Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2013, 16:13   #105
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Nie celuj we mnie bronią, nie jestem, kur*a, Twoim wrogiem! - powtarzała się, zarazem ze strachem i stanowczością.

Czekała, wyraźnie czekała na ten symboliczny gest, który znaczył dla Nicko dość wiele.

- Rzuciłaś się na mnie, suko - wysyczała Murzynka nie opuszczając broni. - Jesteś w zmowie z tym... kurestwem! - palec wyraźnie drgnął na spuście. - Kontroluje cię!

- Nie mam najmniejszej ochoty wpier*alać Twojego mózgu. Rusz tym łbem do cholery i przestań do wszystkiego strzelać! Tuzin trupów i sterówka bez innego wyjścia. Pomyśl, kur*a, co by się tam działo! - przerwała na chwile by wziąć głębszy oddech. Wpatrywała się w kobietę z sekundy na sekundę tracąc nadzieję z coraz to większą paniką na twarzy.

- Czy możesz do kur*y nędzy pozwolić mi ratować tych na których mi zależy?

Mijały decydujące chwile w tym konflikcie. Obie kobiety najeżone na siebie wnikliwie obserwowały każdy ruch po drugiej stronie. Obie chciały przeżyć. Obie mały argumenty, ale tylko jedna dzierżyła w dłoni wystarczającą moc, by poprowadzić wszystko według jej myśli. Jedna ze stron musiała odpuścić. Murzynka lekko ruszyła głową bijąc się w myślach ze sobą. Minęła kolejna chwila.

- Ale beze mnie - opuściła broń, ale nie spuszczała wzroku z ratowniczki. - Nie ufam ci.

Po Nicko spłynęła wielka ulga. Rozluźniła się na tyle, ile mogła, uszło z niej powietrze jak i część nerwów. Oddech drżał a płuca z trudem pracowały cały czas. Może dziś nie zostanie zastrzelona przez pomyłkę. Wszystko trwało jednak zbyt długo, żeby siedzieć na miejscu dalej. Trzeba było ratować sterówkę.

- Massimo, rusz się! Myśl nad czymś! - wstała ogarniając się po chwili i nerwowo szukała rozwiązania.

Byli w kuchni, musiało być tam coś mniej bezpiecznego. Może kuchenki z butlami na gaz? Choć kto jeszcze ich używał w tych czasach... Jednak wyrzucona na korytarz i zestrzelona mogła narobić wiele... Nie. Nie... Musiała być inna możliwość. Ratownika ruszyła się z miejsca zacząć chodzić po pomieszczeniu chaotycznie rozglądając się. Większość była zniszczona. Jednak biła z niego groza o wiele większa niż z zakrwawionych korytarzy. Czuła się w nim nieswojo, dziwnie nieswojo. Sceny tragedii, walki, śmierci, obrony garstki jeszcze wtedy żyjących. Teraz został śmietnik. Bez żadnych ciał. Pustka. Po drugiej stronie znajdowała się wnęka prowadząca do części kuchennej. Stanęła tylko w progu, na tyle pozwalała jej odwaga. Nie chciała się zagłębiać, nie chciała znikać z oczu dwójce ludzi. Nie chciała ich zgubić. Póki miała ich przy sobie wszystko mogło być dobrze.

Garnkowo-naczyniowe pobojowisko utwierdziło ją w tym, że wszystko, co było przydatne już dawno zostało wyniesione. Pomieszczenie było puste i nie przydatne. Nie dawało nic jednak szczelnie zamknięte dawało tak wiele. Byli odcięci i nie mogli nic na to poradzić. Głowa cały czas nerwowo szukała rozwiązania. Przytrzymywana przez dłonie pracowała ciężko. Nagle zatrzymała się, spojrzała w kierunku drzwi po czym pod swoje nogi.

- Stevenson! Słyszysz mnie?! Załóżcie hełmy, odetnijcie ciśnienie w 321, 322, 323. Następnie otwórzcie przystające śluzy i wyłączcie grawitacje. Jeśli macie dostęp do SI możecie to zrobić. Stevenson, słyszysz? - Mówiła przez intercom szybko i z roztrzęsionym głosem.

Było to jedyne rozwiązanie, które przyszło jej do głowy. Nie widziała, co działo się za ścianą. Nie wiedziała nawet, czy jeszcze żyją. Czekała stojąc w miejscu.

- Zrozumiałam! - Odbiło się od wbudowanych głośniczków w hełmie. Ratowniczce ulżyło po raz kolejny. Trzeba było czekać na efekt. Nic innego nie mogła zrobić.

Będąc bezradna, obróciła do jednego ze stolików. Zrobiła krok, chwyciła za krzesełko, pociągnęła i usiadła na nim opadając z sił. Patrzyła się przez parę wdechów ślepo przed siebie. To, że nie była w stanie wpłynąć na nic na zewnątrz pomieszczenia nie znaczyło, że w środku zatrzymał się czas.

- Lean, tak w sumie, to skąd Ty do cholery w minutę znalazłaś się już przy sterówce gdy nie było włączonych systemów? - zadawała na spokojnie pytania sama zaczynając obawiać się żyjącej kobiety - Kim byłaś na tym okręcie?

- Byłam tutaj. W tym miejscu. Ukryta.

Za cholerę nie była to odpowiedz na jej pytanie. Nie był to dobry start. Nicko zmierzyła ocalałą wzrokiem obserwując jej zachowanie, kontynuowała.

- Od jak dawna okręt jest w takim stanie? Od czego się zaczęło?

- Ja... niewiele wiem... pamiętam. To. Jest w nas. W naszych głowach. Przynieśli nasi z MISHIMY. Jakąś broń, chyba. VITELL nad nią pracował. Korporacja. A teraz umarli wstają. I te głosy w głowie. Z trudem staram się ich nie słuchać. Krwi. Pragną krwi. Cieplej. Jestem, byłam, szefem ochrony statku.

- Od jak dawna, Lean, od jak dawna to się dzieje? Ile czasu trzeba, by ktoś słyszał te głosy? Wiesz jeszcze czy ktoś przeżył? Wiesz gdzie mogliby być?

- Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze przeżył. A to zaczęło się jakieś, jakieś, dziesięć dni temu. Chyba. Nie wiem. Mogę dostać się do systemów monitoringu ze sterówki i sprawdzić, czy ktoś żyje ale nie sądzę, by ktokolwiek, poza mną, ocalał. Nie sądzę.

Nicko pokiwała głową z poważną miną, jednak z wyrazami zrozumienia. Zadawała zbyt wiele pytań w krótkim czasie, by roztrzęsiona osoba mogła się w nich połapać. Jednak otworzyła się. To był dobry znak.

- Więc pewnie prawie od dziesięciu dni nic nie jadłaś... - mówiła powoli, spokojnie i ciepło.

Sięgnęła do przypiętego ekwipunku po batony energetyczne. Po chwili wstała grzebiąc się jedną ręką przy zamykaniu wszystkiego. Stanęła naprzeciwko najbliższego stolika przed Lean. Z początku chciała, by odebrała je osobiście, jednak po szybkim zastanowieniu odrzuciła tę myśl. Położyła je i przesunęła w jej kierunku.

- Są czekoladowe. Ponoć czekolada poprawia humor. - starała się jakoś uspokoić kobietę. Sięgnęła po raz kolejny do ekwipunku wyciągając małą aluminiową butelkę. Położyła ją obok batonów - Są zamknięte, nic z nimi nie zrobiłam. Jak chcesz gorącą to przekręć podstawkę. - Usiadła na krześle obok zastanawiając się nad sytuacją swoją, reszty i wszystkich na raz. - Cokolwiek by się nie działo, nawet w halucynacjach, nigdy nie zrobię Tobie niczego złego. Pamiętaj. Nawet nie wiesz jak jesteś ważna... - Kontynuowała na spokojnie z lekkim zamyśleniem.
 
Proxy jest offline