Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2013, 23:12   #8
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Walka w dżungli z czymś wyglądającym jak skrzyżowanie tygrysa i człowieka na pierwszy rzut oka nie stawiała Czarnego Płaszcza na wygranej pozycji. Z rzutami okiem bywało jednak tak, że były one niezwykle niecelne i nie brały pod uwagę pewnych szczegółów. Na przykład kim lub czym była osoba skryta pod płaszczem?
- No naprawdę. I ty niby myślisz, że wlezę na jakieś drzewo, by jak jakaś głupia małpa skakać za tobą po gałęziach? – Wyraźnie męski głos był drwiący, zdradzał uczucie wyższości nad przeciwnikiem. Wydobywał się spod czarnego kaptura. - Jeśli tak to bardzo się mylisz. Więc tutaj złaź. Bo nie chcesz bym ja poszedł po ciebie. Kici, kici... choć do pana kotku.
Cóż, Czarny Płaszcz tak naprawdę nie musiał wołać swojego przeciwnika. Wystarczyły pierwsze jego słowa, co więcej, skierowane do niego samego, aby kociopodobna istota natychmiast skierowała swoje oczy ku niemu. Ruszyła biegiem, zgrabnie omijając kolejne drzewa i przebijając się przez krzaczory, by w pewnym momencie wyskoczyć w górę. Chwyciła się jednej z gałęzi, skoczyła do drugiej, by z tamtej pozycji rozpocząć zeskakiwanie wprost na swojego przeciwnika.
– Miło mi cię poznać! – rzuciła postać skryta pod płaszczem, zupełnie nie przejmując się nadchodzącym atakiem. – Jestem Czarny Płaszcz. W sumie to nie... nie jestem...
Odzienie bardziej rozmownego osobnika zostało zdjęte. Chociaż w tym wypadku bardziej odpowiednim było użycie sformułowania „spaliło się”.
Tam gdzie przed chwilą stał Czarny Płaszcz teraz stał młody mężczyzna. Ogólnym kształtem przypominał człowieka. Miał dwie nogi, tyleż samo rąk, jedną, pokryją ognistorudymi, długimi włosami głowę. Jego ramiona pokrywały tatuaże. Do normalności najbardziej nie pasowały wzory pokrywające twarz i odsłoniętą klatkę piersiową. Przypominały łuski... i co jakiś czas płonęły.




- Pora na zabawę – powiedział mężczyzna uśmiechając się szeroko.
Jego ciało pokrył ogień, który miał zamiar zrobić to samo z otaczającą roślinnością.
Źrenice kota zwężyły się widocznie, kiedy jego przeciwnik postanowił rozpalić publiczność, jednak ciężko w locie zmienić decyzje. Machnął ogonem, okazując swoje znaczące niezadowolenie i kontynuował swój atak. Ostatecznie jednak kot i tak źle wymierzył odległość a jego ostrze przemknęło kawałek od przeciwnika. Odskoczył w tył, kiedy ogień zaczął się nasilać - wciąż jednak tylko na ciele walczącego, ponieważ roślinność jeszcze się nie poddawała.
– Tygrys jesteś... taa? - uśmiech nie schodził z warg ognistego osobnika. – Nosz kurde, nie znam żadnym przepisów na pieczonego tygrysa. A ty może znasz?
Mężczyzna przechylił lekko głowę przyglądając się przeciwnikowi. Wyraźnie nad czymś dumał.
– Może by tak cię upiec w sosie własnym? Chociaż nie... Nie wiadomo co tam jadłeś. Trzeba cię najpierw wypatroszyć. A później piec na ogniu przez jakiś czas by mięso nabrało odpowiedniego smaku, następnie zwiększyć żar by też się zarumieniło odpowiednio i skórka była chrupiąca. Co ty na to? Może być czy masz lepsze sugestie?
Gdy temperatura była na tyle wysoka, że krzaki i liście mogłyby zacząć płonąć, te zaczęły się odsuwać, przecząc naprawdę wielu prawom fizyki i logiki. Tym samym próba podpalenia nie udała się, na co tygrysiątko zareagowało w prosty sposób - przestało machać ogonem. Przerzucił broń do drugiej ręki, nachylił się do przodu i wydał ze swojej paszczy ryk, który zaburzył poczucie równowagi jego przeciwnika, nie mówiąc o nieprzyjemnym świszczeniu w uszach.
– Co do kur... – zdążył rzucić Czarny Płaszcz nim ryk tygrysa wbił jego słowa z powrotem w gardło. Mężczyzna zachwiał się lekko, lecz jakimś cudem ustał na nogach.
– Kto to widział, żeby drzewa spierdalały... Czyżby... – w głosie ognistego dało się wyczuć przez moment nutkę zdziwienia. Szybko jednak zniknęła zastąpiona na powrót drwiną. – O mam! Moja potrawa będzie się zwać: „tygrys z tchórzliwej puszczy”. Potrzebne składniki to jeden dorodny tygrys lub coś tygrysopodobnego i jedna żywa puszcza czy co to, to jest. Należy wszystko... spalić!
Rudowłosy otworzył usta. Zaczął wydobywać się z nich czarny dym, który począł otaczać Płaszcz i teren porzucony przez drzewa. Nie to było jednak głównym atakiem, lecz kula ognia, która wystrzeliła z zadymionego obszaru jakby z innego miejsca niż powinna.
Kocia istota musiała spodziewać się ataku z bardziej prawidłowego miejsca, ponieważ zbliżającą się kule ognia dojrzała naprawdę późno. Było za późno na unik, nawet przy jego refleksie. Zaklęcie trafiło go prosto w pierś i pozbawiło gruntu pod nogami, odrzucając go przy tym kawałek. Upadł na ziemie płonąc, jak i podpalając teren dookoła siebie. Rozpaczliwy dźwięk wydobywał się z jego gardła, będący pomiędzy miauczeniem a rykiem.
– Oj biedny kiciuś – dało się słyszeć z dymu. – Może cię przytulić?
To byłby naprawdę dobry sposób na zakończenie tej walki. Przytulenie. Szczególnie że objęcie mężczyzny niosło ze sobą jakże przyjemne objęcie ognia. Jednak na czułości w tej walce nie było miejsca.
– Czyżbyś to ty kontrolował dżunglę? Ciekawe czy by to zadziałało na jednego mojego kolegę. – Fakt, że żadne z drzew nie rzuciło się do ucieczki został odpowiednio skomentowany. – Pewnie się o tym nie przekonamy.
Kolejna kula ognia wystrzeliła z dymu. Jej lot wyraźnie wskazywał, że nie jest ona skierowana w tygrysa, lecz ma na celu zwiększyć płomienie wokół niego, zamykając go w płonącej pułapce.
Kolejne zaklęcie zmieniło otoczenie dookoła Alyaha w istny piekarnik. Płomienie szalały, także - a może szczególnie - w jego futrze. Chociaż turlał się niczym zwierz i próbował pokonać bezlitosny żywioł, to wpadał jedynie w kolejne jego (nomen omen) ogniska. Minęło kilka chwil i wszystko ucichło. Kot spłonął żywcem, wymiar rozpłynął się niczym delikatna mgła a Czarny Płaszcz znów znajdował się w Elizjum.


~*~*~*~


– I co zadowolony ze swojego zwycięstwa? ” - Głos wypowiedział ostatnie słowo z wyraźną ironią.
– Zwycięstwo, to zwycięstwo. Nie ważne przeciwko komu i jak osiągnięte. Jesteśmy krok bliżej od celu. ” - Czarny Płaszcz znowu skrywał się przed światem.
– O to coś nowego. Wymyśliłeś własne powiedzonko. ” - usta Głosu wyraźnie rozszerzyły się w uśmiechu. „ – Nie no gratulacje. W końcu przestałeś rzucać te frazesy swoich rodziców.
– Jeden krok bliżej do pozbycia się ciebie.
– No już nie bądź taki. Przecież nam tak dobrze razem.


Pierwsza walka w turnieju była już historią. Wszelkie informacje na jej temat szybko zostały usunięte z umysłu Czarnego Płaszcza. Musiał skupić się na oglądaniu kolejnych walk. Im więcej uda mu się dowiedzieć tym odpowiedniejszą umiejętność... nie, odpowiedniejszą strategię dobierze. A od tego zależało naprawdę dużo.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline