Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2013, 23:07   #11
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Jonathan wziął głęboki oddech, wpuszczając ich do środka swojego skromnego domostwa.
- Wystarczy słowo. Dlaczego się rozdzieliliście, skoro pojawiliście się tu razem, jak to wskazałaś.
Niepewność mężczyzny nie zniknęła.
- Siennik mam tylko jeden, ale się zmieścimy - dodał, patrząc przy tym na miecz Raya.
- Powiedzmy, że nie podobały mi się warunki panujące w miejscu, do którego najpierw dotarliśmy - Reina wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty tłumaczyć mężczyźnie swoich odczuć i tak by udawał, że nie rozumie. Może pokazywanie gościom zachlanego naturysty było normą w świecie, który tu stworzyli.
Jonathan wyglądał, jakby ciągle czekał na to “słowo”.
Ray wszedł do środka, rozglądając się. Faktycznie, niezbyt bogato. Pewnie oszczędzali na rekwizytach. Podszedł tam, gdzie sądził, że jest coś w rodzaju aneksu kuchennego. Niestety tu nie było na wpół rozebranej kobiety, nie licząc rzecz jasna Reiny, której spytał.
- To co tu jadłaś było lepsze od potrawki z tłustej rzepy?
Widząc niepewność gospodarza kobieta wypowiedziała “magiczną” formułę, na której wyraźnie mu zależało:
- Daję słowo, że Ray nie zrobi ci krzywdy, jeśli ty nie będziesz chciał tego zrobić pierwszy oczywiście. Prawda Ray? - Zapytała towarzysza - Co do jedzenia nie jadłam tamtego, przecież wiesz, ale Jonathan gotuje całkiem dobrze. Jeśli go ładnie poprosisz może się z tobą podzieli - dodała z szerokim uśmiechem. - Chyba zaczynało ja to wszystko bawić. Musiała być na skraju wyczerpania nerwowego, podobno często objawiało się to niezdrowym rozbawieniem.

Jonathan zamknął za nimi drzwi i zasunął skobel z wyraźną ulgą. Odprężył się odrobinę, siadając na łóżku.
- Jeszcze ciepłe. Nałóż sobie. Rano wyruszacie w dalszą drogę? Gdzie?
- Jasne - odparł mężczyzna na pytanie Reiny i zabrał się za szukanie, a potem nakładanie żarcia do miski. Odpowiedź pozostawił wiedźmie. Urok pewnie umiałaby rzucić, ale to raczej za pomocą swoich cycków i ciałka.
- Ja wracam do Londynu. Mam dość tej wycieczki, a ty Ray? - Popatrzyła na jedzącego mężczyznę. W zasadzie nie powiedział jej jeszcze skąd jest.
- Jeśli nie każą mi płynąć przez ocean jakąś łodzią wikingów to też się stąd zmywam. Tylko wolałbym się najpierw pozbyć tego wszystkiego - pokazał na broń, zbroję i włosy. - Ty pewnie nie bardzo. Z takim ciałem to w bibliotece już byś nie musiała pracować - mrugnął do niej.
- Wbrew temu co możesz myśleć, lubię swoją pracę - powiedziała dziewczyna, a potem dodała lekko złośliwie:
- Ty w sumie też wyglądasz znacznie atrakcyjniej niż wcześniej, więc może sam powinieneś się zastanowić czy nie zmienić pracy.
- Niby na co? - odparł z rozbawieniem - Walki gladiatorów?
Popatrzyła na niego, jakby oceniając i szacując szczegółowo:
- Przypominasz mi aktora z filmu. Jednej z licznych ekranizacji przygód o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu - uśmiechnęła się wesoło.
- Musieli skądś brać inspirację. Ale jeśli to ten sam film, to ty na Morganę się nadajesz. Nie pamiętam czy była ruda, ale też wiedźma - wyszczerzył się i siadł na stołku, racząc się potrawką.
- Morgana była zawsze brunetką w przeciwieństwie do złotowłosej Pani Jeziora. Najbardziej podobała mi się w tej roli Christina Ricci, cudownie diaboliczna i uwodząca własnego brata, równie świetna jak wcześniej, w roli masakrycznej córeczki z rodziny Adamsów.
- A to niby wiedźmy nie potrafią zmieniać koloru włosów? - odpowiedział z na w pół pełnymi ustami. - Zawsze ponoć była piękna i złośliwa. Nie mów, że nie pasuje.

Jonathan siedział, nagle zupełnie niemy. Patrzył raz na jedno, raz na drugie, wyglądając na takiego, który zupełnie nie wiedział, o czym mówią. i był w tym bardzo autentyczny.
- Phi! - Reina prychnęła w odpowiedzi na ostatnie stwierdzenie mężczyzny - Jak by zmiana włosów wyznaczała wiedźmowatość kobiety, po świecie chodziłyby same czarownice. Sam pomyśl, ile kobiet w dzisiejszych czasach, nie zmienia swojego naturalnego koloru?
- Ty nie zmieniałaś - wytknął jej z rozbawieniem. - A jak zmieniałaś, to nie podjęłaś dobrego wyboru. Ten co masz teraz jest znacznie lepszy. Czy wiedźmy są palone na stosach, Jonathan?
Zaskoczony jeszcze szerzej otworzył usta.
- To... dlaczego mnie o to pytasz? Przecież wiesz, że nikt by się nie odważył! - przekonanie w jego głosie połączone zostało ze strachem, z jakim spojrzał na Reinę.
Uśmiech kobiety stał się jeszcze szerszy:
- Nooo! To pierwsza rzecz, która mi się podoba w tym świecie! - Powiedziała rozbawiona.
- To ja tylko czekam, jak spotkasz inną wiedźmę. Taką z tych zazdrosnych - skomentował Ray
- Wtedy oddam jej ciebie. Na pewno będzie zachwycona - Odparowała. Te utarczki z Ray’em coraz bardziej jej się podobały.
- Rozumiem, że dla siebie zostawisz tego nawalonego owczym mlekiem? Sądząc z jego stanu to pewnie z cycków ciągnąłby nieźle - Ray skończył jeść, odkładając miskę na miejsce. Szukanie miejsca i wody do umycia jej chyba mijało się z celem.

Reina nie skomentowała ostatnich słów mężczyzny. Samo wspomnienie Kena, tego jak człowiek może się stoczyć, było obrzydliwe. Z drugiej strony to była przecież gra i fakt, ze człowiek może się tak zachowywać dla pieniędzy też był wyjątkowo niesmaczny. Potrząsnęła głową. Niech tym razem Ray’a będzie na wierzchu. Ziewnęła. Zdecydowanie była zmęczona. Myśl o spaniu na jednym sienniku z dwoma mężczyznami była dziwna, ale chyba była w stanie to przeżyć. Gdyby chcieli ją zniewolić i tak nie miała szans, by się obronić.
 
Eleanor jest offline  
Stary 24-05-2013, 20:21   #12
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Problem wydawał się być spory. Mężczyźni nie należeli do mikrych, ale za to siennikowi daleko było do dużego. Nawet przytuleni jedno do drugiego mogliby mieć duże problemy, by spać na nim wszyscy na raz. Jonathan siedział na nim ciągle, wyglądając na takiego, co zupełnie stracił orientację na temat tego, co działo się wokół.
Ray również zmęczony długim dniem, popatrzył na "łóżko" z powątpiewaniem.
- Na tym to się na pewno nie wyśpimy, a nawet nie zmieścimy.
Zerknął też na twardą, brudną podłogę.
- Nie masz czegoś, z czego można zrobić dodatkowe posłanie? - spytał Jonathana. - Reina, wolisz spać na czymś wyjątkowo twardym czy się mocno tulić do męskiego ciała?
W sumie ta wizja nie była taka zła. W ogóle nie była zła.

Kobieta zmierzyła sylwetkę Raya wyraźnie taksującym wzrokiem, oceniając okrywające go mięśnie:
- Gdybyś zdjął to całe żelastwo, byłbyś na pewno wygodniejszym materacem niż ten twardy siennik. - Powiedziała żartobliwie. Jednak im więcej o tym myślała tym rozsądniejsze wydawało jej się takie rozwiązanie.
Jonathan wyglądał na coraz bardziej przerażonego. Ciężko było im stwierdzić dlaczego, póki się nie odezwał.
- Wiedź... Reino, odstępuję ci łóżko. Mogę spać na skórach przy ogniu.
Wstał i tak szerokim łukiem jak mógł ominął kobietę. Dziwaczna rozmowa jaką prowadziła z Rayem musiała go jeszcze mocniej upewnić co do tego, że rudowłosa jest wiedźmą.
Collins zerknął na tutejszego tylko na chwilę, bo potem z wysoko uniesioną brwią rzekł do Reiny
- Nie zamierzałem spać na tym niewygodnym cholerstwie. Ale również nie pragnąłem być poduszką i łóżkiem jednocześnie. Niby jak ty to sobie wyobrażasz?

Wzruszyła ramionami:
- Jak uważasz. Siennik dzielony ze mną ci nie odpowiada śpij gdzie chcesz. - Bez dalszych dyskusji położyła się na posłaniu. Było rzeczywiście cholernie twarde i niewygodne, ale na pewno bardziej miękkie niż podłoga, nawet nakryta skórą. Miała nadzieję, ze kiedy się obudzi wszystko okaże się snem o ile oczywiście w tych warunkach uda jej się w ogóle zasnąć.
- Nie mówiłem o dzieleniu siennika. A o leżeniu bezpośrednio na mnie, co zasugerowałaś przed chwilą.
Powoli zaczął rozwiązywać rzemienie zbroi. I tak wątpił, by po tym wszystkim był w stanie szybko usnąć.
Choć słowa komentarza cisnęły jej się na usta, Reina postanowiła jednak przemilczeć tę sytuację. I tak była wkurzająca. Ray nie zraził się brakiem komentarza, pozbywając się wszelkich metalowych, twardych i niewygodnych elementów stroju. A potem ładując na siennik obok wiedźmy. On tam się uroków nie bał.

Łóżko nie było wygodne. Daleko było mu do nowoczesnych materacy i istotnie składało się prawie wyłącznie z siana, upchanego mocno do worka z szorstkiego materiału. Do przykrycia mieli dwa koce, chyba używane razem. Na początku, gdy ogień płonął w kominku, w izbie można byłoby spać nawet nago, tylko co potem? Jonathan bez słowa rozłożył się przed kominkiem na kilku zwierzęcych skórach.
Przez chwilę słychać było wyłącznie oddechy i trzaskające drwa. Potem właściciel tego domu rozpoczął rytmiczne, ciche pochrapywanie.
Sen w końcu nadszedł... tylko po to, by brutalnie zostać przerwany rytmicznymi uderzeniami.

***

Ciągle było ciemno, ale nie zupełnie ciemno. Przez małe okienko docierało do środka nieco światła. Byli w domku sami, a to co słyszeli na zewnątrz, brzmiało jak siekiera uderzająca o drewno.
Reina wyrwana ze snu przez chwilę rozglądała się po otoczeniu, a potem stwierdziła:
- Cholera! Miałam taki piękny sen, że jestem w domu, we własnym łóżku! - Usiadła na posłaniu i przeciągnęła się krzywiąc - boli mnie chyba każda kosteczka. Jak można w ogóle spać na czymś takim?
- Najwyraźniej mogli, skoro to niby rekwizyt rodem ze średniowiecza - Ray nie wyglądał wiele lepiej od Reiny, ale pewnie lepiej się czuł. - Zresztą mnie aż tak wszystko nie boli. To ty masz delikatne ciałko.

Reina przypomniała sobie co czytała na temat średniowiecznych posłań i postanowiła podzielić się tym z mężczyzną:
- No to chyba powinniśmy się cieszyć, że ich realizm nie jest taki zupełnie stu procentowy. Z tego co czytałam w średniowiecznych siennikach roiło się od wszelkiego rodzaju robactwa i były wylęgarnią wszystkich możliwych chorób. - Wzdrygnęła się z obrzydzenia na tę myśl. - To przynajmniej nie śmierdziało.
- I miskę nam dał - Ray podrapał się po swędzącym zaroście i wstał, rozciągając kości. - Ale ten dom, w którym byliśmy poprzednio, to chyba bardziej się do tego co czytałaś zaliczał. staruch chrapał jak traktor na wysokich obrotach.

- Czyli nasz obecny gospodarz należy pewnie do tych bardziej edukowanych - uśmiechnęła się - Z drugiej strony może ominęła cie całkiem przyjemna noc - mrugnęła do Raya - Widziałam jak tamta lasencja zerkała na ciebie pożądliwym okiem...
- Taaa... - westchnął. - Ale z drugiej strony chciała to robić właśnie tam, przy ojcu i narąbanym braciszku. Jak scenariusz pornosa, później tatuś się budzi i dołącza - zaśmiał się.
- Taaa... - sparodiowała go Reina - gdyby to była mamuśka i pijana siostrzyczka pewnie byś nie oponował. Według badań statystycznych każdy facet marzy o tym, by zrobić to z kilkoma kobietami naraz przynajmniej raz w życiu.

- Napisano to... według badań tych... ble ble ble - Ray popatrzył na nią krytycznie. - Nie dziwne, że miałaś problemy z facetami, skoro zawsze próbowałaś być od nich mądrzejsza, ale posługiwałaś się do tego tylko tym, co ktoś inny napisał - mężczyzna powiedział to lekkim tonem, zabierając się za zakładanie zbroi. Sam nie do końca wiedział dlaczego jej zwyczajnie nie zostawi. - Nie wiem jak ty, ale ja się stąd zmywam. Mam nadzieję, że drogi do tego miasteczka z którego wyszliśmy niczym nie zablokowali.
- Oczywiście, że idziemy - Reina wstała ruszając energicznie do wejścia, w przeciwieństwie do Raya nie miała nic do zakładania po za sandałami na nogi. - Nie wiem skąd myśl, ze miałam problemy z facetami - Dodała jeszcze otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz. Nie miała zamiaru dać po sobie poznać, że zabolały ją te słowa.
Ray skończył się ubierać, zerknął jeszcze na kuchnię zastanawiając się czy uda się coś do jedzenia zwinąć a potem ruszył za Reiną.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-05-2013, 12:26   #13
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie było co zwinąć. Prócz potrawki na dnie kociołka Ray dostrzegł tylko trochę nie wyglądających zbyt świeżo warzyw. Drzwi skrzypnęły, gdy wychodzili na zewnątrz. Jonathan, zajęty rąbaniem drewna tuż obok swojej małej, wykonanej z bali chaty, obrócił się, przerywając pracę.
- Późno wstajecie, świt nastał już dawno. Musieliście być bardzo zmęczeni podróżą.
Mgła w okolicy dalej się utrzymywała, równie mocna co dzień wcześniej. Zauważyli jednak, że choć chata stała na kawałku płaskiego terenu, to trochę dalej zbocze ponownie opadało. Ich ciała owiało niezbyt ciepłe powietrze.
- Chcieliśmy się pożegnać - Reina nie widziała sensu by komentować słowa Jonathana, podeszła do niego i wyciągnęła rękę - Dziękuję za jedzenie i gościnę.
Komentarza nie powstrzymał za to Ray, któremu nawet nie chciało się podchodzić. Skoro to cyrk, to nie musi się zachowywać choćby racjonalnie.
- Ta, późno wstali. Pewnie nawet siódmej jeszcze nie ma.
Jonathan odruchowo popatrzył na dłoń Reiny, mrużąc oczy. Wyglądał jakby szukał jakiegoś podstępu. Samym pożegnaniem chyba nie był zaskoczony.
- Oby duchy gór czuwały nad wami, a każdy wasz krok niech prowadzi do celu - skłonił delikatnie głowę. - W połowie dnia powinniście osiągnąć wioskę, jeśli po drodze nie zejdziecie ze ścieżki.
Reina opuściła dłoń. Najwyraźniej samo dotykanie dłoni “wiedźmy” było niebezpieczne. Skinęła mu głową i ruszyła we wskazanym kierunku. Gdy odeszli na tyle daleko, że Jonathan nie mógł jej słyszeć powiedziała do Raya:
- Wioska. Słyszałeś? Mówił o niej tak, jakby też była “z epoki”. Ciekawe jak daleko sięga to szaleństwo? To musi kosztować jakieś horrendalne pieniądze!
Ray zanim odszedł, wlał do manierki trochę wody. Raczej na inne napoje nie mieli co liczyć przez jakiś czas.
- Miasta na pewno nie zburzyli, by postawić na jego miejscu wiochę z epoki. W to nie wierzę. Co najwyżej ścieżkę jakoś inaczej poprowadzili. Nie wiem jak ty, ale ja nie za bardzo pamiętam jak dokładnie wyglądała ta, którą szliśmy wcześniej.
- Zupełnie nie pamiętam. Marzyłam tylko o tym by dotrzeć na górę i odpocząć. - Reina westchnęła. - W każdym razie wioskę omijamy. Jeśli zrobili ją by dalej nas nabierać mogą się ugryźć.
- Ta, po pół dnia drogi? Wtedy będziesz słaniała się na nogach. Mamy tylko marną manierkę wody i nic do jedzenia. - Ray nie był przekonany, ale patrzył na rudowłosą z lekkim rozbawieniem. - Ile to dni tu mieliśmy być? Tydzień? Pewnie spróbują bawić się z nami przez ten czas. Co za idiotyzm.
- Nie ma co dywagować. Idziemy odszukać cywilizację i zobaczymy co nas czeka po drodze. - Uśmiechnęła się do niego i ruszyła drogą wskazana przez Jonathana.

Ścieżka, odkąd z trudem wdrapali się na nią po stromym zboczu, już prawie stale zmierzała w dół, mniej więcej tak, jak ją kojarzyli. Po około pół godzinie monotonnego marszu z uważnym patrzeniem pod nogi, mgła powoli rozrzedzała się, a zbocze po bokach ścieżki zastąpione zostało iglastym, gęstym lasem. Wydawało się, że poprzednio ściężka była znacznie szersza i bardziej wychodzona, ale z drugiej strony może było to wrażenie wywołane mgłą, która nie zniknęła całkowicie i utrzymywała się nawet po następnej godzinie, kiedy to trafili na rozgałęzienie. Ścieżka wydawała się prowadzić dalej w dół, ale odchodziła także w bok, prosto przez pas wykarczowanego ludzką ręką lasu. Tego miejsca nie kojarzyli zupełnie, co wcale nie było dziwne, gorzej, że wyglądało na to, że usunięto wszelkie oznaczenia szlaków turystycznych. Na tej bocznej ścieżce zauważyli także wyraźnie odciśnięte w ziemi ślady, które im najbardziej przypominały końskie kopyta.
- Hmmm... - Reina popatrzyła uważnie na karczowisko - Chyba idziemy inną drogą niż w górę. Te drzewa nie wyglądają na świeżo ścięte, a zupełnie nie pamiętam takiej przesieki. Idziemy w dół czy w bok? - Popatrzyła na towarzysza - Osobiście byłabym za główną drogą w dół.
- Przecież nie było innej ścieżki. Tylko ta jedna. Chyba nie myślisz, że w międzyczasie wynaleźli podobną i nas tam umieścili? Zresztą, nawet nie wiem co myśleć. - Ray machnął wściekle ręką, patrząc się na ścieżkę w bok. - Skoro wioska ma być poniżej, to trzeba iść w dół. Ot co. Nie zbaczać z raz obranej drogi. Myślisz, że tu obok też dla nas coś przygotowali?
Z tego wszystkiego dostawał jakiegoś słowotoku.
- Sądząc po śladach wyglądających na końskie kopyta, pewnie tak - Reina ruszyła dalej w dół - Zastanawiam się czy tylko nas tak załatwili czy jeszcze kogoś? Urządzać taką szopkę tylko dla dwóch osób to chyba marnotrastwo możliwości? W tych wszystkich reality show zawsze jest więcej ofiar... może w wiosce na nich trafimy?
- Miejmy nadzieję, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu - Ray westchnął i również podjął wędrówkę.

Ścieżka wiła się i kluczyła, ciągle i ciągle kierując ich w dół. Las dookoła jeszcze zgęstniał, mgła nie ustąpiła do końca nawet na chwilę. Nogi zaczynały boleć, woda w manierce szybko się kończyła, a brzuchy prosiły o jakąkolwiek dawkę pożywienia. Jonathan mówił o połowie dnia drogi, ale nie wiedzieli ile minęło, zanim las rozrzedził się, a potem zniknął, pozostawiając trawiasto-skaliste, łagodne zbocza. Na jednym z nich zauważyli stado owiec. Jakiś pies pasterski uniósł się, wyczuwając obcych. A dalej, przykryte jeszcze częściowo mgłą, widać było dymy z kominów. Wioska znajdowała się tuż przed nimi. Przynajmniej kilkanaście chat krytych strzechą. Rodem ze średniowiecza. Po miasteczku, w którym mieli wszystkie swoje rzeczy i przede wszystkim, w którym znajdował się wygodny hotel, nie było śladu. Mimo, iż mogli przysiąc, że nie minęli po drodze innej ścieżki oprócz tej prowadzącej przez wykarczowaną część lasu.
- No i tak jak myśleliśmy. Nie odpuszczą nam tak szybko - Reina westchnęła - jakoś musieli zamaskować drugą ścieżkę i skierować nas w to miejsce, w którym chcieli nas mieć!
Ray pokręcił głową. Takie modyfikacje nie były możliwe, choć brak logiki u kobiety akurat nie dziwił.
- Nic nie zmienili - odparł po zastanowieniu. - To znaczy nic w tamtym miejscu. Musieli nas przenieść gdzieś indziej, lub to faktycznie jest jakaś wirtualna rzeczywistość. Pamiętasz Matrixa?
Pokiwała głową:
- To by jednak znaczyło, że praktycznie wszystko może się stać. Czy tam nie było tak, że jeśli człowiek umierał w wymyślonym świecie to było tak naprawdę? A może to było na odwrót? Zastanowiła się. Dawno temu widziałam ten film.
- Działało w obie strony - mruknął Ray. - Także lepiej nie ginąć. Trzeba było, by ktoś po drugiej stronie cię odebrał z pewnego miejsca. Lub połknąć tabletkę.
Westchnął i ruszył powoli w kierunku wioski.
- Ale wątpię, by ktoś w naszym świecie miał aż taką technologię.
- Nigdy nie nie wiadomo. Może to jakieś eksperymentalne badania? - Reina zastanowiła się - Nie wiem jak ty, ale ja zawsze bardzo starannie czytam wszystko co podpisuję i nigdy nie zgodziłam się na żadne eksperymeny, tajemne badania itp.
- No to jeśli są to eksperymentalne badania, to zrobią wszystko, byś nie wróciła do normalności, prawda? Lepiej mieć nadzieję na coś innego.
- Cholera. Zaczynam się naprawdę poważnie bać. - Chwyciła go za ramię i popatrzyła w oczy - Co w takim razie możemy zrobić by się uwolnić? By wrócić do normalności? - A skoro wyglądam teraz tak - wskazała drugą ręką na swoje ciało i twarz - Eksperyment jest bardzo prawdopodobny! Wcześniej po prostu nie chciałam w to wierzyć. Łatwiejsze byłoby myślenie o zwariowanym reality show!
- Na moje to wiemy już jedno - Ray skrzywił się, odpowiadając na spojrzenie kobiety. - Wszyscy ci ludzie dookoła albo będą świetnie grać, albo są wymyśleni. Lepiej w tym przypadku nie pokazywać za mocno naszej odmienności. Cholera wie, czy wszyscy boją się wiedźm, czy może jednak ktoś je pali. Będziemy musieli czekać na jakąś okazję do dowiedzenia się czegoś. Jeśli ten świat stworzony jest duży, może pozwolą nam dotrzeć do jakiegoś miasta, tam powinno coś być. Biblioteka czy coś. To chyba coś co lubisz - uśmiechnął się lekko.
- Tak, masz rację - skinęła głową - lepiej udawajmy, ze wierzymy w to wszystko - ponownie zatoczyła ręką tym razem wskazując na rozciągająca się niedaleko wioskę. Musimy w takim razie mieć jakąś wiarygodną historyjkę do opowiadania.
Zastanowiła się:
- Jonathan nie wiedział co to Londyn, myślał że to jakiś daleki zamek, niech więc tak będzie - uśmiechnęła się przekornie. Jestem opiekunka starych ksiąg w zamku Londyn, a ty? No i co tutaj robimy?
- Ja wyglądam na ochroniarza, to niech tak zostanie - Ray wzruszył ramionami. - Możemy śledzić jakąś historię. Ot, choćby o tych potworach. Dlaczego nie?
- Tak, historia o potworach do kolejnej księgi brzmi bardzo dobrze - Reina skinęła głową i ruszyła w kierunku wioski.
 
Lady jest offline  
Stary 19-08-2013, 19:31   #14
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Chaty we wsi nie różniły się od tych, które już widzieli. Proste, zbudowane z bali lub połówek bali, kryte strzechą. Większość wydawała się już całkiem stara, ale jeszcze nie rozpadająca. Małe okienka nie mogły wpuszczać wiele światła i nie miały szyb. Raczej coś na kształt rybich pęcherzy lub czegoś równie mało skutecznego i ładnego. Po jedynej tu ulicy, ścieżce bardziej, biegało kilkoro małych dzieci, które natychmiast podbiegły do obcych, próbując ich dotknąć. Z jednego z domów wyszła starsza kobieta i widząc co się dzieje, złapała się za głowę.
- Dzieci! Zostawcie jaśnie państwa!
Z prawdziwym przerażeniem zaczęła je odganiać, na przemian z kłanianiem się i przepraszaniem.
- Wybaczcie, jaśnie państwo. To jeszcze za młode... wybaczcie.
Reina zawsze lubiła dzieci. Jej bratankowie zawsze twierdzili zgodnie, że jest “najbardziej zajebistą” ciocią na świecie. Uśmiechnęła się do malców i stała spokojnie pozwalając dotykać swojej sukni i włosów:
- Nie ma problemu - uśmiechnęła się do kobiety - Zupełnie mi to nie przeszkadza - Nawet miała ochotę poznać je trochę bliżej. W przeciwieństwie do dorosłych takie małe dzieci nie potrafiły kłamać i oszukiwać. Rozmowa z nimi mogła ostatecznie potwierdzić lub obalić ich teorie na temat miejsca, w który się znajdowali. Musiała jednak przyznać się przed sama sobą, że coraz bardziej skłonna była uwierzyć w teorie o Matrixie.
Ray nie powiedział ani słowa, przyglądając się dzieciom. Takie maluchy łatwo popełniały błędy i wypadały z roli. Ukucnął i uśmiechnął się.
- Które z was chciałoby się przelecieć helikopterem? - powiedział to na tyle cicho, by stara baba nie usłyszała. Każde dziecko chciało latać helikopterem!
Dzieci zapatrzyły się na niego, szeroko otwierając oczy. Większość zupełnie wydawała się nic nie rozumieć. Jakieś starsze spytało:
- Ale przecież ludzie nie umieją latać, prawda?
Zanim zdążyli zrobić coś więcej, stara kobieta przepędziła dzieciaki, kłaniając się z trudem.
- Wybaczcie jeszcze raz, jaśnie państwo. To tylko dzieci... - mówiła, jakby nie dosłyszała wcześniejszych słów Reiny.
Ray zagapił się na nie. Czy naprawdę tak dobrze udawały? Z drugiej strony koncepcja Matrixa zasiała już ziarno w jego głowie. Wstał, zerkając przelotnie na Reinę, a potem wracając do kobiety.
- Chcielibyśmy trochę odpocząć, napić się i zjeść. Nie mamy jednak czym zapłacić... choć możemy na pewno podzielić się wiedzą czy umiejętnościami.
- Możemy też opowiedzieć kilka ciekawych historii - Reina ponownie spróbowała też możliwości zapłaty.
- Ależ jaśnie państwo niczym nie muszą płacić, proszę za mną! Szkoda, że tacy niezapowiedzeni. Jaśnie pan baron zawsze zapowiada wizytę przez gońca...
Biadoliła, oganiając dzieciaki i idąc do jednej z większych chałup. Wyglądały one bardzo podobnie do tych, które już widzieli, zarówno na zewnątrz, jak i w środku.
- Jaśnie państwo nie konno? Bo dalej bez koni to przecież nie można, baron zawsze powiada. Następna wieś za daleko.
- Za daleko? To znaczy ile kilometrów? - zapytała Reina ruszając za kobietą.
- Kilometrów? Ja stara kobieta, ja nie znam takich trudnych słów, jaśnie panienko... - otworzyła drzwi i przytrzymała je przed nimi, kłaniając się z dostrzegalnym trudem. - Ale jak się idzie, to z ćwierć dnia brakuje by do miejsca dotrzeć. Była karczma po drodze, ostatnio pusta stoi. Szkoda.
- Czemu jest pusta? - Zainteresowała się bibliotekarka. - Ludzie nie używają drogi często?
- To jest takie zadupie, że bym się nie zdziwił. Każdy interes by splajtował - Ray wydawał się mocno niezadowolony z tej całej sytuacji, chociaż usłużność i uniżoność kobiety bawiła go. Wszedł do środka budynku. - Chyba prowadzicie jakiś handel, jeździcie na targ po niezbędne rzeczy?
- Nie wiem dlaczego pusta, jaśnie panienko - kobieta weszła za nimi, kilka dzieciaków również, ciągle patrząc ciekawskimi oczami. Gospodyni od razu zaczęła się krzątać przy kuchni, rozpalając ogień przy pomocy palącej się słabo łojowej świecy, którą rozpoznała ze starych zdjęć i obrazków oczytana Reina. - Pewnego dnia pozostała pusta i nikt już nie zajął się gospodarzeniem. To jaśnie państwo nie wiedzą?
Nagle zakryła usta dłonią.
- Wybaczcie, lordowie. Urazić nie chciałam. Już przygotowuję strawę. A na targ zwykle raz na miesiąc, rzadko częściej, czasem jaki handlarz sam przyjedzie. Wtedy wozem i nocujemy w pustej karczmie. Ale jaśnie państwu nie wypada przecież!
- Chyba jakoś sobie poradzimy - mruknął Ray, któremu to całe nocowanie w pustej karczmie wydawało się przyjemniejszą perspektywą niż znoszenie "tutejszych ludzi" kimkolwiek, lub czymkolwiek byli. - Rozumiem, że nie ma tu, ani dalej, innej drogi? Oczywiście nie licząc tej, którą przyszliśmy.
- Ano, jak do wsi innych to nie ma, jeno ta - kobiecina poradziła sobie już z ogniem, który rozbłysnął płomieniem na kuchni. - Chyba, że leśne ścieżyny. To trzeba jednak wiedzieć którędy.
- Chyba nie dają nam zbyt wiele możliwości, prawda? - Ray zwrócił się do Reiny. - Nawet w tym... świecie jesteśmy pośrodku największego zadupia. Bez obrazy - dodał w kierunku kobieciny, tak naprawdę nie dbając jednak o to co może sobie myśleć.
- Skoro zabawa jest liniowa nie pozostaje nic innego jak ruszyć po sznurku, który nam zostawiono. - Reina wzruszyła ramionami - Posilimy się u tych miłych ludzi i ruszymy dalej do tej opuszczonej gospody.
Ray skinął głową, zastanawiając się, co tym razem podadzą im do żarcia.
- Wiesz, jak to będzie tak dalej, to w końcu będzie trzeba wymyślić coś niestandardowego. Wtedy się może okaże co tu się dzieje. To wszystko jest za duże jak na zwykły, wybudowany ludzką ręką świat w innym świecie.

Kobiecina nie ociągała się, szybko stawiając przed “jaśnie państwem” miski ze strawą. Podobnie jak u pustelnika, wyglądało to jak gulasz, głównie warzywny, ugotowany w jednym kotle. Musiała też słyszeć ich rozmowę.
- Jaśnie państwo nie mogą dziś wyruszyć, za mało słońca na niebie zostało. Przenocować u nas trzeba. I z samego rana dopiero.
- Czy chodzenie po zmroku jest niebezpieczne? - Reina zadała to pytanie tylko po to, by się przekonać czy tutaj też będą im wciskać historię o nocnych potworach czyhających na nierozważnych, którzy odważą się wysunąć nos z ukrycia.
- Różnie mawiają - odparła kobieta. - Ciemno, łatwo nogę złamać. A ludzie też powiadają, że w nocy coś ludzi i zwierzęta porywa. Potwory jakie. Ja żadnego nie wiedziałam, kto to jednak wie? Ja po nocy z sioła naszego nie wychodze, a i z chałupy rzadko.
Panna Tremain pokiwała głową:
- Słyszałam już o tych potworach od pustelnika żyjącego wyżej w górach, ale czy ktoś wie coś konkretnego? Może ktoś z waszej wioski został porwany?
- Niedawno słuchy się o tym pojawiły, jaśnie panienko - odpowiedziała kobiecina. - W zimę tylko stary węglarz zaginął, ale przecież do jakiej przepaści mógł zlecieć. A tak to tylko zwierzęta. Tylko nocą nikt nie wychodzi.
Dzień miał się już ku końcowi, do wioski schodzili się ludzie. Wrócił także mąż kobiety, a także jej dzieci i ich małżonkowie. Dużo osób, niezbyt wielka chata, ale wieści rozeszły się szybko i Lord i Lady otrzymali osobne miejsce do spania. Traktowani natomiast byli z szacunkiem, ale i obawą, przez co niewiele rozmów prowadzono tego wieczora.
 
Eleanor jest offline  
Stary 01-09-2013, 16:18   #15
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ranek przyszedł szybko, nawet zbyt szybko. Bo już równo ze świtem. Nie było za to już tak mgliście, może ze względu na to, że zdążyli zejść trochę w dół tutejszych gór. Goszczący ich mieszkańcy wioski zdawali się robić wszystko, by gości się szybko pozbyć. Dano im wodę do umycia, śniadanie złożone z suchego pożywienia oraz worek z zapasami na drogę, w którą wyprawiono ich zaraz potem. Może spodziewali się, że jaśnie państwo zachce czegoś więcej.
Nie zechcieli. Oni także pragnęli wreszcie się czegoś dowiedzieć, ale świat roztaczający się dookoła nich, postanowił wystawić ich na kolejną próbę. Tym razem monotonnej wędrówki po nierównej, szerokiej na tyle, by zmieścił się na niej wóz, drodze. Prowadziła pośród wysokich łąk i - głównie - iglastego lasu, wijąc się i ciągle kierując w dół. Robiło się coraz cieplej, a słońce wisiało wysoko, powoli przesuwając się po nieboskłonie, bardzo powoli. Wraz z bólem, który odczuwali w nogach.
Musiało być już dobrze po południu i słońce chowało się za szczytami, gdy wreszcie ujrzeli samotny, otoczony półtorametrowym płotkiem budynek opuszczonej karczmy. Szyld, wytarty już, ciągle wisiał nad wejściem do głównego budynku. Obok znajdowały się jeszcze dwa inne, zapewne stajnia i może wozownia. Co innego zaprzątnęło ich uwagę, zanim zbliżyli się bardziej. Przez drogę przechodziły bowiem dwa czarne niedźwiedzie. Były dość daleko, ale zatrzymały się i zaczęły się patrzeć. Wydawało się, że patrzyły strasznie ciekawsko.

Ray także się zatrzymał. Bolało go wszystko. Ta koczuga była cholernie ciężka, a na dodatek obcierała wszędzie. I miecz. I worek z żarciem. Miał ochotę wyrzucić to wszystko, zaraz na ziemię. I tak nie umiał walczyć. Z drugiej strony, widząc te niedźwiadki, położył dłoń na rękojeści broni. Chrząknął.
- Myślisz, że zastanawiają się, czy warto próbować nas zjeść? - co jak co, ale mężczyzna na podróżach w dziczy to się nie znał.
- Wolałabym się o tym nie przekonać na własnej skórze. - Reina zatrzymała się z niepokojem oglądając zwierzęta. - Wiesz… niedźwiedzie w Anglii wyginęły mniej więcej w okresie wojen z Normanami, więc te pewnie są oswojonymi zwierzętami z zoo lub cyrku… - Nie wiadomo kogo tak naprawdę próbowała przekonać, że nie ma się czego bać… - Hmm… prawdopodobnie tak właśnie jest...
Niedźwiedzie musiały podjąć jakąś decyzję, bo ruszyły powoli w ich stronę. Powoli i niespiesznie, ale i tak nie wyglądało to dobrze. Zanim ich wzrok nie sprawił im figla. Sylwetki zwierząt zamazały się, a gdy zamrugali, już ich nie było. Zamiast tego ku nim szły dwie zupełnie ludzkie osoby, odziane w długie, szare szaty. Na twarze mieli narzucone kaptury, mimo tego zauważyli, że to kobieta i mężczyzna. Za grubymi sznurami służącymi im za paski oboje wsunięte mieli sierpy. Kobieta uniosła dłoń, w czymś co przypominało gest pozdrowienia. Kto to jednak wiedział. Przed chwilą przecież po drodze szły niedźwiedzie.

Collins nie miał pojęcia, czy wyciągnąć miecz, czy pomachać na powitanie, a może zwyczajnie spieprzać.
- Widzisz to samo co ja? - zwrócił się cicho do Reiny, decydując się jednak na ostrożne wydobycie ostrza z pochwy. Nieznajomi co przed chwilą wyglądali jak zwierzęta? Chyba jeszcze nie było takiej technologii, która by pozwalała robić coś takiego na żywo. Więc jednak matrix? Wyciągnął ku nim miecz.
- Zatrzymajcie się - powiedział raczej słabo i przełknął ślinę. - Kim jesteście i dlaczego przed chwilą wydawało mi się, że zamiast was na drodze stały niedźwiedzie?
- Pewnie zaraz powiedzą, że są druidami - Równie cichym szeptem odpowiedziała mu bibliotekarka. - Według niektórych systemów gier fantasy potrafią przybierać postaci zwierzęce. To jakby ich druga natura.
To wszystko było tak abstrakcyjne, że po prostu trudno było nie wierzyć w teorię Matrixa, choć i ona, sama w sobie była przecież także całkowicie abstrakcyjna.
Para zatrzymała się zgodnie z tym co chciał od nich Ray. Kobieta uśmiechnęła się pod kapturem. Dostrzegli to mimo tego, że jeszcze nie widzieli rysów jej twarzy. Mężczyzna przemówił wyrazistym, pewnym aczkolwiek spokojnym głosem.
- Jesteśmy jednością z naturą. Opiekujemy się okolicą. Musicie być z daleka, skoro nas nie rozpoznajecie. Nazywam się Ondo, ona to Taina.
- Jestem Reina, a to Ray - powiedziała kobieta wskazując na towarzysza, a potem, ponieważ podkusił ją chochlik siedzący na jej ramieniu dodała nadal zachowując całkowitą powagę na twarzy:
- Jesteśmy z innego świata. Nie pamiętamy jak tutaj przenieśliśmy, ale próbujemy znaleźć sposób jak do niego wrócić.
Collins zerknął przelotnie na rudowłosą piękność, a potem wzruszył ramionami i pokazał na nią palcem.
- Jest dokładnie tak jak mówi.

Dziwna para spojrzała po sobie, a mężczyzna zsunął z głowy kaptur, odsłaniając twarz około czterdziestoletniego mężczyzny. Miał długie za ramiona, rozpuszczone brązowe włosy i krótką brodę okalającą jego usta. Pociągła, niezbyt szeroka twarz nie była ani piękna, ani brzydka, choć niezwykle wyraziste, czarne oczy błyszczały, gdy przyglądał się im ciekawie. Wokół oczu miał już zmarszczki, a włosy poprzetykane były siwizną, co dostrzegli gdy zbliżył się jeszcze bardziej, z rękoma uniesionymi wnętrzem do nich.
- To jest możliwe - odparł ostrożnie. - W świetle ostatnich wydarzeń, osnowa mogła zostać rozdarta. Do nocy pozostało niewiele czasu, a musimy jeszcze odnowić moc dwóch menhirów. Wtedy karczma pozostanie bezpieczna. Zechcecie ruszyć z nami i pomóc, dzięki czemu możemy się rozdzielić i zrobić to szybciej? Jeśli nie, schrońcie się w budynku. Dołączymy do was później. Chętnie wysłucham waszej historii.
Reina pomyślała, że skoro zdecydowała bawić się w ten nowy świat i wierzyć w Matrixa będzie to robiła na całego.
- Chętnie pójdę z wami. Jeśli będę w stanie pomóc mogę to zrobić - Powiedziała patrząc na nich z ciekawością, Zastanawiała się jak zareagują na historię o ich świecie. Czy wszyscy ludzie w tym świecie byli wymyśleni? Czy też podpięci do systemu jak w tamtym filmie? Widziała go tylko raz i to dość dawno temu. Dzięki doskonałej pamięci miała jednak w głowie sporo szczegółów. Odruchowo dotknęła swojej szyi. Nie wyczuła tam żadnych podłączeń.
Ich brak zdziwienia zaniepokoił Raya znacznie bardziej niż zachowanie dzieci w tej wiosce, którą opuścili tego ranka. To było dziwne. Osnowa? Menhiry? I te niedźwiedzie. Popatrzył na Reinę dość niepewnie.
- Teoretycznie możemy iść. O ile nie jest potrzebna wam nasza krew czy coś w ten deseń. Co będziecie robić z tymi kamulcami? Bo z tego co pamiętam z różnych książek, menhir to taki wielki kamień, tak? - mężczyzna postanowił grać "bezpośrednią ignorancję". To co znali z jakiejś fantastyki, to przecież nie musiał być żaden wyznacznik. Z drugiej strony, stonehenge było prawdziwe.

Taina zbliżyła się powoli, również odrzucając kaptur, ukazując swoje oblicze. Była kilka lat młodsza od mężczyzny i jeśli nie piękna, to na pewno ładna. Długie blond włosy, w świetle zachodzącego słońca przechodzące w kolor miedzi, były splecione w warkocz. Jej twarz miała ostre rysy, ale usta pozostawały pełne, a zielone oczy duże i przyciągające uwagę. To ona odpowiedziała na pytania Ray’a.
- Tak, menhiry to rodzaj kamieni. Wyjaśnię ci po drodze, jeśli pragniesz wysłuchać i uwierzyć - miała delikatny, łagodny i niski głos.
- A ty Reino, chodź ze mną. Gdy się rozdzielimy, poradzimy sobie z tym sprawniej i przed zapadnięciem ciemności - Ondo uśmiechnął się. Miał białe, równe zęby, a jego twarz wraz z tym uśmiechem piękniała i ożywiała się. Jego oczy doskonale odzwierciedlały uczucia, błyszcząc i przyciągając swoją niezwykłą czernią. Taina już w tym czasie zeszła na łąkę po prawej stronie od drogi, oglądając się za Collinsem.
Panna Tremain ruszyła za mężczyzną:
- O co chodzi z tymi kamieniami? - Zapytała gotowa na opowieść.
Ray miał wrażenie, że tutejsi ludzie są jacyś dziwni. Historyjkę Reiny przyjęli bez mrugnięcia, a teraz to. Właśnie, czy mógł w to uwierzyć? Chyba tak sobie. Poszedł jednak za kobietą, widząc, że rudowłosa podążyła za mężczyzną. Dogonił ją.
- Mam nadzieję, że nie jest to daleko. Zawsze miałem dobre wyczucie kierunku, ale po całym dniu łażenia mam wszystkiego dość - poskarżył się cicho. Przynajmniej na kobiety można było sobie tu popatrzeć. Szkoda, że nosiły takie długie sukienki. - Opowiedz mi o tym. Co w zasadzie trzeba zrobić?

Oboje otrzymali identyczną opowieść, choć wychodziła z innych ust i przedstawiana była nieco innymi słowami. Opowieść dotyczyła tego, że świat podzielony był na dwie sfery. Rzeczywistą i duchową. Menhiry, nazywane także totemami, oddzielały te warstwy, zwykle nie pozwalając niczemu przedostawać w jedną lub drugą stronę. Teraz ich moc z nieznanego jeszcze powodu zmalała, w niektórych miejscach zanikając zupełnie. Przedostawały się nie tylko duchy, ale także inne istoty, mogące ranić i wpływać na sferę rzeczywistą. Moc totemów należało odnowić. Brzmiało to dziwnie i nierealnie, lecz tłumaczący im to obrońcy natury zdawali się absolutnie wierzyć we własne słowa.
 
Sekal jest offline  
Stary 17-11-2013, 21:55   #16
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ondo skończył opowieść w momencie, w którym zatrzymała się przed dużym, owalnym kamieniem. Na jego środku ktoś wykuł i wypełnił ciemnoczerwoną farbą jakiś niezrozumiały znak. Dookoła niego była polana, niewielka i wyglądająca na wypaloną. Mężczyzna sięgnął do pasa i zdjął z niego nieduży woreczek, który wręczył Reinie:
- Musimy odnowić to miejsce. Weź ten proszek i usyp z niego krąg, zgodnie ze skrajem wypalonego obszaru. Rób to dokładnie i nie bój się, nie skończy się.
Gdy rozsupłała mieszek, ukazał się jej srebrzysty piasek. Ondo tymczasem wyjął sierp i zaciął się dłoń. Krwawiącą włożył w ten dziwny znak na kamieniu. Odniosła wrażenie, że to w środku wcale nie było farbą.
Nie zwlekając dłużej Reina przechyliła woreczek i zaczęła sypać z niego wąska strużkę idąc wolno w koło kamienia. To wszystko było dziwne. Opowieść. To co im się przytrafiało. Jeśli ktoś wymyślił ten scenariusz musiał się chyba lubować w historiach fantasy. Bibliotekarka przeczytała w swoim życiu trochę tego typu literatury, ale zawsze pociągała ją bardziej realna wiedza. Teraz zaś najwyraźniej utknęła w Matrix-fantasy.
- W naszym świecie menhiry to tylko zwykłe kamienie przypominające nam o odległej historii. Nikt nawet nie wie do czego naprawdę służyły. - Powiedziała nie przerywając swojego zadania.
- Być może ich magia zdążyła już zgasnąć. Albo została wyssana z waszego świata.
Nie okazywał zdziwienia, wypełniając runę swoją krwią. Gdy skończył, rozsznurował swoją szatę. Najpierw na ziemię opadł sznur, a potem ubranie. Pod spodem był nagi. Dobrze zbudowany, wysoki i zupełnie nie przejmujący się swoją nagością. Zaczął kreślić coś na swojej piersi, brudząc ją mokrą ziemią i czymś jeszcze.
- Powiedz jak skończysz. Musimy być czyści, by oczyścić to miejsce.
Reina skupiona na swoim zadaniu nie patrzyła na to co robi mężczyzna. Gdy w końcu na niego spojrzała po raz pierwszy w życiu dosłownie ją zamurowało:
- Eeee… nie wiem… eeee… walanie się ziemią nie jest chyba skutecznym sposobem oczyszczania. U nas stosuje się do tego wodę - Powiedziała niepewnie omijając go wzrokiem.
- Musimy oczyścić swoje dusze. I zjednoczyć z naturą. Możesz podążyć za moim przykładem lub pozostać na zewnątrz kręgu - odparł Ondo spokojnie, ciągle kreśląc symbole na swoim ciele. - Ale tam może być niebezpiecznie. Menhir może przywołać tych, którzy przedarli się za zasłonę.
~Niezła gadka ~ Pomyślała Reina spoglądając na nagiego mężczyznę. Jeszcze nikt nie wymyślił czegoś równie dziwacznego by ją namówić do rozebrania się. Jak miała być całkiem uczciwa to nikt nigdy jej nie namawiał do tego by się rozbierała. Jej życie erotyczne w czasach kiedy wyglądała jak stateczna bibliotekarka było raczej mało interesujące. Westchnęła, odwróciła się do mężczyzny tyłem i rozwiązała węzły na ramionach, które podtrzymywały jej suknię. Opadała do jej stóp. Teraz po raz pierwszy Reina mogła się przyjrzeć swojemu nowemu ciału. Zważyła w dłoni piersi, a potem przejechała po biodrach. Całkiem całkiem… szkoda, ze nie miała przy sobie lustra. Takie jej szczęście jak już miała seksowne ciało, to nie mogła go sobie nawet dokładnie pooglądać. Westchnęła ponownie i zaczęła na skórze rozsmarowywać grudki ziemi. Miała nadzieję, że to się nie ukaże na You tubie, a potem sobie przypomniała, że jeśli nawet, to przecież wygląda zupełnie inaczej, wiec nie musi się przejmować. Nikt ze znajomych jej nie rozpozna.
- Sama ziemią to za mało. Potrzebujesz zmieszać ją z krwią. Możesz moją, jeśli obawiasz się zranić. I znaki muszą mieć odpowiedni kształt - mężczyzna wydawał się na nią nie patrzeć, lecz kątem oka musiał widzieć jak się sobie przygląda. - Zachowujesz się, jakbyś nigdy nie widziała nagości, nawet swojej.
- Nigdy nie widziałam tego ciała. Dostałam je po przybyciu tutaj. Po za tym nie pokazujemy się zazwyczaj obcym ludziom zupełnie nago - Powiedziała nieco naburmuszona faktem, że ją podglądał. - Cenimy swoją intymność, ale jeśli wymaga tego wyższa konieczność, na przykład wizyta u lekarza, poddajemy się temu. Nie potrafię narysować odpowiednich znaków. Zrób to ty. Jeśli możesz swoją krwią byłabym wdzięczna. Nie lubię się ranić. Dodatkowo w tych warunkach to grozi zakażeniem, a przy kontaktach z ziemią jeszcze durem brzusznym. Wątpię byście dysponowali szczepionką.
W czasie jej gadaniny, Ondo skończył nanosić znaki na swoje ciało. Miał je głównie na torsie, ramionach i udach. Zbliżył się do Reiny. Mimo, że oglądał ją z tyłu, to widział na ten przykład całkiem zgrabną pupę.
- Czy nagość to coś złego i nienaturalnego? Tutaj także ludzie nie pokazują się tak publicznie, lecz także nie uważają nagiego ciała za coś obraźliwego czy wstydliwego. Mówisz, że nie jest twoje? To jest ciekawe, ale zajmiemy się tym później. Dotyku także się obawiasz?
Ostatnie słowa mówił stojąc tuż za nią. Czuła jego oddech na policzku. Pachniał ziołami.
- To raczej kwestia poszanowania intymności i szacunku do ciała niż lęku. Przestępstwa seksualne są u nas karane przez wymiar sprawiedliwości. Kobieta może oskarżyć mężczyznę, który nadużył swej siły i zmusił ją do aktu seksualnego bez jej zgody. - Powiedziała szybko. Czuła się dziwnie skrępowana stojąc zupełnie nago, przed obcym mężczyzną, który tez był całkiem nagi. - Możesz mnie dotknąć, ale zachowuj się przyzwoicie! - Zakończyła wyraźnie zdenerwowana.
- U nas też może, gwałty się zdarzają. Ale głównie w miastach, a my żyjemy daleko od nich. Często skarga kobiety może jej tylko zaszkodzić. Bo jak mogłaby udowodnić swoją niewinność? - Zapytał jakby to była oczywistość, że się nie da. Tutaj być może była. - Do niczego cię nie zmuszam. Tylko proszę. Akt seksualny musi wynikać z chęci wszystkich uczestników. Ale i on jest całkiem naturalną sprawą, której nie trzeba się wstydzić.
Jednocześnie ze słowami położył dłonie poniżej jej piersi. Były chłodne od wilgotnej ziemi. Zatoczył nimi dwa kręgi wokół jej niedużych krągłości, kierując ruch ku brzuchowi.
Westchnęła czując chłodne dłonie na swojej skórze. Wrażenie było dziwne, ale nie nieprzyjemne. Może nieco krępujące lecz jednocześnie ekscytujące. Nigdy jeszcze nie robiła czegoś takiego. Poczuła się nagle inna kobietą. Opanowała jednak dziwne myśli krążące po jej umyśle:
- Narysuj te znaki. - Powiedziała.
- To właśnie robię - odparł cicho. Jego dłonie wykonały jakiś zawijas na jej brzuchu, a potem mężczyzna schylił się, nabierając kolejną porcję ziemi. Musiał mieszać ją z krwią ze swojego ramienia, ale było jej tak mało, że Reina nic nie dostrzegała. Następne wysmarował jej ramiona i znów schylił po ziemię. Zawahał się.
- Jeszcze uda. Ich wnętrze również.
Panna Tremain przewróciła oczami, ale tego pochylony do ziemi Ondo nie mógł widzieć. Stanęła w większym rozkroku ułatwiając mu dostęp do wnętrza swoich ud i powiedziała krzyżując ramiona na piersiach:
- Czyń waść wstydu oszczędź.
- Jak już mówiłem, żaden to wstyd. Zwłaszcza przy tak pięknym ciele - nie do końca zrozumiał chyba słowa Reiny. Za to ona wkrótce poczuła jego dłonie, kreślące jakieś symbole od jej kolan, podążając powoli w górę.
- Robi się ciemno, musimy się pospieszyć. Jak skończę usiądziemy w kręgu ze skrzyżowanymi nogami. Nie mów nic, słuchaj swoim wnętrzem. Na pewno zamknęłaś krąg?
Kobieta skinęła głową:
- Robiłam to bardzo dokładnie, tak jak mi poleciłeś. - powiedziała, a gdy skończył usiadła zgodnie z poleceniem.
- Dobrze - wytarł ręce, a potem usiadł. Naprzeciwko niej. Także skrzyżował nogi i nie patrzył na jej ciało. A może patrzył? Położył dłonie na kolanach, wnętrzami do góry. - Zbliż się jeszcze trochę, powinnaś dotykać mojego ciała. Reina westchnęła ponownie. To ją naprawdę wiele kosztowało, ale postanowiła zachować spokój. Przesunęła się nieznacznie w kierunku siedzącego po turecku golasa i dotknęła kolanami jego kolan. Trudno było przy tym nie obrzucić spojrzeniem całości jego aparycji. Zaczerwieniła się jak piwonia gdy jej wzrok prześliznął się po męskości.
Nie dało się też nie zauważyć, że był pięknie zbudowany, prawie niczym model z jej własnego świata. Oczywiście różnic było kilka, jak choćby zarost i znacznie większa ilość włosów niż na mężczyznach z okładek. Żadne z jego mięśni nie wyglądały też na wyrobione tylko po to, by ładnie wyglądać. Na dole także miał się czym pochwalić, chociaż nie zdradzał żadnych oznak podniecenia. Wydawał się nawet już nie zwracać uwagi na otoczenie. Przymknął oczy, mrucząc coś pod nosem. Reina zauważyła, że faktycznie zrobiło się już prawie zupełnie ciemno i nawet siedzący przed nią Ondo nie był widoczny w pełnych szczegółach. Coś poruszyło się między drzewami. Nagle krąg który usypała zajaśniał srebrną poświatą. W jednym miejscu jaśniejszą. Za nią kobieta zobaczyła dwa jarzące się na niebiesko punkciki do złudzenia przypominające oczy. Wycofały się nagle, ale krąg ciągle jaśniał.
Reina siedziała cicho, choć nie potrafiła się wyciszyć co najwyraźniej udało się towarzyszącemu jej mężczyźnie. Zastanawiała się jak długo mają tak siedzieć. Jeśli liczył, że całą noc.. Już zaczynały ją boleć plecy, a także nogi zmęczone po całodniowej wędrówce. Wytrzyma może godzinę, a i to jeśli dobrze pójdzie. Powinna była zostać z Rayem w karczmie. Swoją drogą ciekawe jak jemu się wiodło? Ziewnęła. Zmęczenie powoli dawało jej się we znaki.

Bariera zabłysła ponownie. I jeszcze raz, w dwóch różnych miejscach. Kobieta przekonywała się, że zmęczenie mogło nie okazać się główną przeszkodą. Prawdę powiedziawszy czuła je coraz słabiej. Powoli przez jej ciało przepływała jakaś nagła energia, a w głowie słyszała trudny do uchwycenia śpiew. Tak jakby jej duszę otulały powoli zupełnie nieznane siły. Co więcej, spalona trawa wokół niej i pod nią wyraźnie ożywała, z ziemi wyrastały nowe źdźbła.
To piękno było zaburzane tylko, lub aż, przez to, co atakowało barierę. Rozbłyskała coraz częściej, aż w końcu w jednym miejscu wyglądało to tak, jakby powstała dziura, przez którą przecisnęła się widmowa, zaopatrzona w pazury ręka. Sięgnęła ku niej i zabrakło jej tylko metra. W głowie obok śpiewu pojawiły się lamenty i pełne bólu mentalne wrzaski. Zaatakowały ją w chwili pojawienia się wyrwy w niezwykłej barierze. Ondo, ciągle pogrążony w medytacji, nadal zdawał się nie interesować otoczeniem.
Reina siedziała bez ruchu. Patrzyła i analizowała. To co widziała było tak realne. Czuła przecież delikatność świeżej trawy pod swoimi nagimi pośladkami. Jak na wizje narkotyczne było to zbyt realne, no i przecież zdecydowanie niczego nie wzięła przed tym spektaklem. Chyba, że dziwne wizje i jej stan wywoływał proszek, który rozsypała w kręgu. Była też całkiem możliwa, choć dość absurdalna wizja Matrixa. Była też trzecia możliwość. Najtrudniejsza do przyjęcia przez jej racjonalny umysł: Może naprawdę przenieśli się do innego świata pokonując barierę czasu i przestrzeni? Idea światów równoległych była traktowana przez naukowców raczej z dużą dozą krytycyzmu. były jednak głosy, które przychylały się do niej. Może spokojna pani bibliotekarka, ona Reina Trimaine była pierwszym w swoim świecie podróżnikiem między wymiarami? Myśl ta była tak szalona, tak niezwykła i nieracjonalna, że pozwoliła jej oderwać się od tego co działo się za barierą.
A ta uginała się, rwała i błyszczała srebrnym blaskiem. Trawa rosła coraz szybciej. Pojawiły się zielone pędy obejmujące menhir. Ale i czarne jak noc ramiona sięgały dalej i dalej. Lśniące oczy były tuż-tuż. W końcu jakiś pazur zahaczył o nagie ciało Reiny. Zimno przeniknęło przez nią i zamieniło się w ból. Poczuła, jakby ktoś chciał wyrwać z niej serce i mózg, szarpał się z jej pamięcią, pragnąc zawładnąć nią i ukraść wszelkie wspomnienia. Wszelkie dobre. Poczuła jak smutek wzbiera w niej, gdy ból się wzmagał.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 17-11-2013 o 21:58.
Eleanor jest offline  
Stary 17-11-2013, 21:57   #17
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Ondo - Powiedziała cicho i w miarę spokojnie - Nie chciałabym ci przeszkadzać, ale chyba coś jest nie tak…
Pogrążony w medytacji mężczyzna nie zareagował. Jego też już chwytały cieniste łapy. Reina czuła coraz bardziej paraliżujące zimno. Lecz znacznie gorsze był smutek i pustka. Nagle zdała sobie sprawę, że jej idealna, funkcjonująca tak niesamowicie pamięć zmienia się. Nie potrafiła sobie przypomnieć dzieciństwa! Po kolei znikały kolejne miłe wspomnienia. Pędy zaczęły oplatać również ją, jakby chciały stworzyć wokół niej ochronny kokon, tak jak robiły to z menhirem. Powoli miała już tego dość poruszyła się. Pochyliła do przodu i dotknęła nagiego kolana mężczyzny.
- Ondo - powiedziała głośniej.
Otworzył nagle oczy. Zobaczyła w nich spokój. Poczuła go. Działał jak ukojenie, mimo, że nie wygnał zimna z jej ciała. Powiedział coś niezrozumiałego i runy na menhirze zabłysły. Usłyszała w swojej głowie niesamowite wycie i cienie szybko się wycofały. Pozostawiając drżenie i pustkę. Kobieta odetchnęła z ulgą. Cokolwiek przed chwilą się działo nie chciałaby powtarzać ponownie tego doświadczenia. Teraz czuła się zmęczona. Chciała tylko wrócić do domu i do swojej spokojnej pracy. Czy pragnęła zbyt wiele? Smutek, który ciągle ściskał jej serce sprawił, że po jej policzku spłynęła samotna łza.
Poczuła i zobaczyła, że mężczyzna nachylił się lekko, dotykając palcami jej łydki.
- Wszystko w porządku? - spytał cicho. - Były bardziej agresywne i silniejsze niż sądziłem…
- To tylko smutek i zimno. - Uśmiechnęła się z wyraźnym trudem obejmując się ramionami. - Poczułabym się lepiej gdyby można było już się ubrać, wrócić do zajazdu i coś zjeść. Pewnie chciałabym zbyt wiele? - Popatrzyła na niego z nadzieją.
- To przejdzie - wstał powoli, nie spuszczając z niej wzroku. - Jeśli pozwolisz się dotknąć, mogę odpędzić ich wpływ. Gdyby to potrwało dłużej, mogłoby być trwałe. To dlatego musimy utrzymywać te cienie z dala od naszego świata. Wy jednak… - zawahał się - ...jeśli to wszystko prawda, to znaczy, że szczeliny stały się na tyle szerokie, że przenikają przez nie także fizyczne ciała. Oby nie.
Reina wzdrygnęła się na taka możliwość. Przez chwilę rozważała słowa Ondo i jego propozycję:
- To nie jest moje prawdziwe ciało. - Powiedziała w końcu - W moim świecie wyglądam zupełnie inaczej. Ray tak samo. Wiec chyba nie grozi wam to o czym mówisz. - Potem z wyraźnym wahaniem dodała - Jeśli możesz mi pomóc… zrób to.
- Zupełnie inaczej… - powiedział cicho, bardziej do siebie - ...będę się musiał nad tym zastanowić.
Wstał i podszedł do niej od tyłu. Wydawał się nie pamiętać, że jest kompletnie nagi. Oparł delikatnie dłonie na jej barkach. Były ciepłe, ich dotyk wywoływał fale ciepła. Zaczął masować Reinę. Zimno ustępowało z każdą sekundą, zamieniane wręcz nienaturalnym ciepłem, które czuła wewnątrz siebie.
- Odpręż się. Teraz to dobre duchy się tobą zajmą.
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. W życiu Reiny niewiele było takich momentów gdy zupełnie nagi, przystojny mężczyzna masował jej ramiona. Jeśli się nad tym zastanowiła, to chyba nie było takiego momentu. W swej prawdziwej powierzchowności nie wywoływała romantycznych uniesień. Może ta zamiana nie była taka zła? Przynajmniej na chwilę? Może powinna się nią nacieszyć? Skoro to nie było jej ciało nie musiała się martwic takimi problemami jak przypadkowa ciąża. Te myśli spowodowały, że spłonęła ogniem, który nie miał nic wspólnego z ciepłem promieniującym z rąk Onda. Otworzyła oczy. Uczucia, które ją ogarnęły były w nich doskonale widoczne.
Tylko Ondo, stojący za jej plecami tego nie widział. Jego silne dłonie ugniatały spięte mięśnie.
- Pomyśl o czymś przyjemnym. Wspomnienia wrócą.
Ciepło sięgało coraz dalej. Serce objęło już dawno. A i pamięć porządkowała się, dobre chwile powracały. Reina westchnęła i przechyliła się do tyłu opierając o ciało stojącego za nią mężczyzny. Poruszyła nieznacznie biodrami ocierając się o niego.
- Lepiej? To dobrze. Powiedz, gdy będziesz uważała, że wszystko wróciło.
Poczuła jak klęka za nią i dotyk jego dłoni przesunął się na ramiona. Przez chwilę jeszcze poddawała się jego zabiegom, a kiedy uznała, że czuje się już dobrze, a właściwie nawet o wiele lepiej niż dobrze odwróciła się do niego przodem:
- Dziękuję - Uśmiechnęła się i położyła dłoń na jego torsie - Masz cudowne dłonie. - Powiedziała delikatnie przesuwając dłonią po jego ciele.
- Ja również dziękuję. Bardzo dobrze się spisałaś, twoja rola była bardzo ważna - spoglądał w jej oczy, ale zadrżał ledwo wyczuwalnie, gdy go dotknęła. - Możemy już wracać, jeśli chcesz - dodał bez przekonania.
- Myślę, że nie musimy się śpieszyć - powiedziała podnosząc głowę i spoglądając mu w oczy. Podniosła druga rękę i objęła go za szyję przyciskając się ponownie do jego nagiego ciała. Coraz bardziej zaczynało jej się podobać, to co się dzieje.
Dłonie zsunęły się na jej talię, a Ondo uśmiechnął się delikatnie, gładząc nagie ciało kobiety.
- Jeszcze przed rytuałem nie byłaś przekonana do nagości.
- Chyba w końcu uwierzyłam, że naprawdę przeniosłam się do innej rzeczywistości. To co się stało ze mną, z tymi stworami… - wzruszyła ramionami. - Skoro jestem na przymusowych wakacjach powinnam się nimi cieszyć. - Zakończyła ponownie ocierając się o jego ciało.
- Pozwól mi więc dać ci trochę tej radości - powiedział z błyskiem w oczach. Przysunął się jeszcze trochę i nachylił. Jego usta pocałowały najpierw czoło kobiety, a potem pocałunki zaczęły zsuwać się w dół. Był delikatny i ostrożny, jakby nie wiedząc czego dokładnie Reina pragnie. Kobieta przesunęła dłonie na jego plecy i zsunęła je na pośladki. Ścisnęła je lekko ugniatając:
- Nie jestem niedoświadczoną dziewicą - Powiedziała z lekkim rozbawieniem. - Nie musisz obchodzić się ze mną jak z jajkiem.
- A nie chciałabyś najpierw zmyć z siebie tego? - odpowiedział jej podobnym tonem, palcami przesuwając po mokrej ziemi ciągle tworzącej znaki na jej ciele, wybierając ten fragment, który prawie przylegał do jednej z jej piersi. Popatrzyła na siebie zaskoczona. Zupełnie zapomniała, że jest wybabrana ziemią. To nie zdarzało jej się często, przecież kiedy była sobą tak bardzo dbała o czystość i higienę:
- Masz rację. Chętnie się umyję. - Poczuła też skurcze w brzuchu nie mające nic wspólnego z wcześniejszym pożądaniem. - Chyba jestem też głodna i napiłabym się czegoś.
Ondo wstał lekko, wyciągając dłonie, by i jej w tym pomóc. Teraz już jego męskość nie wisiała wcale tak swobodnie, gdy skierował więcej uwagi na nagą Reinę.
- Jest tu niedaleko strumień, ale także woda w studni powinna się także nadawać. Nie wiem niestety jak z zaopatrzeniem w balię w tej opuszczonej karczmie. Nie korzystamy z niej za często.
Panna Tremain wzruszyła ramionami:
- Strumień będzie wystarczający. Chodźmy - Powiedziała zbierając swoje ubranie. Nie miała nic na przebranie, więc postanowiła go nie ubierać by nie pobrudzić. Zdecydowanie stawała się inną osobą. Kiedyś nigdy nie zdecydowałaby się by paradować nago po lesie. Ba, kiedyś nie chodziła nago nawet po własnym domu, dy była w nim zupełnie sama.

Ondo wziął ją za rękę, prowadząc za sobą. Na polanę jeszcze docierało trochę światła, ale wszędzie indziej panowała już ciemna noc i Reina ledwo dostrzegała swoje stopy. Mężczyzna jednak uważał na to, by nic sobie nie zrobiła, a nawet nie podrapała. Wycieczka nie była długa i szybko usłyszeli szum. Strumień był szeroki na dwa metry i głęboki może do kolan czy połowy ud w niektórych miejscach.
- Woda jest lodowata, ale bardzo dobrze orzeźwia i wpływa na ciało - powiedział lekkim tonem, zbliżając się do jej ucha. Kobieta wykonała pierwszy niepewny krok i wsunęła stopę do wody. Z okrzykiem odskoczyła do tyłu:
- Masakra! - Zawołała chwytając się za stopę by rozmasować wyziębione ciało. W wyniku tej gwałtownej czynności zatoczyła się, straciła równowagę i poleciała w kierunku wody, lądując na nagim tyłku. Jej krzyk rozniósł się po całej okolicy.
Woda chlusnęła i pierwszy szok wywołany zimną jak lód cieczą rozszedł się po całym jej ciele. Ondo zdążył tylko złapać jej sukienkę, ratując ją od zmoczenia i odkładając ją na bok razem ze swoim strojem, szybko wszedł za kobietą. Znów chlupnęło, a mężczyzna już był przy Reinie, szybkimi ruchami pocierając jej ciało i zmywając z niej ziemię.
- Krzyk jest dobry - zażartował - ale szybkie ruchy skuteczniejsze.
Czuła się jak klasyczna idiotka. Nie miała jednak wyjścia jak zastosować się do dobrej rady, jak najszybciej zmyć z siebie bród i uciec z tego miejsca. Zabrała się za to gorliwie parskając i pokrzykując.
Nie trwało to długo, ziemia schodziła z ciała szybko i skutecznie. Ondo obmył się także i szybko wyskoczyli z lodowatej wody, mokrzy i zziębnięci, lecz czyści.
- Nooo cccccóż - Powiedziała Reina szczękając zębami - zzzzdecccydowanie wwwwolę nasz spooosób kąpieli. - Powiedziała szybko naciągając na siebie suknię. Niewiele to dało, bo suknia była raczej przewiewna, ale zawsze coś jest lepsze niż nic.
Ondo chrząknął, patrząc na nią z rozbawieniem.
- Znacznie łatwiej rozgrzać się przy pomocy własnych ciał. Ale jeśli nie chcesz, proponuję ci swoją szatę, jest cieplejsza od tej sukienki.
Podniósł swoje ubranie i zbliżył się do Reiny, tak samo jak przez cały czas - cierpliwy i dający jej wybór. Kobieta popatrzyła na trzymane przez niego ubranie, a potem na ziemię pod stopami.
- Wiesz… chyba sobie to przemyślałam. - Popatrzyła w jego oczy - Chciałabym się ogrzać przy ogniu. Zjeść coś ciepłego i położyć do wygodnego łóżka, - Westchnęła. - Nie nadaję się na takie przygody. Chciałabym tylko wrócić do domu.
Ondo dotknął delikatnie jej ramienia.
- Weź szatę, ogrzejesz się. Potem mi oddasz. Nie wszystko jestem w stanie zapewnić, lecz ognisko i strawę myślę, że bez większych trudności. Chodźmy. Niedługo poczujesz się lepiej - uśmiechnął się. - Przygody mogą być fascynujące.
Okryła się jego szatą, a gdy ruszyli spytała:
- Tobie nie jest zimno? I naprawdę nie przeszkadza ci to, że paradujesz goły jak święty turecki? Czy tutaj chodzenie nago jest przyjęte za normę? - Przypomniała sobie syna chłopa z chaty i mimowolnie się wzdrygnęła.
- Otacza nas tylko las. A Ty już widziałaś mnie nago. Oczywiście ludzie nie paradują tu w ten sposób, nie bój się. Niestety nie mam do przykrycia nic innego - bezradnie rozłożył ramiona, prowadząc ją przez las. W ciemności nie widziała wiele i tak.
 
Eleanor jest offline  
Stary 18-11-2013, 19:00   #18
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Taina kończąc swoją opowieść, odpowiedziała Rayowi na ostatnie pytanie wskazując na niewielką polanę, na której leżały w nieładzie duże kamienie. Wyglądała na zmartwioną.
- Ktoś poważnie uszkodził to miejsce. Musimy ułożyć totem ponownie. Te kamienie powinny leżeć na sobie.
Mężczyzna zauważył, że na każdym z nich wyryte są jakieś znaki, które zupełnie nic mu nie mówiły. Wyglądało to prymitywnie, w stylu starych pogańskich plemion. I były duże, co oznaczało, że są też ciężkie.
- Znowu wysiłek fizyczny… - Ray z powątpiewaniem popatrzył na kamulce. Nie wyglądało to jakoś niesamowicie. Kobieta jednak wydawała się przekonana co do tego wszystkiego, a zbliżający się zmrok nie pozwalał zbytnio marudzić. - Który najpierw? - spytał, a potem chwycił wskazany kamień, stęknąwszy z wysiłku.
Wskazała mu, ale nie pomogła. Zamiast tego zaczęła sypać jakimś proszkiem, usypując z niego okrąg na obrzeżach tej niewielkiej polany. A Ray, mimo otrzymanego ciała, siłaczem nie był. Pierwsze dwa kamienie położył na miejscu. Trzeci sprawił mu już sporo trudności, z trudem uniósł go na wysokość pasa. Czwarty był większy i trzeba było dźwignąć go wyżej. A mięśnie Collinsa już protestowały, całe ciało pod ubraniem miał pokryte potem. Wiedział, że sam może nie dać rady. Co za dziwactwo. Ustawianie kamieni! I to ma niby być ten menhir?
Otarł pot z czoła i spojrzał na kobietę.
- Nie nawykłem do uczestniczenia w zawodach na podnoszenie ciężarów i przydałaby mi się pomoc.
Odłożył na bok broń, nawet przez chwile zastanawiał się nad zdjęciem kolczugi, lecz obawiał się, że wtedy już nie będzie miał siły tego zakładać. Taina najpierw postanowiła ukończyć krąg, bowiem nie odezwała się dopóki nie usypała całego. Dopiero wtedy na niego spojrzała.
- A nie wyglądasz na takiego słabego. Spróbujmy więc razem.
Zbliżyła się i nachyliła, przygotowując się do podniesienia kolejnego fragmentu razem z mężczyzną.
- Sratatata, w tym ciele czuję się nieswojo. Nie dziw się, że nie potrafię wyciskać kamieni - odparł cicho i ze sporą dawką sarkazmu. Nachylił się jednak i dał znak. Razem z kobietą spróbował podnieść kawałek menhira.
Była silniejsza niż przypuszczał. Może silniejsza od niego. Razem dźwignęli kamień i ułożyli go na miejsce. Piąty na szczęście był najmniejszy i nie stanowił problemu, chociaż musieli go unieść nad głowę. Taina przyjrzała się menhirowi, a potem nagle zacięła się w rękę małym nożykiem. Zaczęła wypelniać szczeliny ziemią zmieszaną ze swoją krwią.
- Nabierze to mocy po rytuale oczyszczenia. Musimy być do tego nadzy. Rozbierz się - powiedziała to tak naturalnie, jakby mówiła o pogodzie.
Ray popatrzył na nią dziwnie. Najpierw krew, teraz nagość? Zamrugał oczami. Co oni za świat zrobili w tym matrixie? Nie żeby nie chciał zobaczyć tej kobitki nagiej, no ale… Chrząknął.
- Tak do naga? Ale po co? Przecież mieliśmy odnowić to miejsce, a nie, ja wiem, siebie? Tam skąd pochodzę obcy nie rozbierają się ot tak przy obcych.
- Aby oczyścić to miejsce, sami musimy być czyści. Na duszy. Na ciele zjednoczeni z naturą.
Popatrzyła na niego niecierpliwie i rozwiązała sznur, a potem szybkim ruchem zsunęła szatę. Pod spodem była naga. Miała szczupłe, pięknie zaokrąglone ciało, z niewielką kępką włosów na łonie. Nie krępowała się tym, że na nią patrzy.
- Nie wstydź się. To tylko nagość - dodała, wracając do swojego zajęcia.
- Dla niektórych to właśnie powód do wstydu - mruknął. Po co jej jego nagość? Po przygodach w osamotnionej chacie podejrzewał już wszystko. Mimo tego zaczął się powoli rozbierać. Szybko i tak się nie dało. Rozwiązał paski trzymające kolczugę i zrzucił ją z siebie z ulgą. Potem zabrał się za resztę, zaczynając od góry. Gdyby nie to, że jego wzrok ciągle zbaczał na ciało Tainy i fakt, że było to krępujące, to rozbieranie się po całym dniu wędrówki sprawiało ulgę.
- Na czym w zasadzie polega ten rytuał oczyszczenia?
Kobieta nie zwracała na niego uwagi, zatykając ziemią wszystkie znalezione w menhirze szpary. Poruszała się zgrabnie, jej spory biust kołysał się przy każdym ruchu, przyciągając wzrok. Tego też nie zauważała, albo może ignorowała.
- Musimy zjednoczyć się z tutejszą naturą i poprosić ją o odnowienie. Ja to zrobię. Będziemy jednak potrzebowali męskiej krwi. Czyli twojej. Dzięki temu będziesz czuł to co ja. Być może dzięki temu uwierzysz. Świat to nie tylko to, co czujesz pięcioma zmysłami.
Pozbył się już butów i rozwiązywał spodnie, gdy znów go zaskoczyła. Zerknął na nią, bardziej na biust niż twarz, skoro i tak nie zwracała na niego uwagi.
- Zaczynam mieć wrażenie, że robisz sobie ze mnie jaja. Najpierw na nagusa, a teraz jeszcze krew? Niby ile? - minę miał mocno niewyraźną, ale zsunął w końcu i spodnie. To była też okazja popatrzeć w co zaopatrzyła go natura. Niezbyt naturalna natura, ale jednak.

A zaopatrzyła go przecież znacznie lepiej niż w tym wcieleniu, w którym żył od urodzenia. To ciało wydawało się być lepsze. Przystojniesze, lepiej zbudowane i obdarzone przy okazji także. Gdy się rozebrał i napatrzył, poczuł, że Taina przygląda mu się dziwnie, zaskoczona jego zachowaniem. Nie skomentowała go. Zamiast tego wzięła garść ziemi.
- Nie wiem co znaczy robić sobie jaja, ale nie potrzebuję wiele krwi. Musisz tylko zmieszać kilka kropel z ziemią i wyrysować nią znaki. Takie jak ja.
Stojąc przed nim, wydawałoby się, że zupełnie bez skrępowania, zaczęła zataczać okręgi wokół swoich pełnych piersi, zostawiając na ciele ślad po mokrej ziemi.
To już zakrawało… cholera wie o co. Ale na pewno nie było normalne. Naga kobieta przed nim smarowała się ziemią. I to tak, że wypinała niezłe cycki. To było tak niedorzeczne, że aż wyciągnął sztylet, przyglądając się mu i swojej dłoni. Krzywiąc się naciął może centymetr, patrząc jak kilka kropel spada na ziemię.
- Tyle starczy?
Ciągle się na nią gapiąc spróbował powtórzyć jej ruchy. Czuł się przy tym jak kompletny idiota. Coraz mniej wierzył w telewizyjny show, lecz jakby teraz na niego patrzyli ludzie przed telewizorami, to pewnie połowa tarzałaby się ze śmiechu, a połowa gapiła na nagą Tainę. Albo nagiego niego. Dobrze, że choć ciało miał inne - skoro sam siebie nie rozpoznawał, to na pewno inni również tego nie zrobią.
Kobieta skończyła smarować się ziemią, przyglądając się znakom wykonanym przez Raya. Zbliżyła się do niego tak, że prawie dotykała go swoim ciałem i poprawiła kilka kresek. Przesunęła również swoim palcem po jego ranie, a potem malując jeszcze znaki na własnych i jego policzkach. Była delikatna i patrzyła mu w oczy.
- Usiądź wygodnie na środku polany. Teraz musimy wezwać ochronne duchy.

Zamknął usta, starając się dojść do siebie i opanować zupełnie męskie odruchy. Niektórych nie dało się jednak utrzymać w ryzach. Mimo, że patrzyła się mu w oczy, to pewnie i tak wiedziała.
- Czy ja już mówiłem, że w miejscu, z którego pochodzę zupełnie inaczej podchodzimy do nagości?
Uniósł brew i z trudem ominął ją i usiadł po turecku tam gdzie mu kazała. Teraz miał uwierzyć w duchy. W sumie jeśli to się stanie, to będzie miał pewność, że to nie teatr a jakiś rodzaj wirtualnej rzeczywistości. Czekał cierpliwie, nie odmawiając sobie patrzenia na nagie ciało Tainy.
Kobieta wkrótce do niego dołączyła, siadając na podwiniętych nogach tuż przed nim i prostując plecy, spoglądając mu w oczy.
- Gdy zacznę je wzywać, przybędą także te niechciane. Będziesz moim strażnikiem. Będą w formie, w której nie jesteś w stanie uczynić im fizycznej krzywdy. Walcz umysłem.
Zamknęła oczy, a jej oddech zaczął spowalniać. Zauważył to, bo jej duże piersi, na które co i raz się patrzył, prawie przestały się poruszać.
Walcz umysłem?! Niby jak? Chciał spytać, ale widział już, że to bezcelowe. W głowie się mu nie mieściło to wszystko. Zaczął się rozglądać, wypatrując… w zasadzie to wypatrując czegokolwiek, bo nie miał pojęcia co ona wzywa i jak to będzie wyglądać. O ile będzie w ogóle jakoś wyglądać. Jakoś jego racjonalny umysł nie przyjmował tych czarów-marów.

Przez pierwsze chwile nic się nie działo. Potem wokół totemu powoli zaczęły oplątywać się pnącza. Poczuł coś. Najpierw delikatny dotyk, jakby czyjąś niegroźną obecność tuż obok. Wzrok mu się zamglił. Prawie od razu poczuł dziwne doznania, jakby ktoś wpływał na odczucia jego ciała. W wyobraźni pojawiły się obrazy. W pierwszym zaciskał dłonie na szyi Tainy, dusząc ją. Zawierało to wręcz obietnicę niewiarygodnej przyjemności, którą czuł teraz w delikatnej formie. Cokolwiek to było, przekaz był jasny: zaciśnij palce na jej szyi, a przeżyjesz najpotężniejszą rozkosz w swoim życiu. Jego oczy nie widziały nic podejrzanego, prócz tych pnączy. Tylko coś na kształt zimnego wiatru owiewało jego nagie ciało.
To było głupie. Przecież nie mógł zrobić czegoś takiego! Co, niby miałby stać się jakimś zboczonym psychopatą, którzy szczytują widząc umierających? To wręcz wywołało u Raya mdłości. Jego umysł odrzucał to. Nie było tu nic złego. Zamknął oczy. Patrzenie bardziej przeszkadzało. Skupił się na myśleniu o samolotach.
Cokolwiek go zaatakowało, musiał to zaskoczyć. Jego myśli wróciły do normalności. A potem atak powrócił z większą siłą. W głowie mu się zakręciło, a obraz znów przedstawiał Tainę, tym razem chyba gwałconą przez niego, z głową przyciśniętą do ziemi. I znów ta zapowiedź rozkoszy, pomieszana teraz z bólem głowy. Nie wiadomo, czy ten atak miał zamiar faktycznie zmusić go do zrobienia tego, co mu “obiecywał”, czy tylko pokonać jego samego. Zawroty głowy nasiliły się, zwiększone o mdłości. Czuł, że zaczyna brakować mu powietrza, mimo, że znajdował się ciągle na środku polany.
Co to niby było?! Nie ma czegoś takiego jak duch, do cholery! Ta akcja z samolotami najwyraźniej zadziałała, więc mocno zamykając oczy, opierając dłonie na trawie i próbując przezwyciężyć mdłości i zawroty głowy, postanowił kontynuować taktykę. Za samolotami przyjechały czołgi, nadbiegły mechy, a tym wszystkim dowodziły wielkie komputery strzelające piorunami. Skoro tu były duchy, to trzeba je zabić techniką. Pojawił się kosmos i wielkie okręty wojenne prosto ze Star Warsów, prujące z laserów. A masz!

Cokolwiek go atakowało, miało w pewien sposób ograniczoną wyobraźnię. Nie potrafiło pojąć przesyłanych przez umysł mężczyzny obrazów i wycofało się, niepewne. Zimno owiało go ponownie, albo znów je był w stanie odczuwać. Bo cały się trząsł, jakby coś go wyziębiło - niczym półgodzinne przebywanie w lodówce. Mdłości i zawroty powoli ustępowały.
- Możesz otworzyć oczy. Wycofały się, totem został odnowiony - dotarł do niego cichy głos Tainy. Jak przez mgłę.
Otworzył oczy, mrugając. Ile czasu mogło minąć? Wydawało się, że więcej niż te kilka minut, bo cały dygotał. Zaczął pocierać dłońmi o ramiona, aby przywrócić krążenie.
- Jesteś w stanie mi wyjaśnić co się stało? - spojrzał w oczy Tainy, próbując tylko na nich utrzymać spojrzenie. Te wizje to jednak trochę działały.
Uśmiechnęła się do niego, wstając i obchodząc go. Poczuł jak klęka za jego plecami i obejmuje ramionami. Jej ciało było ciepłe, miękkie piersi mocno oparły się o jego plecy.
- W ten sposób najlepiej się rozgrzać - szepnęła mu do ucha. Faktycznie, ciepło płynęło od niej, powoli rozgrzewając także i jego. - To musiały być dusze, może duchy. Nazywać można ich różnie. Przedzierają się przez barierę i pragną tylko niszczyć i zabijać. To dlatego nasze totemy muszą chronić wszystkich. Na szczęście miejsc takich jak okoliczne ziemie nie ma wielu. Gdyby szczelina się poszerzyła, mogą tu dostać się także cielesne potwory.
To co przyjemne było bardzo przyjemne, niestety miało też skutki uboczne. Niezbyt często zdarzało mu się w końcu być tulonym przez piękną, nagą kobietę. I ciało reagowało.
- Ekhem - starał się nie zwracać na to większej uwagi. - To znaczy, że jak i Reina też jesteśmy takimi potworami? To co prawda nie jest moje ciało, ale zdecydowanie też nie mój świat. Czy to możliwe, że przenieśliśmy się w ciała tutejszych ludzi? Ci we wsi zdawali uważać nas za jakąś szlachtę czy coś.
- To jest możliwe - odpowiedziała mu powoli. - Dziwne, lecz nie można tego wykluczyć. Jedynym pewnym sposobem sprawdzenia, jest zapytanie o ich wygląd kogoś, kto dobrze ich kojarzył.
Ciągle przytulała się do niego, a dłonie błądziły po jego torsie i brzuchu, jakby żyjąc własnym życiem. Czuł, że to stawia go na baczność, wcale nie dosłownie. Było mu też już znacznie cieplej, na tyle, że przestał się trząść. Przynajmniej z zimna.
- Będę musiał to rozważyć, razem z Reiną. Na razie błądzimy we mgle. Czy mogę już zmyć z siebie to błotko? Czuję się w tym stroju trochę niekomfortowo - to była tylko część prawdy. Kobiety w tym świecie wydawały się bardzo frywolne, lecz krew i ziemia na twarzy trochę niwelowały chęć do zgłębiania wiedzy o nich.
- Możesz zmyć - spojrzała mu przez ramię, w jej głosie czuć było rozbawienie - z tego co widzę to dyskomfort pojawia się gdzieś indziej. Obu łatwo zaradzić.
Zaśmiała się, ale oderwała od niego i wstała.
- Niedaleko jest strumień, a w gospodzie czynna studnia. Nie wiem tylko czy jest wiadro.
- Nie mam drygu do prac domowych, niech więc będzie strumień - wstał zaraz za nią, a potem spojrzał na swój ekwipunek. No tak. - Wolałbym tego nie zakładać przed umyciem się, a przenoszenie może być kłopotliwe. Daleko ten strumień? Ktoś mi może to ukraść?
W końcu w jego świecie nawet środek lasu nie był bezpieczny. Czasem wystarczyło się odwrócić i pach, nawet lodówka lub pralka potrafiły zniknąć.
- Kilka minut stąd - Taina podniosła swoje ubranie, ale nie zakładała go. - Pomogę ci coś nieść, jeśli chcesz. Gospoda jest w linii prostej, nie trzeba będzie się wracać. A jeśli nie chcesz, możesz zostawić. Zwierzęta nie interesują się takimi rzeczami, jeśli nie masz tu jedzenia - wytłumaczyła cierpliwie i z uśmiechem, dziwiąc się samemu pytaniu.
Westchnął. Trochę teatralnie. A potem zaczął ładować na ramiona swój ekwipunek.
- No dobra, nie chce mi się wracać. Weźmiesz moje żelast… broń? Z resztą sobie poradzę. Chociaż ta cholerna kolczuga waży tonę!

Roześmiała się i zrobiła o co prosił. Zgodnie z obietnicą, strumień był niedaleko i Ray nie zdążył się przedźwigać. Zimny, wartki strumień dawał obietnicę czystości. I szczękania zębów. Kobieta położyła wszystko na ziemi i szybko wbiegła do wody.
- Trzeba szybko! - zawołała. - Bo jest jak lód!
Sam tego chciał. Zacisnął zęby i wpadł do wody. Jedno było pewne - w takich warunkach natychmiast zapominało się o jakiejś goliźnie czy innych takich mało ważnych problemach. Kąpiel w płynnych kostkach lodu nie należała do przyjemnych. Wyskoczył ze strumienia zaraz po tym, jak zmył z siebie ziemię, czym prędzej zakładając na siebie całe ubranie, wyjąwszy z tego kolczugę.
- No dobra, nowe doświadczenie. Następnym razem szukam wiadra i podgrzewam wodę.
Taina zniosła to znacznie lepiej, wychodząc z wody prawie dostojnie, dobre pół minuty po mężczyźnie. Chyba robiła dobrą minę do złej gry, bo sutki stały jej na baczność, podkreślając zimno, nie podniecenie. Zarzuciła na siebie szatę.
- Wracamy? - spytała z uśmiechem czającym się w kąciku ust.
Ray tylko skinął głową, pozwalając jej prowadzić.
 
Sekal jest offline  
Stary 15-12-2013, 16:15   #19
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Obie pary dotarły do opuszczonego budynku w tym samym czasie. Zdążyło się zrobić już zupełnie ciemno, a oni także nie rozpalali pochodni, lecz światło księżyca dawało wystarczająco światła, by odkryć bez trudu, że Ondo nie ma na sobie zbyt wiele odzienia. Taina uśmiechnęła się na ten widok, zupełnie nieskrępowanie otwierając drzwi do środka gospody. Drzwi jak i reszta otoczenia, trzymały się całkiem dobrze, trochę zawilgotniałe, co wyczuwało się w powietrzu wewnątrz, ale ciągle sprawne. Zamknięte okiennice nie przepuszczały światła, dawało się dostrzec tylko to, że było tu raczej pusto. Przy kominku na środku dużej izby leżało za to trochę drewna. Ondo zajął się rozpalaniem ognia.
- Powinny tu zostać pojedyncze sprzęty, jakiś kociołek i wszystko co potrzebne do przetrwania nocy. Ludzie zatrzymują się tu, chociaż właściciele uciekli. Podejrzewamy, że to dlatego, że nieszczęśliwie wybudowano ten budynek dokładnie pośrodku wpływu dwóch totemów.

Ray popatrzył na gołego faceta z wielkimi oczami. Jeśli robili to samo, to musiał wcześniej oglądać Reinę nago. Zerknął więc i na kobietę, próbując coś wyczytać z jej twarzy. Nie dało się ukryć, że to co się działo w tym… świecie, było coraz dziwniejsze.
- Pójdę poszukać studni - powiedział, odkładając na ziemię łuk i zbroję. Miecz sobie zostawił. Jakoś ostatnie wydarzenia sprawiły, że wolał mieć przy sobie coś dającego przynajmniej prowizoryczną ochronę. - Pewnie nie macie niczego mocniejszego? Dałbym wiele za dobrą whiskey.
Kobieta miała ochotę na chwilę spokojnej rozmowy z kimś. kto mógł zrozumieć jej rozterki. Po prostu musiała podzielić się z Rayem swoimi przeżyciami.
- Pójdę razem z nim - powiedziała do reszty i wybiegła za mężczyzną. Całkiem zapomniała, ze ma ciągle szatę Ondo i jeśli mu jej nie zwróci mężczyzna będzie dalej skazany na paradowanie nago.
- Co myślisz o tym wszystkim? Tobie też te dziwne cienie próbowały odebrać radość i wspomnienia? - Zapytała Collinsa gdy tylko go dogoniła.
Nie spojrzał na nią, wzruszając ramionami.
- Myślę, że ciężko byłoby zrobić taką inscenizację. Z drugiej strony to całe gadanie o innych światach… - westchnął, obracając ku niej głowę. - Nie, ja miałem takie, co próbowały nakierować moje myśli na skrzywdzenie Tainy. Nie pamiętam, byśmy mieli taką technologię, więc matrix pasuje bardziej. Tu mogliby wszystko zaprojektować.
- A jeśli to wszystko jest prawdą? - Powiedziała z wahaniem zaplatając przed sobą ręce. - Jeśli naprawdę znaleźliśmy się w świecie równoległym i mamy cudze ciała, a ktoś w naszym świecie dysponuje teraz naszymi?
- Mój umysł nie chce przyjąć tego do wiadomości i szuka racjonalnych rozwiązań - odpowiedział powoli, niepewny tych słów. - Ale to możliwe. Taina pośrednio zwróciła moją uwagę na coś takiego. Pamiętasz jak się do nas zwracali ci ludzie we wsi? Może faktycznie mamy teraz ciała tutejszych szlachciców. Pojawili się tu jacyś nowi, nikt nawet mógł nie zwrócić uwagi, że się tak dziwnie zachowują.
- To trochę przerażające - Reina pokiwała głową. - zwłaszcza jak sobie pomyślę co mogą wyprawiać w naszym świecie. Musimy wrócić do domu - powiedziała chwytając Raya z rękę, - Mało brakowało a… - Zmieszała się przypominając sobie siebie z Ondo na polanie.
- A co? - uniósł brew. Nie wydawał się przejęty nagłą świadomością, że ktoś stąd faktycznie mógłby żyć w jego ciele w prawdziwym świecie. Dla niego było to wciąż niemożliwe. - Oj przestań, najwyżej wezmą cię za wariatkę. Miałaś aż takie fascynujące życie? - mrugnął do niej, zamyślając się na chwilę. - Za to jeśli faktycznie to prawda, to tutaj moglibyśmy rządzić ludźmi - dodał z rozbawieniem.
- Może nie było zbyt ciekawe - Reina zadarła brodę w buntowniczym geście. Nie miała zamiaru opowiadać mężczyźnie o chwili swojej słabości. - Ale było moje i lubiłam je. Byłam zadowolona. Miałam przyjemna pracę i miłe mieszkanie. Kota i życzliwych sąsiadów. I jakoś nie wyobrażam sobie, że mogłabym rządzić ludźmi.
- To podobno wychodzi w trakcie. Im więcej możesz, tym więcej chcesz. Wierz mi, też wolałbym być w swoim ciele we znanym sobie środowisku - odpowiedzial jej już z mniejszym nieco rozbawieniem. - Z drugiej strony, nie wiem na razie jak to zrobić. Więc może lepiej skorzystać z tego co nam dają. Na przykład nagich druidów - powstrzymał się przed zaśmianiem się, ale to już z trudem.
- Rozumiem, że kobietka też się przed tobą rozebrała? - Reina szturchnęła go żartobliwie w bok. Dość już miała zamartwiania się tym co się dzieje. Dobrze było mieć kogoś z kim można było swobodnie porozmawiać.
- No. To chyba część rytuału, która mi się najbardziej podobała - odpowiedział podobnym tonem. - Co nie znaczy, że nie zazdroszczę temu całemu Ondo - zmierzył wzrokiem całe jej ciało, po czym westchnął. Było stanowczo zbyt ciemno. Znaleźli już studnię i Ray sprawdził wiadro i wrzucił je do środka. Po czym zaczął powoli kręcić korbą.
Reina nie skomentowała słów Raya. Zastanawiała się jak ma je interpretować. Czy mówił w ten sposób, że jest nią zainteresowany? W poprzednim życiu mężczyźni nie interesowali się jej jej osoba w romantyczny sposób. Nie miała pojęcia jak na to reagować.
- Zdecydowanie najbardziej brakuje mi tutaj nowoczesnych udogodnień. - Powiedziała kobieta pomagając mu wyjąć wiadro ze studni i przelać jego zawartość do cebrzyka, który przynieśli ze sobą. - Brak toalet, bieżącej i ciepłej wody i prądu to koszmar. - Wzdrygnęła się na myśl o poziomie tutejszej higieny.
- A jakoś żyją - zaśmiał się Ray, wrzucając wiadro raz jeszcze. - Ci druidzi nawet nie śmierdzą. Inni to pewnie różnią. Ale fakt, udogodnień nie ma. Tu po zapadnięciu zmroku można robić bardzo niewiele rzeczy.
- Pewnie dlatego zazwyczaj chodzą spać z kurami. Albo sporo czasu poświęcają na seks i myślenie o seksie - Przybliżyła się bardziej do niego - Nie masz wrażenia, że tutaj ludzie są bardziej wyzwoleni pod tym względem niż w naszym świecie w wiekach średnich? Nie ograniczają ich zakazy moralne kościoła.
- Chyba mi to nie przeszkadza. W końcu jestem facetem - w dość oczywistym geście pochylił głowę, chociaż niewiele widział i miała na sobie tę dziwną szatę, to sam sens był wiadomy. - Ciekawe w co tu wierzą. Może mają boginię hedonizmu? - powiedział z niesłabnącym rozbawieniem.
- Możemy zapytać naszych nowych znajomych, na pewno chętnie nam opowiedzą - Sądząc po jej skupionym spojrzeniu odezwała się w niej raczej żądna informacji bibliotekarka niż zainteresowana tematem seksu kobieta.
- Tylko nie zacznij tego spisywać - mrugnął do niej, wyciągając drugie wiadro i przelewając wodę. Podniósł oba, stękając z wysiłku. - Cholerne prace fizyczne. Chodź, mam ochotę się ogrzać. Opowieści na dobranoc, normalnie nawet w młodości tak nie miałem.
- Nawet gdybym chciała nie mam na czym pisać - Wzruszyła ramionami ruszając za nim - W sumie to jednak nie taki zły pomysł. Zawsze myślałam o napisaniu książki, ale jakoś nigdy nie miałam ciekawego pomysłu. To może być całkiem niezły temat na powieść. Dwoje ludzi przeniesionych do równoległego świata, będącego połączeniem naszego średniowiecza i fantasy. - Dreptała obok niego najwyraźniej coraz bardziej zapalają się do tematu. - Było już oczywiście sporo książek o podobnej tematyce: Jankes na dworze króla Artura Marka Twaina czy Saga o Świecie Czarownic Andrei Norton, ale ważne jest podejście. Tam zawsze przenosiła się tylko jedna osoba. To zdecydowanie odróżnia nasz przypadek…
- Nie miałaś zbyt wielu znajomych, którzy chodziliby z tobą na imprezy, co? - wtrącił Ray, próbując zatamować przeciek, jak sobie nazywał te słowotoki. - Te wieczorne rozmowy o książkach… - powiedział marzycielskim tonem. - Wcześniej żyłaś światem z książek. Teraz jesteś w jednym z nich. Spróbuj nim trochę pożyć - dodał jeszcze po chwili.
- Ty też nie wyglądałeś na typa, który imprezuje co noc w klubie - Odcięła się Reina lekko urażonym tonem - Raczej na takiego, który spędza w pracy szesnaście godzin na dobę dłubiąc nad jakimś projektem.
- Zdarzało się - nie zaprzeczył. - Ale chociaż potem mogłem obserwować efekty tej pracy. Coś tworzyłem. A teraz… w sumie nie mogę się zdecydować, czy mi zależy na szybkim powrocie.
Przez dłuższą chwilę Reina szła w milczeniu zastanawiając się nad jego słowami:
- W sumie… mogłabym to potraktować jak dłuższe wakacje… - Odezwała się w końcu. - Ale nie chciałabym utknąć tu na zawsze. Nigdy już nie zobaczyć rodziny, przyjaciół… to strasznie przygnębiająca wizja. Po za tym musimy tu jakoś przeżyć.
- Ale też nie warto się nią martwić na zapas - Ray nie zamierzał się poddać tym gorszym wizjom. - W kwestiach przeżycia sugeruję sprawdzić, czy faktycznie czymś rządzimy. Mogłoby to sporo ułatwić. Żarcie, ubrania. Inaczej będę musiał "wymyślić" garłacz i im go sprzedawać - doszli już do drzwi i dał Reinie gestem znać, by otworzyła, skoro to on niesie to co ciężkie.
Otwierając drzwi kobieta powiedziała jeszcze:
- W zasadzie pamiętam schematy wielu interesujących wynalazków, o których pewnie tutaj nie mają pojęcia. Z twoimi umiejętnościami technicznymi i moja wiedzą moglibyśmy całkiem nieźle zarobić. Pytanie brzmi czy uważają technologie za zło i nie palą za nią przypadkiem na stosie?
- Najwyżej powiemy, że jest zesłana przez boga - Ray uznał w myślach, że to kolejna sprawa do przemyślenia. - To zresztą kolejna rzecz, którą warto robić z pozycji kogoś ważnego.

Zaraz po wejściu zobaczyli, że ogień w kominku już płonął. Ondo siedział przed nim, krótkim nożykiem wkrawając coś do kociołka. Taina ściągnęła na środek cztery sienniki, znalazła też pledy i skóry do okrycia się.
- Nie jest tak źle - powiedziała, gdy weszli. - Będzie ciepło i całkiem wygodnie.
Raina podeszła bezpośrednio do siedzącego nadal nago mężczyzny, rozwiązała szatę i podała mu ją:
- Przepraszam, że nie oddałam jej od razu. - Powiedziała spokojnie jakby fakt, że teraz i ona była całkowicie naga nie miała żadnego znaczenia.
Ondo uśmiechnął się do niej. Ani on, ani Taina nie widzieli nic złego w jej nagości.
- Przy ogniu jest ciepło, zachowaj na razie, jeśli chcesz.
Ray wytrzeszczył oczy, a wraz ze szczęką, o podłogę uderzyły także wiadra. Na szczęście z niedużej odległości, więc nie wychlapał zbyt wiele wody.
- Szybko wyzbyłaś się wstydliwości. W sumie wiem dokładnie dlaczego. Z takim ciałem nie da się wstydzić - wydusił z siebie, ale nie mógł pozostawić tego bez komentarza.
Słowa mężczyzny wyraźnie zawstydziły Reinę. Zaczerwieniła się aż po linię piersi, co w jej obecnym stanie było dokładnie widoczne. Szybko położyła szatę Ondo obok niego i podeszła do leżącej na ławie sukni. Szybko nałożyła ją na siebie.
- Eh, a było tak pięknie - westchnął Collins i znów podniósł wiadra, przynosząc je Ondo. Cokolwiek robił, wyglądało jak jedzenie. Potem zaczął zdejmować pas z mieczem i resztę zbroi, która jeszcze na nim została.

Ondo założył na siebie szatę, nie chcąc dalej gorszyć dwójki nie z jego świata. Taina obdarzyła Reinę uśmiechem.
- To tylko mężczyzna, ale ma trochę racji. Człowiek nie powinien się wstydzić swojego ciała, zwłaszcza tak pięknego.
- Tylko że to nie jest moje ciało. Do tego nie mam pojęcia jak wygląda - Kobieta wzruszyła ramionami. W jej oczach było widać zmieszanie i smutek - W moim świecie jestem zwyczajna szarą myszką. Na której nikt na dłużej nie zatrzyma spojrzenia. Jeśli całe życie myślisz o sobie, że jesteś brzydka i nieatrakcyjna, a kiedy się rozbierasz ludzie raczej podśmiewują się z ciebie, unikasz takich sytuacji. - Wzruszyła ramionami - trudno się wyzbyć takich nawyków.

Ray pozbył się już niepotrzebnych elementów odzienia, siadając na jednym z sienników. Uważnie przyglądał się Reinie.
- Może dzięki temu, gdy już wrócimy do swojego świata, będziesz pewniejsza i zmienisz coś w życiu, korzystając z doświadczeń stąd?
Dziewczyna usiadła obok niego.
- Widziałeś jak wyglądam: Niska, za gruba i z wielkim nosem. Nic mi nie da poczucie pewności z takim wyglądem. Okłamywałabym tylko sama siebie i wyszła na idiotkę.
- Trochę ćwiczeń, pewności siebie i mniej złośliwości - wzruszył ramionami. - Większość kobiet nie wygląda rewelacyjnie. Jak i facetów. Spójrz na Ondo - powiedział rozbawiony - chociaż teraz to już nie do końca widać. A jakoś się nie krępował. - roześmiał się.
- Nie mam się czego wstydzić - doszła ich odpowiedź wspomnianego mężczyzny, któremu teraz Taina pomagała w przygotowywaniu strawy. - Natura wymyśliła ubrania tylko do ochrony przed chłodem, ludzie dodali temu element dekoracyjny.
- A potem sami ludzie wymyślili, że brak ubrań już jest zły - dodała druidka. - Tak samo jest z wyglądem. Piękno jest subiektywne.
Reina przez chwilę patrzyła od jednej osoby do drugiej jakby się nad czymś zastanawiała. Potem coś jej w oczach zabłysło i z lekko przekornym uśmiechem powiedziała:
- Dobrze, skoro uważacie że paradowanie nago jest takie naturalne proponuję byśmy teraz wszyscy się rozebrali zabawili w nudystów.
- Kto to jest nudysta? - ciekawie spytał Ondo.
- Człowiek praktykujący wspólną nagość z innymi, w miejscach specjalnie wydzielonych albo odosobnionych w celu zbliżenie się do życia bliższego naturze. - Reina natychmiast wyrecytowała encyklopedyczną formułę.
- To w waszym świecie, by się rozebrać, musicie należeć do jakiejś...grupy? - zdziwiła się Taina.
- Obnażanie się w miejscach publicznych podlega karom przewidzianym przepisami prawa. Najczęściej jest to czasowe odosobnienie w zamkniętych celach i kary pieniężne. - Odpowiedziała panna Tremaine.

- Czasami musisz być mniej encyklopedią, a bardziej kobietą - mruknął Ray z uśmiechem i chrzaknął. - A wracając do rozebrania. To wiąże się też z opanowaniem. Bo ja bym w sumie mógł się rozebrać, gdyby to oznaczało, że mogę sobie na ciebie popatrzeć - patrzył jej w oczy, trochę prowokacyjnie.
- U nas w miastach i innych większych ludzkich osiedlach również nie można poruszać się całkiem nago - Ondo wieszał właśnie kociołek nad ogniem. - Ale nie ma specjalnych zakazów. Nagość to swoboda, nie tylko zachęta do intymności. Choć często nią bywa. Seks jest przecież jedną z najprzyjemniejszych czynności i jego także nie trzeba się wstydzić.
- A nie obawiacie się przypadkowego zajścia w ciążę? Macie jakieś skuteczne zabezpieczenia? Nie obraźcie się proszę, ale dla mnie wasza cywilizacja jest w stosunku do naszej jakby cofnięta o kilka wieków. W tamtych czasach kobiety były w tej sytuacji całkowicie bezradne. - Reina wydawała się coraz bardziej wkręcać w temat. Spojrzała na Raya - Oczywiście to zrozumiałe, że będziesz patrzył, a skoro mówisz, ze to ciało - wskazała na siebie - cię podnieca. Przyjmuję, że będą jeszcze inne objawy tego patrzenia - Dodała lekko żartobliwie.
- Niewątpliwie - odpowiedział jej Collins. - Ale to ciało też nie jest moje, z tego co widziałem, nie mam się czym krępować - wyszczerzył się.
- Oczywiście, że mamy zabezpieczenia - z bardzo delikatnym oburzeniem odezwała się Taina. - Zioła i wywary z nich, są skuteczne. Znamy je my jak i większość co roztropniejszych kobiet w każdej osadzie. Nie zawsze o nich pamiętają jednak.
- Oooo - panna Tremailn niepewnie pokręciła dłonią - czy w takim razie mogłabyś mnie zapoznać z tymi metodami i hmmm… nieco udostępnić?
- Czyżbyś jednak chciała… wypróbować to ciało? - z wielkim zainteresowaniem szepnął jej prawie do ucha Ray.
- Oczywiście - Taina skinęła głową. Sięgnęła do mieszka i wyciągnęła malutkie, okrągłe, ciemnozielone listki. - Te wystarczy rzuć przed. Są jednak strasznie gorzkie. - Sięgnęła po inne, duże i prawie żółte. - Z tych należy przygotować wywar. Mogę ci o nich opowiedzieć i powiedzieć gdzie szukać.
Kobieta nie skomentowała słów Raya choć jej twarz wyglądała tak, jakby chciała pokazać mu język. Wzięła od druidki zioła i przyjrzała im się uważnie:
- Tak, chcę się wszystkiego o tym dowiedzieć. Kobieta powinna być przygotowana na różne okoliczności, bo nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć - Powiedziała do Tainy, ale równie dobrze mogła to powiedzieć na użytek siedzącego obok mężczyzny.
Druidka uśmiechnęła się.
- Nie ma co do tego wątpliwości. Możemy się tym zająć kiedy zechcesz.
W odpowiedzi Reina tylko skinęła głową i włożywszy do ust jeden z ciemnych listków zaczęła go rzuć prowokacyjnie spoglądając na Raya. Uniósł lekko brew i uśmiechnął się do niej, bez cienia złośliwości.
- To co z tym rozbieraniem? Albo jedzeniem? - powiedział żartem, spoglądając na ogień. - A właśnie, mieliśmy się spytać. Jak tutaj wygląda sprawa… z bóstwami? Lub jednym bogiem? Kompletnie nic o tym nie wiemy, jak zresztą o większości rzeczy.
Skoro Reina zdecydowała, że będzie pływać od razu rzuciła się na gorącą wodę. Wstała i ponownie tego dnia zdjęła swoje odzienie w towarzystwie obcych ludzi:
- Tak, rzeczywiście - powiedziała przy tym, by pokryć słowami nieśmiałość i skrępowanie. - mamy wiele pytań o tutejszy świat. Ray nie skomentował tego, uważnie jednak badając wzrokiem jej ciało. Aby nie być uznanym za wykręta, zaczął rozwiązywać swoją tunikę. Jego ubranie nie zdejmowało się tak szybko jak ta sukienka Reiny.

- Nie wiem, czy ja lub Ondo jesteśmy dobrymi osobami do rozmawiania o bogach - roześmiała się Taina, unosząc się na tyle, aby móc podobnie jak rudowłosa zdjąć swoją szatę i pokazać znajdujące się pod nią ładne, zaokrąglone w odpowiednich miejscach ciało. Ondo tymczasem jeszcze został w ubraniu, doglądając jedzenia. - Nie wierzymy w nich. Można rzec, że oddajemy cześć naturze i z niej czerpiemy siły. Bóstw wyznawanych w okolicy jest kilka. Co bardziej zabobonni modlą się do nich, obawiają. Większość tylko przyjmuje, że istnieją. Takim jak my zdarza się to podważać. Kapłani powiadają, że przez nich przemawiają bogowie, lecz nigdy tego nie udowodnili w żaden sposób.
- Czyli bogami nie musimy sobie zawracać głowy. - Stwierdziła uspokojona tym wyjaśnieniem Reina - A jak odnosicie się do nowych wynalazków, technologii, postępu technicznego?
Ondo odwrócił się i zgodnie z propozycją rudowłosej, zdjął z siebie swoją szatę. Jego spojrzenie tylko przesunęło się po kobietach, nie zatrzymując długo na żadnym elemencie ich ciał, prócz twarzy. To on odpowiedział na pytanie.
- Mogą być nieufni. Podejrzliwi. Zastraszeni, nawet uwierzyć w bogów. U nas rozwój postępuje bardzo powoli. Można powiedzieć, że prawie nie ma go wcale. Może winna jest magia? Kapłani? Albo sama natura nie zaszczepiła w ludziach chęci do tego. Myślę, że wszystkie zmiany należałoby… dawkować.
Ray uporał się już z górą ubrania i zaczął rozsznurowywać spodnie. Starał się nie myśleć o tym co robi, aby nie pokazać po sobie, że wcale nie rozbiera się tak całkiem swobodnie. Na szczęście to nie było jego własne ciało, więc skrępowanie było mniejsze. W końcu zsunął z siebie wszystko, zerkając przy tym na Reinę.
- Czy jakby się okazało, że mamy coś wartościowego lub nietypowego, to chciano by nam to odebrać? Istnieje tu prawo własności czy coś takiego? Jakbyśmy to chcieli na ten przykład sprzedawać.
Myślenie, będąc nagim w otoczeniu innych nagich osób, w tym dwóch ładnych kobiet, było trudne, lecz Collins chciał ciągle rozjaśnić kilka kwestii. Słaby i powolny postęp to sam widział.
- Jak potężna jest magia, ilu jest czarodziejów i jaką mają władzę? - dodał jeszcze.
- Obawiam się, że są tacy, którzy chcieliby wam to zabrać. Prawo silniejszego wykorzystywane jest często - Taina mówiąc to patrzyła przez kilka sekund, całkiem otwarcie, na przyrodzenie Raya. - Magów jest niewielu, ale zwykle dzierżą dużą władzę, doradzając na dworach władców. Często mówi się, że to oni tak na prawdę rządzą.
- I z pewnością boją się nauki i postępu - Stwierdziła Reina - Bo to mogłoby w znaczącym stopniu ograniczyć ich władzę. Wtedy wszyscy ludzie mogliby latać, zabijać innych magicznymi pociskami i rozsadzać góry. - Niezwykła była ta rozmowa zważywszy, że wszyscy paradowali nago. Miała teraz okazją dokładnie przyjrzeć się nowemu wcieleniu Raya i musiała przyznać, że było ono całkiem interesujące. Ciało wyrzeźbione na ćwiczeniach, a nie dzięki sztucznym stymulantom. Szerokie ramiona, zgrabne nogi i tyłek, którego zdecydowanie chciałoby się dotknąć. Zaczerwieniła się pod wpływem tych myśli i szybko zmieszana odwróciła wzrok.

Ray czuł się całkiem dziwnie, tak obserwowany przez obie kobiety. Z jednej strony - nieco zakłopotany, z drugiej - one też były nagie. A to wywoływało podniecenie. Niestety w przypadku mężczyzny - nie dało się zupełnie tego zamaskować, nawet gdy siedział trzymając ręce na udach. Zagapił się na sterczące piersi Reiny, dopiero po chwili myślami wracając do rozmowy.
- To jak w światach fantasy - skonstatował Collins. - Tam technologia była stopowana magią. Bo skoro mogli coś zrobić za jej pomocą, to niewielu chciało się obmyślać inną metodę. Ciekawe czy są tutaj jacyś naukowcy. - Podrapał się po swędzącej brodzie. Nie był do niej przyzwyczajony. - Obawiam się, że pierwsze co musimy "wymyślić" to jakaś broń do samoobrony w takim razie.
- Nie jest to zły pomysł - Taina poparła ostatnie słowa Raya. - Nie powinniście robić nic jawnego, dopóki nie upewnicie się co do własnego bezpieczeństwa. A wtedy prawdopodobnie możecie osiągnąć bardzo wiele z wiedzą z innego świata. My niestety nie możemy pomóc.
- Przynajmniej nie w tym - Ondo podjął wątek, jak tylko druidka skończyła. - Natomiast chętnie podejmiemy się zbadania tajemnicy waszego istnienia tutaj. Na początek tego, czy faktycznie przejęliście czyjeś ciała, czy może natura stworzyła wam nowe. Tego wieczora i tak już o takich rzeczach się nie dowiemy.
Zajrzał do kociołka i zamieszał. W pomieszczeniu unosił się aromat ziół i nieco mniej - warzyw.
- Strawa jeszcze musi dojść. Macie jakieś pożywienie? Mięso mogłoby poprawić smak.
- Jest jedna sprawa, w której jednak moglibyście nam pomóc. - Powiedziała Reina - Możemy zrobić wiele przydatnych rzeczy, ale musimy mieć do tego odpowiednie produkty. By tworzyć bardziej skomplikowaną technologię trzeba zaczynać od prostych narzędzi. Zazwyczaj potrzebna jest ruda, żelazo, węgiel. Byłoby doskonale gdybyśmy mieli zaufanego kowala, który wykonałby coś z tego. Niestety - bezradnie rozłożyła ręce - Płacić możemy tylko naszą wiedzą i umiejętnościami. No chyba, że rzeczywiście mamy ciała tutejszych wielmożów.
Collins wstał i odnalazł rzucony razem z ekwipunkiem worek, który dostali od mieszkańców mijanej wioski. Znajdowało się tam trochę jedzenia, w tym także mięso. Wyciągnął je.
- Chyba suszone.
Podał to Ondo. Zajęty tym szukaniem zapomniał, że w ten sposób dokładnie było widać jego nagość. I wpływ nagich kobiet. Chrząknął i usiadł z powrotem.
- Myślę, ze mimo wszystko powinniśmy jutro się jakoś tego upewnić. Może ktoś potrafiłby nam ich zwyczajnie opisać. Jesteś dość charakterystyczna - dotknął płomiennorudych włosów Reiny, która ponownie się zaczerwieniła. Dotknęła dłońmi policzków:
- Ta skóra rudowłosych jest koszmarna. Widać na niej wszystkie emocje. Zupełnie jak u mężczyzn z inną częścią ciała. - Powiedziała żartem próbując zamaskować skrępowanie.
- Za to ile uwagi przyciągają - Ray nie miał pojęcia czy sam się zarumienił. Miał nadzieję, że broda w tym półmroku przynajmniej to ukrywa.

- Przynajmniej łatwiej pokazać mężczyznom czego pragniesz - zaśmiała się Taina. - Sami czasami są tacy niedomyślni. Lepiej nauczę cię przyrządzać wywar. Mogę też pokazać jak zrobić taki likwidujący miesięczne krwawienia, a także maść, która bardzo skutecznie złagodzi wszelkie pozostałości po przyjemnych ekscesach.
Kobieta nie krępowała się mówić o tych sprawach całkiem otwarcie. Ondo wziął od Raya mięso i worek z jedzeniem.
- Tak, to się przyda. Trochę potrwa zanim się odpowiednio przegryzie. Swoją drogą, nie mając wymyślnej technologii, radzimy sobie inaczej. Istnieją także wywary dla mężczyzn, po których wzmagają się możliwości, a nasienie nie nosi ze sobą szansy zapłodnienia kobiety.
Reina pokiwała głową słuchając słów druidki:
- To bardzo dobrze, że macie takie możliwości. Chętnie nauczę się tego wszystkiego. Zawsze byłam zwolenniczką świadomego planowania rodzicielstwa.
- Zioła rozwiązaniem na wszystko? - Ray chyba nie był zdziwiony, po tym co zobaczył i poczuł przy menhirach nie mógł być. - Ile zajmuje wykonanie takich wywarów? Nigdy wcześniej nie tykałem się roślinek, chyba, że tych do jedzenia.
 
Lady jest offline  
Stary 18-12-2013, 22:37   #20
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Taina tłumaczyła im to przez kilka minut, pokazując kolejne zioła. Potem zademonstrowała jak je zetrzeć na wywar, a jak na maść. Wszystko rozbijało się o proporcje i same rośliny i wydawało łatwe. Smakowało za to okropnie, Reina po żuciu liści w ustach czuła wyłącznie gorzki smak. Ondo w tym czasie doglądał jedzenia i w końcu ogłosił, że jest gotowe. Przyjemny aromat rozszedł się po całym pomieszczeniu, już wcześniej nagrzanym i osuszonym przez wesoło płonący ogień. Mimo nagości, było im ciepło. Druid nalał strawy do misek, podając wszystkim.
- Chcecie jutro wrócić się czy iść dalej? - spytał.
- Pomysł ze sprawdzeniem, czy nie wyglądamy jak ktoś ważny z okolicy wydaje się całkiem dobry - Powiedziała Reina odbierając od niego miskę i dziękując uśmiechem i skinieniem głowy za strawę. - Teraz jesteśmy praktycznie żebrakami zmuszonymi prosić innych o wszystkie podstawowe rzeczy. Zresztą nie mamy konkretnego celu podróży. Może uda się zdobyć tutaj jakieś informacje jak wrócić do domu? Przecież to tu nas wrzuciło i tu też jak mówicie znajdują się połączenia z innymi światami.
- Tu, ale nie tylko tu - Taina odrzekła w przerwie między kęsami. - I niewiele osób o tym wie. Moglibyśmy w tym trochę pomóc. Może nawet zwołać krąg druidów. Najpierw musimy się dowiedzieć jak najwięcej.
Rayowi zaburczało w brzuchu, więc najpierw zjadł połowę, prawie parząc się w język. Słuchał przy okazji kobiet, zerkając na nich. Oszukiwałby, mówiąc, że patrzył głównie na twarze.
- O ile powrót tą samą drogą wydaje mi się drogą przez mękę, to jednak sprawdziłbym głównie tę siedzibę tutejszych władców. Bogaci to oni chyba nigdy nie byli? Wiecie może, czy w tych górach kryją się jakieś minerały? Znaczy, zasoby naturalne, czy jak to tutaj nazywacie. Z czegoś okolica musi się utrzymywać. Jeśli jednak okaże się, że to przypadkowe ciała, będziemy musieli skierować się do jakiegoś miasta, tam chyba łatwiej zginąć w tłumie - wzruszył ramionami, niepewny tych dalszych działań.
Druidzi spojrzeli po sobie, zanim odpowiedział Ondo.
- Nic wielce wartościowego, o ile nam wiadomo. Lokalni ludzie żyją z hodowli i połowu ryb w licznych strumieniach. Słyszałem o jednej czy dwóch kopalniach, wydobywają chyba rudę żelaza.
- Nigdy nie zastanawialiśmy się głębiej nad źródłem dochodu lokalnych władców.
Collins skończył jeść, odstawiając miskę.
- W takim razie sprawdzamy ten zamek, czy co tam będzie? - spojrzał na Reinę. Z trudem wytrzymał, by patrzeć w jej oczy, a nie jakże ładne cycki. - Jeśli jesteśmy władcami, możemy to wykorzystać. Zastanowić się co dalej. Jeśli nie… zastanowimy się nad tym później. Nie ma co się martwić na zapas.
Niespodziewanie Reina parsknęła i zaczęła chichotać. Gdy wszyscy na nią spojrzeli powiedziała z trudem hamując wesołość:
- Przeprasza, ale właśnie sobie wyobraziłam jak wyglądamy z zewnątrz. Czwórka zupełnie nagich ludzi siedzi i opowiada o bogactwach naturalnych okolicy. Jakoś wydało mi się to bardzo zabawne, ale czy tak naprawdę nie wychodzimy na nudziarzy?
Taina i Ondo wyglądali na zaskoczonych tymi słowami. Kobieta nawet przyjrzała się wszystkim ciałom, swojemu także.
- Nagość do niczego nie zobowiązuje. Tylko uzmysławia, że nie wstydzimy się tego co naturalne. Zainicjowałaś to, jeśli pragniesz czegoś więcej, pewnie wystarczy, że to zasygnalizujesz - uśmiechnęła się do rudowłosej, sama dopiero kończąc jeść.
Panna Tremain ponownie spłonęła rumieńcem:
- Czy wy nie jesteście o siebie zazdrośni? - Popatrzyła najpierw na Tainę potem na Ondo - Myślałam, że jesteście parą.
- Dlaczego mielibyśmy być? - blondynka znowu wyraźnie się zdziwiła. - Natura nie uczyniła nas istotami monogamicznymi, czujemy chuć przy wielu osobnikach naszego gatunku. Gdyby Ray mnie teraz chciał, nie miałabym nic przeciwko - przeniosła wzrok na Collinsa.
- Ja również - dodał Ondo. - Gdy obie strony chcą, powstrzymywanie tego nie ma najmniejszego sensu.
- Nie miałbyś nic przeciwko temu gdyby Ray cię teraz chciał? - Reina chciała się także upewnić co do alternatywnych kombinacji dopuszczalnych w tym zaskakującym świecie. - W sumie u nas jest to też akceptowalne, choć wielu ludzi negatywnie odnosi się do związków homoseksualnych. Nigdy nie widziałam dwóch mężczyzn w takiej sytuacji - Dodała spoglądając ukradkiem na Collinsa.
- Gdyby chciał Tainę - uściślił. - Chyba, że źle odczytałem spojrzenia i nie tylko kobietami jest zainteresowany.
Ray słyszał, że rozmowa podąża w ciekawe rejony. A to wiązało się z powrotem widocznego podniecenia. Chrząknął, zerkając na Ondo, z lekkim rozbawieniem, lecz o dziwo bez większego skrępowania.
- Wolę kobiety, to fakt. Z facetem ciężko byłoby mi się choćby całować. Z drugiej strony… - zerknął na krocze Ondo, a potem wrócił spojrzeniem do Reiny. - A u ciebie jak z tymi związkami, biseksualnymi bardziej niż homoseksualnymi? - spytał lekko.
- Na studiach ludzie próbowali eksperymentować. - Wzruszyła ramionami wyraźnie coraz mniej skrępowana. zachowanie pozostałych osób, pozwalało jej przyjmować to wszystko łatwiej. - Miałam przyjaciółkę, która była biseksualna i kilka razy hmmm… było całkiem przyjemnie. częściej jednak spotykałam się z mężczyznami.
Ray popatrzył na nią w dość nowym świetle. No proszę, czyżby dopiero po studiach stała się taka mało otwarta?
- Chciałabyś zobaczyć dwóch mężczyzn w takiej sytuacji? - pytał dalej, coraz swobodniej. Zwrócił się też do Tainy. - Robienie tego przy kimś innym także wam nie przeszkadza?
- Nam nie. Nie jest to też zwykle źle widziane w zamkniętych grupach. Wśród większych społeczności już może być różnie - odparła druidka. Po niej podniecenia nie było widać tak dokładnie, ale męskość Ondo wyraźnie się powiększyła. - Tej nocy będziemy potrzebowali spełnienia. Pytanie więc brzmi, czy wam to przeszkadza… - dodała.
Reina, która zdawała sobie sprawę, że to głównie ona jest osobą, która wykazuje się największymi zahamowaniami, zadarła głowę do góry:
- Skoro postanowiłam kroczyć ta drogą, nie widzę powodu by nie zacząć od razu… - Ponownie zarumieniła się mocno - Chciałabym się do was przyłączyć. - Popatrzyła na Raya i uśmiechnęła się lekko - No i może chciałabym zobaczyć dwóch mężczyzn razem, ale nie jestem tego do końca pewna.

Blondynka uśmiechnęła się tajemniczo i zebrała wszystkie miski, wstając z posłania. W świetle ognia dało się zauważyć sterczące już trochę sutki, stwardniałe raczej nie od zimna. Ondo tymczasem zbliżył się powoli do Reiny, dotykając dłonią jej uda.
- Będziemy bardziej niż szczęśliwi, gdy oboje dacie nam posmakować waszych ciał… - sunął stwardniałą ręką w górę ciała rudowłosej, która wyraźnie zadrżała pod wpływem tego dotknięcia, Byłaby obłudna kłamczuchą gdyby zaprzeczyła, ze ta rozmowa i dotknięcie nie podziałały na nią w oczywisty sposób. Czuła się zaintrygowana i podniecona, a zdradliwa wilgoć już zbierała się między jej zaciśniętymi udami.
Druid usiadł obok niej, nie zatrzymując dłoni, która po biodrze wędrowała już na jej talię. Nachylił się i pocałował delikatnie jej policzek.
- Rozluźnij się… - szepnął. Taina odłożyła naczynia i otwarcie wsunęła sobie listki do ust, zaczynając je żuć. Usiadła naprzeciwko Raya, lekko rozchylone nogi uginając tak, że widział zarys jej łonowych włosków.
Deklaracja Reiny nieco zaskoczyła Collinsa, ale podniecenie już wzięło górę. Jego członek już sterczał do góry, czego ukryć się nie dało, więc nie próbował. Zerkał to na Ondo, to na Tainę, która siadała przed nim bezwstydnie.
- A ty? Widziałaś kiedyś dwóch mężczyzn razem? Podobałoby ci się to? - dopytywał, zaintrygowany coraz bardziej. W końcu miał zupełnie inne ciało. I prawdę mówiąc nigdy wcześniej tak otwarcie nie rozmawiał o sprawach seksu.
Reina odwróciła głowę tak, by usta mężczyzny znalazły się na jej wargach. Rozsunęła je lekko i wysunęła język. Może i miała zahamowania, to jednak nie znaczył, że nie ma doświadczenia w tych sprawach. Uniosła rękę i położyła ją na udzie druida powoli przesuwając ją w kierunku krocza. Poczuła jak jest gorący i nieco drżący. Jej ciało musiało przywołać żądzę. Chwycił jej sterczącą pierś i pocałował jej usta, splatając swój język z jej. Namiętnie i z pasją.
Taina uśmiechnęła się szeroko. Śmiały się też jej oczy, ogień odbijał się w nich wyraźnie.
- Dlaczego nie? Byle wam obu było przyjemnie. Ale najpierw… - położyła się na plecach na posłaniu, szerzej rozchylając nogi - ...chodź do mnie. Uwarzę ci potem wywar, który pozwoli ci robić to tak często jak będziesz chciał.
Ray spojrzał raz jeszcze na Reinę, ale ta już była bardzo zajęta. I jeśli skrępowana, to powiedzmy, że doskonale to maskowała. Wrócił spojrzeniem do Tainy. W sumie nie rozumiejąc dlaczego się wahał, podszedł do niej na czworakach. Zaciekawiony tym, czy seks oralny także jest tu popularny, zaczął powoli całować jedno z rozchylonych ud. I szybko kierował się wprost do pachnącego podnieceniem łona.

Panna Tremain odpowiedziała entuzjastycznie na pocałunek druida. Przecież całkiem jej sie podobał, a jego poczynania były takie przyjemne. Jedną ręką delikatnie pieściła jego naprężonego penisa, a drugą przeniosła na pierś dotykając aksamitnej skóry i prężących się pod nią mięśni. Męskość Ondo prężyła się już mocno. Była średniej długości i grubości, za to każdy dotyk delikatnej dłoni mężczyzna przyjmował z westchnieniem prosto do ust Reiny. Pieścił przez chwilę jej pierś, potem drugą, aż wreszcie tłumione wcześniej pożądanie wybuchło z większą siłą. Pchnął ją lekko na posłanie, podążając za nią.
Taina szerzej jeszcze rozłożyła nogi przed Rayem, zupełnie bez skrępowania odkrywając w całości swoje pokryte krótkimi jasnymi włoskami łono. Pozlepiane były już od wilgoci, której słodycz poczuł mężczyzna natychmiast, gdy ją tam pocałował.
- To w naszym świecie… nietypowe - zamruczała. - Bardzo przyjemne, lecz większość ludzi nie wie, że ustami można sprawiać rozkosz w ten sposób…
Ray przerwał na chwilę, unosząc głowę z rozbawieniem. Już kompletnie nie czuł niepewności w tym co robił. Skoro nawet Reina poddawała się temu, to on, jako facet, nie miał zamiaru się bronić.
- Sądząc z tego co nam pokazujecie i robicie, rewolucji seksualnej do tego świata już nie przyniesiemy - powiedział i wrócił do swojego zajęcia. Jego język drażnił łechtaczkę, a dwa z palców wsunęły się do wnętrza Tainy. Jej włoski trochę przeszkadzały, ale z drugiej strony - zapach i wilgoć były dzięki temu bardziej intensywne. Poruszał nimi przez chwilę, a potem wyjął i oblizał.

Reina ułożyła się jak najwygodniej na sienniku. Nie był może tak wygodny jak sprężynowy materac, ale z pewnością lepszy niż twarda podłoga czy ściółka w lesie, na której wcześniej mogli to zrobić. Sama nie mogła uwierzyć, że robi coś takiego. Tak jakby wraz z nowym ciałem stała się zupełnie nową istotą. To jednak było bardzo przyjemne. Zwłaszcza kiedy poczuła na swym nagim ciele sprężyste męskie ciało ocierające się o nią w delikatnej pieszczocie.
Ondo szybko znalazł się nad nią, a bardziej nawet na niej, nachylając się i mocno wpijając w jej usta. Poczuła język głęboko w środku. Pragnął jej. Bardzo. Jego męskość ocierała się o pokryte rudym meszkiem łono, aż wreszcie nakierował główkę na wejście do jej szparki i zaczął ją powoli zgłębiać.
Taina wzdychała i pojękiwała, unosząc się na łokciach i obserwując co robi jej Ray. Zobaczywszy oblizywane palce, nie wytrzymała.
- Weź mnie wreszcie, moje ciało tego potrzebuje…! - prawie wykrzyknęła.
Collins przez kilka sekund zastanawiał się, czy to dzieje się naprawdę. Jeszcze na dobrą sprawę wczoraj, mógł tylko marzyć o tym, że bardzo ładna i seksowna kobieta będzie wykrzykiwać w jego kierunku takie słowa. Uznał, że zanim się obudzi, to musi spełnić jej żądanie. Nie opanował się, by nie spojrzeć na Reinę i Ondo i widok ten jeszcze mocniej go podniecił. Przyjął podobną pozycję co druid, nachylając się i całując kobietę w usta. Z pomocą dłoni odszukał jej wnętrze i pchnął biodrami. Mocno i gwałtownie, nie umiejąc pohamować żądzy.
Rudowłosa rozsunęła nogi i lekko ugięła uda. Przez chwilę w jej świadomości zawitała przerażająca myśl, że przecież nie zna tego ciała, co jeśli jest ono dziewicze? Nie miała ochoty ponownie przeżywać niedogodności defloracji. Na szczęście jej obawy okazały się płonne. Do kogokolwiek wcześniej należało to ciało, nie była to osoba zachowująca czystość. Męski członek gładko zagłębił się w jej wnętrzu, bez problemu wsuwając się po samą nasadę.
Uśmiechnęła się lekko spoglądając na unoszącego się nad nią mężczyznę oświetlonego jedynie blaskiem ognia z paleniska. Jego skóra miała piękny ciepły odcień, a w dotyku była niezwykle gorąca. Zwłaszcza tam, gdzie przylegał do jej ciała jak idealnie dopasowana do dłoni rękawiczka. On także się uśmiechnął, przyciskając mocniej jej ciało, gdy powolnymi ruchami zgłębiał jej dziurkę. Reina czuła, że mimo braku błony dziewiczej, bardzo szczelnie otula znajdującego się w niej członka. Pojękiwał cicho, dając tym wyraz przyjemności, którą mu dawała.
- Idealna… - stęknął, poruszając się coraz szybciej i bardziej niecierpliwie.

Taina przyjęła w siebie penisa z krzykiem, częściowo stłumionym przez pocałunek. Niezwykle miękka, mokra i gorąca. I chętna. Objęła go silnymi nogami, przyciskając do siebie i wpychając język do jego ust. Ocierając się o nią czuł duże piersi, o twardych, nabrzmiałych sutkach. Zamknęła oczy.
- Bierz mnie tak mocno jak chcesz…
To musiało być prawdą. Uczucie było dokładnie tak cudowne, jak powinno być, gdy wchodziło się w kobietę. Ray westchnął, czując jak kobieta dokładnie go obejmuje, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. Spojrzał w jej oczy. Poznał ją kilka godzin wcześniej, a teraz był w niej. Należało się zastanowić, czy opłaca się opuszczać ten świat. Oparł się na rękach i zaczął się poruszać. Była tak mokra, że czynił to bez trudu. Raz za razem, z mlaśnięciami wywołanymi głównie jej podnieceniem, wbijał się w jej dziurkę. Coraz szybciej i mocniej. W zapamiętaniu chwycił jej uda i rozwarł na boki, spoglądając w dół, na ich złączone ciała.

Reina poddawała się odwiecznemu rytmowi, gdy gorący, męski narząd raz po raz zagłębiał się w jej wnętrzu. Po chwili dołączyła się do niego powoli dostosowując do rytmu i wychodząc mu naprzeciw. Zarzuciła mu ramiona na szyję i mocniej przywarła do twardego ciała. Jej uda zacisnęły się na jego biodrach, a wewnętrzne mięśnie napięły jeszcze mocniej. Chciała wszystko odczuwać jak najintensywniej. Chłonąć, przeżywać, czuć. Nigdy nie czuła się taka piękna. Nie przestawał. Brał ją szybciej i szybciej, chaotycznie całując jej twarz i szyję. Jego biodra cofały się tylko odrobinę, aby znów zaszturmować ciasną szparkę. Przestal nad sobą panować. Jeszcze kilka szybkich ruchów… i poczuła jak tryska w jej wnętrzu, z grymasem ektazy na obliczu. Zamarł i opadł na nią prawie całkowicie.
- Wybacz… - szepnął do jej ucha. - Jesteś zbyt…. - zabrakło mu słów. Oboje jednak doskonale słyszeli jęki i krzyki Tainy.
Druidka musiała odczuwać potrzebę głośnego zachowania. Pchnięcia Raya coraz łatwiej penetrowały spływającą wilgocią dziurkę, a kobieta ponownie uniosła się na łokciach, spoglądając w to samo miejsce co jej kochanek.
- Jeszcze… mocniej… powinieneś mnie mieć już na polanie…
Pełne piersi poruszały się mocno, aż sama je chwyciła, ściskając i pieszcząc intensywnie. Uniosła się jeszcze i pochwyciła ustami jego wargi. Smakowała gorzko, jak liście, które żuła po to, by jej nie zapłodnił. Teraz nie powstrzymałby się nawet, gdyby wiedział, że zajdzie po tym w ciążę. To poszło za daleko. Położył sobie jej zgrabne nogi na barkach, raz za razem wpychając penisa najdalej jak mógł. Oddał pocałunek, nie dbając o smak. Mimo całodziennego zmęczenia, to nowe ciało okazywało się wytrzymalsze pod każdym względem. Choć nie aż tak, by mógł robić to w nieskończoność bez spełnienia. Ostatnią kobietę miał dość dawno, a na dodatek nie potrafił sobie przypomnieć innej aż tak chętnej i spragnionej. Trzymając mocno jej biodra, posuwał ją w szybkim tempie, wydając z siebie głośne jęknięcia. Zamknął oczy, wiedząc, że to już niedługo.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172