Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2013, 11:05   #28
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
To był koniec. Nethadil, gdy wreszcie cokolwiek świadomości mu powróciło i zorientował się co się dzieje, wiedział że jego ostatnia, słaba nadzieja na ubicie "driady" w jej własnej wieży zawiodła. A obrzydzenie i wściekłość za bardzo trzymały go w swoich objęciach by miał płaszczyć się czy próbować oszustwa.

Wyszczerzył zęby aż strumyczek krwi pociekł mu po brodzie. Duchy jego pomordowanych krewniaczek go obserwowały i nie miał zamiaru dać Sse'stal satysfakcji z faktu że złamała go na ich oczach. Szarpnął się wściekle, próbując się oswobodzić czy dosięgnąć rękojeści kukri.
- Nie!!! - wrzasnął rozpryskując krople krwi i siłując się z nieludzką mocą kobiety. Warczał, miotając się w jej uchwycie. Jeśli miał zginąć to walcząc do końca, nie oddając jej niczego bez wysiłku i krwi.

Nagle zamarli oboje. Zza stosu wynurzyła się szczupła wieśniaczka, o rumianych policzkach i jasnym warkoczu. Była jak barwna plama w morzu szarości. W dłoni ściskała lśniącą magią gałązkę.
- Co...? - driada nabrała tchu i zamilkła z otwartymi ustami, w osłupieniu wpatrując się w dziewczynę.
- Przyszłam spłacić swój dług - Elena łagodnie uśmiechnęła się do Nethadila, zupełnie ignorując zaskoczoną maszkarę.
Do oszołomionego, zdesperowanego tropiciela nie od razu dotarło kogo widzi. Dopiero słowa dziewczyny wyrwały go ze stuporu.
- Uciekaj stąd!!! - krzyknął do Eleny i z wściekłością naparł na pędy, próbując odwrócić uwagę Sse'stal od wieśniaczki. W każdej chwili spodziewał się że driada pochwyci Elenę podobnie do niego. Wszystkie inne myśli wyleciały mu z głowy i teraz liczyło się tylko to by dziewczynie dać choć tyle czasu by zdołała umknąć przed potwornością - władczynią Przeklętej Polany.
- Nie!! Wy się nie wtrącacie! Wynoś się stąd! - zaskrzeczała Sse’stal i zamachała gałęziami, jakby chciała się nimi odgrodzić od dziewczyny. Nethadil wyleciał z uścisku pędów i łupnął o mur.

Dalszą część wydarzeń zapamiętał jako mglisty sen. Elena odłożyła patyk na stos, z którego wcześniej zabrał go tropiciel, a ten rozjarzył się magicznym blaskiem. Kłębowisko gałęzi potężniało i pęczniało, nabierając bardziej ludzkich rysów, aż w kolejnym wybuchu światła znów znieruchomiało. Nethadil niezdarnie starł krew zalewającą mu oczy, próbując coś dojrzeć. Zdało mu się, że widzi niewysokiego, półprzeźroczystego elfa, stojącego przed stosem. Jego usta poruszały się, lecz tropiciel nie rozumiał słów; szum w uszach zagłuszał również histeryczne odpowiedzi Sse’stal. Wokół elfa zebrały się zabite driady - ręce uniosły w górę; ich usta poruszały się synchronicznie. Wydawało mu się, że gałęzie atakują duchy, lecz nie czyniły im krzywdy. Jeden z konarów uderzył nieopodal Nethadila; odłamki kamieni poleciały w jego stronę, raniąc boleśnie.
- Ukryj się tutaj. To nie potrwa długo - usłyszał przy uchu szept, w którym pobrzmiewał daleki szum morza. Poczuł woń morskiej bryzy gdy czyjeś ręce uniosły go łagodnie i poprowadziły do wnętrza wieży. Wydawało mu się, że ujrzał nad sobą rozmazaną twarz Eleny.


Nethadil odruchowo chciał zaprotestować, lecz w następnej sekundzie pojął, że to, co dzieje się na zewnątrz nie jest przeznaczone dla jego oczu. Powietrze drżało od magii - młodzieniec czuł to, mimo iż sam był słabo obdarzony. Zresztą nie starczało mu sił nawet na pozostanie przytomnym - w rzadkich przebłyskach świadomości widział uśmiechniętą twarz Eleny, która najpierw wyglądała przez okno, a potem siedziała oparta o ścianę czekając aż dojdzie do siebie.

W końcu półelf przebudził się na dobre. Miał wrażenie, że boli go dosłownie wszystko - nie tylko pęknięte żebra, rozdarta skóra, wywichnięta ręka i obita czaszka. Głowę i część twarzy pokrywał mu hełm z zakrzepłej krwi. Z trudem podniósł się z kamiennej posadzki i rozejrzał. Miał wrażenie, że na zewnątrz jest jakby jaśniej, a powietrze jest bardziej rześkie i wilgotne.
Elena siedziała na progu.
- Obudziłeś się - stwierdziła.

Milczał przez chwilę, usiłując sobie wszystko poukładać. Do geniuszy się nie zaliczał, ból nie pomagał w myśleniu, ale w końcu dodał dwa do dwóch i wyszło mu co mniej więcej zaszło na Polanie. Wbił spojrzenie w dziewczynę.
- Kim jesteś? - zapytał by przerwać ciszę. Powoli, z gracją i zręcznością reumatyka zaczął zdejmować sponiewierany, porozrywany plecak. Poszukiwany zestaw uzdrowiciela wcześniej posłużył mu do opatrzenia Eleny... czy jak jej w rzeczywistości było na imię.
- Sobą - wzruszyła ramionami. - Pomogłeś mi, więc spłacam dług.

Nethadil wpatrywał się w nią przez długą chwilę, zastanawiając się czy za pierwszym razem gdy się spotkali naprawdę potrzebowała pomocy. Wyszło mu, że skoro siedzi tu z nim po starciu z Sse'stal to chyba nie potrzebowała. Ale jedynie skinął głową.
- Dziękuję Eleno. Opowiesz mi co się stało? - zapytał, ostrożnie zabierając się za zdejmowanie zbroi i opatrywanie ran. Miał poczucie jakiejś nierzeczywistości i nie wiedział czy chce ujrzeć to co zostało na zewnątrz po walce Sse'stal z... nimi wszystkimi.
- Sse’stal dosięgła sprawiedliwość. Albo zemsta jej ofiar, zależy jak na to patrzeć - odparła dziewczyna. - Duchy zmarłych udały się już do swoich dziedzin. Prosiły, by przekazać ci wyrazy wdzięczności. Z’triel powiedział, że będzie czekał na ciebie w Arvandorze.

Znowu skinął i od razu tego pożałował - głowa bolała go okrutnie. Ponuro skonstatował, że nieprędko wróci do zdrowia, szczególnie jego popękane żebra. Ale starał się odsunąć to w odległy zakątek umysłu i zamknąć tam - jego krewniaczki zostały uwolnione i dziś chciał się radować, a nie żałować swych ran. Tylko trochę sił mu brakowało...

Opatrzył na ile mógł najgorsze obrażenia po czym podniósł się ostrożnie.
- Wody poszukam i swojego medalionu - odezwał się do Eleny i wysunął się z wieży, przytykając dłoń do obolałego torsu. Przesunął językiem po wysuszonych na wiór ustach, a poczucie goryczy jakoś nie mogło go opuścić.

Na zewnątrz nie było wiele śladów magicznej walki. “Stos” znów był tylko stosem poskręcanych gałęzi, a nie zniekształconym ciałem nieszczęsnego czarodzieja. Z Sse’stal zostały tylko zeschnięte pnącza wśród których walały się jej doczesne szczątki; bardzo stare i zetlałe. Po już-nie-przeklętej polanie radośnie hulał wiatr, przeganiając zatęchłe powietrze i przewalając po niebie deszczowe chmury. Mimo niepogody tropiciel szybko zorientował się, że przespał co najmniej dobę. Przed nosem przeleciał mu jakiś owad; nieco niepewnie eksplorując nowe miejsce.

Nethadil stał przez długą chwilę i spoglądał na miejsce walki. Miał rację, to był koniec, na szczęście nie taki jakiego oczekiwał spętany przez Sse’stal. Tyle że jego zasługi w dziele jej pokonania było tu niewiele...

Wzruszył wreszcie ramionami. Czasami trzeba się kontentować rolą sprawcy wydarzeń … ale sam z siebie nie był zadowolony, ze swej słabości i tego że inni musieli dokończyć to czego on nie był w stanie. Przytknął dłonie do serca i przymknął oczy, składając dzięki Córce Nocnego Nieba za przerwanie męczarni swych elfich pobratymców i krewniaczek z baśniowego ludu. I wszystkich innych więźniów Polany. Pomodlił się za ich dusze, za spokój którego wreszcie zaznają, a żal który czuł widząc ich cierpienia złagodziła ulga. To było najważniejsze, a nie to że nie jego ostrze zakończyło żywot Sse’stal...

Otworzył oczy i w końcu uśmiechnął się na widok życia wracającego na Polanę. Bolało go wszystko, ale on również żył i przy dobrej opiece odzyska siły. Powoli, utykając, ruszył przed siebie.

Dobrnął do miejsca gdzie - jak mu się zdawało - cisnął medalion i patyk. Wisior odnalazł bez problemu. Kilka kroków dalej lśniła tafla niewielkiego oczka wodnego, którego - półelf mógł przysiąc - nie było w chwili wyrzucania przedmiotów. Nie żeby się specjalnie przyglądał, ale też wodę ciężko było przeoczyć, zwłaszcza że nad brzegiem kłębiło się kilka postaci.


Na widok tropiciela istoty zamarły, po czym z pluskiem zniknęły w odmętach stawu.

Widok nieznajomych postaci ostrymi igłami przebił się przez otępienie zasnuwające umysł półelfa i ten poruszył się niespokojnie. To że Sse’stal zginęła i przekleństwo zostało z Polany cofnięte, nie oznaczało że Wilczy Las stał się bezpieczniejszy. Przez chwilę przyglądał się zbiornikowi, zbyt obolały by zdumiewać się skąd on się tutaj wziął. Potem pokuśtykał na poszukiwanie medalionu i jakiegoś potoku, co do którego nie groziłoby że żywiołaki czy czymkolwiek istoty były, obmycie się z krwi i zaczerpnięcie wody uznają za wypowiedzenie wojny. Jakkolwiek by się nie wzdragał przed powrotem, miał zamiar wrócić na Przeklętą Polanę by tam się wyleczyć i powrócić do sił. Rozpadający się dwór czy nie, przed dzikimi zwierzętami Nethadil łatwo mógł się w nim obronić.

Tylko ta Elena… tropiciel kompletnie nie wiedział co z nią począć i czego się po niej spodziewać.

Niestety okazało się, że w pobliżu nie ma innego miejsca w którym można by zaczerpnąć wody, a i Nethadil nie miał sił na dalekie spacery.

Więc jednak staw... Sięgnął po topór podchodząc do wody z manierką w dłoni, na wszelki wypadek przygotowany do odskoczenia albo i walki. Nachylił się by napełnić naczynie. Nikt mu nie przeszkodził, więc bez problemu wrócił na brzeg. Obmył głowę i ręce z dala od sadzawki aby jej krwią nie brukać, wrócił znowu by napić się, bo z powodu ran pragnienie go suszyło.

Gdy wrócił Elena nadal siedziała na stopniach.
- Czy potrzebujesz jeszcze czegoś? - spytała, ale takim tonem, że półelfowi zdawało się, iż zna ona zarówno pytania, jak i odpowiedzi.
Usiadł z prawdziwą ulgą i przez chwilę przypatrywał się jej bez słowa.
- Viseńczykom na pewno kamień spadł z serca że wróciłaś do domu cała i zdrowa? I jak tam noga? - zapytał nagle i znowu odczekał sekundę. - Nie cierpię kiedy ktoś robi ze mnie głupca, panno “zielarko”. Dlaczego mnie oszukałaś?
- Wtedy naprawdę byłam Eleną - kobieta poprawiła suknię. - I nie oszukałam cię - mówiłam, że potrafię docenić pomoc... - uśmiechnęła się znów.
Machnął ręką.
- Nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz. Ale mniejsza z tym. I nie pomagałem ci po to by wdzięczności szukać - potarł czoło.
- Czy Z’triel mówił co z domostwem zrobić? Jak nabiorę trochę sił zbiorę kości i - chyba - spalę, by żaden parszywy nekromanta szczątków tych nieszczęśników nie użył, z tego co słyszałem Królestwo od magii śmierci bardzo ucierpiało.
- Nie musisz się trudzić - Elena machnęła lekceważąco ręką. - Im jest wszystko jedno, a Sse’stal była ostatnią nekromantką w tej części Królestwa.
- Nie zostawię szczątków bez pogrzebu - odparł półelf. - Może wasze zwyczaje tutaj są inne; szanuję to, ale skoro moje siostry mnie wezwały, to dokończę sprawy po swojemu.
- Skoro uważasz, że najlepszym pochówkiem dla driady jest ogień... - Elena uniosła brew.
- Nie tylko driady tu zginęły - na przekór wszystkiemu Nethadil nieco lepiej się poczuł wdając się w dyskusję - A nie da rady przy tylu szczątkach rozróżnić która kość do kogo należy. Skoro mówisz że nekromantów tutaj nie ma się co spodziewać to może i bez ognia się obejdzie, żal tylko że kapłana nie ma - powiedział przypominając sobie sceny pochówków z Loreth’Aran i ciała rozwiewające się w chmurę pyłu po użyciu odpowiedniego zaklęcia przez jednego z kleryków Tel’quessir.
- Ich dusze już odeszły - powtórzyła kobieta; wyraźnie nie rozumiała koncepcji grzebania samego ciała w takiej sytuacji.

Nethadil przez chwilę przyglądał się Elenie - wychowanie rodem z dwóch światów sprawiało że spoglądał na całą sprawę inaczej niż ona. A to mu naraz o czymś przypomniało.
- Czy mogę cię zobaczyć w prawdziwej postaci? - zapytał.
Elena wzruszyła ramionami i poprowadziła tropiciela do krawędzi polany, po czym... zniknęła, zaś półelf usłyszał ogłuszający huk.
Sadzawka, z której wcześniej nabierał wody, kipiała. Wzburzone fale podniosły się wysoko ponad konary drzew, a w ich głębi młodzieniec ujrzał zarys kobiecej postaci.


Po chwili woda opadła, a z jej powierzchni wynurzyła się półprzeźroczysta istota

[media]http://images3.wikia.nocookie.net/__cb20130203193719/mightandmagic/en/images/d/d7/Water_Elemental_H6.jpg[/media]

Przez moment falowała swobodnie, po czym przekształciła się w bardziej stałe ciało by po chwili znów stała na brzegu w człowieczych kształtach.

Nethadil zapewne nie pytałby o prawdziwy wygląd dziewczyny gdyby wiedział, że to będzie się wiązało z koniecznością kolejnego marszu, z drugiej jednak strony widok “Eleny” wynagrodził mu wysiłek. Nawet on, który niejedną niezwykłą istotę ujrzał w swoim krótkim życiu, przyglądał się przemianom boginki szeroko rozwartymi ślepiami.
- Dziękuję - powiedział wreszcie, gdy “Elena” stanęła przed nim na powrót w przybranej na potrzebę poruszania się po lądzie postaci. - Nie sądziłem że się zgodzisz - zażartował, kierując się wraz z nią na powrót w stronę dworu.
- Dla mnie to żadna różnica. To ludzie się boją; nazywają mnie i moje siostry... - zastanowiła się - wodnymi dziwadłami, czy jakoś tak. Niezbyt uprzejmie.
- Przyznam że miałem nad czym się zastanawiać gdy powiedzieli mi w wiosce że nikt na północ od Viseny nie mieszka. Żadni zielarze czy myśliwi.
Elena nie skomentowała.

- Czy tu gdzieś w pobliżu mieszkają elfowie? - Nethadil zapytał po chwili, przypominając sobie o podobno opuszczonym elfim mieście.
- W Marathiel; to daleko.
- Dlaczego skierowałaś mnie do Viseny? - znowu zapytał ciekawie.
- Sam pytałeś o okoliczne osiedla. Visena była najbliżej, z najlepszą drogą na wschód. Czyż nie tam chciałeś się udać? - spytała retorycznie.
- Przede wszystkim chciałem cię zabrać do domu - odparował.
Rozejrzał się wokół i zastanowił.
- Możesz mnie stąd zabrać? Dziś, jutro lepiej, jak trochę sił odzyskam...
- A dokąd chciałbyś się udać? - uśmiechnęło się tajemniczo dziwo.
“Byle dalej od Królestwa” - chciał odruchowo odpowiedzieć, ale ugryzł się w język.
- Obiecałem w wiosce że poszukam ich dzieciaków i karawany która zaginęła. Jak medyka czy kapłana znajdę i wyzdrowieję to spróbuję jeszcze raz, choć po tylu dniach... - mruknął ponuro, bowiem mógł sobie wyobrazić że w Visenie przywitają go jak szpiega czy darmozjada. Obejrzał się na sadzawkę w oddali - Wiesz może czy ktoś grasuje wokół wioski?
- Wiem - odparła Elena. - Ale nie po to przybyłeś do Pięciu Miast, czyż nie?
Teraz on wzruszył ramionami.
- Jeśli mogę się tutaj przydać, to czemu nie pomóc? - uśmiechnął się krzywo. - Choć te moje starania niewiele okazują się ostatnio warte - powiedział ni to kwaśno, ni to z żartem.
- W takim razie nie mogę ci pomóc - rzekło dziwo. - Jeśli zbaczasz ze swojej ścieżki musisz radzić sobie sam. - Zrobiło gest, jakby miało zamiar odejść, po czym się zawahało. - Ale uciekinierzy już wracają - dodało po chwili z wyraźną niechęcią.
- A ludzie z karawany? Przynajmniej część z nich żyła, wiem o tym - powiedział i przyznał zaraz - A przynajmniej w momencie kiedy wyruszałem.
- O to niech się martwią młodzi bohaterowie. To ich zadanie - rzekła twardo.

To zdecydowanie zaskoczyło Nethadila i przez długą chwilę milczał, roztrząsając całą rzecz. Jeśli boginka miała rację… jeśli wiedziała co mówi...
Spojrzał po sobie, na porozrywane, zakrwawione odzienie i poranione ciało. Nawet jeśli szybko wyzdrowieje to przecież kończy mu się żywność, a do tego wszelkie tropy, i tak już stare przed wyruszeniem z Viseny, będą jeszcze starsze i jeszcze trudniejsze do odnalezienia, jeśli w ogóle możliwe do odszukania.

- Dokąd możesz mnie zabrać? - zapytał uprzejmie, choć mimo wszystko czuł dziwną gorycz. W końcu obiecał viseńczykom że spróbuje im pomóc...
- Ja - nigdzie. Ktoś inny przeniesie cię w miejsce, które wskażę - Elena wykonała dłonią skomplikowany gest. Jeden z żywiołaków wyprysnął z sadzawki i pomknął w las. - Ale - zawiesiła głos - moja pomoc nie będzie już za darmo.
- A cóż to za cena, Eleno? - zapytał.
- Znajdziesz się w miejscu w którym spotkasz ludzi, którzy wiedzą gdzie znajduje się twój ojciec - dziwo spojrzało gdzieś w przestrzeń. - Może nawet zaprowadzą cię do niego... Ceną, której żądam będzie twoja służba dla nich. Pozostaniesz z nimi tak długo, jak będzie trzeba; dopóki ich - wasze - działania nie ocalą Pięciu Miast. Tylko wtedy twój dług wobec mnie zostanie spłacony.
- Wiele żądasz - powiedział ostro - Jeśli szukam swojego ojca to po to tylko żeby się z nim przywitać i co najwyżej nakopać mu w…
Opanował się jakoś.
- Oczywiście. W końcu po to przebyłeś pół znanego ci świata - zgodziło się uprzejmie dziwo, bez śladu ironii w głosie.
- A co mu jest? Dlaczego “zaprowadzą mnie do niego”? Grozi mu coś?
- Każda informacja ma cenę - Elena uniosła ostrzegawczo palec. - A swój dług już spłaciłam.
- Powinnaś mieć kantor w Mieście Karawan, przy takiej biegłości w rachunkach - Nethadil zgodził się i odwrócił. - Przygotuję się do podróży, mam nadzieję że za to że poczekacie nie będę wam musiał dodatkowo płacić.
Dziwo zachichotało i skinęło przyzwalająco głową.
- Zawołaj mnie, gdy będziesz gotów - rzekło, po czym zniknęło w sadzawce.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Sayane : 15-08-2013 o 15:12.
Romulus jest offline