Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2013, 14:57   #61
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Dotarli w wyznaczone miejsce przed czasem dzięki wcześniejszemu rekonesansowi, gdy szykowali opał do niewielkich ognisk. Detlef pociągnął nosem, wietrząc zbliżającą się burzę. Po chwili sypnął śnieg. Krasnolud sięgnął do plecaka, wyjmując zeń zrolowany wełniany płaszcz zabrany przezornie przed opuszczeniem twierdzy. Ciepły, obszerny płaszcz założył pod swój sfatygowany i nieco dziurawy płaszcz podróżny, by nie zamókł od razu.

Nie lubił zimy, bo piwo marzło w bukłaku. Ciekawe, że gąsiorek okowity nie marznie, a piwo tak. Musi być coś z mocą trunku na rzeczy...

Z rozmyślań wyrwały go rozbłyski w położonym niżej obozie ogrów. To musiał być znak! Hargin też dostrzegł sygnał i ruszył w prawo, gdzie kilkadziesiąt metrów dalej czekał jeden z przygotowanych stosów gałęzi. Detlef zrobił to samo tyle, że w przeciwnym kierunku.

Po drodze zastanawiał się nad sposobem rozpalenia ognia w czasie zamieci śnieżnej, ale nim dotarł na miejsce znalazł rozwiązanie. Odrobina oleju z lampy nadała się znakomicie do rozpalenia niewielkiego stosu drewna. Chronione jedynie cienką skórą rękawic zgrabiałe z zimna palce utrudniały krzesanie, jednak po chwili stos zapłonął jasnym, żywym ogniem.
- Dobra, jeszcze trzy... - mruknął, dłonią zgarniając płatki śniegu z brody i wąsów.

* * *

Dołączył do Hargina w uzgodnionym miejscu i nie mitrężąc czasu ruszyli na miejsce spotkania z resztą oddziału. Ogry może i słabują na umyśle, ale nogi mają trzy razy dłuższe od krasnoludzkich i będą tutaj szybciej, niż by chcieli. Zakutani w płaszcze, z twarzami skrytymi w kapturach brnęli przez śnieżycę, mimo wiatru nasłuchując reszty... lub wroga.

Podniesiona brew odzwierciedlała zaskoczenie Detlefa kiedy okazało się, że miejsce spotkania jest puste. Wokół nie było śladów walki, więc ogry nie dopadły tutaj czekających na dwójkę dywersantów krasnoludów. Znaczyło to, że stąd odeszli. Nie czekając na nich...
- Hmmpff... - sapnięcie, które wydobyło się przez bulwiasty nochal Detlefa świadczyło o jego wzburzeniu.

Szybko uzgodnili, że podejdą bliżej obozowiska i sprawdzą, czy aby towarzysze nie zostali pobici lub pojmani. Bo w wygolonej głowie Detlefa nie było możliwości, żeby odejść stąd bez któregoś kuzyna w potrzebie. Nie znał się na tych wszystkich uczonych językach, ale karząca ręka ojca za młodu wpoiła mu żelazne zasady. Semper Fidelis - zawsze wierni...

Okazało się, że obóz wyglądał jak splądrowany. Zniszczenia były znaczne, a spora część niemal trzymetrowych bestii była poraniona. Dobrze, że chociaż ta część planu została wykonana. Ogry kręciły się wokół, co chwila wysyłając poza obóz kilkuosobowe patrole najpewniej w celu wytropienia sabotażystów. Mimo podzielenia na mniejsze grupki wciąż było ich dość, by stanowić potężną siłę z którą nie mogli się mierzyć. Nigdzie za to nie dostrzegł śladu po krasnoludach. Dał znak Harginowi, że czas stąd odejść.

Wrócili na miejsce planowanego spotkania i skierowali dalej po coraz mniej widocznych śladach. Detlef nie miał pewności, że to właściwy kierunek, ale nie mieli innego punktu zaczepienia. Alternatywą pozostawała dwuosobowa podróż przez góry, której kierunek mogli ustalić na podstawie zdobytej przez Detlefa mapy okolic twierdzy. Taka przeprawa była wykonalna, chociaż dość niebezpieczna.

Po jakimś czasie natknęli się na zwłoki ogrów. Po wcześniej zauważonych śladach krwi można było stwierdzić, że przynajmniej jeden mógł ucierpieć w ataku na obóz. Chyba, że była to krew krasnoluda... Ktoś te ogry zabił i wszystko wskazywało na to, że byli to kuzyni. Dalsze tropy doprowadziły ich do niewielkiej jaskini, gdzie znaleźli rannego Glandira i ledwo żywego Thorina. Sierżant najwyraźniej próbował udzielić ciężej rannemu pomocy.

- Ostaw. Ja to zrobię. - Powiedział, oceniając stan obu rannych.
- Bacz, czy się nie zbliżają. Muszę ich połatać trochę. - Polecił Harginowi i sam zbliżył się do Thorina, który wyglądał o wiele gorzej od Glandira.

O ile będzie to możliwe spróbuje opatrzyć rozległe rany kronikarza, a później sierżanta. Bił się z myślami, czy użyć jednej z tych mikstur znalezionych przy przywódcy najmitów. Nie wiedział jednak jakie jest ich działanie, dlatego skorzysta z nich tylko w sytuacji, gdyby Thorin umierał. Wtedy albo zadziała, albo przyśpieszy nieuniknione...

- Dokąd dalej? Gdzie reszta? - zakładając opatrunki spytał siedzącego obok sierżanta.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 25-08-2013 o 15:05.
Gob1in jest offline