Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2013, 20:41   #118
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Przeklęte komary. - Helv mówił jakby sam do siebie. Insekty o rozmiarze imperialnej monety, otoczyły podróżnych kilkoma rojami i dopomninały się o zapłatę we krwi za bezpieczne przejście drogą. Faktycznie, droga była bezpieczna, przynajmniej przez ostatnie trzy dni. Dni spokojnego spaceru po lesie rzec by można, ale z wolna krajobraz zmieniał się z jakby nordlandzkich lasów na ten bardziej podobny okolicom wsi Faulgmiere, na Przeklętych Bagnach. Wyczuć dało się w powietrzu wilgoć, ale jedynie węchem nawykłym do tego typu zapachów... poza tym temperatura była raczej niska. Tworzyło to pewnego rodzaju równowagę i podróżowało się przez to całkiem znośnie. Gdyby tylko nie te dziwne humory które prezentowała soba większość kompanów, można to było jednak zrozumieć, wszak sytuacja grupy była nieciekawa.

Helvgrim trzymał się z Hansem, jak zwykle. Pewnym było że na pewno mogą zaufać tylko sobie, ale i Warren, który okazał się Valdredem, wykazywał chęć przystania do dwójki kompanów by zabezpieczyć tyły. Miał rację, również Sverrisson ucieszył się na ten pomysł. Przeszłość Valdreda, owszem, budziła pewne wątpliwości i stawiała pod znakiem zapytania lojalność tego człowieka, ale z drugiej strony Helvgrim, gdyby był na miejscu Valdreda, pewnie postąpił by tak samo. Jednak stawianie się w butach złodzieja nie było mądrym pomysłem, na samą myśl o tym, Sverrisson splunął wulgarnie na jedno z mijanych drzew.

Burden, Konrad i Friedrich, ta trójka nie budziła żadnego niepokoju w sercu krasnoluda, ale rycerz Ur'z, kapłan Gottfried oraz Arthur, człek który ponoć zapomniał swego imienia, a stawał w obronie czarownika Ulricha i być może, próbował zabić Hansa... tak, ta trójka budziła pewne obawy. Szczególnie Arthur... przesądne i fanatyczne zachowania rycerza i kapłana można było jeszcze zrozumieć, szczególnie że i khazad potrafił podążać za słowem modlitwy lub być uparty niczym niedźwiedź. Jednak Helvgrim postanowił mieć całą trójkę na oku... obawiał się że być może Ulrich przed śmiercią zaklął ich i teraz może duch jego zły podążał w sercu owej trójki.

Najgorszy był fakt że to właśnie Hans i Helvgrim byli nieuzbrojeni, mieli jakąś broń ale nawet w połowi nie tak dobrą jak reszta. Inni mieli topory, miecze, włócznie lub sztylety... a Helv miał jedynie sękaty drąg który dzierżył od momentu kiedy zebrali się w grupę na plaży, zaraz po tym jak sztorm pochłonął statek, a rozbitków rzucił na nieznaną ziemię. Tą dysproporcję należało jak najszybciej uzupełnić. Gdy krasnolud myślał o tym że być może jakaś wieś czeka ich na końcu drogi, to ta prowadziła jedynie na bagna. To był smutny moment, jak z otchłani, wróciły wspomnienia Faulgmiere, okrutnej potwory z bagien i śmierci towarzysza broni, Tasselhofa... ~ oby tym razem nie skończyło się czyjąś śmiercią. ~ Myślał Sverrisson.

Trochę to było dziwne że droga tu się właśnie kończyła, ciekawym stało się czy być może miejscowi przeprawiali się przez bagnisko jakąś łodzią? Friedrich zaproponował by ruszyć drogą w lewo, na południe i obejść bagna... w sumie każdy kierunek byłby dobry więc czemu by nie na południe właśnie. Azkarhański krasnolud martwił się tylko tym, czy aby ruszając gdziekolwiek indziej niż drogą na wprost, przez moczary, nie oddalają się od jakiejś osady, która mogła być całkiem blisko, a jedynie poza zasięgiem ciekawskich oczu podróżnych, stojących na drodze, tak jak robiła to grupa w której był Helv. Decyzję jednak trzeba było podjąć szybko, a wizja przeprawy przez podmokły i zdradliwy teren nie była zbyt miła... zatem postanowiono - południe.

- Idźmy w lewo zatem. Kierunek dobry jak każdy inny. Musimy jednak przyśpieszyć. Tylko patrzec jak braknie nam jadła. - Ocenił sytuację syn Svergrima. Ostatnie słowa były ważne. Kończyło się jedzenie, szczęściem wody pitnej było pod dostatkiem. Wnyki były puste, o zmierzchu i o świcie, wtedy kiedy krasnolud rozstawiał je. Zupełnie jakby zwierzyna omijała to miejsce z daleka, i choć puste wnyki mogły być efektem marnych zdolności łowczyk Helvgrima, to ogólny brak zwierząt w zasięgu wzroku był bardzo niepokojący. Dobrą widomością było jedynie to że Hans, dzień za dniem, czuł się lepiej, to było bardzo ważne dla wszystkich, szczególnie dla samego zainteresowanego i Helva.

- Hans... zauważyłeś że nie słychać ptactwa, ni też jednej wiewiórki tu nie ma? Jedynie te spragnione krwi komary. - Na potwierdzenie swych słów, krepy wojownik, spojrzał za siebie, po czym trzasnął otwartą prawą dłonią w lewe ramię i zabił tym ruchem sporego krwiopijcę. Została po nim tylko krwawa plama.
 
VIX jest offline