu sytuacji. To jest bardzo mądre dziewczę. Nawet powiedział bym, zbyt mądre. Posłuchaj pewnej bajki. - zaczął - Dawno, dawno temu żyła sobie księżniczka. Była bardzo młoda. Ja wiem 10 lat. Czarne włosy, wielkie oczy, piękny uśmiech wypisz wymaluj, księżniczka. Zły król postanowił pozbyć się pretendentów do swej korony, więc nasłał na dzieci swoich rywali zabójców. Jeden, bardzo niebezpieczny włamał się właśnie do tej księżniczki. Dziewczę nie zdawało sobie sprawy z niebezpieczeństwa, a gdy zobaczyło nieznajomego w swoim pokoju pomyślało że przyszedł się on z nią pobawić. Tak więc o to się zapytała. Głupi bachor, głupia bajka. - dodał pod nosem do siebie. - Jak wiadomo zabójca nie zaprzeczył. Chwilę później do pokoju dziecięcia wpadli strażnicy. Raz dwa poradzili sobie z agresorem. Jednak tuż przed jego neutralizacją na scenę znów weszła księżniczka. Znów się zapytała o zabawę i znów otrzymała potwierdzenie. Zaparła się i zabroniła strażnikom robić cokolwiek, powiedziała że to jej towarzysz zabaw. Nikt jej tego z głowy nie wybił. Oj pas by się wtedy przydał. Ułaskawiła ona zabójcę i zabrała do innego pokoju. Gdy z niego wyszła, po paru chwilach, nie było już przy niej zabójcy. Zgadnij kto przy niej był? - Zgaduję że przyszły morderca złego króla. Albo nowy obrońca księżniczki. - uśmiechnął się delikatnie pod nosem. To zrobiłby on w tej sytuacji. - Osobisty strażnik księżniczki. - Zaśmiał się staruszek - Mówiłem że głupia bajka. Jeżeli wierzyć tej opowieści to księżniczka ma dar przekonywania i jest przebiegła. Mówię jeśli wierzyć bo owego osobistego strażnika na oczy nie widziałem. Bo niby skąd. Shujin ponownie obudził się z lekkiej drzemki, przespał wszystko co działo się odkąd Kuroryu skończył walkę. -To co? Będziemy tak stać, czy wreszcie będę mógł przetestować wasze zdolności. Może i jestem stary, ale na pewno nie jestem słaby.- Powiedział śmiejąc się głośno. - Wstawaj staruszku. Nasza kolej - Powiedział Nobunaga. - Tylko nie przesadź. Shujin wstał i zaczął się rozciągać. -Po prostu nie daj się zabić. Po tym poznaje się wojownika, musi przeżyć, żeby walczyć dalej. To co, zaczynany? - Tak! - Młodzieniec wyciągnął se czerwone ostrze z pochwy przy pasie i ustawił się w pozycji kendo. -Dobrze.- Powiedział głośno marine stając z założonymi rękami. - HAJIME!- Krzyknął japońską komendę. W tym momencie gigantyczna siła uderzyła od boków w młodzieńca, zupełnie jakby admirał chciał go zgnieść. Chłopak odczuł lekkie chrzęszczenie kości. Odruchowo machnął ostrzem w kierunku siły i o dziwo rozciął ją. Stanął w rozkroku powoli oddychając. - Cholera! A miała to być walka. - wbił miecz w ziemię i poklepał się po twarzy - Yoshi! - Chwycił miecz i w kilku skokach znalazł się przy przeciwniku. Zamiarem ucięcia mu głowy. Daidaiwashi był użytkownikiem Haki, wiedział dokładnie gdzie jest jego przeciwnik, oraz co zamierza on zrobić. Admirał zrobił błyskawiczny unik pojawiając się za Nobunagą. Jego ręką pokryła się czernią. -Kōka- Jego pieść spadła z góry na głowę przeciwnika, był to podwójnie wzmocniony cios, grawitacją, oraz haki. Młodzieniec wykonał szybki zryw i przewrót przejeżdżając mieczem po wzmocnionej ręce. Posypały się iskry. Nie pozostawił jednak żadnego śladu, ale uniknął ciosu. Gdy choć trochę wylądował kilka szybkich zrywów i znów był przy przeciwniku. Cięcie prawo-skośne dolne w klatkę piersiową. Admirał uśmiechnął się tylko. Błyskawicznie wzmocnił swoją klatkę piersiową Haki, a jednocześnie stworzył olbrzymią siłę grawitacyjną mającą odepchnąć przeciwnika. Cięcie zatrzymało się tuż klatką piersiową. Zabrakło w nim siły by przeciw działać oporowi. Po chwili szermierz leciał do tyłu. Gdy był już przy nim użył miecza by wyhamować i ustawić się w dogodnej pozycji. Tym razem czekał. -Po prostu się poddaj chłopcze! Brakuje ci przekonania. Musisz chcieć mnie zabić, inaczej nie masz szans z moim Haki.- Powiedział spokojnie admirał jednocześnie uwalniając swoje haki.- Haoshoku! Szermierz z wielkim trudem wstał i powoli z uporem dążył do przeciwnika. Na metr przed nim padł odurzony. Walka dobiegła końca. Admirał popatrzył na Nobunagę. -Nie martwcie się. Nic mu nie jest, został tylko ogłuszony. Muszę z nim porozmawiać, gdy się ocknie chłopak ma potencjał.- Powiedział Shujin z uśmiechem Gramon zabił brawo. - Dużo się nie zmęczyłeś. Faktycznie co nieco umie młodzik, ale to jeszcze za mało. - Wstał i podszedł do chłopaka. Podniósł go i przerzucił przez ramie.- To co wracamy? -To chyba dobry pomysł. Powinniśmy się wreszcie zabrać do pracy. Staruszek wyciągnął z pochwy runiczny sztylet i tak jak poprzednio kazał wszystkim go dotknąć. Sam zajął się ręką zdrętwiałego chłopaka. - Runic Art Transfer! - Po tych słowach wszyscy znaleźli się w wielkiej okrągłej sali. Pomieszczenie wyglądało na świątynię. Tuż przed całym zgrupowaniem stał, w białych szatach, złoto-włosy młodzieniec i o szafirowych oczach. - Yue~nya - wykrzyczała Catia i skoczyła ucałować chłopaka w policzek. Młodzieniec nie mówił nic jedynie ukłonił się na powitanie. -Jestem Shujim, ale możesz mi mówić Daidaiwashi. Z kim mam przyjemność.- Powiedział wyciągając rękę. Młodzieniec uścisnął dłoń, ponownie się ukłonił i poszedł w stronę jakiejś sali. - Proszę mu wybaczyć. - Powiedziała Zero - On raczej nic nie mówi i nie jest zbytnio towarzyski. To Yue. Nasz towarzysz i czarodziej. -Proszę mi wybaczyć, ale nie do końca wiem czym jest czarodziej, u nas takim mianem określało się iluzjonistów znających sztuczki magiczne, a tutaj? - Tutaj... najprościej mówiąc korzystają oni z magi. Jakby to wytłumaczyć? - To co umie Kuroryou i to co umie pan. Bez większych problemów powinien umieć i mag. Z tym wyjątkiem że umiał by obie te zdolności jednocześnie. - odpowiedział Gramom - Akurat Yue to zły przykład bo on stosuje tylko jeden typ magi. -W takim razie w jaki sposób można się nauczyć magii? Wydaje się to całkiem przydatna umiejętność, chyba, że trzeba spełnić jakieś specjalne warunki. - Potencjał - Uśmiechnął się Gramon - Dokładniej chodzi o zasób energii magicznej w ciele. Prawie każdy może korzystać z magii jednak zależnie od zasobu i zdolności może być nie zdolny do walki wyłącznie magią. Ten tutaj staruszek ma doś mały zasób energii jednak jakoś udaje mu się z niej korzystać. Yue natomiast ma wielki zasób i ogromne zdolności, tylko że ograniczone do jednego typu magii. -Cóż, chyba zostanę przy swoich zdolnościach, je już opanowałem. Z ciekawości, co to za magia, którą włada Yue? - Woda i lód. Ale w głównej mierze to woda. - Interesujące... - wymruczał Kuroryu - W takim razie dość różni się to od naszych zdolności. - rzucił spokojnie - Posługując się tą terminologią, my posiadamy nieograniczony zasób, ale jesteśmy ograniczeni do jednej zdolności. - zastanowił się przez moment - Jakby to ująć w prostszy sposób... O, już wiem. Przy okazji będzie to dobre porównanie. W naszym świecie istnieje człowiek o mianie Aokiji. Jest on Logią Lodu. Widziałem raz jak obrócił ocean w lód. Poza horyzont. Na tydzień. - wzruszył ramionami - Miało to służyć ewakuacji wyspy. Nie okazywał żadnych oznak zmęczenia. - Jeżeli Yue posiada wystarczająco dużo energii i ma to sens to może i on by to potrafił. W głównej mierze gdyby miał oto sens. - Powiedział gramon. - Prędzej jednak by stworzył wystarczająco dużą krę lodu i zabrał na nią ewakuowanych. Taki już typ. - Myśli racjonalnie~nya. - A właśnie chciałeś go o coś zapytać? - Tak. Zastanawiałem się czy być może zna jakiś sposób na przywrócenie moich mocy do ich pierwotnej postaci. - rzucił spokojnie - Tęsknię nieco za moimi mocami Logii. Były użyteczne. I nie musiałem się martwić ubraniami, co było największą zaletą. - To idź może go jeszcze złapiesz. Mam iść z tobą? - Złapanie go nie powinno być problemem. Możemy podejść razem, przyda się ktoś znajomy. - rzucił Kuroryu, podążając za magiem. W ślad za nim ruszył Gramon, przekazując jednak Nobunagę na plecy Shujin-a. Maga złapali tuż przed wejściem do biblioteki, w innej okrągłej sali. - Przepraszam za kłopot, ale czy mógłbym zająć moment? - odezwał się do niego marine. Młodzieniec przystanął i spojrzał na przybysza. - Jest pewna sprawa w stosunku do której chciałbym uzyskać twoją pomoc. - rzucił - Przejście do tego świata osłabiło moje moce, a także zmieniło je. Chciałbym je przywrócić do pierwotnego stanu. Złoto włosy podszedł do Kasou i dotknął jego piersi. Wojownik odczuł dziwny ból w okolicy klatki piersiowej a dokładnie serca. Trwało to niespełna 5 min. Po czym bół minął. Yue chwile się zastanawiał i drapał po głowie. - I co doktorze. Wyjdzie z tego ? - zażartował Gramon Młodzieniec poruszył w powietrzu ręką i i stworzył 3 wodne kule. Pierwszą uformował w jabłko, drugą w strzałkę, a trzecią w banana. Chwilę gestykulował nad jabłkiem i bananem próbując wskazać jakiś ich związek. Później stworzył jeszcze 1 element - symbol płomienia. Ponownie gestykulując połączył jabłko i banana w bezkształtną masę, strzałkę zamienił na znak plusa a obok postawił symbol. Podkreślił wszystko machnięciem ręki i całość wody zlepiła się tworząc obraz ananasa. Następnie spojrzał z niemym pytaniem na Kasou, w tym czasie Gramon drapał się usilnie po głowie robiąc dziwne miny. - Hmm. - zastanowił się Kuroryu na głos - Ananas symbolizuje moje oryginalne moce. Zgaduję że owoce symbolizują moce którymi dysponuję, bądź dysponowałem, Jabłko, zgaduję, symbolizuje moje moce bezpośrednio po przyjściu do tego świata, gdzie stały się one kamieniem. Banan symbolizuje moje obecne moce, te pochodzące od światła. Zgaduję że połączenie tych dwóch, z dodatkiem płomieni przywróci moje oryginalne moce. Czy moja interpretacja jest zgodna z prawdą? - zapytał Yue. Młodzieniec pokiwał potwierdzająco głową i stworzył tym razem 4 figury. Dwa jabłka i taką samą ilość bananów, łącząc je w mieszane pary. Pierwsza para pokazała wcześniejszą sytuację. Yue machną ręką na skoś miedzy parami. W drugiej grupie nie doszło do połączenia owoców. Banan zgodnie z ruchem ręki młodzieńca zaczął się zmniejszać ostatecznie zanikając. - Hmm. Zgaduję że w drugiej sytuacji dojdzie do zaniku mocy światła, które zostaną zastąpione przez moce kamienia, a następnie powrócą moce magmy, zgadza się? Pokazał samo jabłko i symbol ognia, które po połączeniu stworzyły ananasa. Pokiwał potwierdzająco głową na potwierdzenie toku rozumowania marines. - Jednakże oba te sposoby wymagają moich mocy od kamienia... których aktualnie nie posiadam. - rzucił marine - W jaki sposób mogę je odzyskać? Yue pokiwał przecząco głową i dotknął palcem wskazującym piersi Kuroryou, w miejscu w którym było serce. Następnie tą samą ręką pokzał znak 2 i stworzył jabłko i banana. Następnie za pomocą dodatkowej wody otoczył jabłko przezroczystą, kulistą sferą. Na końcu machnął ręką i cała woda zniknęła. - Masz na myśli że ciągle posiadam swoje moce od kamienia, tylko nie posiadam w tej chwili do nich dostępu? - zapytał Kuroryu. Jedno proste skinienie głowy jako odpowiedź. - Rozumiem... - rzucił spokojnie Kuroryu - A zatem, skąd wsiąść ogień o którym mówiłeś? Bo zakładam że nie chodzi tu o zwykły ogień. Młodzieniec chwilę się zastanowił szukając odpowiedzi. Ostatecznie wzruszył rękoma jakby znalazł jakiś pomysł, choć nie do końca pewny. Stuknął palcem wskazującym w mostek marines. Popatrzył mu w oczy i pokiwał przecząco głową. Następnie znów puknął i otwartą dłonią dotknął piesi w miejscu serca. Nie do końca dało się to przetłumaczyć. Ostatecznie wskazał na swoje oczy, odwrócił się i zrobił łuk ręką, jakby horyzont. Po minie Gramona można było wnioskowac że rozumie jedynie 1/5 całej rozmowy. - Hmm. - tym razem mógł tylko zgadywać. Obrócił się w stronę Gramona - Czy jest w tym świecie jakiś kraj, albo kraina geograficzna związana z ogniem? - Jest choć niedostępna chwilowo. - Odparł ciągle się zastanawiając. Yue chyba chodziło o inny ogień, ale także o tą krainę. Dlaczego pokazywał serce? Młodzieniec pokiwał głową na boki i wykonał gest ręką wskazując po bliskość stwierdzenia. - Nie do końca serce, ale coś wewnątrz. Rozumiesz o co mu chodzi ? - … Haki? - wyszeptał pod nosem - Czy możliwe że masz na myśli Haki? - zapytał już głośniej. Pokiwał przecząco głową. I znów dotknął serca otwartą dłonią. - Chyba chodzi mu o duszę. Jego dusza? Znów zaprzeczenie. Młodzieniec pokazał dość obsceniczny gest okręgu i wkładanego w niego palca. - Chędożenie? Co to ma do rzeczy. Chyba musisz se znaleźć kobietę. I ty też. - Skierował do młodzieńca. Chłopak pacnął się otwartą ręką w czoło i na chwilę zakrył oczy. Zacisnął pięść i stuknął mostek marines. Następnie z pieści wystawiając wskazujący palec znów puknął w mostek. Ostatecznie otwartymi dłońmi dotknął piersi i pogładził cały tors, poruszając dłońmi po ścieżce okręgów. Wtem obaj mężczyźni zobaczyli tylko pustą przestrzeń w miejscu w którym stał marine. Po chwili usłyszeli głos, dobiegający gdzieś z sufitu. - Przestała mi odpowiadać ta metoda konwersacji, dziękuję bardzo. Yue lekko się skłonił i odszedł w swoim kierunku. - Do tej pory nie wiem o co mu chodziło. Nie martw się jednak on nie z “tych”. Zdobyłeś odpowiedź na nużące cię pytania? - zapytał staruszek kierując się z powrotem ku reszcie grupy. - Niektóre, tak. - rzucił Kaso, stojąc tuż obok niego. - Aczkolwiek podejrzewam że dobrym pomysłem byłoby poszukać drugiej opinii u maga który mówi... - wymruczał pod nosem. - Jak kiedyś wspomniałem najlepszym był by Avgadro, ale gdzieś ostatnio zniknął. Będziemy musieli kogoś poszukać. U króla powinien ktoś być, ewentualnie pozostaje pokrzyczeć trochę w barze. - uśmiechnął się awanturniczo. Po chwili stali już w całym komplecie. Wracając do reszty grupy, Kuroryu odezwał się spokojnie. - Ta sprawa została... załatwiona, podejrzewam że to będzie dobre słowo. Co teraz? - osobiście miał parę pomysłów, ale chciał najpierw usłyszeć propozycje innych. - Bar - powiedziały jednocześnie Zero i Charpa. - Młodego odstawię do koszar i popytam o sprawy sercowe. - powiedział Gramon. - Widocznie chwilowo się rozdzielimy. - W takim razie ja po towarzyszę pięknym paniom. Widzimy się później. - rzucił do Gramona. Gramon machnął ręką na towarzysza i odebrał już pół przytomnego młodzieńca z rąk Daidaiwashi-ego. Wyjście z światyni było dobrym elementem poznawczym tego miasta. Można tu było podziwiać piękne biale domy, wzorowane prawie na pałace. Wszędzie rosły kwiaty i szumiały fontanny. Po wyjściu z górnego dziedzińca szybko trafili do karczmy. Po chwilowym przepychaniu i szukaniu miejsca grupie udało się zasiać tuż przy końcu jednego z podłużnych stołów, za to najbliżej baru. W tutejszym barze, tak jak wcześniej różnych twarzy nie brakowało. Gdzie by nie spojrzeć można było dostrzec twarze przybyszów. Z ciekawszych. Była dwie osoby siedzące w koncie sali przy dwuosobowym stoliku. Jedna była zakapturzona, druga rozsiadała się w najlepsze. Oraz osoba siedząca samotnie przy barze. Kaso usiadł, zamawiając sake. Weszło mu to już w nawyk. - Wiecie, odpoczynek odpoczynkiem... - rzucił do obecnych - Ale zastanawiałem się nad pracą w tym królestwie. Jest tu coś interesującego do roboty? - Chwilowo niewiele. - Odparła Zero. - Głównie kurierstwo, i i prace dorywcze. Wiesz ktoś coś czegoś potrzebuje, znajdź i przynieś. Słyszałem że kogoś poszukują w punkcie widokowym jako ochroniarza. Musiał byś niestety pochodzić po mieście i popytać. A ty coś słyszałaś kicia? - Kopalnya~ i ruiny~nya. - A tak w kopalni maja jakiś problem, ale to bardziej robota dla maga. A ruiny? Chyba przeszukują stare pozostałości twierdzy. - Hmm... - wymruczał Kuroryu - A nagrody za niebezpiecznych przestępców? Bo spodziewam się że w tym świecie też istnieje podobny system. - rzucił. - Za największą trójkę nic się nie dostanie bo to prawie niemożliwe, dlatego też król rozkazał ich tylko kontrolować. Z pomniejszych trzeba by do koszar zajrzeć, tam mają listy gończe. Z pamięci jednak Dave Trombald “Drwal”, oraz Fischer. Cen za głowę nie pamiętam. No i oczywiście za wszelkie informacje o Uverworld. Choć nie do końca wiadomo jak są niebezpieczni, ale za same informacje jest nagroda. - Hmm. - ponownie zamruczał. - Jak sądzisz, Daidaiwashi-san? Wyczyszczenie tej tablicy listów gończych będzie miało pozytywny wpływ na nasze fundusze. I reputację. -Kuroryu, obiecałem, że cię wytrenuję, więc to zrobię. Ja nie dbam o fundusze, czy reputację, ale wiem jedno. Walka ci się przyda, przynajmniej czegoś się nauczysz. - Hai, hai. Wolałbym wrócić do pełni sił przed treningiem. - uśmiechnął się złośliwie - Poza tym, staruszku, przypominam że dla odmiany sami musimy sobie płacić za jedzenie i za nocleg. I miło byłoby budzić respekt jaki budzimy w naszym ojczystym świecie, nie sądzisz? -Nie koniecznie, nie zawsze dobrze jest być rozpoznawalnym, poza tym, nie narzekaj. Nie zawsze będziesz w pełni sił w czasie walki, tak samo nie musisz być w pełni sił by trenować. - Od czegoś trzeba zacząć... - wymruczał pod nosem Kuroryu, upijając nieco sake. - A jeśli będziemy za długo zwlekać, Sakazuki-Sensei wybierze się po nas osobiście. Wyobrażasz sobie jego reakcję? Daidaiwashi uśmiechnął się lekko. -Nikt po nas nie wyruszy. Sengoku nie będzie chciał tracić kolejnych ludzi na poszukiwania. - Jeśli będzie mieć chwilę spokoju, to kto wie. - rzucił Kuroryu - Jesteś Admirałem, nie mogą sobie pozwolić po prostu na twoje zniknięcie. - zastanowił się przez moment - Choć nie spodziewam się by wysłali kogoś wcześniej niż za kwartał lub dwa. - upił łyk sake - A wy, drogie panie? Co planujecie na później? - Chapra ma jeszcze kilak dni wolnego, a ja... pewnie wrócę do badania starych ruin i innych pierdół. Mało mnie to interesuje. No chyba, że król da jakiś konkretny rozkaz. Domyślam się że po zniknięciu księżniczki granice na chwilę zostaną zamknięte. Nie mam co liczyć na wycieczkę. Ech... Młody pewnie tutaj zostanie na szkolenie, a staruszek... Pewnie wróci do swoich zajęć. - upiła łyk zamówionego trunku. Kuroryu dopił sake i wstał od stołu. - Choć doskonale się odpoczywa, zwłaszcza w tak wspaniałym towarzystwie, musimy się zbierać. Praca czeka. - rzucił - Daidaiwashi-san, pójdziemy? Pozbędziemy się paru problemów, co przynajmniej mnie poprawi samopoczucie. - Ja też będę zaraz ruszać. Obowiązki wzywają. A ty Charpa? - Yue~nay.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas. Niccolo Machiavelli |
13-08-2013, 23:58 | #24 |
Reputacja: 1 | - To do zobaczenia później. Nie naprzykrzaj mu się zbytnio. Admirał popatrzył na swojego podkomendnego. -Dobrze, ale pamiętaj, walczymy pojedynczo, żeby trening w ogóle miał sens. Kuroryu tylko skiną głową, ruszając w stronę koszar. Miał zamiar przejrzeć dokładnie spis nagród za głowę, i zebrać je w przeciągu dzisiejszego dnia. Kto wie, może nawet dostarczyłoby mu to rozrywki. Cała trójka wyszła razem z baru, a następnie rozdzieliła się w swoje kierunki. W koszarach od czasu ostatniej wizyty trochę się uspokoiło. W obszernym pomieszczeniu, przy małym stoliku były 2 osoby. Pierwszą był wcześniej już poznany Gimbei a drugą Nobunaga. - Witam panów. - rzucił na powitanie Kuroryu - Jak głowa? - zapytał Nobunagi. - Witam - odparł dość oficjalnym tonem rycerz. - Już w porządku, choć czuję się jakbym był po ostrym piciu. - powiedział młodzieniec podpierając rękoma czoło.- Co tam was sprowadza? - zapytał uprzedzając kompana. - Powiedziano nam że tutaj można znaleźć informacje o rozmaitych nagrodach za głowy przestępców i tym podobne. Przyszliśmy zapytać o szczegóły. - rzucił rzeczowo Kuroryu. - Są raczej w porządku. - Młodzieniec popatrzył wymownie na rycerza. Po chwili zbrojny oddalił się do skrzyni wyciągnął z niej kupkę papierów i rozłożył na stole. Nie wszystkie kartki były listami gończymi. Część z nich były to zwykłe zlecenia od mieszkańców. Chwilę je poprzebierał, tak że pozostały 3 kartki. - Dave Trombald “Drwal”. Topór, zarośnięty, maska na twarzy. 120 monet. Któryś z garnizonów. Dark, strzelec. Miejsce nieznane. 240 monet. Milike, czarny mag. Miejsce nieznane. 470 monet. Jeszcze był Sisuwan, ale gdzieś się ukrył. - zaraportował Gimbei, omawiając każdy z listów. - Ten ostatni za ile? - Dopytał Nobunaga. - 490 monet. Tyle że to także mag. - Jakieś dodatkowe informacje na temat każdego z nich? Wszystko co wiesz może nam się przydać. - Dave jak jego przydomek mówi, to osobnik polegający głównie na sile. O Dark-u jest niewiele informacji tyle że jako strzelec posługuje się dość niebezpieczną bronią. Mawia się że ma konszachty z demonami. Milike to wędrowny mag. Posługuje się czarna magią. Bardzo niebezpieczny. Jego nagrodę wyznaczono za nieetyczne eksperymenty. -Chwiałbym się dowiedzieć, gdzie możemy ich znaleźć. Powiedzcie nam gdzie, a problem zostanie rozwiązany. - Dave i Dark powinni być w okolicach garnizonów. Co do maga hmmm... Zachód? Nie co do tego nie ma pewności. Jego laboratorium było w Targas, ale zostało przetrząśnięte. Może się kryć na południe od miasta w gęstym lesie. - A ten... Sisuwan o którym wspomnieliście? Co o nim wiadomo? - zapytał z zainteresowaniem Kuroryu. - Też niewiele. Mag chyba iluzji. Niezwykle silny, ale prawdo podobnie opuścił ten kraj i gdzieś się zaszył. - Hmm... - wymruczał Kaso - Macie może mapę tych garnizonów? Łatwiej byłoby ich znaleźć gdybyśmy mieli punkt odniesienia. - rzucił. - Nie macie jeszcze mapy całego kraju? - zapytał ze zdziwieniem. - Cóż można podróżować i tak. Macie tutaj jakąś starszą. Brak w niej 2 terenów ale powinna wystarczyć. To są 3 garnizony północnej rubieży. - wskazał 3 brązowe punkty obok targas. - Jak rozumiem cele znajdują się w ich pobliżu? - zapytał Kaso. - Tak, mniej więcej. Nie śledzimy ich więc sam rozumiesz. Kaso pokiwał ze zrozumieniem głową. - Gdzie zaczniemy, Daidaiwashi-san? - zapytał, z grzeczności. -Dzięki twoim zdolnością będzie łatwo. Podrzuć mnie do najbliższego garnizonu, tam ja załatwię pierwszy cel, ty obserwuj walkę i staraj się wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji, następnie udamy się do drugiego, bym zobaczył cię w prawdziwej walce i dał ci kilka rad na przyszłość, potem cóż w trzecim garnizonie możemy potrenować walkę w duecie. - Dobrze więc. - rzucił kontr-admirał - Ale najpierw potrzebuję zabrać jedną rzecz. - Zniknął na moment, by po chwili stać w tym samym miejscu, ze swoim płaszczem na ramionach. - Od razu lepiej. - zastanowił się przez moment - Gdzie proponowalibyście zacząć poszukiwania? - zapytał. - Drugi garnizon. Ten po środku. Jest tam ktoś z naszych może udzieli wam informacji. - powiedział rycerz odnosząc resztę papierów do skrzyni. - A zatem... zaczynamy. - rzucił do siebie Kaso, wychodząc na zewnątrz wraz z Daidaiwashim. Błyskawicznie teleportowali się do drugiego garnizonu. Wszystkie garnizony były podobne. W tym głównymi punktami były: bar “Zew natury”, zielarnia, i jakiś budynek zakonny. Po mieście krzątał się jeden oddział rycerzy. O aktualnej porze więszość ludzi przesiadywała w barze. W mgnieniu oka Kuroryu stał przed rycerzami, pochylając się lekko by nie mówić do nich z góry. - Witam. - rzucił z uśmiechem - Przysyła nas Gimbei, ze stolicy. Podobno posiadacie informacje na temat poszukiwanych przestępców w okolicy. Zgadza się? - rzucił, przeciągając ostatnią sylabę. Podejrzewał że zna już powód zachowania Admirała Kizaru. Było ono niewiarygodnie przyjemne. Rycerze popatrzyli po sobie i chwilę wymieniali uwagi. - Skąd jesteś? Nie. Skąd przybywacie? - Zapytał najwyższy z nich. Daidaiwashi popatrzył na żołnierzy z góry. -Z morza zwanego Grande Line. Powiedziałbym jednak, że odpowiedź na pytanie mojego przyjaciela, jest ważniejsza niż to skąd jesteśmy. - A co do tego skąd przybywamy, to prawidłową odpowiedzią jest że ze Stolicy. - dodał z uśmiechem Kuroryu. - Grand Line? Ach stolica... To inna para kaloszy. My tylko pilnujemy tu porządku, ale ktoś od was jest chyba u zielarki. Zajrzyjcie tam. - Oddział grzecznie się kłonił i ruszył dalej na obchód. - Dziękuję za pomoc. - rzucił Kuroryu, teleportując się przed drzwi zielarki, pukając grzecznie. - Proszę - usłyszał uprzejme zaproszenie. Po wejściu do środka zobaczył młode dziewczę - najpewniej ową zielarkę i rycerza. - Witam. - ponownie, na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Przysyła nas Gimbei. Słyszałem że podobno masz informację które mogą nam pomóc. - rzucił bez zbędnych wstępów do rycerza. - Gimbei? hmm... a młody. Tak. Jestem Kim Hyugate. Łowca. Jakich informacji panowie potrzebują? - Dave Trombald. Dark. Milike. Mamy zamiar wyeliminować ich wszystkich. Ich aktualne miejsce pobytu byłoby miłe. - Dave wyruszył na polowanie do lasu. Uważajcie tam by nie zwrócić na siebie zbytniej uwagi, i by nie siać zniszczenia. Jest chwilowy spokój, zbytnie zamieszanie mogło by to popsuć. Dark jest w “rozbrykanym kucyku”. Oberża w 3 garnizonie. Przynajmniej był tam wczoraj. Co do ostatniego będzie problem bo sam nie wiem gdzie jest. Przydał by się poszukiwacz lub ktoś kto potrafi lokalizować aury. - A nie wiesz może gdzie moglibyśmy znaleźć taką osobę? - rzucił, szczerze zainteresowany, Kuroryu. - Najprościej było by się zwrócić bezpośrednio do królewny, ale to kawał drogi stąd. Co do innych osób nie do końca wiadomo. Lokalizacja aur to bardzo przydatna umiejętność, ale z drugiej strony nie porządna politycznie. Może poszukać na marginesie... Nie tam nie traficie. Pozostaje jakiś mag, o konkretnej naturze. - A gdzie przebywa ta królewna? Bo dystans nie stanowi dla nas problemu, szczerze powiedziawszy. - rzucił Kuroryu z uśmiechem. - No gdzie? W stolicy. Rozumiem że mówi się na nią księżniczka. Jednakże miano królewny jest bardziej wymowne. Królewna Uri. - Spoglądał z naturalną miną na przybysza. - Ach... - wymamrotał Kuroryu - To niestety nie jest opcją w tym momencie. A kogoś bliżej nie macie? - rzucił, w dalszym ciągu się uśmiechając. - Może Merlin? Doradca Herzoga Ruperta. Może coś wiedzieć na temat tamtego maga. Bądź któryś z najemników może mieć tą zdolność. Jak wspominałem nie jest to cecha o której się mówi na głos. - A ten Merlin to może mag? Bo przydałaby mi się pomoc jednego z nich. - Em...m... jakoś tako. Miał coś wspólnego z magią. Ciężko stwierdzić. Może ktoś z naszego wywiadu by wiedział. Jak to jednak mawiamy: “Wywiad? O czym ty mówisz?”. - mrugnął i odebrał swój zakup od zielarki. - Dziękuję piękna. Co powiesz na małego drinka tylko we dwoje? - No cóż. Dziękujemy za pomoc. - ukłonił się delikatnie - Od kogo zaczynamy, Daidaiwashi-san? Dark czy Dave? - zapytał swojego przełożonego. -Cóż, na początek może skierujmy swoje kroki do rozbrykanego kucyka.- Powiedział z lekkim uśmiechem admirał. - Hai. - rzucił spokojnie Kuroryu. - Dziękujemy za informacje, panie Kim. - zaczął wychodzić, ale po chwili odwrócił się - Jeszcze jedno. Wolicie w tym kraju otrzymywać przestępców żywymi czy martwymi? A jeśli martwymi, to czy głowa wystarcza na dowód? - To zależy kto do likwidacji to do likwidacji. A kto nie to nie. Głównie jest nie, choć wydaje mi się że ten Milike jest do odstrzału. - powiedziął odwracając się do zielarki - Dowodów w przypadku kasacji nie trza. Wystarczy potwierdzenie obserwatora, ewentualnie hm... chyba ampułka krwi. Mało kto chodzi na kasacje sam. Odcięte kończyny tym bardziej głowy są w niesmak. Królewna bardzo tego nie lubi, w Targas jednak jest to obojętne. - z powrotem odwrócił się do zielarki znów zaczął swoje podchody. - Mhm... - mruknął Kuroryu - A zatem idziemy. - rzucił do Daidaiwashiego, teleportując ich do trzeciego garnizonu. - A zatem, gdzie jest “Rozbrykany Kucyk”... - wymruczał pod nosem. -Szukałbym największego budynku.- powiedział Daidaiwashi. Ruszając do przodu, szukając karczmy. Rozbrykany kucyk znajdował się w samym środku obozu i rzeczywiście był najwyższym, choć parterowym, budynkiem. W środku było tłoczno choć spokojnie. Barman wydawał się zadowolony, tak jak reszta gości. W rogu sali siedział młodzieniec z kosą. Nieopodal duży drab, a przy barze chłopak w fioletowym fraku i mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Obaj Marines wkroczyli do środka, zaś Kuroryu, przewyższając praktycznie wszystkich w tym miejscu, podszedł do baru. - Dzień dobry. - rzucił na powitanie - Szukamy pana Dark. Gdzie możemy go znaleźć? - rzucił z uśmiechem. W barze zaległa cisza. Wszyscy spoglądali na przybysza. Mężczyzna w czarnym garniturze odwrócił się od baru i oparł się o niego plecami. - Ja jestem Dark. - Powiedział pewnie - W czymś pomóc? Kuroryu był autentycznie zdziwiony. - Szczery... ha. - wymruczał - Shujin! - rzucił do Admirała, wiedząc że ten będzie wiedział co robić. Admirał błyskawicznie znalazł się przed Darkiem. -Dzień dobry.- Rzucił szybko, po czym chwycił go za twarz i wgniótł ją w bar.- Jesteś aresztowany.- Jednocześnie wzmocnił całe swoje ciało Haki, na wypadek ataku. Akcja została przeprowadzona niezwykle szybko i sprawnie, tak samo jak kontra. Nim mężczyzna został pochwycony wystrzelił 2 razy. Pierwszy pocisk przeszył bark Marines, dosłownie na chwilę przed wzmocnieniem go haki. Drugi pocisk odbił się od wzmocnionego czoła. Pomimo obalenia przeciwnika uścisk był słaby i strzelec szybko się uwolnił. Stojąc na równych nogach przystawił pistolet do głowy Shujina, drugim celując w Kasou. Shujin nie raz już był postrzelony. Nie przeszkadzało mu to w walce. Prawa pięść marine wystrzeliła w kierunku żołądka przeciwnika, jednocześnie zablokował kule wewnątrz pistoletów używając grawitacji. -Spokojnie Kuroryu. Nic nie rób. - Nawet mi się nie śniło. - rzucił Kuroryu, pokryty niewidoczną warstwą Haki, stoją po drugiej stronie Darka, jego pistolet wycelowany w puste miejsce w którym stał przed momentem - Nas dwóch to nieco zbyt dużo na taką płotkę, by być szczerym. Czarnowłosy mężczyzna nie miał wyjścia i musiał odskoczyć, przed ciosem. Oba pistolety wycelowane były w Dadawashiego, i nawet na chwilę z niego nie schodziły. Jeden celował w przestrzelony bark, drugi w głowę. Choć pociski nie wystrzeliły spusty były wciąż wciśnięte. Shujin włożył ręce razem, po czym wyprowadził potężny cios z boku. W jego świecie ten cios porównywany był do małej planety uderzającej w przeciwnika. Był to cios używający całej siły fizycznej, haki, oraz mocy owocu admirała naraz. -Taka senkō!- Krzyknął nazwę techniki. Kuroryu tylko podziwiał admirała przy pracy z bezpiecznej odległości. Dark w jednej chwili schował pistolety do kabur i podrzucił stołek w miejsce uderzenia. Stołek oczywiście nie wytrzymał, stworzył jednak lekką ochronę przed uderzeniem. Poza dużym bólem, tym że poszukiwany wyleciał przez drzwi na zewnątrz i zniszczonym stołkiem innych szkód nie było. Na zewnątrz strzelec szybko się pozbierał i znów wycelował broń w Marines. Admirał szedł powoli w kierunku Darka, podniósł krzesło jedną ręką, po czym wzmocnił je haki. Zamachnął się i rzucił nim w mężczyznę, którego starał się pojmać. Jednocześnie dalej otaczał swoje ciało haki, dla ochrony przed kulami. Mężczyzna zbytnio się nie ruszając uniknął lecącego obiektu. Wystrzelił tylko raz, pocisk znów odbił się od czoła. Mężczyzna zrobił skrzywioną minę i zabezpieczył pistolety, jednak ciągle nie przestawał z nich celować. Powoli zaczynała go otaczać czarna aura. Admirał popatrzył na mężczyznę. -Ciekawe, ciekawe. Haoshoku.- Powiedział powoli uderzając w mężczyznę falą swojej siły woli, liczył na to, że go to ogłuszy, albo chociaż osłabi. Gdyby nie czarna aura prawdopodobnie atak by poskutkował. Jednak teraz dominacja nie miała jakiej świadomości zaatakować. Mężczyzna wydawał się nieobecny, jego oczy stały się czarne. Po chwili lekkiego wahania postawy spojrzał na przeciwnika. Zza jego pleców wyskoczyły 2 demoniczne węże, które sprawnie owinęły się wokół marines, uniosły go i z dużą siłą uderzyły nim o ziemię. Shujin odczuł leki ból, bez większych szkód. Shujin wiedział jedno, co się poruszało musiało mieć energię. Grawitacja działa zaś na wszystko co ma energię. Admirał błyskawicznie wytworzył olbrzymie pole grawitacyjne, którym chciał odepchnął węże, oraz przeciwnika. Rozluźniony uścisk węży uwolnił marines. Odrzucony przeciwnik upadł na ziemię, z której po chwili wstał. Jego oczy wróciły do normy jednak czarna aura pozostała. Jak można sądzić odzyskał świadomość, a nie widząc szansy na zwycięstwo po prostu uciekł. Dosłownie podskoczył i zniknął w obłoku czarnego dymu. Shujin błyskawicznie roztoczył wokół siebie kenboshoku, jego haki było jednym z najsilniejszych w marynarce, jeżeli tylko Dark nie przeniósł się za daleko, admirał wiedział, że będzie w stanie go wyczuć. Jego obecność został wykryta, spory kawałem do Marines, jednak po chwili znów zniknęła. Tym razem na dobre. -Kuroryu! Idziemy za nim, wskaże ci ostatnie miejsce w którym był!- Zawołał Shujin Kontr-admirał był przy nim w mniej niż ułamek sekundy. - Hai! - rzucił do niego, przenosząc go we wskazane miejsce. Tam też znowu minęła chwila nim zlokalizowano koleje miejsce do którego udał się poszukiwany. Tym razem było to miejsce niezwykle blisko lasu. Po kolejnym przeskoku, odnaleźli go, a raczej jego nieprzytomne ciało. Leżało w odległości 100 metrów od ściany potężnego lasu. Kuroryu zaczął powoli zbliżać się do ciała, będąc gotowym zabić tego człowieka w każdym momencie. Otoczył się również haki. - Wyczuwasz kogoś innego w pobliżu, Shujin? Admirał rozglądał się powoli po lesie. -Coś czuję, ale nie mam pojęcia co takiego. Lepiej uważać. Kaso zbliżył się do ciała i obejrzał je. W razie ataku był chroniony przez Haki i miał zamiar odpowiedzieć jednym celnym strzałem w głowę. Nie wyglądało jednak na to by cokolwiek było z nim nie tak. - Powinniśmy zabrać go nieprzytomnym, czy przeprowadzić egzekucję na miejscu? - zapytał Kuroryu Shujina - Jestem nieprzyzwyczajony do brania ich żywcem. - dodał, z wyraźną pogardą w głosie. -Ja też, jeszcze nigdy nie wziąłem pirata żywcem, z bandytami z tego świata nie zamierzam postępować inaczej. - Zgadzam się. - rzucił Kuroryu, celując palcem w głowę przeciwnika i powoli ładując promień lasera, by po sekundzie wypalić, przybijając ją na wylot. Podniósł ciało, i zarzucił je na plecy. - A zatem, odbieramy nagrodę za pierwszy kontrakt, ech, Shujin-san? - rzucił do admirała. -Tak bierz go i idziemy odebrać nagrodę.- Rzucił Shujin do podkomendnego. Kuroryu skinął głową, teleportując się razem z nim przed wejście do koszar w stolicy. Wkroczył do środka, dalej niosąc ciało na ramieniu. W koszarach był już tylko Gimbei. - Witam ponownie, panie Gimbei. - rzucił ciało na podłogę - Przedstawiam pana Dark. Wierzę że ma on wyznaczoną nagrodę za swoją głowę. - stwierdził rzeczowym tonem. - Echh... - westchnął ciężko rycerz i zajrzał do kufra, z którego wyciagnął sakiewkę. - 240 monet. Jest równo ale jak chcesz to przelicz. Możecie zabrać pamiątkę. - Powiedział spoglądając na truchło - Nie wiem po co je ze sobą taszczyliście. Jakby dwa trupy dzisiaj już nie starczyły. Ech... - Uczciwość, panie Gimbei. Lepiej przedstawiać dowody, niż liczyć na to że ktoś uwierzy na słowo. - rzucił równie rzeczowo Kuroryu, po czym dodał lekko zaciekawionym tonem. - Ktoś został zabity? Macie jakieś problemy w okolicy? - hmm... - Chwilę się zastanawiał - No tak. Nie problemów raczej nie mamy. Jeden z naszych wpadł w lesie na Jinouge i się wystraszył. To jedna z szlachetnych bestii, które nic nie zrobią jeżeli ich się nie sprowokuje. Nie przeżył tego. Właśnie go chowają w krypcie. No i podebrano wam jedno zlecenie. Zostało wykonane jeszcze przed tym nim wam o nim powiedziałem. Informacje przyszły za późno. Nasz informator mówił że wpadł w małe kłopoty i o mało nie zginął. Trochę ucierpiał i teraz się leczy. Ale wracając do samego zlecenia. Dave “Drwal”. Dorwał go jeden z najemników. - Och? A kto, jeśli można spytać? - rzucił Kuroryu, ponownie zainteresowany. - Nie jaki Kei zwany “kosiarzem”. Chyba go kojarzę. Zajmuje się tylko zabójstwami. Mało rozmowny. - Jeśli będzie wart uwagi, to zapewne spotkamy się gdzieś na drodze. - rzucił spokojnie Kuroryu, i powoli odwrócił się do wyjścia - Swoją drogą, panie Gimbei, jeśli chodzi o dobre miejsce żeby coś zjeść i gdzieś przespać? Może mógłby pan coś polecić? - Szemrany żuczek, albo Nimfa. Ten drugi to raczej karczmo-noclegownia. Jeżeli nie przeszkadza wam niewygoda to ewentualnie mamy wolne prycze. Jeszcze jest “Lust” ale tam się nie śpi. - powiedział przeciągając się na krześle. - Dzięki za informacje. - rzucił marine - Nimfa brzmi przyjemnie. A jutro... - zastanowił się przez moment - Co powiesz na polowanie na szlachetnego smoka jutro, Daidaiwashi-san? - rzucił Kuroryu do admirała. -Myślę, że to nie będzie taki zły pomysł, smoki mogą być potężne, a im silniejszy przeciwnik tym lepiej dla ciebie. - Szkolenie szkoleniem, ale będą z tego również inne korzyści... - rzucił Kuroryu, jak gdyby do siebie. - W takim razie udajmy się coś zjeść i na spoczynek. Do widzenia, panie Gimbei. - powiedział na pożegnanie do żołnierza, ruszając spokojnym spacerem w stronę karczmy. Jako że stolica jest olbrzymia nie obyło się bez pytania o drogę. Po prawie pół godzinie spaceru i chwilowego błądzenia, niestrudzeni wędrowcy trafili do “Nimfy”. Za ladą stała właścicielka tego lokalu. Wewnątrz był niewielki ruch ledwie kilka - osób i wszystkie wyglądały przyzwoicie. Kuroryu spokojnie podszedł do lady, uśmiechając się delikatnie w stronę właścicielki. Najwyraźniej w tym świecie istniało bardzo niewiele brzydkich kobiet, albowiem do tej pory nie udało mu się spotkać żadnej. - Witam. - rzucił przyjaznym tonem - Czy mógłbym zająć moment? - W czym mogę pomóc - odparł melodyjny głos. Na samo jego brzmienie Kasou przeszły dreszcze i zrobiło mu się gorąco. - Mój współpracownik i ja chcielibyśmy wynająć pokój na noc. - rzucił do niej, w dalszym ciągu się uśmiechając - Ciepły posiłek również byłby niezwykle przyjemny. - Od czego panowie chcą zacząć? Posiłek czy sen? - znów przyjemne dreszcze - Jeżeli posiłek proszę zająć miejsce. Za chwilę podejdę po odbiór zamówienia. - Posiłek. - rzucił delikatnie Marine - Co nieco dzisiaj osiągnęliśmy, zasłużyliśmy na dobry posiłek. Zwłaszcza jeśli serwowany będzie przez taką piękność. - mrugnął w jej kierunku. Dziewczę w odpowiedzi uśmiechnęło się niezwykle urokliwie. - Proszę wiec zająć miejsce. - Na stołach czekały już serwetki, sztućce i karta dań. - Hmm. - rzucił do siebie Kuroryu, przeglądając kartę dań. - Sądzę że skuszę się na zupę z pstrąga z porem i ziemniakami, oraz kompozycję z jelenia, sarny i przepiórki w sosie sosnowym. A ty, Shujin? - rzucił w kierunku admirała. -Ja jestem nieco prostszym człowiekiem, niż ty Kuroryu. Poproszę o gulasz mięsny z ryżem.- Powiedział spokojnie. Po chwili właścicielka przyszła odebrać zamówienie. Po niespełna 20 min. Marines otrzymali gotowe dania. - Życzę smacznego. - Rzekła przepiękna dama. - Ach, dziękujemy piękna. - rzucił w jej kierunku Kuroryu, uśmiechając się. Odwrócił się do swojego towarzysza przy stole - Wiesz, Shujin jest coś o co chciałem cię zapytać. - powiedział do niego, powoli zaczynając jedzenie. -Tak? Po prostu pytaj, nie musisz się krępować. - Jak ma się Sakazuki-sensei? - zapytał, po chwili wahania. Widać było że pierwotnie miał inne pytanie na myśli - Ten człowiek ocalił mi życie i wychował mnie. Martwię się o niego. - dodał wyjaśniającym tonem. -On? Sam wiesz jaki jest stary Akainu, udaję, że obchodzi go tylko sprawiedliwość i tak dalej, ale tak naprawdę się o ciebie martwił, prócz tego wszystko u niego w porządku. Wydaję mi się jednak, że chciałeś zapytać o coś innego. - Dziękuję. - zatopił się przez moment we wspomnieniach - Zawsze był nieco zamknięty w sobie, ale mimo wszystko wiele mu zawdzięczam. - westchnął delikatnie - Jednak miałeś rację, nie o to chciałem zapytać. - spojrzał na niego poważnie - Istnieje duże prawdopodobieństwo że nie uda nam się wrócić. Uważam że powinniśmy planować nasze poczynania zgodnie z tym prawdopodobieństwem. -Nie wierzę, że niemożliwy jest powrót do świata z którego pochodzimy. Skoro mogliśmy dostać się tutaj, to raczej będziemy mogli wrócić, ale faktycznie, lepiej będzie mieć plan na taką ewentualność. Masz coś konkretnego na myśli? - Tak właściwie to tak... - rzucił Kuroryu - Chciałbym zaproponować byśmy zbudowali w tym świecie Marines. Od zera. Nasza własna armia, kierująca się doktryną sprawiedliwości absolutnej. -No nie wiem. Wiesz doskonale, że moja sprawiedliwość różni się nieco od tej, która wyznajesz ty i Akainu. Uważam, że każdego pirata, przestępcę i tak dalej powinno się karać, ale karać współmiernie do winy. A Sakazuki to człowiek, który za kradzież najchętniej by zabił. Kuroryu parsknął delikatnie śmiechem. - Nasza moc nie specjalnie nadaje się do brania ich żywcem. Poza tym, nie przypominam sobie żebyś zbyt często przyprowadzał ich żywych. - westchnął - Choć przyznaję, twoja sprawiedliwość zadziała lepiej w tym świecie. Aczkolwiek muszą mieć tu jakiś przestępców wartych natychmiastowej egzekucji. -Tacy są w każdym świecie, problem polega na tym by ich rozpoznać. Nie zamierzam zabijać złodziejaszków, ale jeśli ktoś ma wyznaczoną nagrodę za swoją głowę, to raczej nie popełniał on drobnych kradzieży. - A zatem jesteśmy zgodni. - kiwnął głową Kuroryu - Jeśli uda nam się jutro upolować tego smoka, powinniśmy mieć początek. Myślałem o jakiejś nadmorskiej fortecy. Trzeba by ją wykupić, albo zbudować od zera. Co sądzisz? -Dostęp do morza był istotny w naszym świecie, tutaj więcej dzieje się na lądzie. Szedł bym raczej w kierunku górskiej twierdzy w trudno dostępnym miejscu, tak żebyśmy mogli tam trenować bez strachu o cywilów. - Masz rację. - rzucił, zastanawiając się na głos Kuroryu - Ale to wszystko plany na jutrzejszy dzień. Najpierw smok. I fundusze które za niego dostaniemy. -Dobrze, pozwolisz, ze udam się spać, nie jestem tak młody jak ty.- Powiedział Shujin po czym wstał od stołu i udał się pokoju. Oczywiście zapytał wpierw przy ladzie. - Pomóc w czymś jeszcze. - Zapytał melodyjny głos. -Cóż, nieco boczku i chleba na śniadanie byłoby miłe, ale nic więcej mi nie trzeba. Dziękuję za troskę.- Odparł z nienagannymi manierami Shujin. - Oczywiście śniadanie jest zawsze. W końcu to najważniejszy posiłek. - Piękny uśmiech. -Dziękuję. Jeśli nie miałaby pani nic na przeciwko to chciałbym już udać się spać.- Powiedział admirał. Oczywiście proszę za mną. - Udała pierwsza na górę. Od jej kształtów trudno było oderwać wzrok. - Oto pański pokój. - Wskazała pomieszczenie z 2 wygodnymi łóżkami i niewielkim stolikiem nocnym. Okna były przysłonięte zasłonami. - Życzę spokojnej nocy. Admirał rozebrał się do snu, jego ciało było niezwykle umięśnione, raczej nikt nie chciałby z nim zadrzeć, mimo jego wieku. Shujin położył się w łóżku i błyskawicznie usnął. Kobieta wróciła na parter i usiadał za ladą. Kaso zaś powoli dokończył jedzenie, po czym ruszył w kierunku lady. - Mógłbym zająć moment. - zapytał właścicielki z uśmiechem. - Ależ oczywiście. W czym mogę pomóc? - Odparła blond włosa. - Na początek, poprosiłbym o sake. - rzucił spokojnie - A oprócz tego... z doświadczenia wiem że karczmarze i karczmarki wiedzą co dzieje się w danym mieście. Byłbym zainteresowany informacjami. - Cóż nie myli się pan. - powiedziała nalewając sake do kieliszka - Jednak jest to raczej kwestia indywidualna. Barmani zwykle posiadają ciekawsze informacje, niż moje. Zajmuję się sprzętem i artefaktami magicznymi. A raczej informacjami o nich. - Powiedział z lekkim wzruszeniem. Wiedziała że nie każdy poszukuje takich informacji. - Magia, hmm? - wymruczał pod nosem Kuroryu - A jakim rodzajem artefaktów, jeśli oczywiście można spytać? - rzucił, upijając łyk sake z kieliszka. - Wszelkim choć w mniejszym stopniu bronią. Głównie amulety i przedmioty niezwykłe. - Ponownie napełniając kieliszek. - A pojawiło się ostatnio coś wartego uwagi? Tego typu przedmioty byłby bardzo pomocne w mojej pracy. - rzucił, bawiąc się kieliszkiem w palcach. - Ostatnio? Hmm... Były wzmianki o świetle feniksa. Taka rękawica ozdobna oraz o księdze mrocznych dusz. Wiem że Diuk Edmund wciąż poszukuje pierścienia Tengenwood. - I jak wiele kosztowałyby mnie informacje o tych trzech przedmiotach. - rzucił, wypijając zawartość kieliszka. - Opowiedzieć mogę za darmo, ale ich lokalizacje są w większej mierze nieznane. - Ponownie napełniła kieliszek - Światło feniksa jest magiczną rękawicą rażącą wrogów błękitnym płomieniem. Mało o niej wiadomo jak na ten moment. Księga mrocznych dusz to zapiski dotyczące demonów, czarnych rytuałów oraz jakiś innych tajemnic z ciemnej strony magii. Tengenwood to pierścień posiadający zdolność do absorpcji mocy. Z jednej strony jest potężny bo pozwala wykorzystać siłę przeciwnika przeciw niemu samemu, z drugiej jego zawartość jest wymienna. Nie jest w stanie trzymać zbyt wielu mocy na raz. - Płomienie... hmm. - mruknął pod nosem Kuroryu - A jeśli chodzi o to gdzie się znajdują, wiadomo cokolwiek? Czy też są to jedne z tych przedmiotów które zaginęły i ludzie tylko o nich słyszeli? - rzucił, z delikatnym uśmiechem. - Z przybliżonych lokalizacji to tylko księga. Jest gdzieś w kraju gór. Natomiast z plotek wynika że pierścień jest w posiadaniu kogoś z Uverworld. Mało tych informacji, ale dla poszukiwaczy przygód czasem wystarczą. - Delikatny uśmiech. - Uverworld? Ta organizacja wydaje się być wszędzie. - uśmiechnął się delikatnie ponownie wychylając kieliszek. - Swoją drogą, być może będziesz mi w stanie pomóc. Poszukuję kogoś kto byłby w stanie sprzedać albo zbudować dla mnie fortecę. Być może słyszałaś coś w tej kwestii? - Chodzi o nowy budynek? Czy odrestaurowanie? - Obie opcje mi się podobają. Zależy jakie budynki są dostępne do odrestaurowania. Możliwe że wygodniej byłoby zbudować sobie własną. - uśmiechnął się delikatnie. - Aktualnie trwa oczyszczanie fortecy nad jeziorem. Stara, zrujnowana wiele lat temu. Jest jeszcze opustoszała warownia w kotlinie na południowy wschód od stolicy. Jednak nie wiadomo jak wygląda sprawa z jej lokatorami. Samą jednak administracja zajmują się osoby w zamku. W końcu to teren centralnych włości. - napełniła kieliszek. - Jak sprawa wygląda od strony prawnej niestety nie wiem. - A jeśli chodzi o wybudowanie czegoś od zera? Do kogo można by się w tej kwestii zgłosić? - Prawdo podobnie do tej samej osoby tyle że chodziło by wtedy o kupno gruntu i zatrudnienie robotników. - Dzięki za pomoc, piękna. - uśmiechnął się w jej kierunku - A w kwestii zapłaty za nocleg i posiłek mój i mojego towarzysza, ile jesteśmy winni? Dziewczę chwilę coś przeliczało. - 86 monet. - powiedziała z uśmiechem. - Tsk. Drogo. - rzucił, a następnie uśmiechnął się lekko. - Ale to miejsce jest warte swojej ceny. - sięgnął do sakiewki, odliczając monety, a następnie kładąc je na ladzie. - Dziękuje. Jutrzejsze śniadanie jest już wliczone w tą cenę. Polecam się na przyszłość. - Piękny uśmiech. Po wyjściu zza lady zaprowadziła podróżnika do sypialni na piętrze. - Z chęcią. W końcu, pomijając wszystko inne, wątpię czy jakakolwiek inna karczma w tym mieście posiada tak oszałamiającą właścicielkę. - rzucił do niej, również z uśmiechem. Na twarzy damy zagościł delikatny pąs. - Lubię takich klientów. Eleganccy i szarmanccy. Proszę oto pański pokój. - Wskazała na przytulne pomieszczenie z 2 łóżkami. W jednym z nich spal już Shujin. Kuroryu ukłonił się delikatnie. - Zawsze do usług. Serdecznie dziękuję za wszystko. - rzucił, wchodząc do pokoju. Noc minęła spokojnie i przyjemnie. Z samego rana do pokoju wpadał lekki słup światła. Delikatnie budząc podróżnych. Wygoda doskonale wpłynęła na samopoczucie i zdrowie obu marines. Wypoczęci i zwarci zeszli na śniadanie. Za ladą stała nowa ekspedientka. - Witam. - rzucił uprzejmie Kuroryu na powitanie - Mógłbym zająć moment? - Słucham. - Słowo wypowiedziane jakże wolno i jakże bardziej leniwie. - Czy ja i mój towarzysz moglibyśmy otrzymać śniadanie? Dzień jest krótki, trzeba go wykorzystać w jak największym stopniu. - rzucił z delikatnym uśmiechem Kaso. - Proszę zająć miejsce. - znów spokojny powolny ton. Po krótkiej chwili przyszła kelnerka z zastawą i podała śniadanie. Kawa, pieczywo coś do niego. - Dziękuję - skinął jej delikatnie głową, zabierając się do jedzenia. Dziś zapowiadał się dość długi dzień. Uniósł głowę znad posiłku - Muszę pójść odebrać buty, Shujin. A ty? Masz coś do załatwienia zanim wyruszymy na tego smoka? -Tak sobie myślę, że może pójdę kupić jakąś mapę. Przydałoby się wiedzieć gdzie jesteśmy. Kuroryu kiwnął głową, sięgając do sakiewki i odliczając 150 monet. - Proszę, powinno wystarczyć na wszystkie wydatki. Spotykamy się tu, za... pół godziny? - rzucił pytającym tonem. -Dobrze.- Rzucił Shujin.- Droga pani, gdzie mogę kupić mapę?- Zapytał kobiety za barem. Kuroryu zaś skinął spokojnie głową, kończąc śniadanie i ruszając do znanego mu już zakładu. Miał szczerą nadzieję że jego buty są już gotowe. - Mapę... Przy wschodniej bramie... - leniwa, powolna odpowiedź. W zakładzie Ariadna ponownie nei było tłumów. Staruszka siedziała za ladą, a jakaś młoda asystentka krzątała się sprzątając poczekalnię. - Dzień dobry. - rzucił dość wesołym tonem na powitanie do staruszki - Ja w sprawie butów. - To ty syneczku. Buty już są do odbioru. 50 monet. W końcu to skóra rathalosa. - wyciągnęła opakowanie z butami. Wyglądały one podobnie do poprzednich z tym że materiał by tym razem łuskowaty.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas. Niccolo Machiavelli Ostatnio edytowane przez Darth : 15-08-2013 o 15:39. |
14-08-2013, 00:15 | #25 |
Reputacja: 1 | Kuroryu, wziął buty, ubrał je, zawiązał, zrobił w nich parę kroków. Uśmiechnął się. - Perfekcyjne. - odliczył 50 monet, dając je staruszce - Bardzo dziękuje. Z pewnością zawitam ponownie, wysoko cenię sobie tak doskonałą jakość usług. - Dziękuje i zapraszamy ponownie. Kuroryu skinął jej na pożegnanie głową, wracając powoli do karczmy. Miał nadzieję że Shujim załatwił już mapy. Shujin wyszedł z karczmy po czym ruszył biegiem w kierunku wschodniej bramy. Zatrzymał się niedaleko niej, tylko po to, by zacząć wypatrywać sklepu w którym mógłby kupić mapę. Nie trudno było zgadnąć że w małej chatce, z szyldem “mapy i ryciny”, znajdzie to czego poszukiwał. Przed chatką, na drewnianej ławce siedział brodaty staruszek. Admirał podszedł do niego. -Dzień dobry chciałbym kupić mapę. - Ja- Jakąś konkretną? - zapytał staruszek lekko trzęsąc głową. -Najlepiej trzy. Całego lądu na którym jestem w tym momencie, wybrzeża i górskich szczytów. - To będzie du dużo pracy. Na tą ch chwilę mam jedynie. Tą. - Pokazał rulonik z mapą krajów środkowych. - Kontynent zro zrobię na jutro. -Biorę. Ile za tą mapę? Pokazał 2 otwarte dłonie. Shujin przejechał dłonią po twarzy. -Słuchaj dobry człowieku, nie jestem stąd, nie znam cen, nie wiem też dlaczego nie mówisz. Chcesz 10 monet, czy coś innego? - Sło słowa. Czasem są zbędne. - znów pokazał gest. - 10 monet. - Powiedział. - Tyle wystarczy. -Słowa rzadko są zbędne.- Z tymi słowami mapa wyskoczyła do góry układając się w ręce admirała, a z jego kieszeni wyleciało 10 monet i spadło na dłonie kartografa.- Jutro tu wrócę po mapę kontynentu.- Powiedział spokojnie admirał, po czym ruszył w kierunku karczmy. Gdy tylko Shujin dotarł na miejsce, Kuroryu skinął głową w jego kierunku. - Gotów zapolować na smoka? - zapytał. Admirał kiwnął głową. -Tak. - Dobrze. - rzucił kontradmirał. Po paru sekundach stali już przy Smoczej Skale - Kenboshoku, jeśli można prosić, Admirale. - rzucił do swojego towarzysza. Smocza skała - monumentalna samotna skała z dziwnymi oznaczeniami, otoczona łąkami. Po przybyciu na miejsce wszystko wydawało się spokojne. W okolicy nie było innych istot, wiatr wiał spokojnie. Shujin kiwnął głową. Po czym aktywował swoje haki. W ułamku sekundy znał położenie niemal wszystkiego w okolicy. Dziwnym trafem Marines nie mógł wykryć przeciwnika. Czyżby smoki potrafiły ukrywać swoja aurę? A może to oddziaływanie tej samotnej skały. Po głębokim skupieniu mógł określić jedynie obszar w którym smok się znajduje. Co gorsza znajdowali się w tym terenie, a nawet głęboko w nim. Nagle w prost nad samotną skałą zaczęła się tworzyć chmura burzowa. Zabrzmiał głos, niesiony przez wiatr, zdający się być iluzją: “Kto śmie zakłócać mój spokój”. - Słudzy Sprawiedliwości. - ryknął Kuroryu, otaczając się ochronną warstwą Haki. Chwilowo nie czynił go widocznym. - Shujin. Twoje moce są w stanie osłonić nas przed błyskawicami, zgadza się? -Ludzie wierzą, że grawitacja działa tylko na rzeczy, które mają masę Kuroryu. To nieprawda, działa na wszystko co ma energię, czyli na wszystko co się przemieszcza, na wszystko co istnieje. Więc tak, mogę nas ochronić przed błyskawic-Powiedział spokojnie Shujin. Aktywując swoją osłonę z haki i podnosząc silną tarczę grawitacyjną dookoła marines. Ponownie zawył wiatr i uderzył grzmot “Czemu przybyliście!” - Zabiłeś człowieka! - rzucił Kuroryu, jego potężny głos przekrzykiwał wichurę. - W krajach gdzie panują różne prawa, jedno powinno być przestrzegane ponad wszystko. Oko za oko, ząb za ząb... - uśmiechnął się złowieszczo - Życie za życie. Użyjemy naszej potęgi i zniszczymy cię. Wicher ustał, choć chmury wciąż się kłębiły, a powoli zbliżały się także i te nadchodzące z południa. Wśród ciszy która zapanowała dało się słyszeć tym razem potężny głos. Nie wicher, nie grzmot lecz głos. - A ty zabiłeś smoka! - Choć było to wypowiedziane w języku smoków, marines zrozumieli to bez problemów. Cecha świata. Zza skały, jakby z mgły pojawił się smok. -Wow.- Mruknął Shujin. Cóż w swoim rodzinnym świecie był w stanie zabijać giganty i król morza pojedynczymi ciosami, więc wierzył, że smok nie będzie dla niego tak wielkim wyzwaniem.- Cóż, zatańczmy.- Rzucił, po czym zniknął. Admirał biegł niezwykle szybko jak na człowieka swoich rozmiarów. Marine wbiegł pod smoka. -Zen'nō no shōtotsu!- Krzyknął uwalniając gigantyczne pole grawitacyjne, zdolne podnieść niewielką twierdzę, w formie kolumny, której to on był centrem. - Imponujące. - rzucił Kuroryu, uśmiechając - Smok o którym mówisz został oskarżony o zaatakowanie ludzkiego obozu. Jego niewinne potomstwo zostało wzięte pod opiekę, a nie zamordowane. Jeśli masz coś przeciwko temu... - zniknął - Zajmij się swoimi własnymi przestępcami! - ryknął pojawiając się nad jego grzbietem. W ułamku sekundy, szybciej niż normalnemu zajęłoby mrugnięcie, kopnął go w kręgosłup 10 razy, każdy cios wzmacniając haki. Smok, jak na tak olbrzymi rozmiar, okazał się być leciutki. Po olbrzymiej sile Admirała Shujin wyleciał w powietrze jak piórko. Atak Kasou, pomimo iż był zaskakujący nie odniósł skutku. Smok po uderzeniach zaczął opadać na ziemię, robiąc w powietrzu beczkę. Potężnymi skrzydłami smagając Kuroryou. Ten ruch wywołał jedynie to że marines zaczął się świecić i to dosłownie. Upadając na ziemie z potężnym naciskiem wgniótł admirała w ziemię, szczęśliwie nie wyrządzając mu szkód. Całe to zajście nie przeszkodziło szlachetnemu mówić spokojnie i prawdopodobnie, telepatycznie. - Zabiłeś nie właściwą istotę i nie ty zaopiekowałeś się potomkiem, lecz Eri.... - to były prawdopodobnie ostatnie słowa jakie wypowiedział w tej walce. - A ty zabiłeś człowieka. Zgaduję że to czyni nas obu grzesznikami? - rzucił ironicznie kontradmirał. Teleportował się tuż obok admirała, chwytając go i unosząc w powietrze. - Złam jego skrzydła, a ja go oślepię. - rzucił do niego, puszczając go tuż nad smokiem. Cały czas osłaniając się haki, pojawił tuż przed oboma oczyma smoka praktycznie jednocześnie, wypalając w nie promieniami ze swoich palców, mając nadzieję przebić je na wylot. Był również gotów do ucieczki w każdym momencie, wolał nie zostać pożarty. Shujin kiwnął głową, po czym zawisł w powietrzu. Z ziemi w jego kierunku poszybowało dwanaście gigantycznych kamieni. Admirał wykonał krótki gest dłonią, po czym głazy poleciały w kierunku zgięć skrzydeł smoka, po sześć na każde skrzydło. Oba ataki wojowników nie poskutkowały, w większym stopniu. Pierwsze były promienie Kasou. Zamiast wystrzelić z palców, całe ciało eksplodowało potężną falą światła. Emisja była dość silna, na tyle że smok został chwilowo odurzony. Chwila przeznaczona dla Admirała. Jednak o dziwo skały przeleciały na wylot przez skrzydła. Tak jakby były one stworzone z mgły. Smok nie śpieszył się. Delikatnym zgrabnym ruchem smagnął ogonem. Słychać było grom, a widać poziomą, łukową błyskawicę, która trafiła oszołomionego Kasou. Bardzo drastyczne przywitanie z glebą i ból całego ciała. Następnie smok usiadł, a raczej ustawił się w pozycji na pieska, głowę wciąż trzymając wysoko. Kuroryu wstał, krzywiąc się z bólu. Moce smoka przypominały mu moce mitycznego Goro Goro no Mi. Nagle się w czymś zorientował. Teleportował się koło Shujina. - On jest niczym logia. - rzucił do niego - Powinieneś być w stanie utrzymać go w miejscu. A ja... ja go wykończę z użyciem Haki. - odetchnął głęboko, odrzucając uczucie bólu. - Busoshoku: Koka! - rzucił głośno, a jego nogi pokryły się czernią, by ułamek sekundy później zniknąć. Jego głos rozległ się ze wszystkich stron smoka. - Hyaku man Ren Kōsoku no keri! - ryk rozległ się dookoła smoka, a na jego ciało spadł milion kopnięć wzmocnionych Busoshoku: Koka, uderzając każdy cal ciała smoka. Ponownie brak efektu. Tym razem dlaczego? Nie robił uników, a wszystkie ciosy przyjął na siebie. Choć kasou przeczuwał że coś jest nie tak, nie mógł jednoznacznie stwierdzić jak działa ta istota. Shujin jednak to odczówał. Zmiana grawitacji, wokół smoka. Zmniejszył ją na pewnej przestrzeni, jednocześni zmniejszając siłę ciosów. Nim jednak zdołał coś powiedzieć, smok spojrzał na niego i oto kolejny marines uderzył o ziemię, przygnieciony tym razem potężną grawitacją. Nacisk był tak duży że żebra, jak i inne kości prawie popękały. Uratowało go jedynie przeciw siła i zbroja z haki. Kasou, po ataku, zawisł w powietrzu. -Amator.- Mruknął admirał podnosząc się z ziemi. W ułamku sekundy przejął całkowitą kontrolę nad grawitacją. Skrzydła smoka przywarły do jego ciała dociskane tam niewyobrażalną siłą, a sam smok zaczął unosić się w powietrze. Wszystkie te czynności admirał wykonywał naraz, nawet się nie pocąc z wysiłku. - Yare yare. Jesteś raczej irytujący, nieprawdaż? - rzucił Kuroryu. Zobaczył co robił Shujin. Ponownie zaczął poruszać się z niezwykła prędkością... i wypalił setkę laserów jednocześnie. Promienie światła miały przebić każdy ważniejszy organ smoka... wliczając w to jego mózg. Po smoku przeskoczyły ładunki elektryczne. Coś się szykowało. Choć smok lewitował, a jego skrzydła wydawały się być dociskane do ciała, nie wyglądał na przejętego tą sytuacją. Pomachał tylko ogonem w powietrzu ładując go elektrycznie. Skrzydła zaczęły się rozjaśniać, setkami błyskawic, a ciało smoka zyskało białą poświatę. Nagle smok jakby nigdy nic rozprostował skrzydła. Może pierwsza myśl była błędna? Może to nie były skrzydła? Promienie świetlne wpadając w poświatę wymieszały się z nią. Było źle. Kuroryu spojrzał uważnie na smoka, przyglądając się łunie. Uśmiechnął się delikatnie. Machnął ręką, jak gdyby coś sprawdzając. A następnie spowodował że jego światło, wmieszane w łunę, eksplodowało. Potężna eksplozja pochłonęła całego smoka, zwłaszcza że wydarzyła się tak blisko jego ciała, powinna wywołać dość spore obrażenia. Minęła chwila spokoju. Obaj Marines nie byli pewni całego zajścia. Obaj nie czuli obecności smoka w miejscu wybuchu. Zdawało się nawet że pomimo deszczu i wichury panowała absolutna cisza. Nagle przyszyło to niemiłe uczucie i niepokój. Z kłębu kurzu pojawił się błysk który trafił Kasou. Po chwili doszedł także grzmot. Kurz opadł. Smok był cały osmolony, bez skrzydeł, ustawiony w drapieżną pozycję z otwartą paszczą. Widocznie wytężył się by ochronić skałę. Po otwartej paszczy przeskakiwały łuki elektryczne. Następnie smok powrócił do swojej normalnej postawy. Deszcz lunął, grzmiało a raniony kasou padł na ziemię. Tylko on widział atak i tylko w niego był skierowany, choć niecelnie. Obrażenia można by zaliczyć do poważnych brak jednej ręki. Wiedział jednak że to potężne działo, niczym błyskawica tylko go musnęła, bo gdyby trafiła nic by nie pozostało. Ślad ataku pozostał nawet wiele kilometrów dalej. Okrągły otwór przechodzący na wylot pasma górskiego. O tym jednak obaj wojownicy nie wiedzieli. Admirał popatrzył na smoka z podziwem, wiedział, że Kuroryu nie umrze od czegoś takiego, ale skoro jego atak był w stanie pozbawić gada skrzydeł, to może Shujin będzie go w stanie wykończyć. Marine spojrzał do wnętrza smoka używając swojego haki. Zlokalizował żołądek, serce, oraz mózg. Skoncentrował się, w ułamku sekundy wewnątrz potwora zaczęły działać gigantyczne siły grawitacyjne, przyciągające wszystko do siebie. -Black Hole!- Krzyknął Shujin. Licząc na to, że nawet smok nie przeżyje czarnej dziury w żołądku, mózgu i sercu. Shujin planował zwiększać siłę swojego ataku, aż gad umrze. Choć z pierwszej chwili zdawało się że jest to starcie na szybkość, “kto pierwszy zaatakuje ten wygra”. W rzeczywistości jednak tak nie było. Smok instynktownie wiedział co się zaraz stanie i dlatego wybrał szybką a jednocześnie bardzo zmyślna taktykę. Całkowicie stłumił swoją aurę. Choć shujin widział go, wiedział gdzie się znajduje i co robi, nie czół jego obecności. Przez chwile myślał że to nie możliwe, tak jakby smoka w ogóle tam nie było. Szlachetny w ogóle się nie poruszał, zamarł jak kamień. Admirał nie był pewien ataku tylko na krótką chwilę. Wiedział jednak że smok nie poruszy się nie zauważony. Aktywował Black Hole jednocześnie patrząc na swojego podkomendnego. Gdy znów spojrzał by ocenić efekt. Ujrzał blask przed oczami. Później była już tylko ciemność. Ale nim nastał blask mógł by przysiąc że w miejscu gdzie stal smok stał jakiś człowiek a nad jego głową były Czarne dziury. Ta sama scena pojawiła się jak koszmar i tak samo znikła. Admirał ocknął się na łóżku. Na drugim leżał obandażowany Kasou. Wciąż spał. Obaj nie wiedzieli gdzie są. Z pomieszczenia obok słychać było nucenie melodii. Admirał poderwał się. -Gdzie jest ten cholerny smok, prawie go miałem. Kuroryu obudził się, ledwo będąc w stanie się podnieść. - Co... co się stało? - wymamrotał pod nosem. I wtedy zauważył brak ręki. Westchnął delikatnie. - To będzie stanowić problem... - wymruczał Zza drzwi słychać było odgłosy kroków. Ktoś chodził po pomieszczeniach. Kuroryu wstał z łóżka, i podszedł do drzwi. Nie wiedział kto za nimi jest, ale na wszelki wypadek był przygotowany na walkę. Nawet z tylko jedną ręką był bardziej niebezpieczny niż większość osób w tym świecie. Odetchnął głęboko i otworzył drzwi. Admirał w tym samym czasie przeszukiwał całą okolicę używając Haki. -Ponawiam pytanie. Gdzie jest smok?- Tym razem jednak cały dom zadrżał gdy padło ostatnie słowo. Choć wszystko wydawało się jakiej nieobecne. Byli w rodzinnym domku. W kuchni kobieta odwrócona tyłem kroiła coś na blacie. Po domu biegał chłopiec, mały czarnowłosy uśmiechnięty. Kobieta wydawała się nieobecna, zaspana nie reagowała na żadne odgłosy. Chłopiec był uradowany ale nie reagował na głos, Jednak zatrzymywał się i spoglądał na Marines. Dom wydawał się być na odludziu. to przynajmniej wyczul Shujin, bo nic innego niż ten dom w okolicy nie wyczul. Dziecko zatrzymało się przytrzymane grawitacją, po czym mino swojej woli zbliżyło się do Shujina. -Smok, był, tam, ja, go, prawie, zabić. Gdzie jest?- Admirał mówił powoli. Kuroryu walnął otwartą dłonią w tył głowy Shujina - Przestań straszyć dzieci. Jestem studentem Akainu, którego mottem jest “Straszliwa Sprawiedliwość” i nawet ja uznaję to za idiotyczne. - westchnął delikatnie, podchodząc do kobiety - Przepraszam za mojego towarzysza, jest nieco zestresowany. Czy moglibyśmy się dowiedzieć gdzie jesteśmy? Wyzwolony dzieciak odszedł bez słowa. Kobieta nie zareagowała na głos więc Kuroryou musiał do niej podejść i ją klepnąć dłonią. - To jest śmierć. - Jej głos brzmiał strasznie. - Śmierć ciągnie za sobą śmierć. Cierpienie, cierpienie. Każda twoja decyzja przynosi śmierć. Bo tylko ze śmiercią jesteś za pan brat.Twoją ścieżkę wypala pożoga. Twoje decyzje przyniosą cierpienie tysięcy. Jesteś na to gotowy? Czy jesteś tak zdeterminowany by kroczyć własną drogą.- Odparł lodowaty głos. A kobieta odwróciła się do Kasou. W tym samym czasie obok Kuroryou przeszedł młodzieniec. Marines przyjrzał mu się teraz bliżej. Wyglądał on, choć to niemożliwe, identycznie jak Kasou w młodości. Trzymał coś w dłoni i wbiegł do do pokoju w którym był Shujin. W tej właśnie chwili obaj panowie zdali sobie sprawę że nie mogą się poruszyć. Stoją zamrożenie w swych pozycjach, żadnen ruch żadna moc nei jest możliwa. Mogą natomiast mówić. Młodzieniec stanąl przed shujin-em i spoglądał mu głęboko w oczy. - To boli. - Powiedział dziecięcym dla siebie głosem. - Oni przyszli... Kuroryu zaczął się śmiać. Głęboko, i strasznie. - Wiesz wiele. - rzucił, a jego głos brzmiał dziwnie głęboko - Ale ja znam życie. Obserwowałem ich. Każdego z tych których pozbawiłem życia, których spopieliłem. Widziałem to ich oczach. Zawsze strach. Nigdy żal. - spojrzał na kobietę, a w jego oczach płonęły płomienie które mogły równać się z jego oryginalnymi mocami - Zabiliby ponownie. Bez wahania. A ci którzy plotą bzdury o wolności? W niczym nie są lepsi od tamtych. Ich działania w dalszym ciągu przynoszą śmierć i zniszczenie. - jego głos nabrał mocy - Spalę każdego z nich! Będę mordować ich bez ustanku, aż w końcu sam strach stanie się moim sprzymierzeńcem i nie przestanę, aż złoczyńcy nie poznają dość strachu by nigdy więcej nie podnieść rękę na niewinnych. - uśmiechnął się sarkastycznie - Przynoszę im cierpienie, mówisz? Jest to prawda. Ale jednocześnie chronię przed nim innych. Jak Sakazuki-Sensei pomógł mi w przeszłości. - uśmiech zniknął z jego twarzy - Pozostanę na mojej ścieżce. Każdy kto spróbuje mnie zatrzymać... spłonie. I z pomocą strachu i cierpienia, zbuduję świat gdzie ni strach, ni cierpienie nie będzie przynoszone niewinnym. - ogień w jego oczach nabrał większej mocy - To przysięgam. Shujin spojrzał na dziecko stojące przed nim. -Co z tego, że boli. Z bólem będziesz musiał żyć przez całe życie. Musisz go poznać i nauczyć się go akceptować. To zadziałało w moim przypadku. Powiedz mi jednak. Kto przyszedł? - Oni przyszli i ją zabili. Moją mamę. Przyszła też ONA i podała mi rękę, i razem poszliśmy. Nadal jesteśmy razem. - mówił ze smutna miną. - To boli, to boli. Tak bardzo Cię boli. - Wbił trzymany w ręce nóż w nogę leżącego Shijina. - Czas się obudzić lub zasnąć.... Obudź się!!!! - Wykrzyczał głos w głowie Admirała i nastała ciemność. - Nic nie rozumiesz... - odparła kobieta, a raczej widmo, choć nie poruszała ustami - Nic nie rozumiesz. Ty jesteś złem. - W umyśle Admirała pojawiła się wizja obraz straszliwego tyrana. Na tle była płonąca wioska i pole bitwy. Mnóstwo trupów ścieliło się na zieli. A tyran? Uśmiechnięty i wykrzykiwał. “To jest sprawiedliwość. Teraz nie będzie już terroru. Teraz nie będzie już strachu. To jest pokój.” - Oni nie zdążyli poczuć żalu nim ich zabiłeś. - słowa przerwały wizję. - Ci którzy mówią są słabi, ale wierzą. Wierzą że ich słowa przyniosą im spokój. A ty w co wierzysz? Cel uświęca środki? Nawet jeżeli nie będzie już nikogo kto mógłby się z niego cieszyć. Będziesz mordować, a śmierć przyniesie następną śmierć. Koło się domknie aż w końcu Śmierć przyjdzie po ciebie. Śmierć nie jest żadnym rozwiązaniem. Twój świat będzie pusty. Twoje decyzje przyniosą zagładę. Ale jest jeszcze nadzieja... Śmierć jest nadzieją. Kuroryu pokręcił spokojnie głową. - To ty nie rozumiesz. Jak tak wielu z nich. - uśmiechnął się delikatnie - Śmierć dla świata w płomieniach? Miałbym uwierzyć w tę wizję? - parsknął śmiechem - Wiesz dość o mojej przeszłości. Dlaczego miałbym mordować tych którzy niczego nie uczynili? Moja wola i ambicja jest o wiele potężniejsza niż twoje przepowiednie. - zaśmiał się ponownie - Cel uświęca środki... a słowa mogą zostać użyte do mordu. Jak uczynił Roger. Mówisz że śmierć nie jest rozwiązaniem? A kto powstrzyma tych którzy chcieliby mordować niewinnych? - uśmiechnął się gorzko - Ludzie z mojej wioski nigdy nikomu nic nie uczynili. Zginęli i tak. Twoje rozwiązanie jest kłamstwem. To co przyniesie twoje rozwiązanie to śmierć mówiących o pokoju, z ręki tych którymi kieruje chciwość i pragnienia, i którzy mają siłę by działać. Nie ma czegoś takiego jak twój krąg. Są tylko ludzie. Słabi i silni. I dopóki silni nie nauczą się że istnieje cena za żerowanie na słabych, będą to robić. - spojrzał jej głęboko w oczy i powiedział spokojnie, i z zaskakująco zimną pogardą - Twój pokój nie istnieje. A twoja wizja nie dojdzie do skutku. Osobiście tego dopilnuję. I jeśli uważasz że twoje rozwiązanie jest skuteczne, i zadziała... doprowadź go do skutku. Z chęcią zobaczę twoją porażkę. A śmierci się nie boję. Kroczy za mną krok w krok od tamtego dnia. -Słuchasz choć nie starasz się zrozumieć. Wierzysz i realizujesz własne przekonania. Działasz zgodnie ze sumieniem. Ale nie zauważasz skutków tych działań. Twoja śmierć, ta którą niesiesz jest zemstą. Sprawiedliwość nie niesie śmierci, sprawiedliwość pokazuje czym jest zło. Ty doświadczyłeś nadziei, znalazłeś ją. A ci których zabiłeś, choć byli do ciebie podobni? Śmierć zostaw losowi... - powiedziała zmienionym głosem. - Puść jej rękę chłopcze, puść mą rękę. Nieś nadzieję. Ale nie teraz. Twoja wola i twój umysł już przechodzą teraz próbę determinacji. Ty który kroczysz drogą sprawiedliwości. Najpierw znajdź prawdę. Najpierw poznaj, dopiero na końcu wydaj wyrok. Czas umierać, by się odrodzić z popiołów. Teraz naródź się na nowo. Z pomieszczenia do którego wszedł chłopiec słychać było krzyk Admirała. Po chwili do kuchni wszedł młody Kuroryou z zakrwawionym nożem w ręku. - Czas się narodzić. Czas się obudzić. - Upuścił nóż na podłogę i dotknął dłonią nogi Marines. - Spłoń! Feniksie. - Rzekł z dziecięcym uśmiechem. - Odnajdź naszą drogę. Kasou stanął w płomieniach. Czół jak każda część jego ciała się pali, czół ból ale i ukojenie. Nastała ciemność. Z ciemności Słychać było odgłosy. Nastało przebudzenie. - Obudź się! - krzyk który zbudził Shujina. Tym który krzyczał był Gramon. - No dobra nasza. - Krzyczał uśmiechnięty. - Staruszek żyje! - Wyciągnął swój sztylet z nogi admirała. - Przepraszam za to. Miałem na dzieję że to się powiedzie. Yue jak u ciebie? - Admirał rozejrzał się zaspany i obolały. To było czyste pole bitwy, okolice Smoczej skały. Wszystko skryte pod delikatną zasłona spadającego deszczu. Kawałek od Dadawashiego leżał Kuroryou. Zajmował się nim złoto włosy chłopak w białych szatach. W pewnym momencie klasną w dłonie. - Dobra nasza. - Powiedział gramon. - Nasz przyjaciel Kuroryou żyje. Oj było blisko, jak mu serducho stanęło. Muszę się napić jak wrócimy do miasta. Oj tak. Możesz wstać? - zapytał. Kasou też lekko się przebudził. Był niezwykle obolały i oszołomiony. Przez chwilę wydawało mu się że stracił więcej ciała niż to było przewidziane. Jak długo był nieprzytomny, co się stało, gdzie jest smok? Te pytania musiały jeszcze chwilę poczekać. Przetarł twarz rzekomo straconą ręką. Powstało tym samym kolejne pytanie. W śród obecnych był jeszcze ktoś obcy. - Nie ma co zwlekać. Zmywajmy się. - Powiedział twardo. - Nie wiadomo jak szybko on wróci. - Dobra młody. Kto może wstać niech wstanie, kto nie tego na plecy. Yue gotuj skok. - Dyrygował Gramon. -Moment.- Powiedział Admirał.- Co tu się stało, w jednej chwili tworzę czarne dziury wewnątrz smoka, a w drugiej on znika i pojawia się jakiś facet, ja tracę przytomność, a potem budzę się bo ktoś dźgnął mnie w nogę. Chyba należy mi się jakieś wyjaśnienie. - Później, Shujin. - rzucił twardo Kuroryu, wstając powoli. Zachwiał się lekko, niemalże upadając, ale w końcu utrzymał się na nogach. Spojrzał dość zaskoczony na swoją rękę, ale postanowił się tym zająć później - Był dość silny by pozbawić nas obu przytomności. Idziemy. Teraz. - rzucił, podchodząc do Yue i Gramona. Staloway wyciągnął jeden ze swoich sztyletów. Po dotknięciu go przez wszystkich obecnych i wypowiedzeniu słyszanego już “Runic Art Transfer”, cała grupa została przeniesiona do świątynia w stolicy. Na miejscu czekała już zero oraz 2 nieznane postacie. - Dobra a teraz do baru. - Uśmiechnął się Gramon. Yue machną ręką na pożegnanie i poszedł w swoja stronę. Admirał był wściekły. -Teraz! Odpowiedzi! Smok zniknął, jakiś facet był zamiast niego. Kto to i dlaczego tam był?- Shujin mówił głosem nieznoszącym sprzeciwu, tak ostrym, że nawet Kuroryu bał mu się przerwać, a przynajmniej powinien się bać. Kuroryu westchnął delikatnie. - Możecie mu udzielić tych informacji? Jest irytujący w tym stanie. Jak tak dalej pójdzie to zrówna z ziemią pół miasta. - rzucił spokojnie, również starając się pojąć co się stało. - Pierwsze pytanie: Co było prawdą? - powiedziała czarnowłosa nieznajoma. - Ech Pytania zadałeś, nie opisałeś jednak co zaszło. - Poprawiła Zero. - Co się wydarzyło możemy tylko wnioskować. Jednak im mniej wiemy tym wnioski bardziej oględne. - Wy sobie tu rozmawiajcie, a ja się zmywam szefie. - Powiedział nieznajomy w zbroi. - No na razie Juto. Widzimy się później. - Ta. Zapewne. - machnął ręką na odchodne. - Ruby, Lovecraf, idziemy! - Pozostała dwójka poszła na nim. - No a teraz zacznijcie panowie od początku co się tam stało? A może uda się nam odpowiedzieć jak to się stało.- Powiedziała Zero. - Hmm - zamruczał Kuroryu - Najprościej rzecz ujmując, napotkaliśmy najwyraźniej Szlachetnego Smoka Błyskawic. Gdy mój drogi towarzyszysz zadał mu potężny cios z użyciem swoich zdolności kontroli grawitacji, nastąpił rozbłysk światła, i przez moment wydawało się że smok został zastąpiony przez jakąś postać. - zastanowił się przez moment - Jak nas znaleźliście? - zapytał - Informacja z dywizjonu że coś się dzieje przy smoczej skale. Gdyby nie to, że to “coś” zaczęło się przed burzą. Nawet byśmy o tym nie wiedzieli. Potem Zero przypomniała sobie o waszych planach. Mieliśmy iść to sprawdzić dla bezpieczeństwa. - I nic nie widzieliście? Nic co by odbiegało od normalności? - rzucił zdziwiony Kuroryu. Zawahał się przez moment - Ile rąk miałem gdy mnie znaleźliście? - Gdy dotarłem w tamte okolice widziałem jak uderzył w was piorun. No to szybko zawróciłem po pomoc. Przed uderzeniem staliście jednak jak wryci nic nie robiąc. Gdy wróciłem z powrotem już leżeliście. Smok mignął mi się tylko na moment za pierwszym razem, ale tylko siedział i na wasz patrzył. Rąk? - Zapytał zdziwiony - Ten piorun chyba się za mocno piżgnął. Tyle ile widzisz. Bardziej bym się martwił o to, że... byłeś jedną nogą po tamtej stornie. Gdy przybyliśmy z pomocą. Serce ci nie biło. Na szczęści wziąłem ze sobą Yue. A pan. - Zwrócił się do Dadawashiego - Dostał dreszczy i wstrząsów. Więc spróbowałem sposobu mego wujka. Przepraszam za to, ale podziałało. - Zaczynam powoli rozumieć. - Powiedziała Zero. - Na razei jednak mówcie dalej. - Przynajmniej jedno z nas zaczyna... - wymruczał Kuroryu - Wyraźnie pamiętam że jeden z ciosów tego smoka zabrał mi rękę. Wątpię by była to halucynacja. - ponownie się zawahał... a następnie się uśmiechnął - Uciąłem sobie również drobną pogawędkę ze Śmiercią, najwyraźniej. Gramon popatrzył na niego zdziwiony. - Gdyby naprawdę cię trafił to nic by z ciebie nie zostało. Napędziłeś mi wtedy stracha. Nie zdziwił bym się gdybyś naprawdę ją spotkał. Podobnież można z nią nawet pograć w karty. Pograć ale nie wygrać. Mniejsza. W każdym razie cieszę się że żyjesz. A tak swoją droga to ładna ona była? - Zarobił uderzenie w głowę od zero. - Znaczy się czy coś ciekawego mówiła? - Raczej nie. W obu kwestiach. - rzucił z delikatnym uśmiechem - Aczkolwiek sądzę że było to coś więcej niż widmo. Posiadało wiedzę o rzeczach o których nie powinno być w stanie wiedzieć. Shujin też tam był, więc może potwierdzić. - parsknął śmiechem - Choć w kwestii tego co mówiła, to raczej plotła bzdury. - Któż to potwierdzi. - Wzruszył ramionami staruszek - Nie jestem zabobonny ale czasem słucham tego co plotą panei wyrocznie. No mniejsza. I co? Wpadłaś już na coś? - Tak. Ruby mnie naprowadziła. Zadam wpierw pytanie. Lubię gdy do odpowiedzi dochodzi się samemu. Czy potraficie wymienić żywioły w ciele człowieka? - Pytasz dosłownie czy metaforycznie? - zapytał Kuroryu i odpowiedział nie czekając na odpowiedź - Woda, Ziemia, Powietrze, Ogień, Metal? Przyznaję, że nie jestem pewien. - Woda to krew. - Powiedział gramon. - Ogień to temperatura życia. Powietrze to oddech, a ziemia to ciało. Metal? Dlaczego metal? - Kości. - rzucił Kuroryu, wzruszając ramionami - Opierałem się nie na moich słowach. Zajmowałem się walką, nie nauką. To był jeden z pomysłów Vegapunka, gdy wymyślał możliwe podstawy istnienia życia. - potarł podstawę nosa - Ale nie rozmawiajmy teraz o tym człowieku. To nie jest na to odpowiedni moment. - No dobrze mamy 4 żywioły z 5 możliwych. Energia panowie. W tym wypadku to elektryczność. - Zasilanie? - Zaśmiał się Gramon - W takim razie moje to piwo. - Nie, ale przewodzimy elektryczność i z niej korzystamy. Najpewniej obaj o tym nie słyszeliście więc opowiem. Mózgowe impulsy elektryczne. Wszytko co robicie co widzicie, czujecie. Wszystko opiera się na nich. Gdyby móc na nie wpłynąć można uzyskać władze nad człowiekiem. Tyle że jest to niezwykle trudne bo zbyt dużej elektryczności człowiek nie wytrzyma. Może dojść na przykład do zatrzymania serca. - Popatrzyła na Kasou. - Teraz już wiecie co się mogło stać? - Możesz się zdziwić. - Uśmiechnął się delikatnie - Sugerujesz że smok utworzył fałszywe impulsy elektryczne na drodze pomiędzy naszymi oczyma a mózgiem, tworząc iluzje? Jest to teoretycznie możliwe, choć wymagałoby dalece większej kontroli nad elektrycznością niż jest w stanie posiąść jakakolwiek znana mi istota. To dość irytujące, że smok tej wielkości byłby w stanie kontrolować impulsy tak precyzyjnie. - Sama iluzja wzroku to jeszcze nie problem bo to można uzyskać innymi środkami. Całkowite odcięcie umysłu i impulsów, oraz ich kontrola to dopiero coś. Mówiłeś że straciłeś rękę, ale czułeś że ja straciłeś. Czułeś ból mimo iż to nie była prawda. Prawdopodobnie to nie precyzja leż natura. To Szlachetny, zwany też Pradawnym. Ich wiedza przekracza wszelkie pojęcie. Nieszczęśliwie jednak walczyliście, aż do nadejścia burzy. To co on zrobił sprowadziło na was błyskawice i prawdopodobnie to były największe rany. Przerwały jednak jego kontrolę. Chyba. Nie wiem jednak dla czego z wami nie walczył? I kiedy przejął kontrolę. Pozostaje jeszcze sprawa tego człowieka. Może to był on sam, a może ktoś inny? - Możliwe że uznał że nie jest w stanie z nami wygrać w otwartej bitwie? - zastanawiał się na głos Kuroryu - Zastanawiam się teraz nad czymś innym co powiedziała istota z którą rozmawialiśmy gdy byliśmy bliscy śmierci. Chcę przeprowadzić mały test. - zatrzymał się, uniósł dłoń, i spróbował utworzyć nieco światła. Ręka Kasou roztopiła się w gorącej błotnistej brei. Nie była to jeszcze magma, ale to budziło nadzieje. - Znów coś dziwnego. - Powiedział Gramon. - Ty chyba jesteś jakiś niestabilny. Powinieneś trochę odpocząć. Dziś prawie co nie zginąłeś. - Jakby na zawołanie Marine osunął się na ziemię. Najpierw wyglądało jakby cały zamienił się w breję. Później jednak breja znów była Kasou. Jako że była gorąca nie byli go w stanie dotknąć. Rycerska dwójka popatrzyła wymownie na Shujina. Admirał wzruszył ramionami. Ciało Kasou powoli wniosło się w powietrze. -Z ciekawości, co jest odpowiedzialne za nasze pojawienie się tutaj? W końcu nic się nie dzieje bez przyczyny. Przynajmniej w moim świecie. - Jeszcze nie słyszałeś? Cóż nie jest to zbyt ważne ale każdy o tym raczej słyszy na początku. To znaczy po przybyciu. Czarna brama. - Wielkie czarne wrota na wschód od Lofar. A dokładniej ich pojawienie się. Stworzył je Uverworld. Taka organizacja. Działają w konspiracji. Choć chwilowo o nich nic nie słychać. - skróciła Zero. - Jak jednak z powrotem was odesłać? Kto wie. Z pewnością będzie to miało coś wspólnego z tymi dwoma elementami układanki. Brew Shujina drgnęła. -Jakiej układanki? Wybaczcie, że tak was zasypuję pytaniami, ale moim głównym celem teraz jest powrót do naszego rodzinnego świata, bez wiedzy o tym jak to zrobić, cóż, moje zadanie zakończy się niepowodzeniem. - Kwestia niewiedzy.- Powiedziała Zero. - Sprawa była badana przez magów ale chyba ich przerosła. Tylko Avgadro zdawał się wiedzieć najwięcej ale gdzieś zniknął. Układanka to przenośnia. Mamy zamknięte czarne wrota, które sprowadzają przybyszów. Mamy organizację przybyszów która je stworzyła. Tyle. Na ten czas najważniejsze wydaje się dla nas odnalezienie księżniczki. Każdy ma swoje priorytety. - Jeżeli czegoś się dowiesz możesz na mi poweidziec. - skrócił gramon.- wzajemna pomoc. Shujin przeniósł Kasou na ręce Gramona. -Potrzymaj, już nie jest gorący. Ostatnie pytanie, gdzie ostatnio był widziany Avgadro, lub gdzie się udał. Skoro tylko on coś wiedział, to właśnie jego chcę znaleźć. Zero wzruszyła ramionami. - A kto to wie? Raz jest raz go nie ma. Ten typ tak ma. Ciągle coś bada. Może niedługo wróci, a może nie. Gdyby jednak wrócił nie zapomnimy spytać. - Co z nim zrobić? Strażnica czy może szpital? - zapytał gramon. - Sądzę ze wystarczy mu odrobina snu, tak zresztą jak i mi. -Odstawcie go do jakiegoś łóżka i za żadne skarby świata nie wsadzajcie go do wody. Ja pójdę może zobaczyć te całe czarne wrota. - To daleko. Ze 3 dni drogi. A może i więcej. -I? Biegam od pięćdziesięciu czterech lat, jestem admirałem marynarki, myślę, że sobie poradzę. W którym to kierunku?- Zapytał Shujin. - Na wschód. Wschodni kraniec krajów środkowych. Najłatwiej trafić tam z Lofar. Admirał kiwnął głową po czym zaczął biec na wschód, zostawiając Kuroryu w rękach Gramona.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas. Niccolo Machiavelli |
15-08-2013, 21:41 | #26 | |||||||||||||||||||||
Reputacja: 1 | Anubis wyciągnął swoje sztylety z drzewa i obejrzał się z zainteresowaniem w kierunku gdzie wczoraj eldar wyczuł gada. Zastanawiał się jaki cel może mieć ta istota. Nie opóźniając jednak ruszyli w dalszą drogę, gdy tylko byli gotowi. Wciąż podróżowali lasem. Mieli zamiar wyjść na gościniec jak najbliżej miasta w miejscu gdzie drzewa zaczynały się oddalać od drogi. Będąc jeszcze w lesie Eldar wciąż czuł, że podąża za nimi jaszczur. Lecz trzyma on odpowiedni dystans. Powoli zbliżali się do miasta. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Anubis powiódł spojrzeniem za gadem zdziwiony jego zachowaniem. - Nie wiem czemu się tak zachowuje, ale dopóki nam nie zagraża... myślisz, że chciał żebyśmy przyszli do Targas? Cytat:
- Dość długo by swobodnie się poruszać po mieście. Ale będę musiał odpoczywać. Poczuję wcześniej, że mam mało czasu, ale uważajmy. I pamiętaj, że nie będę mówił, otworzę dla Ciebie umysł. Cytat:
Tuż przy bramie stało 2 wartowników, uważnie obserwujących okolicę. Do miasta wkraczał właśnie wóz z sianem i jakaś mała 5 osobowa grupka osób. Wszyscy mieli zarzucone na siebie płaszcze, zdejmowali jednak kaptury przed strażnikami. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Towarzysze tak też zrobili. Wrócili się kawałek do wcześniej zauważonej małej uliczki, która znajdowała się stosunkowo niedaleko karczmy. Odczekali chwilę by być pewnymi, że nikt nie zauważy pojawienia się szakalogłowego mężczyzny. O ile w formie szakala po Anubisie nie było widać zmęczenia, tak teraz Eldar mógł wyraźnie zauważyć jakim obciążeniem jest ta zamiana. Pysk egipcjanina był wykręcony w dziwny grymas, ni to bólu, ni zmęczenia, skóra była lekko zaczerwieniona, a w niektórych jej miejscach pojawiły się dziwne zmarszczki. Szybko jednak wszystko wracało do normy. Anubis usiadł ciężko, opierając się o ścianę jakiegoś budynku. - Problemem jest nie tylko to jak długo potrafię być szakalem...ale też to jak długo mogę nim być... - powiedział wyciągając do towarzysza dłoń. Eldar zdjął z głowy szmatę i dał ją Anubisowi. Przez chwilę mógł zajrzeć mu głęboko w oczy i był pewien, że zobaczył w nich powoli przygasający wewnętrzny gniew, wracający pod kontrolę swojego gospodarza - wtedy zrozumiał co towarzysz miał na myśli. Siedzieli w uliczce dobre parę minut. Anubis okręcił sobie głowę płótnem by eldar nie musiał zużywać sił na używanie zasłony. Gdy poczuł, że jego ciało i umysł dostatecznie się uspokoiły wstał i ponownie rozejrzawszy się znów przybrał formę szakala. - A teraz szybko, do oberży. Oberża nosiła miano “Zatęchły Ogr”. W stosunku jednak do tak kiepskiej nazwy w środku wyglądała dość stylowo. Pater tak jak i pięterko były po brzegi wypełnione różnej maści hołotą. Do barku prowadziła wąskie przejście miedzy 2 stołami wypchanymi najpewniej najemnikami. Przy samym barze, poza barmanem, była tylko jedna osoba. Głównym powodem całego hałasu, były debaty o skarbach, konflikcie i zaginionej księżniczce. Dowiedzmy się czego potrzebujemy i nie zostawajmy tu dłużej niż musimy. - pomyślał Anubis rozglądając się po dość ciasnym wnętrzu. Hałas i smród tu panujące nie działały zbyt uspokajająco. - Lepiej nie zostawać tu dłużej niż musimy... idź przodem proroku. Cytat:
Cytat:
Był tu wczoraj! - usłyszał w myślach uradowane słowa Anubisa, a chwilę potem usłyszał już na prawdę głośne węszenie Anubisa. Mężczyzna siedzący przy ladzie uważnie się przysłuchiwał rozmowie. Zdawał się zwracaj szczególną uwagę na maskę eldara. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
- Co tak długo. - O mur obronny oparty był młodzieniec z baru. Podszedł do przybyszów. - Przejdźmy się. - powiedział gestem wskazują drogę do garnizonu. - Chcę porozmawiać... - Byli zbyt blisko miasta by robić zamieszanie, dlatego przystali na propozycję. Kawałek dalej młodzieniec zaczął. - Uznajcie że wiem kim jesteście. Bez zbędnego owijania. Mam dla was drobną robotę. Anubis przez całą drogę powstrzymywał rosnący we wnętrzu gniew. Czuł coraz większy nacisk na wnętrzności, a czerwony ogień palił go w gardło ledwo pozwalając wytrzymać by nie warczeć. Co jakiś czas jednak oglądał się do tyłu i wstrzymywał gdyż byli wciąż zbyt blisko miasta - od którego na szczęście się oddalali. Bardzo się mu nie podobało, że młodzieniec za nimi poszedł, jeszcze bardziej mu się nie podobało, że uważał iż wie z kim na do czynienia. Dlatego gdy się odezwał szakalogłowy zapomniał kogo mieli udawać i dał się ponieść zwierzęcemu instynktowi panującemu we wnętrzu tej jego powłoki. W ciągu chwili ciało zwierzęcia pękło gdy w gniewie Anubis znacznie przyśpieszył przemianę w postać humanoidalną, rzucił się na chłopaka chwytając go za gardło i przyszpilając do pobliskiego drzewa. W ryku wściekłości zbliżył swój pysk do jego twarzy i zawarczał. W jego oczach wciąż tlił się czerwony blask mimo, że nie był już w ciele, które miało zamknąć jego złość. - Myślisz, że wiesz kim jesteśmy!? Gówno wiesz arogancki człowieku! - krzyknął dociskając jego głowę silniej do drzewa. - Daleko mi do bycia twoim chłopcem na posyłki więc masz jedną szansę nim Cię rozszarpię! Czego chcesz!? MÓW! - Wywarczał ostatnie pytanie kłapając zębami przed twarzą młodego mężczyzny ledwie panując nad dłonią ściskającą go za gardło. W napływie gniewu Anubis przeoczył drobny szczegół, a może i nie przeoczył. Dwa drobne zacięcia zadane w momencie rzucenia się na chłopaka, były ledwie powierzchowne i nieodczuwalne. Młodzieniec będąc nawet w tak ekstremalnej sytuacji zachował kamienną twarz, bez emocji. Spokojnie czekał przyszpilony do drzewa. Po krótkiej chwili próbując, a raczej udając, coś powiedzieć uścisk Anubisa zaczął słabnąć. Najpierw ręce, później wzrok i emocje, aż w końcu przyszła kolej na nogi. Wszystko osłabło i uspokoiło się. Psowaty upadł na kolana próbując zachować równowagę. Młodzieniec będąc już wolnym lekko otrzepał swój strój i przetarł ręką policzek odciśnięty od drzewa. Nie pokazywał żadnych emocji, ani tych przyjaznych, ani tych gniewnych. - Cóż ryzyko zawodowe. Trzeba się z nim liczyć. - Powiedział do siebie. - A więc mamy 2 wyjścia. Jedno usłyszę grzeczną odmowę, albo drugie zgodę. W przypadku odmowy skończysz jak towarzysz. Nie martw się nic mu nie jest. To tylko środek odurzająco-uspokajający. Mój własny patent. Przejdzie mu za jakąś godzinę. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Podniósł się z ziemi przyglądając się kupie popiołu i podchodząc do niej. Delikatnie odgarnął resztki człowieka wyciągając z nich nienaruszony list. Papier, który był powodem tak wielkiej... nie, nie było żadnej zniewagi. Mimo to pomyślał “Oby ten list wart był takiej straty” zapominając, że eldar wciąż może słyszeć jego myśli. - Nic mi nie jest proroku. - powiedział spokojnym głosem, bez cienia złości, bez śladu wstydu, zupełnie beznamiętnie. - Przepraszam, pozwoliłem by poniósł mnie gniew, proroku. Dawno mi się to nie zdarzyło. To tylko człowiek, ale wciąż, intencja która go zabiła nie była konieczna. Zaczynał szczerze nienawidzić tego świata. Oby znaleźli bajarza i oby podzielił się z nimi czymś wartym uwagi. Oby... Cytat:
- Sprawdźmy. - powiedział otwierając kopertę i czytając jej zawartość na głos. Wewnątrz znajdował a się niewielka karteczka napisana odręcznie. “Zaginęła Uri. Granice zostają zamknięte. Spróbuj nakłonić przewodnika do powrotu. Uverworld coś planuje, wiem to. Działania konfliktowe chwilowo wstrzymałem, nie wiem na jak długo. Utrzymaj status Quo na ile ci się to uda. (podpisano) Kanade.” Egicpjanin schował karteczkę zastanawiając się nad jej zawartością. - Jeśli dowiemy się kim jest Kanade to może uda nam się dowiedzieć z kim mógł korespondować. - powiedział spokojnie i zamyślił się na chwilę przyglądając się eldarowi. Jemu też potrzebne jest obrócenie tego w coś dobrego... - W każdym razie i tak planowałem zająć się później sprawą księżniczki... a informacje co do tej kartki dostaniemy tam gdzie idziemy szukać bajarza. - powiedział i zmienił się ponownie w szakala. - Widziałem jak szybki jesteś. Jeśli będę biegł możemy dogonić bajarza, ma tylko dzień przewagi nad nami. - to powiedziawszy ruszył biegiem na zachód. Choć tym razem czerwony ogień również zatruł mu umysł to nie był on jeszcze nigdy tak czysty i spokojny. Ale gniew pozostał otaczając jego myśli twardą gorącą skorupą gotową pęknąć w każdej chwili teraz gdy złość miała możliwość działania. Sęk w tym, że łatwo było to zrzucić na inną postać, ale to nie ona wywoływała te emocje, one zawsze należały do Anubisa, znalazł jednak sposób by oddzielić je od reszty myśli. Ciekawe jest to, że w tym świecie razem z ogromną częścią swojej mocy stracił też dostęp do tychże emocji, których się wyzbył więc w żadnym momencie nie był tu jeszcze w pełni sobą. Cytat:
Ostatnio edytowane przez mlecyk : 07-10-2019 o 13:23. | |||||||||||||||||||||
15-08-2013, 21:44 | #27 | |||||||||||||||||||||
Reputacja: 1 | To co zwane było garnizonem, był obóz prostych drewnianych domków i namiotów usytuowanych wokół otwartego baru na świeżym powietrzu. Z wyjątkowych miejsc w tym dywizjonie można nadmienić małą kuźnię, krawca i wspomniany już bar. Miejsce to nie było chronione, a jedyną obronę dla obozu stanowiła mała palisada od strony lasu. W całym mieście pełno było, można przypuszczać, wojowników i łowców nagród. Towarzysze dotarli tam pod wieczór. Anubis zmienił postać odpowiednio wcześnie by wejść do miasta w postaci humanoidalnej i by mieć czas na uspokojenie umysłu nim to zrobią. Eldar na wszelki wypadek wciąż miał twarz zasłoniętą maską. Oboje weszli do obozu spokojnym krokiem, nie tracąc czujności i skierowali się najpierw do baru. Bar zwał się “Rozbrykany kucyk”. Ładna nazwa jak dla miejsca, która na metr od wejścia pachnie alkoholem. Jak szybko towarzysze weszli przez drzwi baru tak szybko przez nie wylecieli, razem z jakimś oszołomionym typem. W barze trwała mała burda, lał się alkohol i tłuczono się po mordach. Ach te wojackie uroki. Podróżni bez problemu zrzucili z siebie nieprzytomnego jegomościa i stanęli na równe nogi. Gdzieś nieopodal baru widać było łunę od ogniska. Towarzysze widząc sytuację panującą w barze skręcili w stronę blasku ognia. Anubis miał nadzieję, że dopisz mu szczęście i zobaczy tam poszukiwanego staruszka. Jeśli nie to może chociaż ktoś będzie na tyle trzeźwy żeby im odpowiedzieć na pytania. Przy ognisku siedziały 4 osoby. Chłopak w fioletowej kurtce siedział po turecku. Na jego kolanach zasiadała i drzemała dziewczynka. Pozostała dwójka to mężczyzna w pelerynie i śpiąca dziewczyna, a raczej nie przytomna pod wpływem alkoholu. Choć zawiedziony towarzystwem przy ognisku, Anubis podszedł do nich razem z eldarem. Ukłonił się delikatnie, z kulturą, ale bez zbędnej uniżalczości. Pociągnął kilka razy nosem dołączając ich zapach do swojego nieskończenie wielkiego zbioru w pamięci. - Pozwólcie, że wam przeszkodzę, w czymkolwiek co tu robicie. - powiedział patrząc na spitą do nieprzytomności kobietę - Szukam pewnego człowieka. Dzień temu opuścił Targas i ponoć udał się w tym kierunku. Starszy jegomość z kosturem, nazwalibyście go najpewniej “Bajarzem”. Czy coś wam to mówi? Mężczyźni chwilę pomyśleli. - Jest w barze. - odparł mężczyzna w pelerynie. - Zdaje się że jutro wybiera się dalej. - mężczyzna w fioletowej kurtce przytaknąl głową. - Bądźcie jadnak ostrożni. Nam to wsio jedno kto tu jest, ale tym w barze już nie do końca. “Jest tu” pomyślał zadowolony szakalogłowy, ale obejrzał się jednocześnie z obrzydzeniem w kierunku hałasu. Przykucnął przy ognisku patrząc po rozmówcach. - Czy korzystając z waszej obojętności mogę też zapytać kim jest Kanade? Pijana dziewczyna zachrapała głośniej. Mężczyźni spoglądali na siebie pytająco. - Przepraszam ale nie znam nikogo takiego, a nawet jeżeli to nie znam nikogo o tym imieniu i w tym świecie. - Powiedział młodzieniec z peleryną. - Podobnie u mnie. Z tym wyjątkiem że w moim świecie też nikogo takiego nie znam. - Powiedział chłopak w czapce. Cicho by nie zbudzić swej małej towarzyszki. - Więc zapewne również jesteście przybyszami. - stwierdził po czym zwrócił się do eldara. - Może wylądowali mniej więcej tam gdzie Ty, może widzieli Twój kamień. - Jeżeli coś zgubiłeś w tym świecie to powinno się z czasem odnaleźć. - Powiedział cicho osobnik w czapce i wymownie spojrzał na śpiące dziewczę. - Ale jeżeli to coś znikło podczas przejścia to ryzyk fizyk. Znaczy się... może być w tym świecie, ale w przypadku braku lepiej poszukać chwilowego zamiennika. - odparł białowłosy. Cytat:
- Bajarz zdaje się wiedzieć trochę o moim świecie. - powiedział Anubis po cichu do eldara - Może znajdziesz kogoś kto wie coś więcej o Twoim. - następnie znów zwrócił się do mężczyzn - Macie może pomysł kogo można zapytać o kamień nie z tego świata, o specjalnym przeznaczeniu? Cytat:
Cytat:
- Będę czekał na starca. Jeśli tam wejdę skończy się w najlepszych przypadku awanturą, a w najgorszym posypią się głowy, a chciałbym w spokoju porozmawiać z bajarzem. Może popytasz w tym czasie o to z kim mógł korespondować Kanade? Anubis stanął przed wejściem do baru w bezpiecznej odległości by nie być pierwszym kogo zobaczy każdy wychodzący. Skrzyżował ręce na piersi, wpatrywał się w drzwi i czekał tam w kompletnym bezruchu, równie dobrze mogło go tam wcale nie być, ani drgnął, nawet nie mrugał. Tylko czekał zupełnie jak kamienna figura. Cytat:
Cytat:
- Nie, przybyszu. Nie kojarzymy nikogo o takim imieniu. To jakiś przybysz, czy coś przeskrobał? Cytat:
Cytat:
- Nie. - Powiedział na głos. - Nie interesują mnie jacyś najemnicy. Mam ważniejsze rzeczy do roboty. - Mrugnął i odszedł w sowim kierunku. Cytat:
- Na przyszłość o takie rzeczy pytaj w barze. A jeżeli powiedzą że to płatne znaczy, że to większy interes. A teraz. Co chcesz od niego ? Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
- Zgoda...- Powiedział stanowczo. - Ale zrobimy to inaczej. List jest ważny więc przekażę go inną drogą. W zamian ty z lokalizujesz członka Uverworldu. Oczywiście nie za darmo. Nagrodę wybierzesz jak wrócisz. Masz tam swoje sprawy w które nie wnikam, więc też zbytnio nie wnikaj w tamtejszą politykę. Wystarczy tylko że zlokalizujesz członka “tej” organizacji. Cytat:
Ku uciesze Anubisa. Czekanie go nie męczyło i nie nudziło ale hałas dochodzący ze środka był wielce irytujący, a on nie mógł się już doczekać zobaczeniem się twarzą w twarz z człowiekiem, którego w myślach nazywał “tym, który opowiada historie z innych światów”. Tak jak stał niestrudzenie i niewzruszenie, tak bez żadnego ostrzeżenia zaczął iść. Zupełnie jakby od początku to planował i zupełnie jakby ostatniego kwadransu nie spędził w całkowitym bezruchu. Ktoś obserwujący Anubisa z boku mógłby się przestraszyć jego nagłym ruchem. Wszedł pewnym krokiem do baru, zatrzymał się parę kroków za progiem i pożądliwie chłonął widok poszukując upragnionego celu. Osoba pasująca do opisu siedziała właśnie przy dużym stole i zabawiała rzeszę słuchaczy jedną ze swoich opowieści. W sali jak zwykle w tych okolicach było wiele barwnych postaci. Choć nie każda z nich słuchała opowieści staruszka, samą swoja obecnością przyciągała wzrok. Należeli do nich: Czarno włosy młodzieniec z kosą, mężczyzna w futrzanej czapce i z wielkim mieczem, oraz 2 kobiety siedzące przy jednym stoliku. Pojawienie się Anubisa w barze było zaskakujące. Barman schylił się pod ladą, a reszta gości... No cóż zrobiło się cicho. Widocznie nie było tu głównych awanturników poprzedniego zamieszania, gdyż większość jedynie spojrzała na przybysza i spowrotem wróciła do swoich spraw. Nie mniej jednak było to nierozważne posunięcie. Nie zważając na napięcie jakie stworzyło jego przybycie, Anubis ruszył powoli przez bar zbliżając się z każdym krokiem do starca. Nie podszedł jednak do niego, miał bardzo dużo czasu. Przyłączył się i również wsłuchał się w opowieść. Czekając cierpliwie na jej koniec patrzył pożądliwym nieruchomym wzrokiem w jego pomarszczone oblicze. Wiele podróży i przygód musiało się na nim odcisnąć. Musiał wiele wiedzieć, ale nie wyglądał na mieszkańca świata egipcjanina, wiec skąd znał opowieści o nim? -... Dobrze proszę gawiedzi jeszcze ino jedną bajke opowiem wam i dacie mnie chwilę odsapnąć. ... Było to nie tak dawno temu. Przemierzałem górskie kaniony by odnowić starą już pamięć. I w net trafiłem na kanion olbrzymi. Kanion pełen smoków. Stalowe, kamienne i on. W śród całej tej mieszanki był jeden inny od wszystkich. Czarny smok, choć o innym wyglądzie niż wam się wydaje. Nie był on zwykły, rzekł bym szlachetny. Choć bardziej wyglądał jakby był z czarnej stali wykuty. Najprawdziwszej i najtwardszej czarnej stali - Ebonu. Tak żem więc go nazwał. Ebonowy Smok. Był on mądry i spostrzegawczy. W net mnie znalazł, lecz nie atakował. Jakiem mi się zdaje dlatego, że do kanionu nie wszedłem. Bo oto był ich dom. A kto w dom smoczy wejdzie, na przebaczenie niech nie liczy... A teraz chwila dla mnie. Później wam o kraju lodu opowiem i szczycie szczytów. - To powiedziawszy wszyscy słuchacze odstąpili od starca i zabrali się do picia trunków. Wielu było podekscytowanych tymi opowieściami. Cytat:
- W moim świecie witamy się przykładając dłoń do piersi - tak też zrobił Anubis - by potem uścisnąć się z rozmówcą za nadgarstki. Ty natomiast musisz znać wiele innych form przywitania. - A jakże. - dotknął ręką piersi i wyciągnął dłoń by uścisnąć Anubisa za nadgarstek. Serdeczne powitanie. - Z czym do mnie przybywasz anubisie? Przybyłeś z daleka by posłuchać moich opowieści czy może szukasz czegoś konkretnego. - Podniósł kufel, “na zdrowie”, i wypił łyk mleka. Zwierzęce rysy Anubisa wygięły się w dziwnym grymasie, który za pewne miał być zdziwieniem. Przysunął się na krześle bliżej i opierając łokcie o stół splótł dłonie pod brodą wwiercając się spojrzeniem w starca. - Znasz moje imię? Wiesz kim jestem? - Imie? - zastanowił się starzec - To anubis nie jest nazwą szakalo-głowych? - Zapytał ze zdziwieniem. - Dziwne, bo wyglądasz podobnie do tego Anubisa którego spotkałem na pustyni. Uszy egipcjanina oklapły, a oczy zaszkliły się od zawodu. - Nie jesteś nim... - powiedział cicho przyciskając dłoń do czoła - Nie opowiadasz historii z innych światów... Jego zawód był ogromy. Siedział i zastanawiał się co dalej próbując jednocześnie powstrzymać szamoczącą się w jego wnętrzu irytację. Miał cały czas tego świata, ale i tak te kilka dni podczas, których istniał tylko myślą o spotkaniu z tym człowiekiem, okazały się zmarnowane. Nawet przywitał się z nim tak serdecznie, jak równy z równym... a okazał się kolejnym człowiekiem. Już miał wstać i po prostu wyjść. Każda chwila spędzona tutaj podnosiła zagrożenie jakie mógł stanowić dla otoczenia. Ostatecznie jednak postanowił usłyszeć opowieść o “tych” anubisach. - Opowiedz mi o tym Anubisie. - powiedział w końcu spokojnie, nie patrząc na bajarza. - Jak wyglądał, jesteś pewien, że jest ich więcej? Przenikliwy wzrok bajarza przeszył Anubisa. Te oczy wydawały się pełne mocy, pełne wiary, choć ciało było już mizerne. - Pierwszy raz widzę by ktoś taki jak ty się mylił. Opowiadam historie z innych światów, te które usłyszę i są ciekawe, ale to jedynie BAJKI. - Nacisnął słowo - Bo nikt nie jest w stanie ich sprawdzić i potwierdzić. A to niszczy wiarę i nadzieję w sercach ludzi. - Mądry wzrok spotkał się ze wzrokiem anubisa. - Już rozumiem... - Odparł zagadkowo. Po chwili zaczął. - Widzę że coś cię trapi. Opowiedz mi o tym Anubisie, Bogu Umarłych.- Anubis poczuł wewnętrzny wstrząs. Tak jakby martwe serce znów zabiło. Bajarz upił łyk napoju. - W zamian opowiem ci jedną z moich historii. Wierz mi nie zawiedziesz się. - Dodał przyjaźnie. Anubis zamknął oczy, uniósł nos do sufitu i wziął głęboki oddech napinając całe ciało. Trwal tak chwilę w bezruchu z błogą miną po czym rozluźnił się i spojrzał na starca. - Minęło sporo czasu od kiedy ktoś mnie tak nazywał... - wyjaśnił niskim mocnym głosem odsłaniając zęby w uśmiechu - To bardzo miłe. Lecz kim jesteś Ty? Musiałeś widzieć wiele i doświadczyć jeszcze więcej, żeś taki spokojny przy spotkaniu z Bogiem. - powiedział szczerze zaciekawiony, napełniony nową nadzieją. - Jestem tylko starcem, który przeżył już wiele zim i poznał jeszcze więcej opowieści. Doświadczonym i starym Bajarzem. - upił łyk - Pewnie nie wiedział bym kim jesteś gdybym wcześniej nie spotkał jego. - Pomyślał chwilę - Przepraszam za mój poprzedni osąd co do wyglądu. Jesteś drugim szakalo-głowym którego spotkałem w życiu. Nie trudno więc zrozumieć że gdzie jest dwóch tam są i inni. Musiałem się jednak pomylić. Stanowi to jednak i dla mnie zagadkę. Jak to możliwe że 2 takich samych bogów jest w jednym świecie? Masz może braci? - Nie do końca. - zaprzeczył - Ale nie mógłbyś go pomylić ze mną. Rzeczywiście jest to wielce zastanawiające. - powiedział drapiąc się po brodzie i dumając. - Wyglądał dokładnie tak jak ja? I powiedział Ci, że jest Bogiem i ma na imię Anubis? Czy mówił coś jeszcze? Opowiedz mi. - Jest jedynie do ciebie podobny, tyle że po jego wyglądzie widać że jest bogiem. Przedstawił się jako Anubis władca umarłych i trochę o tym opowiedział. Chwilę porozmawialiśmy lecz nie wiele. Musiałem zważać na słowa i maniery bo jego pupil miał apetyt. Opowiedziałem mu ciekawe historie, w zamian on mnie obdarzył swoimi. - Ściszył głos. - Nie mówiąc na głos. Jego były słabe - Uśmiechnął się i znów mówił normalnie. - Może sam z nim porozmawiasz? Pewnie mieli byście wiele do omówienia - upił łyk mleka. - Pewnie tak. - zamruczał pod nosem stukając palcem o blat stołu. - Jesteś w stanie powiedzieć mi gdzie dokładnie go spotkałeś i, być może, gdzie zmierzał? Anubis wyciągnął mapę i rozłożył na stole. - Jestem, ale ta mapa nie jest. - Wskazał palcem punkt na blacie stołu, a następnie przesunął mapę tak by pokazać jego lokalizację względem mapy. Punkt leżał na północy w Kraju Wiatru spory kawałek od krawędzi mapy. - Nigdzie się stamtąd nie rusza gdyż to jego grobowiec. Bez sprzecznie tam go znajdziesz. Tyle że... bez przewodnika tam nie trafisz. Pustynia to srogie miejsce, ale nie muszę ci o tym opowiadać. Sam dobrze wiesz. U nas jest to teren innego władcy, dodatkowo stwory i renegaci. Nic się od dawna nie zmieniło. Niestety podróż tam jest chwilowo niemożliwa. Zamknięto granice, a powodu, choć nie znam, mogę się domyślać. - Grobowiec? Więc żyjący tam ludzie powinni znać jego położenie. A o jakim to powodzie myślisz? - Co do grobowca nie jest tak prosto. Jest ukryty. Najpierw trzeba by znaleźć o nim zapiski. Ale to i tam chwilowo nie ważne bo... nie przejdziesz przez granice. Powód zamknięcia granic jest zwykle polityczny. Wojna, choć nic na to nie wskazuje. Zbrodniarz lub zaginięcie kogoś ważnego, by nie uciekł z kraju. Obawiam się jednak że... Nawet jeżeli ktoś zaginie to z pomocą pewnej osoby jego odnalezienie nie jest problemem. Boję się że to właśnie ta osoba zaginęła.- Rozejrzał się po sali, i wiedząc ze nikt nie słucha powiedział. - Nie pytaj o więcej. Nie jest to dla mnie ważne. - Anubis wykazał się zrozumieniem. - Co miałeś na myśli mówiąc, że po “tamtym” widać, że jest Bogiem? - Wiesz jacy są tutejsi bogowie? Wielcy. Nie mówię o czynach czy czymś nie materialnym. Chodzi o zwykła wielkość. On był na oko 2 razy większy od ciebie. Ja wiem 6-8 metrów wzrostu. Potężna budowa. Anubis uśmiechnął się, choć w tym uśmiechu było trochę smutku. - Również nie zawsze tak wyglądałem, bajarzu. Mam jednak jeszcze jedno pytanie odnośnie grobowca... nigdzie mi się nie śpieszy. - zniżył na chwilę głos. - Mam tysiące lat i dni ani miesiące są dla mnie bez znaczenia... załóżmy wiec, że prędzej czy później przejdę przez granice. Anubis mówił w wyjątkowo spięty sposób, bardzo zależało mu na spotkaniu tego “innego” anubisa i bał się, że byle głupie ludzkie potyczki i brak większej mapy zniweczą jego plany. Nie, jakie plany, to było czymś znacznie większym, większym niż “konieczność” i ważniejszym. Przecież właśnie rozmawiał z człowiekiem, który spotkał BOGA. I to nie byle jakiego, spotkał kogoś kto uważał się za Boga Zmarłych. Było możliwym, że każdy świat ma swojego Boga związanego ze śmiercią, ale czy to oznacza, że każdy z nich ma też Anubisa? Ten jego zwierzak... to mógł być Ammut. Tak. Najważniejszym teraz było jak najszybciej spotkać się z NIM i porozmawiać? Może wcale nie ma się czym przejmować, w końcu mieszka on na pustyni, w świecie żywych... Im dłużej o tym myślał tym bardziej stawał się zdziwiony i poruszony tą informacją i utwierdzony w przekonaniu, że znajdzie tam więcej odpowiedzi niż mu się wydaje. - Jak go znaleźć? Coś muszę powiedzieć swojemu przewodnikowi.- wycedził niemalże błagalnym tonem. Starzec długo czegoś szukał w pamięci. - To będzie długa droga. Jestem pewien że jest on w kanionie na zachodzie kraju wiartu, ale... którym? Mapa? Nie. Coś wskazywało do niego drogę. Tylko co? Później były wrota i labirynt korytarzy, zagadek i pułapek. Na końcu były 2 sale. Skarbu - na te słowa kilka osób zwróciło uwagę - i Jego “grób”. Nazwijmy to łóżkiem. Ale co wskazywało tą drogę? Lampion dusz... Nie on był związany z duchami. Laska wieźmy? Też nie. “Piramida wiedzy”? Nie ona dawała jedynie wszelką wiedzę. Krzyż? Coś z nim było... Robak? Skarabeusz!!! Tak to był skarabeusz. Niestety wydaje mi się że o szczegóły musisz dopytać Jego, swoją siostrę cioteczną. B... Bsa... Ba Ech... Kot. A raczej kotka. Anubis wydał z siebie cichy dźwięk, coś między mrukiem, a warknięciem. Przez sekundę spojrzał dość groźne na bajarza, ale szybko się opanował. - Bastet nie jest moją siostrą. - powiedział wyraźnie rozzłoszczony patrząc jednocześnie na ścianę z rozmażoną miną. - Jest... radzę Ci zostawić ten temat! - Podrapał się chwilę po brodzie. - Teraz jak o tym myślę, Bastet rzeczywiście zawsze miała ze sobą skarabeusza... ale ważniejsze jest... - spojrzał surowo na starca - Bajarzu, gdzieś ją odnalazł? I kim, na pióro Maat, jesteś, że spotykasz Bogów i z nimi rozmawiasz? Czy to normalne w tym świecie? - zapytał wyraźnie poruszony. Bastet! Dziwny jest ten świat, kto wie kogo jeszcze tu spotka. Może... świat ten ma swoje wersje jego Bogów, to by oznaczało... że tu Dziewięć Łuków wciąż może istnieć... - Już mówiłem jestem zwykłym starcem i podróżnikiem. I wcale nie tak łatwo spotkać boga. Bogów w tym świecie jest kilka, i większości staram się unikać. Z “twojego” świata jest chyba jedynie ta dwójka. Do normalnych to nie należy. Nie jest to także tak niezwykłe, ich spotkać, w przeciwieństwie do walki z nimi. - na twarzy Anubisa namalowało się pytanie - Wraz z pojawieniem się, odkryciem bogów pojawili się także ich “pożeracze”. Łowcy bogów - “God Eaters”. Ale o tym przy innej okazji. - upił łyk mleka - Bastet powinna być w lesie. - Wskazał na północ - W północnej puszczy. Dokładną lokalizację zna król lasu i może ktoś to po nim podróżuje. Tak czy inaczej będziesz musiał tam zajrzeć. To by było na tyle. Resztę przygody będziesz musiał przeżyć sam. - Dziękuję Ci za rozmowę, była wielce owocna, choć na początku byłem o włos od wyjścia... - przyznał - Daleka droga przede mną lecz jeśli mógłbym Ci jakoś odwdzięczyć się nim wyruszę. - rozłożył ręce okazując otwartość na propozycje. - Opowiedz mi coś. - Powiedział krótko. - Historie to moja zapłata. A kiedy spotkasz już swój cel, liczę na kolejną opowieść. - Uśmiechnął się pogodnie. Egipcjanin oparł się wygodnie o krzesło i potarł ramieniem policzek. Wiele spraw zaprzątało mu teraz głowę, wiele nowych pytań się narodziło, znacznie więcej niż odpowiedzi. Na przemyślenie tego wszystkiego przyjdzie jeszcze czas... Obejrzał się do tyłu szukając wzrokiem eldara, którego wyczuł już wcześniej i zawołał go ruchem dłoni.. Towarzyszącego mu uzbrojonego mężczyznę potraktował tak jakby go nie zauważył. Prorok postanowił nie przerywać rozmowy. Usiadł obok i czekał. Gry eldar rozsiadł się wygodnie Anubis pochylił się nad stołem i zatoczył dłonią wielkie koło na blacie. I zaczął opowiadać... Krąg Ozyrysa był zbiorem Bogów oddanych jemu, Panu Śmierci, Odrodzonemu, Wielkiemu Sędzi. Krąg walczył z Setem, Bogiem Piasków, Demonów, Chaosu, ucieleśnieniem tego co złe. Wiele zbrodni jego było, a każda straszniejszą niż poprzednia. – w oczach Anubis zapłonęły czerwone płomienie - Oto dzień nadszedł gdy Set wyciągnął łapska po… Boskie Ciało. Coś co ciężko opisać słowami ludzi, przedmiot wielkiej wagi i czystości. – wyjaśnił - Zwiódł on sługę Ozyrysa zamieniając się w Anpu, zwolennika jego, skradł artefakt i uciekł jak tchórz! Lecz ruszyło za nim kilku członków kręgu. Na Górze pochwycili go, Horus i Anpu, a Tot odprawił nad nim swoje czary. Anpu chwycił zdradzieckiego Boga w swoje łańcuchy krępując jego członki czyniąc z niego tron pod Ozyrysem, na którym zasiadł. Zbiegł jednak Set, władca ciemności, na pustynię, wraz ze sługami swymi i zginęli wszyscy co tam byli, oprócz demonicznego Pana, z rąk kręgu. Chwycili go jednak ponownie, pod postacią Pantery i Tot znów odczytał zaklęcia, a Set upadł związany łańcuchami Anpu. Spłonął Bóg chaosu, a jego smród sięgnął bram nieba. Wtem Anpu chwycił truchło swego fałszywego ojca i zdjął z niego futro zarzucając na siebie po czym stanął przed Ozyrysem, swym ojcem, złożyć zeń ofiarę. „Set jest tu!” krzyczał. „Set jest tu!”. Kapłan z ludzi otrzymał skórę od Boga swego, Anpu, i po dziś dzień nosi ona czerwony znak tępiciela Chaosu, a kapłan odprawia rytuały w imię jego. Lecz ponownie przyjaciele Seta przybyli, by go odnaleźć. Wielka ich liczba, na Górze, się zjawiła. – szakalogłowy przerwał na chwile skrobiąc paznokciem blat, po chwili uniósł głowę ukazując kamiennie obojętną twarz, odbicie dawnej potęgi i utęsknienie za nią. - Lecz Anpu, zwany Anubisem, wymaszerował sam jeden przeciw nim, nocą, i dokonał rzezi. Ledwie jednym machnięciem ściął ich głowy, a razem z nimi ściął miłość do Boga Piasku i Burz, Seta. Krew ich rozlana zastygła, a kamienie do dziś na Górze świadczą i historii. Tak Anubis zbliżył się do miana Pogromcy Dziewięciu Łuków. Egipcjanin widząc nietęgą minę słuchaczy poczuł potrzebę wyjaśnienia. - Musisz wiedzieć, że nie mogę tego opowiedzieć inaczej. Zdarzenia te trwały wiele stuleci. To co dla was jest chwilową przyjemnością czy krótkim wybuchem emocji u nas trwa dziesiątki bądź setki miesięcy... Starzec w ciszy dopił swój napój. - Staram się rozumieć. Na razie jesteśmy kwita. - uśmiechnął się. - A teraz jeżeli pozwolisz wrócę do zabawiania słuchaczy. Anubis skłonił delikatnie głowę i wstał od stołu. Już miał wychodzić, ale... - Mogę dać Ci więcej jeśli chcesz... - powiedział - Byłeś kiedyś dotknięty przez Boga, tak na prawdę...? Mogę dać Ci opowieść jakiej nie zna nikt z żywych. Pozwolę Ci przeżyć Sąd. - Zostawmy to jako atrakcję naszego kolejnego spotkania. Napewno ono nastąpi. - mrugnął do rozmówcy. Następnie wstał wymienił z nim uścisk dłoni i usiadł w miejscu poprzedniego bajania. Kimże jest ten człowiek, że spotyka Bogów i odmawia takim zaszczytom, a przedmiot posiadający wiedzę absolutną jest dla niego “tylko” kolejną przygodą. Warto jednak było z nim pomówić, bogatszy o świeżą wiedzę. Towarzysze opuścili bar razem. Anubis spojrzał z ukosa na mężczyznę, który im towarzyszył, a potem pytająco na eldara. Cytat:
- Nie podoba mi się to. Ten list kosztował czyjeś niewinne życie, a wart jest moje. Ostał się nienaruszony mimo działania gorącego ognia. Do kogo ma on trafić? Do Elfów? - zapytał sądząc, że i tak musi z nimi porozmawiać. - Najwyraźniej oboje znów zmierzamy w tym samym kierunku, więc przesyłka będzie bezpieczna. - Spokojnie. Ja się nim zajmę. Już rozmawiałem z twoim przyjacielem o tym. - mówił spokojnie choć trudno było mu ukryć zaskoczenie wyglądem Anubisa. Zastanowił się chwilę oceniając wagę tej decyzji. Nie podobało mu się to, chciał sam donieść ten list w miejsce przeznaczenia, ale miał teraz ważniejszy cel. Dlatego po dłuższej chwili postanowił oddać list, skoro eldar uważał to za odpowiednie, to jego dusza była na jednej z szal. Ale... - Zgoda, ale... dasz nam mapę północy uwzględniajacą kraj wiatru i garść waszych monet. - powiedział twardo stawiając sprawę. - Wtedy dostaniesz list. - List jest potrzebny od zaraz. - chwilę pomyślał - Zgoda, ale choćbym cud chciał stworzyć to nie potrafię. Mogę wam dać 10-15 monet nie więcej, ale mapy północy nie posiadam. Poza tym granice są zamknięte, więc choć byście chcieli, z kraju się nie wydostaniecie. - Tak, już to słyszałem. - Anubis wyciągnął list i podniósł go na wysokość oczu, przyjrzał się mu jakby go dopiero co zobaczył, zerknął na eldara. Jeśli taka jest jego decyzja... Wyciągnął dłoń z listem. Mężczyzna spokojnym ruchem odebrał list i schował go do swojej kieszeni. Następnie dał do ręki Anubisa 15 monet. - Dziękuję panowie za współpracę. - Powiedział z uśmiechem. - W takim razie już wam nie przeszkadzam. - Ruszył w kierunku wyjścia. Cytat:
Cytat:
Las zdawał się być trochę rzadszy niż miejsce ich poprzedniego obozu, ale w parę chwil udało im się znaleźć miejsce dostatecznie oddalone od drogi by przypadkowo przechodzące osoby nie zauważyły ognia. Oboje udali się na spoczynek nie rozmawiając o doświadczeniach z dzisiejszego dnia. ~Sen Eldara~ - O to się nie martw. Sama nasza obecność przyciągnie do nas nowych towarzyszy. - Obiło się echem w przestrzeni umysłu. Białe oślepiające światło. Ponownie mrok. A z mroku wyłoniło się pomieszczenie. Jakaś tawerna. Obszerna sala z dużą iloscią krzeseł, kozetką i dużym stołem. Za oknami białe oślepiające światło. W sali mnóstwo czarnych kształtów. Prawie 2 razy więcej niż w poprzedniej wizji. Cienie stojące i siedzące, męskie i kobiece. Na stole ustawiony dziwny kryształ. Emanujący delikatną poświatą i dziwną energią. - Witam wszystkich. - Powiedziała czarna postać. - Wiemy wszyscy czemu się tu dziś spotykamy i czemu w tajemnicy? - Odpowiedział mu pomruk potwierdzenia. - Dobrze, - I ja witam was wszystkich... - Głos pochodził z kryształu. - Jestem (szum). Można rzec, przywódca Uverworld. - Dawno się nie widzieliśmy (szum). - powiedziała czarna postać wyglądająca przez okno.. - A więc to ty jesteś odpowiedzialny za sprowadzenie nas do tego świata. - Odpowiedział rozgniewany cień. - Na razie słuchaj, później będziesz mógł pytać. - Powiedział znajomy głos. Po chwili zacieniony kontur tej postaci zaczął się rozjaśniać i ukazał się Maruder. - Spokojnie Maruderze. Niech mówi. Ma do tego prawo. - Mówił głos z kryształu. - Tak masz rację. Ja jestem odpowiedzialny za sprowadzenie was tutaj, ale... tylko po części. - Pomruk w sali - Głównym powodem jest Czarna brama. I to jest nie zaprzeczalne. Zaraz to wytłumaczę... - Po co jest wam ta cała “organizacja”. - Zapytał delikatny kobiecy głos przerywajac wypowiedź. - Nasz cel? O tym za chwilę powiem. Najpierw jednak... - chwila ciszy. - Jestem zadowolony z tak dużej obecności i grupy. Dzięki temu nasz cel, o którym za chwilę, będzie łatwiejszy w uzyskaniu. - Phi. A co jeżeli ktoś nie chce się do was przyłączyć? - Zapytała kpiącym tonem postać, która rozsiadła się wygodnie na kozetce. - Macie do tego takie prawo. - Zaskakująca odpowiedź. - Jeżeli ktoś nie chce się dołączyć, prosił bym jedynie o dyskrecję względem naszych tożsamości. Wiem jednak o co pytasz. W przypadku uporczywego przeszkadzania i niwelacji naszych planów nie będzie innego wyjścia. - Mało zachęcająca ta “wasza grupa”. - Drwiąca postać. - Jednak są zalety. - odparł spokojny głos postaci podpierającej ścianę. - Jakie? - Zapytała postać siedząca na krześle. - Wynikające z naszej działalności i samej specyfiki organizacji. - Kryształ. - Jesteśmy grupą tajną i będziemy działaś praktycznie niewidzialnie. Naszą nagrodą będzie jedynie nasza renoma i spokój. Pieniądze się swoja droga znajdą. - A co jeżeli ktoś ma innego “szefa”. - inny kobiecy glos. - Nie ma to dla nas znaczenia. Sprawy Uverworld są zamknięte dla zewnątrz. Jeżeli potrafisz je rozróżnić i pogodzić, nie ma problemu. W zamian, dodatkowo masz do pomocy całą naszą organizaję. A teraz przejdę do sedna sprawy, który mam zamiar z wami omówić. - Zaległa cisza. Wszystkie postacie skupiły się na krysztale. Część była zdziwiona tym co usłyszała. Slychać było delikatny śmiech dobiegający z niego. - Tak zrobimy to. Zapadł całkowity zmrok. Nie było już pomieszczenia, nie było niczego. Jedynie słowa odbijające się w przestrzeni. - Naszym celem jest... Władza! Biały błysk i koniec snu. ~~ | |||||||||||||||||||||
03-09-2013, 00:14 | #28 | |||||||||||||||||||||||||||
Reputacja: 1 | Nastał świt kolejnego dnia. Rosa zalegała jeszcze na trawie. Niebo na horyzoncie było czarne. Zbliżała się burza. Puszcza choć z początku przerzedzona, glęciej wydawała się bezkresna. Już od samej obecności w jej pobliżu podróżni czuli się obserwowani. Zamyślony prorok wstał z ziemi i spojrzał na towarzysza, po czym rozglądnął się po okolicy. -Chodźmy dalej Maugetar- powiedział do Anubisa ściągając jednocześnie maskę oraz materiał z głowy. Chciał być pewien że obserwatorzy dostrzegą “elfie znamiona”- ruszajmy w głąb, jestem niemal pewien że patrzący z cienia nie pozwolą nam się zgubić.-Przeczesał brudne już włosy palcami. Miał ochotę się umyć. Las był przepiękny. Obszerny, jasny i dumny. Mimo iż wiedzieli że są obserwowani nie byli w stanie odnaleźć obserwatorów. Cytat:
Cytat:
Blond włosy młodzieniec ze słuchawkami na uszach. Obrany w białą kurtkę i czarne spodnie. Ręce trzymał w kieszeniach. Siedział na zwalonej kłodzie i kiwał głową w rytm muzyki. Oczy miał zamknięte. Prorok zbliżył się do chłopaka w taki sposób aby zasłonić światło i zwrócić jego uwagę, jednak wciąż zachowując dystans.| - Coś... coś długo wam się zeszło. - powiedział nie otwierając oczu. - To ty się rozleniwiłeś i nie wyszedłeś im na spotkanie. - odparł głos zza Anubisa. Choć wojownicy wiedzieli że ktoś ich śledzi nie byli przygotowani na to że ta osoba pojawi się znikąd. Stała za nim, najpewniej dziewczyna, choc niewiadomej rasy. Cytat:
- A więc? - zapytało dziewczę niewiadomej rasy - A... Tak. Więc jaki jest wasz cel. - powiedział jakby czytał scenariusz. Dziewczę pacnęło się w głowę i rzuciło w młodzieńca sztyletem. Ostrze utkwiło w pniu centymetr od jego nogi. - Na poważnie Rez. - Echh. No dobra. O waszej dwójce coś mi wspominał Raptor. Więc czego szukacie w tym lesie? - Powiedział tym razem na poważnie. Cytat:
Niestety jaszczura nie było w pobliżu. A jeżeli już miał by przypuszczać to wrócił on w okolice Lofar. - Poniekąd. Raptora poznacie w swoim czasie. - Powiedział zagadkowo. Nie był zdziwiony anubisem bo nie otwierał oczu. Za to jego koleżanak byla lekko zaskoczona.- A co do króla? Lune... - Echh. Ja też nie tutejsza. Może to jakieś potoczne określenie? - Garet? Pozatym gdzie on jest? Miał przynieść zaopatrzenie. - Wrócił już do obozu. On raczej nie wie. Może ktoś z pozostałych, “tutejszych” by wiedział o co im chodzi. - Tylko pytanie dlaczego miał bym im pozwolić pójść dalej? Dlaczego ich nie zetrzeć w pył? - Nagle napiecie sięgnęło zenitu. Delikatny ruchy, szelesty wszystki rozpraszało i zdawalo się zagłuszać cały śwait. Na twarzy młodzieńca pojawił się zły uśmiech. Przechylił lekko glowę w ich stronę i otworzył oczy. Wtedy, nagle jego twarz wyglądała naprawdę głupio, głupi uśmiech wymazał całe napiecie. - Droczę się tylko. Możesz ich zabrać do obozu i powiedz komu trzeba by przyszedł mnie zastapić. Albo chociaż przyślijcie kogoś do rozrywki. - Odparł wesoło. - Ech Rez. Ty i twoje poczucie humoru. Prawie tak samo martwe jak twój kumpel. Przekażę twój lament. - popatrzyła na podróżnych - A wy pójdziecie za mną. Obóz jest kawałek na północ stąd. Pewnie dziwi was nasza “uprzejmość”. O tym jednak porozmawiamy już w drodze. - Ruszyła przodem. - Trzymaj się Rez. - Bon Voyage - powiedział nucąc ton. Cytat:
Im szli głębiej tym drzewa stawały się potężniejsze a las bardziej dziewiczy. Po przejściu prawie 2 kilometrów skręcili na zachód, w głąb puszczy. Przeszli jeszcze kawałek po czym dziewczyna się zatrzymała. - Możemy chwilę odsapnąć. Przed nami jeszcze spory kawałek. Cytat:
Cytat:
-Jeżeli już odpoczęłaś ruszajmy dalej. Możemy porozmawiać po drodze- wtrącił się obojętnym tonem prorok- nie traćmy czasu jeśli długa droga przed nami. I znów ruszyli nieznanymi ścieżkami lasu, w kierunku obozu. Cytat:
Cytat:
Cytat:
- Zarzucasz mi kłamstwo? - zapytała wzruszając rękoma - Znaczy się wiesz więcej niż ja. Bo zapytałeś czy mamy tutaj z nimi problem. Ja natomiast wiem że są problemem w śród “ludzi”, a nikogo tu takiego nie ma. A nawet jeśli to się dobrze zamaskował i nie sprawia problemu. A więc jak to jest? - Zapytała, zerkając na chmury. Cytat:
Pod dach zadaszenie weszli praktycznie równo z opadem deszczu, więc udało im się nie zmoknąć. W obozie rozstawione wszędzie były duże pojemniki które zbierały deszczówkę. Cytat:
- A'it seha Lune. - odparł głos osoby z pobliskiego “domostwa” - A'it seha Aimil. - Odparł długo ucha. - Siedh’an treh? - Ta’ya. Pobędę tu aż przestanei padać. Sahe Eli? - elfka wskazała na w głąb lasu, a dłuchoucha pokiwała porozumiewawczo głową. Oczywiście uwadze elfki nie umknęły postacie przybyszów. Anthrilien przyjrzał się zaskoczony. Ta kobieta zdawała się być eldarem..jednak ten język mimo że zdawał się brzmieć podobnie był zupełnie inny. Jego zimne, jakby martwe oczy zdawały się przeszywać postać elfki. Wciąż jednak milczał.| - Ty elf? - zapytała elfka w wspólnym języku. - Ty inny. - Przybysze. - Poweidziała Luna -Jest tak jak mówi- skomentował nie spuszczając oczu z elfki. Chodź mieli wspólne cechy ta rasa zdecydowani nie była eldarami. Mimo to raźniej było przebywać wśród sobie podobnych. - Chyba dziś nie przestanie padać. - wymruczała do siebie Luna.- Aimil. Ewie sadt eum? - Nei’ah, sadt Nula - Aghi. Pójdziemy do Ewie. Ona wie o wszystkim. Powinniście ją najpierw poznać. Jest w jednym z pobliskich domów. Mamy szczęście. Znów chwila przemieszczenia. Na szczęście krótka, choć trochę mokra. Wnętrze leśnego domu było dość ubogie. Raczej służyło tylko spaniu i odpoczynkowi niz mieszkaniu. Było jednak wystarczajco miejsca by pomiescić małą grupę gości. W śroku były 2 panie. - Ewie. Nula - Powiedziała uradowana Luna. - Witaj spowrotem. Długo zostaniesz? - Tyle by deszcz przeminął. Ewie oni do ciebie. - wskazała przybyszów. - Nowi. - Dziewczyna z dziwnymi uszami przyjrzała się przybyszom. - W czym mogę panom pomóc? - odparł łagodny uspokajajacy głos. -A’it seha- odpowiedział Anthrilien. Specjalnie źle zaakcentował słowa które jak się domyślał były powitaniem w tym języku. Nie chciał obrazić kobiet gdyby źle odebrał znaczenie, jak również zamierzał dać im do zrozumienia że nie włada tym językiem, a jedynie zwraca się do nich w sposób grzecznościowy- Nazywam się Anthrilien, jestem osobą którą określacie mianem przybysza. W raz z moim....towarzyszem przybyliśmy do Twego domu w celu zadania kliku pytań- Anthrilien spojrzał na Egipcjanina dając mu możliwość przedstawienia się oraz zapytania o informacje których szukał. Cytat:
-Co zapewnia tą równowagę?- wtrącił się Anthrilien. - Wojownicy. A raczej osoby. W głównej mierze renoma Gareta, Rezoner, Skorpion. Do tego także Alvarez i Yougan. I wszyscy którzy w jakiś sposób dali o sobie znać. Także natura jest po naszej stronie. Wszyscy chcemy jedynie spokoju i to nas jednoczy. -Doskonale rozumiem wasze motywy Athilas Ewie. I najchętniej zostałbym tu oby was wesprzeć w walce z tą plagą. Moje priorytety jednak mi to uniemożliwaiają, muszę wrócić do swojego świata. - Rozumiem. - Odparła przyjaźnie. - Nieliczny z nas także próbują powrócić do swoich światów. W oczekiwaniu na możliwość i ślady, osiadają tutaj. Macie wolną drogę do przebywania w całej puszczy. Waszym chwilowym problemem będzie zapewne poruszanie się po lesie ale i na to coś się zaradzi. -Czy komuś udało się dowiedzieć coś o możliwości powrotu? - Tylko tyle że ma to związek z czarną bramą i jej otwarciem. Tylko że jest 50% szans że otwarcie bramy was odeśle. Albo prosto mowiąc albo się uda albo nie. Do jej otwarcia będzie potrzebnych 5 kluczy. Każdy jest skryty w innym miejscu. Najgorsze w tym jest to że nic więcej nie wiemy. Jest jednak szansa je odnaleźć. - Powiedziała po chwili namysłu. - Słuszeliście kiedyś o pojęciu aura? -Jeśli masz na myśli aurę jaką posiada każdy z nas to tak, wiem o co chodzi. Co w związku z tym? - Córka władcy całego kraju obdarzona jest pewną mocą, związaną z aurami. Jaka to moc, wie zapewne tylko ona i osoby z jej otoczenia. Moja moc mówi mi, że bez niej nie da się odnaleźć kluczy. -Co do bramy....co oznacza pozostałe 50%? Co jeśli brama nie odeśle? Czy oznacza to śmierć, czy jedynie pozostanie w tym świecie? - Nie wiadomo. Ale kto nie próbuje ten stoi w miejscu. Nieprawdaż. - Uśmiechła się przyjaźnie - Czasem warto zaryzykować. Wierzę jednak, że samo jej otwarcie nie przyniesie śmierci. -Głupotą jest bezsensowne narażanie życia Athilas. Jeśli umrzemy nie osiągniemy naszego celu. Ryzykowanie dla 50% szans....na co komu zdamy się martwi?- jakby ślepy wzrok przeszywał Ewie, przyprawiając ją o dreszcze. - Z moich informacji wynika że członkowie uverworldu mogą wiedzieć więcej o możliwości powrotu, wiesz coś może na ich temat? - Tylko tyle że stanowią problem wśród ludzi. Głównie polityczny. Nam się nie naprzykrzali więc jakoś się nimi nie interesowaliśmy. Co więcej. Są wszędzie i nigdzie. Mogą byś wśrod nas, ale i nie muszą. Nie interesujemy się życiem prywatnym naszych towarzyszy, no chyba że w grę wchodzi miłość. - zaśmiała się uroczo.- Dlatego też nie wiemy kto do nich należy. Nie wydają się być źli, choć ich działania temu przeczą. Dlatego też mają ciche przyzwolenie na działanie. Hmm... Ciekawe. - Wzrok zamyślenia. - Wydaje mi się że córka władcy jest w stanie ich odnaleźć za pomocą swojej mocy... Cytat:
- A... Z długowiecznym. Królem bym go nie nazwała. - Zaśmiała się - Ale faktycznie jest to istota, która wie najwięcej o tym świecie. Powinien być na zachód od obozu, ale potrzebny będzie wam przewodnik. Co do rozmowy z nim powiem już teraz, że może tego nie chcieć. Powinien was jednak wysłuchać. Taki już jest. -Czy jest ktoś kto mógłby wskazać nam drogę? Cytat:
- Nie. Nie jest bogiem. Jest tylko wyjątkowy, jedyny. - Odparła Ewie. -Każdy jest “wyjątkowy” Athilas Ewie. Czy posiada tak wielką wiedzę że stawiasz go ponad reszta? Cytat:
- Nic nie szkodzi. - Odparło ciche dziewcze - Należy pomagać tym którzy poszukują drogi. - A wracając do tych roślin. Może poprosiła byś o pomoc Alvareza? - Nie chcę mu sprawiać kłopotu. - To może Grissa? Jest teraz w obozie mógł by pomóc. - Może zajrzę do niego nim się tam wybiorę. Cytat:
Cytat:
Cytat:
-Gdzie możemy odpocząć nim minie deszcz athilias Ewie?-odparł Anthrilien. - Sądzę że tutaj. Masz coś przeciwko Nula? - Dziewcze pokiwało pprzecząco głową. - W takim razie możesz tutaj odpocząć. Tylko nie sprawiajcie jej kłopotu. -Gwarantuję że nie sprawimy- prorok uśmiechnął się przyjaźnie po czym usiadł po turecku tuż przy oknie obserwując deszcz i wyciszając się. ~wizja~ “Znów to przedziwne uczucie”- pomyślał eldar. Było cicho i nagle usłyszał głos. “Naszym celem jest władza!” Później to samo pomieszczenie co ostatnio. Tyle że tym razem całkowicie ciemne, choć wiedział że wszyscy są w tym pomieszczeniu. Spotkanie najwidoczniej dobiegło końca. Kryształ nie rzucał już śwaitała. Nawet nei wiadomo czy wogóle był jeszcze w pomieszczeniu. Wtedy znów dało się słyszeć rozmowę. - I co wy na to? Nasz szef ma wielkie plany, nieprawdaż. - powiedział poważny ton. - Nie wiem co o tym myśleć. Moja pozycja i wasza organizacja. I to wszystko. - Brzmi ciekawie. - Większość czasu będziemy wolni, ale gdyby on coś chciał mamy się zgłaszać? - Tak. Na razie zajmijcie sobie jakieś dogodne miejsca. Ulokujcie się, upozycjonujcie. To jest pierwszy etap. - A drugi? - zapytał inny kobiecy głos. - Czekać na kogoś kto to wszystko rozpocznie. Czekać na to co przyniesie los. Gdyby jednak nic się nie działo... Po prostu ruszymy jako pierwsi. A i jeszcze jedno zbierać informacje. - Ech. Coś mi się zdaje że jesteście zbyt wyluzowani. - Zaśmiała się kobieta. - No nic wchodzę w to. - Ja nie. Ze względu na naszą znajomość pozostanę pomocny, jednak wolał bym nie być tego członkiem. Wolę spędzić trochę czasu z... - Wporządku. Reszta przystaje? - Tak - odparły pozostałe głosy. - W takim razie ruszajcie i udanej przygody. Uwerworld. Miejsce szybko się rozmyło. Później pokazana była scena szybko przemierzanego lasu. Samotne drzewo na polanie. Wśród gęstwiny otwarło się oko. “Czekam na was.” - głos który skończył wizję. ~koniec wizji~ Anthrilien otworzył oczy i spojrzał za okno. Deszcz już od pewnego czasu przestał padać, nie interesowało go to jednak zbytnio. Z dnia na dzień wizje coraz bardziej go zastanawiały. W jego świecie przedstawiały przyszłe wydarzenia, tu jednak spoglądał na rzeczy które już się wydarzyły. Mimo to chodź początkowo zdawały się nie jasne, sceny które pojawiały się w jego umyśle zaczęły tworzyć w miarę spójną całość. W trakcie rozmyślań przeglądał okoliczne aury, wyszukując tej należącej do Anubisa po czym wstał powoli i po podziękowaniu kobiecie, ruszył w stronę aury towarzysza. Cytat:
Tak też po kilku minutach w drzwiach stanęła driada. - A'it seha Tadrianna. - Seth’et ach Nula. Kolejne wypowiedziane słowa były bardzo zawiłe i trudne do rozszyfrowania. Choć jedno z nich utkwiło w pamieci “Feiedthard”. - Jesteście gotowi? Jak tak to ruszajmy. Tadi zgodziła się być naszą przewodniczką. Cytat:
Cytat:
- Anubis. Roślina balsamiczna. Smarowidła i substancje olejne. - Mówiło pod nosem dziewczę. - Dobrze jedną roślinę już mam. Ruszamy dalej czy potrzeba wam jeszcze chwila? Cytat:
Znów szli lasem tym razem było juz spokojniej. Nie musieli się skradac ani iść dokładnei po śladach. Po godiznie spokojnego marszu driada zatrzymała się i wskazała na północ. - W tamtym kierunku do króla. Droga prosta więc nei zgubicie się. I bez.. paniki? - Tłumaczyła nula. - Wychodzi na to że tu się rozdzielimy. -Dziękujemy za pomoc- powiedział Anthrilien- cóż jednak miało by być powodem paniki? Wzruszyła ramionami. -Któż wie. Dziwny jest ten świat ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Choć pierwsze spotkania bywają zaskakujące. Cytat:
Anthrilien powolnym krokiem zbliżał się w stronę drzewa przyglądając się miejscu gdzie dostrzegł ruch usiłując rozpoznać jego źródło. Czy to osoba z którą mieli się spotkać? Aura była nieznana ale wywierała pewien rodzaj presji. Dziwne uczucie. Znów dostrzeżono ruch ,tym razem była pewność że to poruszało się podłoże drzewa. Ciężkie stąpniecie przy akompaniamencie wyjącego wichru. Korzenie i ziemia zaczęły się poruszać aż wreszcie cała postać stała przed 2 przybyszami. Cytat:
Cytat:
Bestia uważnei słuchała tego co mówią. Nie reagowała jednak. Momentami wydawała się wyglądać jak stary posąg, spoglądajacy w dal. “Tak..myślę że to może być on” Pomyślał prorok “zastanawia mnie czy jest w stanie czytać w myślach” Anthrilien przyglądał się majestatycznemu stworzeniu. W eldarskich mitach pojawiały się liczne wzmianki na temat smoków, wspaniałym przeżyciem było zobaczenie legendarnego gada. Eldar przyklęknął na jedno kolano i pochylił głowę oddając szacunek szlachetnej istocie. -Witaj pradawny. Nazywam się Anthrilien, przybyłem w raz z mym towarzyszem Anubisem do tego świata- wypowiadając te słowa wskazał ręką na egipcjanina i powoli się podniósł- Wybacz nam proszę małostkowy cel który nas do Ciebie sprowadza. Lecz potrzebujemy Twojej pomocy…-tu prorok zamilkł obserwując istotę i oczekując na jej reakcję. Jeśli mity mówiły prawdę, na wszelki wypadek otworzył swój umysł gdyby smok chciał porozumieć się z nim telepatycznie. Głowa smoka spoglądająca najpierw w dal zmieniła pozycję. Delikatnym skinieniem głowy, wzrok smoka utkwił w klęczącym. Tak jakby odwajemniał szacunek. Nie wydawał jednak żadych odgłosów, ani nie wykonywał ruchów. Jedynie spoglądał na przybyszów. Eldar nie zrażony kontynuował. -Przypadkiem trafiliśmy do tego świata- mówił spokojnie- utraciliśmy przy tym niemal całe swe siły zdając się na łaskę tych działających w tym wymiarze. Chciałbym móc powrócić do mojego domu. Mam nadzieję że zdążę uratować kogoś na kim mi zależy- powiedział z nutą smutku w głosie- mojego przyjaciela. Byłbym wdzięczny za wskazówkę. Jak powrócić do naszych światów..lub chociaż jak odzyskać siły by to osiągnąć.- po tych słowach pochylił głowę i wbił wzrok w ziemię, wyrażając zarówno szacunek co znaczenie jego prośby. Czekał. Smok zamknął oczy. W umyśle Eldara pojawiła się wizja. Wpierw czarna brama. Później miejsca pustynia piasku oraz pustynia śniegu. Teren otoczony skałami który miał szklistą powierzchnię. Ognień oraz ostatnie sala z dziwnymi urządzeniami. I coś jakby kamienie. Jeden spadał, drugi również lecz niezwykle wolno, trzeci zawisł w powietrzu a ostatni wznosił się ku górze. Wizja dobiegła końca. Smok nie poruszył się, otworzył jedynie oczy. -Miejsca gdzie znajdują się klucze?-pomyślał na głos. “Pięć miejsc i pięć kluczy do bramy..tak to mogło być to”. Anthrilien powoli podniósł wzrok i spojrzał na smoka. Kątem oka oglądnął się na Anubisa, czekając na jego ruch. Cytat:
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence | |||||||||||||||||||||||||||
03-09-2013, 00:14 | #29 | |||||||||||||||||||||||||||||||||
Reputacja: 1 | Pomimo czekania wizja nie ukazała się anubisowi. Usłyszał jednak dźwięk. Śpiew ptaka. gdy otworzył oczy spostrzegł że mały zielony ptaszek siedzi istocie na głowie. Ptaszek zfrunął na ramię anubisa. Istota znów zaczęła się poruszać. Powolnie, choć zgrabnei obróbiła się i pomaszerowała do swoich korzeni pod dużeym drzewem. Cytat:
Ptak wzleciał trochę w powietrze by później lecieć mniej więcej na wysokości piersi anubisa. Prowadził ich przez las. Jeżeli zbył zbyt szybki to zwyczajnie przysiadał na gałęzi i czekał na nich. Prowadził ich na północ. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
-Ciężko jest opisać ten proces. W mym świecie prorocy czerpią moc z demonicznego wymiaru osnowy, dzięki czemu mają dostęp do nici przeznaczenia. W ten sposób możemy w pewnym stopniu manipulować losem. Tutaj jednak mój dostęp do mocy jest ograniczony, chodź wciąż wyczuwam osnowe. Wizje stają się losowe i nieprzewidywalne a dodatkowo ukazują przeszłość. Nie jestem więc w stanie dokładnie opisać przebiegu medytacji w tym wymiarze. Co miałeś na myśli mówiąc że śmierć przy Tobie nie oznacza końca? Cytat:
Cytat:
Cytat:
- Cóż was sprowadza wędrowcy. - Zapytała telepatycznie bogini. - Cóż cię sprowadza obcy Anubisie? Cytat:
Cytat:
Cytat:
- Koleje losu nie są mi znane, lecz bez wiernych i my nie mamy swej boskiej chwały. Może to twoja próba, może najwyższy tak chciał, może to tylko przypadek, a może tak miało być. Bogowie nie są wszech wiedzący. Jednak wiedza nigdy nie ginie... ulega jedynie znieksztalceniu i przemówieniu. Wiedza jest wszędzie, tylko trzeba ją dojrzeć. Cytat:
Jeden z długonogich ptaków podszedł do eldara i otworzył dziób. W środku znajdował się naszyjnik. - Klucz wygląda jak statuetka skarabeusza. Prorok wziął naszyjnik i podał go Anubisowi. Cytat:
Cytat:
Cytat:
- W kraju gór jest pewien minerał. Kryształ zdolny wchłaniać duszę. Nie pochodzi one jednak z twojego świata. Uznaj to jako zastępstwo. I strzeż się. Twa przyszłosć kroczy ku przezznaczonemu starciu. Starciu które może zniszczyc twoją duszę. Anthrilien zmarszczył brwi. -Kto..lub co stanowi zagrożenie? -... To czego się obawiasz.- Bogini zamknęła swe oczy jakby kończąc to pytanie. Prorok wbił wzrok w ziemie. -Poszukuje również członka uverworldu kryjącego się w tej puszczy. Nie jestem jeszcze pewien co z nim zrobię lecz szukam informacji na jego temat. - Tego niestety nie wiem. Bogowie nie są wszech wiedzący. - Powiedziała nie otwierajac oczu. - Sprawy przyziemne tak samo powino się rozwiazywać. -Rozumiem i dziękuję za wysłuchanie- prorok ukłonił się i cofnął o krok. - Wasza podróż dopiero się zaczyna. - Olbrzymi kot otworzył swe oczy które zalśniły złotem. Przez ciała obu przybyszów zaczęły przechodzić dziwe impulsy. Nastąpił oślepiający błysk od strony boskeij postaci. Ciała wojowników zalśniły złoconą aurą. Obaj poczóli rosnącą w nich siłę. - To dar. Wykorzystajcie go mądrze. - Te słowa dotarły do nich z mniejsca gdzie powinna znajdowąc się bogini. Na skale, na której siedziała niebyło jednak nikogo. Na ramię anubisa powrócił zielony ptaszek. Usiadł i wyczekiwał na rozkaz. Cytat:
-Jak to działa?- zapytał zachrypnietym głosem. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
[quote="Anubis"]Efekt był błyskawiczny. Eldar poczuł, że powoli odpływa, świat go otaczający stał się mniej wyraźny, mała liczba otaczajacych go kolorów praktycznie zmazała się w jeden obraz. Wtedy, jak przez mgłę, jak zwid, zobaczył jak skóra Anubisa odpada z jego ciała, jak zastępują ją czarne obłoki dziwnego dymu. W kościstych dłoniach Anubisa liść, który trzymał zaczął więdnąć, umierał pokrywając się czarnym nalotem. Anubis nachylił się nad eldarem, a ten poczuł jak jego bliskość wysysa z niego życie, energie i radość. Nim zdążył zobaczyć więcej martwy lisć dotknął jego ust i języka, a otaczający go świat całkowicie zniknął. Ciało eldara znieruchomiało. Znalazł się jedynie w swoim umyśle. ~Wizja~ Czarna przestrzeń bez kierunków, bez sił, bez emocji. Echo dawnych słów “naszym celem jest władza”. Szybko przelatująca trasa, Targas, las, rzeka, polana, Czarna brama i przejscie przez nią. Bezdenna ciemnosć. Czyjś głos. - Ktoś ty? Kim jesteś?- Potężny głos dudniący w próżni. - Do ciebie mówię. Wiem ze tu jesteś, choć cię nie wiedzę i zapewne ty mnie również. (stan eldara w normie) -Nazywam się Anthrilien- odezwał się po chwili gdy odzyskał chodź część jasności umysłu-kim ty jesteś| - Uizardo. Czarny mag. Co cię sptowadza do mego umysłu? -W dużej mierze przypadek, chodź mam i pytania. Jesteś członkiem jeśli nie przywódcą uverworldu, nie myle się? - Owszem. Nie myslisz. - Głos oscylował i zmieniał natężenia oraz barwy. - Ty zapewne jesteś nowym przybyszem. Twój stan zdaje się być dziwny. Umarłeś? -Zgadza się, jestem tu od niedawna. Wciąż jednak żyję, moje ciało znajduje się w innym miejscu niż umysł najprościej ujmując. Czy to prawda że utknąłeś wewnątrz czarnej bramy? - Można tak to ująć. Choć brama nie do końca jest tym czym miała być... to jest teraz nie ważne. Nie widzę innego wyjścia jak po prostu ją otworzyć. Tyle tylko że od mojej strony jest to niemożliwe. - Westchnięcie. -Człowiek nazywany Maruderem wciąż czeka na Twój znak. Czemu się z nim nie porozumiesz? - Rozkazałem mu pilnowac bramy. Inne cele są w tej chwili dla niego zbędne. Wiem jednak że się nudzi. - Ostatnie zdanie miało przyjacielską barwę. - Może, przy najbliższym kontakcie powiem reszcie by go zmienili. (Stan eldara nadal w normie) -Czy wiesz jak się wydostać z tego świata? - To proste i zarazem trudne. Mógłbym zwolnić “blokadę tego świata”, ale nie zamierzam się poświęcać. Gdy brama zostanie otwarta, a ja się wydostanę. Będzie to rzecz równei prosta jak oddech. -Więc najprościej ujmując gdy wydostaniesz się z wnętrza bramy jesteś w stanie zdjąć “blokadę”. W jaki sposób jesteś w stanie ją zwolnić? - To “to” co jest za bramą stworzyło blokadę. A raczej wir. Wszystkie przejscia prowadzą do tego świata, lecz gdy blokada zostanei zniesiona nie będzie już wiru. Będzie zwykął przestrzeń. (stan: Na skórze eldara pojawiła się gęsia skórka) Anthrilien odczuł dziwną zmianę w transie, postanowił więc się pośpieszyć. -Czy jesteś w stanie nauczyć mnie jak znieść ten wir? - Wir sam zniknie, gdy zniknie i jego przyczyna. Tajemnicę zostawmy jednak na przyszłość. Pytaj więc póki mozesz. Bo twój stan słabnie. -Czy jestem w stanie się z Tobą jakoś porozumieć poza transem w którym obecnie się znajduję? - Rutynowo kontaktuję się z “moimi ludźmi”. Jednak cała organizacja do prosty organizm. Powiedz czemu cię to interesuje? Mroczne organizacje bywają nieprzyjemne. - delikatny smeich. (stan: skóra zbladła, serce w normie) -Miałem styczność z znacznie nieprzyjemniejszymi rzeczami magu. Chcę jednak wydostać się z tego świata, a Ty zdajesz się być pierwszą osobą która może mi w tym pomóc. Dlatego właśnie potrzebuję móc się z tobą porozumieć. - Anthrilienie działaj dalej swoim rytmem. Los raz nas zjednał, więc nasze ściezki splątały się. W przyszłosci znów się spotkamy. Pośpiech jest zbędny. Choć tylko ja tak mogę powiedzieć...- śmeich - Hmm to ciekawe... Twoja aura jest taka sama jak tego amuletu. Może dlatego się połączyliśmy. -Możliwe, weź go ze sobą i niech przyniesie Ci fortunę. Jednak w przyszłości pragnąłbym go odzyskać. Wyglądam na momentu naszego spotkania Uizardo, niech Lileath pani szczęścia Ci sprzyja- obecność eldara powoli się cofała, nie chciał ryzykować. - Ostatnia sprawa nim odejdziesz... Księżniczka... Ona jako jedyna jest w stanie zlokalizować klucze. Strażników bramy. Choć stąd znam ich elementy i strefy, brama blokuje moją aure. Nie mogę ich zlokalizować. Wspomóż ją. Znajdź pod innym kwiatem. - Głos zamilkł. (stan: eldar doznał konwulsji, a serce zaczęło zwalniać.) Ostatnim elementem który mu się objawił, przed wyjściem z wizji był mędrzec. Starzec zwany “panem”. ~koniec wizji~ Ostatnie słowa zdawały się ledwo słyszalne gdy umysł wędrował spowrotem do ciała. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence Ostatnio edytowane przez Asuryan : 05-09-2013 o 21:02. | |||||||||||||||||||||||||||||||||
14-09-2013, 18:13 | #30 |
Reputacja: 1 | Przebudzenie. Ile czasu minęło? Gdzie jestem? Pytania bez odpowiedzi. Miękkie podłoże. Łóżko? Nie. Leżanka. Jakieś pomieszczenie. Ostatnie chwile które pamiętał, to pola i farmy wokół miasta. Szukał wieści o Riminim… Nagle ból! Później była ciemność. Catanzaro rozejrzał się po pomieszczeniu. Bardzo skromne. Szafka nocna, krzesło, leżanka i okno. Pod oknem stały oparte jego 4 zwykłe miecze. Młody człowiek uniósł się na łokciach i rozejrzał po pokoju jeszcze uważniej. Nigdzie nie widać było śladów pułapek… A więc to nie więźienie. To dobrze. Wstał i ubrał się pospiesznie w swój zwyczajny strój. Miecze przypiął tak, jak lubił - dwa na ramię, dwa przy boku. W ten sposób przywykł wlaczyć… Z pokoju, który zajmował wychodziły jedne drzwi. Roscara skierował się w ich stronę, by zastać za nimi schody prowadzące na niższy poziom tego budynku. Zszedł nimi z bijącym sercem i dłonią na rękojeści miecza. Zdaje się, że znajdował się wewnątrz jakiegoś domu… Na parterze krzątała się dziewczyna. Gdy tylko spostrzegła młodzieńca uśmiechła się. Choć w jej ręce znajdował się flakonik z czarną cieczą. - Widzę że już wstałeś. Jak się czujesz młodzieńcze? - zapytała przyjemnym glosem. - Chyba… Chyba dobrze. Dziękuję… Czy możesz mi powiedzieć, co się ze mną działo? Pamiętam folwarki…- Zaczął, całkowicie ignorując to, że jej słowa znacznie go odmłodziły. Mogli być w podobnym wieku… Dziewczyna była bardzo ładna. Może nie do końca w typie Catanzaro, ale jednak nie mógł odmówić jej uroku. Zdawała się również przede wszystkim kierować dobrocią, co nie często zdarzało się w cięzkich czasach jak te. Szermierz z miejsca poczuł do tej damy sympatię. Uśmiechnął się i grzecznie skłonił głowę, by jeszcze bardziej podkreślić swoją wdzięczność. - Nie ma za co. Ktoś cię zaatakował od tyłu i najwyraźniej chciał okraść. Szczęśliwie, bądź też nie, byłam w pobliżu i go odstraszyłam. Moja mikstura jednak miała dość silne działania, a ty już wtedy byłeś nieprzytomny. Dlatego trochę się to przedłużyło. - Odłołżyła fiolkę z czarną zawartością. Zdięła beret, a dziwną laskę odłożyła do szafy. - Masz moją wielką wdzięczność, milady.- Skłonił się grzecznie Catanzaro, podchodząc do swojej wybawicielki. Zdaje się, że była miejscową zielarką. Przez okna jej sklepu wchodziły do wnętrza promienie słonecznego światła i wsączał się gwar ulicy. - Chciałbym odwdzięczyć ci się za twoją dobroć.- Oznajmił. - To nie będzie konieczne. - podziękowała uprzejmie - Większość spraw już załatwiłam lub jest w trakcie załatwiania. Wszystko czego potrzebuje mam już pod ręką... - Proszę o wybaczenie, pani, ale jednak nie mogę tak zostawić sytuacji między nami.- - Naprawdę niczym się nie przejmuj. - pogodny uśmiech. Do drzwi sklepu rozległo się pukanie. Dziewczyna podeszła do nich i delikatnie je uchyliła pytajac kto przybył. Po chwili otworzyła je szerzej, a do środka wszedł czarnowłosy mężczyzna. - Rozgość się przy stole. Zaraz zajmiemy się twoją sprawą. - Powiedziała do znajomego. Mężczyzna zawiesił wzrok na młodzieńcze. Catanzaro wycofał się cicho do najbliższego kąta, gdzie usiadł opierając się plecami o ścianę. Zielarka ocaliła mu skórę - z własnej głupoty nie docenił niebezpieczeństw panujących w tym świecie, co przypłacił guzem i nieprzytomnością, nie wiadomo jak długą. Teraz był z nią związany długiem wdzięczności i nie mógł ot tak zostawić tej sprawy swojemu losowi. Wiedział, że jego brat zganiłby go za to, mówiąc o niepotrzebnym przestoju w podróży i zasadzie “wdzięczności innym razem”, a jednak… Catanzaro bardzo chciał okazać tej miłej dziewczynie, że jej pomoc nie jest dla niego czymś obojętnym. - Mariko. Jeżeli masz gości, lub przeszkadzam. Powiedz. - Roki. - Powiedziała przeciągając pierwszą sylabę. - Te dwie fiolki chciałeś na zaraz. - wyciągnęła z szafki mikstury o czerwonym zabarwieniu. - Po pozostałe musisz niestety przyjść jutro. Wciąż się warzą i destylują. - Dziękuję piękna. Tak więc przyjdę jutro. I przepraszam za problem. - spojrzał na młodzieńca. Przez chwilę oczy czarnowłosego stały się czerwone. - Oj. Co ja z tobą mam. Klienci i przyjaciele nigdy mi nie przeszkadzają. - czarnowłosy wyszedł ze sklepu. Zielarka, a raczej alchemik - Marika. Stanęła przy swoim stole alchemicznym powoli wyciągając potrzebne elementy. - Na czym to skończyliśmy nim nam przerwano? - zapytała wciąż przebierając we flakonikach i roślinach. Catanzaro spojrzał na nią i uśmiechnął się smutno. - Przebacz, że proszę cię o coś, nie spłaciwszy pierwszego długu, panienko Mariko. Zapewne wszyscy w mieście przychodzą do ciebie prędzej czy później. Potrzebuję twojej pomocy…- Powstał z ziemi i zbliżył się do niej.- Szukam pewnego mężczyzny… Mężczyzny walczącego czterema mieczami…- - Cztery miecze? Hmm. Nie zawitał do mnie nikt taki w ostatnim czasie. - Po chwili namysłu - Ale był w tym mieście ktoś taki. Krótko, ale wydaje mi się że był.- Powiedziała niepewnie Nareszcie! Strzęp informacji! Catanzaro ożywił się wyraźnie. Szukał na zewnątrz, podczas gdy powinien był szukać wewnątrz. - Czy wiesz, w którą mógł się udać stronę?- - Niestety. - Pokiwała przecząco głową. Zlała do fiolki żółtą i fioletową ciecz uzyskują bezbarwny roztwór. - Wydaje mi się jednak że zawitał u Samuraja. To tutejszy kowal. - Panienko Mariko…- Zaczął ostrożnie młody mężczyzna.- Jestem ci winien wdzięczność, jeśli nie życie. Teraz jednak… Muszę odnaleźć tą osobę.- Skłonił się nisko i odwrócił, ruszając w kierunku drzwi. Kładąc rękę na klamce powiedział jeszcze. - ...Catanzaro… Na imię mi Catanzaro, tak mnie nazywaj, proszę.- To mówiąc opuścił sklep alchemika. Pierwsze co zrobił, gdy pod butami uczuł twardy bruk ulicy, to skierował się w kierunku warsztatu kowala. Faktycznie, jeśli gdzieś miał natrafić na ślady Riminiego, to pośród osób pracujących z metalem. Sytuacja na miejscu wyglądała swojsko. Jedna postac ubrana w lekką zbroję chłodziła, a raczej hartowała ostrze w wodzie. Druga ciężko zbroja w hełmie z maską, kształtowała ostrze na kowadle. Oboje wyglądali na zajętych, ale nei na tyle by im nie przeszkadzać. Choć nie trzeba było długo czekać by osobnik w lekkiej zbroi zrobił sobie przerwę na fajkę. Catanzaro zatrzymał się i zlustrował szybko teren. - Przepraszam panowie. Chciałbym zasięgnąć tutaj pewnych… informacji.- Rzekł, skłaniając grzecznie głowę. Jednocześnie cały czas myślał intensywnie o swoim bracie i o czekającej go misji odnalezienia go. “Jeśli mam gnać za tobą przez ten świat, Rimini, będę potrzebował sojuszników i kompanów. Towarzyszy i bezpiecznych portów. Muszę dowiedzieć się, kto tutaj pociąga za sznurki. Wszędzie jest ktoś taki.” Po namyśle młody człowiek zrodził jeszcze jedną myśl: “Potrzebuję jakiegoś płaszcza. Nie mogę latać z bronią na widoku.” - Słucham - powiedizał lekko zbrojny zdejmujac chełm. Był to mężczyzna dorosły na oko 40 lat. Czarne krótkie włosy, zarost na twarzy w okolicach ust. Spokojnie palił swoją drewnianą fajkę. - Przysyła mnie Marika, zielarka. Czy to tutaj znajdę mężczyznę zwanego “Samurajem”?- - To ja. - Powiedział czarnowłosy. - Kupno, sprzedasz? - Poszukiwania.- Sprecyzował Catanzaro.- Szukam informacji. Marika mówiła, że w tym mieście mógł przebywać przez pewien czas osobnik, którego poszukuję. Mężczyzna walczący czterema mieczami…- - Rimini? Tak był tu jakiś czas temu. - mówił spoglądając na niebo. - Kupił u mnie miecze i ruszył dalej. Wspominał coś o poszukiwaniach. - Więc znasz go, panie… Ale nie rozumiem, dlaczego kupował miecze… Miał przecież Czterech Proroków. Powinien ich mieć ze sobą…- Catanzaro zamyślił się głęboko. Nie wiedzieć czemu Rimini kupował broń. Oznaczało to, że albo stracił Proroków, albo zostali oni w tajemniczych okolicznościach zniszczeni. - Czy wiesz, w którą stronę się udał?- - Mówił coś o odzyskaniu pozostałych broni. Zdaje mi się, że wyruszył na północ. Możliwe że go nie dogonisz. - A więc stracił ich…- Szepnął Catanzaro.- Tak, chyba tak uczynię jak mówisz. Ale będzie potrzebny mi płaszcz podróżny…- - Płaszcz podróżny... Jestem kowalem - uśmiechnął się przyjaźnie - spróbuj na placu targowym. To przed domem Mariki. - Skończył palić tytoń. Wypukał fajkę i schował ją do kieszeni. Następnie założył hełm i wstał. - Tak, domyślam się, że tak właśnie jest.- Zgodził się Catanzaro kiwając głową.- Prawdo podobne jest, że jeszcze tu wrócę, panie, jeśli będzie tego wymagała moja krucjata Kawani.- Kowal zrobił dziwną minę, trudno dostrzegalną pod hełmem. Nie zapytał jednak o to czym jest Kawani, a tym bardziej krucjata. Podniósł zahartowane ostrze i podał swojemu, ciężko zbrojnemu pomocnikowi. - Jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebował w swojej podróży zapraszam. Catanzaro wyszedł spokojnym krokiem z terenu kuźni i powrócił po własnych śladach na plac targowy, gdzie rozejrzał się bacznie, by jak najprędzej zlokalizować potrzebny mu kram sukiennika. Płaszcz, lub peleryna z mocnego sukna, pod którym mógłby skryć ciało i broń było tym, co pozwoliłoby chronić się w podróży przed złymi warunkami pogodowymi, a jednocześnie trzymać miecze w ukryciu. Skoro informacje o Riminim odnalazł już po spytaniu drugiej osoby, starszy Roscara musiał dalece zaniedbać środki ostrożności, przynajmniej na początku podróży po Międzyświecie. Kram sukiennika ustawiony był po przeciwnej stronie placu co dom Mariki. Na kramie wystawionych było kilka zwitków materiałów oraz 2 płaszcze. Jeden dobrze wykonany, wytrzymały, terenowy. Drugi to zwykła peleryna z kapturem. Catanzaro westchnął, raz jeszcze przeklinając swoją głupotę, która pozwoliła mu zostać okradzionym. Milcząc skierował się ku wyjściu z miasta, by przekonać się, jakimi drogami mógł podążyć jego starszy brat. Lofar opuścił południową bramą obok zburzonego muru, by obejść miasto od zachodu i na przełaj przez pola i step dostać się do północnego traktu wzdłuż lasu drwali do Targas. Tym razem będzie musiał być równie nieroztropny co Rimini. Wieczór złapał go już za mostem, którym przekroczył rzekę. Do miasta pozostał jeszcze kawałek. Młodzieniec słyszał jednak, że w nocy niektóre bestie staja się aktywne. Co w tym świecie mogło znaczyć wiele. Młodemu Roscarze nie pozostało więc nic innego, jak zejść z drogi i naocznie przekonać się o aktywności tychże bestii. Udał się na prawo, by po chwili zagłębić się w zarośla lasu drwali. Trzymał się rzeki, to wydawało się mu najrozsądniejsze w obecnej chwili. Zawsze mógł przekroczyć ją w bród, lub napić się z niej wody, gdyby potrzebował. Wśród zarośli wdrapał się na drzewo i znalazłszy odpowiednio mocną, by go utrzymać gałąź, usiadł na niej, plecami oparł się o pień i przywiązał się niesioną przy pasku liną za ramię do innego, pobliskiego konara. Dzięki temu, nawet gdyby zsunął się z drzewa we śnie, nie spadnie na dół. Jednocześnie sznur mógł bardzo łatwo przeciąć, lub rozwiązać, gdyby uznał za stosowne. Już po zmierzchu, w lesie słychać był odgłosy fauny. Powarkiwania, sapanie, chrzęsty gałęzi. Pod drzewem pod którym spał pojawiła się duża bestia. Była jednak na tyle cicho by nie zbudzić młodzieńca. Przez parę godzin spała przy tym samym drzewie. Nad ranem wstała i znikła w zaroślach. Ich szelest zbudził młodego szermierza. Ślady pozostawione na ziemi były niezwykle duże jak na znane mu bestie. Catanzaro zszedł z drzewa dopiero, kiedy słońce wyłoniło się zza horyzontu. Pierwsze co zrobił, było oczywiście sprawdzenie, czy wszystkie elementy jego stroju i sprzętu znajdują się na swoim miejscu, tak jak je zostawił. Dopiero później przyjrzał się dokładniej śladom, jakie zostawiło zwierze nocujące z nim po sąsiedzku. Przerastało kilkakrotnie największe okazy, jakie zdawało mu się nieraz oglądać, a nawet zabijać w rodzimych stronach. Przez kilka chwil czuł nawet instynkt łowcy, nakazujący mu ruszyć za bestią po jej śladach, a następnie ubić i oprawić, być może zyskując tym kilka ciekawych trofeów. Postanowił jednak tego nie robić - nie w tej chwili. Może któregoś następnego dnia wróci w to miejsce, by zapolować, ale teraz czekały na niego inne wyzwania. Zamiast więc ruszyć tropem zwierzęcia, cofnął się po własnych śladach wychodząc na drogę i podejmując przerwaną wcześniej, poprzedniego dnia wędrówkę. Do bram miasta trafił przed południem. Przed miastem trwał przegląd przybywających. Rycerze dokładnie sprawdzali każdego nowego przybysza. Ruszył naprzód, by odważnie poddać się kontroli. Jego intencje były szczególne, poszukiwany nie był, a przy sobie nie miał niczego, co mogłoby go dyskwalifikować od przekroczenia bram. Strażnicy obejrzeli małego przybysza. Wyśmiali jego 4 miecze i szczupłą budowę ciała z nimi zestawioną. Ostatecznie jednak przepuścili go. Widać szukali czegoś innego. Miasto było pełne ludzi. Można rzec: przepełnione. Wszędzie chodzili rycerze z ptasim herbem. Coś się szykowało. Kawan wszedł do miasta spiesznym krokiem. Teraz należało się zastanowić, gdzie szukać takiego wytrawnego łowcy przygód jak Rimini. Catanzaro nie wątpił, że jeśli jego brat zawędrował do Targas, pierwsze co zrobił, to zorganizował sobie kogoś, kto będzie dostarczał mu informacje. Zawsze tak robił, nawet kiedy jeszcze podróżowali z Mistrzem. Teraz zaś, kiedy - według informacji kowala Samuraja - Rimini stracił Czterech Proroków, na pewno w mieście pozostał bardzo wyraźny ślad po starszym Roscara. Catanzaro zignorował więc wyrastającą na wprost przed nim wielką masę Areny, skierował się za to do miejscowej oberży, chcąc zasięgnąć języka.
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!" ~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |
| |