Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2013, 20:38   #57
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Roran powoli zdejmował z siebie zbroję i resztę gratów. Ciężar mógł go w tych tunelach zabić. Sam się zgłosił. Może nie od razu ale młodsi nie wykazywali chęci by ruszyć ku zaworom. Cóż począć, jak mus to mus. Krasnolud powoli ruszył ku tunelom.

********

Roran ruszył w czerń tunelu z odwagą w sercu. Wiedział że ma nikłe szanse by wrócić i połączyć siły z 8 drużyną Czarnego Sztandaru. Zadanie które stało przed sędziwym khazadem było włąściwie drogą w jedną stronę. Roran jednak nie lękał się, musiał stanąć na wysokości zadania, nikt inny nie mógł tego dokonać, nie teraz, nie w tej chwili... a zadecydowano że tak się właśnie stanie. Tym bardziej że Roran obstawał przy zalaniu tuneli równie mocno jak Thorin, i nie byłoby to honorowe by kto inny miał dostąpić tego honoru i miejsca w kronikach. Wtedy Roran nie wiedział jeszcze że ktoś, gdzieś, kiedyś będzie chwalił jego czyny, a młodzi khazadzi słuchać będą opowieści o synu Ronagalda, krasnoludzie który w pojednynkę zatopił wschodnie tunele pod Karak Azul.

Z takimi myślami Roran wędrował przez mroki jaskiń, schodził co raz to niżej i niżej, lecz droga do Sali Akwenu była dość prosta i to nie możliwość zagubienia drogi przerażała khazada najbardziej. Myślał o tym co będzie jak otworzy już zawory i woda pocznie lać się z sekretnych otworów, a skomplikowane khazadzkie pompy będą pchały wodę pod górę, a ta z kolei wypełni korytarze pod sam sufit. Roran musiał przyznać że trwożyło to jego serce.

Zejście do sali trwało krótko, jak zwykle podróż w dół była szybka. Krasnolud rozglądał się za potencjalnym wrogiem, ale nikogo nie spotkał w tunelu a ni w samej sali. Ciała najemników lezały tam gdzie drużyna Glandira je zostawiła. Teraz ograbione z własności, na wpół nagie. Tym się brodacz nie przejął wcale, nie było mu tez zimno nawet choć był rozebrany od pasa w górę. Kilka chwil później Roran odnalazł kołowroty i zaczał nimi kręcić, nie zastanawiał się dłużej, wiedział ze dogłębna próba planowani drogi ucieczki nie ma wielkich szans powodzenia. Khazad zaczął godzić się już ze swym straconym losem.

Wodę dało się słyszeć jak wędrowała niewidocznymi tunelami. Ściany poczęły drżeć, a poziom wody w podziemnym akwenie gwałtownie spadł. Roran wiedział że już czas na niego... po odkręceniu wszystkich trzech zaworów, ruszył biegiem do wyjścia. Jak na razie wyglądało na to że woda nie wypełnia korytarza którym biegł, jednak mylił się. Tajemna wiedza krasnoludzkich inżynierów pozwoliła by tunele ewakuacyjne zostały zalane jako ostatnie, tak by zalewający mieli szanse uciec. Jednak taki wyczyn mógł nie być na miarę i wiek Rorana, nie miał nóg szybkich niczym khazadzcy gońcy, teraz i tak dawał z siebie wszystko. Biegł.

W pewnym momencie szum wody stał się ogłuszający, zupełnie jakby woda podróżowała w ścianach równolegle do kierunku biegu starego rozbójnika jakim był Roran. Szybki rzut oka za siebie i przerażenie zagościło w myślach i sercu biegacza. Woda była kilkanaście kroków za nim. W ciągu kolejnych chwil, poziom wody podniósł się na tyle że pochłonął Ronagaldsona. Niesiony z potężnym prądem, khazad uderzał swym ciałem o skalne występy... pierwsza fala wybiła mu prawy bark... ciśnienie rzuciło nim na skalny sufit który pociał mu twarz i klatkę piersiową. Krew szybko zmieszała się z wodą i Roran poczuł jak traci oddech... a chwilę później przytomność. Woda niosła go jak chciała.

Kiedy otworzył oczy, pierwsze co zobaczył to lód na swych dłoniach. Cały pokryty był lodem. Roran uniósł się lekko i choć krwawił z dziesiątków ran a jego prawe ramie było sparaliżowane, to zrozumiał że woda wypchnęła go przez jedną ze szczelin w zboczu ogromnej skały Azul. Krasnolud nie wiedział jak długo lezał bez przytomności, ale pewnie długo skoro woda która wypłyneła z podziemi zdążyła już zamarznąć na jego ciele. Roran był skrajnie wyczerpany, skostaniały z zimna... nie miał nawet koszuli na grzbiecie, jedynie spodnie, pełne wody buty i pokryty lodem hełm, który pewnie uratował mu życie, sądząc po tym jak bardzo był uszkodzony.

Khazad nie wiedział ze wygląda teraz jak sto nieszczęść, dostrzegał że jest ranny i zakrawaiony, ale być może to właśnie niska temperatura uratowała mu życie... jednak to nie było rozwiązanie które mogło sprawić by udało mu się odnaleźć przyjaznych sobie żołnierzy z oddziału. Ruszył zatem przed siebie, kierował się pod górę, wiedział że pozycja na której się znajduje jest znacznie niżej niż ta na której wszedł pod ziemię, logicznym zatem było by iść w stronę zbocza. Tak też zrobił i wkrótce osiągnął cel jakim był tymczasowy obóz na zboczy Stalowego Szczytu.

Roran nie pokazywał tego po sobie, ale był bardzo szczęśliwy że odnalazł towarzyszy. Ten fakt uratował mu życie.

************

Bark bolał. Ale żył. Roran wyrwał się ze wspomnień, spoglądając na kompanów ruszających ku magazynom prochu. Ot, myśli niech zostaną w teraźniejszości, mogą się przydać... Zobaczymy co to będzie. A póxniej Azgal.
 
vanadu jest offline