Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2013, 18:53   #185
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Dostrzegłszy krasnoludzkiego...no cóż, magnata, Buttal skłonił się lekko i jakoś intuicyjnie przeszedł od razu do rzeczy, starając się dotrzymać mu kroku:

- Buttal Resnik, jestem nadzwyczajnym wysłannikiem Dimzda z Morr, z którym musimy się pilnie skontaktować. Udostępni nam pan zwój teleportacyjny albo gryfa? Szef pokryje koszta Krótko i jasno. Thorek sprawiał wrażenie krasnoluda który nie lubi ozdobników i pierdolenia o niczym.

-Skoro tu jesteście z taką pierdołą, albo Grynestone'a do reszty popieprzyło, albo sprawa w której chcecie się skontaktować może mieć jakiś bezpośredni związek ze mną, albo z kopalnią.- mówiąc to, Thorek przeszedł kilka kroków i zdjął a pleców oskard. Klatka z jaszczurką zaś została postawiona na kamieniu obok a samo stworzenie łypnęło na Buttala z bezmyślną, gadzią złośliwością. Następnie łapką jęła trzeć o kraty.

- Orki dokonały inwazji. W kilkadziesiąt tysięcy tak lekko licząc. Gigantyczne kolumny orków łażą po górach, a całe Greystone odcięła wielka magiczna kopuła. Musimy jak najszybciej powiadomić Dimzada. On do króla właściwie może pewnie z marszu wejść albo co, a to oszczędzi czas, niż gdyby słać kurierów po innych fortecach. Sądząc po sile magii i ilości sprzymierzonych plemion, potrzebna będzie duża część królewskiej armii. Z tym że mówiąc wprost, pan Greystone nie był pewien czy będzie pan skłonny do pośpiechu w kwestii odsieczy dla Greystone. Cóż, Buttal postanowił postawić sprawę wprost. Albo facet dostanie szału albo się zgodzi. Cholera wie. Cokolwiek to będzie, oszczędzi czasu.

-Cóż...- krasnolud uderzył w ścianę, odłupując pory kawałek kamienia.Na spokojnie podniósł go obejrzał, kciukiem zgarniając odrobinę pyłu:
-Masz rację... Nie jestem szczególnie zachwycony perspektywą jakiejkolwiek pomocy dla Grynestone...

Na spokojnie wrócił do kucia.

- I miało by to spore znaczenie, gdyby nie to że jeśli informacja nie pójdzie dalej, a Greystone padnie, to cała południowa granica będzie otwarta. Jasne że Bastion i Morr ich zadepczą jak karaluchu...ale całe południe albo rzuci się najpierw do ucieczki albo zostanie zrujnowane. A przy poziomie ich magii cholewa wie co zrobią dalej. Więc pies jebał Greystone,ale tu chodzi o cały południowy Baledor odparł spokojnie Buttal.

-Szczerze, chłopcze? Jeśli Grynestone padnie sam otworzę skarbiec i ściągnę tutaj najemników z całego kontynentu żeby tylko "zadeptać ich jak karaluchy". Zrujnuję siebie i ród, wrócę do codziennego rycia w skale by znów osiągnąć to co mam teraz...

Mówiąc to, bił w ścianę raz za razem, odłupując spore fragmenty kamienia i wzbijając w powietrze skalny pył. Mimo coraz większej siły wkładanej w pracę, mówił jednak spokojnie: -A wiesz co jest najśmieszniejsze? Gdyby żył stary Bugman i Greystone byłoby w niebezpieczeństwie z toporem w zębach poleciałbym im na pomoc.
- oskard wbił się w skałę i tam pozostał, Thorek zaś spojrzał zimno na kuriera i jego towarzyszy.

- Czasy się jednak zmieniły, tak jak obecny Than. Pęta przysięgi wierności sprzed kilkuset lat zmuszają mnie bym nazywał go swoim zwierzchnikiem. Prawa oparte na tradycji mówią, że ta kopalnia, która kosztowała mnie życie kilku synów, setki blizn oraz wielu przyjaciół, też należy do niego. Kopalnia której poświęciłem całe życie...
Westchnął, splunął i wrócił do pracy.

-A miesiąc temu szczeniak przyjechał tu, pojeździł po górnych korytarzach i oznajmił że skoro góra w której drążę należała do jego dziadka, to prawnie kopalnia należy się jemu... A ja jestem tu tylko zarządcą...

Mówiąc to, wyrwał oskard ze ściany. Ukruszony kawał skały spadł na ziemię, a w ślad za nim następny i następny. Floin sapnął kiedy małe osuwisko ukazało żyłę diamentów długą na kilka stóp a szeroką niczym krasnoludzka dłoń.

- Wiem o czym pan mówi, niestety. W tej sprawie pan Dimzad wysłał nad do Greystone. Młokos nie odpisywał mu na listy. Po prostu go zignorował. Ale czy z powodu jednego głupiego szczeniaka maja ginąć inni? To jeden młody głupiec, a tam żyją tysiące. Smarkacz i tak miał stracić jaki ktokolwiek wpływ na kopalnie. Nie ryzykujmy. Wyślijmy wiadomość. A ręczę panu swoim słowem jak i słowem pana Dimzada że ten smarkacz nie będzie więcej wchodził panu w drogę. Al sprowadźmy armię i magów. Zwłoka niczemu nie służy zaoponował Resnik. Wszystko przez tego chłystka. Smarkacz któremu się wydaje za dużo.

-Możecie mi zagwarantować że szczeniak znajdzie swoje miejsce? Wątpię...- Thorek przejechał dłonią po niemałej fortunie uwięzionej w skale.

[i]- Ech. Wracajcie do Grynestona. Niech wyśle kilka gołębi do Morr. Czy czego on tam używa do przekazywania wiadomości. Wy zaś bierzcie co trzeba by możliwie szybko dostać się do Południowego Bastionu...

Torrga zmarszczył brwi. -Co... ?

-Bastion to największy garnizon, nie licząc Morr.- wyjaśnił szybko Floin.- Stamtąd pomoc, przynajmniej częściowa, nadejdzie znacznie szybciej niż ze stolicy...

- Dziękujemy. Może mi pan nie wierzyć, ale dokładnie tak będzie. Klnę się na moich przodków. Lecimy panowie odparł Buttal kłaniając się, po czym zawracając w trybie eksperesowym.

Odchodząc, Floin rzucił jeszcze okiem na ryjącego w ścianie krasnoluda i zmarszczył brwi.
-Czy tylko mi się wydaje, czy też poszło zaskakująco szybko... ?

- Dobrze? Szybko? Miło? Łaskawie? Sensownie? Mam jeszcze kilka innych pomysłów. A szczylem trzeba się i tak zająć, nie lubię chamów. Lećmy do Gryneston'a, Całkiem porządny krasnolud ten Thorek zgodził się Buttal kierując się szybko ku wagonikom. ]

-O ile dobrze pamiętam, a wierz mi albo i nie bo pamięć mam dobrą, Thorek zwykle był uparty jak osioł i pamiętliwy jak mamut...

Widząc górników w obozie uniósł kciuk i wskazał na tunel.
-Lepiej ruszcie tyłki bo szef zaraz sam wykopie żyłę ze skały.

Ci którzy byli dość przytomni by złapać za narzędzia od razu pobiegli w głąb szybu zakładając hełmy i rękawice.

- Ależ całkowicie ci wierzę. Kumpluje się z Dimzadem a to znaczy że musi być porażająco uparty, bo inaczej by się nie zdzierżyli. Jasne jest że coś tu jest grane. Ale nie mamy wyjścia, a ta armia jest tu potrzebna. Wątpię by wysłał gołębie do sąsiedniej wiochy, a nas kazał teleportować do wulkanu. Bo jeśli tak, to zaraz zaczniemy kombinować czy to nie on urządził najazd orków a to chyba głupie. Co zrobić. Przecież nikt nam nie powie co to ma być, demony chyba go nie opętały a magicznie na mózg miejmy nadzieję też mu nie padło. Może to lojalność wobec rodu tego smarkacza. Nie wiem. Ale nie mamy wyjścia. odparł kurier, zamyśliwszy się. No bo co.... uparciuch postanowił pomóc. Skorzystać z okazji? Bać się? No co począć.

Flitz zaś uśmiechnął się na widok pasażerów. Wagonik stał już na drugim torze, gotowy do jazdy.

-To co chłopaki? Wracamy?
- z zadowoleniem założył gogle na oczy. Floin zaś ciężko załadował się do wagonika.

-Cóż... Nie wydaje mi się żeby Thorek szanował ród w całości. Wiem że szanował poprzedniego thana, ale on jest z tych którzy darzą sympatią konkretne osoby a nie frakcja, organizacje czy rodziny.- ponuro poskubał się po brodzie.- No chyba że... W prawie o rodach i suwerenności jest precedens na który Thorek może się powołać...

- Nie mów.... za ocalenie mu życia może wziąć co chce? Czy też coś jeszcze dziwniejszego..no opowiadaj, wiesz że jestem słaby z prawa. I nowy w tej robocie. Mamy problem? zapytał krasnolud, wsiadając do wózka i dodając, tym razem do pilota -Tak jak ostatnio tylko dwa razy szybciej, jak się da po czym kuląc się w wagoniku.

-Sami tego chcieliście.
- gnom uśmiechnął się maniakalnie i przeniósł na tył wagonika by opuścić haki podtrzymujące wagonik na szynach i pomajstrować coś przy hamulcach.

Floin natomiast wzruszył ramionami.
-Problem jak już to będzie miał Bugman. Albo król. Albo Thorek... My jesteśmy zbyt malutcy żeby być częścią problemów możnych.

- Jeśli problem będzie miał Dimzad niecący to zgadnij na kogo ten problem przeleje razem z żalem...A jak król się wtopi, na finansach znaczy się , to patrz wyżej, bo to Dimzad je prowadzi. No i pamiętać musimy o naszej misji, ale dobra, zobaczymy - najpierw wojna, a później zobaczymy co będzie

Wagonik ruszył w pół słów, sypiąc za sobą iskry oraz przekleństwa skulonego Thorgiego. Pilot pokrzykiwał radośnie, Thorgi panicznie, zaś Floin i Buttal poświęcali swe myśli bogom. Z zamkniętymi oczyma. Ciemność, woda, światło, ludzie – wszystko migało im w tych krótkich chwilach gdy ośmielali się otworzyć oczy. W końcu nagłe hamowanie rzuciło ich o ściany wagonika. Gdy wyczołgali się z niego, przy lekkiej pomocy gnoma i podziękowawszy mu (oszczędnie) zataczając się ruszyli biegiem ignorując zdziwione spojrzenia ludzi wokół. Korytarze mijały im, migając mniej więcej podobnie jak przy wagonikach, co sugerowało że jest to raczej kwestia ich oczu niż magicznych właściwości wagonika. W końcu Buttal, w celach zdrowotnych, wsadził łeb do beczki z wodą, by otrzeźwić umysł po tej chorej przejażdżce. Później, mokry, ruszył dalej, dopadłszy do znajomych drzwi gabinetu Grynestone’a. Kurier wyjaśnienia zostawił Floinowi, sam zastanawiając się nad środkiem lokomocji. Ostatecznie, uznał, najszybciej będzie lotem ptaka, nie? Poza tym tym jeszcze nie podróżowali…chyba, że liczyć szpony. Cóż..cholewa, to słówko nazbyt wchodziło mu w nawyk. Potrząsnąwszy głową, zwrócił się do Grynestone’:

-Kiedy moglibyśmy wyruszyć? Najlepiej gryfem z gondolą, on chyba będzie najszybszy
 
vanadu jest offline