Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2013, 20:15   #56
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Długo go nie ma... Za długo...- Glandir nerwowo kroczył z miejsca na miejsce, nerwowo pykając fajkę. Roran był zbyt mocnym i przydatnym ogniwem Ósemki, by ktokolwiek brał pod uwage fakt iż nie da rady. Był starym capem ale Glandir z tego czerpał mądrość. Każde słowo i każda rada Rorana czegoś uczyła. Glandir z wielką przyjemnością słuchał opowiastek kompana i pewnie nie przebolałby, gdyby Roran nie wrócił z wyprawy. Góra zadrżała dawno temu, od spuszczonej za sprawą Roranowych ramion wody, a on wciąż nie wracał. Czekanie przedłużało się niemiłosiernie i mimo tego iż kompani uspokajali sierżanta, on lękał się już o najgorsze...
-Skurwysyn... Twardszy od granitu...- burknął kiedy jego oczom ukazał się w końcu widok pokiereszowanego krasnoluda. Glandir z entuzjazmem wyszedł kompanowi na przeciw i uśmiechnął się szeroko na jego widok.
-Długoś kazał na siebie czekać, he?- syknął poważnie po czym na jego gębie wykwitnął szeroki uśmiech.
-Świetna robota. Chodź. Trza Cię opatrzyć i zrobić coś z tym barkiem.- dodał kręcąc głową z niedowierzania.

~***~

Podczas wieczornego odpoczynku, Glandir co chwila doglądał Rorana i Skalliego. Oto była cena za poświęcenie, jakie okazywała dwójka mężów. Z drugiej strony nikt nie zakładał, że będzie łatwo i przyjemnie, o nie. Sierżant od samego początku wiedział, że będzie ciężko. Ale z drugiej strony tylko w ten sposób mógł zbudować własną legendę, dać powód do domy Torinowi i Jorunnowi.
-Uciekł psisyn...- słowa Ysassy tylko potwierdziły, to co każdy się domyślił. Ich jeniec zbiegł nocą. Glandir zrugał się w duchu, że mógł przyłożyć do jego strzeżenia większą uwagę. Lecz teraz było za późno na rozmyślania.
-Nie ma sensu go ścigać. Powiedział nam wystarczająco wiele. Teraz już by nie był taki przydatny. Pewnie wpadnie pod topór orków niebawem albo zdechnie od chłodu nocą.- rzekł rudobrody.

~***~

-Trzymasz się?- Glandir nie wstydził się, okazywać troski. Traktował swoich kompanów niedoli niczym braci, którzy to nazajutrz mogli się jego zdrowiem opiekować, kto to wie. Zejście na płaskowyż było jedyną możliwością. Drużyna musiała skryć się między drzewami, by pozostać niezauważonymi. Glandir z każdym kolejnym dniem stawał się bardziej zatwardziały. Powoli przestawał czuć lęk o kolejny dzień. Zwyczajnie o tym nie myślał, skupiał się raczej na tym by dożyć wieczora aktualnego dnia. To na pewno było zdrowsze podejście do sytuacji, mniej stresogenne. A każda odrobina stresu mniej liczyła się znacznie, w czasie wojny kiedy stres był na porządku dziennym.
-Co to było?...- spytał sierżant, gdy dziwny odgłos niósł się echem po okolicy.
-Pójdę to sprawdzić.- rzuciła Ysassa. Glandir skinął głową i wejrzał na Baldrika
-Idź z nią. Dla bezpieczeństwa.- dodał poklepując kompana po ramieniu.

Niedługo potem dwójka zwiadowców wróciła z bardzo niepokojącymi informacjami. Ogry. Jeśli Glandir lękał się spotkania z trollami, co miał rzec teraz kiedy realnym zagrożeniem, na wyciągnięcie ręki były ogry? Na pewno mądrzejsze od trolli, silniejsze niż jakakolwiek inna jednostka na usługach orków. Przeciwnik, którego najlepszym pozbyciem się byłoby unicestwienie na odległość, artylerią, bądź czymś w ten deseń. Glandir pogładził się po brodzie i zarządził przeniesienie obozu na bezpieczną odległość by mogli na spokojnie porozmawiać i obmyślić plan działania. Wiedział, że podpalenie prochu będzie sztyletem w plecy armii zielonoskórych i dzięki temu mury Karak Azul przetrwają trochę dłużej. Każdy dzień się liczył dla twierdzy zatem Glandir nawet nie przyjmował opcji obejścia ogrów bez zaszkodzenia im. Z drugiej jednak strony te zadanie było bardziej niebezpieczne niż jakiekolwiek inne. Nawet zalanie tuneli nie wiązało się z takim ryzykiem dla całej grupy, jak te z zaszkodzeniem ogrom...

~***~

- [i] Mnie się ten pomysł nie podoba, to nie są żadne gobliny tylko ogry... [i] - wyraził swoje obawy Baldrik - [i] Ale nie ja tu jestem dowódcą i nie mam tu zbyt wiele do powiedzenia, więc w razie czego zgłaszam się na ochotnika do grupy, sabotażowej, jestem z was najmniejszy i najzwinniejszy... takiego olbrzyma Rorana ogry zobaczą z daleka... [i] - Baldrik mimo złego przeczucia co do tej akcji, zgłosił się na ochotnika... z własnej woli został częścią tego oddziału i wreszcie trzeba było pokazać całej drużynie, że do czegoś się nadaje... przeczuwał, że wszyscy maja go tu za żóltodzioba... najwyższy czas było to zmienić...
- Baldrik ma rację. To nie gobliny, a ogry. Są dużo silniejsze, twardsze... nie przejmują się pierdołami takimi jak przebite stopy i są dosyć tępe, skore do chlania i żarcia. Ich szef jest z pewnością mądrzejszy od większości z nich... Hmm... to po prostu najemnicy. Musimy o tym pamiętać. Sądzę że rzucenie pochodni na te ich namioty, aby się zaczęły fajczyć zrobi dostatecznie dużo paniki - rzekł Galeb gładząc się po brodzie.

- To ma większe szanse niż pułapki. Jeden wysadzi proch, jeden rzuci płonące koce na wozy, dwóch podpala namioty i chodu. Glandir, Thorin, Dorrin, Baldrik, tak? Thorin jako najmądrzejszy załatwi proch by jego nie zabił, Glandir podpala wozy, Dorrin i Baldrik podpalają namioty...i co tam sie da. Spierdalacie jak najszybciej do punktu wyjścia, a później wszyscy chodu. Przygotowujemy koce, palne płyny, pochodnie. Jakieś uwagi do planu? zapytał Roran.
- Mi pasuje, powiedzta, co zniszczyć, a na pewno to zrobię! Powiedział z dużym animuszem Zarkan.
-To w istocie dobry plan, ale nie podoba mi się ta ucieczka przed ogrami. Żadne nasze pułapki ich nie zatrzymają, a tylko odrobinę spowolnią. To może skończyć się tragedią...- Glandir nie chował obaw -Powinniśmy unikać wszelkiego rodzaju konfrontacji i pozostawać niezauważonymi.- dodał po krótkiej chwili.

- Ogry zrobią z nas przekąski, jeśli tylko zaczniemy się z nimi bić - wtrącił się Detlef. - One wszystko wpierdalają. Najlepiej byłoby podrzucić im coś do żarcia z trucizną w środku. Zeżrą i padną. Z drugiej strony mocna trucizna musi być, bo bestie mają żołądki niczym trolle - nawet kamienie trawią sukinkoty. Podpalanie namiotów nic nie da - to nie bojaźliwe gobliny i nie będą panikować, tylko poszukają natrętów. Najlepiej skupić się na prochu. Wejść po cichu do obozu, może ufne w swoją siłę nie wystawią wart, albo wartownicy zasną. Proch pewnie trzymają w jednym miejscu. Ścieżka prochowa powinna dać czas na ewakuację, a jak już ktoś powiedział bez prochu nie postrzelają. Ostawmy te działa, tylko sobie biedy napytamy chcąc je niszczyć. Zapas prochu eliminuje ten problem dla twierdzy. Jest nas za mało, żeby robić coś więcej. - Zakończył, wyciągając fajkę z woreczka. Nie zapalał jej jednak, tylko wsadził do ust. Na palenie będzie czas w spokojniejszym miejscu.

- A więc dobrze, żadnych kombinacji, idziecie czwórką, Thorin wywala proch, reszta osłania, tak? Ostateczna wersja planu? Bo nie ma co stać i gadać, Glandirze, tak lecimy? mówiąc Roran rozejrzał się wokoło.
- Kto idzie? - spytał Detlef.
- Ehh, przecież była już mowa. Glandir, Thorin, Dorrin, Baldrik. Skończmy w końcu kurwa ten klub dyskusyjny - kapral westchnął.
-Ryzyko, że nas dopadną zbyt wielkie. Po cichu, zakradamy się, w takim składzie jaki wymienił Roran. Reszta osłania nam tyły. Podpalamy proch i znikamy.- rzekł po namyśleniu -Działa mogą tu zostać. Szlag ich nie trafi a może gdyby była sposobność nasi bracia kiedyś je odzyskają i zyskają kolejny atut w tej bitwie. Może...- wzruszył ramionami.
- Tak jest! Niemal podskoczyÅ‚ z radoÅ›ci, kiedy dowiedziaÅ‚ siÄ™, że bÄ™dzie braÅ‚ udziaÅ‚ w Â-wydarzeniu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline