Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2013, 15:24   #37
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Na stole wylądowała teczka. Zwykła prosta teczka z wytwórni w papieru w FA. Kobieta wzięła ją do ręki i otworzyła wyciągając dokumenty. Przysunęła bliżej świece, ich ogień oświetlił nie tylko dokumenty ale też okropną blizne na jej policzku po chemicznym poparzeniu. Chwilę przeglądała papiery, zdjęcia i mapy. Potem odłożyła je, mężczyzna w tym czasie spokojnie palił papierosa i pił piwo.
- Wnioski?
Głos miała nieprzyjemny, ochrypły o nadmiaru nikotyny albo alkoholu. Jej towarzysz gdy się odezwał wręcz przeciwnie. Mówił melodyjnie, płynnie.
- Brak większych organizacji najemniczych. QRS rozbite pod Vegas. Psy zmasakrowane w kanionie gdzieś w Arizonie. Ale to przynajmniej wiemy kto.
Wyszczerzył się po młodzieńczemu mimo, że trzeci krzyżyk już dawno miał na karku. Kontynuował wyliczanie odginając palce.
- MIA chciało się rzec jest MIA ale i ich rozwalili doszczętnie. Sześćdziesiątka szóstka wsiąkła, wątpię by się przyczaili to nie w ich stylu. Łowcy też rozbici w Miami, wiesz podczas tej chryi z handlarzami niewolników. Czwarta kompania...
Tym razem mężczyzna podrapał się po głowie z zakłopotaniem i napił się piwa.
- Tu to znowu nasza sprawka. Z większych grup zostały tylko Pazury. Nawet nie wiadomo co z brygadą RR ale brak wiarygodnych źródeł.
- Powiedz mi Fred gdzie Twój Rygor?
Tamten znowu się wyszczerzył, wzruszył ramionami.
- Oszczędzam go na akcje. Dobra. Skutek jest jeden, nie ma w całych Zasrannych Stanach jakiejkolwiek siły, która za gamble mogłaby przeważyć w razie jakiegoś lokalnego konfliktu. Często razem z historią o ich porażce mówi się o grupie świetnie wyszkolonych zabójców, wyposarzonych w sprzęt przedwojennych jednostek specjalnych. Wszczepy najwyższej jakości, pancerze bojowe, termowizja... Brak jednak spójnej relacji fachowca. Nieznana liczebność, zasoby, cele oraz przynależność frakcyjna. Spojrzałbym jednak z szerszej perspektywy. Od... ponad roku można zaobserwować spadek. Marines składa się w znacznej części z żółtodziobów. Piątą kompanie wybiliśmy my, to była rzeź. Szósta zdziesiątkowana na Froncie podczas wspólnej ofensywy. Pierwsza wykrwawiła się najpierw podczas sprawy Serriesa i w starciach z tym nieznanym przeciwnikiem. Nie mam dojścia do ich raportów a szkoda bo jako jedyni mogą mieć wiarygodne informacje. Czwartej nie uzupełnili po tym jak szósta ją zluzowała, za pomocą jej niedobitków wzmocniono drugą i trzecią. Na skutek przeniesienia jarheadów by odtworzyć pierwszą w pełnym składzie mamy tylko cztery kompanie, w znacznej części uzupełnionej przez narybek. Ptaszki nie nadają się do czegoś innego niż black ops a nie znając kluczowych punktów wroga jest to awykonalne. Posterunek jest de facto pozbawiony siły, którą mógł by toczyć wojnę z ludźmi. Siły specjalne Hegemoni praktycznie nie istnieją, jedynie NY może przeciwstawić swoje wojska temu przeciwnikowi, niemożliwe jest najęcie organizacji najemniczej. Sojusz mało prawdopodobny, Posterunek musi najpierw zluzować siły z Frontu by poradzić sobie z Zwiadowczym.
- Co to znaczy dla nas?
- Visotronic jest zagrożone. Trzeci najprawdopodobniej będzie chciał się mścić, w myśl schematu ci nowi również będą go chcieli wybić jako jedną z ostatnich przeszkód do monopolu w byciu tajemniczymi mega zabójcami.
Kobieta skinęła głową.
- Zajmę się tym. A 11?
- W zaniku. Na miejsce Jess po Findlay nikt nie został przyjęty. Brodacz został wysłany do NY w sprawie tego brytola. Drozd został wysłany do FA nie wiem po co. Właśnie w związku z 11 mam następną sprawę. Kris została wysłana za Loganem i Lynxem.
Twarz kobiety wykrzywiła się czyniąc bliznę jeszcze szpetniejszą.
- Nie obchodzi mnie Nathaniel. Mów.
- Ej, on nie jest taki zły.
Mężczyzna pod spojrzeniem, które sprawiło, że niejeden musiałby pilnie uprać gacie, rozłożył ręce.
- W porządku. Łapię. Shirley Sanders. Brak powiązań z Sandersem z FBI. Przyjęta pięć lat temu, była na Froncie. Jest pojebana ale nie ma żadnych traum po walce. Po prostu taka się urodziła. Coś tam z osią... Nie kuma pewnych emocji.
- Zaburzenie emocji na osi II. Znałam kiedyś takiego człowieka.
- Dalej... Ekspertka od szybkich akcji ale niekoniecznie cichych. Zostawia za sobą praktycznie same trupy. Wysoka skuteczność również w tuszowaniu śladów. Przeszkolona w walce wręcz. Na akcjach zwykle używa MP5k z bajerami i USP. Na bank back up, ze dwa noże i może jeszcze jakiś kastet. Standard w 11.
Kobieta chwilę milczała popijając piwo. Potem wyciągnęła cygaro, przycięła je i odpaliła od podanego ognia.
- Wyśle do Collinsowa Little Boya. Logan ma tam znajomka, zostawię mu wiadomość.
- No to znowu będzie rozpierducha...

Dom na uboczu; Baszar, Drake, Heinrich i Lynx


Dzień minął spokojnie. Zdawałoby się, że Carlson i Młody nie są najlepszym duetem ale ci dwaj ludzie o skrajnie różnych charakterach rozumieli się w mig. Łączące swoje doświadczenia i umiejętności zabezpieczyli dom. W tym czasie pozostała czwórka ustaliła warty. Heinrich wyraźnie widział nieufne spojrzenia spojrzenia jakim obrzucał się Rączka z Loganem i Nathanielem. Siłę ognia mieli jednak naprawdę potężną, oprócz scara-h z bębenkowym magiem Lynxa i fala Drake’a teraz mieli jeszcze Tavor marines. Jeżeli tylko dostrzegą odpowiednio wcześnie przeciwnika to urządzą mu prawdziwą masakrę. A jeżeli nawet wejdą do środka to i tu czekały na nich niespodzianki duetu tropiciel i rusznikarz oraz czwórka cyngli z bronią krótką.
Zapadł zmierzch. Chłopak, który przyniósł im na kolację jakąś potrawkę z mięsem, najemnicy naprawdę woleli o tym myśleć jako o mięsie, wyszedł z dwie godziny temu. Logan sprawnie podzielił warty. Teraz pozostało tylko pilnować co było cholernie nudną robotą. Nic się nie działo a swoje było trzeba odstać. Sporadyczne patrole dawały jakieś wytchnienie ale monotonia robiła swoje. Oczywiście zawodowcy nie dawali się jej uśpić ale było to dla nich nowe, nieprzyjemne zadanie. Drake z Lynxem nie licząc sporadycznych wart przy obozie nie zajmowali się obstawianiem budynków. Ich rolą w starej ekipie były szybkie akcje wejść-zabić-wyjść i w tym sprawdzali się najlepiej. Podobnie jak Culter lubili ten dreszczyk adrenaliny, świst kul i zapach prochu. Uczucie wiecznego zagrożenia. Baszar nie czuł się lepiej zamknięty w czterech ścianach. Zdarzało mu się zabezpieczać obozowisko ale zwykle robił to Jason, który co tu dużo mówić, na pułapkach znał się lepiej. Tropiciel zajmował się bardziej podchodami, polowaniami i eliminowaniem wrogich czujek. Pozostała dwójka radziła sobie lepiej. Heinrich wyszkolony jeszcze w Niemczech przez najlepszych specjalistów odwalał to jak kolejną, mało wymagającą robotę. Głupcem jednak był ten kto by zarzucił mu zignorowanie zagrożeń, w myśl odwiecznego hasła ochrony “lepiej być przygotowanym na nic niż nie być przygotowanym na coś” był czujny jak zawsze. Omiatał wzrokiem każdą przestrzeń, szybko wychwycił ślepe punkty na zabezpieczanym terenie. Irytowało go jednak zaangażowanie przez Torrino tak małych sił. Jego współpracownicy byli świetnie wyszkoleni ale do walki a ta różniła się od ochrony, która polegała przede wszystkim na nie poddaniu się nudzie. Powinni mieć odwód, w ramach możliwości środki do monitoringu, oddzielną ekipę od patroli, łączność... Nie mieli. Nowjorczyk zaś plasował się gdzieś po środku. Ustępował swoją czujnością i fachowością von Paulusowi ale było widać, że parę razy obstawiał jakiś budynek. Rozsądną decyzją Logana było zapewnienie by na każdej warcie był on lub von Paulus. Tej dwójki tak nie nosiło do działania, potrafili się w jakiś dziwny, niedostępny nawet Baszarowi sposób wyciszyć.
Minęła czwarta. Najlepsza pora do ataku gdy człowieka najbardziej nuży niewyspanie. Swoją wartę miał Baszar z Heinrichem. Gdy tropiciel podszedł do okna zobaczył cienie. Mimo bliskiej odległości ciężko było mu dostrzec coś więcej. Trzy... Nie, cztery osoby. Jedna na przedzie miała broń długą w dłoniach, nie automat. Druga z kuszą, która przykucnęła przy ogrodzeniu obserwowała dom i okolicę. Chyba jednak nie dostrzegła przyczajonego Carlsona. Pozostałe dwie miały pistolety w dłoniach. Skradały się za pierwszą do drzwi prowadzacych do salonu. Cicho, krok za krokiem ale tropiciel wychwytywał drobne dźwięki. Dał znak partnerowi, Niemiec zbudził resztę i poszedł zająć swoją pozycje na dole. Lynx i Logan podnieśli swoją broń, Drake gotów zabezpieczyć drugą stronę a Nathaniel wspomóc Baszara swoją siłą ognia. Nowojorczyk z pistoletami w obu dłoniach kierował się na dół.
Tropiciel czekał. Obserwował jak na polowaniu. Czekał. I się doczekał. Nie zmusił do odwrotu przeciwników przedwczesnym otworzeniem ognia. Cień z bronią długą podszedł do drzwi, Carlson odwrócił głowę i zamknął oczy. Błysk przedarł się przez zamknięte powieki, oślepiając na sekundę Nathaniela, nawet odwrócony tyłem Drake zobaczył błysk a potem jasność. Wszyscy w domu usłyszeli huk a potem krzyk bólu. Carlson wyjrzał. Nie był mięczakiem więc wzroku nie odwrócił. W zasadzie mało go obszedł. Chociaż był upiorny. W świetle termitu widział jak szczeniak, z dwudziestoletni zdzierał ziemię paznokciami i wył. Od kolan w dół nie miał nóg, krew, odłamki kości i skrawki ciała walały się w całym dole po minie. Obok jego kumpel w ciężkim szoku trzymał się za bezkształtną masę w którą pod wpływem wysokiej temperatury zlała się stopa i but. Nie było wiadomo gdzie zaczyna się a gdzie kończy materiał, ciało i kości. Chłopak chyba jeszcze się nawet nie golił. Drugi leżał. Po wybuchu musiał paść na plecy. Baszar odwrócił wzrok widząc jak ciało się topi, spływa z kości... To było za dużo nawet jak dla niego.
Kusznik pod murem przyglądał się masakrze jakich doświadczyli jego koledzy. Szeroko otwartymi oczami. W białym świetle jego twarz wyglądała jak z wosku.
W końcu zaczął podnosić kuszę w kierunku okna. Nie zdążył. Padł strzał. Ten przynajmniej miał lekką śmierć.

Mury Enklawy; Młody


Dzięki znajomościom Fadieja i Torrino udało mu się wejść na mury. Bez broni ale jej nie potrzebował. Przysypiał na składanym krześle gdy zobaczył jasność. Cholera! Poderwał lornetkę do oczu. Z uśmiechem i łezką w oku przyglądał się swojemu dziełu. Mina działała! Nie ma nic piękniejszego niż wybuch w nocy... Rusznikarz sięgnął po torbę z miejscowym przysmakiem, robakami w ziołach. Wbrew pozorom były dobre.

Arena; James Cutler


Noc zapadła na dobre. W jednej z szop zebrali się ludzie chcący odpocząć, odmóżdżyć się oglądając jak inni ku ich uciesze biją się po ryjcach. Zasiedli z szaszłykami i kuflami piwa wbijając wzrok w wykopaną w dole arenę. Na jej środek wyszedł mężczyzna, młody o głosie określany kiedyś jako radiowy. Poprawił krawat na czarnej koszuli i uśmiechnął się do widzów.
- Witam serdecznie mieszkańców Enklawy! Dzisiaj mamy dla Was coś specjalnego. Coś co sprawi, że krew żywiej będzie Wam krążyć w żyłach. W pierwszej walce weźmie udział przyjezdny, prawdziwy potwór i morderca ważący solidnie ponad stówę! Walczył już wszędzie, na ringach Nowego Jorku i w pozbawionej zasad Hegemoni. Przelewał swoją krew ku uciesze ludzie w Mieście Neonów i pokonywał swoich przeciwników w błotnistym Miami! O to... Silnoręki z Hegemoni!
Cutler wszedł do dołu oświetlonego pochodniami. Tłum zaczął krzyczeć, tupać nogami. Młody chwilę poczekał. Potem podniósł ręce prosząc o ciszę.
- W pierwszej walce zmierzy się z Ruizem! Sierżantem strzegącej naszego bezpieczeństwa armii. Weteranem wielu walk i tutaj i w barze! Nie trzeba chyba dłużej zapowiadać. Graj muzyko!
Przeciwnikiem Jamesa był zbudowany podobnie do Lynxa czy Drake’a. Ubrany był tylko w bojówki a na nogach miał solidne wojskowe buty. Na jego plecach można było dostrzec jakiś tatuaż. Widać było po tym jak stanął pewną wprawę w walce.


Wojownicy chwilę się w siebie wpatrywali w końcu przeszli do ataku. Żołnierz wyprowadził serię prostych ale Cutler zwinnie zszedł z lini cios. Uderzył przeciwnika w głowę szybkim ciosem i złapał przeciwnika za rękę. Założył dźwignie sprowadzając go do parteru i unieruchamiając. Ruiz krwawił silnie z rozbitej skroni.
James sprawnie nie pozwalał ruszyć się przeciwnikowi. Nie zwalniając chwytu nakazał żołnierzowi poddanie się. Ten ciągle próbował się wyswobodzić więc najemnik zwiększył nacisk i wycedził przez zęby:
- Połamana ręka długo się goi. Poddaj się.
Ruiz wolną ręką uderzył w ziemię.
- Poddaje się.
Hegemończyk ciągle zachowując czujność wypuścił przeciwnika. Ten od razu odskoczył i zaczął masować rękę. Skinął Silnorękiemu głową i dał jeszcze krok w tył pokazując, że z jego strony walka się skończyła. Wtedy James poczuł uderzenie w ramię. Lekkie. Spojrzał. Dostał cebulą. Następna była puszka, warzywa i śmieci poleciały dalej.
- Frajerzy jebani! - krzyknął James. - Jak tacy cwani chodźcie tu do mnie i walczcie.
Cutler nie żałował, że dał gościowi się poddać. Wiedział jak boli kontuzja i jak ciężko odmówić sobie treningu, gdy tak bardzo się go chce. Silnoręki skinął przeciwnikowi głową dziękując za walkę. Cały czas czuł, że stać go na więcej, ale skoro pojedynków ma być mnogość nie mógł pokazać wszystkiego w pierwszym starciu. Okrzyki jednak przybierały na sile.
- Chuj jebany!
- Przyszliśmy tu oglądać walkę!
- Dawać mi go tu!
- Chyba Ciebie go tam!
- Chcemy walki!
Pociski dalej leciały, parę trafiło w żołnierza jednak “ostrzał” skupił się na Cutlerze. Do dołu zszedł prowadzący walkę. Mimo drobnej postury głos miał silny, przebił się przez tłum.
- Ludzie Enklawy! To tylko pierwsza walka! Uspokójcie się! Teraz czeka Was prawdziwy festiwal krwi! Sam Napierdalacz zmierzy się z Pustą Głową! Przypominamy o zakładach i piwie sprzedawanym przy wyjściu!
Jego pomocnicy pokazali Ruizowi i Cutlerowi by zeszli za nimi na pustą przestrzeń na której rozgrzewał się mężczyzna.


Cutler poszedł bez chwili wahania. Najemnik był zdeterminowany wygrać, ale oglądając tę walkę mógł poznać przyszłego przeciwnika. Musiał się skupić. Gdy obserwował jego poprzedni przeciwnik masował rękę a trzeci mężczyzna spokojnie i metodycznie się rozgrzewał. Młoda dziewczyna w miniówce i bluzce z dużym dekoltem przyniosła im piwo. Żołnierz przyjął z uśmiechem. W tym czasie na arenę weszło dwóch kolejnych walczących. Jeden był zbudowany jak Cutler i łysy. Głowę pokrywały mu liczne blizny. Jego przeciwnik wyglądał podobnie ale był znacznie mniejszy. Na ciałach obu wojowników było widać ślady po licznych walkach.

Widząc tackę z piwem Cutler przecząco pokiwał głową od razu wracając do obserwacji mierzących się wzrokiem przeciwników. Jedynie na chwilę oderwał wzrok aby z zachwytem spojrzeć na piękne krągłości dziewczyny w krótkiej spódniczce.
- Niezły jesteś, ale potrzebuje kasy, Ruiz. - powiedział do strażnika James patrząc w jego kierunku.
Tamten skinął głową.
- Rozumiem. Dzięki, że mnie nie połamałeś, ale im to się nie spodoba.
Gestem wskazał na ludzi, którzy oglądali walkę dopingując swoich ulubieńców krzykiem. Olbrzym był wolny ale ciosy mniejszego nie robiły na nim zbytniego wrażenia.
- To była zagrywka taktyczna. - powiedział James. - Jak klepałbym się z Tobą w stójce mógłbym ucierpieć i stracić dużo sił. Zagrałem mało widowiskowo, ale wolałem oszczędzić siły na następną walkę... Wybacz, że tak mówię, ale serio nie mam nawet na jedzenie. Jak przegram będę w czarnej dupie. - dodał szczerze hegemończyk z krzywym grymasem.
- Łapie, ale im chodzi o widowisko. Więc radzę nie oszczędzać następnego to może więcej ci skapnie.
W tym momencie olbrzym jednym potężnym ciosem posłał przeciwnika na glebę. Najpierw rozległ się trzask łamanych kości a potem huk uderzającego ciała o ziemię.
- Pusta Głowa! Pusta Głowa! Baniak! Głowa!
Gdy było jasne, że Napierdalacz nie wstanie dwóch ludzi go ściągnęło. Młodzieniec wszedł ponownie na arenę.
- A teraz czas na krótką przerwę a później czeka Was prawdziwa walka tytanów. Silnoręki kontra Pusta Głowa!
- Tego nie będę oszczędzał. - powiedział do żołnierza James. - Jak chcesz zarobić postaw na mnie ile masz. Mówię poważnie. - dodał, ale przeciwnik robił na nim spore wrażenie.

Po paru minutach Cutler znowu znalazł się na arenie na przeciwko olbrzyma. Ktoś z zmysłem do handlu krążył między ludźmi i sprzedawał, a może rozdawał?, nadgniłe warzywa, puszki i inne improwizowane pociski. Pusta Głowa wyszczerzył się do Cutlera.
- Zgniotę ciebie spedalony meksie!
W jego oczach pojawił się jednak strach, pod spojrzeniem hegemończyka przeradzał się w panikę. James widział wcześniejszą walkę. Pusta Głowa był silny, ale niezbyt szybki, zwrotny i zręczny. Jego technika pozostawiała wiele do życzenia. I na tym Cutler chciał oprzeć swoją taktykę. Zmrozić go wzrokiem, a później błyskawicznie skrócić dystans i uderzyć przeciwnika łokciem w szczękę - z wyskoku. Takie uderzenia wykonywał tylko, gdy chciał aby było to widowiskowe i skuteczne. Do tego cholernie mocne. Pierwszy celny cios nie był jednak ostatnim. James unikał i wykonywał ciosy jak najbardziej widowiskowe. Chciał przekonać do siebie tłum. Wykonywał ciosy rękoma zza pleców nazywane backfistami. Kopał, uderzał kolanami, głową, a nawet kopnięciami obrotowymi z wyskoku. Był w swoim żywiole, bo przeciwnik ewidentnie się go bał. Ostatecznym ciosem był potężny łokieć w głowę. Pusta Głowa padł na ziemię, a Cutler triumfował.
- Macie widowisko! - wykrzyczał do oglądających go ludzi.

Tłum wyraził swoją aprobatę krzykami i tupotem. Do euforii było jednak im daleko. Pociski ustały, zamiast tego znowu pojawił się młodzieniec i czterech ludzi, którzy z trudem wynieśli Pustą Głowę.
- Obywatele Enklawy! Przybysz z Hegemoni pokonał dwóch naszych wojowników! Tym samym będzie walczył z naszym czempionem! To ostatnia chwila na zakłady! Nie przedłużając. W finałowej walce... Silnoręki zmierzy się z samym Gankorem! Szykujcie się na prawdziwy festiwal krwii!
Gdy młodzieniec zaczął się wycofywać na arenę wszedł kolo, który wcześniej się rozgrzewał. Cutler widział, że ten był dość szczupły ale jego ciało składało się praktycznie z mięśni. Chodził jak prawdziwy fighter, czujny, gotów zawsze do walki. Widać było, że to zabijaka a nie ktoś kto całe życie walczy na arenach. Spokojnym, zamaszystym ruchem zdjął płaszcz i podał go jakiemuś młodziakowi, kobieta, która wcześniej rozdawał piwo znowu pojawiła się z tacą. Wymienili parę słów, uśmiechnęła się. Ostatni przeciwnik Cutlera wziął przedmioty z tacy. Kastety. Założył je na dłonie. Stanął przed Jamesem z gardą. Silnoręki nie widział by ktoś przyjmował tak porządną zasłonę od śmierci swoich przyjaciół. Miejscowy zmierzył go uważnym spojrzeniem.
- Graj muzyko.
Obaj walczący wymienili serię ciosów. Parę razy jeden drugiego zapunktował a to Gankor Cutlera a to Cutler Gankora ciosy były jednak za słabe by zrobić krzywdę czy nawet wytrącić z równowagi wytrawnych fighterów. Kolo był dobry a do tego stosował dziwną technikę z którą Hegemończyk zetknął się parę razy. Dużo czerpał z przedwojennego boxu i king boxingu ale nie stronił też od wrednych i nieczystych sztuczek. Kolana, łokcie... Niekoniecznie sportowo ale brutalnie. Skupiał się jednak na defensywie, nie miał innego wyjścia bo James atakował jak burza. Raptem jednak zszedł z linni ciosu i wychylił mocno tułów uderzając w nerkę najemnika. Ten sparował cios ale wybił się z rytmu samemu przechodząc do defensywy.
James uderzył najpierw szybkim sierpem w tułów przeciwnika. Tamten był o ułamek sekundy za wolny, cios wybił mu powietrze z płuc. Najemnik nie czekał, poniosła go adrenalina a przy tym przeciwniku nie mógł sobie pozwolić na widowiskowe ciosy. Te mogły go kosztować życie. Uderzył tak jak go uczyli całe życie. Krótko. Brutalnie. By zabić. To był odruch świetnie wytresowanego zwierzęcia. Skuteczny odruch. Gankor po dostaniu łokciem w twarz padł. Z nosa i ust niewiele zostało, zostały wbite w głąb czaszki. Oczy wyszły mu na wierzch prawie wypływając. Cutler strząsnął resztki tamtego. Odwrócił się do ludzi, uniósł ręce w geście zwycięstwa. Czekał na euforie, która zawsze porywała ludzi w takich walkach. Ale była tylko cisza. Przedłużająca się cisza.
W końcu zszedł prowadzący walkę. Był blady. Bardzo. Głos jednak miał pewny.
- Mamy zwycięzce! Silnorękiego z Hegemoni! Nowego mistrza! Zapraszam wszystkich po odbiór nagród z zakładów! Darmowy cydr dla wszystkich!
Drugi mężczyzna podszedł do Jamesa, Cutler widział strach w jego oczach. Pokazał mu ruchem głowy, żeby szedł za nim. Poszedł. Przez część dla wojowników na której stał teraz samotny Ruiz wpatrzony w trupa. Spojrzał na Jamesa. Nie ze strachem. Z odrazą. Cutler wyszedł z budynku. Świeże powietrze owiewało rozgrzane walką ciało. Pojawił się następny mężczyzna z jego ciuchami i małą sakiewką. Podał ją najemnikowi.
- Masz tu 30 naboi i trochę ekstra. A teraz idź. Gdzieś. Daleko. Nie chcemy tu linczu.

Dom na uboczu; Baszar, Drake; Heinrich i Lynx


Po zażegnaniu zagrożenia w postaci czterech młodzików, którzy chcieli się wzbogacić a znaleźli paskudną śmierć reszta nocy minęła spokojnie. Mimo to nawet tacy twardziele jak QRS, Rączka czy Heinrich mieli problemy z zaśnięciem po tym co Młody zgotował napastnikom. Krzyki i widok ciała stopionego z ciuchami zapadł im w pamięć. To było coś okropniejszego niż “zwykły” postrzał a te widzieli z bliska naprawdę w paskudnym wykonaniu.

Z rana obszukali pobojowisko. Ten, który zdetonował minę i jego kompan nie wyglądali tak źle. Bo w dziwnych bryłach ciężko domyślić się, że byli to kiedyś ludzie. Najgorzej wyglądała stopa tego, który zdążył odskoczyć. Mimo to najemnicy byli twardzi. Obszukali i go i kusznika. Znaleźli prostą, drewnianą kuszę z korbą z sporym zapasem bełtów oraz pistolet z pełnym magazynkiem. Około ósmej do domu przyszedł jeden z ludzi Torrino, znali go. Podał umówione hasło i zluzował ich mówiąc, że w knajpie mają wykupione śniadanie a za dwie godziny Torrino chce widzieć Drake’a, Heinricha i Rączkę u siebie. Kazał powiedzieć, że dzisiaj ruszają.

Bar; Staszek


Śniadanie jest bardzo ważne. Ponoć jest najważniejszym posiłkiem dziennie. Dlatego Święty go nie opuszczał, nawet po tygodniu życia tutaj zostało mu sporo naboi. A raczej nie planował strzelać. Gdy kończył jeść gotowaną kiełbasę z podpłomykami gdy do knajpy wszedł Marek. Skinął mu głową i podał rękę na przywitanie.
- Można?
Prawnik skinął mu głową, raczej nie wydawało mu się by wiele osób w tych czasach przestrzegało zasad dobrego wychowania. Jego rodak szybko przeszedł do rzeczy.
- Załatwiłem Ci robotę. Pojedziesz z nami. Mam nadzieję, że potrafisz prowadzić bo będziesz drugim kierowcą. Na fightera nie wyglądasz. Ruszamy dzisiaj, pewnie w okolicy południa. Z tymi najemnikami. Jeden z nich ma dowodzić.
Świętemu wydawało się, że cynglowi niezbyt uśmiecha się podporządkowanie tamtym zabijakom.

Zaplecze sklepu; Drake, Młody, Heinrich


Nim wszyscy stawili się na miejscu zdążyli usłyszeć główny temat plotek. I wbrew pozorom nie były to opowieści o czterech młodzieńcach z miasta, którzy chcieli okraść Torrino z jego tajemniczego ładunku a Culter. Maczetoręki w nocy mimo zakazów Fadieja wziął udział w miejscowych walkach na pięści. Z jego trzech przeciwników jeden, miejscowy osiłek walczył właśnie o życie a miejscowy czempion i ochroniarz Torrino zginął. Mówiono o Cutlerze ze strachem ale i z złością, chęcią zemsty.

Teraz jednak siedzieli u Torrino, przed każdym stała szklanka z teksańskim bourbonem. Oprócz handlarza i najemników w środku był jeszcze jeden mężczyzna. Ten widziany w barze z blond pięknością. Ich pracodawca z lubością palił papierosa, wcześniej częstując wszystkich obecnych.
- No panowie! Jestem zadowolony. Robota wykonana przepisowo i popisowo. To lubię. Jak rozumiem to chłopaki z QRS zrobili pułapki. Mam dla Was napiwek.
Zaklaskał w dłonie. Do środka weszło dwóch mężczyzn niosących skrzynie. Postawili ją przed Drake’iem. Zaraz też podali dwa worki, jeden Heinrichowi, drugi Rączce. Handlarz zachęcił do sprawdzenia zawartości. Logan otworzył wieko i zaraz przepuścił Młodego, którego zabrał w charakterze asystenta i konsultanta. I to się przydało. Rusznikarz w charakterystyczny dla siebie sposób znalazł się w swoim świecie. Rzucił okiem na naboje, umówioną zapłatę. Ale zaraz wyjął broń.. Widział już, że o karabin nie dbano należycie.
Mimo to springfield robił zwykle broń na tyle łopatologiczną, że była niezawodną. Nie będzie miał dużo roboty.


Von Paulus otworzył swój worek. Znalazł tam trzy naboje 9mm. I rewolwer. Dziwny. Otworzył bębenek, naboi też nie poznawał. Wyjął jeden, przypominał ten od strzelby.


Torrino odczekał chwile i kontynuował.
- Jeżeli panowie są chętni możemy kontynuować współpracę. Chodzi mi o przewiezienie ładunku. Zapewniam środki transportu oraz wyżywienie. Pan Mark dysponuje dwoma wykwalifikowanymi kierowcami oraz własnym pojazdem. Płatne po wykonaniu, 50 naboi 5,56. Trasę poznacie niestety dopiero po zawarciu porozumienia. O tyle o ile do panów von Paulusa i Jamesa nie mam obiekci to panie Logan... Powiem wprost, mam obiekcie do Jamesa Cutlera. Gdy Mark poszedł go odwiedzić próbował popełnić samobójstwo za pomocą jego broni twierdzą, że się nawrócił i sprawdza czy Bóg chce by odkupił swoje życie. Wieczorem podczas walk na pięści, które toczą się do nokautu, zabił jednego z walczących a drugi jest umierający. Nie wiemy czy nawet taki fachowiec jak Fadiej go odratuje... Wydaje się dzikim zwierzęciem nad którym ciężko sprawować kontrolę co może narazić delikatny charakter zadania.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 17-08-2013 o 15:35.
Szarlej jest offline