Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2013, 10:53   #27
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Wżyciu bywały takie wyjścia z których wszystkie wydawały się złe. Uważny obserwator potrafił jednak odróżnić złe od gorszych. Tupik wiedział że będzie musiał podjąć złą decyzję , nieco przeciągał ten moment, ale miało to dodatkowe uzasadnienie.

Chciał ocalić wszystkich. Gdyby tylko mu na to pozwolono … przekonałby strażnika by przyłączył się do nich, za obiecaną górę złota której nigdy nie miał zobaczyć, albo popychając Amelkę sam rzuciłby się na kusznika, dając szansę khazaldowi aby pokazał co może zrobić z jego mieczem, mieczem którego Helvgrim sam wykuwał a nawet nadał mu nazwę.

Wszystkie szanse i nadzieje nikły niczym kropla wrzucona do morza. Świat zaczął się kurczyć, obraz również, nawet dźwięki, dźwięki walki wydawały się być jakieś takie przytłumione , odległe. Poczuł zapach słodki i przyjemny, poczuł ciepło zastępujące przeraźliwy chłód, poczuł dotyk. A może mu się tylko wydawało. Pogrążał się w ciemności.

- Wujku, wujku Tupiku, obudź się

Dźwięczny głos małej Amelki wyrwał halflinga z osłupienia i odrętwienia. Chwycił się za bolący przekłuty bok i ze zdumieniem odkrył, że nie ma w nim bełta... nie ma nawet rany! Spojrzał na dziecko i wychrypiał cicho – Dziękuję.

Wzrokiem szybko odnalazł Helvgrima, wyglądającego na nie mniej osłupiałego niż on sam. Rzut oka na dwa trupy lezące w piwnicy szybko uzmysłowiły mu jak potoczyła się walka. Nie przewidywał innego zakończenia, choć mimo wszystko zdziwiony był na widok własnej broni wciąż przypiętej do pasa. Czyżby walczył bez niej?
Helvgrim nie przestawał go zdumiewać, a Amelka dopiero zaczynała. Niby kapłani coś tam mówili o cudownych uzdrowieniach, ale usłyszeć o nich, a doświadczyć tego, to była różnica.

Wciąż jeszcze ochrypłym głosem stwierdził – Zbierajmy się stąd, nie mamy wiele czasu. - Przez chwilę zastanawiał się nad przebraniem w szaty oprawców, by zaraz zrozumieć jak absurdalny pomysł wpadł mu do głowy. Rozmiary ubrań były wyjątkowo nie takie jak trzeba...

- Pomóż mi – rzucił do Helvgrima przesuwając jedno z ciał do drugiego. Szybko przeszukał oba starając się przede wszystkim znaleźć klucze a być może i jakieś informacje jakie mógł mieć przy sobie niedoszły porywacz – listy, pierścienie , zaliczkę, cokolwiek.... Rękę strażnika ponownie uzbroił w porzucony nóż myśliwski i zagłębił go w serce porywacza, jego miecz zaś na wylot przebił bebechy strażnika. Pozostawił ich splecionych w śmiertelnym uścisku.

Krew która wypłynęła zaczęła zacierać świeże ślady. Tupik starał się przy tym nie wchodzić w kałuże krwi, ale było to trudne. Miał przeczucie silnego deja-vu. - Niech to wygląda jakby sami się załatwili po naszym wyjściu. Być może nikt w to nie uwierzy, ale sprawdzenie wszystkich śladów i wykluczenie tej teorii na pewno trochę im zajmie... - była też niewielka szansa, że strażnicy uwierzą w taki rozwój wypadków. Obcy porywacz, o którym krążą złe plotki na mieście, a przecież dwójki uzbrojonych mężczyzn nie mógł pokonać krasnolud bez broni, w towarzystwie dwóch dzieciaków...

- Wytrzyjcie buty - rzucił w ich stronę bandaże które miał w torbie i sam począł robić podobnie. Cały plan wziąłby w łeb gdyby od sali prowadziła ścieżka z krwawych odcisków. Podobnie zajął się sam co oczywistszymi plamami krwi na sobie i na reszcie. Te z ciała łatwo było usunąć z pomocą wódki i bandaży. Na ślad po bełcie z boku wiele poradzić nie mógł. Zasłonił więc zraniony bok torbą, ukrywając przed obserwatorami ślad po ranie. Przyjrzał się wszystkim dwukrotnie nim pozwolił ruszyć dalej. Gdyby ktoś w strażnicy lub na mieście zobaczył na nich krew nie było by łatwo...

- Na tyle na ile się da wychodzimy po cichu i niezauważenie, a jeśli kontakt ze strażnikami będzie nie do uniknięcia, idźcie pewnie i spokojnie. Nikt nas nie aresztował gdy tu wchodziliśmy. Szliśmy jako świadkowie i po przesłuchaniu spokojnie wychodzimy. Nikt na nas nie zwróci uwagi jeśli zachowamy spokój.

Taką miał przynajmniej nadzieję, choć wolał unikać wzroku strażników jak długo się dało. Trzeba było wrócić po kuca i ruszyć jak gdyby nigdy nic w stronę wyjścia. W delikatnym pośpiechu, gdyż zwłoki mogli odkryć w każdej chwili...

- Wiesz dobrze by było, gdyby Shaylia sprawiła, że te zwłoki znikną – rzucił pół żartem pół serio, do Amelii starając się nieco rozchmurzyć dziewczynkę. Miał nadzieje, że starczy jej na to wszystko sił...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 19-08-2013 o 10:56.
Eliasz jest offline