Glandir spojrzał na kapłana odpłacając mu życzliwym uśmiechem.
-Dziękuję Sigmaryto. Za duchowe wsparcie i pomoc w boju. Nie chciałbym się wtrącać w twe kompetencje, lecz wydaje mi się, że należy Ci się odpoczynek. Twoje modlitwy mogą się przydać jutro przy ciężej rannych. Podołasz temu, zmęczony i niewyspany?- spytał z troski.
Esmer spojrzał na krasnoluda.
- To mój obowiązek. Wydaje mi się że najbardziej rannemu już pomogłem, choć pewnie masz rację - jutro inni też może będą potrzebować mojej pomocy. Widzę jednak że wy, sierżancie, się trzymacie - odpowiedział.
- Ja się trzymam... - rzekł ze spokojem spoglądając kątem oka na nieprzytomnego Zabójcę trolli - Tak widocznie chcieli bogowie... Moi najemnicy donieśli mi, żeś nie gorszy wojak od ich samych. Cieszę się, że mamy Cię po naszej stronie. - rzekł spoglądając jedynym okiem głęboko w oczy Sigmaryty.
- To dobrze że nic wam nie jest - odrzekł - Prawdą jest, że przeszkolenie bojowe przeszedłem i walczyć potrafię. Na trakcie każdy musi nieco umieć dbać o siebie. Jestem z Zakonu Srebrnego Młota, a to zakon skupiający się głownie na walce i dowodzeniu - odpowiedział rozglądając się po obozie nieco.
- Rozumiem - odrzekł brodacz - Dobrze, że jesteś tu z nami. - powtórzył, po czym ruszył na obchód obozu. Kapłan przytaknął tylko lekko i dalej doglądał rannych. Przechadzając się obozem krasnolud usłyszał mocne słowa Lothara. Człek nie tylko wyolbrzymiał ale i parszywie kłamał, nazywając ludzi Glandira nieudacznikami, czy słabymi wojownikami. Krasnolud uniósł brew nad zdrowym okiem i pyknął z fajki, po czym podszedł do człeka i pokręcił głową, mierząc go wzrokiem od stóp do głów.
-W czasie walki dostałżeś orkowym siepaczem w czerep? Co Ty pierdolisz o bezpieczeństwie? Gdybyśmy wiedzieli, że nieopodal będzie przebywać horda zielonoskórych, to by nas tu pewnie więcej było, nie pomyślałeś o tym?- spytał butnym tonem.
-Moi wojownicy walczyli najlepiej jak mogli, przelewając krew za twoje bezpieczeństwo. Tobie nic się nie stało, a oni są ranni i pokiereszowani, więc nie sugeruj mi tu panie Lothar, że moi ludzie się nie spisali bo jak Grungiego kocham osobiście nakopie Ci do życi!- Glandir podniósł lekko ton, choć zdenerwować było go ciężko -Chcesz łatwego i bezpiecznego złota? To wracaj do miasta i najmij się za czeladnika u ślusarza. Będziesz naprawiał rygle, kłódki i powyginane klucze. Nie zmęczysz się i zarobisz.- rzekł szorstkim tonem -Jeszcze ktoś uważa, że to nie jego miejsce? Proszę bardzo. Okolica jest już bezpieczna, więc możecie śmiało wracać do miasta.- rzekł głośno, by każdy go słyszał. Brodacz nie miał zamiaru patyczkować się z najemnikami Kardela. Co prawda kilku wydawało się bystrych i nie obawiających się niebezpieczeństw, ale mimo wszystko Glandir chciał pokazać im, że to nie obóz dla paniczy i innych szlachetnie urodzonych gamoni...
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |