Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2013, 20:19   #21
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Deski pod jego podeszwami odzywały się przy każdym kroku, ale nie zanosiło się na to, by miały się pod nim złamać. W sumie dobrze, bo skręcony kark znacznie ukróciłby jego ekspedycyjne zapędy. Piwnica była równie duża jak ją zapamiętał ze szczenięcych lat. Właściwie to teraz zdawała się nawet trochę większa. Zapewne było to złudzenie wywarte przez wszędobylski mrok, który rozcinały tylko dwie szpary u góry bocznej ściany. Przez pajęczyny i zabrudzenia, światło dnia tworzyło pokaz falującego w powietrzu kurzu. Wkoło panowała grobowa cisza, zakryte kawałkami szarej plandeki meble i podobne im graty kojarzyły mu się z nagrobkami. Widział też centrum zaklęcia - falujący splot trupich energii na samym środku pomieszczenia. Bez świetlówki żarzącej się nad głową wyglądał trochę jak te jaskrawe kiljaszki i koraliki, cholernie popularne ostatnimi czasy w miejskich dyskotekach. Tylko, że te fluorescencyjne zabaweczki nie skracały życia aż tak bardzo.
Cholerstwo wiło się jak kopulujące węże. I mniej więcej tak samo Tex nie chciał by tego dotknąć. Był to problem jednak, który musiał rozwiązać jeśli zamierzał w miarę bezpiecznie zwiedzać dom. Musiało to jednak poczekać jeszcze chwilę, nie chciał tego zaklęcia badać bliżej nie wiedząc co może się czaić w ciemnościach. Przypuszczał, że pułapka przy drzwiach to mógł być ledwie początek. Smagał latarką bliższe i dalsze kąty, starając się obejrzeć jak najwięcej. Chcąc nie chcąc zalała go fala wspomnień z dzieciństwa, którą jednak zdusił w zarodku. Nie był to najlepszy czas by tracić koncentrację. Sięgnął swa wolą do pierścienia na palcu. Wyostrzył zmysły i skoncentrował tak silnie, że prawie czuł jak pierścień ożywa i w niekończącym tańcu wije się wokół jego palca. Sięgnął wolą poprzez mrok starając się wyczuć potencjalne niebezpieczeństwa.
Pomysł był niezgorszy. Z taktycznego punktu widzenia zdawał się jednym z bardziej logicznych posunięć. Tex wysłał sygnał w próżnię. Kiedy mentalna sonda powróciła, dostarczyła ze sobą trochę użytecznych informacji. Magus nie odnotował żadnych umysłów przekraczających swą jaźnią dzikie zwierzę. Krążące wokół rozumki były małe, nieporadne i zapewne futrzaste. Gryzonie o łysych ogonkach najpewniej czaiły się w ściennych wnękach... ale podziemie zawierało także bardziej “towarzyskie” bestie. Coś puknęło Teksańczyka w lewą nogawkę, zaraz na wysokości kostki. Twardość i przedmiotu z początku przywiodła mu na myśl wykręconą gałąź. Ale dopiero kiedy “gałęzi” zachciało się złapać go za nogę, czarodziej zrozumiał, że znajduje się w poważnych opałach. Odsunął się w samą porę by zobaczyć sine palce i pokryte bielmem ślepia, osadzone w wizerunku, którego nie pokochałaby nawet matka. Tkwiący pod schodami truposz kłapnął na niego niepokojąco zaostrzonymi zębiskami, machając zesztywniałą ręką jak parą grabi. Na domiar złego, usłyszał także szurające dźwięki po swojej lewej i prawej stronie. Otrząsając się ze wstępnego zaskoczenia i przełykając ślinę stwierdził, że wołał raczej intruzów w postaci rozwydrzonych nastolatków.


Mimo, że zaklęcie, które rzucił powinno go uspokoić czarodziej nie opuszczał gardy. Wszak istniały sposoby by ukryć przed nim swa obecność. Schodził dalej starając się badać otoczenie. Mimo, ze był czujny przegapił niebezpieczeństwo, a wręcz sam na nie nadepnął. Nikt pewnie nie chciałby by coś próbowało go złapać za kostkę gdy schodził do ciemnej piwnicy. Koszmar prawie jak z horroru. Tex nie przepadał za tym gatunkiem filmowym bo w życiu spotykały go często straszniejsze rzeczy. Odskoczył przed atakującym machnąwszy jednocześnie nisko mieczem. Gdyby przeciwnik przypuścił drugi atak pewnie Tex by go chlasnął. Przeciwnik jednak okazał się wolniejszym niż paranoja maga. Szybki rzut oka w oświetlone latarka oblicze paskudztwa sprawił, że Teksańczyk pożałował, że to oświetlił. Skrzywił się i wymamrotał przekleństwo słysząc szuranie próbujących go oflankować stworów.

- Pieprzeni Nekromanci. Czemu akurat oni. Niech ich wszystkich cholera weźmie. - Rzucił pod nosem. Osobiście cenił sobie każdy rodzaj magii i miał w planach prędzej czy później zgłębić wszystkie jej Arkana. Wszystkie oprócz Śmierci. Nie wiedział dla czego, ale czuł jakiś osobisty uraz do używania czegoś tak czystego i świetlistego jak magia do babrania się w zwłokach. Do tego jakiś Nekromanta robił to wszystko w jego domu. Tex poczuł jak ogarnia go gniew. Gniew, który sprawił, że miał ochotę wysprzątać wszelkie zło z całej posesji. Wysprzątać je świętym ogniem raz i na zawsze. Pomyślał na tym jedynie przez chwilę, a już tkał zaklęcie, które miało mu w tym pomóc. Czuł ciepło od medalionu pulsującego na piersiach pod koszulą. Czuł moc, ciepło i światło, które wypełniało każda jego komórkę świętym ogniem. Zogniskowanie i wypuszczenie tego ognia na wroga było jedynie kwestią kilku słów.
Przeszedł od ogółu do szczegółu. Mógł wypatrzyć delikatny powiew mistycznej zgnilizny reanimującej truposza rzucającego się za kawałkami drewna. Sądził, że pozostałe chodzące zwłoki posiadały podobne, ale był jeszcze zbyt daleko żeby stwierdzić to ze stuprocentową pewnością. Oczywiście wolałby wpierw ich dostrzec, a nie poczuć jak ich zęby toną w jego barku. Choć w magicznym światku stan wałęsającego się trupa nie był przenoszony w sposób jaki założył sobie Romero, to osoby sprowadzone do stanu wygłodniałego zwierza indywidua mogły skutecznie uśmiercić człowieka i bez tego. Tex oddalił się od rozwścieczonej paskudy, ustawiając się plecami do jednej z podtrzymujących parter belek. Teraz sam nakierował wewnętrzną stronę dłoni na wprost na zamglone ślepia, z zamiarem usmażenia ich w oczodołach przy pomocy pierwotnej energii. Przeanalizował wszystkie elementy rzucanego zaklęcia wymawiając tajemne sylaby i... nic się nie stało. Głowa trupa nie rozleciała się na dwoje, jak oczekiwał, wyładowania tylko nieśmiało zatańczyły między jego kciukiem i palcem wskazującym. Wyraźnie urażony tym niecnym występkiem, trup zaczął mędrkować jak obejść przeszkadzającą mu zaporę. Ubiegł go jednak inny, który sycząc zaatakował od boku i targnął się dłonią o pożółkłych paznokciach. Koślawy cios ledwie sięgnął swojej ofiary, nieumarły miał jednak sporo siły, która wystarczyła mu żeby strącić z głowy maga czarny kapelusz i powołać głęboką bruzdę przy prawej skroni, która mogła zaowocować zakażeniem. Zakładając, że Teksańczyk w ogóle przeżyje tą zgniłą potańcówkę.


Syknął z bólu odsuwając się jednocześnie w druga stronę. Cóż, zdaje się, że obrona piwnicy była jednak zbyt silna jak na jego siły. Postanowił przebić się na schody o ile uda mu się wyrąbać do nich drogę. Nie wiedział jakimi zmysłami posługują się truposze postanowił jednak zaufać odruchom. Zgrawszy płynnie ruchy obu dłoni zaświecił w oczy latarka umarlakowi, który stał mu na drodze jednocześnie wyprowadzając cios mieczem. Tex nie mógł oszacować, czy trup był zdziwiony takim obrotem wydarzeń, jego twarz została bowiem permanentnie skonfundowana przez rigor mortis. Inicjatywa świetlna okazała się jednak trafna. Zgniłek skupił swoją uwagę na irytującym blasku, nieświadom ostrza, które nadleciało z drugiej strony, tnąc skórę, łamiąc to co zostało jeszcze z jego lewego obojczyka i wnikając głębiej, w podszyte rozkładem tkanki. Ze zgrzytliwym pogłosem zahaczyło także o mostek. Wraz z zadaniem obrażeń jego powłoce, magia utrzymująca truposza na chodzie także widocznie osłabła. On bynajmniej nie był zaniepokojony takim obrotem wydarzeń, chciał chyba nawet się zrewanżować, na szczęście Texa już dawno nie było w zaatakowanym miejscu. Zamiast niego śmiertelnie ranił pralkę, roztaczając wkoło dudniące echo i wyłamując sobie dodatkowo kilka palców. Teraz życie utrudniał magowi tylko “potwór z pod schodów”, przez którego obronę również musiał się jakoś przebić. Kątem oka zauważył dwójkę innych milusińskich, którzy także postanowili się przedstawić. Cztery zombie mieszkające w jego cholernej piwnicy.
Sytuacja nie wyglądała ciekawie lecz Tex nie tracił nadziei. Jego ciało pokrywała spora ilość blizn, a jemu udało się wynieść skórę z różnych opałów. Miedzy innymi dla tego, że nie wpadał w panikę. Szczerze mówiąc miał ochotę podwójnie skopać dupę gościowi, który rozsiał to plugastwo po jego piwnicy. By jednak tego dokonać musiał wyrwać się z opresji. Klnąc siebie za głupotę, która sprawiła, że zlazł tu zamiast najpierw wrzucić kilka granatów sieknął w łapska “gościa spod schodów”, a potem skoczył do przodu starając się przeskoczyć pułapkę. Udało mu się! Chociaż niezbyt widowiskowo. Odcięcie stworowi kilku palców utrudniło złapanie uciekiniera, choć teraz jedną z nogawek Teksańczyka pokrywała czarna, śmierdząca jucha. Mimo tego mało ambitnego zamachu na jego zmysł estetyczny (i życie), zdołał wydostać się z piwnicy i zatrzasnąć za sobą drzwi. Nie miał ich jednak jak zamknąć na dobre, w końcu kłódka leżała na ziemi w kilku pordzewiałych kawałkach. A mimo, że głupie jak but, truposze poradzą sobie prędzej czy później z obsługą klamki. No chyba, że rozjuszone pojawieniem się gościa wyważą drzwi wcześniej...
Wycofał się do kuchni i tylnego wyjścia z domu obserwując korytarz i nasłuchując. Zastanawiał się czy truposze będą na tyle głupie by wyleźć za nim na powierzchnie. Nie miał by nic przeciw temu bo tutaj miał większe szansę. Był szybszy, bardziej zwinny i mógł wykorzystać wiele sztuczek przeciw nim. Poza tym było jasno, jak to w dzień co pewnie tez działało by na jego korzyść. Ostatecznie mógł je wyciągnąć na dwór, o ile tylko mogły opuścić obszar działania zaklęcia. Jeśli nie to nawet lepiej, wystrzelałby je z daleka. Wszystkie te myśli przemknęły mu przez głowę gdy nasłuchiwał uważnie. Na razie było spokojnie więc postanowił wykorzystać chwile by przemyć ranę. Nie zabrało mu to wiele czasu i już po chwili wrócił do punktu wyjścia. Jedno było pewne, musiał coś z tym fantem zrobić.
 

Ostatnio edytowane przez malkawiasz : 27-08-2013 o 09:14.
malkawiasz jest offline