Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2013, 16:07   #54
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
10 Karakzet, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Wejście do tunelu prowadzącego pod Karak Azul


Dwaj skaveńscy skauci zbeszcześcili prastare ściany Stalowego Szczytu swą przeklętą krwią. Jeden został wessany przez domenę Rogatego Szczura w błyskawicznym tempie, pchnął go tam bełt Thorina, khazada po którym można było się takiego strzału spodziewać najmniej... a jednak. Głupcem ten kto zlekceważył by zdolności tego krasnoludzkiego kronikarza. Drugi skaven został rażony pociskiem i spojrzeniem bezbłędnego oka Hargina. Bełt w ramię odrzucił stwora na skały a śniego wokół niego szybko zmienił barwę na wspaniały ciemny szkarłat. Kapral Roran dopełnił dzieła i pochwycił rannego, który nawet gdyby nie był ranny, nie mógłby oprzeć się potężnej sile krasnoluda. Rozpoczęto przesłuchanie, ale tak jak kronikarz podejrzewał, niewiele dało wyciągnąć się ze szczurzego jeńca, choć i tak więcej niż można by przypuszczać biorąc pod uwagę brak zrozumienia werbalnego po obu stronach, a opierając się jedynie na nowatorskiej metodzie komunikacji Thorina. Po uzyskaniu szczątkowych informacji, rozpoczęła się dyskusja nad kolejnymi krokami drużyny.

Jeden Detlef tylko był nie do końca przekonany co do planów zalania tuneli. Czuł że oddział nie powinien pokładać wiary w chaotycznej naturze skavena i możliwości na to że wedle planu Thorina, skaven wróci do gniazda i zaniesie informacje o zalaniu tuneli co miałoby pchnąć szczuroludzi do starcia z Uruk'azi. Detlef mógł mieć wiele racji, to prawda. Jednak z połączonych sił kronikarza i kaprala Rorana oraz krytycznego spojrzenia kowla run Galeba, powstał plan który został zatwierdzony przez sierżanta Glandira. Na razie tylko w jego myślach, wciąż wsłuchiwał się w to co mieli do powiedzenia kompanii, a kronikarz i kapral naciskali na szybkie podjęcie decyzji... Glandir wiedział że mają rację, że być może nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Los drużyny ponownie leżał w rękach sierżanta, dowodzienie nie było łatwe, a najgorsze było to że jedyną drogą do jego pojęcią była droga przez błędy i śmierć towarzyszy broni.

Pomysłów co robić było mnogo, prawie każdy miał coś do powiedzenia... no może poza Harginem i Detlefem którzy wciąż dumnie trzymali straż jak należało i nie pozwolili podejść nikomu pod były obóz najemników, a teraz może i obóz khazadzkiej 8 drużyny. Zresztą, Detlef powiedział już swoje i niezadowolony z konwersacji z odwiecznym wrogiem wolał skupić się na pilnowaniu tunelu. Również Skalli siedział cicho pod skalną ścianą. Tego że czuł się lepiej powiedzieć nie można było, ogólnie pwiedzieć nie dało się nic, szczególnie z przestrzelonym językiem i przekłutą szyją tak jak to wyglądało w tamtej chwili u Skalliego. Khazad postanowił zatem że odpocznie sobie trochę, jego próby włączenia się do rozmowy nic nie dały, więc przymknął powieki i siedział tak aż nie poczuł jak odpływa w słodki sen. Obok niego siedziała Ysassa, teraz czując pewną dozę bezpieczeństwa, mogła zrzucić z siebie toboły i napić się wody, napoiła też Skalliego, choć ten wybudzony ze snu, był markotny i odmawiał płynu. Ysassa jednak wiedziała jak sobie radzić z opornymi, złapała Skalliego za włosy i szarpnęła nim odrobinę. Chwilę później Skalli pił już potulnie wodę, a prawą ręką przyciskał swój opatrunek na szyi, widać nawet przełykanie musiało sprawiać mu ogromny ból. Kiedy krasnoludzka zwiadowczyni skończyła, podeszła do ciała orka i obszukała je dokładnie, niczego przy nim nie było poza starym spleśniałym serem i kompletem zagrzybiałej, skórzanej odzieży. Splunęła i odeszła sprawdzać ślady pozostawione przez ludzkich najemników Irvina, bo musiały to być właśnie ich ślady, te pozostawione w tymczasowym obozie.

Baldrik był bardzo zainteresowany samym skavenem, gdyby inni nie byli tak zajęci dywagacjami, to pomyśleć by mogli że jeszcze chciał znaleźć sobie pupilka. Ciekawość wzięła jednak górę nad obyczajem. Młody krasnolud przyglądał się i studiował każdą część ciała szczuroczłeka, to mogła być przydatna wiedza na przyszłość. Skaven choć uzbrojony w pokaźne i brudne pazury to posługiwał się jednak prymitywną bronią do walki wręcz. Oba skaveny nie nosiły właściwie żadnych ubrań, poza przepaskami biodrowymi które zasłaniały ich słabiznę, nie wiedzieć w sumie czemu, bo patrząc na martwego szczuroczłeka, zauważyć się dało że przyrodzenie miały niewielkie i raczej ukryte w czymś w rodzaju futrzastej torby. Thaggoraki - tak zwały się skaveny w khazalidzie. Baldrik zastanawiał się dlaczego właśnie tak, dlaczego słowo to pochodziło od połączenia słów zdrajca i szczur. Oczywiście samo szczur, to było jasne, ale dlaczego zdrajca? To prawda, nie tak sobie Baldrik wyobrażał Thaggoraki, postarch khazadzkich tuneli. Te skaveny wyglądały na słabe i niedożywione, żebra wystawały im przez napiętą skórę, ich broń była słaba i pordzewiałą, wyglądąła na taką którą można było złamać na kolanie. Te całe skaveny to była jakaś kpina.

Dorrin zadowolony nie był... to znaczy był, bo Dorrin był zawsze właściwie zadowolony, ale robił się nerwowy przez to jak długo trwało podejmowanie decyzji przez sierżanta i kaprali oraz ich doradców. Zniecierpliwiony przejrzał ciała skavenów i nic przy nich nie znalazł. Kopał śnieg i zagryzał soplem by zwilżyć sobie usta. Był głodny jak dzik zatem sięgnął do swych tajemnych zapasów i pochłonął ich ogromną część. W końcu włączył się do rozmowy i pokazał że to wszystko mu sie nie podoba zbytnio i ma to głęboko w dupie. Dopiero ostry głos Rorana przywrócił masywnego khazada do pionu... Dorrin wysłuchał kaprala i uśmiechnął się. Widać było że Roran ma dobry wpływ na dzikiego Dorrina, tym bardziej że kapral przyobiecał Zarkanowi jakąś bitkę i talerz orków na deser.

Glandir wciąż słuchał, dyskusja zamieniała się prawie że w kłótnię... a on wciąż nic nie mówił, myślał. Podszedł do Skalliego i sprawdził jak ten się czuje, zadowolony ze stanu zdrowia zwiadowcy oraz doskonałej roboty cyrulika Thorina, wstał, podjął decyzję i zbliżył się do środka obozu. Glandir wziął kuszę i naciągnął ją. Błyskawiczny i celny strzał z kuszy przekłuł serce skavena. Thorin i Galeb byli trochę zaskoczeni... Hargin nie spojrzał nawet, Ysassa również... Detlef z uśmiechem na twarzy splunął na ziemię... Roran wyszarpnął tylko bełt ze skaveniego serca, nie było co marnować dobrego pocisku, a nad martwym skavenem stary kapral nie uroniłby nawet łzy, jeśli w ogóle potrafił płakać. Za to Dorrin zaśmiał się glośno jak zwykle, tak głośno że na Hargina posypał się aż śnieg sponad wejścia do tunelu.

Glandir rzucił komendę i stanęło na zalaniu tuneli i wielodniowej wyprawie do Karak Azgal po posiłki. Kronikarz był niezadowolony, jego misterny plan nie powiódł się, nie do końca... być może istaniała jeszcze szansa na to że skaveny wyczują niebezpieczeństwo zalaniem i zrobią to jak zamyślił sobie Thorin, kto to mógł wiedzieć? Pewnie tylko Grimnir i Rogaty Szczur. Konsekwencje takich działań kłębiły się w głowie cyrulika, ale że nie mógł zrobić teraz wiele to zajął się usuwaniem zębów skavenom. Kronikarz dał się już poznać jako kolekcjoner, dlatego też nikt mu się nie dziwił. Wciąż jednak myślał o tym że droga po powierzchni będzie bardziej niebezpieczna niż inni przypuszczali. Tym bardzie że Roran rozmawiał teraz cicho z sierżantem i wkrótce okazało się że 8 drużyna zawraca do Azul, jednak tak jak obawaiał się tego Thorin... mieli iść przez przełęcz, a nie tunelami.

Roran zgłosił się na ochotnika by iść w głąb góry i zalać tunele. Wkrótce był gotowy. Rozebrał się prawie całkiem, zostawił sobie spodnie i buty oraz hełm i już chwilę później ruszył w ciemność. Z nikim się nie pożegnał, nie czekał wiwatów ni słów otuchy, robił swoje i nie opierdzielał się. Drużyna czekała... nie wiedzieli jak długo powinni pozostać na tej pozycji i czy Roran w ogóle wróci. Jednak coś podpowiadało że jeśli kapralowi się uda, to dowiedzą się tak czy inaczej. Jeńcem, związanym Walgramem Acco, zajął się w ten czas Dorrin.


Godzinę później, Stalowy Szczyt zadrżał, a z urwiska zauważyć się dało jak na niższych poziomach woda wystrzeliła spomiędzy skalnych szczelin. Roranowi musiało się udać. Jednak samego kaprala nie było ani śladu. Wielu myślało że zginął i tak prawie było... a Roran mógł to opowiedzieć przy najbliższej wieczerzy, jako że jakiś czas później, syn Roganalda, wyszedł spomiędzy drzew, cały zakrwawiony i z nienaturalnie wygiętym prawym barkiem. Udało się. Woda wypełniła najniższe tunele Azul, a kapral wydostał się nieznanym im korytarzem, miał ogromne szczęście, bogowie nad nim czuwali tego dnia. Najbliższą noc grupa spędziła w obozie, musieli odpocząć i posilić się. Szczególnie Skalli i Roran.


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
11 Karakzet, czas Hyrvelitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Tymczasowy obóz - zejście na niskie góry


Noc minęła spokojnie, ale rano khazadzcy wojownicy odkryli coś niepokojącego... Acco, jeniec Rorana, zbiegł. Na śniegu dało dostrzec się ślady jego stóp. Ruszył on w kierunku w którym zamierzał iść oddział Glandira zatem pościg stał się o tyle właśnie prostszy, jeśli w ogóle krasnoludy miały zamiar podążać śladami Walgrama.

Wkrótce byli gotowi do drogi. Poczęli schodzić w dół skalnymi estakadami. Było to zajęcie bardzo niebezpieczne biorąc pod uwagę śnieg i lód na ich trakcie. Szczęściem temperatura nie była bardzo niska... noc byłaby znacznie gorsza gdyby nie osłona jaką dawał tunel... kolejna noc mogła być zabójcza w skutkach, szczególnie dla rannych. Teraz jednak Ysassa zajęła swa pozycję na szpicy, Hargin i Detlef zamykali pochód. Droga w dół była męcząca. Tym bardziej że wiele przesmyków było niemożliwymi do pokonania bez odpowieniego sprzętu do wspinaczki... nogi wciąż zapadały się w głęboki śnieg, jedynie khazadzki upór kazał maszerować dalej. Okazało się że oddział musi zejść na niższe góry, prawie że na porośnięty niskimi sosnami płaskowyż. Innego wyjścia nie było, droga na północ była zamknięta dla nich, a już w ogóle była nie do przejścia z rannymi.

W głowach wielu z krasnoludów z oddziału błąkać poczęła się myśl, czy zdołają przedrzeć się do ukrytego tunelu przy bramie lub choćby wspiąć się do półek obronnych, jak kilka dni temu zrobił to Dorrin. Jeden Thorin wierzył że to niemożliwe... i miał rację tym razem. Gdy drużyna znalazła się na wzniesieniu i mogła spojrzeć ponad czubkami drzew, dostrzegła rozległą równinę i Khazid Izor spalone do gołej ziemi miasto. Góry drżały... a masy wroga można było obserwować na wiele mil od Izor, z miejsca gdzie była teraz 8 drużyna. Byli już pewni że droga do bramy jest zamknięta... byli odcięci, ponownie. Mogli ruszyć gdzie właściwie chcieli, poza dwiema drogami; nie było powrotu w tunele pod wschodnim Azul oraz nie było szans przejścia przez przedpole warowni Stalowego Szczytu, teraz wypełnione dziesiątkami tysięcy orczego i gobliniego wojska. Postanowiono zatem zejść na niższe partie gór i wejść między drzewa na płaskowyzu by skryć się jakoś. Od strony szczytu była groźba że skaveny wyleją się rzeką w ucieczce przez wypełniającymi się wodą tunelami... a skąd indziej mogły nadciągnąć wrogie oddziały zwiadowcze. Drużyna Glandira potrzebowała kryjówki, drzewa wydawały się doskonałym pomysłem.


Wszystko szło całkiem nieźle, poza brakiem możliwości powortu do twierdzy oczywiście. Jednak po chwili metaliczny odgłos, niczym młot w stalową ścianę, rozerwał ciszę pokrytego śniegiem i iglastymi drzewami płaskowyżu. Dźwięk ten był dziwny i zwiastował kłopoty, krasnoludy nie myliły się i choć być może chęć byłaby iść w inną stronę to czuli że muszą choć spojrzeć cóż takiego dzieje się w pobliskim lesie. Ysassa prowadziła i czekać długo nie musieli kiedy kobieta uniosła dłoń i nakazała by stać i oczekiwać. Kiedy rozeznała się w sytuacji, zawołał gestem dłoni swych towarzyszy. Wszyscy spojrzeli z ukrycia i dostrzegli spory ruch między drzewami. Wartowników nie widać było wcale, było to bardzo dziwne. Z tej odległości trudno było ocenić kim są osobnicy którzy skryli się pod osłoną drzew. Glandir nakazał zwiad i już wkrótce Ysassa i Baldrik ruszyli by to zbadać. Wrócili szybciej niż Glandir mógł się spodziewać. Wieści były niepokojące tak jak i dziwne ryki dobiegające od strony lasu.

Baldrik zdał raport Glandirowi. W lesie były ogry, więcej niż pięć drużyn licząć po khazadzku. Artyleria. Baldrik i Ysassa naliczyli w sumie siedemnaście ciężkich dział, około czterdziestu hufnic, działo wielolufowe i około piętnastki dział kazamatowych. Wszystkie nosiły khazadzkie oznaczenia. Do tego ogromny ładunek prochu i nieskończona ilość kul armatnich. Co dziwne, nie zauważono lawet... nawet ci którzy na artylerii się nie znali, wiedzieli że aramata musi mieć koła lub łoże... te jednak nie miały, były po porstu żelaznymi działami, złożonymi na wozach jak bale drewna. Ogry zbierały się wokół ogromnego ogniska, było tam też kilka potężnych namiotów i skład drewna dzięki któremu zasilić by można piece w małym zamku na całą zimę. Od strony obozu wroga wciąż słychać było jęki, ryki, krzyki i pracę drwali. Ocenić zwiadowcom się nie udało czemu oddział ogrów stoi w miejscu, jednak byli na tyle bezczelni i pewni siebie że nie wystawili wart, choć patrząc na taki oddział trudno było się temu dziwić.


Glandir miał trudny orzech do zgryzienia. Grupa mogła spróbować wyminąć artylerię ogrów lub wrócić w góry, oczywistym było że nie mogą wdać się w walkę z takim oddziałem ogrów... ciężko byłoby położyć trzech... a tu musiało być ich więcej niż sześćdziesięciu.
 
VIX jest offline