Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-08-2013, 23:59   #51
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Trzy kolejne dni podróży bardzo pozytywnie zaskoczyły Zbigniewa. Nie działo się nic, absolutnie nic wartego wspomnienia. Pomimo tego mężczyzna nawet na moment nie tracił czujności. W ciągu dnia - wlekąc się na końcu kolumny - bacznie nasłuchiwał i oglądał otoczenie, w nocy - śpiąc na obrzeżach obozowiska - trzymał rękę na rękojeści miecza. Wrodzona nieufność wobec wszystkiego podpowiadała Manteufelowi, że spokój ten mógł być przysłowiową ciszą przed burzą. Mężczyzna starał się jednak nie wybiegać myślami zbytnio w przyszłość i skupiać się na teraźniejszości. W końcu kto mógł wiedzieć co tak naprawdę czekało za następnym zakrętem?

Te trzy dni pozwoliły Wilkowi wyrobić wstępne zdanie o towarzyszach podróży.
Za krasnoludami nie przepadał ani trochę. Nie podobało mu się ich podejście do tej misji i najemników. Uważał, że bardziej zależało im, by nikt nie dowiedział się, co jest transportowane, a nie by transport był bezpieczny. Wywyższanie się i podawanie zdawkowych informacji również miały wpływ na jego podejście. Swój stosunek wobec „elity” pokazywał reszcie drużyny, jeśli żaden z kurdupli nie widział go ani nie słyszał. Głupotą było wdawać się w otwarty konflikt z chodzącymi maszynami do zabijania.
Podobne odczucia miał o Andrzeju i Merkurym. Brodaczowi jedynie nie ufał (w końcu trudno ufać komuś, kto jeszcze bardziej trzyma się z boku i niemal nic nie mówi). O magu Manteufel miał natomiast dużo gorsze zdanie. Nie podobała mu się jego ciapowatość oraz gadatliwość. Gdy tylko znajdował się w pobliżu, ręce najemnika wędrowały w stronę broni. Na swoje szczęście Wilk odkrył, że zrobienie wystarczająco groźnej miny zapewniało chwilę względnej ciszy.
Pozostali mężczyźni nie wywołali w Zbigniewie negatywnych emocji. Podchodził do nich obojętnie. Jedynie Dante – sprawiający wrażenie równego chłopa – zaskarbił sobie sympatię ze strony wojownika.
Była jeszcze Gwen. Do niej najemnik podchodził z lekką dozą nieufności. Nie była to nieufność związana z zachowaniem kobiety, lecz z okolicznościami jej dołączenia do kompanii. Z czasem – i z ilością przygotowanych przez nią posiłków – stosunek mężczyzny zmienił się. Zaczął wykazywać pewne zainteresowanie. Trudno było jednak określić czy dokładnym obiektem owego zainteresowania było ciało, czy umiejętności kobiety. A może jedno i drugie...

xxxxx

Było wręcz oczywistą oczywistością, że Zbigniew przypadnie praca fizyczna. Był prawdopodobnie najsilniejszy z niekrasnoludów a na negocjacjach, w których nie można było używać zastraszenia, nie znał się ani joty. Zdaniem Wila na zakupy powinni zostać wysłani Gwen i Jaromir. Elfka rozpinając kilka guzików w bluzce, mogłaby sprawić, że mniej doświadczeni kupcy zabijaliby się, byleby tylko u niej kupować. Mężczyzna natomiast, samemu będąc kupcem, pewnie poradziłby sobie świetnie z doświadczonymi sprzedawcami.
Zdaniem swoim Manteufel jednak nie podzielił się z nimi. Miał ukrytą nadzieję, że może uda mu się uniknąć wysiłku fizycznego, na który nie miał specjalnie ochoty.
- Ktoś potrzebuje ochroniarza w czasie zakupów? - zapytał z nadzieją w oczach swoich towarzyszy. - Święte miejsce to i pewnie złodziei w cholerę się pałęta. Lepiej nie chodzić samemu z pieniędzmi.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 21-08-2013, 19:06   #52
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
-To ja idę po ten miód... - powiedział do Krasnoluda.

****

Szedł tak powoli wśród straganów...
Na oko sześć stóp wzrostu. Żylasty, lekko umięśniony, mocno pobliźniony. Lewą część twarzy skrywał pod białą chustą z haftowanym kwiecistym wzorem. Biała koszula, czarne spodnie wpuszczone w wysokie nad kostkę skórzane buty. Indiańskie wzory tatuażu ujawniały się na lewej ręce, gdy odsłonił skórę podwinięty nad łokieć rękaw. Szedł spokojnie. Było w nim coś co zachęcało do podejścia, poklepania w ramię i spytania się: "Kopę lat, co u ciebie brachu?" mimo, że widziało się go pierwszy raz w życiu. Było też w nim coś, co nakazywało trzymać się z daleka. Było coś co podświadomie napawało strachem. Pod tą skórą krył się anioł i demon. Walczące ze sobą.

Każdy kto z nim przebywał, wiedział, że to od jego samego zależy, który walczący w Dantem wygra.

Trzymał jednak lekki dystans do nowo poznanej Elfki. Bez ostentacyjnej wzgardy, jednak z lekką dozą nieufności. Jak i do pozostałych. Jedyną osobą z jaką wyglądało, że lepiej sie dogadywał był Zbigniew, obaj byli ulepieni z podobnej gliny, tylko Dante był mniej skory do natychmiastowego walenia po mordach.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 22-08-2013 o 14:45.
potacz jest offline  
Stary 22-08-2013, 22:40   #53
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
W ostatnim czasie Jaromir mógł sprawiać nie najlepsze wrażenie przez swój zapach i pozostający na ubraniu bród, które trzymały się go po tak przyjemnej kąpieli błotno-nawozowej wśród krówek. Ale z reguły znacznie bardziej dbał o siebie. Ogólnie był przeciętnego wzrostu, szczupły, leciutko umięśniony. Ubierał się w całkiem modną kurtkę, skórzane spodnie, jasną koszulę. Cały czas u swego boku nosił kuszę, którą chętnie eksponował, nie zdając sobie sprawy, że w takiej podróży mogło to czasem przynosić kłopoty.

No właśnie, podróż. Choć zazwyczaj był otwarty, wesoły, skory do żartów, to jednak nowość sytuacji w życiu, jaką była dla niego ta wyprawa, sprawiła, że czuł się nieco zagubiony. Nie rozmawiał zbyt wiele, nie nawiązywał szczególnych kontaktów z resztą kompanii. Chociaż gdy była jakaś hulanka, nie odmawiał trunku i bawił się dobrze, to większości drużyny nie ufał, była dla niego jakby... z innego świata. Nie wspominając już nawet o krasnoludach, to nawet takiego Zbigniewa lekko się obawiał, z powodu jego zdolności bojowych. Niektórzy znowu przypominają zwykłych obszczymurów. Denerwuje go za to Merkury, za sytuację w karczmie, gdzie to on chciał okazać się bohaterem. Podejrzewa, że rudy podłożył mu nogę, co zdaje się dla niego potwierdzać zasłyszana teza, że wszystkim rudym nie należy ufać. Przy okazji, rykoszetem również niezbyt przyjaźnie odnosi się do Gwen. Przypomina mu ona o tej sytuacji z karczmy, przez co źle mu się kojarzy.

------

- To ja pójdę ze Zbigniewem na zakupy. - Zadeklarował się, uznając, że Zbigniew stanowi dobre zabezpieczenie przekazanych im pieniędzy. A tych, przy krasnoludach, wolałby nie stracić. Ale pierwszeństwo dla niego w obecnej chwili stanowiło wykąpanie się. Nawet jemu samemu zaczynał doskwierać własny smród.
 
Zara jest offline  
Stary 24-08-2013, 01:11   #54
 
Linderel's Avatar
 
Reputacja: 1 Linderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znany
Tych kilka dni pieszej wędrówki dało się Gwen mocno we znaki. Nawet po radykalnej czystce w obszernym bagażu sakwa ciążyła jej niemiłosiernie, a wieczorem nogi omdlewały jej z wysiłku. Prawie codziennie przed zaśnięciem ukradkiem chlipała w brzeg opończy, kiedy piekły ją ramiona, poobcierane od skórzanych pasów. Martwiła się okropnie o konia, którego za sprzedała za śmieszną cenę razem z mniej potrzebnymi drobiazgami, korzystając z tłumu gapiów zbierającego się przy zgliszczach karczmy. Miała nadzieję, że chłopek-roztropek, który był nowym właścicielem Alephreil pozna się na szlachetnej rasie konia i odsprzeda go dalej, zamiast wykorzystywać ją w polu. Rano jednak zagryzała zęby, ponownie zarzucała tobołek na plecy, przybierała dziarską minę i starała się nie stękać za bardzo, przynajmniej gdy ktoś mógł usłyszeć. Musiała przecież udowodnić pozostałym, że radzi sobie w drodze nie gorzej niż mężczyźni, jeśli chciała z nimi podróżować dalej. Pogodziła się z faktem, że jako jedynej kobiecie przypadnie jej obowiązek wykarmienia ich wszystkich. I tak nie musiała spać tyle co oni, więc zrywała się przed świtem, żeby zadbać przed podróżą o swój świeży wygląd bez urojonych lub uzasadnionych obaw że ktoś zechce ją podpatrywać, a przy okazji znaleźć w lesie rzeczy niezbędne, by panów obudził rano aromat jajecznicy z dzikim czosnkiem albo kurkami. Przydały się też zapasy wędzonki i innych smakołyków, które naprędce zgarnęła ze spiżarni swojego ostatniego pracodawcy. Było tego całkiem sporo, choć nadal był jej winny te kilka groszy za występ.
Momentami żałowała, że tak lekkomyślnie zwiała z domu. Kto wie, może narzeczony którego znaleźli jej rodzice nie byłby wcale najgorszy? Doprawdy, mogła się chociaż wstrzymać do momentu kiedy będzie miała okazję to ocenić na własne oczy. Co dziwne, nikt jej póki co nie szukał. Może jej rodzina liczyła na to, że ich marnotrawna córka znuży się podróżami i wróci skruszona na łono rodziny kiedy jej fundusze zupełnie stopnieją?
- Nie wrócę do domu jak pies z podkulonym ogonem!- powtarzała sobie, zaciskając zęby, za każdym razem kiedy trudy podróżowanie zaczynały brać nad nią górę. – A przynajmniej nie dopóki nie zobaczę Eire na własne oczy…
W stosunku do swoich towarzyszy starała się raczej zachowywać ostrożny dystans. Żadnego trzepotania rzęsami, mizdrzenia się i podlizywania. I tak patrzyli na nią z ukosa, przeglądającą się w małym, srebrnym lusterku, myjącą się i rozczesującą włosy dwa razy dziennie. Zupełnie jakby dbanie o przyzwoity wygląd i przyodziewek było czymś nieprzystojnym w podróży.
Wydawało jej się rozsądne by trzymać się blisko Zbigniewa, niepisanego lidera ich małej grupki. Mimo początkowej gadki o zabijaniu za nieodpowiednie odzywki czuła do niego respekt. Chociaż nie była pewna czy pospieszyłby jej z pomocą w razie tarapatów, to po cichutku miała taką nadzieję. Dantemu troszeczkę nie ufała, może z powodu jego grubiańskiego zachowania przy pierwszym spotkaniu, a może przez niezdrową ciekawość, jaką budziła w niej jego twarz zakryta chustą i tajemnicza historia, jakaz pewnością się za tym kryła. Od Jaromira starała się trzymać z daleka, bo choć wyglądał na poczciwego człowieka, co rusz łowiła kątem oka jak rzuca jej spojrzenia spode łba. Intensywny zapach krowiego nawozu, jaki wokół siebie roztaczał nie miał tu prawie nic do rzeczy. Doszła do wniosku że gorliwe próby przełamania lodów nie byłyby mile widziane, więc trzymała język i ciekawość na wodzy, składając sobie obraz towarzyszy ze strzępków informacji którymi chcieli się z nią podzielić. Kiedy dołączyli do reszty wyprawy, postanowiła się trzymać z poza polem widzenia Merkurego, który na szczęście nie ponawiał swoich miłosnych wyznań. Krasnoludy nie wykazały zbytniego entuzjazmu z okazji nowego dodatku do drużyny. Jeden z nich, zwany Fagnusem, w mało zawoalowany sposób dał jej do zrozumienia że jest darmozjadem. Chciała zaprotestować i obejrzała się z niemym błaganiem w stronę mężczyzn podróżujących z nią przez ostatnie dni, ale nikt nie pisnął nawet słówka w jej obronie. A ona rozdarła sobie koronkowy rękaw koszuli wybierając dla nich jajka z gniazd! Z braku innego wyjścia postanowiła iść z innymi w celu nabycia beczułki miodu. Nie to, żeby miała doświadczenie w nabywaniu alkoholu – zwykle alkohol sam przychodził do niej za darmo, jeśli akurat tego chciała.
 
__________________
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.
Linderel jest offline  
Stary 26-08-2013, 00:57   #55
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Wszyscy

-Obojętnie mi – oświadczył w swoim stylu Andrzej.
-Najchętniej to bym poszedł się urżnąć, ale od biedy to i mogę coś ponosić – zagrzmiał Fagnus.
Zagryzjący z napięcia opuszki palców Merkury wyraźnie nie mógł się zdecydować. Z tej patowej sytuacji wyciągnął go Margruk.
-A gdzie do jasnej ciasnej jest May! Czy jak mu tam., cholerka nie pamiętam. Z kalendarza tak jakoś. Mniejsza. – posmutniał nieco uświadamiając sobie kiepski stan pamięci, ale zaraz wrzeszczał dalej - Gdzie ten pedałek?! Widział go ktoś?! Gadać kompania!
-Ja wiem, ja wiem! – darł się Merkury.
Lothar spojrzał na wyrostka pytająco.
- I]Oglądał się na to całe dziwo, tego zbawiciela, te wszystkie budy i kramy. Głowa mu chodziła, jak bombka, na wszystkie strony. Myślałem, że zaraz mu wypadnie z zawiasów. Wypadnie z zawiasów, hehe. Dobre, co? [/i]– chwila ciszy i kontynuował – No, ale przecież nie dziwota. Ja wielkowsiowy jestem. Jak już mówiłem wam nie raz i nie dwa, dumnie reprezentuję sołectwo Biadolin Szlacheckich koło Wierzchosławic. I takich tłumów to ja nawet na jarmarku świętego Wacława nie widziałem. Ludziów jak mrówków. Prawdziwe zatrzęsienie. I Franz gadał jeszcze jakieś dziwne słowa. Chociaż odebrałem staranne wykształcenie magiczne to takich dziwolągów językowych, żem nie słyszał. Jakiś kapitał, aktywa finansowe, rynek zbytu, jakieś pity, city coś, podaż, sprzedaż, kolportaż. Bzdury kompletne. Może zatruł się dymem w pożarze i dopiero teraz wyszły efekty. Miałem na zajęciach takie warsztaty jak leczyć takie przypadki. Nie umiem jakby co! Znam za to wszelką teorię. Mogę cytować „ABC magii”, i „Czarodziejstwo dla opornych” bez zająknięcia. Gdyby ktoś był zainteresowany podjęciem studiów wieczorowych podczas naszej wyprawy to jestem skłonny za poświęcić swój czas …

Z każdym kolejnym słowem Lothar robił się coraz bardziej czerwony na twarzy. Rwanymi krokami zbliżał się do chłopaka z prawicą złożoną do ataku. W międzyczasie krasnoludy prowadzili między sobą zakłady. Szef wyprawy był już o jeden krok zrobienia spuszczenia Merkuremu łomotu, gdy ten przeszedł do meritum.

-Tam poszedł – wskazał ręką główną alejkę, wypełnioną po brzegi pielgrzymami. Nie było najmniejszych szans na wyszukanie go w tym tłumie.

Krasnolud westchnął głośno i opadły mu ręce. Wśród krasnoludów rozległy się jednocześnie okrzyki oburzenia i wiwaty, monety zmieniały właścicieli. Margruk spojrzał ponownie na swoich najemników. Intensywnie zastanawiał się nad przydziałem zadań. W końcu zacmokał głośno, co upodobniło go do brzydkiej, starej, brodatej panny na wydaniu, która wybierała, którego absztyfikanta obdarzy swoją cnotą.

-Dobra, wiem już jak zrobimy. Włochaty - patrzył na Jaromira –ty na pewno masz wolne, a nieoficjalnie masz nakaz porządnego wyszorowania czterech liter. Wilku i Dante. Wy zajmiecie się nabyciem baryłki miodu. Tylko nie spierdolcie sprawy, jak wasz kolega-dezerter. Dostaniecie do pomocy gadułę. Boję się, że jak go puszczę samego to się zgubi. Reszta: Fagas, cichy i elfia facetka z nami. Będzie trochę do ponoszenia.

Wymieniając ostatni przydział dla Gwen Lotharowi wyraźnie zaświeciły się oczy, uśmiechnął się i aż zatarł ręce z uciechy. Zaprzęc wroga klasowego – elfa – do fizycznej roboty i to za darmo, było z pewnością na „Liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią” wielu krasnoludów.

Jaromir

Odprężenie było nie do opisania. Aż trudno uwierzyć, że to tylko gorąca woda. Znalazł ten lokal w jednym z niewielu murowanych budynków. Cena była odpowiednia do standardu. Zdarli z niego ostatnie grosze. Był kompletnie spłukany, ale nie żałował tej decyzji. Sam nie wiedział co sprawiło, że oddał ostatnie zaskórniaki. Prawdopodobnie był to wspólny skutek zmęczenia, olejków zapachowych i wielu oskarżających spojrzeń odwracających się za nim ludzi. Woda szybko traciła ciepło, niedługo będzie musiał się zbierać. Nie miał pojęcia jak długo mógł siedzieć w swojej wannie, kobieta, której zapłacił po prostu przyprowadziła go tutaj i zostawiła. Co mógł zrobić później? Pomoc przy zakupie miodu raczej odpadała, trzech facetów powinno w try miga to załatwić. Mógł jednak pójść pomóc przy załatwianiu sprawunków dla krasnoludów. Wątła sylwetka Gwen nie pomoże jej w karierze tragarza. No i oczywiście mógł powłóczyć się po całym miasteczku posągowym w mniej lub bardziej określonym celu. Ewentualnie mógłby zostać na miejscu i przesiedzieć do wieczora w zimnej wodzie. Poprawka, nie mógł zostać. Każdy dojrzały facet wie co się dzieje, gdy widzi jakąś dorodną przedstawicielkę płci przeciwnej, szczególnie, gdy jej ubiór jest skąpy lub gdy samiec ów dysponuje bujną wyobraźnią. Za momencik jednak Jaromir miał się przekonać o odwrotnym efekcie. Do sali z wannami zwaliła się cała pielgrzymka pań, w mocno podeszłym wieku. Kilka lat temu było na tę grupę społeczną popularne określenie – moherowe berety. Włochański poczuł nagłą potrzebę ucieczki zanim dojrzy przekwitnięte walory ciała, którejś z nowo przybyłych dam.

Zbigniew & Dante

Naczelny wódz przekazał polecenia, rzucił mieszek z nieokreśloną ilością monet i oddalił się pośpiesznie. Jaromir patrzył się to na Wilka to na Dantego, jak bezpański kundel niemogący się zdecydować kto będzie jego nowym właścicielem. Wyraźnie podniecony odezwał się ochoczo:

-A tak w zasadzie, to jaki my miód mamy kupić? Taki zwykły czy pitny? Jak ten pitny to dwójniak czy trójniak? A jak zwykły od pszczół to jaki gatunek? Lipowy, wrzosowy, a może wielokwiatowy? Trochę się na tym znam, wujas miał pasiekę. Wielgachny ten targ mają tutaj. Pewnie będą mieli duży wybór. No i jeszcze ta baryłka. Co to jest? Mała baryła, pomniejszona beczka czy co?

Zanim ktokolwiek zdążył uciszyć gówniarza, obaj panowie oddelegowani do kupna baryłki miodu zorientowali się, że Merkury ma sporo racji. Margruk podał tylko dwa słowa, określające jego życzenie. Wilk i Dante jednocześnie odwrócili się za krasnoludem, ale ich szefa dawno już nie było w poblizu.

Gwen

Gwen miała najlepiej. Dwóch mężczyzn, choć dalekich od określenia dżentelmen, wzięło na swoje barki cięższą pracę. Zostawiali jej najlżejsze pakunki. Przebiegłe krasnoludy długo się targowały z kramarzem o zapasy dla kompani. Pomysłowy handlarz zaproponował ostatecznie, aby trzej pracownicy krasnoludów w ramach rozliczenia pracowali dla niego aż do zachodu słońca. Margruk z radością zaakceptował tę propozycję. Pogroził tylko palcem swoim ludziom, aby się nie obijali i razem z pozostałą szóstką krasnoludów odszedł w siną, niewątpliwie zakrapianą alkoholem, dal. Gwen już miała jeszcze bardziej nadwyrężyć plecy, gdy usłyszała czyjś lament i szloch.

Chudy jak szczapa facecik płakał jak dziecko. Miał na sobie czarną skórzaną zbroję oraz miecz przypasany do boku. Wyglądał na najemnika, lecz z tak lichą tężyzną fizyczną mógłby jedynie mieć nadzieję, że wróg pęknie ze śmiechu jak go zobaczy. Był łysawy, przed pięćdziesiątką, twarz tak samo wychudzona jak reszta ciała. Gwen zrobiło się przykro, gdy przyglądała się jego nieszczęściu. Spojrzała za siebie. Tamci nawet nie zauważyli, że jej nie ma. Przerzucali kolejne skrzynie, beczki i pakunki bez najmniejszych problemów. Szczególnie Andrzej sprawiał wrażenie nadludzko silnego.
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline  
Stary 30-08-2013, 13:49   #56
 
Linderel's Avatar
 
Reputacja: 1 Linderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znany
Gwen obejrzała się za siebie i już miała coś krzyknąć do swoich “współpracowników”, kiedy wzruszyła z rezygnacją ramionami. Z obrazem krajającego się serca wypisanym na twarzy ostrożnie podeszła do nieznajomego.
- Wybacz panie, ale czy mogę ci jakoś pomóc? Co ci dolega?- pochyliła się nad nim lekko.


Poszkodowany już miał zacząć mówić, lecz zdążył spojrzeć na Gwen. Oczy się rozszerzyły, język lekko wystawał, zaczynała się zbierać ślina. Sprawiał wrażenie pochłoniętego swoimi marzeniami. Jednak po chwili się otrząsnął i zamienił potrzeby erotyczne na te bardziej przyziemne. Znowu wyglądał jak siedem nieszczęść.
-Rabunek w biały dzień, piękna pani. Skandal na cały kraj i to tu, pod okiem Zbawiciela. Nadchodzi apokalipsa! - zapiał i znowu pochłonęła go płaczliwa rozpacz - Ukradli - pociagnął nosem i kontunuował. - palec ukradli. Złodzieje, bezbożnicy, chuligany, zbóje, zbrodniarze, bandyci, opryszki, zbiry, mendy społeczne, źli ludzie! - zakończył wymieniankę i ponownie zaczął beczeć.

Jedna z kształtnych brwi elfki uniosła się w górę w wyrazie zdumienia i powątpiewania zarazem.
- Palec? Jaki palec? Kto ukradł panu ten… palec? I po co?-
Odwróciła się na chwilę szukając wzrokiem swoich towarzyszy i chcąc upewnić się czy nie czeka jej bura za nieautoryzowane oddalenie się.


-Jaki palec? Jak to jaki?! Najważniejszy… Nie! Najświętszy na świecie palec. Palec - odwrócił ostentacyjnie ku pomnikowi Zbawiciela - jego palec. Kamienny, wielki jak dwa bochenki chleba. Ukradli parszywce z magazynu, którego byłem stróżem. Teraz pewnie mnie wywalą. Nie przedstawiłem się. Ryszard Lipa, zawodowy ochroniarz, bez licencji. Biorę szóstkę za godzinę. Wielu zadowolonych klientów. Polecam się. - skończył autoreklamę, mrugnął i wrócił do swojej kontemplacji cierpienia - Bo on był taki zapasowy, jakby tamten zbawicielowy ktoś zawinął. Ech, to pewnie te miastowe zbóje. No, ale co ja zrobię. Widzi pani, że ze mnie chuchro. A może… -
Spojrzał z nadzieją w oczy Gwen. Ta nie zdążyła nawet wziąć oddechu, gdy poczuła kościste ciało stróża obejmujące ją w wylewnym geście.
-Dziękuję, panience elfce, dziękuję. No to jestem uratowany. Wygląda mi pani na taką co ma doświadczenie w branży kryminalnej, ba! Pewnie starszym ochroniarzem pani pewnie była i niejedną skradzioną rzecz odbiła z rąk takich padalców. Diabelskie nasienie. Także ja dziękuję. Już się będę żegnał - przytknął wskazujący palec do nadgarstka imitując zegar słoneczny - A jakże! Już dawno po fajrancie. No to udanych łowów. Palec proszę przynieść do magazynu “Skarbonka” najpóźniej do północy. I radzę się nie spóźnić. Żegnam -zaczął odchodzić dziarskim krokiem, lecz nagle się odwrócił - A, bym zapomniał. To mały palec, ten od stopy, co się nim w szafki zazwyczaj wali. - ponownie się odwrócił i tym razem zniknął na dobre.

Gwen nie zdołała się otrząsnąć z wrażeń, gdy usłyszała tajemniczy dźwięk.
-Psst.
Nie mogła zlokalizować jego źródła, chociaż miała wrażenie ich jest on skierowany właśnie do niej.
-Pssst.
Dźwięk się powtórzył, tym razem jakby bardziej nerwowo i mniej tajemniczo. Wokoło nie było prawie żadnych ludzi, jednak elfka wciąż, pomimo świetnego słuchu, nie mogła zorientować się skąd pochodzi.
-Psssst. No chodź żesz tu!
Wreszcie znalazła źródło dziwnych psytnięć i wiedziała także dlaczego poprzednio jej się nie udało. Oparty o murowaną ścianę stał gnom. Miał może z pół metra, o ile założyłby buty na obcasie i tiarę czarodzieja. Wyglądał dziwnie. Rzadko który gnom wygląda normalnie w opinii innych ras, lecz ten wyglądał kretyńsko. Brązowy kapelusz, dwa ciemne denka od butelek połączone drucikiem nałożone na oczy, czarny płaszcz okutający ciasno całą sylwetkę mimo dość ciepłego wiosennego dnia oraz wąskie skórzane buty z wydłużonymi końcówkami. Istny cudak.
-Słuchaj no, bywatelko. Mam najświeższe przecieki dotyczące tego palucha. Są dwaj możliwi sprawcy. No i ewentualnie ci bandyci z miasta, ale o tym nie wiem. Nie wykluczam - asekurancko wystawił wnętrza dłoni - pierwsi to Ruscy, którzą rządzą na tym bazarze. Wszystko kupują i wszystko sprzedają. Więc pewnie trzydziestocentymetrowe palce Zbawiciela też. Inna opcja to lokalni aktywiści ruchu przeciwko pomnikowi. Sabotują część po części i może kiedyś im się uda rozkraść całego. Tyle wiem. Teraz zapłata.
Potarł zachęcająco kciuk o palec wskazujący

Elfka otrząsnęła się z osłupienia i prychnęła poirytowana, wyraźnie się czerwieniąc. Nachyliła się ku gnomowi, mrużąc oczy w groźne szparki.
- Czy waćpan słyszał, żebym się na coś zgadzała, hę? - mówiła nieco piskliwym głosem, jak zwykle kiedy była bardzo zdenerwowana. - Na nic się nie zgadzałam, o nie! - potrząsnęła gwałtownie głową. - Co mnie interesuje zaginiony zapasowy mały palec stopy wielkiego bałwana którego postawili semickiemu bóstwu z importu! Żeby chociaż nie był zapasowy! Gdyby jeszcze była za to jakaś nagroda! - fuknęła wściekle, miotając błyskawice z oczu. - I w ogóle jestem tutaj tylko przejazdem, nie mam czasu na wyciąganie z tarapatów każdego nieszczęśnika którego spotkam! - gestykulowała nerwowo, drepcząc w kółko i prychając co chwilę.
- Ten człowiek nie upilnowałby łojowej świeczki pod korcem, a co dopiero… palca zbawiciela. - skrzywiła się lekko. - Kościoły kapią złotem, a oni wynajmują za grosze kogoś takiego??? - piszczała dalej i coraz głośniej, nie dając gnomowi dojść do głosu.- NIE-JESTEM-NAJEMNICZKĄ!!! - wrzasnęła, tupiąc zawzięcie przy każdym słowie. -Nawet jeśli znajdę sprawców, to co mam zrobić! Grzecznie poprosić ich o zwrócenie zguby!? Widzę człowieka po raz pierwszy i ostatni w życiu, co mnie obchodzi co się z nim stanie! Jak dla mnie, to może sobie ulepić ten palec z masy solnej! - zrobiła przerwę żeby nabrać tchu i schowała nagle twarz w dłoniach, potrząsając żałośnie głową. Emocje nieco opadły. Wciąż była wściekła, że tenże Ryszard Lipa wplątał ją w swoje kłopoty, ale przecież niepodobnaż zostawiać tak człowieka w potrzebie, zwłaszcza kiedy kilka dni wcześniej nieznajomy wyciągnął jej własny tyłek z ognia. Gwen nie była szczególnie religijna, ale wyznawała zasadę, że jednak mimo wszystko lepiej być grzeczną dziewczynką i zbierać dobrą karmę, na wypadek gdyby faktycznie mogła spotkać ją za to jakaś nagroda. - A jeśli straci pracę? A co jeśli księżule wtrącą go do jakiegoś ciemnego lochu? Spalą na stosie dla przykładu?- snuła swoje czarnowidzące myśli na głos. W końcu przypomniała sobie o osobie swojego tajemniczego informatora i zaszczyciła go przepraszającym spojrzeniem.
- Wybaczcie, mości gnomie. Poniosło mnie nieco, ale przecież w końcu nie codzień zostaje się przypadkowo wplątanym w tak brzydko pachnącą sytuację. - uśmiechnęła się smutno. - Niestety pan Lipa kiepsko wybrał sobie wybawiciela. Prawdopodobnie nic nie wskóram sama w obcym mieście, więc wskazówki na nic mi się nie zdadzą. - wzruszyła ramionami.- Poza tym, i tak nie grzeszę nadmiarem gotówki, miałam pecha nocować w gorzejącej karczmie i nie stać mnie nawet na porządny ubiór. - skłamała gładko, machając gnomowi przed nosem pocerowanymi rękawami bluzki. Kupiłaby nową, gdyby tylko miała czas, a nie musiała przerzucać pakunki na zlecenie tego przebrzydłego krasnoluda. Może i spróbuje jakoś poratować Lipę, ale żeby jej własna sakiewka miała na tym ucierpieć? Niedoczekanie! - Żeby mieć pieniądze na dalszą podróż, muszę dźwigać toboły! - poskarżyła się żałośnie. - Ale mimo wszystko, to bardzo szlachetne z waszej strony, że chcieliście pomóc temu strapionemu człowiekowi. Na przyszłość dam dobrą radę, abyście najpierw żądali choćby części zapłaty z góry, zanim powiecie wszystko co wiecie. - na jej twarzy malował się bardzo autentyczny wyraz troski.- Może ktoś inny będzie zainteresowany nowinkami o bożym palcu? Ja niestety muszę już wracać do pracy. Miłego dnia, panie gnomie.- dygnęła zgrabnie, obróciła się na pięcie i otulając się ciasno peleryną szybkim krokiem skierowała się ku kramowi, gdzie zostawiła swoich towarzyszy.
 
__________________
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.
Linderel jest offline  
Stary 30-08-2013, 23:07   #57
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Jaromir wcale nie miał zamiaru narzekać, że nie zaciągnięto go do żadnej pracy. Choć wolne mogło się wiązać z tym, że pewnie pamiętliwe krasnoludy dadzą mu za niedługo popalić, ale Ślązak postanowił cieszyć się każdą chwilą. Za niedługo mógł w końcu stracić życie. Kilka razy udało mu się umknąć śmierci, ale jak będzie następnym razem? Nie mógł wiedzieć, dlatego jakoś lżej mu było wydać ostatnie pieniądze na kąpiel. Jedynym minusem takich chwil relaksu było to, że mijały tak szybko, o czym dawała znać szybko zmniejszająca temperaturę woda. Choć może by chętnie posiedział nawet w zimnej, to zaraz pojawił się kolejny problem. Stado babsztyli, których widok mógł zepsuć cały efekt wypoczynku. Jak najszybciej postanowił uciec. Do swoich ciuchów, nawet, jeśli miałby nie wysuszyć się dokładnie, ale nie narażać swych oczu. A następnie udać się na miasto. Pooglądać towary na targu, bo kupować nie miał za co. Pooglądać się za jakimiś ślicznymi dziewczynami, pozwiedzać okolicę. Szukać dla siebie czegoś do zrobienia w postaci pomocy innym towarzyszom, nie miał zamiaru. Wolne to wolne. Na innych możliwe, że też przyjdzie kolej i pewnie wtedy mu nikt nie pomoże, a co najwyżej jeszcze podstawi nogę. Chciał się więc pocieszyć trochę chwilą.
 
Zara jest offline  
Stary 31-08-2013, 10:53   #58
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Zbigniew westchnął. Nie było to zwykłe westchnięcie. To przekazywało światu całą irytację, złość i niechęć, jaką mężczyzna miał do krasnoludów. Informowało też otoczenie, że jeśli postąpi nierozważnie, może stracić zęby. I to w najlepszym przypadku.
- Brodacze raczej nie wyglądają na takich, których interesowałby miód inny niż pitny. Skoro się znasz na miodzie, to będziesz kupował. Ten dwójniak, czy trójniak, czy inszy pieron. Który lepszy. Kupujemy największą baryłkę po najniższej możliwej cenie. Jak się szefowi nie spodoba, to pozbawimy go wszelkich włosów z twarzy. Co wy na to? - Wilk spojrzał pytająco na towarzyszy, po chwili jednak kontynuował – Któryś z was zna się na negocjacjach innych niż „Obniż cenę, to nie połamię ci rąk”? Sądzę, że ta umiejętność by się nam tutaj przydała.
-Yyy… Ja niestety nie - odpowiedział Merkury- Co do tego miodu to też nie jestem taki oświecony. U tego wujasa to ledwo co parę razy pomagałem. I to tak raczej podaj, przynieś, pozamiataj tylko. Nie byłej jakimś testerem czy coś.

-Spokoooojnie Panoooowie - rzekł uspokajająco Dante - Na miodach akurat się znam. Moje ulubione trunki, z niejednej pasiek miód jadłem, z niejednej piwnicy miód pitny piłem.
Idziem.

-Kontynuując… Dwójniak dobry, powstały z jednej miarki miodu i jednej miarki wody. Razem dwa, stąd dwójniak.
Jednak jak będzie możliwość kupna półtoraka, nie zastanawiamy się. Lepszego nie będzie. Jedna miara miodu i pół miary wody. Trójniaki i czwórniaki mają jedną miarę miodu i odpowiednio dwie i trzy dodane miary wody… Z jednym trafiłeś Zbyszek. Szukamy największej możliwej beczułki półtoraka lub dwójniaka za możliwie najniższą cenę. W ogóle, zobaczmy ile nam dał tej kabony, bo może nawet niepotrzebnie się zapalamy, może niestarczy nam co najwyżej na dzbanek…

W mieszku było w sumie 127 groszy i parę mocno wytartych klepaków. Zliczenia trochę trwało bo lwią część stanowiły 1-groszówki przy niewielkiej asyście dwójek. Ponadto mieszek jak i monety przy bliższym poznaniu traciły dużo na swoim uroku, gdyż niemiłosiernie śmierdziały krasnoludzkiem potem.
-No toś rzeczywiście specjalista pierwsza klasa - wtrącił Merkury - a jakby tak z samego miodu uwarzyć ten trunek to co? Jak się nazywa? Mocniak, kopniak, pierdolniak? - zarechotał z własnego żartu,a nawet trzech.
Dante uniósł pytająco brew, ale zignorował drwinę.
-Miodu się nie warzy. On fermentuje, dzięki wodzie.
Im więcej miodu i mniej wody, tym więcej wiosen musi minąć coby się alkohol wytworzył... Gdybyś nic do niego nie dodawał, nic by się z nim nie stało. Miód pozostałby miodem. Miód znaleźli po dwu tysiącu latach w kadziach przy grobowcu któregoś z królów egipskich, i nadal był dobry do spożycia.
Dante rozglądał się po straganach, jednak ilość kabony jaką mieli nie napawała optymizmem. Miał nadzieję, że ceny tu były niższe niż w dalszej części kraju… Za butlę trójniaka liczyli tam sobie po 15-20 groszy. Półtora litra. Wychodzi na to, że mają pieniędzy po standardowej cenie jakiś mały, 5-6 litrowy antałek. Trójniaka…
Dante opowiedział o swoich obliczeniach reszcie.
-Jakieś pomysły panowie?

Młody mag już otworzył szeroko usta do odpowiedzi, ale po chwili okazało, że żaden sensowny dźwięk się stamtąd nie wydostanie. Zamiast podawania błyskotliwych odpowiedzi zajął się intenysywnym rysowaniem kółek czubkiem buta.

Zbigniew miał już otwarte usta, by skomentować słowa Merkurego, lecz w ostatniej chwili się powstrzymał. Słowa Dantego pchnęły jego umysł na inną ścieżkę rozumowania.
- Możemy kupić te pięć czy sześć litrów trójniaka i dostać opieprz od krasnoludów, dlaczego tak mało i tak marnej jakości. Możemy dołożyć z własnych sakiewek, kupić więcej trójniaka i dostać opieprz od krasnoludów, dlaczego tak marnej jakości. Możemy dołożyć z własnych sakiewek i poszukać lepszego miodu i dostać opieprz od krasnoludów, dlaczego tak mało... - Wilk wymienił te pokojowe rozwiązania ich problemu. Myślał też jednak nad kilkoma mniej uczciwymi. - Możemy też zapieprzyć beczkę lub posądzić kupca o sprzedaż miodu gorszej jakości po cenie lepszej jakości. Albo... wie któryś czy i jak kupcy znaczą swoje beczki?

-Zajumanie beczki odpada. Zrobimy to metodą tradycyjną, po prostu kupimy. Na dokładanie się z własnej kiesy się nie zgadzam, krasnoludy zachowują się jak zwyczajne chuje, nie mam zamiaru iść im na rękę. Poza tym, ten podpalacz zajebał mi moją sakiewkę… A więc, najpierw szukamy jakiegoś kupca z alkoholami. O. Tam jest jakiś.
Dante skierował swoje kroki w stronę spasionego, brodatego kupca który na swojej ladzie miał wyłożony cały asortyment składający się z butli, beczułek, antałków i innych gąsiorków.
-Masz miód pitny, dobry człowieku? - zaczął, jak tylko właściciel straganu obsłużył ostatniego klienta.

Brodacz wyraźnie poczuł wewnętrzny niesmak po tak banalnym, niemal obrażającym pytaniu. Starał się jednak nie dać po sobie tego poznać.
-Ależ oczywiście. Z najlepszych krajowych miodosytni oraz kilka specjałów z zagranicy, głównie pochodzenia litewskiego.
Zaczął się niemrawo ruszać w stronę wyrobów z miodu.
-Tak zwane królewskie półtoraki i dwójniaki -wskazywał pulchnymi palcami swoje towary - mam też trójniak, czwórniak, nawet chyba znalazłby się jakiś piątak, jeśli mielibyścię panowie chętkę na coś bardziej wytrawnego. Wiele rodzajów i gatunków, jak się patrzy. Ziołowe, owocowe, korzenne, domieszki imbiru, pieprzu, jałowca. Czego tylko waćpanowie sobie zażyczą. Duży wybór, wiem. Widzę, iż nie mogą się państwo zdecydować. - mówił automatycznie, nie patrząc nawet na najemników - Dlatego, tu jestem. Służę radą. Na początek pytanko.
Dopiero teraz kupiec zwrócił wzrok w kierunku trójki kupujących. Wyraźnie się skrzywił, jakby znalazł karalucha w pachnącej szarlotce. Merkury mając w głębokim poważaniu wszelkie strategie negocjacyjne od razu palnął.
-127 groszaków, psze pana.
Kupiec sfrasował się jeszcze bardziej, do robaka dołączyło całe stadko pobratymców. Mrucząc coś niemiłego o gównianych klientach i marnowaniu jego cennego czasu zniknął w swoim wozie-magazynie.
-Najgorszego sikacza szukać czy coś ciut lepszego, ale mniej wtedy będzie, hę?
Ręka Zbigniewa spokojnym ruchem została uniesiona do góry, by po chwili spotkać się z potylicą Merkurego.
- Jesteś inteligentny. Zgadnij czego lekcja się właśnie odbyła. - wypowiedział szeptem w kierunku maga.
Nie, żeby Wilk samemu znał się na handlu jednak rekcja kupca mówiła wiele. A mężczyzna potrafił wyciągać wnioski... przynajmniej czasami.
- Czyli jednak nam się oberwie. - rzucił pod nosem Mantufel, wzruszając ramionami. - Siedmiu kurdupli pewno pijących naraz tyle, co ja przez tydzień wolnego. Eh... Domyślam się, że lepiej iść na jakość nie ilość? - Pytanie skierowane było do Dantego, który miał podjąć ostateczną decyzję.
-Idziemy szukać gdzie indziej. Do widzenia.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 08-09-2013 o 17:14.
potacz jest offline  
Stary 12-09-2013, 20:50   #59
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Gwen

Gnom-tajniak coraz bardziej kulił się ze strachu przed rozwścieczoną elfkę. Po przeprosinach jego stan nieznacznie się poprawił, jednak wciąż cały dygotał. Doczekał w napięciu ostatnich słów Gwen, i gdy ta spuściła z niego wzrok oddalił się niezwłocznie. Krótkie nogi i wielki pośpiech sprawiły, że wyglądał jakby przemierzał kolejne metry szpagatami.

W robocie jak to w robocie. Trzeba robić. Pół biedy, gdy wie się, że kończąc harówę można zgłosić się do szefa i odebrać należną dniówkę. W przypadku pewnej elfki nic jednak nie wskazywało na taką kolej rzeczy. Przemknęła jej przez głowę myśl, że przecież nic jej z ta kurduplowatą hałastrą nie wiąże i robi to wszystko dobrowolnie. Buntowniczy wyraz twarzy bezbłędnie odczytał właściciel i udzielił bezpłatnie porady prawnej w kwestii praw pracodawcy i pracownika. Wizja spędzenia reszty dnia i nocy z gwałcicielami i mordercami w wspólnej celi skutecznie oddaliła myśli o ucieczce.

Słońce wlekło się po niebie coraz wolniej. Skrzynki coraz cięższe. Zmęczenie coraz większe. Jedynie handlarz wydawał się coraz bardziej niegroźny i chuderlawy. Gwen poważnie rozważała danie mu w pysk i błyskawiczne opuszczenia miejsca pracy, gdy nagle męka dobiegła końca.

-No chłopaki, fajrant. Możecie spierdalać.

To mało kulturalne zakończenie współpracy zakończyło również dzień Gwen. Padła ze zmęczenia.

Jaromir

Towary na targu stanowiły w głównej mierze tandetne dewocjonalia. Niewarte uwagi pamiątki dla pielgrzymów. Żadnych cudów zza oceanów Jaromir tutaj nie uświadczył. Ciężko było wychwycić w tłumie jakąkolwiek kobietę, która miałaby mniej niż pół wieku życiowego doświadczenia. Rzadkie wyjątki wyglądały na mocno wierzące dziewuszki, które prędzej puściłyby się z księdzem niż zagadałyby z jakimkolwiek młodzieńcem. Co do otoczenia to Ślązak ponownie się zawiódł. Posąg zbawiciela, wokół niego parkingi i targowisko. Dalej wielkie nic, ludziska najwyraźniej wolały nie grzeszyć pod nosem Najwyższego, więc ziemia leżała odłogiem. No i było jeszcze miasto. Małe, szare, nieciekawe. Pewnie nie było nawet burdelu.

Celebracja czasu wolnego była w Świebodzinie bardzo trudna. Tłoczno, duszno, w powietrzu pełno pyłu. Jaromir poczuł się zmęczony. Zmęczony wolnym czasem. Zmęczony wyprawą. Zmęczony życiem. Najtańszym sposobem walki z zmęczeniem jest oczywiście sen. Włochański zaczął szukać krasnoludów i ich wozu. Poszukiwania trwały długo. Wspomagając się licznymi ziewnięciami w końcu dotarł tam gdzie chciał. Natychmiast złożył się do snu i po chwili spał, choć było dopiero popołudnie.

Dante & Zbigniew

Kolejny handlarz był mocno ze wschodu. Sposób w jaki pochłaniał wódkę albo nawet coś mocniejszego, świadczył, że mógł być nawet z mroźnej Syberii. Wilku podczas jednej z wielu mocno polewanych imprez zasłyszał kiedyś, że pili tam tylko spirytus, bo zwykła gorzałka zamarzała. Gdy tylko usłyszeli zaciągający akcent mieli już pewność. Niestety nie zdążyli zamienić nawet jednego słówka.

Nagle rozebrzmiał dzwoneczek. Potem kolejny i następny. Niektóre bliżej, inne dalej. Wydawało się, że kakofonia dźwięków objęło całe targowisko. Dzwonienie trwało tylko kilka chwil, lecz miało niesamowity efekt. Reakcja obronna targowego organizmu była natychmiastowa. Wszyscy handlarze bez wyjątku,Polacy, ruscy, cyganie, krasnoludy, elfy, ludzie, nawet babcie klozetowe sprzedające bilety do przenośnych wychodków, cała bazarowa społeczność, rozpoczęła ewakuację. Pakowano towar, składano stoiska, niektórzy nawet się przebierali. Rekordzistom zajęło to mniej niż dwa oddechy. Po zapakowaniu całego majdanu następowała ucieczka we wszystkie strony świata. Cała operacja wyglądała na niezwykle sprawną i często powtarzaną. Trzej najemnicy stali i patrzeli osłupieni na ten cud targowy.

O co chodziło? Był zwykły nalot. Miejscowe władze postanowiły skontrolować uczciwość lokalnych handlarzy. Strażnicy miejscy w niebieskich mundurach zaczęli intensywnie patrolować okoliczne sklepy. Zgarnęli paru niedoświadczonych w branży, którzy nie umknęli w porę. Niektóre kramy omijali z daleka, niektóre skontrolowali i odeszli z kwaśnymi, zaskoczonymi minami. Ogółem targowisko znacznie się wyludniło. Było tam teraz tyle miejsca, że spokojnie można by tu zorganizować handel słońmi.

Z podsłuchanej rozmowy dowiedzieli się, że dzisiaj na wznowieniu handlu nie ma co liczyć. Kontrola jest nie byle jaka, podobno pokazówka dla paru stołecznych delegatów. W obecnej chwili nawet gdyby Dante z Wilkiem zadecydowali o przechulaniu forsy krasnoludów mogliby nakupować sobie co najwyżej miniaturek zbawiciela albo świecących w ciemności świętych obrazków.

Wszyscy

Nocleg był ekologiczny, z pięknym widokiem. Czyli na twardej ziemi patrząc w gwiazdy. Krasnoludy dobrodusznie zakupiły osiem koców dla drużyny. Nawet był wybór. Można było dostać dziurawy albo śmierdzący kapustą. Jaromir leżał odłogiem dość daleko od wszystkich, jakby padł po ostrym melanżu. Gwen spała słodko, otulona trzema kocami pod opieką Merkurego. Ten, gdy myślał, że nikt nie patrzy głaskał ją po głowie, kątem oka podziwiając kobiece krągłości. Krasnoludy najpierw ostro piły, potem nastąpił przebłysk i zaczęły się zażarcie naradzać. Trochę się pokłócili, aż wreszcie także udali się na białą salę.

28 kwietnia

Następnego dnia, o świcie wszystkich obudził Margruk. Miał srogą minę i przemierzał wciąż krótki odcinek drogi w tę i we w tę. Wreszcie stanął na środku i zlustrował zaspaną kompanię.

-Mamy problem. Znana wam dobrze menda społeczna Franz April… - odetchnął ciężko – opuścił nas. Jego miejsce pobytu jest nieznane. Zostawił tylko krótki liścik o jednoznacznej, mocno obraźliwej , treści. Dopadlibyśmy skurwiela ale… Nie ma takiej potrzeby. Zleceniodawca jest trochę pieprznięty, i dał pieprznięte zalecenia co do tej misji. Musi was i nas koniecznie być po siedem. Że niby czternastu to ucieczka przed trzynastką i dwa razy po siedem to tam coś posprawdzał w gwiazdach i Jowisz czy inny chuj mówi, że w takim układzie nam się uda. No i więc. Mamy innego kandydata. A właściwie to ona jest. Ekhem… Pani – nachylił się do kolegów, aby coś wyjaśnić – Gen! Zapraszamy do nas. Brawa!

Rozległy się poranne, niemrawe klaśnięcia. Lothar pociągnął za rękę elfkę i usadowił ją w centralnym miejscu.

-Oczywiście, jesteśmy drużyną i wy ludzie to lubicie tą całą demokrację, no więc może niech każdy się wypowie, albo chociaż coś powie. Słucham?

Gwen

Gwen zaczęła powoli orientować się o co w ogóle chodzi w tym całym zamieszaniu. Myśli spływały powoli, aż nastąpił przełom. Natychmiast powróciła świadomość, krew zaczęła szybciej krążyć, widziała bardziej ostro, czuła głębiej, słyszała dalej, zmysły doświadczały intensywniej, wyczuwała zbierającą się w niej euforię. Chciała żyć! To było jak narkotyk. Wiedziała nawet skąd pochodzi ta nagła fala mocy. Z wozu. A konkretniej z tego co było ukryte pod płachtami. Coś sobie uświadomiła. Chce dołączyć do tej drużyny. Nie… Musi!
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline  
Stary 14-09-2013, 01:08   #60
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
-Zaaa... - Dante ziewnął przeciągle w pół słowa - ...eeeebiścieeee.... Aaaaa...
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172