Lofiel, Kirian
Lofiel nie mogła powstrzymać lekko tryumfującego uśmiechu. Zgodnie z jej przewidywaniami, podzielono ich na grupy. Co prawda jej nowy towarzysz nie byl tym, z kim chciałaby najbardziej pracować, nie podważała jednak zdania hierachów. Broni nie potrzebowała; w końcu jednak zdecydowała się na runiczny sztylet - skoro wszyscy się uzbrajali... Podciągnęła sukienkę i przypięła broń na udzie; pod luźnym materiałem płaskie ostrze było niemal niewidoczne.
-Jestem gotowa - uśmiechnęła się do towarzysza - Od czego proponujesz zacząć naszą wycieczkę?
Kirian uśmiechnął się. Wolałby działać sam, ale chyba nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Stare przysłowia podobno niosą wiele mądrości. Oby i tym razem tak wyszło. Dla siebie zdobył kilka noży do rzucania, które pochował w sprytnie uszytych pokrowcach, które z kolei założył pod koszulkę i bluzę z kapturem. Jeden z noży miał kilka run dookoła rękojeści i wzdłuż klingi. Ot tak, na wszelki wypadek.
-Myślę, że warto by było zacząć od slumsów. Potem pójdziemy sobie wzdłuż murów i skończymy na jakże przyjemnym starym mieście. Zahaczymy o wszystkie kluby i mojego nowego starego znajomego.
Lofiel rzuciła mu szybkie spojrzenie. Nie za bardzo chciała pchać się do slumsów po ostatnim spotkaniu ze Skazanym...choć z drugiej strony miała z nim rachunki do wyrównania. A towarzystwo drugiego Skrzydlatego działało na jej korzyść. Uśmiechnęła się lekko.
-Znam nawet jedno miejsce w slamsach, od którego możemy zacząć...- powiedziała. Dojedziemy autobusem, a potem czeka nas krótki spacer
-Taaa, też znam pewne miejsce - Kirian spojrzał bystro na jej twarz - ciekawe, czy mamy na myśli to samo. Jednak tak, tam powinniśmy dostać odpowiedzi.
Kirian podniósł się z miejsca i ruszył by otworzyć drzwi. Cóż, dżentelmenem trzeba być cały czas, nie tylko na wyrywki... |