Mag ział ogniem - i dosłownie, i w przenośni.
To było coś, czego się Gotfryd w gruncie rzeczy spodziewał, a powiedzieć "A nie mówiłem" nie mógł tylko dlatego, że - nie da się ukryć - nie powiedział ani słowa, chociaż powinien był opieprzyć geniusza, co wymyślił łamanie zakazu i chęć podpatrzenia, kogo też mag chce przyjmować we własnych progach. Przez durnego medyka mogli ot, tak sobie stracić dobrą skądinąd pracę, tudzież dach nad głową i wikt.
Nie ma to jak ciekawość... Dobrze chociaż, że się pokajać. Co w najmniejszym stopniu nie ułagodziło Frugla.
***
Ciekawą informacją przyniesioną przez Oppela było to, że baba wielka jak ork po pierwsze istniała, a po drugie - od czasu do czasu przebywała w Trzech Brodach. A to stwarzało szansę spotkania niewiasty, która pałała niechęcią w stosunku do członków drużyny.
Nie pierwsza i nie ostatnia, prawdę mówiąc.
***
Skoro mag ich wyrzucił, przynajmniej na kilka wieczornych godzin, to jakoś trzeba było zabić czas. Na przykład zbierając informacje o Sztylecie i ewentualnych osobach, które mogłyby się owym artefaktem interesować.
Problemem było to, że nie bardzo było wiadomo, na kogo można było liczyć, a ewentualni sprzymierzeńcy wcale nie musieli nimi być. Nikt nie miał na czole wypisane “Jestem kultystą”. Tylko oni byli naznaczeni przez Ulryka.
Czy zatem słowa zadzierającej nosa i polewającej się perfumami baronowej, która rzucała oskarżenia na innych, można było traktować całkiem serio? A może kierowała nią zwykła ludzka zawiść? Albo celowo wprowadzała ich w błąd? Sigmar jeden wiedział.
- Nadęta jak balonik - skomentował słowa Oppela. - Ciekawe, czy faktycznie miała jakieś sukcesy. I czy rzeczywiście warto się zainteresować tamtą trójką.
Obaw Oppela przed wizytą w świątyni Sigmara nie podzielał, w najmniejszym nawet stopniu. Jedyne, co im groziło to to, że nie otrzymają żadnych informacji, a zacni kapłani wywalą ich na zbity pysk.
- No to prowadź, Dieterze - powiedział tuż przed wejściem do świątyni. |