Patrzył krzywo na Alethe rządzącą się jego okowitą. Normalnie nie był skąpy, ale teraz poważnie niepokoił się o stan swoich alkoholowych zapasów. Czekała ich jeszcze długa droga i bitwa, a jeśli bogowie nie ześlą godnej śmierci to i droga powrotna, tymczasem kobieta żołnierz nie tylko paliła i klęła, ale też piła jak chłop. Źle to wróżyło jego okowicie oj źle. - Zwiad?- podchwycił słowa kobiety- Świetny pomysł, im prędzej tym lepiej.
Ostatnie zdanie wymruczał pod nosem, bo Alethe wspomniała też o popasie. Tymczasem dojechała do nich dwójka na koniach. Dziwolągi- tak w oczach krasnoluda wyglądali. Zachowywali się jakby coś ukrywali, czegoś się obawiali, coś taili. Tajemnice zaś w odczuciu krasnoluda skrywały rzeczy plugawe. Mimo to powstrzymał się od robienia czegokolwiek. Jeśli pod tymi łachami skrywają mutację jeszcze zdążą się ujawnić a wtedy jego topór zrobi z tym porządek. Głosy w jego głowie znowu się odezwały wszczynając małą awanturę. Jedne mówiły "Zabij!" inne "Zostaw ich w spokoju.", jeszcze inne po prostu z niego szydziły. Uciszył je wszystkie na moment uderzeniem pięści w swoją głowę po którym rozległ się głuchy odgłos. Zorgrim zamrugał oczami i uśmiechnął się niewinnie do otaczających go ludzi. - Skoro popas to idę sobie szykować legowisko.- powiedział nieco zrezygnowany.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w las. Przy pomocy swego topora naciął ile tylko mógł unieść świerkowych gałązek, do tego trzy drągi. Dwa z nich wbij w ziemię, trzeci położył w ich rozwidleniu na górze, by stanowił brzeg dachu jego szałasu. Na takim rusztowaniu zaczął układać świerkowe gałązki tak by stanowiły dach. Potem z kolei naciął ile się dało traw i bukowych liści i zrobił z nich podłogę swojego schronienia. Na koniec podszedł do Alethe. - Kładę się spać. Obudźcie mnie kiedy będzie moja warta. Zresztą pewno sam się po godzinie lub dwóch obudzę. |