Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2013, 08:30   #5
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





- Jam jest Skorlsunn Brann z Mrocznej Puszczy. Co się stało z Twym synem? Możemy Ci jakoś pomóc? - wzrok młodzieńca wyrażał współczucie. - Ostatnimi czasy pomogliśmy uratować ludzi z niewoli orków z zajazdu Nad Długim Jeziorem. Może teraz też damy radę?

- Wybawiciele tych od Smoczego Łba? Tak, tak. Chyba każdy w Esgaroth słyszał. - mówił z przejęciem. Szybko. - Syn mój zaginął. Musiał. Nie wrócił do domu.

- Znajdzie się. Święta czas. Zamartwiacie się niepotrzebnie. - poklepał go po ramieniu stojący obok strażnik a asystent Mistrza Esgaroth pokiwał głową, jakby mówił “Wszystko będzie dobrze”.

- Jak do rana nie wróci, to zaczniemy szukać, tak? - rzekł Quill.

Eingulf nadstawił ucha, młodzik taką nocą mógł spokojnie się zgubić lub zakopać w sianie ze śliczną dziewczyną. Z drugiej strony, była to doskonała wymówka, żeby stąd zniknąć. Pewnie, że przyjęcie było wspaniałe, jadło, napitki. Niestety obecność możnych nieco krępowała Ogara. Dawno nie polował, i chociaż szukanie chłopaka nie mogło się równać pogoni za sarną, czy obława na dziki, to jednak było wyzwaniem. W mieście jeszcze nie polował, więc idea bezkrwawych łowów szybko zakiełkowała w jego umyśle.

- Czas się znajdzie, ale jeśli twoi ludzie będą mieli na niego oko, to nic się nie stanie, człowiek się uspokoi, ktoś może go przyuważy, a jeśli nie, to znaczy że faktycznie coś się mogło stać. Ostatnio sporo się dzieje. Pod Smoczym Łbem też ponoć było spokojnie. - Powiedział spokojnie Quillowi. - Zastukał palcami o wargi, udając chwilowe zamyślenie. - Powiedz no lepiej jak ten twój syn wygląda, gdzie chadza i gdzie go ktoś ostatnio widział? Im więcej będziemy wiedzieć, tym łatwiej coś ustalić lub znaleźć go w tych tłumach.

- Egwin me imię. – dodał śpiesznie do leśnego kompana Branna. – Syna zaś Edor. Średniego wzrostu, czarne loki ale krótko przycięte na dalijską modę, oczy niebieskie i gęste, duże piegi po matce... Już jego przyjaciół niektórych pytałem, ale nie... mówią, że go nie widzieli… - rozłożył roztrzęsione ręce ze zgrozą obserwując ognie, zaciskając pięści i żuchwę. - Jednego jego mam już tylko. Małżonka z córką w płomieniach odeszły z tego świata przez przeklętego gada co gnije na dnie naszego jeziora…

- Ja z wami pójdę. - wąsaty strażnik zgłosił się na ochotnika. - Mam syna w wieku podobnym. - spojrzał pytająco na kapitana i asystenta Quilla.

Ich zgoda objawiła się kiwnięciem głowami przed pośpiesznym powrotem na opuszczone stanowiska.

- Spróbujemy go znaleźć, ale najpewniej gdzieś się zapatrzył na cuda natury… to taki wiek. - Ogar puścił oko i ruszył w kierunku wyjścia. Najłatwiej było najpierw sprawdzić przeprawy, wyeliminowaliby wtedy możliwość, że dzieciak jest poza miastem i być może utknął po prostu. Wiele scenariuszy było możliwych, miał nadzieję, że to jeden z tych lepszych.










Strażnik miejski nazywał się Karl i towarzyszył ojcu oraz bractwu w poszukiwaniach Edora. Szybko ustalili, że łodzie nie odpływały po zmroku zgodnie ze świątecznym rozkazem z ratusza. Jedyne łodzie, które wypłynęły to barki ze sztucznymi ogniami. Strażnicy Bramy nie mogli powiedzieć jednoznacznie czy widzieli chłopca czy też nie. Ludzie w wielkich liczbach przybywali do miasta jak i je opuszczali aby zająć dobre miejsca na plaży do oglądania fajerwerków.

- Nie wiem, gdzie mógł pójść... – bąknął szesnastolatek unikając wzroku ojca Edora.

Chłopak nie mógł oderwać oczu od Branna, który faktycznie odkąd nosił swoje zdobione karwasze zdawał się być nie tylko jakby dostojnym ale i bardziej mężnym. Dziwna to była kombinacja, gdyż Leśny Człowiek proste nosił szaty jak i reszta jego ludu. Praktyczne, skórzane z elementami zbroi dziwnie kontrastowało z niesamowitymi przed ramiennikami lecz bardziej uzupełniały się niż kłóciły.

- Mów chłopcze co wiesz. – Dwalin mruknął ściągając brwi.

- Pomyśl o ojcu Edora. Jak twoi rodzice zamartwialiby się, gdybyś ty tak do domu nie wracał? – zauważył Eingulf. - Dziewczynę w mieście ma nasza zguba?

Młodzieniec widząc na sobie surowy wzrok krasnoluda, Karla oraz proszący starego Egwina zmieszał się.

- Nie ma dziewczyny, ale zaleca się do Asny, córki garncarza. Mówił, że węgorze idzie na staw nałapać dla niej.

- Na Staw Węgorzy? – ojciec rozmówcy, który stał za nim trzepnął chłopaka lekko w czuprynę. – Mówiłem tyle razy, żeby tam nie łazić! Byłeś z nim tam, tak? –mówił stanowczo lecz nie podnosił głosu.

- Powiedz co wiesz. – stary Egwin uspokajająco położył dłoń na ramieniu rodziciela przepytywanego.

- Nie, ja nie byłem. Wiem tylko co mi mówił. Tak miał w zamierzeniach. – podniósł głowę na swojego ojca przejęty.

- Do domu Asny pójdźmy. – wtrącił wąsaty strażnik. – Gdzie ona mieszka?

- Już byłem Karlu. To mych sąsiadów córka. Już z nią rozmawiałem. Nie widziała syna mego... – westchnął ojciec Edora.

- A co to za Staw Węgorzy? – zapytał Brann zaciekawiony.

- Tam na wzgórzach. – Karl wskazał ręką na wschód. Zatoka wgryza się między strome skałki. Potok tam nim wpadnie do jeziora staw tworzy z węgorzy tam słynący w okolicy. Młodzież ciągnie tam ryby łowić, skakać z skał do wody, jak to młodzi. Ale to okolica, w której po zmroku polują wilki i inne stworzenia. Miejsce to niebezpieczne. – pokiwał poważnie głową zatroskany strażnik.

- Zbadać to trzeba. – podchwycił Eingulf.

- Koniecznie. – poparł go skory do poszukiwań Dwalin.










Dwie godziny później duża łódź Egwina dobiła do małej plaży wschodniego wybrzeża we wgryzającej się w pomiędzy strome wzniesienia i skały poszarpanej zatoki. Noc była wciąż ciemna a dym sztucznych ogni do społu z chmurami zakrywał gwiazdy i księżyc. Z pochodniami w dłoniach ruszyli wzdłuż brzegu.

- Tam! – Dwalin wskazał ręką przed siebie. – Łódź.

Pobiegli, choć nie dostrzegali tego co krasnolud i wkrótce ujrzeli to o czym mówił Dwalin. Na w pół wyciągnięta na brzeg, spoczywała obmywana wodą dwuosobowa łódka.

- Tak. To jedna z naszych! – ojciec dopadł łajby zaglądając do środka.

Była pusta nie licząc wioseł i zwiniętej liny.

- Choćmy. – ponaglił Karl. – Chłopak nie wrócił. Znam tę okolicę.

Patrzył na barczyste wzgórza w pomiędzy które odbijała wodna odnoga skąd dobiegał cichy szum wodospadu.

Droga na skałki przypominała bardziej wspinaczkę niż wędrówkę ale na szczęście niezbyt długą.

Na szczycie wzgórza zobaczyli w dole czarne oczko wodne ku któremu ruszyli wybierając mniej strome zejście. Tafla była niezmącona i faktycznie bardzo pasowała nazwa stawu do tego miejsca. Otaczały go skałki a kilka z nich wyrastało niemal pionowo z wody i łatwo można było sobie wyobrazić skaczącą z góry do kąpieli młodzież.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jJtbNdEMJ9k[/MEDIA]


Nie uszli daleko, gdy w blasku pochodni, które odbijały się od powierzchni wody ujrzeli na piasku małej plaży kształt przypominający ludzką postać. Brann z Eingulfem dobiegli pierwsi. Zaraz potem Dwalin z Karlem i w końcu zziajany starzec.

Chłopiec wyglądał jakby spał. Leżał na boku z podkurczonymi nogami a ręce miał złożone razem i jak niczym poduszka wsunięte pod policzek. Zdawał się być w wygodnej i beztroskiej pozie śpiącego snem głębokim. Leczy były to pozory, które utrzymały się tylko kilka chwil.

- Nie!! – rozdzierający krzyk starca rozpruł nocną ciszę echem odbijając się od skał i tocząc między wzniesieniami i po wodzie. - Egwin padł na kolana szlochając powstrzymywany przez Karla, Branna i Dwalina.

Eingulf wbił dwie pochodnie w piach i ostrożnie pochylił się nad nieruchomym chłopcem. Wiedział, że nie żyje. To się czuło. Nie oddychał. To co jednak wskazywało na to dobitnie to były ryby ułożone jedna przy drugiej wzdłuż ciała młodego Edora. Na ramieniu, boku, biodrze, kolanie i łydce leżały nieruchome węgorze. Oczy młodzieńca były zamknięte, twarz i ręce czyste i tylko guz z zadrapaniem na rozbitej skroni tym świeżym znakiem obrażenia mącił bijący spokój od twarzy młodzieńca.

Ogar zbadał ciało chłopca najlepiej jak umiał i stwierdził upewniając sie kilkakrotnie, że chłopiec nie zmarł od uderzenia w głowę.

- Edor został uduszony. – powiedział cicho.

Ojciec w końcu dopadł do nieżywego dziecka i szlochał tuląc ciało syna do piersi.

Karl stał ze spuszczoną głową z milczeniu. Brann podniósł z piachu wiklinowy, pusty kosz na ryby. Dwalin z pode łba grzbiety okolicznych skał. Eingulf wstał z kolan zasmucony, że nie mogli pomóc młodzieńcowi.

Do świtu została najwyżej godzina. Była to wszak najkrótsza noc w roku.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline