Zebedeusz spojrzał z szeroko otwartymi oczami na Alethe, gdy ta wydawała rozkazy. Miał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Zacisnął zęby, pięści i ruszył za przywódczynią. W głowie miał setki myśli walczących ze sobą, ale może kobieta miała rację i trzeba pierw zająć się bestią a potem resztą.
Młodzieniec spojrzał jeszcze kątem oka na Rycerza. Jego sylwetka wydawała mu się taka duża, wręcz wszechpotężna na tle innych...Zastanawiające było tylko kim ów rycerz był i jakie miał zamiary. Liczył jednak że nie będzie dane mu się przekonać o tym osobiście.
Ścisnął miecz mocniej w dłoni tak by czuć go i ruszył lekkim truchtem za Alethe. Ciekawa kobieta, lecz coś...coś tu było nie tak. Bestie, mutanci, rycerz i oni na raz. Przypadek? Zebedeusz wiedział, że nie istnieje coś takiego jak przypadek.
Kątem oka zerknął na Dagmara. Miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze z towarzyszem. Pot spływał po czole młodzieńca, który nawet tego nie zauważył. Adrenalina robiła swoje..
rzuty: 54, 73