Oficer prowadzący interwencję odsapnął z ulgą, widząc, że wszystko jest już najwyraźniej pod kontrolą.
Po jego minie dało się rozpoznać, iż zupełnie nie spodziewał się tego, co wydarzyło się przed chwilą. Z lekkim obrzydzeniem i dozą niedowierzania spojrzał na wąski rozprysk krwi, który zdobił jego mundur.
- Wszystko się okaże... Pieprzone kundle... - rzucił wyraźnie zniesmaczony, częściowo w odpowiedzi na tłumaczenia Patricka
- Skujcie ich. I przyślijcie tu sanitariuszy, niech zobaczą, czy coś zostało z naszych podejrzanych ***
Tymczasem, przed korytarzem prowadzącym do doku rozgrywała się dość abstrakcyjna scena. Funkcjonariusz, nadal oszołomiony ostatnimi wydarzeniami, wcale nie wyglądał jakby specjalnie cieszył się z odzyskania kontroli nad sytuacją. I Denny najwyraźniej wcale nie miał zamiaru czekać, aż ten się pozbiera. Ostatnie słowa i czyny jego towarzyszy utwierdziły go w przekonaniu, że sprawa niewarta jest dalszego ryzyka. Nim pracownik Ochrony Stacji odzyskał broń i stan psychiczny pozwalający na jej użycie, młody Konfederata ruszył pędem z powrotem w kierunku, z którego przyszli...
- Heej! Stop! - zdążył tylko wrzasnąć przedstawiciel władz, nim mężczyzna zniknął za rogiem. Przez moment wyraźnie zastanawiał się, czy podjąć pościg, jednak było już za późno.
- Nakazano mi trzymać tu straż - wytłumaczył, momentalnie ganiąc się za zwierzanie się domniemanym przestępcom.
- Cholera, po co ja to...
Spojrzał podejrzliwie na odzyskany pistolet, jakby mógł wiązać się z nim jakiś podstęp, po czym niepewnie uniósł go na wysokość piersi, celując w swoich "dobrowolnych" więźniów.
- Poczekamy tu do przybycia sierżanta Hendricksa. - wytłumaczył.
- Jako tymczasowy zastępca komandora Wallecka będzie mógł przyjąć od państwa zeznania.
Nagle przypomniał sobie chyba też coś, o czym wcześniej mówiła pojmana kobieta.
- Zapewniam też, że w areszcie nic państwu nie gr...
I właśnie wtedy w korytarzu prowadzącym z doku pojawił się oficer wraz z dwoma funkcjonariuszami i skutą dwójką ich towarzyszy.
- Sierżancie! - zasalutował "ich" strażnik, przystawiając pistolet do czoła.
- Czy wezwać posiłki?! - dodał zaniepokojony, dostrzegając karminową strugę pokrywającą odzież przełożonego.
- Spocznij, Mayer - rzucił Hendricks niedbale, uspokajając podwładnego
- Problem został już rozwiązany - popatrzył po kobiecie i przebranym księgowym.
- Co tu się u licha dziej...?
Zamarł, gdy jego wzrok spoczął na Schwartzu, po chwili jednak kontynuował, pozornie niedbale.
- Co to za ludzie?
- Podobno to ich statek... - wskazał w kierunku doku.
- Jeden z nich stawiał czynny opór, ale udało mu się zbiec, zapamiętałem jednak cechy szcz...
- Cicho, cicho... - sierżant machnął niedbale ręką.
- Pieprzony dom wariatów... - syknął pod nosem.
- Dajcie wszystkich do aresztu! A ty spisz raport. Przesłucham ich jak tylko pozbieramy wszystko z doków...
Zbito ich w kupę i pod bronią pokierowano do wind prowadzących na poziom posterunku...
- Panno Klaine... - po parunastu metrach Schwartz zbliżył się do niej, pochylając się konspiracyjnie.
- Teraz już wiem! - syknął z przejęciem.
- Ten głos... Jak powiedział, że problem został rozwiązany... to jego wcześniej słyszałem przy kapsułach. - w oczach księgowego malowało się czyste przerażenie.