Dagmar zabandażował ranę, ucisnął tak aby stracić mniej krwi. Słysząc historię chłopa po czół smutek.
~Człowiek ugryziony przez wampira, wybór ma mały, ale oni… oni mają świadomość, oni żyją… oni się kochają. ~ pomyślał młody łowca. Nałożył skórzaną kurtkę tak aby zatrzymać ciepłotę ciała.
Założył swój kapelusz, i trzymając jeszcze sztylet w ręku wyrzekł:
-Ścigam wampirów nie zaś ludzi, których skrzywdził los. – odpowiedział odwracając wzrok
– macie mało czasu zanim wrócą, lepiej się pośpieszcie. – mówiąc to schował owy nóż.
Dagmar zastanawiał się, że jego towarzysze mogą być z tego nie zadowoleni.
– Zabójcy – westchnął
~ ja też jestem takowym, ale zabijam tylko tych, którzy swe człowieczeństwo stracili ~ myśli młodego człowieka dawały wiele otuchy, czuł tym samym, że robi dobrze.
Z pod ukosa widział jak wieśniacy oddalają się. Jego serce biło mocniej, zastanawiał się co powie dla reszty.
Zaledwie chwila i się pojawili, na przodzie Alethe wydychająca wielkie smugi dymu. Niedaleko niej krasnolud, przebierał on szybko nóżkami, jak gdyby biegnąc. Z tyłu hardo szli Pieter i Zebedeusz. Brakowało jednej osoby. Dagmar był w stanie sobie wyobrazić, że z pewnością już jej nie zobaczy.
Wyglądali oni na zdziwionych, gdy spoglądali w stronę wozu.
-Ci jak oni tam wieśniacy. Oni uciekli. Spieprzali, że się za nimi kurzyło. – wykrzyknął Dagmar.
– Zna się ktoś na szyciu, bo sam sobie rady nie dam. – zmienił temat, który i tak jego zdaniem był ważniejszy
Dagmar dokładnie przeszukał wóz.
-Ten wóz nam się na pewno nie przyda. Nie ma zapasowego koła, a to, to już wióry. - powiedział lekko kopiąc w rozwalone, leżące na ziemi koło
Rzuty: 64, 12