Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2013, 20:43   #28
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Kiedy brodaty mężczyzna wspomniał o tym że ''wielu'' ludzi szuka Amelii, krasnoludowi zimny pot wystąpił na plecy. Teraz było źle ale wizja szeregu zbrojnych tropiących to małe dziecko była bardzo ponura. Nawet jeśli wyszliby z tego żywi to i tak wcześniej czy później trafić mogli ponownie na innych najemnych tajemniczego ojca dziewczynki. Choć nawet przez chwilę Helvgrim nie wierzył że człek który najął łowców by odnaleźli dziecko, był jej ojcem. Kolejną sprawą była opieszałość w odzyskaniu dziewczynki, przez tych dziwnych i niebezpiecznych ludzi, wcześniej. Czyżby, niby ojciec, bał się wkroczyć w klasztorne bramy? Jakiż to demon nieczysty chciał posiąść duszę Amelii? Być może Helv był przesądny, częściej niż było to wskazane, ale niejednokrotnie to konserwatywne i przesycone mistycyzmem podejście do życia, uratowało Helvgrima. Jedni nazywali to czarnogrodem krasnoludzkich wierzeń i tradycji. Khazadzi nazywali to po prostu rozwagą.

Sporo informacji przekazał brodacz trójce podróżnych, choć żadna z nich niczego konkretnego nie wyjaśniała. Złowrogo brzmiało imię krasnoluda na usługach człeka tropiącego Amelię... Grumbar. Czyżby był to jeden z dwójki spotkanej na szlaku? Jak oni się zwali... Hargun i Barum? Sverrisson choć nie był uczonym, to dostrzegał pewną prawidłowość w imionach napotkanych podróżnych. Czy było możliwym że Grumbar, imię, które zbudować można było z liter imion Hargun i Barum? Kapłańskie pochodzenie Helva odzywało się w nim i szukało ukrytego sensu. Czasem pierwsze co przychodzi do głowy to słowo które swe źródło czerpie z oryginału. Tym bardziej że obaj khazadzi potrzebowali nieco czasu by się przedstawić, a jeden w ogóle był temu nieprzychylny. Sverrisson postanowił podzielić się tą myślą z Tupikiem, oczywiście o ile wyjdą z zaistniałej sytuacji obronną ręką.

Helv był weteranem wielu bitew, ale tego dnia zdziwił się, człek który zdołał ich złapać w pułapkę był na prawdę dobry w swym fachu. Zaczął od opowieści, a później jakby nigdy nic, nakazał ruchem głowy by zabić Tupika i Helva. Krasnolud zawstydził się w myślach... był zbyt głodny informacji i to go zgubiło. Nim zdążył odczytać intencje kusznika i jego dowódcy, nastąpiła rzecz okrutna. Ostry bełt z paskudnym dźwiękiem wbił się w kark Tupika. Helvgrim nie mógł w to uwierzyć. Tupik był martwy w oka mgnieniu. Padł na kamienną podłogę, Amelia wyrwała się do niego z krzykiem. Khazad wcele nie myślał by bronić teraz dziecka, skłamałby jeśli pomyślałby inaczej... prawdą było że chciał rozedrzeć na strzępy tych którzy zabili odważnego halfinga, przyjaciela Helvgrima.

Piana wystąpiła na usta krasnoluda. Helv nie baczył na rany czy ewentualną śmierć, teraz to wszytko nie miało już sensu, von Goldenzungen był martwy. Khazad uchylił się przed ciosem i po kilku trafnych uderzeniach pięściami i nogami, strażnik który zabił Tupika był ogłuszony. Na niego miał przyjść czas później, musiał zapłacić za swój czyn. Ostrzegawczy głos dziecka zawrócił myśli o zemście z tego szlaku i odsłonił kolejnego wroga, tym razem ze sztyletem w dłoni. Sverrisson sięgnął po miecz ogłuszonego strażnika i po chwili już wróg jego, a zleceniodawaca zabójstwa Tupika leżał dogorywając z ostrzem wbitym po rękojść w bok jamy brzusznej. Krasnolud chciał wyrównać rachunki z ogłuszonym człekiem, na to że Tupik może jeszcze żyć, nie liczył wcale... ale stało się coś bardzo dziwnego, niepokojącego do granic pojmowania.

Amelia, z dłońmi pokrytymi krwią klęczała przy niziołu... obok niej leżał uwolniony z cielesnego więzienia, wraży bełt. Helv podszedł szybko do dziecka i ciała halifinga.


- Wstań Amelio, co ty robisz? Jemu nie możesz już pomóc. - Choć brodaty wojownik chciał powiedzieć coś jeszcze, to powstrzymał się. Otworzył szeroko usta i patrzył na zabliźnoną ranę na karku niziołka i jego powolne ruchy. Wieloletni przyjaciel Helvgrima wciąż żył. Choć khazad miał ochotę przypisać ten cud ogromnej wytrzymałości i chęci życia Tupika, to nie mógł. Wszystko stało pod znakiem zapytania, a to przez zabliźnioną ranę po śmiertenych obrażeniach.

- Czary! Magia! - Krasnolud zrobił dwa kroki w tył. Pewien nie był czy to że Tupik przeżył stało się za sprawą mocy dobra czy zła. Jedno było pewne, stało się to z pomocą Ameli... która musiała być pomostem między światem magii a tym przyziemnym, światem namacalnym. Sverrisson na magii się nie znał, ale jako członek kapłańskiej rodziny wiedział trochę o magii uleczeń, rytuałach i egzorcyzmach. Oczywiście nie tyle by zwać się nawet czeladnikiem tych nauk, ale wystarczyło to by zrozumieć co się stało. Pozostawało jedynie pytanie, za czyim wstawiennictwem, Tupik teraz wracał do zdrowia i przytomności? Czy wystarczy podziękować za ten cudny dar, czy zapłacić krwią jak za rytuał ciemnych mocy? Odpowiedź miała nadejść, to było pewne, lecz jeszcze nie tego dnia.

- Ty żyjesz? - Wycharczał wreszcie krasnolud do halfinga. Tupik był już na nogach i choć słaniał się jeszcze i dotykał rany to był w znacznie lepszym stanie niż Helvgrim. Być może miał już do czynienia z taką magią lub osobami nią władającymi na taką skalę... lub może wywodził się z bardziej otwartej obyczajowo społeczności i łatwiej mu było zaakceptować pewne rzeczy? Sverrisson nie był tego pewien. Posłuchał jednak słów kompana i pomógł mu przenieść ciało tak jak von Goldenzungen sobie tego życzył. Kiedy Tupik ustawiał ciała i przygotowywał wątpliwą zmyłkę dla strażników, Helv uzbroił się w miecz i kuszę od poległego strażnika. Pomieszczeniem i ciałami, ich przeszukaniem, zajął się cudem uzdrowiony towarzysz krasnoluda. W ten czas Helvgrim wyjrzał za drzwi by sprawdzić drogę ucieczki. Była czysta, więc wrócił do komnaty. Spojrzał na Tupika pracującego w pocie czoła i począł się zastanawiać czy aby wieloletni przyjaciel nie stał się marionetką w rękach złego dziecka, które tylko z pozoru udawało dobre stworzenie i mamiło iluzjami swej niewinności głupich ślepców, w tym Tupika i Helvgrima.

Krasnolud spojrzał na Amelię, stojącą i obserwująca wszystko w spokoju swym szklanym wzrokiem. Teraz dopiero skadyjski wojownik, zrozumiał że cała jej postawa i istota może być jedynie omamem. Rozmyślanie, ponownie, przerwał Helvowi Tupik. Zalecił wytarcie butów i odzienia ze krwi, na ile to było możliwe oczywiście. Sverrisson nie sprzeczał się, wiedział że to wszystko ma nikłą szansę powodzenia, ale nikła była lepsza niż żadna. Jednak pytań powstawało co raz to więcej. Czy Helv mógł zaufać teraz Tupikowi?

- Wątpię by się to udało. Wszyscy nas widzieli... choćby strażnicy którzy nas tu przyprowadzili, znaczy jeden z nich. Zresztą. Tym będziemy się martwić później. - Powiedział Helvgrim po czym złapał Tupika za ramię i przyparł go do ściany.

- Oporu nie stawiaj von Goldenzungen. - Halfing miał zdziwiony wyraz twarzy.

- Coś muszę sprawdzić... - Zasapany Helv uniósł dłoń i przyłożył ucho do piersi niziołka... serce wciąż biło. Tupik był wolny od klątwy ożywieńców. Puścił przyjaciela i poprawił na nim jego skórzaną zbroję. Myślał by przekonać go do próby słowa, ale niziołek wymówił imię matki miłosierdzia sam z siebie... i nie spłonął żywcem. Był wolny od zła lub maskował się doskonale. To będzie jeszcze czas sprawdzić.

Tym razem Helvgrim nie sięgnął po dłoń Amelii, spojrzał tylko na nią i przemówił. - Trzymaj się Tupika, ja będę szedł pierwszy korytarzem. - Zważył w dłoni miecz i wiedział że nie może go zabrać jeśli plan halfińskiego szlachcica ma się powieść. Odłożył miecz w dłoń strażnika, również kusza musiała zostać na miejscu. Zabrał jedynie bełt który powalił Grotołaza. Tak na wszelki wypadek.

- Poczekaj. - Zatrzymał go w pół kroku halfling. - Lepiej będzie jak ja będę badał teren... Znam się na tym.

Tupik na swych bosych owłosionych stopach poruszał się niczym kot, potrafił się skryć w każdym bodaj cieniu i przemykał z prędkością lisa od ściany do ściany. Nie bez powodu był zwiadowcą w lesie, choć faktem było, ze w terenie miejskim dawał sobie jeszcze lepiej radę.

- Ruszajmy. - Krasnolud uchylił drzwi i wyszedł dziarsko. Znał drogę na zewnątrz, zresztą była ona bardzo prosta, toż nie były to altdorfskie lochy, a jedynie małomiasteczkowa strażnica. Wszystko szło dobrze, za dobrze. Stało się, można się było tego spodziewać... przy głównych drzwiach stał strażnik. Sverrisson odchrząknął i miał zamiar wyminąć go bez słowa. Jak na razie plan Tupika się sprawdzał.


~ Na bogów. Jeśli to się uda, musimy iść prosto do Meriach, przez wzgórza i lasy, na przełaj. Musimy ominąć Hasselhund i drogę nań, inaczej czeka nas śmierć. Tylko patrzeć jak list z naszymi podobiznami ozdobią ściany karczemne i słupy przy bramach miast. W Meriach odnaleźć przewodnika i zaszyć się w tunelach pod górami. To jedyne wyjście. ~ Plan ucieczki, dlaszej drogi powstawał w głowie khazada. Na drodze stał jednak jeszcze jeden strażnik. Ten przy drzwiach... raz kozie śmierć.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 24-08-2013 o 02:22.
VIX jest offline