Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2013, 20:47   #7
Elas
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Działania, które chcielibyście ukryć przed innymi graczami, wysyłać mi na PW. Reszta w docu, gdzie ja będę opisywał wszystkie widoczne efekty wszystkich działań.

Drabinka

Czarny Płaszcz

Pierwsza walka rozpoczęła się. Alyah miał zmierzyć się z Czarnym Płaszczem. Zwycięzca mógł być tylko jeden – w końcu takie panowały zasady. To byłoby niemiłe wobec organizatorów, gdyby je tak po prostu złamać, czyż nie? Zresztą, nikt nie miał zamiaru oddawać zwycięstwa, a może raczej – sile, którą zdobywało się dzięki niej.
Wróćmy jednak do tego, co się dzieje. Czarny Płaszcz dosłownie zniknął z terenu Elizjum, jakby dotknięty magiczną różdżką, by pojawić się w kompletnie innym wymiarem. Teraz otoczony był przez gęstą dżunglę – drzewo wydawało się rosnąć na drzewie, gęste krzaki ograniczały jakikolwiek ruch niemal do zera. Zdecydowanie nie był to łatwy teren do poruszania się, nie mówiąc o walce. Cóż, Czarny Płaszcz miał przynajmniej tyle szczęścia, by gdzieś tam, pomiędzy konarami, na chwilę dostrzec swojego przeciwnika.



Starzec

Starość nie radość, powiadają – i zapewne mają w tym sporo radości. Przynajmniej mając sporo dzieci, wnuków (o prawnukach nie mówiąc) można liczyć na ich pomoc w razie potrzeby. A już na pewno nie trzeba się martwić o to, czy ZUS zbankrutuje szybciej czy później. Zresztą, przedstawiciel tej organizacji zapewne byłby największym wrogiem dla Starca. Jednak miał on stanąć w szranki z niejakim Irkuckiem, którego tożsamość pozostawała mu nieznana... przynajmniej przez te ostatnie kilka sekund, zanim ostatecznie zakończyła się pierwsza walka. Chwilę później on został przeniesiony do innego wymiaru. Pojawił się na rozległej polanie, która nie miała swojego końca. Roślinność sięgała ledwo za kostki, przez co nie mogła w żaden sposób zakryć przeciwnika, który swym wyglądem mógł przypominać największego wroga niejednej organizacji religijnej. Wokół czarnej, umięśnionej sylwetki unosiły się opary dymu. Białe oczy bez źrenic natomiast skierowane były na Starca. Cóż, przynajmniej oddzielał ich od siebie spory kawałek terenu.



Arashi

Trzecia walka Turnieju, Grothar przeciwko Arashiemu. Cóż, już za chwilę cześć widzów miała jasno stwierdzić, że przydział był niesprawiedliwy – jednak nikt przypadkowo się tutaj nie znalazł. Mężczyzna powinien o tym doskonale wiedzieć, kiedy padł ostatni cios w walce poprzedzającej jego. Teraz ledwie kilka sekund... i tadam, (wcale nie taka)szara rzeczywistość Elizjum zniknęła, ustępując nowemu wymiarowi. Cóż, ten mógł pozostawiać wiele do życzenia tym, którzy cenili sobie jakąś różnorodność. Ciężko było ją znaleźć na bezkresnej pustyni, na której jakaś boska ręka zasiała kilka większych i mniejszych pagórków. Jednak metalowa puszka, która po chwili okazała się przeciwnikiem, nie wydawała się być zmartwiona tym faktem. Wręcz przeciwnie, wydała z siebie gardłowy okrzyk i machnęła bojowo młotem. Z powodu całkiem bliskiej odległości, jaką było pięćdziesiąt metrów, oba te czyny były nadzwyczajnie wyraźne.



Asphyxia

Coś się kończy, coś się zaczyna. Te słowa śmiało mogłyby przewodzić temu Turniejowi, a przynajmniej ciągowi w którym gdy ledwo jedna walka się skończyła, już zaczynała się druga. I tym razem tak się stało (być może Turniej jest organizowany przez szwajcarskie zegarki?). Asphyxia została przeniesiona do nowego wymiaru, w którym śmiało mogła wyzwolić wszelkie swoje umiejętności. Z drugiej strony, to samo mógł zrobić jej przeciwnik – Bafurl. Skoro już o nim wspomniano, to śmiało można go zaprezentować. Był on... niedźwiedziem. Co więcej, stał na dwóch łapach i trzymał karabin, którym mierzył do swojej przeciwniczki. Ta jednak dosyć małe pole do manewru – zamarznięta ziemia tundry nie pozwalała schować w niej głowy a i rozrzucone co kawałek głazy nie pozwalały na skrycie się przed ewentualnym ostrzałem. Cóż, zawsze można było mu spróbować zabrać broń – wystarczyłoby przedostać się przez dwieście metrów otwartego terenu.



Zwiastun

Oto nadszedł Zwiastun – gdzie mowa tu zarówno o walczącym jak i zapowiedzi następnej walki. Jego przeciwnikiem miał być niejaki Kalyan, także dosyć głośno mówiący o wolności i wyzwoleniu. Lecz, jak to mawiała – bądź rapowała – pewna osoba, „prawdę serwować trzeba brutalnie i ostro. abyście jej nie pomylili z rzeczywistością”. W tym wypadku jedynie czysta siła będzie mogła zadecydować, kto wygra. Cóż, takie tu panowały, panują i panować będą zasady.
Jednak rzeczywistość Elizjum znikła nagle, oddając miejsce wykreowanemu wymiarowi. Zwiastun znajdował się w budynku. Nowoczesny, lecz surowy wystrój przypominał szpital, szczególnie dodając do tego zimne barwy pochodzące z ścian i płytek. Rozmieszczone w regularnych odstępach żarówki były jedynym źródłem światła, ponieważ nigdzie nie było okien – jedynie korytarze, których kolejne odnogi przecinały się pod kątem prostym, tworząc prosty, lecz zapewne nieskończony labirynt.
Przeciwnikiem Zwiastuna był młodo wyglądający chłopak, mający co najwyżej siedemnaście lat... jednak trzeba pamiętać, że nikt przez przypadek się tutaj nie dostał.
- Przykro mi to mówić... ale to koniec Turnieju dla ciebie. - oznajmił głosem, na szczęście, już po mutacji.



Elias de Ross

Gdy siła już pokazała, czyja wolność jest bardziej wolna, nadszedł czas na kolejną walkę. De Ross miał zmierzyć się z istotą o niezwykle pięknym, pomysłowym jak i mającym wiele przenośni imieniem – Potwór. No... albo po prostu to była zwykła bestia z piekła rodem, o czym przekonał się zaraz po tym, jak został przeniesiony z Elizjum. Pierwsze – i z początku jedyne – co dostrzegł, to wielka, mająca jakieś dwadzieścia metrów wysokości, bestia, od której znajdował się o zaledwie kilka metrów. Natomiast miejscem walki był wąwóz o kształcie koła, w którym ziemia miała czerwoną barwę. Cóż, przynajmniej będzie mniej czyszczenia z krwi. Teren przypominał naturalną arenę, o ścianach wysokości dziesięciu metrów, nad którymi górowała bestia. Miejsca jednak było tyle, że jakby Potwór chciał, to mógłby nawet brać rozpęd. Ale cholera wie, co takie coś będzie chciało.



Retsu

Wreszcie Retsu doczekał się na swoją kolej. Przedostatnia walka pierwszej rundy zaczęła się, jak każda inna zresztą, ledwie sekundę po zakończeniu poprzedniej. Puff i oto w mgnieniu oka obu walczących znalazło się w nowym wymiarze. Z Elizjum przeniesiono ich do słynnego koloseum, pamiętającego walki gladiatorów. Wyglądało jak za czasów świetności, być może organizatorzy nawet piasek wymienili, ponieważ brakowało śladów krwi. Tak samo zresztą publiki, której nie było. Zresztą, szkoda tworzyć ludzi dla jednej walki, w której zapewne i tak zginą, gdy obu walczących zacznie traktować swoje spotkanie poważnie.
Hanae, bo tak nazywała się konkurentka Retsu, stała o niego oddalona o jakieś dwadzieścia metrów, rozglądając się z lekko otwartymi ustami.
- Czytałam o tym miejscu! - oznajmiła głośno, chociaż bardziej do siebie niż do przeciwnika. Poprawiła rękawiczkę na swojej lewej dłoni i przyjęła pozycję do walki nasuwającą na myśl karate.
- Ale to nie czas na podziwianie, prawda, brzydalu? - zapytała słodkim głosikiem.



Argena Farghay

Oto i nadeszła ostatnia walka pierwszej rundy. Z pewnością będzie gorąco! I to dosłownie, ponieważ pole walki wydzielało naprawdę sporo ciepła. W oddali górował wulkan, jednak jego dzieci znajdowały się dookoła walczących, w postaci oczek wypełnionych lawą. Ciemnoczerwony grunt także był gorący a dookoła unosiły się obłoki pary, ograniczając widoczność do dziesięciu metrów. To właśnie w tej odległości od siebie znajdowały się dwie przeciwniczki. Fjori unosiła się pół metra nad ziemią, najwyraźniej niezbyt zadowolona z panującej tu temperatury. Cóż, może gdyby była surowym ciastkiem, to sprawa wyglądałaby inaczej, jednak bliżej było jej do jakiegoś rodzaju anielicy.
- Wielki Zeatelu, użycz mi sił, albowiem trafiłam na przeciwnika, którzy godzi w twą szlachetność. Kieruj mym ostrzem, abym nie chybiła. Wyostrz me zmysły, abym mogła uniknąć ran. Błogosław mnie, abym mogła odnieść zwycięstwo ku twej wielkości i chwale, pokonując tą, która samym istnieniem hańbi twoją boskość. - modlitwa głośno opuściła jej usta, skierowana ku niebu.

 
Elas jest offline