Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2013, 13:49   #56
Linderel
 
Linderel's Avatar
 
Reputacja: 1 Linderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znany
Gwen obejrzała się za siebie i już miała coś krzyknąć do swoich “współpracowników”, kiedy wzruszyła z rezygnacją ramionami. Z obrazem krajającego się serca wypisanym na twarzy ostrożnie podeszła do nieznajomego.
- Wybacz panie, ale czy mogę ci jakoś pomóc? Co ci dolega?- pochyliła się nad nim lekko.


Poszkodowany już miał zacząć mówić, lecz zdążył spojrzeć na Gwen. Oczy się rozszerzyły, język lekko wystawał, zaczynała się zbierać ślina. Sprawiał wrażenie pochłoniętego swoimi marzeniami. Jednak po chwili się otrząsnął i zamienił potrzeby erotyczne na te bardziej przyziemne. Znowu wyglądał jak siedem nieszczęść.
-Rabunek w biały dzień, piękna pani. Skandal na cały kraj i to tu, pod okiem Zbawiciela. Nadchodzi apokalipsa! - zapiał i znowu pochłonęła go płaczliwa rozpacz - Ukradli - pociagnął nosem i kontunuował. - palec ukradli. Złodzieje, bezbożnicy, chuligany, zbóje, zbrodniarze, bandyci, opryszki, zbiry, mendy społeczne, źli ludzie! - zakończył wymieniankę i ponownie zaczął beczeć.

Jedna z kształtnych brwi elfki uniosła się w górę w wyrazie zdumienia i powątpiewania zarazem.
- Palec? Jaki palec? Kto ukradł panu ten… palec? I po co?-
Odwróciła się na chwilę szukając wzrokiem swoich towarzyszy i chcąc upewnić się czy nie czeka jej bura za nieautoryzowane oddalenie się.


-Jaki palec? Jak to jaki?! Najważniejszy… Nie! Najświętszy na świecie palec. Palec - odwrócił ostentacyjnie ku pomnikowi Zbawiciela - jego palec. Kamienny, wielki jak dwa bochenki chleba. Ukradli parszywce z magazynu, którego byłem stróżem. Teraz pewnie mnie wywalą. Nie przedstawiłem się. Ryszard Lipa, zawodowy ochroniarz, bez licencji. Biorę szóstkę za godzinę. Wielu zadowolonych klientów. Polecam się. - skończył autoreklamę, mrugnął i wrócił do swojej kontemplacji cierpienia - Bo on był taki zapasowy, jakby tamten zbawicielowy ktoś zawinął. Ech, to pewnie te miastowe zbóje. No, ale co ja zrobię. Widzi pani, że ze mnie chuchro. A może… -
Spojrzał z nadzieją w oczy Gwen. Ta nie zdążyła nawet wziąć oddechu, gdy poczuła kościste ciało stróża obejmujące ją w wylewnym geście.
-Dziękuję, panience elfce, dziękuję. No to jestem uratowany. Wygląda mi pani na taką co ma doświadczenie w branży kryminalnej, ba! Pewnie starszym ochroniarzem pani pewnie była i niejedną skradzioną rzecz odbiła z rąk takich padalców. Diabelskie nasienie. Także ja dziękuję. Już się będę żegnał - przytknął wskazujący palec do nadgarstka imitując zegar słoneczny - A jakże! Już dawno po fajrancie. No to udanych łowów. Palec proszę przynieść do magazynu “Skarbonka” najpóźniej do północy. I radzę się nie spóźnić. Żegnam -zaczął odchodzić dziarskim krokiem, lecz nagle się odwrócił - A, bym zapomniał. To mały palec, ten od stopy, co się nim w szafki zazwyczaj wali. - ponownie się odwrócił i tym razem zniknął na dobre.

Gwen nie zdołała się otrząsnąć z wrażeń, gdy usłyszała tajemniczy dźwięk.
-Psst.
Nie mogła zlokalizować jego źródła, chociaż miała wrażenie ich jest on skierowany właśnie do niej.
-Pssst.
Dźwięk się powtórzył, tym razem jakby bardziej nerwowo i mniej tajemniczo. Wokoło nie było prawie żadnych ludzi, jednak elfka wciąż, pomimo świetnego słuchu, nie mogła zorientować się skąd pochodzi.
-Psssst. No chodź żesz tu!
Wreszcie znalazła źródło dziwnych psytnięć i wiedziała także dlaczego poprzednio jej się nie udało. Oparty o murowaną ścianę stał gnom. Miał może z pół metra, o ile założyłby buty na obcasie i tiarę czarodzieja. Wyglądał dziwnie. Rzadko który gnom wygląda normalnie w opinii innych ras, lecz ten wyglądał kretyńsko. Brązowy kapelusz, dwa ciemne denka od butelek połączone drucikiem nałożone na oczy, czarny płaszcz okutający ciasno całą sylwetkę mimo dość ciepłego wiosennego dnia oraz wąskie skórzane buty z wydłużonymi końcówkami. Istny cudak.
-Słuchaj no, bywatelko. Mam najświeższe przecieki dotyczące tego palucha. Są dwaj możliwi sprawcy. No i ewentualnie ci bandyci z miasta, ale o tym nie wiem. Nie wykluczam - asekurancko wystawił wnętrza dłoni - pierwsi to Ruscy, którzą rządzą na tym bazarze. Wszystko kupują i wszystko sprzedają. Więc pewnie trzydziestocentymetrowe palce Zbawiciela też. Inna opcja to lokalni aktywiści ruchu przeciwko pomnikowi. Sabotują część po części i może kiedyś im się uda rozkraść całego. Tyle wiem. Teraz zapłata.
Potarł zachęcająco kciuk o palec wskazujący

Elfka otrząsnęła się z osłupienia i prychnęła poirytowana, wyraźnie się czerwieniąc. Nachyliła się ku gnomowi, mrużąc oczy w groźne szparki.
- Czy waćpan słyszał, żebym się na coś zgadzała, hę? - mówiła nieco piskliwym głosem, jak zwykle kiedy była bardzo zdenerwowana. - Na nic się nie zgadzałam, o nie! - potrząsnęła gwałtownie głową. - Co mnie interesuje zaginiony zapasowy mały palec stopy wielkiego bałwana którego postawili semickiemu bóstwu z importu! Żeby chociaż nie był zapasowy! Gdyby jeszcze była za to jakaś nagroda! - fuknęła wściekle, miotając błyskawice z oczu. - I w ogóle jestem tutaj tylko przejazdem, nie mam czasu na wyciąganie z tarapatów każdego nieszczęśnika którego spotkam! - gestykulowała nerwowo, drepcząc w kółko i prychając co chwilę.
- Ten człowiek nie upilnowałby łojowej świeczki pod korcem, a co dopiero… palca zbawiciela. - skrzywiła się lekko. - Kościoły kapią złotem, a oni wynajmują za grosze kogoś takiego??? - piszczała dalej i coraz głośniej, nie dając gnomowi dojść do głosu.- NIE-JESTEM-NAJEMNICZKĄ!!! - wrzasnęła, tupiąc zawzięcie przy każdym słowie. -Nawet jeśli znajdę sprawców, to co mam zrobić! Grzecznie poprosić ich o zwrócenie zguby!? Widzę człowieka po raz pierwszy i ostatni w życiu, co mnie obchodzi co się z nim stanie! Jak dla mnie, to może sobie ulepić ten palec z masy solnej! - zrobiła przerwę żeby nabrać tchu i schowała nagle twarz w dłoniach, potrząsając żałośnie głową. Emocje nieco opadły. Wciąż była wściekła, że tenże Ryszard Lipa wplątał ją w swoje kłopoty, ale przecież niepodobnaż zostawiać tak człowieka w potrzebie, zwłaszcza kiedy kilka dni wcześniej nieznajomy wyciągnął jej własny tyłek z ognia. Gwen nie była szczególnie religijna, ale wyznawała zasadę, że jednak mimo wszystko lepiej być grzeczną dziewczynką i zbierać dobrą karmę, na wypadek gdyby faktycznie mogła spotkać ją za to jakaś nagroda. - A jeśli straci pracę? A co jeśli księżule wtrącą go do jakiegoś ciemnego lochu? Spalą na stosie dla przykładu?- snuła swoje czarnowidzące myśli na głos. W końcu przypomniała sobie o osobie swojego tajemniczego informatora i zaszczyciła go przepraszającym spojrzeniem.
- Wybaczcie, mości gnomie. Poniosło mnie nieco, ale przecież w końcu nie codzień zostaje się przypadkowo wplątanym w tak brzydko pachnącą sytuację. - uśmiechnęła się smutno. - Niestety pan Lipa kiepsko wybrał sobie wybawiciela. Prawdopodobnie nic nie wskóram sama w obcym mieście, więc wskazówki na nic mi się nie zdadzą. - wzruszyła ramionami.- Poza tym, i tak nie grzeszę nadmiarem gotówki, miałam pecha nocować w gorzejącej karczmie i nie stać mnie nawet na porządny ubiór. - skłamała gładko, machając gnomowi przed nosem pocerowanymi rękawami bluzki. Kupiłaby nową, gdyby tylko miała czas, a nie musiała przerzucać pakunki na zlecenie tego przebrzydłego krasnoluda. Może i spróbuje jakoś poratować Lipę, ale żeby jej własna sakiewka miała na tym ucierpieć? Niedoczekanie! - Żeby mieć pieniądze na dalszą podróż, muszę dźwigać toboły! - poskarżyła się żałośnie. - Ale mimo wszystko, to bardzo szlachetne z waszej strony, że chcieliście pomóc temu strapionemu człowiekowi. Na przyszłość dam dobrą radę, abyście najpierw żądali choćby części zapłaty z góry, zanim powiecie wszystko co wiecie. - na jej twarzy malował się bardzo autentyczny wyraz troski.- Może ktoś inny będzie zainteresowany nowinkami o bożym palcu? Ja niestety muszę już wracać do pracy. Miłego dnia, panie gnomie.- dygnęła zgrabnie, obróciła się na pięcie i otulając się ciasno peleryną szybkim krokiem skierowała się ku kramowi, gdzie zostawiła swoich towarzyszy.
 
__________________
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.
Linderel jest offline