Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2013, 02:24   #210
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po wszystkim rozejrzał się raz i drugi jakby szukał potwierdzenia, że rzeczywiście nic już nie zostało do zrobienia w najbardziej zasadniczej kwestii. Potem przysiadł ciężko na pobliskim głazie, miecz wbił obok w ziemię, na głowicy zawiesił hełm niby zwykłą czapkę na kiju. Niespiesznie ocierając twarz z bitewnego brudu patrzył, co dzieje się wokół: jak zwycięzcy dobijają niedobitki, znoszą w jedno miejsce swoich zabitych albo próbują łatać poranionych. Odwlekał chwilę, kiedy będzie musiał dokładnie obejrzeć swoje własne pamiątki po starciu. Na razie było mu całkiem nieźle. Wydostali się na zewnątrz. Poradzili sobie i z zielonym plugastwem, i tym grissenwaldzkim skurwielem. Nawet drapiące w gardle pragnienie udało się pokonać dzięki zacności jednego z brodaczy i zasobności jego bukłaka. Odklejanie portek od świeżutkich skrzepów albo mocowanie się z rozprutą kolczugą i kurtką tylko by wszystko zepsuło. Za jakiś czas na pewno będzie trzeba, ale... jeszcze nie teraz.
Na Szczura warknął bardziej z obowiązku niż przekonania, bo przede wszystkim szczerze ucieszył się na widok wozu. Wizja pieszego powrotu na barkę, odkąd bojowy zapał jął ustępować świadomości kolejnych przypadłości, których Spieler dorobił się w walce, dość skutecznie warzyła mu humor. A teraz popchnęła do heroicznego dźwignięcia zadu i - z przyjacielską pomocą Gomrunda - załadowania go ze wszystkimi przyległościami na wóz szanownego pana Burnaua, zanim sprawniejsi pozajmują co lepsze miejsca.

Na Świcie też zrobiło się ciut tłoczno, ale Spielerowi specjalnie to nie przeszkadzało. Większość czasu i tak spędzał na pokładzie, nawet jeśli nie dopisywała pogoda. W takich razach okrywał się po prostu szczelnie swoją impregnowaną, strażniczą opończą. Nie żeby pchał się zbyt ochoczo do flisackiej roboty, w końcu z całej załogi ucierpiał w bitwie pod Czarnymi Szczytami najbardziej i wcale nie tęsknił do tego, żeby pozrywać sobie świeże ściegi, po prostu najchętniej przesiadywał pod gołym niebem. Może dla zrównoważenia przeżyć z kopalni, a może dlatego, że go coś trapiło, bo jakoś nie szukał towarzystwa. Chociaż jeśli kto już się przysiadł, to gadał z nim bez oporów. A czasem potrafił nawet wtrącić kilka słów do cudzej rozmowy.

– Jak mówiliśmy przy śniadaniu, Markus. W dół Reiku, do Kemperbadu. Tam spieniężymy beczki, których z narażeniem życia strzeżemy przed Julą. – Uśmiechnął się dość cierpko, obejrzał na coś za burtą. – Popytamy o moją żonę i zobaczymy, co dalej. – Zamilkł na chwilę, odchrząknął i wyrecytował szybko, jakby niechętnie, choć z pozoru przynajmniej zupełnie zimno: – Drobna, śliczna, złotowłosa. Parę lat młodsza ode mnie, pewnie dość majętna. Mara Herzen. Jeśli kto spotkał, zapamiętał niechybnie.
A potem, przytrzymując się burty, pokuśtykał na rufę, żeby podsunąć Gomrundowi wydobyty spod pachy, wydębiony wcześniej od pana Burnaua gąsiorek samogonu i bez słowa usadowić się kilka kroków dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 27-08-2013 o 02:33. Powód: warzyła, oczywiście
Betterman jest offline