Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2013, 15:17   #51
 
mlecyk's Avatar
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
Uciekinierzy:

Faust rzucił się na swoją katanę z radością gdy tylko ją zobaczył. Chwycił ją w dłoń i zamachnął gwałtownie, krzycząc jednocześnie słowa uwolnienia. Energia i uczucia ducha przeszyły jego ciało. Wyszedł z magazynu, a w pomieszczeniu pojawiły się trzy jego klony. W mgnieniu oka, w rozbłysku shunpo oficer pojawiał się przy każdym z nich tnąc je na pół. Na końcu został na środku pomieszczenia, wszystkie cienie zebrały się przy jego dłoni łącząc się w jednego Fausta, a Shibaha po raz pierwszy w swoim długim życiu wyciągnął dłoń i dotknął ich.
„Czy wyskoczyłeś kiedyś z gniazda” – przypomniał sobie słowa Lierizou. Spróbuj czegoś nowego.
Jego źrenice rozszerzyły się od zrozumienia gdy trzymał dłoń we wnętrzu własnego sobowtóra. Uśmiechnął się delikatnie kiwając głową do kogoś kogo tylko Shibaha mógł zobaczyć.
- Koniec Lierizou, koniec z hamowaniem się. Mamy cel i użyję wszelkiej dostępnej nam mocy by go osiągnąć!

* * *

- Więc jesteście tylko wy trzej? Świetnie! Mamy do was kilka pytań. – powiedział gdy w pomieszczeniu pojawiła się trójka wrogich shinighami. - prawda przyjaciele?

- Taa - powiedziadł ziewając Mant - Jeśli grzecznie odpowiecie na nasze pytania i oddacie broń to was nie zabijemy, a jedynie zamkniemy związanych w jednej z cel.

- Nie mamy zamiaru odpowiadać na żadne pytania. Przyszliśmy tu by was zlikwidować. Z jakiegoś powodu inni chcieli was zatrzymać, widocznie byliście do czegoś potrzebni. To już nieważne. Kapitan Mala powiedział nam wszystko, co chcieliśmy wiedzieć, więc chyba nie jesteście już potrzebni - Stwierdził blondyn wyjmując swój miecz. To samo uczyniła pozostała dwójka przeciwników.

Mant spojrzał na wrogów, których zachowanie go rozbawiło i uśmiechnął się pogardliwie.
- Taniec to najgorsze rozwiązanie jakie możecie wybrać. Równie dobrze możeci wbić katany swój brzuch, a poza tym … - Mant przechylił głowe i spojrzał na blondyna - byłeś kiedyś w siedlisku larw?

- Czy byłem w Siedlisku Larw? Hę, tak się składa, że spędziłem w nim większość swojego życia - odrzekł.

W tym momencie shinigami usłyszeli huk, który dochodził z za ściany, jakby ktoś próbował w nią uderzyć.

Ciało Manta pszeszedł dreszcz, ale po chwili opanował strach i znowu zaczął mówić do blondyna.
- Chceż zaatakować kapitana i trzech wysokoich rangą oficerów? Wybacz, ale nie sądzę by ktoś równie silny wsadził cię do więziena. Nie dość że jest was mniej, to jeszcze jesteście słabsi. I chcesz z nami walczyć tylko dlatego, że kazało ci to zrobić bractwo. Nawet jeżeli wygrają tę wojnę to jezeli się teraz nie poddacie nikt z was tego nie dożyje. - Mant spojrzał na pozostałą dwójkę wrogów i uśmiechnął się wciąż nie wyjmując broni. Wiedział że to co mówi jest aroganckie, ale liczył na to, że któremuś z wrogów puszczą nerwy i zaatakuje. Plecy miał dość silne, a pani kapitan była najszybszym z kapitanów, dlatego liczył na szybkie zdobycie przewagi.

Łysy mężczyzna złapał oburącz rękojęść swojego miecza i spokojnym, niskim głosem powiedział:
- Uśpij! Nemuri!
Po tych słowach skierował miecz ku dowódcy 6. oddziału, a ta upadła na ziemie jak nieżywa.
- Zanim wstanie, zdążymy was zlikwidować. Teraz już nie macie przewagi, lepiej nie próbujcie nas lekceważyć. Jakbyście nie zauważyli, to od nas zależy wasze życie lub śmierć - dodał równie spokojnie.

Mant uśmiechnął sie nerwowo. Takiego przebiegu walki się nie spodziewał. Odsłonił płasz i sięgnął po broń, ale jej nie wyciągnął.
- Jedyną przewaga jaką teraz ztraciliśmy to przewaga liczebna, a ta jest z natury najmniej istotna.

- W takim razie walcz. Jeśli uważasz, że masz nade mną przewagę, to spróbuj mnie zaatakować - stwierdził łysy shinigami, powolnym krokiem zbliżając się do Manta.

- Gdybym to zrobił byłbyśmartwy, a nie chce psuć zabawy towarzyszom - Mant uśmiechnął sie i cownął dłoń od miecza zakrywająć płaszcz - Jak skończycie walczyć to zzostawcie kogoś żywego - rzucił to towarzyszy.

Faust wciąż usmiechnięty rozłożył ręce udając bezradność.
- A chciałem tylko porozmawiać. - zaśmiał się do siebie i wycelował broń w brązowowłosą kobietę.
- Spodobałabyś się Lierizou. - powiedział gdy obok niego pojawił się równie szeroko uśmiechnięty klon, a kolejne dwa pojawiły się nieco dalej i zaczęły biec w kierunku bogini.

Kobieta vs Faust Shibaha:
Dziewczyna nie odpowiedziała ani słowa. Wyciągnęła miecz i mruknęła pod nosem:
- Spal! Suppai!
Po tych słowach jej katana zmieniła się w cienki, oburęczny miecz o podobnej długości. Z jego klingi spływał kwas, który kroplami upadając na ziemie bulgotał i wyżerał podłogę. Faust nie chciał nawet myśleć, co stałoby się z jego ciałem, gdyby ten kwas się z nim zetknął.
- Hahaha! - zaśmiała się dziewczyna, po czym machęła mieczem w powietrzu, próbując ochlapać swojego przeciwnika.

Faust zniknał w rozbłysku shunpo oddalając się maksymalnie od kobiety. W tym czasie obok niej pojawił się klon pozorując atak na nią, a z drugiej strony - tam gdzie wciąż stał jej towarzysz - rozległ się cichy złowrogi szept.
- Za Tobą...

Dziewczyna wykonała obrót ochlapując wszystko obok siebie, także klona, w którego kierunku się później odwróciła.

Shibaha zmienił położenie używając shunpo, lecz jeszcze nie zbliżył się do dziewczyny, chcąc uniknąć kwasu stworzył kolejne dwie iluzje tuż przed dziewczyną by maksymalnie skupić jej uwagę.

Kobieta zamachnęła się, by szybkim i jednocześnie silnym cięciem zabić klony, które stały przed nią.

Dokładnie w tym momencie Faust pojawił się za kobietą. Był bardzo szybki, świetnie ukrywał reiatsu, a jego ruchów jak i miecza nie dało się usłyszeć. Pozostał więc niewykryty i szybkim ruchem nadgarstka wyprowadził cięcie w ramię dziewczyny, którym trzymała katanę.

Dziewczyna zaśmiała się tylko, jakby nie poczuła bolu. Z jej ramienia trysnęła krew, która pobrudziła strój Fausta, a kilka jej kropel znalazło się na twarzy Shibahy.
-Wrzyj! Suppai! - powiedziała kobieta, a cała jej krew zamieniła się w tę samą substancję, która ociekała z jej miecza.

Oficer odskoczył do tyłu zdejmując skradziony wcześniej płaszcz i ścierając nim zgrubsza kwas z twarzy. Odrzucił płaszcz przyglądając się roześmianej kobiecie sam powoli tracąc dobry humor.
Cóż... dobre nigdy nie trwa wiecznie.
Faust skupił się i ponownie stworzył trzy iluzje swojej osoby. Cienie zaczęły tańczyć naokoło kobiety szaleńczo wymachującej kataną i tryskającej kwasem na wszystkie strony wciąż się śmiejąc. Choć klony jedynie ją straszyły, udając ataki i unikając nim dotknęła ich niematerialnego ciała to po kiku sekundach zrozumiała z czym walczyła.
Odwróciła się uśmiechnięta do Fausta gotowa zaatakować, pewna, że jego sobowtóry nie stanowią zagrożenia. Wtedy jednak jeden z nich na prawdę uderzył ją w plecy!
Nowa sztuczka, której nauczył się Faust zaraz po odzyskaniu Lierizou, zaskoczyła dziewczynę, która odwróciła się by obronić się przed kolejnym ciosem klonów, które ją otaczały.
Shibaha ponownie pojawił się przy niej by wykorzystać rozproszenie, tym razem przykucając złapał boginię za ramię i silnym ruchem ręki zamachnął się swoją kataną z zamiarem ucięcia ręki.

Odcięta ręka odleciała na kilka metrów. Kobieta, zauważając, że nie znajduje się w najlepszym położeniu, wycofała się za pomocą shunpo. Pojawiła się obok swojej ręki i w mgnieniu oka złapała katanę w lewą dłoń, a nogą kopnęła uciętą kończynę w stronę Fausta.

Wszystkie iluzje znikneły. Został tylko prawdziwy Shibaha. Niewzruszony wyprostował się i wyciągnął broń w kierunku kobiety.
Choć nie poruszył ustami, kobieta usłyszala jego głos gdzieś tuż obok siebie.
- Rzuć broń. Nie chcę cię bardziej okaleczać.

Dziewczyna tylko zaśmiała się i za pomocą shunpo przeniosła się tuż przed Fausta z mieczem w górze i gotowa do ataku, nawet poświęcając swoje życie.

Broń oficera powędrowała do góry blokując uderzenie dziewczyny, potem kolejne i następne. Przez dłuższą chwilę wędrowali razem po pomieszczeniu wymieniając ciosy katanami, wypełniając pokój dźwiękiem zderzajacego się metalu. Dziewczyna była silna, może nawet uderzała mocniej niż Faust, ale została mocno zraniona i jej ciosy były niedokładne i niepewne. Shibaha wyjątkowo uważał by nie pozwolić się ochlapać jej krwią obficie lejącą się z rany, wciąż jednak miał przewagę, był szybszy. Wykorzystujac tą przewagę przyśpieszył wyprowadzane ciosy i zaczął spychać dziewczynę. Naokoło nich pojawiły się klony, które jedyne co robiły to zasłaniały kobiecie widok pokoju. Faust w ciagu kilku sekund poprowadził dziewczynę tak, że jej jedyna pozostała ręka znalazła się niezbezpiecznie blisko ściany, wtedy iluzje znikły. Nim dziewczyna zorientowała sie w sytuacji Shibaha wyprowadził szybki silny cios uderzając z lewa na prawo w jej katanę i nagle wolną ręką zablokował jej dłoń przy ścianie. Nim zdąrzyła cokolwiek wypowiedzieć Faust ciął bezlitośnie pozbawiając kobiety drugiej ręki.

Bezsilna kobieta wymamrotała jakby w ostatnich słowach:
- Wybuchnij! Suppai!
Po tych słowach jej oczy zrobiły się czerwone, a ona sama zaczęła się pocić krwią.

Oficer używając shunpo oddalił się od kobiety jak najdalej. Cholera, gdyby potrafił używać kidou mógłby ją jakoś unieruchomić. A trafił akurat na wariatkę, która po oderwaniu dwóch rąk wciąż chce walczyć...
Pozostał na razie w bezpiecznej odległości obserwując co teraz zrobi.

Oczy kobiety wyglądały jakby miały zaraz eksplodować. Dziewczyna zaczęła biec w stronę Fausta, ale w połowie drogi jej ciało dosłownie wybuchło. Żrąca krew trysnęła we wszystkie strony. Po bogini śmierci zostały jedynie szczątki.

Faust westchnął ciężko opuszczając broń. Jaką to straszną mocą może cię obdarzyć twoja dusza.
Cieszył się, że się do nich nie przyłączył jeśli takie są tego efekty. Jeśli nie możesz wygrać, poddaj się, zachowasz życie i może dożyjesz swojej drugiej szansy.
Rozejrzał się jak szło jego towarzyszom. Dwoje nie żyje, został tylko ten łysy, dobrze by było gdyby on się nie zabił.
 
mlecyk jest offline  
Stary 01-08-2013, 15:24   #52
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Łysy shinigami rozpoczął szarżę w stronę Manta. Poruszał się tak szybko, że Hakarze ledwo starczyło czasu na reakcję, a jego przeciwnik był już jedynie o krok przed nim.
Mant użył shumpo i znalazł się kilka kroków za wrogim shinigami. Atak przeciwnika odebrał mu całą pewność siebie. Powinien wyciągnąć miecz od razu po uśpieniu pani kapitan, teraz widział to wyraźnie, ale wtedy arogancja przyćmiła jego umysł i nie dostrzegał ruchów przeciwnika , a jedynie swoje, co kosztowało go prawie życie. Odsłonił płaszcz i złapał z rękojeść katany.
- Shatu - w jego rękach pojawiły się dwie katany zaokrąglone na kształt szabli, a obok pojawiły się trzy klony. Dwa z nich ruszyły na łysego shinigami, a trzeci przemieścił się za jego plecy za pomocą shumpo i zaatakował .go z powietrza.
Przeciwnik Manta wykonał obrót, raniąc dwa klony i za pomocą shumpo uniknął ciosu trzeciego. Następnie po raz kolejny spróbował zbliżyć się do Hakary na niewielką odległość.
Mant uniknął ataku przeciwnika za pomocą shumpo, a jeden z jego klonów pojawił się przed Hakarą ze skrzyżowanymi katanami, gotowy do bloku ataku przciwnika.
Wróg wykonał silne pionowe cięcie, uderzając w skrzyżowane katany i powodując na nich w miejscu uderzenie niewielkie pęknięcie.
Kazuto widząc przyszpilonego towarzysza, pobiegł mu pomóc. Gdy znalazł się w dostatecznej odległości rzucił sztyletem w plecy łysego wojownika. Gdyby wbił się do celu fala wyładowań przeszła ciało przeciwnika jednoczśnie go paraliżując.
Przeciwnik, wyczuwając zagrożenie, schylił się i sztylet poleciał dalej w kierunku Manta.
Widząc unik przeciwnika, Kazuto chwycił za łańcuch zanim ostrze zetknęło się z Mantem po czym zakręcił nim parę razy nad swoją głową i znów wystrzelił w kierunku przeciwnika.
Nagle między ostrzem a łysym mężczyzną pojawił się klon Fausta. Nim przeciwnik zorientował się co się stało ostrze przemknęło przez iluzję jak przez powietrzę godząc w nieprzygotowanego przeciwnika.
- Pamietaj, że musi żyć! - krzyknął oficer do Kazuto
Sztylet wbił się w nic nie podejrzewającego, łysego mężczyznę.
Przez łańcuch przebiegła fala paraliżującej elektryczności, która następnie uderzyła w zaskoczonego łysego mężczyznę.
-Dobrze cię widzieć Faust. - powiedział Kazuto wyjmując sztylet z odrętwiałego ciała.
-Mogę wiedzieć jaki cel jest w zostawianiu go żywym?
Shibaha pojawił się obok Harukaze.
- Ciebie również, nie wiedziałem ilu z was blefowało. - powiedział patrząc serdecznie, ale z lekką dozą podejrzliwości na towarzysza.
- Nie wiemy gdzie jesteśmy, jak stąd wyjść, gdzie pójść, myśleliśmy, że przyda nam się ktoś kto będzie w stanie mówić.
Kazuto popatrzył z lekkim zdziwieniem na towarzysza
-A więc uciekliście z więzienia, rozwaliliście nam plan i do tego nie wiecie co robić? Rany, mamy przerąbane. - powiedział załamując ręce.
-W każdym razie musimy się pośpieszyć, mam dla was parę ciekawych informacji, tylko najpierw zabierzmy stąd Manta i tego łysola w jakieś cichsze miejsce. - zaproponował Faustowi
- Judama jest zamknięty z magazynie. - powiedział wskazując prowadzące do niego drzwi. - Możesz to otworzyć?
-Magazynie? Jak on się tam znalazł? - zapytał z drwiącym uśmieszkiem na twarzy - Chociaż...nieważne - powiedział kręcąc głową - Gdzie ten magazyn?
Kazuto rozglądał się chwile po pomieszczeniu, gdy odnalazł drzwi przeniósł się do nich za pomocą shunpo. Tak jak to zrobił z poprzednimi drzwiami, wykonał praktycznie niewidoczne pionowe cięcie wzdłuż zawiasów. Drzwi zachwiały się by po solidnym kopniaku aniolą śmierci, opaść na ziemię z łoskotem.
-To powinno wystarczyć. - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
- Sam bym sobie poradził - powiedział Mant z niezadowoleniem na twarzy - a łysy shinigami nie jest nam chyba potrzebny, skoro mamy po swojej stronie Kazuto.
Kazuto lekko załamał głowę po czym obrócił się do przyjaciół.
-Owszem mam parę informacji...ale nie wiem jak stąd wyjść... - powiedział zawstydzony z szerokim uśmiechem.
Mant spojrzał na Kazuto i uśmiechnął się.
- No tak... Niemniej proponuje ruszyć się z tego pomieszczenia - powiedział odwracając się od przyjaciół i ruszył po ciało pani kapitan - robię to bardzo niechętnie - dodał podczas zarzucania jej na bark i ruszył w stronę bliższych drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Vilir : 01-08-2013 o 15:33.
Vilir jest offline  
Stary 01-08-2013, 21:19   #53
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Widząc kapitanów, ucztujących, Jigoku poczuł gniew. Wielki gniew. Miał ochotę spalić ich wszystkich w tym miejscu, i patrzeć na ich zwęglone trupy. “Ale nie możesz tego zrobić... jeszcze” odezwał się w jego głowie głos Rekki. Shonetsu tylko się uśmiechnął.
- Masz rację... nie mogę. - wymratował pod nosem, by następnie uśmiechnąć się szeroko.
- Kapitanowie Gotei, daję wam Mala Tadeusa, dowódcę 12 oddziału. - rzucił na powitanie - Który żyje wyłącznie dzięki mojej interwencji. - zasiadł przy stole kapitanów. - W przeciwieństwie do jego kolegi, a mojego byłego dowódcy, jak również moich podwładnych. Ale to, oczywiście, tylko mały problem. Nic co powinno zajmować głowy potężnych Kapitanów Gotei. - rzucił, z wyraźną dawką sarkazmu.
- Bardziej od tego komu zawdzięcza życie, interesuje nas, czy powiedział coś pufnego tym, którzy go złapali. Liczę na szczerą odpowiedź - stwierdził kapitan Salvei poprawiając chustę na swojej głowie.
- Nie jestem w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć temu oskarżeniu. Biorąc pod uwagę charakter kapitana Tadeusa, jak również jego sytuację, zakładam że najprawdopodobniej zdradził większość sekretów. - rzucił rzeczowo Jigoku, wysuwając delikatnie ostrze Rekki na centymetr. - Czy życzycie sobie by spłonął? - zapytał kapitanów.
- Hej! Ja jeszcze żyję i nie mam zamiaru pozwolić wam mnie zabić. Poza tym, dla waszej wiadomości, nie wydałem żadnych naszych sekretów. Na próżno mnie przesłuchiwali - stwierdził oburzony kapitan 12. oddziału.
- Twoje zdanie nie liczy się w tej sprawie. - rzucił beznamiętnie Jigoku. Nie był w nastroju by bronić któregokolwiek z kapitanów. - Decyzja należy do twoich szacownych kolegów, Kapitanie Mala.
- Jak dla mnie to mógłby być już martwy... - mruknął Vaneli Torus.
- Nikt nikogo nie zabije, póki nie mamy pewności co do winy -odparł kapitan Verand, wymieniając wrogie spojrzenie z dowódcą 3. oddziału.
- Usiądź Jigoku, opowiedz, co cię spotkało i czy masz jakiś plan. Zawsze byłeś dobry w planowaniu - powiedział Salvei Kar, odsuwając krzesło od stołu.
- Ach, to dość proste. Zostaliśmy zaatakowani i wzięci do niewoli przez buntowników. - zastanowił się przez chwilę. - A następnie część z nas zdołała uciec, podstępem wprowadzając przeciwników w przekonanie że stoimi po ich stronie. - wzruszył ramionami - Co zaś do planu... nie mam pojęcia, przynajmniej chwilowo. Aczkolwiek... - zawachał się przez moment, jak gdyby szukając czegoś w pamięci. - Zanim zdołaliśmy się stamtąd wydostać, udało mi się podsłuchać fragment rozmowy. - rzucił spokojnie - Buntownicy wspominali coś o nazwie Kouhai. Podobno otrzymali informacje o lokalizacji tego przedmiotu, i planowali wyruszyć by go zdobyć, za parę dni. - nie zaszkodziło zasiać odrobinę misinformacji.
- Cholera! Skąd wiedzą, gdzie jest?! - krzyknął David Force - dowódca 8. oddziału.
Venom spojrzał podejrzliwie na Jigoku i odezwał się, wycierając uprzednio usta rękawem swojego stroju:
- To pewnie pieprzona pułapka. Chcą, żebyśmy wykonali ruch... Ale od czego mamy ciebie? Pójdziesz i przyniesiesz nam artefakt, a jeżeli teraz kłamiesz to ciebie zabiją, a nie nas. Genialne.
Kenpachi wstał i podparł się swoim toporem.
- To jak? Zgadzasz się poruczniku? - zapytał.
Jigoku zaśmiał się głośno.
- Straciłem swoich ludzi, oraz swojego dowódcę. - uśmiechnął się delikatnie - Co mam do stracenia?
- Do stracenia pozostał ci tylko honor, więc jeśli chcesz go zachować powinieneś spróbować - dodała pani kapitan 4. oddziału.
- Wiesz gdzie znajduje się ten artefakt? - zapytała po chwili.
- Nie zdołałem się tego dowiedzieć. - rzucił spokojnie - Skupiłem się na dostarczeniu informacji i przeżyciu. - “Jak ci ludzie śmią mówić o honorze” rzucił ze złością Rekka wewnątrz jego umysłu.
- Zdaje się, że twój przyjaciel chce walczyć... Później, gdy będziecie gotowi wyjaśnię wam, gdzie można znaleźć tę broń.
Ika dotychczas milczał. Powoli wyjął miecz z pochwy i wycelował go w kapitanów.
-Czas pozmieniać kilka rzeczy. Przede wszystkim czas wyeliminować tego zdrajcę.- Wskazał na kapitana 12 dywizji.- Żądam próby pojedynku. Co prawda nie dysponujemy dwustoma świadkami z mojej dywizji, ale wydaje mi się, że obecność kapitanów wystarczy.
- Nie wiesz co mówisz Ika, nie czas na walkę. Nasi wrogowie chcą abyśmy pozabijali się nawzajem - stwierdził kapitan Mala.
- Ja chętnie obejrzałbym walkę - wtrącił się Kenpachi.
- Naprawdę chcesz teraz tego pojedynku? - zapytał dowódca 12. oddziału.
-Tak, chcę wreszcie udowodnić kto bardziej zasługuje na posadę dowódcy oddziału ja, czy ty zdrajco.
Kapitan wyciągnął miecz i skierował go przed siebie.
- Gotowy?
-Zawsze. Junbi ga dekite iru Shi no gekai.- Powiedział spokojnie porucznik, wokół walczących pojawiła się sfera.
Ika zniknął tylko po to by pojawić się za kapitanem i machnąć mieczem, następnie pojawił się kilka metrów na lewo robiąc to samo. Przez kilkanaście sekund Ika pojawiał się w różnych miejscach wewnątrz sfery zasypując przeciwnika lekkimi cięciami na odległość, zabraniając mu się skupić na czymkolwiek, tylko po to by po chwili pojawić się za plecami Kapitana i wykonać dwa błyskawiczne odległościowe pchnięcia, w łańcuch duszy i źródło duszy, miejsca sprawiające, że shinigami, był shinigami.
-Setsudan.- Wypowiedział nazwę techniki Ika.
Ciosy zadane przez Daeru nie okazały się wystarczająco silne, by przebijąc się przez skórę kapitana zadać mu jakieś większe obrażenia. Kapitan Mala błyskawicznie przeniósł się zdala od sfery, w której się znajdował i wyciągnął rękę przed siebie.
- Hadō 54 Haien - powiedział dowódca, a z jego poruszającej się ręki wyleciał fioletowy pocisk.
Ika wycelował palec w kierunku pocisku kapitana.
-Hadō #46 Hikari o seisei!- z jego palca błyskawicznie wyleciał złoty promień, mający zderzyć się z atakiem kapitana.
Pociski zderzyły się w środku drogi powodując spory wybuch. Kapitan powtórnie wyciągnął miec, tym razem jednak postanowił zrobić coś innego.
- Spójrz! Metsuki!
Jego katana skróciła się, a na rękojeści pojawił się symbol oka.
- Bakudō 61 Rikujōkōrō - powiedział kapitan, a w kierunku Daeru zmierzało już 6 złotych promieni, które miały go unieruchomić.
Sfera gwałtownie powiększyła się, Ika w ułamku sekundy znalazł się za kapitanem.
-Hadō 23 Kasai keihō!- Powiedział cicho, a ostrze jego miecza stanęło w płomieniach, porucznik wyprowadził błyskawiczne, niezwykle silne pchnięcie w klatkę piersiową przeciwnika.
Kapitan, widząc znikającego przeciwnika, instynktownie uchylił się i zamiast w klatkę piersiową otrzymał cios w ramię, który jednak nie był na tyle skuteczny, by poważnie zagrozić dowódcy. Ten szybko przeniósł się za pomocą shumpo i powiedział:
- Bakudō 63 Sajo Sabaku.
Po tych słowach łańcuchy zaczęły oplatać porucznika.
Zanim łańcuchy oplotły Ikę na dobre ten machnął mieczem przecinając ogniwa. W mgnieniu oka znalazł się za kapitanem.
-Hadō #12 Seishin o kowasu.- Z palców porucznika wystrzeliły setki cieńkich igieł zrobionych z reiatsu, uderzających w oba krytyczne punkty duszy.
Wydawało się, że igły nie zrobiły dużych szkód kapitanowi, jednak ten nagle upadł na kolana i ledwo trzymał swoją broń.
-Hadō 23 Kasai keihō.- Miecz porucznika ponownie stanął w płomienach, a on sam wyprowadził potężne cięcie w szyję kapitana.
- Wydaje się że już kończą... - rzucił spokojnie Jigoku, powoli wysuwając Rekkę z pochwy. Przeniósł tuż obok Dearu, stając w pobliżu, i chwytając go za dłoń, powstrzymując cios. - Jeśli masz zamiar pozbawić go życia, pozwól mi zadać ostateczny cios. Shinigami jak on... zasługują wyłącznie na całkowitą annihilację.
Ika odepchnął drugiego porucznika.
-To próba walki, tylko ja i on możemy się tu znajdować. Odejdź!- Powiedział po czym ponownie wyprowadził cios.
Jigoku tylko skinął głową, przenosząc się z powrotem na swoje miejsce. Nie miał zamiaru kwestionować życzeń swojego wspólnika, nawet jeśli kłóciły się one z jego własnymi przekonaniami.
Gdy Ika wyprowadzał cios, kapitan spojrzał głęboko w jego oczy, jakby chciał mu coś przekazać.
- Daeru... - westchnął.
Ika zatrzymał miecz przy swojej twarzy, gotów ciąć w każdej chwili.
-Czego chcesz?- Zapytał nie słyszalnym dla nikogo prócz kapitana szeptem.
- Spójrz mi w oczy... - powiedział kapitan, ale zanim skończył zdanie jego wzrok przeszywał już Daeru na wskroś. Ika stał bezczynnie, jakby zaczarowany, zahipnotyzowany.
- Tego mi było trzeba, poruczniku... Próbowałem cię unieruchomić, ale nie myślałem, że uda mi się skłonić cię dobrowolnie. Na tym właśnie polega mój shikai. Ściana Z Żelaznego Piasku, Wieża W Kształcie Mnicha, Delikatny Blask Rozżarzonego Żelaza Trwa W Milczącym Bezruchu - powtarzał dowódca, a z powietrza spadło na Daeru pięc filarów. Po tym czar prysł, a Ika odzyskał świadomość.
Ika wiedział, że nie może się ruszyć.
-Naprawdę, jesteś dowódcą 12 dywizji, a jednak postępujesz głupio. Jest jeden znany sposób na złamanie bakudo, czy zaklęcia shikai. Wyzwolić ilość reiatsu większą niż używa przeciwnik.- To powiedziawszy Ika uderzył w zaklęcie kapitana większością swojego reiatsu.- A wiesz doskonale, że jestem od ciebie silniejszy zarówno w walce na miecze, jak i w czystej sile reiatsu.
Jigoku zaś obserwował walkę spokojnie. Odwrócił się do kapitanów.
- Nie pozwolę mu zabić Daeru. - powiedział, jak gdyby stwierdzał fakt - Jest on stanowczo bardziej przydatny w obecnej sytuacji, jak również bardziej pewny pod względem swoich pobudek. Prosiłbym byście mieli to na uwadze.
- Nie pozwolimy mu go zabić, ale nie obiecuję, że wyjdzie z tej walki zdrowy - stwierdził dowódca 13. oddziału.
- Jeśli się o niego martwisz, to mu pomóż - dodał.
Jigoku zauważył wyraźny niesmak na twarzy kapitana Veranda.
Porucznik siódmego oddziału zaśmiał się krótko.
- Ciągle jeszcze sobie radzi. - rzucił spokojnie - Poza tym, to ładna sala. Nie chciałbym jej zniszczyć. - uśmiechnął się delikatnie, dalej obserwując walkę. Jeśli zauważyłby niebezpieczeństwo, miał zamiar wkroczyć do akcji. Był ciekawy czy Ike uda się wydostać spod działania Bakudo.
Ika wyzwolił sporą ilość reiatsu. Mimo że nie jest łatwo złamać kido tak wysokiego poziomu, to Daeru był wyraźnie na dobrej drodze. Ogromne filary pod wpływem reiatsu zaczęły drżeć, jakby ważyły niewiele. Tym, czym nie pozwalało na całkowite uwolnienie się, był brak odpowiedniej ilości czasu. Kapitan widząc trudzącego się porucznika, dotknął mieczem jego dłoni.
- A co, gdybym pozbawił cię kilku palców? - zapytał.
- Jak ci idzie, Ika? - rzucił pytaniem dość głośno Jigoku - Bo z mojego miejsca zaczyna to wyglądać dla ciebie nieprzyjemnie.
Ika uśmiechnął się.
-Spokojnie Jigoku. A co do twojego pytania Kapitanie. Wychoduję sobie nowe/
W tym momencie Ika zniknął i pojawił się za plecami Kapitana, nie stał jednak na ziemi, tylko na kawałku podłogi który przeniósł się razem z nim.
-Widzisz, Bakudō blokuje tylko mnie, ale nie podłogę. Widać jest więcej niż jeden sposób. Hadō #46 Hikari o seisei!- Z palca Porucznika wystrzelił promień kierujący się wprost w splot duszy kapitana.
Dowódca z małymi problemami uniknął promienia, wykonując przewrót.
- Dość tego... Ban...
- Skończcie to! Wkrótce, któryś z was zginie. To będzie tylko niepotrzebna ofiara. Udowodnicie sobie, kto jest lepszy, gdy skończy się ta cholerna wojna - zawołał dowódca 2. dywizji.
- Tu już nie chodzi o to, Kapitanie Verand. - rzucił Jigoku - Ika Dearu oskarżył Kapitana Mala Tadeusa o zdradę i nie posiadamy żadnego dowodu na coś przeciwnego. To idzie znacznie dalej niż zwykłe udowadnianie wyższości. - w kapitanów uderzyła fala gorącego Reiatsu - Możliwe że faktycznie powinienem się włączyć...
- Wiele złych rzeczy zrobiłem w życiu, ale wierzę, że nie można sądzić kogoś, nie mając dowodów. Taki samosąd nie różni się niczym od zwykłej walki na śmierć i życie, a to nie jest dobry moment na takie pojedynki - odpoarł kapitan 2. oddziału.
Gorąco Reiatsu urosło do tego stopnia że najbliższe otoczenie Jigoku obróciło się w popiół. On sam zaś błyskawicznie obrócił się w stronę kapitana.
- Jak śmiesz! - ryknął - Całe Serenetei leży w gruzach, moi podwładni i mój Kapitan zostali zamordowani, a wszystko z powodu waszej niekompetencji! - Jego reiatsu powoli wymykało się spod kontroli, parząc kapitana drugiego oddziału - A wszystko przez to że zamiast wymordować tych buntowników pozwoliliśćie im urosnąć w siłę! Jedyny powód dla którego Mala stoi w tym miejscu to moja interwencja! Nawet teraz wymagacie mojej pomocy by w jakikolwiek sposób im przeciwdziałać. - jego Reitsu urosło do większego niż Reitsu walczących Iki i Mala razem wzięte - Zadaniem Gotei 13 jest ochrona Serenetei i świata żywych, a wy zawiedliście w tym względzie! Nie próbuj mnie pouczać, Verand. - warknął Jigoku, otoczony gorejącym Reiatsu, wyglądający straszliwie i przerażająco - Straciłeś to prawo gdy Serenetei spłonęło.
- Prawie się rozpłakałem - skwitował skrótko kapitan 3. oddziału.
- Dość tych wygłupów. Zawiedliśmy, to prawda, ale nic już nie zmienimy i nie pozwolę, by niewinni ludzie znów ginęli przez nasze nieodpowiedzialne zachowanie - odrzekł Verand.
Jigoku odetchnął głęboko, ale jego Reiatsu nie straciło na intensywności.
- Jak zawsze, ostoje mądrości. Zawiedliście. A ja nie pozwolę wam tego zapomnieć. Sorera o Moyasu. - płomienie o straszliwym gorącu otoczyły porucznika - Niewinni ludzie już stracili życia. Niewinni ludzie tracą życia w tej chwili w czasie gdy ty tu ucztujesz, Verand. Nie próbuj nadawać sobie jakiejś wyższości moralnej. - zaśmiał się krótko - Nie posiadasz żadnego dowodu na niewinność Mala, a jedyny sąd zdolny go skazać nie żyje z waszej winy. Ale spełnię twe życzenie, tylko po to żeby móc śmiać się gdy człowiek którego właśnie bronisz wbije ci nóż w plecy. - machnął mieczem, a szalejące inferno płomieni otoczyło Dearu i Tadeusa, nie dotykając ich jednak. - Te płomienie są dość gorące by wymazać was obu z rzeczywistości. Radzę sobie to dobrze przemyśleć zanim postanowicie kontynuować tę walkę.
Kapitan schował miecz i za pomocą shumpo oddalił się od płomieni.
- Skoro skończyliście, to wyjaśnię wam, gdzie znajduje się legendarny miecz. Jest on ukryty w Hueco Mundo. Gdy przejdziecie przez gargantę, musicie kierować się w stronę księżyca. Jesteście gotowi? - zapytała Aniela Eingeal.
- Jakieś dokładniejsze informacje na temat miecza i jego lokalizacji? - rzucił rzeczowo Jigoku, którego płomienie znikły - Inaczej będziemy się błąkać po pustynii przez lata.
- Powinniście po jakimś czasie znaleźć ruiny, w których ukryty będzie miecz - dodała po chwili.
Jigoku skinął głową.
- Dobrze. Powinniśmy sobie poradzić. - zastanowił się przez chwilę - I na waszym miejscu, miałbym się na baczności. Nie mam pojęcia którzy z oficerów zdradzili, a którzy pozostali lojalni. Musimy zachować ostrożność jeśli mamy odbić Serenetei.
- Będziemy ostrożni - zapewniła pani kapitan.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 04-08-2013, 18:04   #54
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Ucieczka:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Rr3ex7qs0rA[/MEDIA]
Shinigami po trudnej walce szybko zebrali się, by ruszyć dalej. Gdy łysy mężczyzna umarł po chwili z ziemi wstała pani kapitan.
- Cholera! Co tu się działo?! – krzyknęła zaskoczona Ayda, widząc w jakim stanie znajdowało się pomieszczenie, w którym zasnęła.
- Nie czas teraz na tłumaczenie, musimy stąd uciekać – odparł Mant.
- Masz rację… - dodała.
Bogowie śmierci ruszyli, zabierając ze sobą Kageyame. W tej ilości z łatwości przedarli się przez strażników i dotarli do upragnionego celu – portalu, który miał ich zabrać z tego miejsca. Shinigami wylądowali na jednej z dróg w Seireitei. Było już ciemno, a księżyc słabo oświetlał ruiny, wśród których znaleźli się bogowie śmierci.
- Jeśli szybko mu nie pomożemy, on umrze – zauważył Faust, spoglądając na Kageyame Manzo.
- Znasz się na leczeniu? – zapytał Judama, kierując swój wzrok na kapitan 6. Oddziału.
- Ja nie… Ale wiem, kto mógłby mu pomóc… - odrzekła.
Po chwili otworzyła ona w powietrzu coś podobnego do przejścia między wymiarami. Najpierw ręką stworzyła szparę, a potem rozciągnęła ją. Shinigami ruszyli do otwartej przed chwilą bramy. Przeniosła ona ich do dziwnego miejsca, którym z pewnością była skrytka dowódców Gotei. Kilkoro z nich siedziało przy stole, pijąc wino, a reszta już spała. Pierwszy odezwał się Kenpachi.
- Kolejni przybysze... – mruknął ocierając ręką swoje usta.

Hueco Mundo:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PL9uPwt-M3s[/MEDIA]
Shinigami podróżowali we wskazanym kierunku. Było to długa i męcząca przeprawa. Na pustyni było ciemno, zimno a do tego kręciło się tam sporo pustych. Z większością bogowie śmierci radzili sobie bez problemu. Byli tacy, którzy wymagali trochę wysiłku. W końcu shinigami doszli do momentu, w którym postanowili odpocząć.
- Powinniśmy się przespać… Gdy jedna osoba będzie odpoczywała, druga stanie na warcie. Będziemy się zmieniać… - zaczął Jigoku, ale coś mu przerwało. Był to przeraźliwy krzyk, któremu towarzyszyło silne reiatsu. Z pewnością należało ono do pustego, ale nie byle jekiego.
- Co do… - mruknął Ika.
Przed bogami śmierci pokazała się przerażająca istota. Był to potwór o ludzkich rozmiarach, ale zdecydowanie nieludzkim wyglądzie. Był prawie cały czarny. Lub raczej była, bo kreatura posiadała kobiecą sylwetkę oraz piersi schowane pod białym napierśnikiem, wykonanym z tego samego materiału, co jej maska. Ta była wyjątkowo przerażająca. Miała cztery otwory na taką samą ilość czerwonych, świecących oczu. Na masce były także szkarłatne wzory, przypominające spływającą krew. Te same symbole pojawiały się na jej napierśniku. Potwór miał czerwone włosy, a w ręce trzymał miecz z białą wstęgą. Otworzył swoje usta i ponownie przeraźliwie ryknął z całych sił.
 
Morior jest offline  
Stary 14-08-2013, 22:04   #55
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
- Ach. Pusty. I to dość silny, a przynajmniej na takiego wygląda. - Jigoku uśmiechnął się złowieszczo. - Przemienię cię w popioły, wiesz? - rzucił w kierunku pustego. Wyciągnął powoli miecz z pochwy.
- Sorera o Moyasu - rzucił spokojnie - Rekka! - Potężne płomienie rozgorzały wokół niego, krążąc niczym żywe istoty i hucząc głośno. Zaczynając spokojnie, Jigoku posłał potężną falę płomieni wprost w Pustego.
Ika po raz pierwszy od długiego czasu zrzucił z siebie marynarkę, zostając w samej koszuli i kamizelce. Wyciągnął miecz z pochwy.
-Bakudō 31 Garasu rōgoku!- Powiedział shinigami.
Piasek wokół hollowa oplótł jego koniczyny i zmienił się w szkło twardością dorównujące diamentowi.
Pusty nie przejął się chyba, że jest unieruchomiony. Uwalniając z siebie reiatsu rozwiał lecące w niego płomienie i wyciągnął lewą rękę, przed którą pojawiła się czerwona kula.
- Och? - rzucił cicho Jigoku. Olbrzymia fala płomieni otoczyła hollowa ze wszystkich stron, paląc go i nie pozwalając mu na żadne akcje. Wtem, z tych że płomieni, za plecami przeciwnika, wyskoczył Jigoku, tnąc z olbrzymią prędkością, celując w szyję Pustego. Planował dekapitować go jednym ciosem.
Pusty jakby nie czuł bólu, schylił się unikając ciosu, a następnie, korzystając ze swojego refleksu, złapał za rękę Jigoku i rzucił nim w dal tak, że ten wylądował na piasku kilkanaście metrów dalej. Potwór zaczął się wiercić i shinigami zauważyli, że jeśli dalej tak pójdzie, to wyrwie on szklane więzy, które go krępowały.
- Ika! Więcej Bakudo! - rzucił do swojego towarzysza, a sam przygotował się do jednego ze swoich najpotężniejszych ataków. Przeniósł się Shunpo tak szybko iż wydawało się że pojawiły się jego klony. Otoczył hollowa ze wszystkich stron, i wypalił w jego kierunku olbrzymią falę ognia, która otoczyła go, tworząc potężną kolumnę. - Kajiarashi! - ryknął.
-Dobra!- Krzyknął Ika wyciągając rękę w stronę hollowa.- Powozie piorunów, moście kręcącego się koła, rozdzielcie światło na sześć części, Bakudō 61 Rikujōkōrō!- Sześć świetlistych promieni wbiło się w hollowa unieruchamiając go, jednak szkło nadal nie puściło, w tym momencie dwa Bakudō więziły przeciwnika.
Atak bardzo zranił pustego. Jego maska napierśnik pękł w kilku miejscach. Mimo silnego hierro, jakim dysponował, odniósł spore obrażenia. Potwór, próbując się uwolnić utworzył w swojej dłoni ogromne cero i detonował je pod sobą. Wielki wybuch odrzucił bogów śmierci i wprawił w ruch tony piasku, które powoli opadały na ziemi. Gdy już opadły pustego nie było. Pojawił się za Jigoku i dzięki ogromnej szybkości, mocno zraniony pusty złapał boga śmierci za szyje i cisnął z całej siły o ziemię.
Ika błyskawicznie aktywował swoje shikai, i w ułamku sekundy przeniósł Jigoku koło siebie.
--Bakudō 31 Garasu rōgoku!-Krzyknął ponownie zamykając hollowa w szklanym więzieniu.- Atakuj jeszcze raz Jigoku, rozwal go!
Jigoku skinął Ike głową. I ponownie użył jednego ze swoich najpotężniejszych ataków.
- Kajiarashi! - ryknął ponownie, a płomienie szalały wokół Pustego, tym razem najprawdopodobniej spalając go doszczętnie.
Potwór z ogromną szybkością uniknął obu ataków. Stał się wyraźnie silniejszy i szybszy. Shinigami zauważyli, że wstęga przy jego mieczu stała się czerwona. Pusty wycelował kolejne cero w bogów śmierci.
Jigoku usunął się z drogi nadchodzącego cero z użyciem Shunpo... i westchnął.
- Wygląda na to że nie mam wyjścia. - rzucił cicho - Będę musiał użyć tej techniki. - machnął mieczem, a płomienie zaczęły powstawać, by w końcu uformować potężne inferno dookoła niego.
- Amashī no shōkyaku. Moja ostateczna technika. - płomienie, co mógł wyczuć Ika, jak również zapewne pusty, wypalały cząstki energii duchowej obecnej w powietrzu - Jeśli te płomienie choćby cię musną, wypalą cię z rzeczywistości, Ika. Pilnuj się. - rzucił do swojego towarzysza... a następnie machnął mieczem. Potężna szalejąca burza ogniowa ruszyła na pustego, śledząc go i podążając za nim gdziekolwiek by nie poszedł. Można było od nich wyczuć niemalże pierwotny głód.
Ika kiwnął głową, błyskawicznie przeniósł się z dala od ataku Jigoku, jednocześnie wycelował palec w hollowa.
-Powozie piorunów, moście kręcącego się koła, rozdzielcie światło na sześć części, Bakudō 61 Rikujōkōrō!- Z jego palca ponownie wyleciał promień światła, który po chwili rozdzielił sę na sześć części, zamykając hollowa w jednym z silniejszych bakudō
Gdy potwór zauważył, że nie może uciec, użył cero i doprowadził do ogromnego wybuchu. Odepchnął on shinigami i sprawił, że Jigoku, upadając, złamał lewą rękę. Gdy opadający piach odsłonił pustego, jego maska powoli odpadała, kawałek po kawałku. Shinigami nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Twarz potwora przypominała im kogoś. Była to twarz Scarlet Rose.
- Dziękuję - wyszeptała i upadła na ziemię.
Jigoku przeniósł się Shunpo tuż obok niej, i na wszelki wypadek przyłożył jej końcówkę miecza do szyi.
- To jest niecodzienne. - rzucił do Iki - Słyszałeś kiedykolwiek o przypadku Shinigamiego stającego się Pustym? Cokolwiek nad czym pracowała dwunasta dywizja? I sprawdź czy ciągle żyje.
-Odsuń się.- Powiedział spokojnie Ika, po czym zaczął mruczeć pod nosem inkantację zaklęcia. -Bakudō #63. Sajō Sabaku.- Ciało Scarlet zostało związane świetlistym łańcuchem.- Cóż, można powiedzieć, że pracowaliśmy nad czymś podobnym, ale chcieliśmy tylko by shinigami mogli używać magii hollowów, jak cero i jemu podobnych technik, ale to.- Wskazał na Scarlet.- Jest co najmniej fascynujące. Lepiej ty sprawdź czy ona nie żyje, w razie czego ciebie można zastąpić, natomiast w soul society nie ma drugiej osoby tak inteligentnej jak ja, widzisz, jestem niezastąpiony.- Powiedział z lekkim uśmiechem Ika.
- A ja nie posiadam wystarczającej wiedzy by stwierdzić czy ten wybryk natury żyje czy nie. Albo się tym zajmij, albo obrócę to ciało w popiół, i będziemy mieć z tym spokój. - rzucił sucho Jigoku. Nie był w nastroju na gry Iki.
Ika używając shunpo błyskawicznie znalazł się przed Jigoku.
-Albo jesteś idiotą, albo najgorszym shinigami w soul society. Sprawdź przepływ reiatsu, przez oba punkty duszy.- Ika przeniósł się kilka metrów dalej. Uwalniając swoje shikai.- Ja nie dotykam takich rzeczy pierwszy, są niebezpieczne i znowu, ja jestem niezastąpiony, a ty jesteś zwykłym mięśniakiem.
Jigoku uśmiechnął się z wyraźnym sarkazmem i groźbą.
- Mięśniak głupi. Mięśniak uważać że takie potworki być niebezpieczne. - rzucił, celowo nadając swoim zdaniom złą konstrukcję, udając kretyna za którego niewątpliwie uważał go Ika.
- Baw się ze swoim potworkiem. Możesz dołączyć jak znudzisz się patrzeniem na niego. Ja idę po miecz. - rzucił Jigoku, przenosząc się z pomocą Shunpo w kierunku ruin w których ukryto ostrze.
Ika wzruszył ramionami, szczerze nic go ten miecz nie obchodził, zwłaszcza, że trafił na tak ciekawy obiekt badań.
-Cóż zostałem sam, więc nikt nie musi niczego dotykać.- Mruknął do siebie, za pomocą swoich zdolności ustawił ciało pionowo.- Więc, co tam chowasz.- Powiedział cicho jednocześnie rozcinając klatkę piersiową hollowa swoim shikai, jednocześnie bardzo uważając żeby go nie zabić, w wypadku gdyby, jeszcze żył.
Ika lekko rozciął ciało pustego. Wyglądało jednak jak zwykłe ciało shinigami. Jedynie dziura między piersiami wskazywała na to, że ten potwór miał coś wspólnego z hollowem. Gdy Daeru przyglądał się zwłoki zaczęły powoli znikać, jakby parowały.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 21-08-2013, 20:30   #56
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Gdy Kazuto ujrzał spokojnie siedzących i śpiących kapitanów poczuł ogromny gniew.
Z trudem powstrzymywał się od chwycenia za swój miecz. Chciał ich zabić, zabić za to
że uciekli z pola bitwy, zostawiając po sobie ruiny z jego domu, jednakże zdawał sobie sprawę z tego, że nie wygra z elitą gotei 13. Bojąc się tego co może powiedzieć zostawił rozmowę towarzyszom. Faust uśmiechnął się od ucha do ucha, prawie szczerze i prawie serdecznie. Podszedł do stołu i rozłożył się kładąc nogi na stole. Nalał sobie wina i pociągnął je soczyście z pucharu cały czas rozglądając się z uśmiechem.
- No trzeba wam przyznać, że się tutaj urządziliście, można zapomnieć, że seireitei już nie istnieje. Zdrowie! - ponownie pociągnął potężny łyk, i rozejrzał się pytająco po twarzach kapitanów. - Bo oczywiście pamiętacie?
- Kazuto spokojnie, jak już będzie po wszystkim to się z nimi rozprawimy. Ale teraz skup się na naszym celu.- Powiedział Nishimura zbliżając się do przyjaciela.
Po chwili szeptem dodał -Mogę wygrać nawet z nimi dzięki amuletowi od Sugawary, później ci wszystko wyjaśnię- zaraz po tym uśmiechnął się i nalał sobie wina podobnie jak Faust.
-Co tu się do cholery dzieje?! Postawmy sprawę jasno, jeśli nie zamierzacie nam pomóc to odejdźcie i zrezygnujcie z funkcji kapitana albo stańcie do walki i zgińcie!
Kazuto popatrzył na kapitanów po czym powiedział
- Na razie odstawmy tę sprawę na bok - te słowa ciężko przechodziły mu przez gardło jednak sytuacja tego wymagała - Mamy tutaj rannego, dobrze by było gdybyście mu pomogli.
Po tych słowach zwrócił się do Nishimury i powiedział szeptem
-Uważaj na słowa, pamiętaj że to prawie 10 kapiitanów a nas jest 3.
A amulet mam ja i użyjemy go w ostateczności.
Pani kapitan 4. oddziału podeszła do rannego i zaczęła go opatrywać. W tym czasie dowódca 13. dywizji - Salvei Kar wstał z krzesła i przemówił.
- To nie tak, że zapomnieliśmy już co się stało. Po prostu jesteśmy w tragicznej sytuacji. Próbowaliśmy wysłać Aidę i Taedusa, ale zostali złapani. Na szczęście poczyniliśmy już odpowiednie kroki. Znaleźliśmy śmiałków, którzy odważyli się opuścić naszą bazę za nas.
Kazuto spojrzał na Kar’a i uśmiechnął się ironicznie
-Niech zgadnę...Jigoku i spółka? - powiedział pogardliwie - Jak zawsze znajdziecie sobie ludzi którzy wykonają za was brudną robotę...Po prostu przykład pieprzonej elity! - krzyknął zdenerwowany.
- Gdy któryś z nas opuści to miejsce, zostanie złapany. Ci shinigami... Albo są głupcami, albo wiedzą, że nic im nie grozi ze strony buntowników. Tak czy inaczej, to może być nasz jedyna szansa, żeby zdobyć przewagę... - mówił dowódca 13. oddziału.
- ...lub ją stracić - dokończył kapitan 3. dywizji - jesteś pewien, że oni są po naszej stronie? - kontynuował.
Kazuto uśmiechnął się szeroko słysząc te słowa a w jego oczach zatańczył płomień.
- Jedyni głupcy jakich widzę, siedzą teraz na swoich tyłkach i sączą winko nie przejmując się niczym. Aż mi się rzygać chce na wasz widok. - po tych słowach splunął na podłogę.
- Jak dla mnie dalsza rozmowa nie ma żadnego sensu..- Po tych słowach Nishimura wyciągnął miecze i powtórzył to co mówił wcześniej
Mant starał się opanować gniew przepełniający go na widok ucztujących kapitanów, ale coś w nim pękło. Bez słowa podszedł do stołu i przewrócił go silnym kopnięciem, robiąc przy tym hałas, który zbudził wszystkich kapitanów.
- Wasi ludzie są w więzieniu, a wy siedzicie spokojnie przy stole i pijecie wino?! Skoro wy jesteście kapitanami to nic dziwnego, że zniszczono seireitei - Mant zrobił krótką przerwę po czym dodał - a co do Iki i Jigoku to wydaje mi się, że są po stronie rebeliantów.
Faust przyglądał się szalejącym towarzyszom z lekkim uśmiechem na twarzy wciąż popijając wino. Wydawałoby się, że czuje się jak u siebie. Sam nie wiedział jeszcze co sądzić o tej sytuacji. Choć nie podobało mu się, że kapitanowie siedzą i nic nie robią to nie znał całej sytuacji. Pomijając to co rzekomo stało się sto lat temu obecna sytuacja rzeczywiście mogła być jedynym rozwiązaniem. Jeśli kapitanie planują odbić seireitei nic by im nie dało pozwolenie, żeby wybili ich jednego po drugim...
Bujając się na krześle rozglądnął się za swoim kapitanem, być może on mu powie coś więcej...
Na razie pozwoli by sprawy potoczyły się swoim torem, z czasem gdy pozna nowe fakty będzie mógł zdecydować jak bardzo ich dowódcy zasługują na potępienie.
- Zastanawiam się tylko... - zaczął tym samym co wcześniej tonem, z pozoru niewinnym
i wyluzowanym, ale z nutą oskarżenia - Rozumiem, że jesteście w “tragicznej sytuacji”... ale skoro wiedzieliście, że większość Bogów seireitei nie żyje to w jaki sposób mieliście zamiar ją poprawić siedząc tutaj?
Mant spojrzał na Fausta i do głowy od razu przyszło mu jedno pytanie.
- Jak to się stało, że jeden z rebeliantów wszedł do siedliska larw od tak i zabił kapitana 7 oddziału nie mając z tego żadnej korzyści? Niby zabił jednego z wrogów, ale nie uwolnił więźniów i nie dokonał żadnych zniszczeń w seireitei kiedy miał ku temu wyśmienitą okazję.
Odgłos wywróconego stołu zbudził wszystkich kapitanów. Pierwszy odezwał się Salvei
- Myślicie, że to takie łatwe? Oni polują na nas. Gdy tylko opuścimy to miejsce, oni znajdą nas i zabiją. Jeszcze nie zgłupiałem na tyle, żeby tracić cennych żołnierzy, wysyłając ich na śmierć.
- Pytaliście o śmierć kapitan 7. oddziału... Otóż jest jeszcze jedna sprawa. Gdy wysłaliśmy Aide i Teadusa daliśmy im szaty, które ukrywały reiatsu. Mimo to buntownicy ich znaleźli. Ktoś musiał powiedzieć im o naszych planach. Teraz jestem pewien. Zdrajca, ten który zabił dowódcę 7. oddziału jest wśród nas... - dodał kapitan Verand.
- Przynajmniej tyle... - powiedział Mant patrząc na Veranda - a wiecie chociaż
dlaczego? - Mant wydawał się trochę ochłonąć, ale po chwili znowu puściły mu nerwy, zrobił się czerwony na twarzy, a na jego szyi zaczęła drgać żyła - A ci którzy zginęli walcząc za was w seireitei nie byli cenni?! - krzyknął do kapitana 13 oddziału - zawiedliście jako kapitanowie i nie jestem pewien, czy seireitei nie zaszkodzi wasz powrót, i…Co stało się 100 lat temu?
- Prawdopodobnie kapitan coś odkrył i dlatego musiał umrzeć... Co do tego... To nie ważne. Co się stało, to nieistotne, to już przeszłość - odrzekł kapitan 13. dywizji.
- Przeszłość? Gdyby tak było nie zginął by kapitan głównodowodzący, a seireitei nie zostałoby zniszczone - Mant spojrzał na otaczających go kapitanów. Nie podobało mu się, że nie mówią nic o powodzie wojny, która już zabiła wielu shinigami, a jej końca wciąż nie widać.
Kazuto miał już dość czczej gadaniny, jego towarzysze dobrze mówili. Kapitanowie są starzy i zbyt cenią własne życie, to było zbyt dalekie od jego wizerunku kapitana.
- Przeszłość właśnie teraz ukąsiła was w ten leniwy zad. - powiedział z szerokim uśmiechem do kapitana 13 oddziału - Posiadaliście siłę, jednak za bardzo boicie się o swoje życie. Jesteście po prostu tak żałośni, że aż śmieszni. - w tym momencie lustrował wszystkich kapitanów wzrokiem - Bardziej boicie się o swój własny tyłek, gdy powinniście pomagać słabszym, tym którzy ślubowali wam lojalność. - ciągnął dalej swój monolog, pragnął im teraz powiedzieć co o nich myśli - Zawsze tacy byliście i zawsze tacy będziecie. Mant-san dobrze powiedział, wasz powrót tylko zaszkodzi seiretei na co nie pozwolę. - w tym momencie wyjął miecz z pochwy i ułożył go na swym ramieniu - Ja w przeciwieństwie do was zamierzam iść uwolnić moich towarzyszy i odbić nasz dom. Ci którzy chcą do mnie dołączyć z radością powitam, jednak dla reszty... - skierował swój miecz w kierunku kapitanów, czarna stal zabłysła odbijając światło - Resztę mogę powitać jedynie stalą.
- Widzę Kazuto że nareszcie znaleźliśmy wspólny język - Powiedział Kyousuke kierując miecze w stronę kapitanów. - Tak więc decydujcie co zamierzacie zrobić.
Kapitan 3 oddziału lekko wysunął miecz z pochwy, a przez pomieszczenie przeszła ogromna fala reiatsu.
- Przesłyszałem się? - zapytał.
- Tak, nasi goście mieli na myśli coś zupełnie innego, prawda? - stwierdził Verand, spoglądając na bogów śmierci.
- Tak czy inaczej nie mam zamiaru pozwolić Jigoku i Daeru zdobyć tego miecza. Pójdę tam
i ich powstrzymam. Nie mamy pewności co do ich posłuszeństwa. Ktoś idzie ze
mną? - zapytała kapitan 6. oddziału.
Kazuto spojrzał groźnym wzrokiem na kapitana 3 oddziału niewzruszony ogromem reiatsu
- Uważaj bo się poparzysz... - po tych słowach zwrócił się do kapitan
szóstki - Ja muszę uwolnić resztę więźniów, nie można ich tam zostawić. Niech wszyscy teraz zdecydują, ja idę uwolnić resztę shinigami a pani kapitan powstrzymać Jigoku. Do kogo się
przyłączycie? - to pytanie skierował nawet do znienawidzonych przez siebie kapitanów.
- Jak chcesz to zrobić? Wiesz, że to pewna śmierć. Jedynym sposobem, by wygrać
z nimi jest zdobycie tej broni - stwierdziła Aida.
- Nawet z bronią wątpię czy damy sobie radę liczebnie, potrzebujemy ludzi...- powiedział
z przejęciem Kazuto - A poza tym złożyłem im obietnicę. - po tych słowach skierował się do Hikaru, który do tej pory milczał - Hikaru-san, idziesz tam ze mną?
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł, ale zawdzięczam ci życie, więc zrobię, co będziesz chciał.
- Ktoś jeszcze? - zapytał Kazuto z nadzieją.
- Z całą pewnością pójdę z tobą, ale czy kapitanowie pójdą z nami? Aida Jesteśmy tutaj najszybsi więc możemy spróbować przemknąć się i sprawdzić co się tam dzieje, może dowiemy się czegoś istotnego, i wtedy możemy dokładnie ustalić plan działania. Ale istnieje również inna możliwość możemy się przemknąć i spróbować zabrać broń, być może nikt nas nie zauważy, a wtedy, na wszelki wypadek kilku kapitanów będzie nas osłaniać z ukrycia.
- Co sądzicie o tym planie?- Powiedział Kyousuke kończąc wypowiedź i chowając swoje miecze.
- Lepiej nie wysyłać mniejszych grup, przykładem jest dwójka porwanych
kapitanów. - powiedział Kazuto - Pójdziemy tam większą grupą i uwolnimy więźniów,
a potem się zobaczy.
- Tak ale kapitanowie będą nas osłaniać więc nie powinno to sprawić problemu, i jeszcze druga sprawa, my też potrafimy walczyć - powiedział Kyousuke.
Kazuto spojrzał się z lekkim uśmiechem w kierunku przyjaciela po czym powiedział prawie rozbawiony.
-Dałbyś osłaniać swoje tyły tym tchórzom? Chylę czoła przed twoją ufnością, Najpierw trzeba dowiedzieć się kto się do nas przyłączy.
Spoglądając na przyjaciela Nishimura ponownie wyciągnął miecze
-Dokładnie nie rozwiązaliśmy jeszcze jednego problemu...- Powiedział delikatnie się uśmiechając.
- Zapomnieliście o jednym szczególe. Jak macie zamiar dostać się do siedziby wrogów?
Z naszych informacji wynika, że ich baza nie znajduje się w żadnym ze znanych nam światów - stwierdził Kenpachi.
- Mój plan jest taki. Udam się za Jigoku i Daeru oraz przyniosę miecz. Reszta kapitanów zostanie tutaj. Macie patrzeć sobie na ręce. Jeśli ktoś oddali się, żeby przekazać informacje o mojej podróży, okaże się zdrajcą. Jeśli nie oddali się, to tym lepiej. Bezpiecznie wrócę do naszej bazy z mieczem - objaśniła kapitan 6. oddziału.
- Zostały tylko 3 szaty, maskujące reiatsu. Razem z tobą mogą udać się dwie osoby, jeśli zechcą - dodał kapitan Mala.
- Ale czy nie możemy po prostu przenieść się tak gdzie byliśmy przed przyjściem tutaj, Kempachi widzę że nie grzeszysz intelektem... -Powiedział Kyousuke spoglądając pogardliwie na kapitana.
Kazuto słysząc wypowiedź przyjaciela buchnął śmiechem.
- Dobra, nie mam czasu na takie bezsensowne rozmowy.- Powiedział zrezygnowany Nishimura
Kazuto myśląc przez chwilę opracował nowy plan
- Też mam tego dość - powiedział znudzony po czym skierował się w kierunku wyjścia - Kto chce może iść ze mną.
Gdy Harukaze doszedł do drzwi krzyknął
-Nishimura,Hikaru zostawmy tych nieudaczników, niech się zajmą swoimi niezmiernie ważnymi sprawami. Ja idę wyplenić robactwo z naszego domu. - po tych słowach otworzył drzwi mocnym kopnięciem praktycznie wybijając je z zawiasów.
Kyousuke widząc wychodzącego przyjaciela stał jeszcze chwile w pomieszczeniu, spojrzał
z politowaniem na swoich dawnych przełażonych, zaraz po tym wyszedł używając shunpo
i zabierając butelkę wina ze sobą.
- Nie wiem jak trafiliście do ich bazy, ale nie znajduje się ona ani
w Hueco Mundo, ani w świecie żywych, ani
w Społeczności Dusz. Możecie wyjść na zewnątrz, licząc, że was złapią, ale nie sądzę, by udało wam się opuścić ich teren. Chyba, że jako trupy - stwierdził kapitan Mala.
- Decyzja jednak należy do was - dodał.
- A kto powiedział że idziemy prosto do ich bazy? - powiedział nie odwracając się
Kazuto - Żegnam. - po tych słowach lekko pokiwał dłonią na znak pożegnania.
- Może spróbujecie nas zatrzymać? -Powiedział Nishimura chwytając za rękojeść miecza.
- Uspokój się Kyousuke. - powiedział znudzony Kazuto -Nie są warci naszego czasu.
Kapitan 3. dywizji jedynie zaśmiał się sam do siebie. Reszta nie odpowiedziała ani słowiem.
- Śmieszy cię coś robaku? - Powiedział Kyousuke wyciągając delikatnie miecz i odwracając się lekko w stronę kapitana.
Dowódca za pomocą shumpo przeniósł się obok Nishimury i sprawnym cięciem odciął kawałek jego małego palca u lewej ręki.
- Licz się ze słowami... - powiedział.
W tym momencie podbiegł do niego Verand i łapiąc go za ramię, próbował uspokoić.
Kazuto widząc rosnący konflikt, położył rękę na ramieniu przyjaciela odradzając mu dalszą walkę.
Nishimura szeptem wypowiedział komendę uwalniającą jego miecze, i po chwili ukazały sie dwie duże zakrzywione katany.
- Myślisz starcze że nie mogę się równać z siłą kapitanów?!- Krzyknął Kyousuke
Manta zaskoczyło posunięcie Nishimury. Walka przeciw kapitanom nie była rozważna biorąc pod uwagę, że on ma po swojej stronie Kazuto, a Vaneli Torus 9 potężnych sojuszników, dlatego dość szybko odsłonił płaszcz
i znalazł się za plecami porucznika 6 oddziału razem z kataną przyłożoną do jego gardła.
- Venom stracił rękę, a ty jedynie kawałek palca, to przecież nie jest powód żeby umrzeć.
Kyousuke wiedział że nie ma szans przeciwko wszystkim kapitanom, dlatego też odpuścił
i odwołał swoje shikai mówiąc.
-Wyrżnę was wszystkich jednego za drugim jeśli ktoś będzie chciał nam przeszkodzić.
Kazuto spojrzał na Manta po czym zapytał
-Tak chcesz to rozegrać Mant-san? Naprawdę? - w jego oczach widać było smutek
Słysząc co mówi Kazuto i zważając na sytuację błyskawicznie uciekł spod miecza Manta
i udał się w stronę Kazuto.
- Jeszcze jedno pytanie... Czy kapitan Teadus... powiedział coś, gdy go
przesłuchiwano? - zapytał kapitan Force.
-Nie. - odpowiedział na pytanie Kazuto po czym dodał z lekkim uśmiechem - Sam zdecyduj czy kłamię czy nie.
- To mi wystarczy - stwierdził dowódca 2. oddziału.
Mant spojrzał na Kazuto i uśmiechnął się - Nie rozumiem... Walka, którą chciał stoczyć
Kyousuke dała by tylko kilka trupów więcej jakże ważnych dla odrodzenia seireitei,
a przecież nie o to chodzi, a wracając do pytania, na które jeszcze żaden z kapitanów nie raczył odpowiedzieć - co stało się 100 lat temu - mówiąc to Mant spojrzał się na Kar’a, a na jego twarzy pojawił się mały , jakże dla Hakary typowy uśmiech.
- Mi chodzi raczej o to po jakiej stronie stajesz przyjacielu. - powiedział do
Manta Kazuto - Przykładając miecz do gardła Nishimury dajesz mi całkiem oczywisty sygnał. A uwierz mi, nie chcę mieć w tobie wroga.
- Nie martw się Kazuto gdybyśmy byli poważni to on próbowałby mnie zabić w inny sposób a ja nie dałbym się tak złapać, tak więc myślę że nie miał nic złego na myśli. - Stwierdził Kyousuke spoglądając na Manta
W tej chwili Mantowi puściły nerwy. Wyszeptał słowa odpieczętowania, a obok niego pojawiły się 3 klony uzbrojone w dwie katany zaokrąglone na kształt szabli, podobnie jak Hakara. Mant za pomocą shumpo znalazł się kilka kroków przed Kazuto i cały czerwony na twarzy wymamrotał
- Jestem po stronie seireitei, którą ty już dawno opuściłeś.
Kazuto nawet nie wyjmując broni stanął naprzeciwko shinigami
- Widocznie mamy inne wizje seiretei Mant. Ja nigdy jej nie opuściłem, ja chcę ją ochronić! Nawet przed tymi którzy zawiedli w tym zadaniu. - ostatnie słowa skierował w stronę kapitanów jednak wciąż stojąc twarzą w twarz z towarzyszem broni.
- Walczymy z przeciwnikiem silniejszym od nas i zabijanie kogokolwiek z tych, którzy chcą odbić seireitei mija się
z celem – powiedział Mant.
- Tak więc co zamierzasz dalej zrobić? Skoro już uwolniłeś shikai. Zamierzasz nas może powstrzymać przed wyruszeniem. - Zapytał Nishimura spoglądając na Manta.
- Jedyne przed czym chce was powstrzymać to atak na kapitanów i bezsensowna śmierć. Jeśli jednak chcecie uwolnić więźniów to bardzo proszę, spróbujcie i szczerze życzę wam powodzenia - po tych słowach Mant spojrzał na kapitanów
i dodał - Ktoś odpowie wreszcie na moje pytanie?
- Nie mam zamiaru tu nikogo mordować. - powiedział Kazuto - Zrozum Mant... My nie możemy... Absolutnie nie możemy im ponownie zaufać. Niech oni idą swoją drogą my swoją, tyle w temacie.
- Dobra, zostawmy to na inny dzień, ale mam nadzieje że zrozumiesz wreszcie o co nam chodzi.- Powiedział Nishimura odwracając się w stronę wyłamanych drzwi.
Nagle do Fausta podeszła Aniela Eingeal i spojrzała na jego twarz.
- Masz blizny, co ci się stało? - zapytała opiekuńczo.
Ten sięgnął bezwiednie dłonią do twarzy nadal obserwując szalejących przyjaciół.
- To nic takiego, poparzyłem się, już przestało piec. Dziękuję. - powiedział dość serdecznie jak na niego.
Po czym wstał i opierając ręce na stole zmierzył twardym spojrzeniem towarzyszy.
- Jeśli pójdziecie tam oboje, równie dobrze możecie od razu udać się do seireitei i wybrać sobie stos stupów, na którym was ułożyć! Rozumiem waszą frustrację, ale bezsensowne akcje podejmowane tylko przez zwykłą niechęć? Gdyby wystarczyły dwie osoby, żeby ich pokonać to nasz dom nie wyglądał by tak jak wygląda teraz. Więc bierzcie się w garść
i siadajcie tu! - wskazał ze złością na krzesła.
- A wy co? - zapytał kapitanów - macie zamiar wypuścić kolejnych dwóch żołnierzy na pewną śmierć? Mało zginęło? Trzeba im czasu na przemyślenia, jeśli to zależałoby ode mnie zatrzymał bym ich tu, chodźby siłą jeśli tego wymagała by sytuacja!
Kazuto był już kompletnie rozdarty, wiedział że ta wyprawa to samobójstwo, ale gdy patrzył na twarze kapitanów widział tylko płonące Soul Society, zniszczone domy i zabitych ludzi. Słowa Fausta spotęgowały te odczucia. Tak samo jak parę chwil temu Mant był na niego wściekły, tak on teraz kipiał ze złości na samego siebie. Gdy ta złość osiągnęła epicentrum wyjął jednym ruchem swój miecz, a w całej sali rozgrzmiało całe gromadzone przez niego reiatsu, co spowodowało że nawet butelki i szklanki zaczęły pękać. Potem wyprowadził tylko jedno pionowe cięcie, jedyne co było widać to wielki błysk żółtego reiatsu i tumany kurzu. Gdy ten opadł było widać jak Kazuto stoi niewzruszony a ściana za nim wyglądała jak szmaciana chustka potargana przez tygrysa, poza tym nikt inny nie został ranny. Swoim już spokojnym wzrokiem spojrzał na Fausta i resztę towarzyszy.
- Dobrze...zostanę... Jesteś naprawdę okropnym człowiekiem Faust - powiedział
z uśmiechem do towarzysza - Przez ciebie czuję się jak smarkacz... - potem zwrócił się do kapitanów - Pomogę wam, jednak nie sądźcie, że wam wybaczyłem, na nasze zaufanie musicie sobie zasłużyć. - po tych słowach minął Manta
i stanął koło niego zwrócony w przeciwną stronę, po czym wyszeptał cicho - Przepraszam...
Kazuto ruszył w stronę stołu i wypił resztki wina z rozbitej butelki.
Nishimura kiwnął tylko głową zgadzając się z przedmówcą po czym powiedział w kierunku kapitanów
- Mamy jeszcze jedno żądanie, jeśli mamy odbić seiretei musimy stać się sliniejsi i poznać bankai. - jego głos drżał prawie niezauważalnie, jemu też ciężko było podjąć taką decyzję.
- Wiemy to dobrze. - powiedział do Manta po czym jego twarz zelżała i znów pojawił się nieodgadniony uśmiech, zupełnie jakby nic się nie stało. - Najpierw panowie to co najważniejsze. Kapitanie, możemy porozmawiać? - powiedział do kapitana Veranda. - Na osobności.
- Oczywiście - przytaknął kapitan i odszedł na bok z Faustem.
- Jeśli już skończyliście swoje pogawędki, to powiem wam, co możecie zrobić - stwierdził Salvei.
- Jeśli naprawdę jesteście aż tak zdeterminowani, to do was powinna należeć ta misja. Jak już wiecie, któryś z kapitanów jest zdrajcą. Chcę, żebyście doszli do tego który.
Z oczywistych powodów, nie możemy wziąć się za to sami - wyjaśnił.
 

Ostatnio edytowane przez Vilir : 22-08-2013 o 12:59.
Vilir jest offline  
Stary 24-08-2013, 10:56   #57
 
JUCHAAS's Avatar
 
Reputacja: 1 JUCHAAS nie jest za bardzo znanyJUCHAAS nie jest za bardzo znanyJUCHAAS nie jest za bardzo znany
Siedziba Gotei:

Mant schował miecz i ruszył w stronę Kapitana 13 odziału, biorąc po drodze krzesło i siadając na nim naprzeciw dowódcy.
- Rebelianci coś wspominali o mordzie na ich przyjacciołach, ale ja chciałbym wiedzieć jak powód wojny widzi kandydat na wszechkapitana i dla rekrótów Salvei Kar - powiedział ironicznie Hakara, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech - bo przecież buntowinicy kłamali, prawda kapitanie?
- Jeśli chcesz wiedzieć, to ci powiem - stwierdził siedzący dotychczas cicho brodacz.
- Sto lat temu, ci sami ludzie, próbowali dokonać tego samego, co teraz. Wszcząć bunt. Ale nie udało im się, ponieważ wszechkapitan zajął się nimi i nie doprowadził do rzezi. My staliśmy po jego stronie. Oto cała prawda, której wszyscy boją się wyjawić - dodał.
Kazuto słysząc to powiedział
-Czyli historia zatoczyła koło. Nie udało się za pierwszym razem, za to udało za drugim.
- Można tak powiedzieć - stwierdził kapitan 10. dywizji.
- Rozumiem, że mam iść sama? Dobrze, tak zrobię... - powiedziała Aida, udając się w stronę drzwi.
-Odradzałbym ci to - powiedział Kazuto do odchodzącej pani kapitan - Nie wiem co planuje Jigoku ale jestem prawie pewny że nie zdradzi nas teraz. A nawet jeśli to nie dasz rady sama.
- To może być nasza jedyna szansa... - mruknęła.
-Stój! Jeśli moja Pani Kapitan idzie to ja też, nie zostawię cie tak.- Powiedział Kyousuke patrząc w stronę swojej kapitan.
-Nawet jeśli pójdziemy to czy to będzie miało choć najmniejszy sens? Przecież nie wiemy na co stać naszych przeciwników.-Stwierdził Nishimura cały czas patrząc na nią.
-Jeśli coś pójdzie nie tak to z całą pewnością zginiemy-
- Jeśli nie pójdziemy, zginiemy prędzej czy później - odrzekłą.
- Może on ma racje... Nie ma sensu tam iść - powiedział kapitan Salvei, a Aida lekko zdenerwowana wzięła głęboki oddech i wróciła do reszty.
Mnat po dłuższej chwili zamyśleniasporzał na brodatego kapitana
- Jeśli to jest powód wojny, to nie wiem czemu robicie z tego taką tajemnicę. Podjeliście wtedy słuszną decyzję, która uchroniła Seireitei przed wojną i nie rozumiem czemu od razu o tym nie powiedzieliści. - Mant przejechał wzrokiem po wszystkich kapitanach i zapytał - Którzy z was posługują się kido?
- Ja trochę się znam, ale mistrzem w tej dziedzinie jest kapitan Salvei - stwierdził dowódca 12. dywizji.
- Chodzi mi o wszystkich kapitanów posługujących się kido - powiedział Mant.
-Mant-san, do czego zmierzasz?- zapytał Kazuto siadając przy stole. Po tych słowach położył luźno nogi na stole i zaczął jeść kawałek soczystego mięsiwa.
- Każdy kapitan zna podstawy. Tego uczy się w akademii. Na prawdę dobrze potrafią się nią posługiwać te 2 osoby, ale lepiej lub gorzej zna się na tym każdy.
Mant spojrzał na Kar’a i uśmiechnał się. Po czym równie zadowolony skoerował swój wzrok na Kazuto, ale nic do niego nie powiedział.
- Imponujesz mi Selvei - rzucił ironicznie - główny pretendent do zostania dowudcą gotei 13, a do tego najlepiej posługujący się kido kapitan, i pewnie najsilniejszy.
- Ciesze się, że zrobiłem na tobie wrażenie - stwierdził Kar.
Mant uśmiechnął się szeroko i wstał z krzesła.
- Liczę, że gdy już przestaniesz być kapitanem 13 oddziału będę mógł zająć twoje miejsce - shinigami klepnął Kazuto w bark dając mu dość wymowny znak do opuszczenia pomieszczenia, po czym ruszył w kierunku drzwi drzwi.
Kazuto popatrzył jeszcze raz na kapitanów po czym wstał z miejsca rzucając oskubaną kością w kąt pomieszczenia. Zaraz po tym skierował się za Mantem w stronę wyjścia.




Kazuto i Mant

- Zastanawiałeś się kiedyś nad śmiercią swojego kapitana? - zapytał Mant uśmiechając się lekko.
Kazuto popatrzył na towarzysza po czym powiedział
-Każdego cholernego dnia…Jego śmierć, cała ta wojna. Wszystko to jest dziwne. Do czego zmierzasz?
- A zastanawiałeś się nad tym kto go zabił?
-Na poczatku myślałem że mógł to być jakis uciekinier jednak po późniejszych wydarzeniach sprawa stała sie bardziej skomplikowana. Menosy w mieście, atak na soul society, mi to wygląda na robotę kogoś z wewnątrz. - po tych słowach uśmiechnął się demonicznie i dodał - I jestem praktycznie w stu procentach pewny że jego zabójca znajduje się w tamtym pokoju. - zakończył swą wypowiedź wskazując palcem na drzwi prowadzące do sali kapitanów.
- Jeśli się nie mylę, to dzisiaj z nim rozmawiałeś - powiedział Mant uśmiechając się szeroko - jak myślisz ilu kapitanó byłoby w stanie zabić twojego dowódcę i przeciąć na pół 3 oficera 2 oddziału? - Mant zaśmiał się lekko i oparł o ścianę pomieszczenia, wk tórym się znajdowali - dla ułatwienia odrzuć Kemachiego, bo on nie użył by w walce kido.
Na dźwięk tych słów, przez ciało Kazuto przeszedł dreszcz. Na myśl o tym drżała każda komórka jego ciała
-Naprawdę? Chociaż i tak każdego kapitana nie lubię….- powiedział uśmiechając się szeroko - Co chcesz zrobić z tym fantem? Nie mówisz mi tego chyba z czystej przyjaźni. - powiedział żartobliwie.
Mant spojrzał na Kazuto rozbawiony
- A ja widziałem w tobie przyjaciela… Ja tylko mówię na kogo powinieneś uważać, chociaż Varand, czy Misterio wydają mi się równie podejżani, no ale to teraz nie jest najważniejsze - na czole Hakary pojawiło się kilka kropli potu - bo widzisz, chciałbym Cię prosić, żebyś razem z Kyousuke poopserwowali trochę Kar’a, a ja upewnię się co do swoich podejrzeń.
Harukaze popatrzył na shinigami po czym milczał przez chwilę myśląc nad sytuacja. Prawą ręką ciągle ściskał swój miecz.
-Dobra...zgadzam się. - powiedział przełykając ciężko ślinę - Nie spuszczę z niego oka. - po tym nastała chwila milczenia po czym Kazuto skierował się do towarzysza - Przepraszam jeśli moje słowa cię uraziły Mant-san. Po prostu...zaufanie jest teraz bardzo cennym i rzadkim towarem. - w tym momencie położył rękę na ramieniu przyjaciela - Wiedz tylko że masz moje zaufanie i poparcie. Nie nadużyj tego.
- Nie zrobię tego - powiedział dość poważnie, jak na siebie Mant - a co do wydarzeń z przed chwili, to nic się nie stało. Gdybym obrażał się za każdym razem gdy mój kapitan mnie uraził, to już dawno on byłby martwy, a ja stałbym po stronie rebeli jako uciekinier z Siedliska Larw - Hakara uśmiechnął się, po czym dodał - wiesz coś na temat Misterio, twój przyjaciel był u niego wicekapitane, a jego tajemniczość wciąż nie daje mi spokoju.
-Wybacz, ale nawet on o nim niewiele wiedział. Ten facet to chodząca zagadka nawet dla własnych ludzi. - powiedział wzdychając ciężko i krzyzując ręce na piersi - Według mnie musimy założyć że kazdy z kapitanów jest potencjalnym wrogiem. Dlatego nie mogę z nimi wytrzymać…...
- Odrzuć Tedeusa i Aidę. gdyby byli odpowiedzialni za te wydarzenia, to otworzyli by portal bractwu, a tak się nie stało, poza tym część kapitanów jest za słaba, albo za głupia na takie akcje jek ta w Siedlisku Larw -powiedział Mant do Kazuto, po czym bez wyczucia rzucił - masz może sake?
Kazuto uśmiechnął się słysząc te słowa
-Może i mam - po tym wyciągnał zza munduru butelkę sake wziętą ze stołu - Dzisiaj na koszt naszych byłych przełożonych. - mówiąc to, podał butelkę towarzyszowi - Jedna z tych niewielu, które przetrwały.
Mant roześmiał się i pociągnął kilka długich łyków sake
- Wiedziałem, że bedziesz je miał - rzucił, po czym dodał - wracajmy do sali kapitanów. Może mają jeszcze coś ciekawego do powiedzenia, a poza tym w twojej butelce skończyła się sake.
-Niech będzie… - mówiąc to potrząsnął butelka do góry dnem upewniając się że nic w niej nie ma by potem nią rzucić o ścianę. Szkło rozsypało się po podłodze a Kazuto skierował sie do drzwi.

Faust i Verand

Zatrzymali się nie daleko. Faust chciał po prostu porozmawiać w cztery oczy by nikt im nie przeszkadzał, a nie szeptać tajemnice, których nie ma usłyszeć nikt inny. Stanęli naprzeciw siebie i patrzyli chwilę nic nie mówiąc. Kapitan musiał zauważyć, że brakowało serdecznego ukłonu, którym oficer zawsze go obdarzał, ale nie był tym raczej zdziwiony widząc jego kwaśną minę. Za to jego reiatsu nic nie mówiło, było praktycznie nie wyczuwalne.
- Kapitanie... - zaczął powoli zastanawiając się co tak właściwie chce wiedzieć... patrząc na stół kapitanów z jednej strony ich rozumiał, a z drugiej czuł wielki żal i zawód swoim idolem.
- Kapitanie. Musisz mi to wytłumaczyć. Rozumiem czemu uciekliście i czemu się schowaliście. Ale powiedz mi... co tu robicie? Jakie możliwosci bierzecie pod uwagę, a jakie odrzuciliście jako niemożliwe do wykonania? Co planujecie? - spojrzał z lekkim obrzydzeniem na stół pełen sytego jadła. - Bo wierzę, że pracujecie tu, ale nie tylko czekacie.
Po krótkiej przerwie nim kapitan zdążył zebrać myśli i się odezwać dodał jeszcze.
- I jak... to wszystko się stało? Pracujemy razem już dziesiątki lat i wiemy do czego jesteśmy zdolni. “Jesteś tym kogo nawet nie zauważą, że nadchodzi” mówiłeś. Zawsze wiedziałeś co robić i orientowałeś się w tym co się dzieje... Nie potrafię uwierzyć, że nikt się nie zorientował, że więźniowie mają zamiar uciec i... jak u licha dali radę zniszczyć praktycznie każdego żyjącego Boga!? Skąd wzięli na to siły? - obejrzał się powoli po rozmawiajacych ze sobą kapitanach, sięgnął po swoją katanę i przeszedł do szeptu. - Na prawdę uważasz, że jeden z kapitanów jest zdrajcą?
- To jest pewne. Na początku myśleliśmy, że może to być ktoś z 2. dywizji, ale tylko kapitanowie wiedzieli, gdzie udają się kapitanowie Mala i Aida. Nikt inny nie miał wstępu do Siedliska Larw. Poza tym ktoś zabił naszego szpiega. Wydaje mi się, że ten dowiedział się czegoś na ten temat - odparł dowódca 2. oddziału.
- A co tu robicie? Macie jakiś plan?
- Chcieliśmy znaleźć zdrajce, ale nie mogliśmy nikogo wysłać. Nie wiedzieliśmy, czy osoba, której rozkażemy szukać zabójcy, nim nie jest. Ale wy możecie nam pomóc...
- Dalej, powiedz jak.
- Jeśli zechcecie, możecie poszperać w Soul Society. Ustaliliśmy, że najlepiej zacząć śledztwo od gabinetu zamrłego kapitana. Wydaje nam się, że odkrył on coś ważnego, dlatego musiał zginąć.
Faust przytaknął zastanawiajać się czy nie będą zbyt odsłonięci. W soul society nie pozostała praktycznie iskra życia, więc łatwo będzie znaleźć dowolnego Boga, chyba, że potrafi się dobrze ukrywać.
- Nie sądzisz, że jeśli te informacje tam były, to już ich nie ma? Dla kogoś kto zdołał go zabić nie byłoby problemem pozbycie się dowodów na to, że wiedział zbyt wiele…
- Myślę, że jedynym sposobem, żeby się przekonać, jest sprawdzenie tego. Nie musisz się bać, nauczymy cię, jak się dostać do naszej bazy. Będziesz mógł bez problemu uciec. Buntownicy na razie nie rozgryźli jak wejść do środka i mam nadzieję, że to się nie stanie. To jak? Zgadzasz się?
“Nigdy bym nie pozwolił, żeby tych dowodów dotknął ktokolwiek inny… jeśli tam nadal są.” - pomyślał znów kiwając głową na zgodę i już na głos mówiąc - Powiedz mi co musze wiedzieć… i co z resztą? - zapytał wskazując ukradkiem na resztę towarzyszy.
- Jeśli chcą, mogą iść z tobą. Kageyama czuje się już lepiej, ale jeśli chcesz, by poszedł z tobą, powinieneś się nim opiekować.
- Jeszcze jedno kapitanie… - powiedział cicho nim jego dowódzca zdąrzył wrócić do reszty. Zamyślił się na chwilę. - Próbuję się zbliżyć do mojego ducha, ale mam wrażenie, że coś mi umyka, a ona oczywiście tego nie ułatwia… - zaśmiał się patrząc wyczekująco na kapitana oczekując, że zrozumie o co mu chodzi bez dalszego otwierania się.
- Bankai, tak? Z własnego doświadczenia wiem, że nic nie zbliży was bardziej niż wspólna walka.
Faustowi nie chodziło o bankai, ale nie komentował już odpowiedzi kapitana. Sądził, że walka to nie wszystko…
 
__________________
Jakub Juchniewicz
JUCHAAS jest offline  
Stary 26-08-2013, 11:19   #58
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Hueco Mundo:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9yMBS5yRLlU[/MEDIA]
Shinigami poszli dalej, aby znaleźć ich cel. W końcu przyszli tu po to, żeby znaleźć miecz. Przygoda z pustym nie mogła zawładnąć ich umysłów. Musieli myśleć o tym, po co przyszli. Idąc przez niekończące się piaski, bogowie śmierci wreszcie dostrzegli coś na horyzoncie. W tym momencie wiatr zaczął podnosić malutkie drobinki piasku i rzucać nimi w powietrzu. Po chwili shinigami stracili swój cel z oczu. Latający piasek nie dosyć, że ograniczał widoczność, to jeszcze przeszkadzał w wędrówce. Shinigami schowali się za wydmą i postanowili poczekać, aż wiatr ucichnie. Trwało to dłuższą chwilę. Gdy pogoda się uspokoiła shinigami dotarli do dziwnego miejsca. Było to coś, co przypominało zniszczoną świątynie. Pod dziurawym zadaszeniem, które trzymało się na poniszczonych kolumnach, znajdował się mniejszy budynek, do którego drzwi były zamknięte. Na kamiennych płytach, po których chodzili teraz bogowie śmierci znajdował się szkielet, a kilka metrów obok poniszczona małą książeczka. Jigoku podszedł i podniósł ją, otrzepując z piasku. Następnie otworzył i zaczął czytać.
Dzień 1.
W Seireitei nie dzieje się dobrze. Dowódca Gotei nie nadaje się do rządzenia. Wiemy o tym wszyscy, prawie cała elita 13. Oddziałów zgadza się co do tego. Nie ma wątpliwości, że jego rządzy trzeba ukrócić. W przeciwnym razie będzie to stanowić niebezpieczeństwo nie tylko do bogów śmierci, ale także dla całego świata.

Dzień 4.
Wczoraj odbyło się tajemne spotkanie .Opracowaliśmy plan. To musi się skończyć. Dowódca nie interesuje się zupełnie, co dzieje się w świecie żywych. Dochodzi do wypadków, puści rosną w siłę. Na ulicach przechadza się śmierć. Ten idiota zabija wszystkich, którzy nie są po jego stronie. Gdyby nie reszta kapitanów, którzy kierują ekspedycjami do świata żywych, wszystko ległoby w gruzach. Ale to nie jest największy problem. Kametaya mówi, że Gotei jest słabsze niż kiedykolwiek, a masa osób tylko czekała na ten moment.

Dzień 15.
Jest grupa dowódców, którzy uważają, że nie mamy prawa odwołać generała. Będziemy musieli rozwiązać to w inny sposób.

Dzień 17.
Po naszej stronie jest także jeden z „najlepszych przyjaciół” wszechkapitana. W rzeczywistości ten kretyn nie ma przyjaciół, tylko fałszywych poddanych. Musimy być ostrożni. Ten fałszywy przyjaciel dowiedział się o starożytnym mieczu od samego kapitana 1. Oddziału. Zostałem wysłany wraz z garstką osób, by go zdobyć.

Dzień 19.
Wszyscy, z którymi wyruszyłem do tego przeklętego miejsca, nie żyją. Zostałem tylko ja. Ale uda mi się. Wkrótce wszystko się skończy.

Dzień 20.
Zobaczyłem czarnego motyla. Przekazał mi informacje. Złe informacje. W naszej grupie był zdrajca. Wszyscy zostali zabici lub wtrąceni do więzienia. Pozycje dowódców objęli służbiści wszechkapitana oraz kilka osób, które stanęło po jego stronie, gdy zauważyli, że ich towarzysze zostali znalezieni przez Onmitsukidō .Teraz wszystko zależy ode mnie.

Dzień 21.
Stoję u bram świątyni. Na ścianach jest napisane coś o strażniku, ale nie jestem w stanie przeczytać, o co chodzi. Zaraz wejdę do środka.

Tutaj dziennik się kończył. Shinigami spojrzeli na drzwi, a następnie na siebie.

Seireitei:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JBMon6-NuD0[/MEDIA]
Shinigami zostali poinstruowani, jak szybko dostać się do siedziby Gotei, a następnie opuścili pomieszczenie, w którym znajdowali się kapitanowie. Szli przez zniszczone budynki, szukając śladów. Mijali ruiny, szczątki shinigami i ich bronie. Wszystkie były takie same. Brudne od krwi lub ziemi. W większości połamane. Kiedyś były dla shinigami wszystkim. Były odzwierciedleniem ich duszy. Teraz tylko kawałkiem stali, leżącym na ziemi wśród śladów wojny. Wszystkie oprócz jednego. Na środku, w ziemi była wbita katana. Cała lśniąca. Bogowie śmierci mogli się w niej przejrzeć. Zero śladów jakiejkolwiek bitwy. Po chwili przed oczami shinigami, przeszedł cień, zabrał on miecz i skrył się gdzieś daleko. Bogowie śmierci przestraszyli się. W tym momencie shinigami usłyszeli szept.
- Było warto? Co czuliście?
Naprzeciwko stał mężczyzna. Ubrany był w dżinsy i brązowy płaszcz. Był łysy, ale miał wąsy. W ręce trzymał lśniącą katanę. Powtórzył on swoje wcześniejsze słowa.
- Co czuliście? Wstręt? Odrazę? Gniew? Rozczarowanie? Zgadłem? Dokładnie to samo, co czujemy my, gdy ich widzimy. Osobnicy, których w najmniejszym stopniu nie obchodzi, co się stało. Zdawało się wam pewnie, że dbają tylko o własny tyłek, mam rację?

Siedziba Gotei:
Pod ścianą stała nieśmiała blondynka. Nie odzywała się w ogóle, tylko przysłuchiwała się rozmowom. To ta sama dziewczyna, która razem z Mantem siedziała w celi. Spojrzał na nią Venom.
- Kim ty, kurwa, w ogóle jesteś? – zapytał.
- Ja… - zaczęła przestraszona.
- Ona uciekła razem z nami – odrzekł Kageyama.
- Jest jeszcze coś. Oni chcieli coś ode mnie. Nie kazano im mnie zabić. Mieli rozkaz, aby mnie schwytać żywą. Myślę, że to coś związanego z moim pogromcą dusz.
- Hę? – mruknął zainteresowany Salvei.
- Mój pogromca dusz potrafi... – zaczęła mówić, wyciągając z pochwy miecz.
- Potrafi przepowiadać przyszłość!
 

Ostatnio edytowane przez Morior : 27-08-2013 o 10:22.
Morior jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172