Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2013, 12:36   #101
Cybvep
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Felix patrzył przez chwilę na Blue pustym wzrokiem. Kobieta wspomniała o Namurze, ale pierwsze, trochę paniczne myśli najemnika koncentrowały się wokół innej osoby. Następnie jednak wszystko zaczęło mu się w głowie układać. Co nie znaczy, że wnioski były wiele przyjemniejsze.
- Powinienem się był domyślić, że wszystkie hakerki są takie same. - Twarz Foxa zmieniła wyraz. Wypowiadał słowa bardzo oschle, ale uważny słuchacz mógł zauważyć skrywane pod tym płaszczykiem lekkie zaniepokojenie. – Zawsze pchają się ze swoimi wirtualnymi czterema literami tam, gdzie ich nie chcą, nieważne, czy wróg, czy sojusznik. - Raver pokiwał głową i wykonał dziwny ruch ręką, zupełnie jakby sam próbował odpędzić się od tego tematu.
- Ale dobrze, że przyszłaś. Namierzaj, tylko bez szarż, bo jeszcze musimy tutaj chwilę pobyć i nie chcę, by ktoś mógł nas przez ten czas łatwo wyśledzić ze względu na jakąś prywatę. Innym na razie ani słowa, sam im przekażę, co i jak, gdy będzie trzeba.

Nie odwróciła wzroku. Przeciwnie, jej oblicze nagle stało się twardsze i gniewne niemal.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że Ty byś tego nie zrobił. Wyrwany z cywilizowanego świata i wrzucony w ten syf tutaj - syknęła. – Spójrz mi w oczy i powiedz, że siedziałbyś grzecznie czekając na to, co zgotuje Ci los. Nie oceniaj mnie, bo... - Zamilkła nagle, również kręcąc głową, po czym odsunęła się kilka centymetrów dalej i odwróciła do okna.
- Zresztą nie tylko ja to zrobiłam.

Milczenie, które po tym zapadło, stosunkowo szybko zostało przerwane przez najemnika.
- Jeanne? Najpierw próbowała zabrać mi broń, a potem zaczęła pstrykać reszcie fotki jak jakaś nastolatka. Heh, mogła i naruszać naszą prywatność w inny sposób - szczerze, to niewiele było rzeczy, o które bym jej wtedy nie podejrzewał. - Raver zrobił krótką pauzę.
- Mamy Was chronić. Gdybyśmy mieli inne zamiary, cóż, było już mnóstwo okazji, by zdarzył się jakiś nieszczęśliwy "wypadek". A jednak stoisz przede mną, a Jeanne smacznie śpi u góry... chyba.
Dalej swojego wywodu już nie kontynuował, a odpowiedziała mu jedynie cisza. Myślami znowu powrócił do grupy Namury. Szczerze wątpił, by sam Namura nagle pojawił się w Somalii, bo rzadko działał w ten sposób. Możliwe, że wysłał swoich ludzi w interesach, w ramach poszerzania działalności. Somalia mogła mieć pod tym względem spory potencjał - zapewne nie brakowało tu zabłąkanych dzieciaków, które nie miały okazji rozwinąć swych talentów. Być może żadnego problemu zatem nie ma. Szkoda tylko, że brzmiało to jak marna próba pocieszenia się. Przeczucie podpowiadało bowiem Raverowi, że może chodzić o ludzi próbujących wrobić jego kumpli... albo jeszcze gorzej – o zakres działalności, o którym nikt nie raczył go poinformować. I o którym niebawem się dowie.

Przez kilka dłuższych chwil wydawało się, że Blue nic nie robi, ale z drugiej strony zdawała się również nie dostrzegać otoczenia. Odezwała się nagle, równie cicho co poprzednio.
- Komunikacja przebiega mniej więcej do strefy rządowych, może dalej. Nie potrafię zlokalizować. Ale jeśli to Twoi znajomi, to są nieostrożni. Potrafię określić obszar, z którego się komunikują. Gdzieś tu niedaleko.
Jej holofon rozświetlił się, pokazując fragment satelitarnej mapy. Wskazała na punkt.
- Tu jesteśmy my - przesunęła palec o jakieś dwieście metrów i zaznaczyła okrąg o średnicy pięćdziesięciu metrów. –A gdzieś tu ten, który nadaje. Część komunikatów przechwyciłam, ale nie rozszyfruję ich w krótkim czasie. Jeśli w ogóle.
Fox słuchał jej w skupieniu, nie przerywając. Tak naprawdę wiedział już, co będzie musiał zrobić.
- Idę tam. Muszę iść. Zaznacz tylko te kręgi na mapie w jednym ze zdobycznych holofonów. Obudzę Wiga, musi mnie zmienić. Ty skup się na tym, co robisz dla Kane'a i Shade. - Miał już skończyć, ale zreflektował się i po chwili dodał jeszcze "proszę". Szczerze.

Następnie poszedł na górę, starając się przy tym nie hałasować zbytnio. Nie chciał obudzić Jeanne.
- Peter - mruknął Fox, kładąc rękę na ramieniu Wiga. Ten był oczywiście czujny. – Lecę coś sprawdzić na zewnątrz, dostałem cynk od Blue. Zmień mnie. Będziemy w kontakcie. Co do tego ostatniego nie był wcale taki pewien, ale przecież nie przyzna się tak po prostu, że w środku nocy idzie załatwić coś, co niekoniecznie musi być związane z misją.
W odpowiedzi Peter tylko skinął głową, ale wyraz jego twarzy stał się wręcz podejrzliwy.
- Nie rób nic głupiego, młody.

Felix znowu zszedł na dół. Okazało się, że Blue nawet nie musiała przenosić namiarów na mapę innego holofonu. Miejsce było bardzo blisko, łatwe do zapamiętania, a jej namiary i tak były orientacyjne.

Niedługo był już na zewnątrz. Jego oczy dostosowywały się do ciemności. Szybciej, niż naturalne. Zaraz włączyła się kontrola kontrastu, potem korekta ostrości... "Snajper z parą naturalnych oczu jest jak ślepiec". Zabawne, to Namura mu to po raz pierwszy powiedział. Fox rozejrzał się, upewnił, że dobrze wybrał kierunek i zrobił pierwszy krok. Potem kolejny, i kolejny. Pierwszy odcinek potruchtał, następnie zwolnił i zaczął poruszać się ostrożniej, choć w głowie ciągle pobrzmiewały mu jego kroki, plącząc się gdzieś między różnymi myślami. Tup, tup, tup. Zabawne, że w ten sposób były znacznie głośniejsze niż w rzeczywistości. Tup, tup, tup. W gruncie rzeczy nie wiedział jeszcze, czego oczekiwać. Tup, tup, tup. Złe przeczucie ciągle go jednak nie opuszczało. Tup, tup, tup...

Ulice były ciche i mroczne. Zauważył tylko jedną przemykającą się postać, jej cień szybko zniknął w następnej przecznicy. Po przejściu mniej więcej stu pięćdziesięciu metrów zorientował się, że okolica zmieniła się nieco. Przerwy między budynkami stały się większe, pojawiały się także takie wolnostojące, niższe i otoczone płotem. Gdzieś dalej rozwijało się to w skupisko ustawionych blisko siebie bud, w których mieszkała najbiedniejsza część społeczeństwa. Przyjrzał się mapie. Cel miał tuż przed sobą. W zasięgu były dwa dwupiętrowe budynki z płaskimi dachami, pokryte białym tynkiem i stykające się ze sobą. I być może jeden mniejszy, wolnostojący, niewielki dom nieco za nimi. Zbliżał się do dużego budynku, patrząc przy tym w okna. Były zasłonięte, dość jawnie dając do zrozumienia, że budynki mają swoich lokatorów. Nikt jednak przez nie nie wyglądał.

Przecież Jane tutaj nie ma - przemknęło mu nagle przez myśl. Nie dałaby się tak łatwo namierzyć. Nie byłaby tak nieostrożna. Po takiej konstatacji, nieco już uspokojony, choć wciąż niepewny, obszedł budynek z boku, by sprawdzić, czy nie stoi pod którymś jakiś wóz. Jeżeli to przyjezdni, to mogłaby być jakaś podpowiedź odnośnie tego, który z budynków lepiej sprawdzić najpierw. Fox cały czas też nasłuchiwał, choć wątpił, by nadający byli tak głupi, by gadać przy otwartym oknie. Byli, był albo była. Tego też nie wiedział. W zasadzie to szedł w ciemno.

Samochodów nie było, za to przy jednym z okien usłyszał wyraźny odgłos chrapania. Musiałby wejść na klatkę, by móc dokładniej określić co jest w środku. Najemnicy czy tubylcy? Przy tak dużym budynku, który nie tłumił dźwięków, oraz chrapiących lokatorach, ci pierwsi wydawali się mniej prawdopodobni. Fox postanowił zatem zacząć od niewielkiego domku, przy którym będzie najmniej roboty. Ruszył naokoło, omijając piętrowe budynki i wyglądając zza rogu. Ten mniejszy dom otoczony był niewielkim płotem, a co ważniejsze - również sporą ilością zarośli, choć pozbawionych zieleni. Bystre oczy najemnika szybko wyłapały, że ktoś się kręcił w środku, gdzie zapalono światła, ale okna były lekko nieszczelnie zasłonięte i nieco światła przenikało na zewnątrz. Ktokolwiek tu był, najwyraźniej nie przejmował się tutejszymi lub krył się bardzo nieudolnie. Tym lepiej. Felix nie zamierzał jeszcze zdradzać swojej obecności i zakradał się pod kątem do okien, starając się, by zarośla go zasłaniały, gdyby któryś z lokatorów zechciał nagle zaczerpnąć nocnego, somalijskiego powietrza. Zresztą, musiał jeszcze zbadać jedną kwestię, zanim przeskoczy przez płotek. Ktoś mógł przecież stać na czatach.

Było coraz lepiej. Najwyraźniej czatownicy ostro się nudzili i postanowili znaleźć sobie przyjemniejsze zajęcie. Gdzieś od strony tylnej części budynku, całkiem blisko pozycji Foxa, choć krzaki uniemożliwiały przyjrzenie się, dobiegły jego uszu ciche kobiece pojękiwania i rytmiczne odgłosy ciała uderzającego w ciało. Jak tak dalej pójdzie, węszenie tutaj to będzie łatwizna.

Raver przeszedł naokoło płotu, spłaszczył się w miejscu, gdzie zarośla nie rosły zbyt gęsto, i znowu przykucnął. Stąd powinien ich widzieć dość dobrze. Jego spojrzenie przebiło ciemność, sylwetki stały się już bardzo wyraźne. Kobieta była odwrócona mniej więcej w jego kierunku. Odnalazł jej twarz i... zamarł. Lecz tylko na chwilę. Zrobił jeszcze kilka kroków, by zaraz znaleźć się za następną kępką zarośli. Tu już nie było żadnej mowy o pomyłce, chyba że miał zwidy. Wstał, odchrząknął...
- Przeszkadzam? - Minę miał poważną. Nieprzeniknioną wręcz. W rękach trzymał karabin, oczywiście opuszczony. Nawet gdyby jej "kompan" się zląkł i próbował zrobić coś głupiego, z racji na okoliczności Felix miałby wystarczającą ilość czasu na reakcję. – Cóż za spotkanie…
- Szlag! - Jane zaklęła, jej ruchy jak zwykle były błyskawiczne. Już sekundę później celowała do niego z pistoletu, drugą ręką podciągając spodnie. Tylko tyle miała do ubrania się. Facet z tyłu również, ale on z zaskoczenia aż się przewrócił.
- Ubierzcie się... Pogadamy. – Fox nie podniósł broni. W zasadzie to w ogóle nie ruszył się z miejsca. Za to nieustannie, trochę wręcz bezczelnie, obserwował ich obu.
- Czego chcesz?! I kim do cholery jesteś!– syknął gość mocujący się ze spodniami. Zły ruch, doświadczony najemnik raczej powinien mieć w dłoniach broń, niż... niż wiadomo co. Nie widzieli Ravera w mroku, przez chwilę. A później Jane dostrzegła twarz, a może tylko jej cień, ale to starczyło.
- Felix? - Nie wyglądała na szczególnie zawstydzoną. Zaskoczoną, owszem. Opuściła broń, ale nie całkiem. Nietypowość sytuacji musiała obudzić w niej podejrzliwość.
- Jak zwykle szybka analiza sytuacji - Fox rzucił gorzko. – Szkoda, że cała reszta jest do dupy. Mógłby Was tu podejść cały oddział, a Wy, no cóż... - Najemnik najwyraźniej uznał, że widok typka poprawiającego spodnie w podskokach jest wystarczającym dopełnieniem komentarza.

Po niepokoju, który towarzyszył mu w drodze, nie pozostało już nic. Teraz w zasadzie sam nie wiedział, co czuł. O dziwo, wcale nie kipiał ze złości, chociaż nieznajomy wkurwiał go już od pierwszych chwil. Gdzieś w tyle głowy wiedział przecież, że Jane sobie folguje na boku, w końcu bywały okresy, gdy nie widywali się przez parę miesięcy. Byłby cholernym hipokrytą, gdyby stwierdził, że sam zawsze jest wzorem wierności. Nigdy jej jednak nie nakrył i tak było zdecydowanie, zdecydowanie lepiej. I to jeszcze na środku jakiegoś zadupia z kimś, kto wyglądał na patafiana...

- Skrajna niekompetencja. Po Tobie, Jane, to bym się tego nie spodziewał. Przynajmniej sygnały mogłaś lepiej zabezpieczyć przed wykryciem. Tylko nie mów, że takie standardy teraz panują u Namury. - Zmrużył oczy, ciągle przyglądając się obu postaciom. Jane nie zmieniła się za bardzo - to była ta sama kobieta, z tą samą, jasną cerą, nieco trójkątną twarzą i dość niecodzienną parą przenikliwych, jasnozielonych oczu. Nigdy nie udało mu się od niej dowiedzieć, czy były naturalne, ale z jakiegoś powodu ta niewiedza powodowała, że jeszcze bardziej mu się podobały. Włosy nadal miała ciemne jak noc i gdyby nie jego nadnaturalny wzrok, zapewne musiałby podejść znacznie bliżej by stwierdzić, że od czasu ich ostatniego spotkania skróciła je tak gdzieś o połowę. Teraz nie opadały już swobodnie na twarz i ramiona, jak zazwyczaj gdy… Końcówki były za to postrzępione, nowa fryzura dodawała jej drapieżności. Make-up chyba, a nawet na pewno słabszy niż zwykle, no ale są w pieprzonej Somalii. Natomiast ten typek... Felix nie miał zielonego pojęcia, kim był - ewidentnie pierwszy raz widział go na oczy. Złapał się na tym, że wpatruje się w gościa dłużej i jakby bardziej intensywnie niż w Jane. Nie uszło jego uwadze, że wciąż gustowała w młodszych. Facet miał może ze dwadzieścia lat.
- Nie przedstawisz nas? Nowy nabytek? - Fox nie zmienił wyrazu twarzy, ale te słowa wypowiedział z pewną pogardą.
- Nie bądź wredny, Lisie - poprawiła już całkowicie spodnie i zdołała się nawet uśmiechnąć kącikiem ust, choć bez wesołości. – Mieliśmy kilka ciężkich dni, dałam nam tę noc na odetchnięcie. Tutejsi się nami nie interesują. Tylko ktoś naprawdę nami zainteresowany mógłby przechwycić i odszyfrować część lub całość wymienianych komunikatów. Nie wiedziałam, że stałeś się po drodze taki dociekliwy, że filtrujesz całe miasto.
Odbiła pałeczkę, gdy tymczasem towarzyszący jej facet wstał już, doprowadzając się do porządku. Był wysoki, o wyrazistej szczęce i nieźle zbudowany. Felix starał się sprawiać wrażenie całkowicie spokojnego, ale prawie się zagotował w środku, gdy następnie ten patafian wyciągnął swoją łapę do Jane. Na całe swoje pierdolone szczęście, ten moment trwał tylko chwilę i kobieta była na tyle przytomna, by uniknąć niepotrzebnych scen. Ciekawe, jaka byłaby jej reakcja, gdyby Fox spróbował zatłuc gościa kolbą. Po jego spojrzeniu najemnik odgadł, że niechęć jest jak najbardziej odwzajemniona. Jane odezwała się znowu.
- To Taylor. Nowy. Taylor, to Fox. - przedstawiła ich. – Jestem tu z nimi na szkoleniu. Nasza grupa i druga, z drugiej strony miasta. Wracaj do środka.
To ostatnie powiedziała do młodego tonem rozkazu. Nie spodobało mu się to, ale poszedł tam, zostawiając ich samych. Jane uniosła palec.
- Ani słowa. Też bym chciała, by wiele rzeczy było innych.

Przez moment Raver miał ochotę spytać się, czy z innymi też tak sobie odpoczywa, ale po jej uwadze wstrzymał się. Miał wrażenie, że przychodząc tu, popełnił straszliwy błąd i lepiej byłoby, gdyby nic z tego nie zobaczył. Sprawy personalne nigdy nie pomagały misji. Niespodziewanie, to jednak właśnie profesjonalna żyłka odezwała się dość silnie.
- Aha. To środek strefy niczyjej. Chcesz mi powiedzieć, że nikt, nawet Arabowie, Was tu nie nęka? Wszyscy Was totalnie ignorują?
Wydawało się to dziwnie, ale być może kryjówka na tym rozdrożu nie była taka zła. Co prawda zmierzali do strefy rządowej, ale gdyby coś poszło nie tak, zawsze warto mieć w zapasie jakąś opcję, a stąd nie było zbyt daleko ani do rządowych, ani do Arabów. W dodatku Jane i patafian wyróżniali się co najmniej tak bardzo jak Fox i reszta. Tych z domku nie widział, ale stawiał na to, że z nimi było podobnie. W typowy dla siebie sposób, to jest - nie dając nawet szansy na odpowiedź, Felix wypluł z siebie kolejne pytania:
- I jak tu przybyliście? Jak poruszacie się po okolicy? Nie zauważyłem wozów, a miasto jest spore i za dnia leje się z nieba żar.
Gdyby jeszcze vana dało się tu ukryć...
- Daj spokój Felix. Wiesz, że niewiele mogę powiedzieć. To szkolenie, ale mamy tu też prawdziwą robotą przy okazji. - Pokręciła głową, opierając się o ścianę budynku, ale nie chcąc chyba jeszcze wchodzić tam do środka. Może w ogóle nie chcąc w chwili, gdy był tu Fox.
Ciężko kogoś nękać, gdy się o nim nie wie, powinieneś o tym wiedzieć. Dużo się tu białych kręci ostatnio - uniosła brew, znów patrząc mu w oczy. – A poruszamy się pieszo. Trening to trening. Nie bądź zbyt dociekliwy. Ja też jestem ciekawa, ale milczę.
Uśmiechnęła się lekko, co mogło wskazywać, że trochę się z nim drażniła. W tym pozytywnym sensie tego słowa, prawie jak opiekunka po raz kolejny "grożąca" chłopcu, że tym razem nie będzie go kryć przed "Ptasznikiem" (niech tę kurwę piekło pochłonie). Raverowi to jednak nie odpowiadało. Nie teraz.

Podszedł bliżej, płotek i zarośla pozostawiając za sobą. Teraz stał jakieś dwa metry od niej.
- Prawdziwą robotę - powtórzył za nią, patrząc prosto w oczy, jak to robił zazwyczaj. - W Somalii. Z pa-- z żółtodziobami. - Gdy skończył, przez chwilę dalej nie mówił nic. Jeżeli go w ten sposób prowokowała, to jej się udawało.
- Podejrzewałbym, że ten stary pierdziel wyśle Was tutaj po dzieciaki. Mnóstwo się tu kręci takich, którzy nie mają życia i mogliby się nadać. Nie ma infrastruktury, ale... Tak, tak, wiem. Dociekliwy jestem. - Ostatnie słowa Felix wypowiedział wręcz z irytacją, przedrzeźniając ją.
- Widzisz, takie spotkanie może tak na człowieka wpłynąć. A Ty ucinasz pytania niemalże z uśmiechem na ustach, jednocześnie rzucając zaczepkę za zaczepką. Wciągasz mnie w coś, czy tylko tak sobie umilasz czas? Chcesz wysłuchać monologu czy dwóch? Powiedz tylko, a zobaczę, co da się zrobić. A może chodzi po prostu o to, by zastąpić... Taylora na płocie? Przerwałem w złym momencie? - Teraz Raver również się uśmiechał, ale był to uśmiech naprawdę paskudny.

Spojrzenie kobiety stwardniało, gdy zmrużyła oczy, najwyraźniej uświadamiając sobie, że Fox nie chce wcale załagodzenia sytuacji.
- Nie masz prawa mnie oceniać, Lisie. Ani kontrolować mojego życia. Ani liczyć na moją spowiedź czy przeprosiny. Przeszliśmy razem wystarczająco dużo, wydawałoby się, że wiesz już jak wygląda nasze życie. Mogłeś się nie podkradać. Masz swoje zadanie. Po co więc przyszedłeś tutaj? Na co liczyłeś? Że spotkasz mnie i wpadniemy w swoje ramiona?
Jej ton stał się naprawdę gorzki, jakby coś się w niej złamało. Lub złamał to sam Felix. Ten zaś czuł, jak spojrzenie Jane niemalże wmurowuje go w ziemię.
- Dla mnie już za późno, by żyć inaczej. Naprawdę chcesz rozdrapać rany tak bardzo, by nie dało się ich już wyleczyć? Nie rób tego, proszę. Zostaw mi chociaż trochę idiotycznej nadziei. - Ostatnie słowa wypowiedziała znacznie miększym, cichszym głosem. Dotknęły czegoś siedzącego w nim naprawdę głęboko, tłumiącego upartość, złość, patafiana, dumę i wszystko inne. Stał tak przez chwilę, kompletnie nieruchomo, przeklinając w duchu swoją głupotę, znowu tego patafiana, potem na nowo głupotę, a nawet, w jakiś absurdalny sposób, Blue. Co robisz, idioto? W końcu naprawdę przeraził się jej milczeniem i nadludzkim wysiłkiem wycisnął z siebie jedyne słowa, które mu przyszły na myśl:
- Jest warta tych kilku chwil, które są inne.
Chciał ją jeszcze jakoś pocieszyć jakimś gestem, zbliżyć się choć na jedną chwilę, ale bał się jej reakcji, a broń, pancerz zaczęły uwierać niesamowicie. Złe miejsce, zły czas, złe okoliczności. Odwrócił głowę, patrząc prosto w somalijskie ciemności. Noc wydawała mu się wyjątkowo chłodna.
- I nie mogłem. Przecież wiesz.

Wreszcie, po czymś, co trwało chyba wieczność, podszedł bliżej i dotknął ręką jej łokcia.

Drgnęła, gdy poczuła jego dotyk, nie odsunęła się jednak. Zamiast tego jej spojrzenie przesunęło się gdzieś w bok. Felix ledwie dostrzegalnie westchnął z ulgą, choć wewnątrz reakcja była znacznie silniejsza - zupełnie jakby jakaś potężna, niewidzialna siła nagle odpuściła.
- Prócz szkolenia dostaliśmy zlecenie na znalezienie kilku porwanych białych kobiet. Nie jest takie ważne, by wysyłać samych weteranów. Mało kto wierzy, że one jeszcze żyją - powiedziała tonem tak neutralnym, na jaki było ją stać, zmieniając przy okazji temat. Gdy skończyła, był już spokojniejszy.

Pytanie, co dalej. Teraz, gdy wiedział, z kim i po co Jane tu jest, zostawienie jej nie przyjdzie tak łatwo, choć profesjonalizm wymagał od niego czego innego. Bezpośredniej prośbie uległby całkowicie. Rzadko był w stanie w takich wypadkach odmówić jej czegokolwiek. Nie chciał jednak znowu wywołać reakcji obronnej, a jeszcze o nic go nie prosiła.

Fox odezwał się dopiero po paru chwilach. Tym razem powściągnął swoją dociekliwość, nie atakował, nie wyrzucił z siebie kilku oczywistych pytań, pozostawiając jej tym samym większy zakres swobody.
- Zrobimy jak zechcesz. Powiedz słowo, daj jakiś sygnał, a rozejdziemy się w swoje strony i nie będziemy do tego wracać. Jeśli zaś... sama wiesz. - Nie skończył myśli, szukając znowu jej oczu. Ciągle stał blisko.

Jane wzrok nadal miała skierowany w przestrzeń, na którą patrzyła, nie patrząc tak naprawdę. Milcząc przez dłuższy moment, w końcu odpowiedziała cicho, lecz zdecydowanie.
- To nie jest dobry moment i dobre miejsce. I niezbyt fortunne okoliczności. Powinniśmy wrócić do swoich zadań, Fox. Skupić się, przeżyć i wrócić. I porozmawiać. Długo i szczerze. Ale nie teraz. Mogadiszu... pewnie już widziałeś co tu się dzieje. Dziś miałam szczęście ze swoją chwilą nieuwagi, dziękuję, że mi przypomniałeś, że nie ma tu miejsca na coś takiego - spojrzała nagle w jego oczy.
Nie wiem co tu robisz, nie wiem z kim. I niech tak zostanie, o ile nie potrzebujesz pomocy.
- Jak wolisz - odpowiedział pospiesznie.
Zbiła go nieco z tropu tym nietypowym, łagodnym tonem. Znał ją od kilkunastu lat, ale rzadko mówiła w ten sposób. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że źle zrozumiała jego intencje. Nie dostrzegał też nic z dawnego życia i nie wiedział, czy sam to wszystko spowodował, czy to po części jakiś uboczny efekt tej dziwnej sytuacji. W zasadzie to nie chciał tego wiedzieć. Był jednak dziwnie wdzięczny za to, że nie będzie musiał przekonywać jej do wzmożenia czujności. Jeżeli cokolwiek dobrego wynikło z tego spotkania, to chyba tylko to.

Swoją misją nie miał zamiaru zaprzątać jej myśli wcale. Skoro nic nie wiedziała, to lepiej, by tak zostało. I lepiej, by już niczego tu nie psuł. Spojrzał na nią ostatni raz, próbując się uśmiechnąć, po czym bez słowa zniknął za zasłoną ciemności.

W drodze powrotnej Fox był niemalże nieobecny i dopiero w ostatniej chwili zauważył, że zbliżał się do kryjówki. Ile czasu mu to wszystko zajęło? Tego nie był w stanie określić, nawet nie zerknął na holofon. Zatrzymał się i poinformował Petera o swoim powrocie:
- Wig, to ja. Nie odstrzel mi łba.

To by była dopiero komedia.

- Fałszywy alarm - zapewnił Wingfielda, wchodząc po drabinie na górę. – W zasadzie spokój, tubylcy w większości śpią. Nic ciekawego.
 

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 26-08-2013 o 19:38. Powód: lit.
Cybvep jest offline