Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2013, 20:30   #56
Vilir
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Gdy Kazuto ujrzał spokojnie siedzących i śpiących kapitanów poczuł ogromny gniew.
Z trudem powstrzymywał się od chwycenia za swój miecz. Chciał ich zabić, zabić za to
że uciekli z pola bitwy, zostawiając po sobie ruiny z jego domu, jednakże zdawał sobie sprawę z tego, że nie wygra z elitą gotei 13. Bojąc się tego co może powiedzieć zostawił rozmowę towarzyszom. Faust uśmiechnął się od ucha do ucha, prawie szczerze i prawie serdecznie. Podszedł do stołu i rozłożył się kładąc nogi na stole. Nalał sobie wina i pociągnął je soczyście z pucharu cały czas rozglądając się z uśmiechem.
- No trzeba wam przyznać, że się tutaj urządziliście, można zapomnieć, że seireitei już nie istnieje. Zdrowie! - ponownie pociągnął potężny łyk, i rozejrzał się pytająco po twarzach kapitanów. - Bo oczywiście pamiętacie?
- Kazuto spokojnie, jak już będzie po wszystkim to się z nimi rozprawimy. Ale teraz skup się na naszym celu.- Powiedział Nishimura zbliżając się do przyjaciela.
Po chwili szeptem dodał -Mogę wygrać nawet z nimi dzięki amuletowi od Sugawary, później ci wszystko wyjaśnię- zaraz po tym uśmiechnął się i nalał sobie wina podobnie jak Faust.
-Co tu się do cholery dzieje?! Postawmy sprawę jasno, jeśli nie zamierzacie nam pomóc to odejdźcie i zrezygnujcie z funkcji kapitana albo stańcie do walki i zgińcie!
Kazuto popatrzył na kapitanów po czym powiedział
- Na razie odstawmy tę sprawę na bok - te słowa ciężko przechodziły mu przez gardło jednak sytuacja tego wymagała - Mamy tutaj rannego, dobrze by było gdybyście mu pomogli.
Po tych słowach zwrócił się do Nishimury i powiedział szeptem
-Uważaj na słowa, pamiętaj że to prawie 10 kapiitanów a nas jest 3.
A amulet mam ja i użyjemy go w ostateczności.
Pani kapitan 4. oddziału podeszła do rannego i zaczęła go opatrywać. W tym czasie dowódca 13. dywizji - Salvei Kar wstał z krzesła i przemówił.
- To nie tak, że zapomnieliśmy już co się stało. Po prostu jesteśmy w tragicznej sytuacji. Próbowaliśmy wysłać Aidę i Taedusa, ale zostali złapani. Na szczęście poczyniliśmy już odpowiednie kroki. Znaleźliśmy śmiałków, którzy odważyli się opuścić naszą bazę za nas.
Kazuto spojrzał na Kar’a i uśmiechnął się ironicznie
-Niech zgadnę...Jigoku i spółka? - powiedział pogardliwie - Jak zawsze znajdziecie sobie ludzi którzy wykonają za was brudną robotę...Po prostu przykład pieprzonej elity! - krzyknął zdenerwowany.
- Gdy któryś z nas opuści to miejsce, zostanie złapany. Ci shinigami... Albo są głupcami, albo wiedzą, że nic im nie grozi ze strony buntowników. Tak czy inaczej, to może być nasz jedyna szansa, żeby zdobyć przewagę... - mówił dowódca 13. oddziału.
- ...lub ją stracić - dokończył kapitan 3. dywizji - jesteś pewien, że oni są po naszej stronie? - kontynuował.
Kazuto uśmiechnął się szeroko słysząc te słowa a w jego oczach zatańczył płomień.
- Jedyni głupcy jakich widzę, siedzą teraz na swoich tyłkach i sączą winko nie przejmując się niczym. Aż mi się rzygać chce na wasz widok. - po tych słowach splunął na podłogę.
- Jak dla mnie dalsza rozmowa nie ma żadnego sensu..- Po tych słowach Nishimura wyciągnął miecze i powtórzył to co mówił wcześniej
Mant starał się opanować gniew przepełniający go na widok ucztujących kapitanów, ale coś w nim pękło. Bez słowa podszedł do stołu i przewrócił go silnym kopnięciem, robiąc przy tym hałas, który zbudził wszystkich kapitanów.
- Wasi ludzie są w więzieniu, a wy siedzicie spokojnie przy stole i pijecie wino?! Skoro wy jesteście kapitanami to nic dziwnego, że zniszczono seireitei - Mant zrobił krótką przerwę po czym dodał - a co do Iki i Jigoku to wydaje mi się, że są po stronie rebeliantów.
Faust przyglądał się szalejącym towarzyszom z lekkim uśmiechem na twarzy wciąż popijając wino. Wydawałoby się, że czuje się jak u siebie. Sam nie wiedział jeszcze co sądzić o tej sytuacji. Choć nie podobało mu się, że kapitanowie siedzą i nic nie robią to nie znał całej sytuacji. Pomijając to co rzekomo stało się sto lat temu obecna sytuacja rzeczywiście mogła być jedynym rozwiązaniem. Jeśli kapitanie planują odbić seireitei nic by im nie dało pozwolenie, żeby wybili ich jednego po drugim...
Bujając się na krześle rozglądnął się za swoim kapitanem, być może on mu powie coś więcej...
Na razie pozwoli by sprawy potoczyły się swoim torem, z czasem gdy pozna nowe fakty będzie mógł zdecydować jak bardzo ich dowódcy zasługują na potępienie.
- Zastanawiam się tylko... - zaczął tym samym co wcześniej tonem, z pozoru niewinnym
i wyluzowanym, ale z nutą oskarżenia - Rozumiem, że jesteście w “tragicznej sytuacji”... ale skoro wiedzieliście, że większość Bogów seireitei nie żyje to w jaki sposób mieliście zamiar ją poprawić siedząc tutaj?
Mant spojrzał na Fausta i do głowy od razu przyszło mu jedno pytanie.
- Jak to się stało, że jeden z rebeliantów wszedł do siedliska larw od tak i zabił kapitana 7 oddziału nie mając z tego żadnej korzyści? Niby zabił jednego z wrogów, ale nie uwolnił więźniów i nie dokonał żadnych zniszczeń w seireitei kiedy miał ku temu wyśmienitą okazję.
Odgłos wywróconego stołu zbudził wszystkich kapitanów. Pierwszy odezwał się Salvei
- Myślicie, że to takie łatwe? Oni polują na nas. Gdy tylko opuścimy to miejsce, oni znajdą nas i zabiją. Jeszcze nie zgłupiałem na tyle, żeby tracić cennych żołnierzy, wysyłając ich na śmierć.
- Pytaliście o śmierć kapitan 7. oddziału... Otóż jest jeszcze jedna sprawa. Gdy wysłaliśmy Aide i Teadusa daliśmy im szaty, które ukrywały reiatsu. Mimo to buntownicy ich znaleźli. Ktoś musiał powiedzieć im o naszych planach. Teraz jestem pewien. Zdrajca, ten który zabił dowódcę 7. oddziału jest wśród nas... - dodał kapitan Verand.
- Przynajmniej tyle... - powiedział Mant patrząc na Veranda - a wiecie chociaż
dlaczego? - Mant wydawał się trochę ochłonąć, ale po chwili znowu puściły mu nerwy, zrobił się czerwony na twarzy, a na jego szyi zaczęła drgać żyła - A ci którzy zginęli walcząc za was w seireitei nie byli cenni?! - krzyknął do kapitana 13 oddziału - zawiedliście jako kapitanowie i nie jestem pewien, czy seireitei nie zaszkodzi wasz powrót, i…Co stało się 100 lat temu?
- Prawdopodobnie kapitan coś odkrył i dlatego musiał umrzeć... Co do tego... To nie ważne. Co się stało, to nieistotne, to już przeszłość - odrzekł kapitan 13. dywizji.
- Przeszłość? Gdyby tak było nie zginął by kapitan głównodowodzący, a seireitei nie zostałoby zniszczone - Mant spojrzał na otaczających go kapitanów. Nie podobało mu się, że nie mówią nic o powodzie wojny, która już zabiła wielu shinigami, a jej końca wciąż nie widać.
Kazuto miał już dość czczej gadaniny, jego towarzysze dobrze mówili. Kapitanowie są starzy i zbyt cenią własne życie, to było zbyt dalekie od jego wizerunku kapitana.
- Przeszłość właśnie teraz ukąsiła was w ten leniwy zad. - powiedział z szerokim uśmiechem do kapitana 13 oddziału - Posiadaliście siłę, jednak za bardzo boicie się o swoje życie. Jesteście po prostu tak żałośni, że aż śmieszni. - w tym momencie lustrował wszystkich kapitanów wzrokiem - Bardziej boicie się o swój własny tyłek, gdy powinniście pomagać słabszym, tym którzy ślubowali wam lojalność. - ciągnął dalej swój monolog, pragnął im teraz powiedzieć co o nich myśli - Zawsze tacy byliście i zawsze tacy będziecie. Mant-san dobrze powiedział, wasz powrót tylko zaszkodzi seiretei na co nie pozwolę. - w tym momencie wyjął miecz z pochwy i ułożył go na swym ramieniu - Ja w przeciwieństwie do was zamierzam iść uwolnić moich towarzyszy i odbić nasz dom. Ci którzy chcą do mnie dołączyć z radością powitam, jednak dla reszty... - skierował swój miecz w kierunku kapitanów, czarna stal zabłysła odbijając światło - Resztę mogę powitać jedynie stalą.
- Widzę Kazuto że nareszcie znaleźliśmy wspólny język - Powiedział Kyousuke kierując miecze w stronę kapitanów. - Tak więc decydujcie co zamierzacie zrobić.
Kapitan 3 oddziału lekko wysunął miecz z pochwy, a przez pomieszczenie przeszła ogromna fala reiatsu.
- Przesłyszałem się? - zapytał.
- Tak, nasi goście mieli na myśli coś zupełnie innego, prawda? - stwierdził Verand, spoglądając na bogów śmierci.
- Tak czy inaczej nie mam zamiaru pozwolić Jigoku i Daeru zdobyć tego miecza. Pójdę tam
i ich powstrzymam. Nie mamy pewności co do ich posłuszeństwa. Ktoś idzie ze
mną? - zapytała kapitan 6. oddziału.
Kazuto spojrzał groźnym wzrokiem na kapitana 3 oddziału niewzruszony ogromem reiatsu
- Uważaj bo się poparzysz... - po tych słowach zwrócił się do kapitan
szóstki - Ja muszę uwolnić resztę więźniów, nie można ich tam zostawić. Niech wszyscy teraz zdecydują, ja idę uwolnić resztę shinigami a pani kapitan powstrzymać Jigoku. Do kogo się
przyłączycie? - to pytanie skierował nawet do znienawidzonych przez siebie kapitanów.
- Jak chcesz to zrobić? Wiesz, że to pewna śmierć. Jedynym sposobem, by wygrać
z nimi jest zdobycie tej broni - stwierdziła Aida.
- Nawet z bronią wątpię czy damy sobie radę liczebnie, potrzebujemy ludzi...- powiedział
z przejęciem Kazuto - A poza tym złożyłem im obietnicę. - po tych słowach skierował się do Hikaru, który do tej pory milczał - Hikaru-san, idziesz tam ze mną?
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł, ale zawdzięczam ci życie, więc zrobię, co będziesz chciał.
- Ktoś jeszcze? - zapytał Kazuto z nadzieją.
- Z całą pewnością pójdę z tobą, ale czy kapitanowie pójdą z nami? Aida Jesteśmy tutaj najszybsi więc możemy spróbować przemknąć się i sprawdzić co się tam dzieje, może dowiemy się czegoś istotnego, i wtedy możemy dokładnie ustalić plan działania. Ale istnieje również inna możliwość możemy się przemknąć i spróbować zabrać broń, być może nikt nas nie zauważy, a wtedy, na wszelki wypadek kilku kapitanów będzie nas osłaniać z ukrycia.
- Co sądzicie o tym planie?- Powiedział Kyousuke kończąc wypowiedź i chowając swoje miecze.
- Lepiej nie wysyłać mniejszych grup, przykładem jest dwójka porwanych
kapitanów. - powiedział Kazuto - Pójdziemy tam większą grupą i uwolnimy więźniów,
a potem się zobaczy.
- Tak ale kapitanowie będą nas osłaniać więc nie powinno to sprawić problemu, i jeszcze druga sprawa, my też potrafimy walczyć - powiedział Kyousuke.
Kazuto spojrzał się z lekkim uśmiechem w kierunku przyjaciela po czym powiedział prawie rozbawiony.
-Dałbyś osłaniać swoje tyły tym tchórzom? Chylę czoła przed twoją ufnością, Najpierw trzeba dowiedzieć się kto się do nas przyłączy.
Spoglądając na przyjaciela Nishimura ponownie wyciągnął miecze
-Dokładnie nie rozwiązaliśmy jeszcze jednego problemu...- Powiedział delikatnie się uśmiechając.
- Zapomnieliście o jednym szczególe. Jak macie zamiar dostać się do siedziby wrogów?
Z naszych informacji wynika, że ich baza nie znajduje się w żadnym ze znanych nam światów - stwierdził Kenpachi.
- Mój plan jest taki. Udam się za Jigoku i Daeru oraz przyniosę miecz. Reszta kapitanów zostanie tutaj. Macie patrzeć sobie na ręce. Jeśli ktoś oddali się, żeby przekazać informacje o mojej podróży, okaże się zdrajcą. Jeśli nie oddali się, to tym lepiej. Bezpiecznie wrócę do naszej bazy z mieczem - objaśniła kapitan 6. oddziału.
- Zostały tylko 3 szaty, maskujące reiatsu. Razem z tobą mogą udać się dwie osoby, jeśli zechcą - dodał kapitan Mala.
- Ale czy nie możemy po prostu przenieść się tak gdzie byliśmy przed przyjściem tutaj, Kempachi widzę że nie grzeszysz intelektem... -Powiedział Kyousuke spoglądając pogardliwie na kapitana.
Kazuto słysząc wypowiedź przyjaciela buchnął śmiechem.
- Dobra, nie mam czasu na takie bezsensowne rozmowy.- Powiedział zrezygnowany Nishimura
Kazuto myśląc przez chwilę opracował nowy plan
- Też mam tego dość - powiedział znudzony po czym skierował się w kierunku wyjścia - Kto chce może iść ze mną.
Gdy Harukaze doszedł do drzwi krzyknął
-Nishimura,Hikaru zostawmy tych nieudaczników, niech się zajmą swoimi niezmiernie ważnymi sprawami. Ja idę wyplenić robactwo z naszego domu. - po tych słowach otworzył drzwi mocnym kopnięciem praktycznie wybijając je z zawiasów.
Kyousuke widząc wychodzącego przyjaciela stał jeszcze chwile w pomieszczeniu, spojrzał
z politowaniem na swoich dawnych przełażonych, zaraz po tym wyszedł używając shunpo
i zabierając butelkę wina ze sobą.
- Nie wiem jak trafiliście do ich bazy, ale nie znajduje się ona ani
w Hueco Mundo, ani w świecie żywych, ani
w Społeczności Dusz. Możecie wyjść na zewnątrz, licząc, że was złapią, ale nie sądzę, by udało wam się opuścić ich teren. Chyba, że jako trupy - stwierdził kapitan Mala.
- Decyzja jednak należy do was - dodał.
- A kto powiedział że idziemy prosto do ich bazy? - powiedział nie odwracając się
Kazuto - Żegnam. - po tych słowach lekko pokiwał dłonią na znak pożegnania.
- Może spróbujecie nas zatrzymać? -Powiedział Nishimura chwytając za rękojeść miecza.
- Uspokój się Kyousuke. - powiedział znudzony Kazuto -Nie są warci naszego czasu.
Kapitan 3. dywizji jedynie zaśmiał się sam do siebie. Reszta nie odpowiedziała ani słowiem.
- Śmieszy cię coś robaku? - Powiedział Kyousuke wyciągając delikatnie miecz i odwracając się lekko w stronę kapitana.
Dowódca za pomocą shumpo przeniósł się obok Nishimury i sprawnym cięciem odciął kawałek jego małego palca u lewej ręki.
- Licz się ze słowami... - powiedział.
W tym momencie podbiegł do niego Verand i łapiąc go za ramię, próbował uspokoić.
Kazuto widząc rosnący konflikt, położył rękę na ramieniu przyjaciela odradzając mu dalszą walkę.
Nishimura szeptem wypowiedział komendę uwalniającą jego miecze, i po chwili ukazały sie dwie duże zakrzywione katany.
- Myślisz starcze że nie mogę się równać z siłą kapitanów?!- Krzyknął Kyousuke
Manta zaskoczyło posunięcie Nishimury. Walka przeciw kapitanom nie była rozważna biorąc pod uwagę, że on ma po swojej stronie Kazuto, a Vaneli Torus 9 potężnych sojuszników, dlatego dość szybko odsłonił płaszcz
i znalazł się za plecami porucznika 6 oddziału razem z kataną przyłożoną do jego gardła.
- Venom stracił rękę, a ty jedynie kawałek palca, to przecież nie jest powód żeby umrzeć.
Kyousuke wiedział że nie ma szans przeciwko wszystkim kapitanom, dlatego też odpuścił
i odwołał swoje shikai mówiąc.
-Wyrżnę was wszystkich jednego za drugim jeśli ktoś będzie chciał nam przeszkodzić.
Kazuto spojrzał na Manta po czym zapytał
-Tak chcesz to rozegrać Mant-san? Naprawdę? - w jego oczach widać było smutek
Słysząc co mówi Kazuto i zważając na sytuację błyskawicznie uciekł spod miecza Manta
i udał się w stronę Kazuto.
- Jeszcze jedno pytanie... Czy kapitan Teadus... powiedział coś, gdy go
przesłuchiwano? - zapytał kapitan Force.
-Nie. - odpowiedział na pytanie Kazuto po czym dodał z lekkim uśmiechem - Sam zdecyduj czy kłamię czy nie.
- To mi wystarczy - stwierdził dowódca 2. oddziału.
Mant spojrzał na Kazuto i uśmiechnął się - Nie rozumiem... Walka, którą chciał stoczyć
Kyousuke dała by tylko kilka trupów więcej jakże ważnych dla odrodzenia seireitei,
a przecież nie o to chodzi, a wracając do pytania, na które jeszcze żaden z kapitanów nie raczył odpowiedzieć - co stało się 100 lat temu - mówiąc to Mant spojrzał się na Kar’a, a na jego twarzy pojawił się mały , jakże dla Hakary typowy uśmiech.
- Mi chodzi raczej o to po jakiej stronie stajesz przyjacielu. - powiedział do
Manta Kazuto - Przykładając miecz do gardła Nishimury dajesz mi całkiem oczywisty sygnał. A uwierz mi, nie chcę mieć w tobie wroga.
- Nie martw się Kazuto gdybyśmy byli poważni to on próbowałby mnie zabić w inny sposób a ja nie dałbym się tak złapać, tak więc myślę że nie miał nic złego na myśli. - Stwierdził Kyousuke spoglądając na Manta
W tej chwili Mantowi puściły nerwy. Wyszeptał słowa odpieczętowania, a obok niego pojawiły się 3 klony uzbrojone w dwie katany zaokrąglone na kształt szabli, podobnie jak Hakara. Mant za pomocą shumpo znalazł się kilka kroków przed Kazuto i cały czerwony na twarzy wymamrotał
- Jestem po stronie seireitei, którą ty już dawno opuściłeś.
Kazuto nawet nie wyjmując broni stanął naprzeciwko shinigami
- Widocznie mamy inne wizje seiretei Mant. Ja nigdy jej nie opuściłem, ja chcę ją ochronić! Nawet przed tymi którzy zawiedli w tym zadaniu. - ostatnie słowa skierował w stronę kapitanów jednak wciąż stojąc twarzą w twarz z towarzyszem broni.
- Walczymy z przeciwnikiem silniejszym od nas i zabijanie kogokolwiek z tych, którzy chcą odbić seireitei mija się
z celem – powiedział Mant.
- Tak więc co zamierzasz dalej zrobić? Skoro już uwolniłeś shikai. Zamierzasz nas może powstrzymać przed wyruszeniem. - Zapytał Nishimura spoglądając na Manta.
- Jedyne przed czym chce was powstrzymać to atak na kapitanów i bezsensowna śmierć. Jeśli jednak chcecie uwolnić więźniów to bardzo proszę, spróbujcie i szczerze życzę wam powodzenia - po tych słowach Mant spojrzał na kapitanów
i dodał - Ktoś odpowie wreszcie na moje pytanie?
- Nie mam zamiaru tu nikogo mordować. - powiedział Kazuto - Zrozum Mant... My nie możemy... Absolutnie nie możemy im ponownie zaufać. Niech oni idą swoją drogą my swoją, tyle w temacie.
- Dobra, zostawmy to na inny dzień, ale mam nadzieje że zrozumiesz wreszcie o co nam chodzi.- Powiedział Nishimura odwracając się w stronę wyłamanych drzwi.
Nagle do Fausta podeszła Aniela Eingeal i spojrzała na jego twarz.
- Masz blizny, co ci się stało? - zapytała opiekuńczo.
Ten sięgnął bezwiednie dłonią do twarzy nadal obserwując szalejących przyjaciół.
- To nic takiego, poparzyłem się, już przestało piec. Dziękuję. - powiedział dość serdecznie jak na niego.
Po czym wstał i opierając ręce na stole zmierzył twardym spojrzeniem towarzyszy.
- Jeśli pójdziecie tam oboje, równie dobrze możecie od razu udać się do seireitei i wybrać sobie stos stupów, na którym was ułożyć! Rozumiem waszą frustrację, ale bezsensowne akcje podejmowane tylko przez zwykłą niechęć? Gdyby wystarczyły dwie osoby, żeby ich pokonać to nasz dom nie wyglądał by tak jak wygląda teraz. Więc bierzcie się w garść
i siadajcie tu! - wskazał ze złością na krzesła.
- A wy co? - zapytał kapitanów - macie zamiar wypuścić kolejnych dwóch żołnierzy na pewną śmierć? Mało zginęło? Trzeba im czasu na przemyślenia, jeśli to zależałoby ode mnie zatrzymał bym ich tu, chodźby siłą jeśli tego wymagała by sytuacja!
Kazuto był już kompletnie rozdarty, wiedział że ta wyprawa to samobójstwo, ale gdy patrzył na twarze kapitanów widział tylko płonące Soul Society, zniszczone domy i zabitych ludzi. Słowa Fausta spotęgowały te odczucia. Tak samo jak parę chwil temu Mant był na niego wściekły, tak on teraz kipiał ze złości na samego siebie. Gdy ta złość osiągnęła epicentrum wyjął jednym ruchem swój miecz, a w całej sali rozgrzmiało całe gromadzone przez niego reiatsu, co spowodowało że nawet butelki i szklanki zaczęły pękać. Potem wyprowadził tylko jedno pionowe cięcie, jedyne co było widać to wielki błysk żółtego reiatsu i tumany kurzu. Gdy ten opadł było widać jak Kazuto stoi niewzruszony a ściana za nim wyglądała jak szmaciana chustka potargana przez tygrysa, poza tym nikt inny nie został ranny. Swoim już spokojnym wzrokiem spojrzał na Fausta i resztę towarzyszy.
- Dobrze...zostanę... Jesteś naprawdę okropnym człowiekiem Faust - powiedział
z uśmiechem do towarzysza - Przez ciebie czuję się jak smarkacz... - potem zwrócił się do kapitanów - Pomogę wam, jednak nie sądźcie, że wam wybaczyłem, na nasze zaufanie musicie sobie zasłużyć. - po tych słowach minął Manta
i stanął koło niego zwrócony w przeciwną stronę, po czym wyszeptał cicho - Przepraszam...
Kazuto ruszył w stronę stołu i wypił resztki wina z rozbitej butelki.
Nishimura kiwnął tylko głową zgadzając się z przedmówcą po czym powiedział w kierunku kapitanów
- Mamy jeszcze jedno żądanie, jeśli mamy odbić seiretei musimy stać się sliniejsi i poznać bankai. - jego głos drżał prawie niezauważalnie, jemu też ciężko było podjąć taką decyzję.
- Wiemy to dobrze. - powiedział do Manta po czym jego twarz zelżała i znów pojawił się nieodgadniony uśmiech, zupełnie jakby nic się nie stało. - Najpierw panowie to co najważniejsze. Kapitanie, możemy porozmawiać? - powiedział do kapitana Veranda. - Na osobności.
- Oczywiście - przytaknął kapitan i odszedł na bok z Faustem.
- Jeśli już skończyliście swoje pogawędki, to powiem wam, co możecie zrobić - stwierdził Salvei.
- Jeśli naprawdę jesteście aż tak zdeterminowani, to do was powinna należeć ta misja. Jak już wiecie, któryś z kapitanów jest zdrajcą. Chcę, żebyście doszli do tego który.
Z oczywistych powodów, nie możemy wziąć się za to sami - wyjaśnił.
 

Ostatnio edytowane przez Vilir : 22-08-2013 o 12:59.
Vilir jest offline