Hanna cieszyła się, że mimo trudności, nikomu nic się nie stało. Thomasowi miały zostać siniaki, ale przecież sam był sobie winny i mimo, że dziewczyna martwiła się o niego, to w myślach ganiła za straszną lekkomyślność. Przecież mógł zginąć. Dookoła nich i tak było bardzo wiele śmierci. Służka nie zbliżała się do mutantów, również do tego przesłuchiwanego, zostawiając to zupełnie w gestii mężczyzn. Dopiero, gdy było po wszystkim, dołączyła do grupy przy wozie.
Resztę czasu w oczekiwaniu na przybycie pomocy, Hanna spędziła na nauce władania mieczem. Było to straszne w pewien sposób. Dzierżyć coś, czym tak łatwo można było uśmiercić człowieka! Ciężko było sobie także wyobrazić stawianie czoła prawdziwemu przeciwnikowi. - W jaki sposób możecie pozostać opanowani, walcząc z chcącym za wszelką cenę was zabić przeciwnikiem? Patrząc mu w oczy i blokując jego ciosy? Ja się boję, że zastygnę w przerażeniu w takiej sytuacji!
Słowa te skierowała do wszystkich zaznajomionych z walką. I zastanawiała się nad tym aż nie dotarli do karczmy.
Tam służka otworzyła jedno wino. Nawet nie wiedziała kiedy się skończyło. Nie brała udziału w rozmowach z kimś spoza ich grupy. Głowę ciągle zbyt mocno wypełniały jej okropności.
Kiedy Jeździec Równin skończył rozmowę z kupcem dołączył do reszty kompanii przy stole. Odpalił fajkę i pykał chwilę zamyślony, puszczając kółka dymu pod sufit. - Nie wiem co o tym wszystkim myśleć - stwierdził. - Tyle dobrze, że nie była to zasadzka na nas. Może Weiss chciał jeno wejść z nami w komitywę, żeby wyciągnąć nieco informacji o śledztwie. A może chciał pozbyć się nas na jakiś czas z miasta? Ciekawym, czy Striganie, o których mówiła kobieta to ci sami co handlowali pod miastem. Każdemu wiadomo, że żaden Strigan nie skalał rąk uczciwą pracą. Pasują do nich takie interesy.
- A może to zwykły zbieg okoliczności i pan Weiss nie jest w nic złego zamieszany? - Hanna popatrzyła po wszystkich zebranych na stole, nie czując się przekonana i upewniona w tej całej podejrzliwości. - I nie sądzę, by tacy Striganie wzięli coś co mogło być prochem, a zostawili drogi jedwab - ściszyła głos. - Nie wiem jaką premię nam obiecywał, ale to na pewno jest o wiele więcej warte niż kilka szylingów - uśmiechnęła się niewinnie. - Jeśli jaka wojna idzie to i proch będzie w cenie - powiedział Almos. - Ale diabli ich tam wiedzą. Wróćmy jutro do miasta i przekażmy wszystko Weissowi, niech on sobie głowę łamie. Możemy się jeszcze po drodze rozejrzeć za śladami prochu na trakcie, a ja zaraz przyjrzę się wozom w zajeździe. Może Klaus mógłby kazać Rexowi powęszyć za prochem?
- Mało prawdopodobne by przyjechali ze skradzionym ładunkiem do gospody - Irmina wzruszyła ramionami - Skoro ich zleceniodawca był z Averheim to pewnie tam pojechali. W dużym mieście najłatwiej zniknąć ze skradzionym towarem. Mnie intryguje czy ten ktoś ma powiązania z naszym zakapturzonym. Jeśli tak nasuwa się pytanie po co im proch? Trzeba zapytać Weissa ile go było. Ciekawe do czego może im być potrzebny?
- Może do uzbrojenia jakiejś armii? - Hanna zastanowiła się nad tym przez chwilę. - Lub do wysadzenia czegoś. Słyszałam, że proch potrafi narobić poważnych szkód. Albo chcą sprzedać. Jeśli szykuje się duża wojna na północy, to czy jego cena znacznie nie podskoczy? - wzruszyła ramionami, wszystko to było tylko zgadywaniem. |