Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2013, 09:57   #59
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Rannego krasnoluda wraz z drugim, pomogli ludzie Lobo odprowadzić do znachorki. Za to na słowa Otto Lobo zareagował w bardzo prosty jak na siebie i prymitywny sposób.

- Zamurować, a jeśli któryś z nich spróbuje przeszkodzić, Morda i Zając macie zastrzelić jak psa. Macie moje pozwolenie. Muszę się kurwa obmyć.

Dwóch największych drabów ze straży wysunęło się naprzód i wyciągnęło załadowane kusze w kierunku jedynych dwóch dzielnych na tyle by próbować szukać zagubionej Aine. Jasnym było, że nie ma sensu nawet próbować, bo przeciwnicy wyglądali na bezwzględnie posłusznych i bezmózgich jegomości. Wszelkie próby manipulacji czy to gestem czy to słowem mogły bowiem skończyć się bełtem w rzyci. Nagle na twarzy Lobo pojawił się wyraz nie dowierzania i ciężko wzdychając odwrócił się w stronę obydwu najemników.

- Kurwa, nie wiem czemu to robię, ale macie czas do jebanego rana, jak nie wyleziecie to chłopaki zamurują wyjście i przy wszystkich włazach postawie straże. Więc nawet jak będziecie próbowali wyleźć to wam łby odstrzelą. Wasza decyzja co zrobicie.

Lobo musiał być dość chłodno kalkulującym draniem. Bowiem zgodnie z tym co powiedział nad ranem, przy każdym innym wejściu do kanałów, nie ważne jak bardzo zamurowany postawił straże w postaci dwóch żołdaków na właz pilnujących ich całą dobę. Nie było wejścia ani wyjścia stamtąd, ale rodziło się pytanie, skoro bestia została ubita, czemu kapitanowi aż tak bardzo zależy na zachowaniu kanałów wciąż zamkniętych...

****


Johann szedł sobie znaną drogą ku swemu domostwu, a w nim żonie i dzieciom. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak podekscytowany i przerażony zarazem. Zajrzał dziś w oczy śmierci, może i nie głównej, może i nie zwróciła na niego uwagi, ale jeden z jej mniejszych popleczników to zrobił. Biedaczysko jeszcze nigdy podczas swego żywota nie doświadczył takiego lęku i zastrzyku adrenaliny. Gdy koszmar się skończył, czuł się podekscytowany jeszcze bardziej, bowiem przeżył spotkanie z bestią. Ale z nie byle kim, tylko z samą Roschą... Tylko skąd znał jej imię? Nie zastanawiając się jednak nad tym dłużej szczęśliwy dotarł do drzwi swego domu. Gdy zajrzał jednak do środka, zastała go w nim cisza nie podobna do niczego co w tym domu miało miejsce. Dzieci gdzieś znikły, jego żona stała dalej wyraźnie przerażona, a pomiędzy nimi przy kuchennym brudnym i zszarganym wiekiem stole siedział jegomość, skądś znajomy Johannowi.

- Witaj Heinrich. Wybacz to najście ale chciałbym z tobą porozmawiać o twoim dzisiejszym dniu...

Johann przypomniał sobie nagle, że ciuchy jakie tajemniczy jegomość miał na sobie były wręcz podobne do tych jakie nosiła zakapturzona postać, obserwująca ich dzień wcześniej gdy opuszczali świątynie.

****


Pytań po wyprawie do kanałów można by powiedzieć, wręcz przybyło niżeli zmalało. Roscha co prawda spalona gdzieś walała się po kanałach, jednak czy prawdopodobnym było, aby odpowiadała za wszystkie zniknięcia. Bowiem jak tak gigantyczny pająk mógł wyjsć na powierzchnię i porwać całą rodzinę z ich domu? Sama niechęć Lobo do kanałów i tego co być może w nich się skrywało była aż nadto wyraźna. Plus dodatkowo była jeszcze kwestia tego nie znajomego, który odwiedził Johanna w jego domu. Co z tego oczywiście wynikło i jaka był prawda, jeszcze się nie dowiemy. Ale obiecuję w niedalekiej przyszłości przedstawić wam ciąg dalszy tej opowieści.




CiÄ…g Dalszy NastÄ…pi...
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...

Ostatnio edytowane przez Tasselhof : 23-08-2013 o 22:21.
Tasselhof jest offline