Wątek: Legenda o...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2013, 19:31   #14
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Chaty we wsi nie różniły się od tych, które już widzieli. Proste, zbudowane z bali lub połówek bali, kryte strzechą. Większość wydawała się już całkiem stara, ale jeszcze nie rozpadająca. Małe okienka nie mogły wpuszczać wiele światła i nie miały szyb. Raczej coś na kształt rybich pęcherzy lub czegoś równie mało skutecznego i ładnego. Po jedynej tu ulicy, ścieżce bardziej, biegało kilkoro małych dzieci, które natychmiast podbiegły do obcych, próbując ich dotknąć. Z jednego z domów wyszła starsza kobieta i widząc co się dzieje, złapała się za głowę.
- Dzieci! Zostawcie jaśnie państwa!
Z prawdziwym przerażeniem zaczęła je odganiać, na przemian z kłanianiem się i przepraszaniem.
- Wybaczcie, jaśnie państwo. To jeszcze za młode... wybaczcie.
Reina zawsze lubiła dzieci. Jej bratankowie zawsze twierdzili zgodnie, że jest “najbardziej zajebistą” ciocią na świecie. Uśmiechnęła się do malców i stała spokojnie pozwalając dotykać swojej sukni i włosów:
- Nie ma problemu - uśmiechnęła się do kobiety - Zupełnie mi to nie przeszkadza - Nawet miała ochotę poznać je trochę bliżej. W przeciwieństwie do dorosłych takie małe dzieci nie potrafiły kłamać i oszukiwać. Rozmowa z nimi mogła ostatecznie potwierdzić lub obalić ich teorie na temat miejsca, w który się znajdowali. Musiała jednak przyznać się przed sama sobą, że coraz bardziej skłonna była uwierzyć w teorie o Matrixie.
Ray nie powiedział ani słowa, przyglądając się dzieciom. Takie maluchy łatwo popełniały błędy i wypadały z roli. Ukucnął i uśmiechnął się.
- Które z was chciałoby się przelecieć helikopterem? - powiedział to na tyle cicho, by stara baba nie usłyszała. Każde dziecko chciało latać helikopterem!
Dzieci zapatrzyły się na niego, szeroko otwierając oczy. Większość zupełnie wydawała się nic nie rozumieć. Jakieś starsze spytało:
- Ale przecież ludzie nie umieją latać, prawda?
Zanim zdążyli zrobić coś więcej, stara kobieta przepędziła dzieciaki, kłaniając się z trudem.
- Wybaczcie jeszcze raz, jaśnie państwo. To tylko dzieci... - mówiła, jakby nie dosłyszała wcześniejszych słów Reiny.
Ray zagapił się na nie. Czy naprawdę tak dobrze udawały? Z drugiej strony koncepcja Matrixa zasiała już ziarno w jego głowie. Wstał, zerkając przelotnie na Reinę, a potem wracając do kobiety.
- Chcielibyśmy trochę odpocząć, napić się i zjeść. Nie mamy jednak czym zapłacić... choć możemy na pewno podzielić się wiedzą czy umiejętnościami.
- Możemy też opowiedzieć kilka ciekawych historii - Reina ponownie spróbowała też możliwości zapłaty.
- Ależ jaśnie państwo niczym nie muszą płacić, proszę za mną! Szkoda, że tacy niezapowiedzeni. Jaśnie pan baron zawsze zapowiada wizytę przez gońca...
Biadoliła, oganiając dzieciaki i idąc do jednej z większych chałup. Wyglądały one bardzo podobnie do tych, które już widzieli, zarówno na zewnątrz, jak i w środku.
- Jaśnie państwo nie konno? Bo dalej bez koni to przecież nie można, baron zawsze powiada. Następna wieś za daleko.
- Za daleko? To znaczy ile kilometrów? - zapytała Reina ruszając za kobietą.
- Kilometrów? Ja stara kobieta, ja nie znam takich trudnych słów, jaśnie panienko... - otworzyła drzwi i przytrzymała je przed nimi, kłaniając się z dostrzegalnym trudem. - Ale jak się idzie, to z ćwierć dnia brakuje by do miejsca dotrzeć. Była karczma po drodze, ostatnio pusta stoi. Szkoda.
- Czemu jest pusta? - Zainteresowała się bibliotekarka. - Ludzie nie używają drogi często?
- To jest takie zadupie, że bym się nie zdziwił. Każdy interes by splajtował - Ray wydawał się mocno niezadowolony z tej całej sytuacji, chociaż usłużność i uniżoność kobiety bawiła go. Wszedł do środka budynku. - Chyba prowadzicie jakiś handel, jeździcie na targ po niezbędne rzeczy?
- Nie wiem dlaczego pusta, jaśnie panienko - kobieta weszła za nimi, kilka dzieciaków również, ciągle patrząc ciekawskimi oczami. Gospodyni od razu zaczęła się krzątać przy kuchni, rozpalając ogień przy pomocy palącej się słabo łojowej świecy, którą rozpoznała ze starych zdjęć i obrazków oczytana Reina. - Pewnego dnia pozostała pusta i nikt już nie zajął się gospodarzeniem. To jaśnie państwo nie wiedzą?
Nagle zakryła usta dłonią.
- Wybaczcie, lordowie. Urazić nie chciałam. Już przygotowuję strawę. A na targ zwykle raz na miesiąc, rzadko częściej, czasem jaki handlarz sam przyjedzie. Wtedy wozem i nocujemy w pustej karczmie. Ale jaśnie państwu nie wypada przecież!
- Chyba jakoś sobie poradzimy - mruknął Ray, któremu to całe nocowanie w pustej karczmie wydawało się przyjemniejszą perspektywą niż znoszenie "tutejszych ludzi" kimkolwiek, lub czymkolwiek byli. - Rozumiem, że nie ma tu, ani dalej, innej drogi? Oczywiście nie licząc tej, którą przyszliśmy.
- Ano, jak do wsi innych to nie ma, jeno ta - kobiecina poradziła sobie już z ogniem, który rozbłysnął płomieniem na kuchni. - Chyba, że leśne ścieżyny. To trzeba jednak wiedzieć którędy.
- Chyba nie dają nam zbyt wiele możliwości, prawda? - Ray zwrócił się do Reiny. - Nawet w tym... świecie jesteśmy pośrodku największego zadupia. Bez obrazy - dodał w kierunku kobieciny, tak naprawdę nie dbając jednak o to co może sobie myśleć.
- Skoro zabawa jest liniowa nie pozostaje nic innego jak ruszyć po sznurku, który nam zostawiono. - Reina wzruszyła ramionami - Posilimy się u tych miłych ludzi i ruszymy dalej do tej opuszczonej gospody.
Ray skinął głową, zastanawiając się, co tym razem podadzą im do żarcia.
- Wiesz, jak to będzie tak dalej, to w końcu będzie trzeba wymyślić coś niestandardowego. Wtedy się może okaże co tu się dzieje. To wszystko jest za duże jak na zwykły, wybudowany ludzką ręką świat w innym świecie.

Kobiecina nie ociągała się, szybko stawiając przed “jaśnie państwem” miski ze strawą. Podobnie jak u pustelnika, wyglądało to jak gulasz, głównie warzywny, ugotowany w jednym kotle. Musiała też słyszeć ich rozmowę.
- Jaśnie państwo nie mogą dziś wyruszyć, za mało słońca na niebie zostało. Przenocować u nas trzeba. I z samego rana dopiero.
- Czy chodzenie po zmroku jest niebezpieczne? - Reina zadała to pytanie tylko po to, by się przekonać czy tutaj też będą im wciskać historię o nocnych potworach czyhających na nierozważnych, którzy odważą się wysunąć nos z ukrycia.
- Różnie mawiają - odparła kobieta. - Ciemno, łatwo nogę złamać. A ludzie też powiadają, że w nocy coś ludzi i zwierzęta porywa. Potwory jakie. Ja żadnego nie wiedziałam, kto to jednak wie? Ja po nocy z sioła naszego nie wychodze, a i z chałupy rzadko.
Panna Tremain pokiwała głową:
- Słyszałam już o tych potworach od pustelnika żyjącego wyżej w górach, ale czy ktoś wie coś konkretnego? Może ktoś z waszej wioski został porwany?
- Niedawno słuchy się o tym pojawiły, jaśnie panienko - odpowiedziała kobiecina. - W zimę tylko stary węglarz zaginął, ale przecież do jakiej przepaści mógł zlecieć. A tak to tylko zwierzęta. Tylko nocą nikt nie wychodzi.
Dzień miał się już ku końcowi, do wioski schodzili się ludzie. Wrócił także mąż kobiety, a także jej dzieci i ich małżonkowie. Dużo osób, niezbyt wielka chata, ale wieści rozeszły się szybko i Lord i Lady otrzymali osobne miejsce do spania. Traktowani natomiast byli z szacunkiem, ale i obawą, przez co niewiele rozmów prowadzono tego wieczora.
 
Eleanor jest offline