Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2013, 18:29   #61
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację

Noc była spokojna. Na szczęście. Glandir czuwał cały czas. Ogrom adrenaliny, który wyprodukował jego organizm, podczas potyczki z zielonoskórymi zmęczył go okrutnie, lecz wciąż buzował w jego krwi i to nie pozwalało brodaczowi usnąć mimo szczerych chęci i dodatkowego zmęczenia spowodowanego wartą. Glandir długo wiercił się w śpiworze nie mogąc znaleźć dla siebie odpowiedniej pozycji, więc w końcu wyszedł z swego namiotu dowódcy straży i udał się tam, gdzie leżeli ranni. I tak miał zamiar doglądać Helvgrima. Zmęczony, z podkrążonymi oczami usiadł na drewnianym taborecie obok leżącego syna Sverriego. Nad ranem, Helvgrim zbudził sie na chwilę i majaczył coś o Grungim, o boskiej interwencji i głosie bogów, lecz Glandir nakazał kompanowi spać. Nawet mówienie i skupianie się nie pomagały Helvgrimowi w powrocie do zdrowia, przynajmniej tak szybko po tym jak odniósł poważne rany. Sierżant odpalił swoją fajkę i zamyślił się nad całą tą sytuacją. Zachowanie orków budziło w nim dziwny niepokój. Coś, co zakorzeniło się gdzieś w jego głowie, coś co dodatkowo nie pozwalało mu zasnąć. Czuwał jeszcze długo...

~***~

Widząc, że niziołek poświęca rannemu Helvgrimowi nieco więcej uwagi, niż pozostałej grupie rannych, rudobrody khazad zbliżył się do Tupika i skinął mu głową porozumiewawczo.
-Znaliście się wcześniej herr Tupiku?- spytał spokojnym i jakże wyważonym tonem, pykając z fajki.
-Heh- odchrząknął halfling robiąc nieco zdziwioną minę -[i] To zabrzmiało tak, jakby już umarł- po chwil poważna, może nawet obrażona mina Tupika, rozpromieniła się w uśmiechu -Będzie żył- stwierdził bez śladu zwątpienia -I tak, odpowiadając na twoje pytanie, znamy się już dość długo... Masz w nim do czynienia z nie lada wojownikiem, który na ośmiornice wielkości statku, krakena zapewne , sam jeden wspinał się na hakach, niepomny na szalejące wszędzie macki wielkości starych dębów, po to by zatopić w oczyskach swoją broń, gadzinę ubić i miecz odzyskać...- Tupik rozmarzył się na moment i nawet nie zauważył, jak szybko przyszło mu opowiadać o zasługach Helvgrima. Bez dwóch zdań należała mu się choć garstka reputacji na która zasłużył, a o którą sam zainteresowany najzwyczajniej nie zabiegał. -- Co palisz?- zapytał wyciągając własną rzeźbioną fajkę , gotów do wymiany zioła. Sam miał najlepsze , halflińskie, ale jako smakosz nie gardził też okazjonalnie cięższym krasnoludzkim. Radość sprawiało mu już samo częstowanie halflińskim zielem i obserwowanie reakcji tych którzy nigdy wcześniej go nie palili, oraz tych którzy potrafili docenić smak i działanie najlepszego ziela.

-Jak myślisz. Co górnicy tu znajdą?- spytał unosząc brew. Nie dał po sobie poznać, że cała ta sytuacja w wykopaliskach nieco go niepokoiła.
-Krew, skaveny, wrota piekieł, pradawne zło i wszystko co najgorsze...- powiedział niemal wieszczo halfling, uważnie wpatrując się w khazalda. Widać było iż nie żartuje, lecz naprawdę tak myśli. Ciężko westchnął po czym dodał.
-Skoro nawet zielonoskórzy bronili tego miejsca, to to co musi się tam znajdować przerasta nasze pojęcie zła. Nawet zieloni wyznający bóstwa chaosu, prowadzący do rozrób i zniszczenia, uznali, że zakopane tu zło jest tak niebezpieczne, że postanowili go pilnować... Dla tej rasy to czyn niemożliwy wręcz do wykonania. Musi być tam coś tak straszliwego, że w razie wypuszczenia grozi całkowitą zagładą, także ich rasy, to jedyne co mogłoby ich skłonić do tego by poświęcić swe żywoty na pilnowanie jakiegoś miejsca, miast na rabunek czy zwyczajne koczownictwo.
Halfling był pełen złych przeczuć a nieuchronność pewnych wydarzeń tylko mu je pogłębiała. Wiedział już, że nie sposób odwieść przywódców wykopalisk od dalszego kopania, podejrzewał nawet, że mogli już być pod wpływem jakiejś pradawnej magii zmuszającej ich do pracy... A może była to tylko pradawna chciwość?

Tupik przyjął podarek i odwzajemnił się własną porcją zioła -Hodowane na południowych zboczach wzgórz Krainy Zgromadzeń, wśród kwiatów lawendy i mniszka lekarskiego, nasączone aromatem z goździka, zmieszane z szczyptą pokrzywy dla głębokości smaku...- Nie sposób było się połapać ile prawdy było w tym co mówił halfling, zachowywał bowiem niezmącona twarz konesera a głos jego brzmiał niczym u doświadczonego handlarza, zachwalającego swój towar. Jeżeli jednak opowieść miała pobudzić "apetyt" i uruchomić zastygłe kubeczki smakowe i zapachowe, to udało jej się to osiągnąć w pełni, tym bardziej, że aromat halflińskiego ziela był faktycznie intensywny.
Nieuchronność nadchodzącej katastrofy jak widać nie mąciła głębokiego spokoju halflinga. Być może to własnie owa nieuchronność sprawiała, że uznał iż nie ma co się przejmować tym na co nie można nic poradzić. A być może gdzieś w głębi uważał, że poradzą sobie z tym co nadejdzie i tym bardziej się nie przejmował...
Glandir słuchał z uwagą podejrzeń i przeczuć niziołka. Być może kpił sobie z sierżanta, a może faktycznie tak myślał. Z drugiej strony legendy głosiły, że niziołki miały skłonności do wyolbrzymiania a i odwagi pozazdrościć im się nie dało... Khazad wziął głęboki wdech.

-Obyś nie miał racji her Tupiku. Może, to co skrywają ruiny to nie niebezpieczeństwo dla całego naszego świata a jedynie coś co może zaszkodzić sługom chaosu?- wzruszył ramionami. -Po za tym... Jeśli coś tam jest zakopane i nie wiadomo jak bardzo nie jest wkurwione z tego powodu będzie miało na swej drodze największego skurwiela w okolicy. Mnie.- rzekł z nieustanną powagą na twarzy. Zabił dzień wcześniej trolla, odesłał w niebyt herszta orków i to tylko w przeciągu krótkiego czasu pobytu w wykopaliskach, wszak wcześniej przeżył wiele innych przygód godnych odnotowania. Czy miał podstawy do przechwałek? Miał z pewnością.
-A kiedy Helvgrim wróci do zdrowia, wtedy będzie nas dwoje. No i jeszcze moi ludzie. Nawet jeśli przyjdzie nam tu polegnąć, damy wam czas na ucieczkę.- położył dłoń na ramieniu niziołka, jakby chciał mu dać chociaż odrobinę komfortu i spokoju o dożycie kolejnego dnia. Tylko tyle mógł teraz zrobić. -Ucieczkę?- halfling z uśmiechem na ustach chrząknął po raz wtóry dodając -Nie w głowie mi ucieczki ... choć rozumiem co to znaczy pójść po pomoc. My halflingi nauczyliśmy się już dawno korzystać z każdej formy pomocy jaka jest nam dana. Krasnoludy zazwyczaj są zbyt dumne by przyjmować czyjąś pomoc, przynajmniej tak długo jak myślą , że nie muszą. Elfy zbyt wyniosłe by zwyczajnie o nią poprosić, albo przyjąć gdy jest im oferowana, ludzie nie mają z tym większych oporów , ale są chciwi i egoistyczni, to ich gubi. Nie ma już wielu ras chętnych do pomocy ludziom, nikt zresztą nie lubi ich niewdzięczności. Za to nasz lud doskonale potrafi zarówno przyjmować jak i odwzajemniać pomoc. To jedno mogę zagwarantować jakem Tupik Grotołaz, a nawet jakem Tupik von goldenzungen.-nie wzruszył przy tym ramionami, jak gdyby człon szlachecki przy imieniu niewiele tak naprawdę dla niego znaczyło.

Co nie umknęło krasnoludowi to fakt, iż swój przydomek "Grotołaz" użył nawet pierwej, od swego szlacheckiego nazwiska, jak gdyby do tego pierwszego był bardziej przywiązany. - Oczywiście nieco generalizuje i zawsze znajdą się wyjątki od reguły , ale w zasadzie tylko ją potwierdzają...- halflingowi wzięło się na filozofowanie, przy dobrym khazaldzkim tytoniu. Kiwał głową w uznaniu pysznego aromatu delektując się każdym buchem z fajki. Glandir uśmiechnął się lekko słysząc o kwestii proszenia o pomoc, oraz wdzięczności za jej okazanie.
-W takim razie cieszę się, że masz takie podejście. Walecznych mężów nigdy zbyt wielu...- rzekł, ironicznie spoglądając na Lothara. Nie krył swoich obiekcji wobec osób pokroju inżyniera. Choć z drugiej strony został zatrudniony by myśleć a Glandir by walczyć. Oboje spełniali swoje obowiązki więc tak długo jak Lothar wykonywał rozkazy Kardela, tak długo rudobrody sierżant nie miał zamiaru czepiać się człeka.
-O Norsmena i zabójce trolli jestem spokojny. Sigmaryta to też zacny człek i dobry wojownik. Twym słowom daję wiarę i podejrzewam, że nóg za pas brać nie będziesz gdy przyjdzie co do czego. Elfy... No cóż. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego jestem niespokojny o ich obecność tutaj.- uśmiechnął się zawadiacko, lecz błyskawicznie spoważniał.

Towarzysze rozmawiali ze sobą jeszcze jakiś czas, już o mniej ważnych sprawach. Syn Torina opowiedział niziołkowi o kilku zacnych przepisach kucharskich, które poznał przebywając z pewnym krasnoludzkim wędrowcem. Wspominał o wspaniałościach Karak Norn, oraz o wielkich przodkach swego rodu, których legenda zobowiązała Glandira do jej wzmocnienia, opowiadania, oraz kontynuowania. Opowiastki niziołka były nie mniej ciekawe, choć z pewnością krótki czas znajomości oznaczał, że Tupik wielu rzeczy jeszcze nie chciał powiedzieć, lecz Glandir przeczuwał, że dobry z niego osobnik, oraz nie gorszy bajarz, co za tym idzie pewnie nie raz uraczy go jakąś zacną opowiastką przy kolacji przy ognisku. Dziwne uczucie, które pojawiło się w nocy nie ustało. Glandir wciąż czuł niepokój, dziwaczne wrażenia bycia obserwowanym. Przerabiał to niejednokrotnie w podziemiach Karak Norn, Karak Azul, czy Karaz -a- Karak. Skaveni, gobliny i inne tałatajstwo chcące na siłę zbudować swoją potęgę na górze trupów, będących efektem walk z krasnoludzkimi tarczownikami. Przeczucie go nie okłamywało i Glandir od rana chodził nieustannie spięty, nie rozstając się na chwilę ze swym toporem. Toporem, który od tak dawna zapewniał mu masę wygranych potyczek i hektolitry utoczonej wrogom krwi...

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline