Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2013, 12:47   #110
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
No i była szalona jazda samochodem, wśród zgrzytów obijanych śmietników i koszonych słupków na chodnikach. Fox najwyraźniej przyłożył się, widać było z nim nieco gorzej niż sobie to wyobrażał. Przecież to ramię. Kozaczył jeszcze chwilę temu, chciał ścigać gentlemana który go ugodził, zacieśnić sidła tak by nie uciekł. W końcu to on grał może nie pierwsze skrzypce we wrogiej orkiestrze ale na pewno jego złapanie lub zabicie było ważne dla egzorcysty. Teraz jednak czuł błogość rozlewającą się po ciele, oczy mu się kleiły. No to nic tylko pora przymknąć i uciąć sobie drzemkę. Vincent co ś do niego mówił, nawet szarpał za kołnierz gbur jeden, nie dając zasnąć. Może dlatego jeździł po koszach na śmieci? Zgrzyt i wstrząsy były tak okropne, że Daniel zogniskował jeszcze wzrok i zobaczył że podjechali pod szpital. Dwóch obwiesiów z noszami wyszarpało go z samochodu, a potem ułożony wygodnie wreszcie sobie zasnął.

A potem już było tylko lepiej. Kiedy się ocknął, dwie blondynki dotykały jego klatki piersiowej. Uśmiechnęły się kiedy otworzył oczy, co prawda można było wyczytać z ich spojrzeń że był to rodzaj ulgi i troski, ale spowolniały umysł Daniela odebrał to nieco inaczej. Porozmawiali sobie, o tak. Dziewczyny chichotały czasami, kiedy proponował coraz to nowe miejsca do nakładania rąk i sam oferował że się odwzajemni, bo wyglądają na spięte. A przecież wiadomo, że nie ma to jak rozluźniający masaż na stres. Okazało się, że znają Katie, jego siostrę, a nawet jedna z nich przyjmowała razem z nią nowicjat. Świadomość że są siostrzyczkami siostrzyczkami, takimi w pełnym znaczeniu tego słowa jakoś nie przeszkadzała egzorcyście dalej sypać świńskimi żarcikami.

Przynajmniej do czasu aż drzwi do jego sali otwarły się z hukiem a do środka wpadła zakonnica w powłóczystym czarnym wdzianku i welonie. W kącikach jej ust dymił papieros niewiele robiąc sobie z zawieszonego na ścianie zakazu palenia.
- I co to ma być? - zaczęła z pretensją w głosie. - Ty nie wiesz, że Hensingtonom nie wypada dać się zranić? Tato byłoby rozczarowany.
Jej usta zadrgały w złośliwym uśmiechu. Złapała kartę pacjenta umieszczoną w nogach łózkach i przez moment nerwowo przerzucała kartki.

[MEDIA]http://24.media.tumblr.com/tumblr_llwz40WHV21qh9nxvo1_500.jpg[/MEDIA]

- Katie. – Mieszanka ciepłych uczuć i rozczarowania była wyraźnie widoczna. Cieszył się że ją widział, nienawidził ją za to że przerywała w tak ciekawym momencie. – Przecież postrzał w bark to rana rycerska. James Bond i inni bohaterowie zawsze właśnie takie dostają. Boli, ale nie szpeci no i widzisz sama, że płci pięknej wybitnie się podobają bohaterowie zdani na łaskę ich rozbrajającego i uzdrowicielskiego dotyku. Tata byłby dumny!

- No cóż... na pewno pozazdrościłby ci ślicznych opiekunek - zakonnica karcąco spojrzała na młodziutkie adeptki w białych habitach. Te w mig pojęły intencje przełożonej i opuściły pokój nadal odrobinę chichocząc.
- To zakonnice Danielu. No cóż... prawie nimi są. I jedyny mężczyzna z którym wolno im flirtować ma siwą brodę i siedzi na chmurze, a z tego co widzę ty nie spełniasz żadnego z tych kryteriów.
Pochyliła się nad jego raną. Siostrzyczki poradziły sobie całkiem nieźle na gusta Danniego ale widać jego pedantyczna siostra nie podzielała tego zachwytu. Nałożyła obie dłonie na zranione miejsce i zaczęła mruczeć pod nosem jakąś formułkę o duchu świętym i innych abstrakcjach.

- Enemy of fun. – powiedział z wyrzutem, obserwując uważnie wychodzące siostrzyczki. Jakież cuda one robiły dla morale... Pewnie, leczenie ich metodami też przyczyniało się do stanu euforii, ale dopiero w połączeniu z ich oczami i uśmiechami powodowało że chory rwał się z łóżka i krzyczał „dawać mi tych skurwieli, na strzępy rozerwę.” Dlatego też Katie miała sporego minusa.
- Jesteś bezduszna, i wiem już skąd to przezwisko przylgnęło do ciebie. Jak możesz...
Daniel nagle zamilkł w pół słowa. Rozejrzał się przerażonym spojrzeniem wokół, ale obecność zniknęła w jednej chwili. Czuł się jakby coś walnęło go obuchem w głowę. Blady i spocony, wstał nagle z łóżka i pobiegł do łazienki. Emanacja była dużo silniejsza od tej której doświadczył w nocy, z medalionu. I teraz przecież nie miał go ze sobą, a mimo to byt odnalazł go bez trudu.
- Co się dzieje?
Siostry to tego sortu kłopotliwe istoty, które zupełnie nie przejmują się prywatnością. Kate weszła do maleńkiej łazienki tuż przy szpitalnym pokoju i zastała zawieszonego nad muszlą Daniela w chwili kiedy gapił się na swój ostatni posiłek.
- Rety, mam nadzieję, że to nie poranne mdłości? - zakpiła, choć Daniel wyczuł w jej głosie cień troski.
- Nie wiem, Kate. I to mnie przeraża. – Daniel opłukał twarz w umywalce i wyszedł do szpitalnego pokoiku. Z szafy wyciągnął swoje rzeczy. Widać było że wydarzenie wywarło mocny wpływ, bo nie wzdragał się nawet na widok pociętej przez paramedyków marynarki i zakrwawionej koszuli. – Dotknęliśmy czegoś co może nas pożreć w całości i nawet się nie spocić. Coś się stało. Przed chwilą. Nie mam pojęcia co, słowa shanahah szahas nic ci nie mówią? No właśnie mnie też nie. Ale nie mogę tu tkwić, coś się musiało stać.
Naciągnął płaszcz i ubrał buty.
- Wracam do Mru, nie wiem nawet co z resztą zespołu.
Kate obserwowała go zza zwężonych oczu.
- Nie pakuj się z żadne gówno, dobrze braciszku? Chcę cię widzieć w jednym kawałku, jutro wieczorem. Wypijemy parę piw, ugotuję cannelloni i opowiesz mi jak kwitnie twoje życie osobiste, hm?
Poczuł jej dłoń na swoim barku.
Daniel uśmiechnął się i cmoknął siostrę w policzek, choć dobrze wiedział że nie lubiła jak to robił. Taka mała zemsta za odesłanie jego ponętnego wsparcia duchowego.
- Umowa stoi. Postaram się wpaść, twoje cannelloni może przywieść do grzechu i świętego. Teraz muszę uciekać. Dzięki, siostra.
Pod szpitalem złapał tradycyjną czarną taksówkę, która jeszcze nie wypadłą z interesu i pojechał do Mru. Chciał spotkać się z resztą zespołu jak już wrócili, gdyby byli jeszcze w terenie, planował odnaleźć Emmę i zaglądnąć do archiwum. Dwa słowa ciągle brzmiały mu w głowie, musiał dowiedzieć się co oznaczają.
 
Harard jest offline