Brann stał w milczeniu na drewnianym molo oparty o balustradę. Nie zwracał uwagi na jazgot mew, pokrzykiwania żeglarzy czy śmiech uradowanych dzieci. Jego spokojne oczy lustrowały odległy brzeg, przesuwały się po niebieskich wodach jeziora, śledziły drobne fale uderzające o pomost.
Bezmiar Długiego Jeziora porażał swym ogromem. Stał tak przed dobre dwie godziny, zanim poruszył się rozprostowując plecy.
- Cuda Eru są doprawdy doskonałe - wyszeptał tropiciel.
***
Młodzieniec skierował swe kroki ku kwartałowi targowemu. Wodny Rynek o tej porze tętnił życiem. Ludzki i nieludzki gwar emanował na całe Esgaroth. Wszak bliskie święto nęciło przedsiębiorczych kupców z Dzikich Krain. Każdy z nich chciał skorzystać w dniu, gdy Nortowie zapragną wydać tych parę ciężko zarobionych monet.
Uwagę Skorlsunna, gdy już zaspokoił apetyt w przytulnej karczmie, przykuły wyroby metalowe z Południa, z dumnego królestwa Gondoru.
- Znakomite towary z południa! Nigdzie indziej nie widziane! - krzyczał postawny czarnowłosy kupiec odziany w niebieską opończę.
- Narzędzia z żelaza z Gór Białych. Cudeńka rzemieślników z mitycznego Kalembel! - zachwalał pokazując wyroby rzemieślnicze rozłożone na wyściełanej szkarłatem ladzie.
Oko Branna spoczęło na pięknych zdobionych karwaszach.
- Nie powiem. Zaiste piękne Twe towary Gondoryjczyku - powiedział głośno, zwracając uwagę kupca.
- Ile sobie winszujesz za te osłony przedramion, ha?
Kupiec otaksował tropiciela i parsknął śmiechem w odpowiedzi.
- Nie rozśmieszaj mnie obdartusie. To karwasze godne dunadańskiego szlachcica. Gdzie Ci do bohaterów z dawnych lat? - zakpił.
Młodzieniec zarumienił się i zmilczał jawną obelgę. Prosty leśny człowiek, który potrafił stawić czoła oddziałowi rozgniewanych orków, teraz nie mógł znaleźć słów, by odgryźć się bywałemu w świecie Gondoryjczykowi.
Niespodziewanie dla Branna odpowiedział za niego znajomy głos.
- Kupcze z Południa! A w jaki to sposób wszedłeś w posiadanie trofeum godnego królów, aye? - spytał złośliwie Balin, bo to on był.
- Czy Twe miano to Earandur bądź Meneldil? Czyżbym nie rozpoznał w Tobie potomka Isildura? Wybacz mi zatem, Wasza królewska mość. Skarby rodowe wyprzedajesz w Esgaroth? - to mówiąc skłonił się nisko przed kupcem powodując rechot pobliskich przechodniów.
- Dobrzy ludzie! - zawołał Balin, zakręcając wąsa.
- Toż tu królewskie dary sprzedaje ten człowiek. Nie dla nas jego towary, za drogo, oj, za drogo, ha, ha!
Słysząc tę tyradę, kupiec przypadł blady do Balina i niemalże wcisnął mu w dłonie brannowe karwasze.
- Panie krasnoludzie, idźcie mi stąd. Klientelę mi straszycie. Weźcie te cacka na zgodę, dobrze? - zajęczał.
- Nic przez Was dziś nie sprzedam. - No, sam nie wiem, nie wiem. Skoro nalegasz, dobry człowieku, przecie tak Cię nie ostawię - Balin wspaniałomyślnie przyjął dary, a następnie wręczył je zdumionemu tropicielowi z Mrocznej Puszczy.
- Przyjmij ten podarunek, młodzieńcze - rzekł uroczyście krasnolud. -
Przyda Ci się w podróży przez ciemne ostępy, które będziemy przemierzać. To dar ze szczerego serca, nie odmawiaj zatem, jeśli nie chcesz obrazić starego khazada. Jednego z Trzynastu. Nam się nie odmawia - puścił do niego oko.
Skorlsunn ani śmiał odmawiać. Wzruszenie odebrało mu mowę, jedynie potrząsnął głową na znak podzięki. W taki to oto sposób, Skorlsunn wszedł w posiadania karwaszy z Kalembel.
***
Zamieszanie podczas pokazu fajerwerków, przykuło uwagę Branna. Rozpacz starszego mężczyzny wydała mu się autentyczna, toteż podszedł do niego, ciągnąc za sobą Mistrza Dwalina.
- Jam jest Skorlsunn Brann z Mrocznej Puszczy. Co się stało z Twym synem? Możemy Ci jakoś pomóc? - wzrok młodzieńca wyrażał współczucie. -
Ostatnimi czasy pomogliśmy uratować ludzi z niewoli orków z zajazdu Nad Długim Jeziorem. Może teraz też damy radę?