Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-07-2013, 16:41   #81
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
Świątynia Zastępów
Anael, Kirian, Lofiel, Sophiel, Rashiela, Tim, Uziel


Wszyscy zostaliście zabrani do jadalni. Tłoczyło się tam już kilkanaście aniołów łącznie z wami. Ci, którzy was odnaleźli, a także piątka jeszcze nie znanych wam skrzydlatych. Wszyscy stali zwarto ustawieni w jednej linii. Gotowi i czekający na rozkazy. Skrzydło, akolici, dwójka zelotów. W jadalni czuło się zapach jedzenia oraz napięcie i zdenerwowanie. Trudno było przewidzieć co mogło przyczynić się do tak wczesnej pobudki.
Gdy weszliście aniołowie równi wam pieczęcią oraz z wyższą przyjrzeli się uważniej wam.
Do sali wkroczyła rudowłosa kobieta, która była sprawką waszego porannego wstawania. Jej długie rude włosy opadały do samego pasa. Błękitne oczy przyglądały się wam uważnie. Przy lewym oku znajdowały się trzy ciągnące się wzdłuż blizny. Ubrana była w krótką bluzkę odsłaniającą płaski delikatnie zarysowany brzuch. Dekolt ładnie podkreślał jej walory. Na ramionach miała ochraniacze, a bluzka sięgała nad łokieć. Na plecach widoczna była rękojeść srebrnego miecza. Na dłoniach miała rękawice ochronne. Spodnie były brązowego koloru dopasowane do ciała. Przy pasie miała sztylet oraz na kółku zawieszone noże do rzucania. Przyglądała się wszystkim uważnie.


Za nią wyłonił się Egzarcha oraz Legat. Cała trójka przyglądała się wam uważnie.
-Przykro mi, że musieliśmy tak wcześnie zerwać was z łóżek. Ale wynikła pewna niepokojąca sytuacja. Uaktywniły się demony w parku. Wydaje się jakby czegoś szukały. W tym momencie Nasi nowi towarzysze zalecam byście współpracowali ze sobą. Anaelu. Dla Ciebie legat będzie miał specjalne zadanie. Tym razem wyjątkowo będziesz pracował sam. Wierzymy, że sobie poradzisz. - Głos Aela był pełen pasji i siły. Na jego twarzy nie widać było radości i wczorajszego spokoju.
-Sądzimy, że nasi wrogowie w jakiś sposób dotarli do informacji, które i my posiadamy. Musicie szczególnie na siebie uważać. Na chwilę obecną wyruszy z wami Ranizela. W tej chwili będzie pełniła rolę waszego dowódcy. Przyjrzy się wam uważnie i z pośród waszego grona wybierze kogoś posiadającego zdolności przywódcze i umiejącego odpowiednio wykorzystać wasze zdolności.
Rudowłosa kobieta skinęła wam głową i się uśmiechnęła.
-Zeloci otrzymali już swoje zadania na pismach, Kirianie. Jako, ze przybyłeś do nas najpóźniej. Poznaj legata Reaphiela. -mężczyzna skinął lekko głowa, a jego lodowo-błękitne oczy uważnie przyjrzały się aniołowi. - Na chwilę obecną pomożesz waszej nietypowej drużynie, mam nadzieję, że będziecie w stanie ze sobą współpracować. Zjedzcie teraz i ruszajcie na poszukiwania. Dalsze informacje przekażą wam wasi dowódcy.
Egzarcha odszedł i usiadł na miejscu najbardziej oddalonego stołu. Legat skinął głową Anaelowi na znak aby ruszył za nim i opuścili salę. Ranizela spojrzała na waszą sześcioosobową grupkę.
-Zjedzcie, a potem spotykamy się na parkingu. -anielica zaś usiadła przy Dearothcie i pozostałych templariuszach i egzekutorach. Świątynia tego dnia była pełna aniołów. Ludzie się przewijali dookoła, gdzieś biegli, pokazywali sobie znaki.
Na stołach stały talerze z wędliną, miska z jajecznicą z cebulką i kiełbaską, parówki, sałatki. Różnego rodzaju pieczywo piętrzyło się w lewej części stołu. Po prawej na chłodnej części znajdowały się jogurty, masło. W sumie każdy mógł znaleźć coś co lubił. Widzieliście jak każdy z poznanych was wcześniej aniołów coś zajadał.
Dla was znów został wolny okrągły stół dla ośmiu osób.
Ranizela już zjadła, ale czekała aż i wy spokojnie zjecie śniadanie. Mieliście jakieś półgodziny dla siebie.
Do jadalni wrócił Reaphiel. Sam.

Floresse
Policja


Telefony dzwoniły już od samego rana. Policjanci uwijali się jak w ukropie. ekipa właśnie badała miejsce masakrycznej zbrodni, która jeszcze nigdy nie nawiedziła tego spokojnego miasta. Telefony od stacji telewizyjnych bombardowały funkcjonariuszy. Policjantka Rea miała już dość. Nikt nic nie wiedział poza tym, że było to naprawdę bardzo brutalne morderstwo.
-Tak, właśnie jesteśmy w trakcie badania tej sprawy. Nic więcej nie jestem wstanie państwu powiedzieć. Do widzenia. - odłożyła słuchawkę i oparła się zrezygnowana na fotelu. Najchętniej wyłączyłaby te wszystkie natrętne telefony. Ale nie mogła. Była rzecznikiem medialnym. Dlaczego właśnie dzisiaj? Tuż przed obiecanym urlopem? Brązowo włosa Rea westchnęła i upiła łyk zimnej wody. Patrzyła na wstępne zdjęcia jakie otrzymała i aż się wzdrygnęła.
-Dawidzie. Mam nadzieję, że rozwikłasz tą zagadkę i złapiesz tego potwora...

Szkoda, że nie wiedziała jak blisko była prawdy...

Park dzisiaj wyglądał zupełnie inaczej. Ogrodzony żółtą taśmą policyjną. Po okolicy kręcili się technicy i dwaj specjaliści od zabójstw. Ciało kobiety... Choć tak naprawdę niewiele z niego zostało, zabrano już do auta i ruszyło do koronera. Może on powie im coś więcej. Policjanci szukali poszlak, czegokolwiek co ułatwiłoby im zadanie. Wiele rzeczy wskazywało na profesjonalistę i kogoś kto bardzo dokładnie zaplanował zbrodnie. Nie znaleźli żadnych śladów, a raczej w takim miejscu było ich pełno. Jednak nic szczególnego jeśli chodzi o mordercę.
-Dawid... Jesteśmy tutaj od piątej rano... Nic więcej chyba nie wyczytamy z tego miejsca. -Robert przyglądał się uważniej swojemu partnerowi. Dawid stał zasępiony i przyglądał się uważnie miejscu zbrodni. Spojrzał na partnera.
-Coś przegapiamy. Czuje to...
Robert westchnął.
-Choć... chcąc nie chcąc przydałoby się coś zjeść...
Dawid spojrzał na drugiego mężczyznę i westchnął. Podszedł do technika i przekazał.
-Zbierzcie wszystko co się da. Im więcej tym lepiej. -to powiedziawszy widząc zgodę na twarzy mężczyzny ruszył w dalszą drogę z partnerem.

Jaskinie...
Mrok


Leżał na jedzony, na stertach kości. To była uczta... Choć mężczyzna nie okazał się tak smakowity jak dziewczyna. Szkoda, wielka szkoda. Ale dzisiejszej nocy... Taaak... Miał już obrany kolejny cel.
Ciemność przeciągnęła się, kości zatrzeszczały i pękły z nieprzyjemnych trzaskiem. Rozłożył się wygodnie na kościach i resztkach otulony zapachem strachu. Było mu rozkosznie.
 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."
Luphinera jest offline  
Stary 03-08-2013, 11:33   #82
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
praca kolektywna

Jadalnia


Lofile; rozejrzała się po siedzących wokół Skrzydlatych. Na razie nie układało się im najlepiej, a Zło nie spało...Może w obliczu niebezpieczeństwa uda im się przełamać wzajemne opory?

Spojrzała z wyczekiwaniem w stronę Renizeli i odkaszlnęła lekko. - Jeśli szanowna dowódczyni się zgodzi...chciałabym coś zaproponować - powiedziała cicho.

W tym czasie siedząca obok Harielitka nie przeszkadzając mówczyni zajęła się wchłanianiem kalorii. I w przeciwieństwie do kolacji tym razem celowała w mięsiwa i wędliny. W końcu czyż mędrcy wschodu nie nauczali, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia?

Słysząc przedłużającą się ciszę, anielica przełknęła trochę wody i kontynuowała, tak samo cicho - Nie chcę nikogo pouczać...ani podważać doświadczenia...więc jeśli ktoś walczył wcześniej ze Złym, może mnie poprawić...ale dwa małe skrzydła są bardziej zwinne niż jedno wielkie... - uśmiechnęła się i podniosła wzrok - Jeśli będziemy działać w trójkach, nie stracimy nic ze swej siły, a zyskamy na szybkości i możliwości manewru...Tylko musimy dobrać się tak, by wzajemnie uzupełniać swoje talenty - westchnęła - więc musimy sobie zaufać, kochane dzieci...znaczy, bracia i siostry - zaczerwieniła się, kiedy zorientowała się w pomyłce i wbiła wzrok w talerz.

- Pierwsze primo. - tym razem zabierając głos Azjatka wcale nie przerwała jedzenia. - Mamy tylko jedną przewodniczkę i opiekunkę. - wskazała widelcem rudą dowódczynię - a wygląda na to, że intencją świątyni jest bardziej nasze bezpieczeństwo niż skuteczność. Tak czy tak jedna grupa zostanie bez informacji o nadnaturalach w mieście, dopuszczalnych zachowaniach i obecnego na miejscu błogosławieństwa Świątyni.
Przerwała mówienie by przepić śniadanie mocną herbatą.
- A drugie primo każda grupa musiała by mieć w szeregach czuciowca. - wzruszyła ramionami - Nie potrafiąc rozróżnić wśród ludzi pomiotów Wroga możemy równie dobrze pozostać w tych murach. Przynajmniej szansa, że nabroimy będzie mniejsza. Ja czuciowcem nie jestem. - przetoczyła wzrokiem po zebranych przy stole wcale nie oczekując szybkich reakcji. W końcu każdy musiał dojrzeć do tego ile zamierza o sobie powiedzieć.
- No i grupa bez opiekunki musiała by mieć dowódcę. Czy proponując podział jesteś gotowa na objęcie odpowiedzialności za mniejszą grupę, siostro?
Tym razem spojrzenie nie pozostawiało złudzeń. Rash wpatrywała się w Lofiel.

- Jestem. Jak my wszyscy. Każdy Skrzydlaty dźwiga brzemię odpowiedzialności - głos blondynki brzmiał tym razem nadspodziewanie twardo. Uniosła głowę, a w jej błękitnych oczach zapaliły się iskry - A jeśli ktoś nie potrafi rozróżnić dobra od zła, faktycznie nie powinien opuszczać murów Świątyni...siostro - dodała z naciskiem - Dowódca i jego rozkazy nie podlegają dyskusji, to oczywiste. Ale lepiej zawczasu wiedzieć, kogo powinniśmy się trzymać, kto nas wspomoże i uzupełni nasze dary...a kto nie - rozejrzała się po sali - Prędzej czy później przyjdzie nam się rozdzielić. Warto ustalić takie rzeczy wcześniej, a nie w ogniu walki...Siedzimy tu i patrzymy na siebie jak wilki, a przecież powinniśmy być jak zaciśnięta pięść. Jeśli jedno z nas osłabnie, zawiedziemy wszyscy. - dodała miękko - to nie czas na spory i dziecinną grę w sekrety...
Azjatka niczym piesek zabawka - przyjaciel każdego kierowcy, potakiwała do słów Lofiel. - Więc siostro-dowódczynio potrafisz wykryć ukrywającego się pod ludzką skórą upadłego korzystając z Charyzmatów?

- Nie potrzebuję do tego żadnych darów...zło po prostu widać. W każdym, bez znaczenia czy to upadły, czy śmiertelnik...czy inna istota. Choć być może niektóre chóry i zakony mają z tym większy problem, z racji swej...natury - uśmiechnęła się promiennie blondynka - A owego tytułu “dowódcy” ani nie pragnę, ani nie żądam. Zostawiam go tym, którzy są więksi niż ja. Ale od rady z serca nikt jeszcze nie umarł, a czasem wprost przeciwnie...Być może pozostali bracia i siostry mogą nas też ubogacić swoją mądrością...- złapała nożyk i widelec i z wystudiowaną powagą zabrała się za jedzenie.

Sophiel weszła do jadalni razem z innymi aniołami oraz Ranizelą, której dokładnie się przyjrzała. Wiadomość o demonach grasujących w parku mocno ją zaniepokoiła, ale nie dała tego po sobie poznać.Skinęła głową Dearethowi i usiadła przy stole obok Lofiel, która rozpoczęła dyskusję z Azjatką. Nałożyła sobie sporą porcję jajecznicy oraz kiełbaski. Anielska cząstka wojownika domagała się porządnego posiłku.
- Ta misja to pewnego rodzaju test. Nie wybiorą przywódcy z pośród nas nie oceniwszy wcześniej, kto nadaje się do tego zadania. Dlatego idziemy prawie wszyscy pod dowództwem jednej anielicy. To ona wybierze kto z nas nadaje się, aby dowodzić resztą. Mogę się mylić, ale dla mnie tak ta sprawa się przedstawia. Sama nie mam ambicji dowodzić innymi, wolę wykonywać rozkazy, o ile są trafne.
Nalała sobie całą szklankę soku pomarańczowego i wypiła ją do dna.
- Ale zgadzam się z Lofiel. Każdy z nas powinien potrafić odróżnić dobro od złą. Skazanego od zwykłego człowieka. To leży w naszej naturze.

Veronica i Uziel przyłączyli się do wspólnego śniadania. Nalali sobie kawy i napili się. Odstawiając filiżankę postanowili zabrać głos.
- Sprawę czujki mamy załatwioną - Powiedziała Veronica robiąc pauzę - Ja jestem czujką. Jednak zaznaczam, że nie nadaje się na dowódcę zawsze wykonywałam rozkazy, a nie je wydzielałam. Popieram również pomysł działania w małych grupach. Chcę jeszcze zaznaczyć iż nikt z nas nie dostał broni czym mamy walczyć ?.-Veronica popatrzyła po zebranych.
- Nie wiemy nawet z kim walczymy nie znamy jego motywów i działań, ani jego mocy. Wydaje mi się że Świątynia chce puścić przodem mięso armatnie aby poznać wroga. Wiecie jak jest straty są wliczone w każdą wojnę.

Sophiel spojrzała się na Veronicę.
- Chyba jakąś broń nam dadzą zależnie od naszych umiejętności i powołania, ale czy z bronią przychodzi się na śniadanie?
Nałożyła sobie drugą porcję jajecznicy, która lekko już wystygła i zabrała się do jej jedzenia. Bacznie obserwowała co działo się przy drugim stole przy którym siedzieli Templariusze.
- Ciekawe jakie dalsze informacje przekaże nam Ranizela?

- Również jestem ciekawa dalszych informacji. Lubie się przygotować i działać wedle konkretnego planu.- Wypiła kawę do końca i zaczynała robić sobie kanapkę.
- Jeszcze jedno czas nam ucieka. My siedzimy, a wróg działa. Jeśli teraz damy mu czas to będzie zawsze o krok przed nami. Postaram się uzyskać nam trochę informacji o wrogu, ale do tego muszę uruchomić stare kontakty. Teraz pozostaje nam tylko czekać na jakieś strzępki informacji i modlić się aby wróg nie okazał się lepiej przygotowany od nas.

- Ufność w opiekę Majestatu i mądrość naszych hierarchów wystarczy za każdą broń i tarczę - uśmiechnęła się Lofiel znad jajecznicy - Nie ufajcie zbyt swoim śmiertelnym zmysłom, bo Zły potrafi je doskonale zwodzić - dodała i wróciła do jedzenia.

Kirian zaraz po dotarciu do stołu zajął się pysznie wyglądającą porcją naleśników. Zostawił gadki inny, a sam cieszył się z czystej radości konsumpcji czegoś niezwykle smakowitego i jednocześnie dawno nie jedzonego. Zjadał wszystko powoli i dokładnie, polewając sobie porcję syropem klonowym.
-Ale o co Wasze swary głupie? - zapytał i uśmiechnął się szczerze. - Zacznijmy od tego, co wiemy. Był jakiś aniołek na miejscu przestępstwa? Trzeba zebrać dowody, zapytać ewentualnych świadków. W końcu jakiś bydlak nie pojawia się i znika jakby był z dymu. Mogę tam pójść, zdobyć zeznania i dowody...
Na znak swojej gotowości podniósł się z miejsca i skupił. Poprzedni właściciel ciała znał przecież szefa miejscowej policji - Rodrigeza, oj znał aż za dobrze. Widzieli się nie raz mierząc spojrzeniami. Niemal zawsze glina nie miał na niego absolutnie nic i finalnie wychodził z komisariatu spocony, zdenerwowany, ale nieskuty i wolny. Rodrigez był sporym nalanym mężczyzną, ze sporą nadwagą i 50-tką na karku. Tego Kirian nie przewidział i brzuch, który sobie dodał, niemal rozerwał mu koszulką.
-Znam gościa, wiem jak się zachowuje. Możecie też dać mi wolną rękę. W końcu na coś muszą się przydać nowi znajomi...

- Chyba przed chwilą zaproponowałam, żeby się rozdzielić i tak działać - zauwazyła chłodno Lofiel, ocierając usta serwetką - Ale wszyscy muszą mieć swoje małe, wstydliwe sekrety - westchnęła. - Jeden kierunek już mamy. Komisariat policji i służby Śmiertelnych. Drugi - miejsce zbrodni...Trzeci... - zawahała się - Może poczekajmy na słowa dowódcy - westchnęła w końcu zrezygnowana, patrząc po otaczających ją aniołach.

Veronica popatrzyła na Lofiel i Kiriana.
- Ja znam parę osób z Policji w końcu to miejsce mojej pracy postaram się zdobyć informacje, być może przydzielą mi tą sprawę. Oczywiście nie będę działać pochopnie to by było złe dla naszej świątyni i społeczności.- Po tych słowach skończyła śniadanie i wstała od stołu.
- Niema na co czekać mam ochotę poprowadzić w tym tańcu. Wrócę do swojej dawnej pracy będę się z wami dzielić informacjami na bieżąco.- Powiedziała te słowa i nie bacząc na pozwolenie ruszyła w stronę wyjścia. Drogę na komisariat znała.

-Aha - powiedział Kirian i wrócił do swojej zwykłej postaci. - Czyli komisariatem się nie przejmujemy... A tak się cieszyłem na myśl o napędzeniu kilku glinom konkretnego stracha. Co za strata...
Spojrzał na rudą anielicę.
-To może ja ruszę zawierać znajomości. Wie ktoś może gdzie o tej porze może przebywać Mnemosyne? Muzeum, jej restauracja, park, czy coś innego?
 
carn jest offline  
Stary 05-08-2013, 19:00   #83
 
Aleazis's Avatar
 
Reputacja: 1 Aleazis nie jest za bardzo znanyAleazis nie jest za bardzo znany
Zatrzymał się w połowie drogi do stołówki. W jego oczach można było dostrzec mądrość życiową i inteligencję, które wskazują na doświadczenie, trochę podobnie jak u człowieka, który nie jedno już przeżył. Odwrócił się na pięcie, i wrócił do swojego pokoju. Zamknął drzwi. Dokładnie. Na klucz. Zaczął szukać czegoś do pisania. Czegoś innego, niż długopis, lub ołówek. Jego ruchy stały się precyzyjne, szybkie, dokładne. Kiedy nie znalazł, przypomniał sobie o łyżeczce. Szybko odnalazł ją wzrokiem, leżącą na podłodzę. Chwycił ją, i zaczał skrobać po ścianie, wyrysowując znaczki, szlaczki i wszelkie inne znaczki w tylko sobie znanym celu.. Kiedy skończył, usiadł na środku pokoju, złożył ręcę do modlitwy, i zastygł w totalnym bezruchu, zamykając oczy. Symbole na ścianie jak by rozjarzyły sie, i pulsowały delikatnie, nie emitując żadnego światła.

Okultyzm 3 Rytuał 1. 4k6 = 2,2,6,6 -> 5,6 -> 2

Po jakichś 15 minutach, otworzył powoli oczy, znów były to ludzkie, młodzieńcze oczy. Lekko otumaniony, wstał, otworzył drzwi, i ruszył do stołówki, hałasując cięzkimi butami po marmurowej posadzce, i licznymi drobnymi łańcuszkami przy spodniach, w pustym korytarzu. Stanął przed drzwiami jadalni, i... nacisnął klamkę, otwierając drzwi, i wchodząc do środka. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Egzarcho. Legacie. Caldeamero. Dearothcie. Leseelu. Emaraelu. - Po każdym wymienionym imieniu zginał kręgosłup, w geście ukłonu. nie wypadało tak wejść, i się nie przywitać. - Przepraszam za małe spóźnienie... Coś mnie zatrzymało.
Jego twarz nie wyrażała uczuć, mimo zmęczenia jakie odczuwał po rytuale. Podszedł do stolika gdzie siedziała reszta jego pokręconej paczki. Usiadł na wolnym miejscu. Spojrzał na Sophie, zmrużył lekko oczy przyglądając się jej. trwało to dwie, może trzy sekundy. Odwrócił wzrok, spoglądając, co zostało do jedzenia na stole. Nałozył sobie kilka lekko już wystygniętych kiełbasek, i zaczął je jeść, nie urzywając sztućców.
 
Aleazis jest offline  
Stary 12-08-2013, 11:32   #84
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
Świątynia Zastępów
Kirian, Lofiel, Sophiel, Rashiela, Tim, Uziel




Wasza dyskusja trwała dość długo, dołączył do was Tim dziwnie rozkojarzony i miły wobec wyższych od was pieczęcią. Czemu się spóźnił? I jakim trafem nikt tego nie zauważył? Renizela przyglądała wam się uważnie i właśnie kończyła jeść swoją kolację. Gdy Veronica podniosła się ta w tylnych stolikach zapadła cisza. Ranizela podniosła się.
-Egzekutorka i twój obecny dowódca pyta się dlaczego wstajesz i wychodzisz gdzieś nie informując mnie o tym? Tak samo działałaś w policji? -jej głos był chłodny i opanowany.
Podniosła się i podeszła do waszego stolika. Ustawiła się tak aby móc patrzeć na całą waszą szóstkę.
-Jeśli skończyliście jeść zapraszam za mną. Otrzymacie zadania do wykonania. -przeniosła wzrok na Uziela- Lubiłeś działać sam, ale teraz to się zmieni. Zapraszam za mną i bez dyskusji.
Egzekutorka odwróciła się i ruszyła pierwsza. Zatrzymała się przy drzwiach i spojrzała na Tima.
-Budziłam Cię, spóźniłeś się i już nie czekam na nikogo. Zapraszam do sali. -jej głos nie dawał miejsca na sprzeciw. Po chwili ruszyła przed siebie zostawiając otwarte drzwi. Dearoth podniósł się od stołu i podszedł do stolika. Spojrzał na Tima i Sophiel, po czym na resztę.
-Na waszym miejscu poszedłbym za nią bez ociągania. -i wyszedł z sali wraz z swoim pierwszym akolitą.

Skrzydlaci w pośpiechu opuszczali jadalnie kierując się do swoich zadań. Ranizela czekała przy drzwiach sali znajdującej się na końcu korytarza przy jadalni. Przyglądały się wam intensywnie błękitne oczy.
-Chciałabym wiedzieć co postanowiliście. -odpowiedziała spokojnie.- Od nas otrzymacie broń, choć nie powinna wam być potrzebna. Waszym celem będzie zdobycie informacji. Dlatego powinniście się podzielić w dwuosobowe zespoły. -wzrok przeniosła na Kiriana i Lofiel. - Wasza dwójka będzie działać razem. Waszym sektorem do zbadania będą slumsy, dzielnica rozkoszy, tereny uczelni, dzielnica mieszkalna przy noir rose oraz szpitalu, stare miasto.
Anielica nie czekając, aż odpowiecie przeniosła swój wzrok na Sophiel i Rashiele.
-Sophiel i Rashiela : wschodni port,stara latarnia morska, stary zamek, cmentarz, dzielnica handlowa.
Po czym spojrzała na pozostałą dwójkę:
-Tim i Uziel : śródmieście, opuszczone fabryki, mroczna dzielnica, dzielnica rozrywkowa, dzielnica rekreacyjna. To są miejsca które macie zbadać, oraz zdobyć stamtąd jak najwięcej informacji. -podniosła się a w dłoni miała pudełko. W środku znajdowało się sześć takich samych telefonów komórkowych. -Każdy z was musi je mieć przy sobie. W razie problemów dzwońcie do mnie. Każdy telefon ma wpisany mój numer. Macie unikać konfrontacji. Wiem, że na pewno palicie się do walki. Ale póki po powrocie z tego małego zadania nie przejdziecie treningu to zapamiętajcie sobie. Jesteście zbyt cenni aby puszczać was w wir walki. Jednego z pośród was już z nami nie ma. Miejcie na uwadze misję i swoich patronów, a nie wygłupy. Jeśli księgi mówią prawdę to od was będzie zależało co się wydarzy i jak zakończy się Apokalipsa.
Ranizela poprawiła swoje czerwone włosy a na policzku i przez lewe oko ciągnęły się blizny.
-Poradzicie sobie. Jakieś pytania? Jeśli nie zaprowadzę was do magazynu. Wybierzecie sobie potrzebną broń, którą łatwo można ukryć aby nie wzbudzać podejrzeń i udanej misji. Szukajcie wszelkich wzmianek o dziwnych osobnikach nie pasujących do tego miejsca. Każda drobnostka może być ważna. Rozumiemy się?
Kobieta czekała na waszą odpowiedź. Powietrze przesycone było tajemnicą. Wszak stracili już jednego. W sumie nikt nie wiedział co się stało z tym jąkającym się facetem.
 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."

Ostatnio edytowane przez Luphinera : 12-08-2013 o 13:57.
Luphinera jest offline  
Stary 14-08-2013, 23:03   #85
 
Kitsu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputacjęKitsu ma wspaniałą reputację
Kei Tio/Rashiela
Sophie/Sophiel


Rashiela nie mogła powstrzymać podnoszących się do złośliwego uśmiechu kącików ust słysząc kto będzie badał “dzielnicę rozkoszy”. W porównaniu do takich wyzwań jej i Sophiel trasa wydawała się spacerkiem jeśli chodziło o konieczne interakcje z ludźmi, no i przestrzenie dzikszych rejonów miasta obiecywały miejsce na rozprostowanie skrzydeł dla obu Hashmallim.

- Zaczniemy od zwiedzania: latarnia, cmentarz, zamek na deser handlowa i port. Sophi mamy czym? Złapanie łebków z gablotą do podwózki może być trudne o tej porze.
- Proponuję zacząć od Zamku zanim pojawią się nieproszoni turyści. Potem cmentarz i latarnia, a na koniec zakupy w dzielnicy handlowej. Ale najpierw musimy się dostać pod akademiki. Zostawiłam tam motor. Mam nadzieję, że nie boisz się jeździć na motorze? - uśmiechnęła się pokazując białe ząbki do Rashieli.
- Ale najpierw do magazynu po broń. Umiesz strzelać?
- Jeśli coś ma spust i full-auto to sobię poradzę. - Azjatka wyszczerzyła się w bliźniaczym uśmiechu - Czyli taksą pod akademiki. Bajkiem na zamek. Na liście dalej cmentarz. - podsumowała dla rudej dowódczyni ich przedpołudniowe plany.

Podczas rozmowy obie anielice kierowały się w stronę magazynu. Na miejscu Soph wybrała Glocka 17. Do niego dobrała zgrabną kaburę pod pachę, tak aby była niewidoczna przy założonej kurtce do jazdy na motorze i 3 zapasowe magazynki.
- Polecam Glocki. Nie zacinają się tak jak Beretty, czy inne pistolety, a i tak strzelają tą samą amunicją. Parabellum 9 mm.
Rozejrzała się w poszukiwaniu szyny Reed i niewielkiej latarki.
- Jakiś nóż też by się przydał.
Znalazła szynę i zmontowała ją po czym nałożyła latarkę i sprawdziła, czy pistolet można szybko i wygodnie wyjąć z kabury. Nóż znalazła średniej wielkości z pokrowcem, który można założyć na udo.
Rash była bardziej wybredna i nie zadowoliła się kanciastym Glockiem. Za to gdy jej paluszki przebiegły po kształtach Beretty nie było szans by ktoś zdetronizował Włocha. 93R. Wystarczająco nowoczesna kostrukcja do tego z opcją karmienia dwudziestkami. Łakoć. Za to na żadną żyletkę się nie skusiła. W tej parze to nie Harielitka miała predyspozycje do machania stalą.
- Weź sobie jeszcze do tego jakąś kaburę. - Podała jej kaburę do noszenia broni przy pasie. -Wolisz zwykłą, czy tak jak ja, pod pachą?
- Opcja druga. Trzeba będzie po drodze skroić dla mnie ramonę.
- Dobra. Zbieramy się stąd. Schowaj gnata na razie do plecaka, a później pożyczę ci moją zapasową kurtkę. Wygląda, że jesteśmy podobnej postury, więc powinna być dobra.
Zabrała z półki czarny plecak i podała go Rash.
- Dziobaski wszystkim! - zaopatrzone ruszyły by opuściwszy Świątynie złapać taksówkę dwie przecznice dalej.
- Pod akademiki - zadeklarowała Soph wsiadając do taksówki.
Podróż nie trwała długo. O tej porze ulice były jeszcze puste. Miasto powoli budziło się do życia. Taksówkarz zatrzymał się pod akademikami.
- Mój motor, więc za taksę mogłabyś zapłacić? Ja zaraz będę skoczę tylko po kurtkę i kask dla ciebie.
Wysiadła i skierowała się w stronę dużego budynku domu studenckiego. Otworzyła sobie bramę kluczem i starając się nie narobić zbyt dużego hałasu powoli wspinała się na kolejne piętra. Jej kroki odbijały się echem w pustym korytarzu. Zatrzymała się dopiero przed drzwiami do swojego pokoju. Starając się nie obudzić współlokatorki delikatnie otworzyła drzwi i wślizgnęła się do pokoju. Na szczęście zapasowa kurtka wisiała w szafie tuż przy wejściu, a kask leżał również na tejże szafie. Nie oglądając się za siebie Sophiel wyszła z pokoju i wróciła do towarzyszki. Nie wiedziała, czy jej koleżanka obudziła się, czy nie.
- Przymierz czy na ciebie pasuje. - oznajmiła swój powrót podając kurtkę Harielitce
A ta z kocią gracją wślizgnęła się do środka.
- Perfekto. - zakończyła przymiarkę piruetem. - Ruszamy?
Sophiel miała już na sobie kask i siedząc na motorze cierpliwie czkała na anielicę. - Załóż to na głowę, wsiadaj na motor i trzymaj się mocno.
Odpaliła, a maszyna przywitała ją miłym pomrukiem. Witaj kochanie - przywitała się z nim, traktując go jak swojego partnera. Ruszyła najpierw powoli, ale potem przyspieszyła pozwalając nacieszyć się Hondzie pustymi ulicami miasta. A Harielitce wtulić się w jej plecy.

Do swej pierwszej na liście miejscówki dotarły jeszcze nim szarańcza turystów obsiadła ruiny górującego nad wschodnim portem zamku. Średniowieczna struktura tylko częściowo oparła się wpływowi czasu i część murów straszyła swymi wyszczerbionymi koronami.
Jednak podziwianie chaotycznie rozplanowanego zabytku dwie anielice musiały zostawić na inną okazję.
- Wątpię czy znajdziemy tu cokolwiek związanego z ostatnimi morderstwami.
Gdy dotarły na miejsce Rash postanowiła podzielić się swymi wątpliwościami.
- To nie ta część miasta. Nie zgadza się rodzaj miejsca. A i wieczorami muszą tu być tabuny ludzi. Żaden drapieżnik nie wybrał by go na swoje łowisko. Zastanawiam się za to czy to nie test. Czy czasem Świątynia nie rozesłała nas w miejsca zamieszkane przez nieludzi by sprawdzić ile potrafimy osiągnąć na nieznanym terenie. Jak sądzisz?
- Myślisz, że coś tu mieszka? Szczerzę w to wątpię. Po prostu prawdopodobnie chcieli sprawdzić, czy jest w miarę spokojnie w innych częściach miasta, a że akurat mogła wykorzystać nas i rzeczywiście potraktować to jako rodzaj testu
Zgasiła silnik i poczekała aż Harielitka zsiądzie po czym sama zsiadła z motoru.
- Dobrze by było jak byśmy się wymieniły numerami telefonu. W moim prywatnym padła już bateria, ale mamy jeszcze te świątynne.
Wyjęła z kieszeni komórkę i zaczęła szukać numeru zapisanego w ustawieniach.
Po wymianie numerów otrzymanych rano plastików Rash przeciągnęła się rozkosznie i skierowała spojrzenie na zamek.
- To od czego zaczynamy szukanie naszej szafy z trupami? Dzielimy się czy w parze?
- Proponuję na razie razem i nie od frontu - błysk w oczach na chwilę zalśnił w spojrzeniu Mechkielitki.
 
__________________
Kto kocha, ten czuć powinien i przeczuwać, a kto nie odgadnie serca kobiety, ten go nie wart.

Ostatnio edytowane przez Kitsu : 14-08-2013 o 23:05.
Kitsu jest offline  
Stary 20-08-2013, 23:10   #86
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Timtirimti Tim/ Veronica- Uziel

Uziel oraz Veronica zatrzymali się. Powoli odwrócili się i popatrzyli na Ranizelę.
Veronica popatrzyła twardo na dowódczynię.
-Nareszcie zaczynamy działać miałam już dość siedzenia chciałam zapoznać się z sprawą. Mam kontakty w policji. Ranizielo nie mamy czasu na śniadania i inne zbędne rzeczy. Ludzie są zagrożeni, ja przysięgłam ich chronić.- Spojrzenie Veronici się zmieniło.
- Po za tym chciałem tylko uruchomić stare kontakty- Powiedział Uziel nieco przepraszającym tonem. Cóż nie pozostało nic innego jak udać się za Egzekutorką.
Parę chwil później Veronica popatrzyła z niedowierzaniem na Egzekutorkę i na Punka.
- Żartujesz sobie ?! Ja nie będę z nim pracowała- Oczy Veronici skrywały zadowolenie.
- „ Jestem pewien że się polubicie”- Szepnął Uziel
- ZAMKNIJ SIĘ !- Krzyknęła i zamilkła zaciskając pięści. Uziel spojrzał na Punka Teraz to on przejął inicjatywę.
- Mam nadzieje że będziemy się dobrze bawić.
Tim przyjrzał się Veronice i powiedział.
-Kłótnia kochanków? - roześmiał się patrząc na Veronikę. Przysunął się do niej i zaczął szeptać Jej do ucha.
- Jak się zamkniesz i posłuchasz, dowiesz się czegoś, o czym ta hołota nie wie. - Odsunął się ze szczerze wyglądającym uśmiechem.
Uziel szepnął Veronice z drugiej strony jej podświadomości.
- „Właśnie spokojnie Veronico, posłuchaj co mamy do powiedzenia”- Veronica była nieziemsko wkurzona. Ostatkami woli wymusiła słaby uśmiech.
- Nie jesteśmy kochankami to raz, a Dwa pasujecie do siebie idealnie. Dwa gnojki myślące tylko o zabawie. Może ruszycie swoimi małymi główkami i powiecie od czego zacząć. - Veronica nie była zadowolona, a Uziel zaśmiał się w jej umyśle.
-” Wyborna zabawa się zapowiada”
-Informacja. Wiesz że to najlepszy towar? Kto ma odpowiednie informacje Słoneczko, ten rządzi światem. - uniósł kancik ust w geście uśmiechu. - kwestią jest tylko, ile jesteś w stanie dać za to?
Veronica zamrugała i popatrzyła na Punka.
- Słucham ?! Co powiedziałeś ?. Ile jestem w stanie dać za to ?- Veronica skupiła wściekłość w jedno uderzenie. Mocnego plaskacza. Nic nie poprawiło by jej humoru bardziej niż odcisk jej dłoni na twarzy punka.
-” Wpadłaś mu w oko. Wykorzystaj to”- Uziel uśmiechał się.
Dotknął palącego policzka. - takiej zapłaty nie przyjmuje, chodź jest to bardzo kuszące - jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - ale to twój wybór - ukłonił się jej, i ruszając po broń, omijając szepnął - ciekawe ile zdziałacie na oślep...
- „Już ulżyło ci idź odpocznij zostaw to mi”- Uziel wypłynął z podświadomości przejmując kontrolę nad ciałem Veronici. Odsunął świadomość niezadowolonej kobiety. Uśmiechnął się do Tima.
- Przepraszam nie chciałam to dla mnie nowość. Jeszcze przyzwyczajam się do swojego nowego ciała i dzielenia mojej postaci z nieziemskim bytem, którego istnienie nie wierzyłam.- Popatrzyła na Tima przepraszającym wzrokiem. Uziel poczuł jak jaźń Veronici z nim walczy. Potrzebował chwili aby wygrać mentalny pojedynek.
- Jesteś nam potrzebny i twoje informacje są bardzo cenne, Uziel też ma parę cennych informacji może wymienimy się. Później może wyjdzie z tego coś więcej. Wszystko oczywiście dla dobra świątyni.
-Twoja dziewczyna nie jest chyba zainteresowana korzyściami płynącymi z informacji. - przystanął i spojrzał na dziewczynę, zwracając się do Uziela. - ale możemy spróbować. Moja wiedza, za Twoją. Jest szansa uratować komuś życie. Jeśli się pospieszymy. W parku zginęła jedna, z dwóch osób. Teraz, słucham Ciebie. - wbił w dziewczynę przeszywający wzrok, prastarych aniołów.

Popatrzył na Tima.
- Przydatna informacja. Cóż mam coś co przebije twoją informację znam osobę która wie wszystko o napastniku. Musimy tylko ją znaleźć. Zna słaby punkt wroga. Stary przyjaciel. Wiesz Tim musimy prosić o pozwolenie. Może najpierw wysłuchajmy co ma do powiedzenia Nasza pani.- Przeniósł wzrok na Ranizielę.
- Słucham powiedz nam wszystko co dowiedziała się świątynia oraz jaki jest nasz plan.
- Haha! - roześmiał się na połowę sali, w której stali. I równie szybko, jak przyszedł śmiech, tak spoważniał.
-Myślisz aniołku, że wiedząc o niedoszłej ofierze, nie będę wiedział kto, co, jak i gdzie? Nie doceniasz mnie moja droga... - mówiąc ostatnie zdanie pogładził palcem dziewczynę po policzku. Wyminął ją, i podszedł wybrać sobie broń. - Mały Dan Wesson z 8-mio calową lufą, i kaburą chyba nie będzie wygórowanym życzeniem. I ewentualnie mały około 15-sto cm nóż z kaburą... - uśmiechnął się do właścicielki arsenału, od której wszyscy dostali, co chcieli.
Veronica poczuła dreszcz, kiedy Tim dotknął jej policzka, Uziel uśmiechnął się i myślał nad wyborem broni. Wybrał dwa pistolety marki Jerycho oraz satynową szkarłatną szarfę przydatną do duszenia i innych bardziej pikantnych zabaw.
- Zacznijmy od dzielnicy rekreacyjnej stamtąd blisko do miejsca zbrodni. Powęszę trochę w miejscowym wydziale policji.- Veronica i Uziel popatrzyli na Ranizielę.
- Za pozwoleniem możemy już iść. Czas działa na naszą niekorzyść.
 
Aves jest offline  
Stary 21-08-2013, 15:47   #87
 
JaTuTylkoNaChwilę's Avatar
 
Reputacja: 1 JaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnie
Lofiel, Kirian

Lofiel nie mogła powstrzymać lekko tryumfującego uśmiechu. Zgodnie z jej przewidywaniami, podzielono ich na grupy. Co prawda jej nowy towarzysz nie byl tym, z kim chciałaby najbardziej pracować, nie podważała jednak zdania hierachów. Broni nie potrzebowała; w końcu jednak zdecydowała się na runiczny sztylet - skoro wszyscy się uzbrajali... Podciągnęła sukienkę i przypięła broń na udzie; pod luźnym materiałem płaskie ostrze było niemal niewidoczne.
-Jestem gotowa - uśmiechnęła się do towarzysza - Od czego proponujesz zacząć naszą wycieczkę?
Kirian uśmiechnął się. Wolałby działać sam, ale chyba nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Stare przysłowia podobno niosą wiele mądrości. Oby i tym razem tak wyszło. Dla siebie zdobył kilka noży do rzucania, które pochował w sprytnie uszytych pokrowcach, które z kolei założył pod koszulkę i bluzę z kapturem. Jeden z noży miał kilka run dookoła rękojeści i wzdłuż klingi. Ot tak, na wszelki wypadek.
-Myślę, że warto by było zacząć od slumsów. Potem pójdziemy sobie wzdłuż murów i skończymy na jakże przyjemnym starym mieście. Zahaczymy o wszystkie kluby i mojego nowego starego znajomego.
Lofiel rzuciła mu szybkie spojrzenie. Nie za bardzo chciała pchać się do slumsów po ostatnim spotkaniu ze Skazanym...choć z drugiej strony miała z nim rachunki do wyrównania. A towarzystwo drugiego Skrzydlatego działało na jej korzyść. Uśmiechnęła się lekko.
-Znam nawet jedno miejsce w slamsach, od którego możemy zacząć...- powiedziała. Dojedziemy autobusem, a potem czeka nas krótki spacer
-Taaa, też znam pewne miejsce - Kirian spojrzał bystro na jej twarz - ciekawe, czy mamy na myśli to samo. Jednak tak, tam powinniśmy dostać odpowiedzi.
Kirian podniósł się z miejsca i ruszył by otworzyć drzwi. Cóż, dżentelmenem trzeba być cały czas, nie tylko na wyrywki...
 
JaTuTylkoNaChwilę jest offline  
Stary 23-08-2013, 20:50   #88
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
Rashiela i Sophiel

Ranizela uśmiechnęła się do dwóch Hashmalim.
-Cieszy mnie wasza współpraca. Liczę na niewielkie raporty z danego miejsca przez rozmowę telefoniczną. –odpowiedziała i bez problemu pozwoliła przejść im do magazynu po najpotrzebniejsze rzeczy. – To i was się tyczy. Relacja z każdego miejsca będzie bardzo przydatna. I pamiętajcie unikajcie walki.
Po wypowiedzeniu tych słów kobieta opuściła was i udała się do swoich zadań. Każda z dziewczyn znalazła dla siebie to co było potrzebne. Widać było ich nić porozumienia. Jednak ten sam chór potrafił porozumiewać się bez słów, a one właśnie to robiły. Taksówka przyjechała pod miejsce i bez zbędnych pytań zabrała was w stronę akademików. Cisza na ulicach, leniwie budzący się dzień i pustki dookoła was wyglądały dziwnie. Był jeszcze cień szansy, że nie wiele osób wiedziało o zdarzeniu.
Gdy zajechałyście pod akademik Rash zapłaciła za taksówkę. Sophiel zaś po cichutku dostała się do swojego pokoju. Czego by się nie dało powiedzieć, ale jej współlokatorka spała na siedząco przy stole zatroskana co się działo z Sophie. Gdy wyciągnęłaś kurtkę dziewczyna ruszyła się nieznacznie i mruknęła coś przez sen. Mimo wszystko udało ci się wyjść bez budzenia dziewczyny… Ale chyba jednak kiedyś trzeba by było zadzwonić i powiedzieć, że nic Ci się nie stało.
Szybko znalazłaś się przy Rashieli. Wyposażone w kurtki i kaski wskoczyłyście na motor i pomknęliście dzielnicami opustoszałego miasta. Waszym pierwszym celem był zamek.


Gdy wyjechały poza mury miasta przed ich oczami ukazał się górujący nad wszystkim średniowieczny zamek. A raczej to co z niego zostało. Pomimo zrujnowanego wyglądu czuło się od tego miejsca coś niezwykłego, pozostałość i piętno wieków jakie nosiło to miejsce. Z oddali z mgły wyłaniała się ruina wieży, ciasne kamienne mury oplatały budynek. Nad podniszczonym murem unosiły się łuki, rzeźby na nich były ochronione i właśnie pracowano nad ich renowacją.
Zbliżając się coraz bardziej widziały wielkość zamku. W czasach świetności na pewno był bardziej majestatyczny niż teraz. Mury zagradzały drogę. W pewnych miejscach porosły mchem czystym i zielonym. W niewielkiej odległości od urwiska stało stare zasuszone drzewo. Gdy spojrzałyście na nie miałyście wrażenie, że coś w gałęziach spojrzało na was złotymi ślepiami. To wrażenie po chwili zniknęło. Okrążając budynek ujrzeliście jedynie główną bramę, której obecnie pilnowali strażnicy. Kierując się w bok ujrzeliście zbliżającą się ku zamkowi czarną, lśniącą limuzynę. Auto zatrzymało się przy strażnikach. Szyba z przyciemnionego szkła obniżyła się tak, że mogłyście ujrzeć twarz kobiety. Jej czarne włosy luźno opadały na jej ramiona, zielone oczy w starą mądrością przyglądały się strażnikom. Na lewym policzku miała wyglądający na prosty tatuaż, jednak co dziwne gdy patrzyłyście na kobietę, wydawało się jakby poruszał się on tuż pod jej skórą, a nawet przesuwał się na włosy czy poza… Strażnicy skłonili się kobiecie.
Limuzyna spokojnie wjechała na teren zamku. Miałyście dwie drogi. Wymyślić coś aby dołączyć do dziwnej nieznajomej i dowiedzieć się co i jak, lub szukać jakiejś wyrwy w murze. Zamek był ruiną, ale widać było, że ktoś zadbał o to aby wejście do środka poza główną bramą było trudne nie tylko dla ludzi, ale dla kogoś podobnego wam. Jednocześnie cały czas miałyście wrażenie jakby ktoś wam się intensywnie przyglądał.

Uziel i Tim

Ranizela spojrzała na Uziela. Zmarszczyła brwi i podeszła do Ciebie.
-Nie będę wyciągać rzeczy, o których nie chciałbyś aby dowiedzieli się inni. Zatem postaraj się zachowywać jak na akolitę przystało. Nie przynieś wstydu Caldeameli. Zrób to co masz do zrobienia, a jeśli przy okazji jesteś wstanie uzyskać informacje z policji, tym lepiej. W tej chwili pierwszeństwo ma sprawdzenie dzielnic. –wyglądało to tak jakby Ranizela nie za bardzo za Tobą przepadała.
Egzekutorka uniosła brew słysząc zastrzeżenie.
-Jeśli wy dwoje nauczycie się współpracować, z reszta pójdzie wam gładko. To dla obojga was będzie dobra lekcja. –powiedziała zagadkowo nawet nie patrząc w waszą stronę. Wybierzcie sobie broń i ruszajcie. Nie będę się powtarzała.
To powiedziawszy przekazała was dalej do magazynu gdzie mogliście wybrać sobie potrzebne bronie. Nie zwracała uwagi na wasze kłótnie, jednak jej wzrok oraz wyraz twarzy zdawał się notować wszystko z tego co robiliście.
-Ruszajcie, im szybciej tym lepiej. – dodała i przepuściła was przodem.
Na wasze szczęście taksówka ani autobus nie był wam potrzebny. Do dzielnicy rekreacyjnej mieliście rzut beretem od obecnego miejsca pobytu. Wyszliście z budynku, miasto spowite było lekką mgłą. Co było nietypowe o tej porze roku, zwłaszcza dla Veronici. Ruszyliście w stronę stadionu. Uliczki były ciche i puste. Szliście w ciszy i milczeniu. Złość Veronici była wyczuwalna i nie miała ochoty rozmawiać z Uzielem.
„Na policji się nie odzywaj tylko daj mi działać. Jeszcze coś schrzanisz a potem ja będę musiała sprzątać bałagan jaki po sobie zostawisz.” –nie dała mu nawet odpowiedzieć tylko skryła się naburmuszona. Tobie zostało odkryć gdzie znajduje się w tej chwili twój mały informator. Miałeś nadzieję, że będzie coś wiedział. Gdy tak szliście, mieliście wrażenie, że ktoś was obserwuje. Wrażenie wydawało się być odczuwalne z jednej z bocznych uliczek. Jeśli przyjrzeliście się uważniej mogliście dostrzec duże niebieskie ślepia z tajemniczym i groźnym błyskiem. Po chwili jednak wszystko się rozmywało. Do zbadania mieliście kilka podobnych do siebie ciasnych uliczek, stadion, który znajdował się za waszymi plecami oraz mieliście stąd dostęp na komisariat policji.
Każdy wasz krok zdawał się być ciężki i jakby ktoś naprawdę was obserwował. Czy to było dobre czy nie, nie byliście tego pewni.

Kirian i Lofiel

Po uzbrojeniu się wasza grupa nie była tą z tych do których Ranizela miała jakiekolwiek uwagi. Po uzbrojeniu się mieliście możliwość ruchu. Ze świątyni był dość spory kawałek do slumsów. Mieliście trzy możliwości aby tam dotrzeć. Udać się taksówką. Lofiel w tym momencie nie miała przy sobie pieniędzy, a autobus mieliście dopiero za pół godziny. Został wam spacer. Mogliście w tym czasie rozmawiać i pobieżnie rozglądać się po dzielnicach. Mgła i cisza były naprawdę dziwne i nie typowe jak dla tego miejsca. Wy również mieliście wrażenie, że każdy wasz krok jest obserwowany. Choć wam trudniej było dostrzec kto wam się przygląda.
Puste ulice wydawały się opuszczone, a miasto jakby było pogrążone we śnie. Cała atmosfera oraz ta cisza nie napawała radością. Zresztą mieliście zadanie a każdy z was miał swoje przemyślenia.
Niepozorne uliczki ciche i piękne malowały się w lepkiej białej mgle, która przylegała do waszych ubrań. Biel kontrastowała z ciemnym niebem, które stopniowo przechodziło w budzącą się do życia jasność poranka. Im bardziej oddalaliście się od świątyni tym bardziej domki ubożały, a dzielnice spowijał niepasujący do tego miejsca cień. Mieliście wrażenie jakby ktoś wam się przyglądał. A czyjeś ręce jedynie czekały na was z otwartymi ramionami. Ale czy aby na pewno i wy tego chcieliście.
Oboje poczuliście zimny podmuch na szyi. Lecz nie widzieliście w tym miejscu zupełnie nic. Złudzenie czy może samo miejsce? Wyczuwaliście panującą i zaskakującą ciszę. Po czym zgrzyt i pisk opon. Ktoś oddalał się szybko i jakieś auto zniknęło za rogiem uliczki. Pisk kół niósł się jeszcze przez chwilę echem w uliczce. Gdzieś w dali dało się słyszeć żałosne kocie pieśni, brzęk upadającej puszki i głuche „maiau!”.

Paulo

Wieczór minął ci spokojnie z rodziną. Choć twoja mała siostrzyczka nie wróciła dzisiaj do domu. Zastanawiało cię co mogła robić razem z Eris. A ty nie wiedziałeś co mogła knuć ta bogini. Jedyne co mogłeś westchnąć i spróbować zasnąć. Poleciłeś pilnować granic swojej dzielnicy. Jeśli coś by się wydarzyło, albo pojawiły się w pobliżu pewne osoby Twoi podwładni mieli cię od razu o tym informować.
Poranek zasnuł mgłą wszystko, jednak to nie było to co mogło cię martwić. A wieczorna aktywność zła, którą wyczułeś dokładnie na swojej skórze. To nigdy nie było przyjemne. Gdy chciałeś to znaleźć nie mogłeś wyczuć nic. Draństwo nieźle się kamuflowało znikając swój ślad gdzieś przy morzu. To było zastanawiające. Właśnie jadłeś spokojnie swoje śniadanie, głowę miałeś zaprzątniętą faktem wieczornej napaści i myślami o uważaniu na kręcącą się policję. Westchnąłeś cicho zajadając się oliwkami oraz serem feta.


Świątynia Zastępów

Gadrayela siedziała nad księgą. Starała się zrozumieć co stało się z jednym z aniołów. Nikt nie wiedział gdzie zniknął, a w jego pokoju znajdowały się jedynie pióra. Jedno białe a drugie czarne. Starała się rozwikłać co to mogło znaczyć, a jednocześnie starała się nie dopuścić tej myśli aby się wyklarowała. To byłoby zbyt złe i mroczne.
Anielica odetchnęła lekko i spojrzała na milczący manuskrypt. Nie było już widać lśniącego znaku przy tym aniele. Machina już ruszyła, a ona miała nadzieję, że uda jej się rozwikłać na tyle zdarzenia aby można było zapobiec zbliżającemu się końcowi, a jeśli to będzie niemożliwe doprowadzić do wygranej Zastępów…

Kryjówka Upadłych

Mężczyzna siedział przed swoim biurkiem i sączył whiskey. Jego czarne oczy wpatrywały się w mgłę poruszającą się po mieście. Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
„Tak, pierwsza z bestii już ruszyła na łowy.” –upił kolejny łyk i zmrużył oczy. Wiedział, że było już coraz bliżej do rozpoczęcia gry. Ale musiał być cierpliwy. I to bardzo cierpliwy.
Drzwi jego gabinetu się otworzyły a do środka weszła moda, piękna czarnowłosa kobieta.
-Panie. –jej głos był niski i chropowaty. –Co z wieszczką? –zapytała. On pił whiskey dalej, obrócił się na krześle i gestem ręki nakazał czarnowłosej aby ta podeszła do niego. Kobieta zrobiła to bez wahania. Gdy była już blisko mężczyzna przyciągnął ją do siebie i posadził na kolanach. Pogładził ją po plecach i podrapał je lekko znacząc na skórze czerwony ślad.
-Dajcie jej jeść. Spisała się, a dla Ciebie, moja droga Casileo będę miał specjalne zadanie.
Anielica uśmiechnęła się zadowolona. Miała swoje plany, a to co było kiedyś teraz pokazało jej co powinna robić już wtedy…
Z głośnika dało się jedynie słyszeć kobiecy szloch i zawodzenie. Upadłe anioły jedynie zaśmiały się słysząc rozpacz w głosie uwięzionej kobiety.
 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."
Luphinera jest offline  
Stary 26-08-2013, 09:26   #89
 
Aleazis's Avatar
 
Reputacja: 1 Aleazis nie jest za bardzo znanyAleazis nie jest za bardzo znany
Uziel uśmiechnął się i ten uśmiech rozkwitł na twarzy Kobiety. - Zacznijmy od dzielnicy rekreacyjnej- Powiedział i otworzył drzwi pozwalając aby opary mgły otuliły ciało policjantki. Zrobił parę kroków i poszedł przed siebie.
- Tim... Ta mgła nie wydaje mi się normalna, trzymaj się blisko mnie. Cholernie utrudnia widoczność.- Zatrzymał się na chwilę i spytał w umyśle Veronicę o drogę, ale jak na złość nie odpowiadała. To było dziwne, nawet bardzo dziwne. Pierwszy raz Uziel zatęsknił za jej jaźnią, cały czas ględzącą mu w głowie.

Wyszedł na zewnątrz. Przystanął na sekundę rozglądając się do okoła. Ruszył za dziewczyną.
-Mam nadzieję, że wiesz którędy na posterunek? nie mówił jeszcze dziewczynie o swoim uczuciu bycia obserwowanym. Zawsze w sumie tak było, wszyscy się na niego patrzyli, albo na jego paczkę. Ale to teraz... nie, to było coś innego. Jak by mgła była oczami. Rozglądał się na boki. Przeszli zaledwie kilka metrów, a już czuł się nie swojo.
- Mi też się ta mgła nie podoba. I moim zdaniem powinniśmy iść do parku...

Uziel przemyślał jego słowa.
- Tak do parku, tam będzie najlepiej rozpocząć poszukiwania. Muszę odszukać też starego znajomego on ma sporą wiedzę na temat dziwnych zdarzeń, no i jest mi winien parę przysług. Poczuł mrowienie na plecach, odwrócił się ale widział tylko białą mgłę. - Choć idziemy nie mamy czasu. Kiedy ruszył każdy wyłaniający się z mgły kształt wydawał się być bestią, która na nich czychała. Skierował się w stronę parku. Dłonie miał blisko swoich kabur z pistoletami, tak na wszelki wypadek. Oczy bolały go od intensywnego wpatrywania się w biel mgły.
- Najdziwniejsze jest to uczucie osamotnienia i pustki. Co się stało z ludźmi ? Przecież nie mogli wyparować.

-Siedzą w domach. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - też masz uczucie, ze coś nas obserwuje? Wkurza mnie to. Rozglądając się za właścicielem spojrzenia, jego uwagę zwróciła w dziwny sposób, wąska, ciemna uliczka. Kiedy mijali ją, dostrzegł dwa świetliki, oczy wpatrujące się w nich. Ręka powędrowała do schowanego pod kurtką rewolweru. - Mamy gdzieś towarzysza podróży. Bądź przygotowana Panienko. Nie dało się, nie słyszeć ironii.

- No cóż, chroń mnie mój wybawco. Przecież nie dasz mnie skrzywdzić, prawda? Również odpowiedział ironicznie i wyciągnął swoją broń. Z mgły wyłoniła się brama prowadząca do parku.
- Jesteśmy na miejscu, teraz tylko znaleźć miejsce zbrodni. Bądź czujny.

- Park... to dobrze, chodź. Pociągnął ją za sobą, wyprzedzając i idąc żwawo.
- trzeba szybko znaleźć to miejsce, i nad morze!

- Ej! Ej! Chwila Punku! Zatrzymał się i popatrzył na niego. - Najpierw idziemy do komisariatu policji, później będzie czas na zabawę nad morzem. Czy wyraziłam się jasno?

Zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Jak chcesz, to tam idź. To nie jest moje ulubione miejsce. Ja idę nad morze Słoneczko. A teraz, chodźmy, jeśli zależy Ci na szybkim odnalezieniu demona.

- Cóż jak chcesz to idź nad morze, droga wolna. Ruszył niepewnie przed siebie.

-Masz coś do pisania? Będę potrzebował, jak dojdziemy na miejsce. uśmiechnął się. - i trochę czasu i spokoju.

- Niestety nie mam nic. Choć musimy znaleźć miejsce zbrodni. Przez tą mgłę nic nie widać. Ruszył w głąb mlecznobiałej mgły.

Ruszył za dziewczyną. Krążyli tak chwilę. Kiedy w końcu znaleźli miejsce. Rozejrzał się po okolicy. Podniósł jakiś patyk, i nie zwracając już uwagi na towarzyszkę, zaczął kreślić na ziemi kółka, kreski i jakieś szlaczki. Po jakichś 5 minutach skończył i usiadł na samym środku. Spojrzał na towarzyszkę
- teraz siedz cicho, i pilnuj by mi nie przeszkadzano. zamknął oczy i skupił się.

Okultyzm 3 Rytuał 1 4k6 = 1 4 4 3
 
__________________
"My tutaj tacy słabi
Tacy jak ci, co go krzyżowali
Święci, kaci, ich ofiary"

Ostatnio edytowane przez Aleazis : 26-08-2013 o 17:59.
Aleazis jest offline  
Stary 29-08-2013, 22:20   #90
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Rash & Soph
stary zamek
Sięgając po telefon Rash wykręciła memory #5 do szefowej.

- Wokół zamku brak trupów. Na bramce dwa mięcha w garniakach. Przed chwilą wjechała lima z lalą dziaraną na policzku. Wiemy, że to siedziba nadnaturali i odpuszczamy czy jest zgoda na włam bokiem i obronę konieczną? Jesteśmy obserwowane więc jak dla mnie to co najmniej gniazdo.
-Mięcha w garniakach? -chwila zamyślenia. - Wolałabym bezpieczne wkroczenie na teren i sprawdzenie go bez zbędnych wybuchów i siania paniki. Takie priorytety ma teraz świątynia. Cierpliwości moje drogie, cierpliwości
- Rozumiem zatem, że nie jest to niczyja oficjalna siedziba. Dobrze. Działamy dalej.
Sophiel przysłuchiwała się rozmowie Rash z Ranizelą jednocześnie obserwując osobę w czarnej limuzynie dokładnie zapamiętując jej twarz.Tatuaż nie wskazywał na to, iż mają doczynienia ze zwykłym śmiertelnikiem, Jego wzór fascynował anielicę także z trudem odwróciła wzrok w kierunku zamku. Najbardziej pasowało, iż osoba ta najeży do Skazanych.
Zamek jak zamek, bardziej przypominał zapomnianą ruinę, niż warowną siedzibę władcy tych ziem. Przedostanie się przez mur może by sprawiło problem innym aniołom, ale nie dwóm Hashmallim. Gdy Harielitka skończyła rozmawiać Soph odwróciła się w jej kierunku.
- Mamy dwie możliwości - idziemy do bramy i ty bajerujesz strażników, a ja ich ogłuszam, albo robimy wyrwę w murze i staramy się podkraść. Co wybierasz? Ta kobita mam przeczucie należała do Skazanych, a nie jak powiedziałaś Ranizeli do Upadłych.

- W wigilię Apokalipsy rozróżnianie smaków osadzonych na Ziemi mija się dla mnie z celem. A co do zwiadu… - widać było, że pod niewinnym uśmieszkiem czai się obietnica co najmniej zabawy - Zagrajmy w kotka i myszkę.
I to my będziemy kotkami! - azjatka aż podskoczyła dając upust zbierającej się w niej energii.

Wziąwszy Soph pod rękę niczym poufała kochanka powiodła ją wokół zamku ku bocznym murom.
- Jak kociaki! Z gracją. Po cichutku. Sprawdzimy jak daleko dojdziemy i ile zobaczymy nim impreza się połapie. A jeśli trafi się po drodze jakaś myszka do schrupania-przesłuchania to… - przewróciła przewrotnie oczkami -... mrau.

Stanąwszy pod ścianą ułożyła swe dłonie w schodek przygotowując w ten sposób pierszy krok do wspinaczki. Oczywiście, że było to zbędne. Obydwie były w stanie pokonać tę ścianę bez trudu i w całkowitej ciszy ale o ileż zabawniejsza była wzajemna synchronizacja! Poleganie jednego drapieżnika na drugim. Przedłożenie sumy nad składniki. Zwycięstwo synergii nad wzajemną konkurencją. Skoro Świątynia oczekiwała współpracy dwóch Hashmallim musiała się liczyć z burzą z przytupem. Nie ma bowiem na tym świecie dwóch kataklizmów, które nie zgrały by się w symfonię zniszczenia. Nawet jeśli preludium miała być zwykła zabawa w kotka i myszkę z płotkami.
Sophiel podobał się zapał towarzyszki. Uśmiechnęła się lekko do siebie, a może do Rash. Wyruszyły na polowanie. Jej zmysły wyostrzyły się i przygotowały do natychmiastowej interwencji i działania. Dała się powieść pod boczne mury zamczyska.
- Jestem tuż za tobą. Świątynia chciała tylko sprawdzić to miejsce, więc nie przesadź z entuzjazmem.
Może nie miała w sobie tyle gracji co ona, ale bez większych problemów pokonała mur. Chodzenie na siłownię i dbanie o ogólną kondycję ciała okazało się przydatne. Jak każdy wojownik była wysportowana.
- Należy przede wszystkim sprawdzić po co przyjechała tu ta lalunia z tatuażem.- Soph zaczęła przejmować sposób wysławiania się koleżanki po fachu.
Mur mimo, że nadkruszony w wielu miejscach trzymał się dość dobrze. Nie kruszył i jakby coś więcej niż sama zaprawa trzymała go w jednym kawałku. Niestety nie mogłyście do końca określić co to jest. Niewielkie pnącza wiły się w górę po waszej lewej stronie. Pnącza te pięknie zielone mocno przywarły do murów i sięgały do samej góry. Mogłyście bawić się w pokazy lub skorzystać z pnącza.
Mgła w tym miejscu wiła się lekko, ale jej źródło nie biło od zamku tylko wypływała z okolic cmentarza a może bardziej latarni morskiej?
Na tę chwilę jednak obie skrzydlate zajęte były samym zamkiem. Mgła chcąc nie chcąc musiała poczekać. A pnącza? Nie były potrzebe. Azjatka wybrała drogę po samych cegłach by sprawdzić ogólny stan murów. Dopiero zaczynały penetrację zamku a nie wszędzie musiała czekać na nie pomocna zielenina.
Soph wolała skorzystać z pnączy i wspięła się za Rash na mur i lekko zeskakując po drugiej stronie rozejżała się dookoła.
- Na razie chyba czysto.

Pnącze było bardzo pomocne, choć miało maleńkie kolce, które wbiły ci się w dłonie. Rash miała więcej szczęścia. wspięła się bez problemu. Na górze była cienka półka skalna łącząca się z zniszczoną wieża. Niestety z tego miejsca byliście bardzo widoczne. Wieża miała zniszczony dach, w środku widoczne były rozwalone kamienie. Schody były w połowie zniszczone i schodziły w dół.

Pochylone Skrzydlate pobiegły w kierunku wieży. Mimo, że pnącza miały kolce, nie zrobiły one większej krzywdy Mechakielitce za względu na założone rękawice do jazdy na motorze. Przez zniszczony dach dostały się do środka i nasłuchiwały czy nie czai się nikt na dole schodów. Przejmując prowadzenie Soph pokazała w dół schodów.

Na dole było cicho i pusto. Ciemność pochłaniała głąb schodów. Gdy rozglądałaś się w szczelinach widziałaś część podwórza. Limuzyna zaparkowała przed wielkimi kamiennymi schodami naprzeciwko wieży. Z niej wysiadła wcześniej widziana kobieta z tatuażem. Strażnicy ukłonili się lekko a ona uśmiechnęła się do nich ciepło po czym spojrzała na wieżę i przechyliła głowę lekko w bok. Na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. Po czym weszła po schodach ku wielkim, kutym dębowym drzwiom z niecodziennymi zdobieniami.

- Za dużo tu strażników, a trzeba by się dostać za tamte dębowe drzwi. Proponuję wrócić za mur, obejść cały kompleks i wejść z powrotem na mur przy wierzy należącej do tamtego budynku.
Rash kiwnęła potakująco głową i obie anielice rozpoczęły realizację swojego planu. Cicho niczym cienie przemknęły i zsunęły się w dół. Pnącza okalały mur i w tamtym miejscu więc Soph ponownie z nich skorzystała. W tym miejscu były niewidoczne dla strażników, gdyż zasłaniała je okrągła wieża.

Pnącza ponownie próbowały pokaleczyć dłonie i co dziwniejsze sprawiały wrażenie obserwujących. Niewielkie pączki otworzyły się wśrodku pełne oczek. Miliony małych oczek. Liście ułożyły się w brutalny uśmiech, a pnącza ułożyły się w dłonie i chwyciły Rash i Sophiel za nogi kolczastymi palcami.

Azjatka nie zamierzała przejmować się drobnym przytykiem ze strony lokalnej flory i starała się kontynuować przemieszczanie mimo próbujących powstrzymać ją pnączy.
Soph postanowiła wyswobodzić nogi. Mocno złapała się muru i kopnęła starając się je wyrwać. Gotowa nawet wyjąć nóż i zacząć szatkować złośliwe pnącze dalej kontynuując wędrówkę.

Roślina poszarpała się z anielicami ewidentnie zadowolona, że ma się z kim pobawić. Mgła jeszcze bardziej zgęstniała. Dłonie zacisnęły się mocniej po czym puściły. Pnącza odsunęły się od was i przylgnęły ponownie do murów. Pączki zamknęły się jakby roślina zapadła w sen, a zza wewnętrznej strony słyszeliście gwizd i dziwne poruszenie.

Dotarłszy na ziemię anielice ruszyły wzdłuż muru by obejść kolejny kawałek zamku i wspiąć się na wysokości zadaszonego kompleksu tym razem zwracając uwagę by nie drażnić roślinności.

Morze uderzało o klif, na którym znajdował się zamek. Pnączy tutaj nie było widać. Ale głazy były bardziej złączone i zbite ze sobą. Jakby właśnie skończyli renowację od tej strony murów. Wieża tutaj miała bardzo maleńkie okienka, dokładnie takie jak w gotyckich zamkach. Nie wiele mogliście przez nie ujrzeć. Zza murów słyszeliście jakieś głosy i coś na kształt rozkazów jednak język, którym się porozumiewali słyszani był dziewczynom nie znany.

Dotarłszy na dach mogły tylko zdumieniem odpowiedzieć na pokrywający je materiał. Zamiast dachówek napotkały imitującą je blachę. W lokalnej turystycznej atrakcji… Co gorsza i tu nie było okien którymi można by się było dostać do środka. Zostawało siłowe przebicie się przez przeszkodę lub skorzystanie z prowadzącej na poziom wewnętrznego dziedzińca drabiny.
Wsród strażników na odleglejszych pozycjach widać było poruszenie. Rozglądali się niespokojni a być może i zaalarmowani, jednak na dziedzińcu nie było widać nikogo. Także intrygująca kobieta zdążyła zniknąć im z oczu.
Anielice bez słów zdecydowały się zejść po drabinie. Bacznie uważając zeszły na dół i przyklejone do ściany wieży przy murze zajrzały w głąb dziedzińca. Dziwnie pustego. Z strzępkami mgły wolno sunącymi przy ziemi. Strażnicy widocznie sprawdzali blanki po których przed chwilą biegały infiltratorki, albo szykowali coś mniej uprzejmego.

Rozkazy były jednoznaczne. Jak się da - sprawdzić. Ruszyły więc po cichu do wnętrza budynku zamierzając zbadać jak najwięcej.Szły tuż przy ścianie bacznie obserwując czy nikt niespodziewanie nie pojawi się na blankach. Sprawdziły też czy na ziemi nie zostały ślady kół limuzyny i ewentualnie w którym kierunku mogła odjechać. Wnętrze zamku było skryte w cieniu. Soph wyciągneła Glocka i włączyła latarkę wchodząc do środka.
- Trzymaj się blisko, to może być pułapka.

Drzwi ustąpiły cicho o dziwo bez żadnego skrzypienia. W środku panowała nienaturalna ciemność, a latarka z glocka dawała niewielkie pole światła. Gdy weszły głębiej do środka drzwi zatrzasnęły się. A z nad schodów usłyszałyście ciche klaskanie, które stopniowo stawało się wyraźniejsze…
klap
Klap
KLAP

Wreszcie rozwiązanie. I nie musiały rozpaćkiwać żadnych śmiertelnych. Drapieżny uśmiech pojawił się na obliczu obu anielic. Soph odbezpieczyła Glocka, dla zasady.
Dookoła stali strażnicy z wycelowanymi w was magnumami. Na wielkich schodach stała kobieta widziana wcześniej w limuzynie. Jej włosy oraz tatuaż lekko unosiły się w powietrzu a wy wyczuwaliście w niej coś starego i antycznego. Jej istota była równie stara jak wasi patroni. Kobieta przechyliła lekko głowę w bok.
-Cóż to takiego się stało, żeby aniołowie byli aż tak nie kulturalni? - zapytała a jej głos był płynny i pełen spokoju.

- Nie kulturani? - w ustach Rash zabrzmiało to jak parsknięcie - Tyle zmarnowanego czasu tylko dlatego by nie wybijać ci meatów. Z grzeczności. I odwołaj ich teraz, rozsmarowanie ich po ścianach było by niekorzystnym rozwiązaniem. Dużo niepotrzebnej papierkowej roboty. - Azjatka wzruszyła ramionami - Specjalnie pytałam i Świątynia nie uznała niczyjego prawa do tego miejsca. Szukamy ofiar brutalnych zabójstw. Pukanie się z tym nie rymuje. Czy coś przekazać zwierzchnikom? Może pomożecie nam w tej tajemniczej sprawie?

Kobieta przyglądała się Harielitce uważnie.
-Zostawcie nas same. -odpowiedziała a strażnicy opuścili salę.
Brązowowłosa gospodyni powoli zeszła do na dół.
-Niepotrzebnie zachęciliście do zabawy pelargonię. Teraz znów musiałam ją uśpić. Wystarczyło normalnie wejść i zapytać. -odpowiedziała uśmiechając się tajemniczo. Spojrzała na wyciągniętego glocka - Wy również schowajcie broń. Zaprowadzę was do gabinetu i tam porozmawiamy. Możemy pomóc sobie nawzajem.
Soph zabezpieczyła broń i schowała ją z powrotem do kabury.
- Bardzo miła roślinka. Trochę się z nią pobawiłyśmy - lekki uśmiech wykrzywił usta Mechakielitki -. A więc przejdźmy i porozmawiajmy.
 
carn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172