Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2013, 15:00   #102
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Wiedząc już, że iść dalej nie ma sensu, Kane wciągnął Shade do jakiegoś ciemnego zaułka, którego wydawało się, że nikt nie obserwuje. Przełączył komunikator na tryb rozmowy wyłącznie z najemniczką i dał znak, by także to zrobiła.
- Pewnie łatwiej byłoby z zewnątrz, tak jak weszliśmy do strefy Czerwonych, ale nie chce mi się tracić czasu. Spróbowałbym z którąś z tych ulic, co wyglądają na pozbawione posterunków. Jakbyś poszła przodem, to wychwyciłabyś czujki. Do cholery, nie mogą mieć tylu ludzi, by wszystko pilnować. Tylko dobre wrażenie sprawiają.
Shade skinęła głową:
- Ok. Zrobię rozpoznanie. Dam ci znać nie ruszaj się z tego miejsca. Nie ma jak romantyczna randka tylko we dwoje. - Zakończyła z uśmiechem. Choć w ciemności, jaka panowała w tym zaułku i tak nie mógłby tego dostrzec, to po tonie jej ostatnich słów, mógł się go domyślić.
- Randki z tobą zawsze są bardzo udane. A jak adrenalina krąży w żyłach, aye? - odpowiedział w podobnym tonie. - Poczekam. Chociaż taka randka to jak stosunek przerywany.
- Takie życie... - Shade westchnęła teatralnie i ruszyła ostrożnie przed siebie trzymając się ścian, by cały czas pozostawać w cieniu. Na razie nie włączyła kamuflażu. Musiała oszczędzać baterie, a przecież nie zamierzała wchodzić nikomu w drogę, przynajmniej na razie. Teraz zamierzała raczej sprawdzić czy któraś z wąskich uliczek nie jest pusta, co byłoby rozwiązaniem prostszym, albo nie ma mniejszej liczby strażników, co stanowiło opcję trudniejszą lecz także do rozwiązania. Wtedy dopiero, gdyby okazja do cichego ataku okazała się odpowiednia, postanowiła włączyć kamuflaż.

Przemknęła bokiem, bez większych trudności docierając do skrzyżowania z pierwszą, niepilnowaną przecznicą. Arabowie, których widziała z tej odległości, wydawali się raczej znudzeni, wydawało się jednak, że schemat ich obserwacji jest prosty. Na szerszych ulicach stawiano barykady i ustawiano reflektory, przeczesując nimi okolicę. Mniejsze uliczki i zaułki, do tego pewnie nie mieli ludzi, więc starali się tylko oświetlać wejścia do nich. Z obserwacji nie wynikało, że gdzieś tam stacjonowali kolejni strażnicy, w ciemnościach wypatrując intruzów. Przy następnym większym skrzyżowaniu znów stał posterunek i również oświetlał teren na wszystkie strony. Wyglądało więc na to, że wystarczyło ominąć lub oszukać snop światła, przekraczając ulicę będącą symboliczną granicą strefy.
Po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji i sprawdzeniu jak największej ilości możliwych, w miarę bezpiecznych dróg, Valerie wróciła do czekającego Kane’a i zapoznała go z sytuacją.
- Może się nam udać przemknąć. - Powiedziała na zakończenie, ale musisz zmaksymalizować swoje umiejętności cichego poruszania się. Na wszelki wypadek będę szła nieco przed tobą i w razie kryzysowej sytuacji spróbuję jakoś odwrócić ich uwagę.
Podniosła z ziemi niewielki odłamek kamienny, będący pozostałością po jednym z licznych wybuchów, na jakie narażone były budynki w tym rejonie i zważyła go w dłoni - Powinno się nadać - powiedziała podrzucając następnie kilka razy w górę. - Wracając do poprzedniego, zdecydowanie bardziej interesującego, tematu naszej rozmowy. Wiesz, że w Somalii obowiązuje arabskie prawo, wedle którego za seks pozamałżeński grozi karę śmierci?
Irlandczyk wysłuchał relacji i cmoknął, krzywiąc się niemal niezauważalnie.
- Bardziej szybkiego niż cichego. Potrafię być szybki, jeśli trzeba, ale to zły sposób - wskazał na kamyczek i wyjął zza paska granat odłamkowy. I beztrosko go podrzucił, łapiąc chwilę później. - Niech w razie co myślą, że są atakowani - powiedział z rozbawieniem. - Wystarczy kilka sekund nieuwagi. - Oparł się o mur, z ciekawością przyjmując kolejne jej słowa. - Kobiecie czy mężczyźnie? Dobrze, że taką karę można wykonać tylko raz. Bo za wybijanie ich fanatyków pewnie już na kilka zasłużyliśmy.

Shade wyrzuciła kamień, wskazując na granat w jego dłoni:
- Ale to przyciągnie sporą uwagę do tego miejsca - Wzruszyła ramionami - W sumie może to nawet będzie lepiej. Kobiety mają większą szansę, że zostaną skazane, bo łatwiej im to udowodnić kiedy skutki stają się widoczne - Zrobiła przy swojej talii charakterystyczny gest zaokrąglonego brzucha - W tym świecie mało kto słyszał o antykoncepcji, zresztą też jest zabroniona - mrugnęła do niego - czytałam jednak o przynajmniej trzech przypadkach ukamieniowania winnego mężczyzny.
- Granat ciśnie się na tyle daleko, by spojrzeli w inne miejsce - odpowiedział bez przejęcia. - Raczej nie w nich, bo za dużo się tego zleci - odsunął się nieco od muru, zbliżając na metr do Valerie. - Pod tymi swoimi namiotami to one nawet kilkuletnie dziecko mogłyby ukrywać. No, chyba, że to mąż postanowi zajrzeć pod spódniczkę - powiedział rozbawiony tym słowem. - Byłabyś tu chyba nieszczęśliwa, aye? - cały czas mówił pół-żartem.
- Taaaa... Pomysł, że w dzieciństwie zostałabym obrzezana, by nie czerpać przyjemności z seksu wydaje się taki... - Nie skończyła tylko potrząsnęła głową - Świat barbarzyńców! Chodźmy. Musimy się dostać do tych drzwi ze znakiem Umbrelli. - Zakończyła kierując się w kierunku uliczki, którą miała zamiar podążać do arabskiej strefy.
- Szkoda, że jest tak ciemno. Zawsze lubiłem ten twój kombinezon - Kane dodał już w ruchu, podążając za kobietą. - Nie tak jak szorty i bluzka na ramiączkach, co bardzo by pasowało do tutejszego klimatu - przerwał na moment, usłyszała jeszcze krótki śmiech. - Chyba brakuje mi tu widoku kobiet.

Część strefy niczyjej, po której poruszali się najpierw, była spokojna i wyludniona, a przynajmniej na taką wyglądała. Tutaj, gdzie dwie strony mogły bezpośrednio mierzyć do siebie z barykad, brakowało chętnych do stałego zamieszkania i narażania się. W budynkach na pewno kryli się ludzie, ale zdawało się, że bardziej przestrzegali godziny policyjnej niż z w ciemnościach przy granicy z "Czerwonymi". Shade prowadziła znaną już sobie trasą, sprawnie i cicho. Niestety, Kane takiej zwinności i umiejętności nie miał. Jego ciężkie buciory co jakiś czas obsuwały jakieś kamienie i chrzęściły na grubym żwirze. Również sylwetki nie miał małej. Nagle, jeszcze kilkanaście metrów od celu, padł na niego snop światła z reflektora, który ktoś musiał niespodziewanie skierować w jego stronę. Czyżby zauważyli ruch? Szybko wskoczył za jakiś załom i przycisnął się do niego. Nie widzieli go, ale i on nie mógł się ruszyć. Jakiś Arab krzyknął coś i Shade dostrzegła jak opuszcza posterunek. Drugi osłaniał go z tyłu, trzymając jedną rękę na reflektorze, a drugą na przewieszonym przez szyję karabinie.
- Facet zbliża się do ciebie. Czy to czas na plan awaryjny? - Shade szepnęła cicho do komunikatora. - Ogłuszający lub dymny, Który wolisz? Ty wybierasz, ja rzucam, ty biegniesz.
- Nie awaryjny, przyspieszamy główny. Ciśnij odłamkowym daleko w drugą stronę. Dorzucę im później flashbanga. Niech myślą, że ktoś ich atakuje - odparł szybko i cicho Kane. - I prowadź od razu do jakiejś dziury w ich strefie. Będę trzymał się blisko.

Shade wyciągnęła granat z kieszeni i wyjęła zawleczkę. Już wcześniej rozważała ewentualne miejsce ataku, takie które maksymalnie odciągnie uwagę strażników od ich prawdziwej pozycji. Teraz tylko zamachnęła się mocno i rzuciła w zaplanowanym kierunku, z całej siły na jaką było ją stać. Zaczęła biec, cichym głosem podając Kane’owi swoją pozycje i kierunek ucieczki.
Granat wybuchł z ogłuszającym hukiem, przerywającym tę nocną ciszę. Ten, który szedł, padł na ziemię, obracając się w tamtą stronę. A co ważniejsze, mężczyzna przy reflektorze również zaczął kierować go na miejsce wybuchu. Przy okazji krzycząc głośno do swoich towarzyszy.
O’Hara nie zastanawiał się. Widząc jak światło reflektora przesuwa się w stronę wybuchu, wyjął zawleczkę z flashbanga i jednocześnie rzucił się do biegu w kierunku Shade. Po drodze cisnął granatem prosto w posterunek, odwracając od niego wzrok.
Najemniczka nie patrzyła w stronę skąd dochodziły odgłosy wybuchów. Biegła jednocześnie starając się wypatrzyć najdogodniejsze miejsce gdzie mogliby się ukryć i przeczekać odsiecz nadbiegającą do obrony “atakowanej barykady”. Nie mieli wiele czasu. Musiała szybko podjąć najwłaściwszą decyzję.
Flash eksplodował, a ludzie zaczęli krzyczeć głośniej. Jakiś tubylec pociągnął za spust, chociaż nikt nie wiedział w co strzela. Tutejsi najwyraźniej byli kłębkiem nerwów. Ale najemnicy na nich nie patrzyli. Dobiegali właśnie do miejsca, z którego Shade obserwowała otoczenie poprzednio. Reflektory "zaatakowanego" posterunku nie kierowały się już w tę stronę, za to robiły to te z drugiej barykady. Nie miały zasięgu na całość odległości pomiędzy skrzyżowaniami, mimo tego przebiegnięcie przez ulice niosło ze sobą ryzyko. Zwłaszcza, że zewsząd dobiegały krzyki, gdy Arabowie gadali ze sobą przez krótkofalówki. W zasadzie to darli się do siebie.
- Nie ma sensu czekać, drugi raz mogą się nie nabrać. Ja pierwszy, sprawdź czy ktoś mnie dojrzy - Kane podjął szybką decyzję. Przesunął się jeszcze trochę w kierunku posterunku z reflektorami wycelowanymi w inną stronę, po czym wziął głęboki oddech i skulony popędził przez ulicę, w stronę ciemnego zaułka po przeciwnej stronie.

Kobieta włączyła kamuflaż i czujnie obserwowała znajdujących się przy posterunku mężczyzn. Na wszelki wypadek w dłoni trzymała kolejnego flashbanga, by rozproszuć ich uwagę, gdyby zauważyli biegnącego najemnika.
Irlandczyk był całkiem szybki, gdy mu się chciało. Przemknął przez ulicę, nie zatrzymując się, ani nie oglądając. Przypadł do muru, wsuwając się w zagłębienie. Nikt do niego nie strzelał. Krzyki od posterunków ciągle rozbrzmiewały, ale Shade ciężko było określić co się dzieje. Przy tym, który został "zaatakowany" na pewno nikt nie zauważył najemnika, przy drugim zaś coś się wydarzyło, bo podjęli decyzję. Zza barykady wyszło trzech uzbrojonych tubylców, zbliżając się szybkim krokiem i rozglądając na boki. Mogli coś widzieć, ale nie spieszyło się im zanadto by pogłębić swoją wiedzę.
Shade także przeszła, najostożniej jak to było możliwe, na drugą stronę ulicy i dotarła do czekającego na nią mężczyzny. Przysunęła się do niego jak najbliżej i wyszeptała:
- Chyba możemy spróbować im się wymknąć. Wolałabym nie robić za wiele zamieszania. Jeszcze będziemy musieli wrócić z powrotem.
Mężczyzna kiwnął głową, nie wdając się w dyskusje. Trzeba było się zmywać. Dał jej gestem znak.
- Za tobą. Postaram się, by tym razem nic nie zobaczyli - mruknął kwaśnym tonem.

Chyba tym razem faktycznie bardziej się postarał, bowiem przemknęli w głąb strefy arabskiej bez wywoływania żadnego alarmu. Odwracając się do tyłu, w zielonkawym świetle noktowizorów, dostrzegli jeszcze wchodzących ostrożnie w tę uliczkę tubylców, ale poruszali się zbyt wolno, by dogonić najemników. To jednak wcale nie oznaczało końca ich problemów, ma się rozumieć. Do miejsca, w którym Ghedi wskazał mniej więcej lokalizację wrót, mieli jeszcze do przejścia prawie połowę całej strefy. A tutejsi wcale nie tak znowu bardzo obijali się w pilnowaniu przestrzegania godziny policyjnej. Wszystkie główne skrzyżowania wydawały się mieć posterunki, a co i raz pojawiały się także kilkuosobowe patrole. Wydawało się, że na ulicach są tylko uzbrojeni ludzie. Sama strefa nie różniła się zbytnio od tej pod kontrolą "Czerwonych". Wyglądała trochę lepiej, ale wysokich, solidnych budynków było niewiele i wszystkie raczej bliżej rządowej strefy. Reszta to zwykle prawie baraki, parterowe lub jednopiętrowe, otoczone marnym ogrodzeniem i utkane przy sobie tak mocno, jak się dało. Wchodząc na pierwsze takie osiedle, odnieśli wrażenie, że podążanie ulicą bardzo wystawia ich na wzrok potencjalnych straży, a korzystanie z osłony budyneczków zmusza do mozolnego przeskakiwania przez płoty, co męczyło i spowalniało.
A w tej okolicy było znacznie więcej światła niż w zachodniej części Mogadiszu.

Kane obejrzał się raz jeszcze, upewniając się, że tubylcy nie poszli za nimi, ani nie wezwali posiłków z drugiej strony. Na nic takiego się nie zanosiło, więc zwolnił, wybierając drogę do jakiegoś najciemniejszego miejsca. Przyjrzał się otoczeniu, zanim dał znak by ruszać dalej. Na ich nieszczęście, miało wcale nie być to takie proste.
- Moje żebra mówią mi, że przeskakiwanie niezliczonych płotów będzie cholernie bolesne. Już wolę nadłożyć drogi, wybierając co ciemniejsze przecznice. W razie czego łatwiej paść na glebę. W ciemnościach bez sprzętu niewiele widzą.
- Dobrze - Shade pokiwała głową - w końcu mamy całą noc możemy pospacerować - rzuciła z lekkim uśmiechem. - Oczekiwanie zaostrza apetyt.
- Mój apetyt nie obejmuje wielkich drzwi ze znaczkiem parasolki - Kane przyjrzał się kobiecie, po czym przyjrzał się jeszcze raz mapie, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Ruszył w kierunku celu tej nocnej wyprawy. - Wolałbym mieć już tę robotę za sobą. Po takich miejscach zawsze mam ochotę na długie wakacje.
Kobieta ruszyła w wyznaczonym kierunku starając się wybierać jak najbardziej optymalną trasę. Jej wrodzone, a może także częścowo wyuczone umiejętności związane z wyszukiwaniem odpowiedniej drogi bardzo się przydawały w takich okolicznościach:
- Też nie mogę powiedzieć by ta misja należała do moich ulubionych. Somalia to paskudne miejsce. Ogólnie nie przepadam za arabskimi klimatami. Następnym razem wolałabym coś w bardziej cywilizowanym miejscu. Osobiście mam ochotę na gorącą kąpiel w wielkiej wannie, a do tego szampan i truskawki. Oczywiście najlepiej w odpowiednim towarzystwie. - Dodała zerkając na Kane’a z lekkim uśmiechem.
- No proszę, arystokracja. Szampana się zachciewa - Irlandczyk powiedział rozbawionym tonem. - Kąpiel tak, ale na co mi truskawki. Zjadłbym wielkiego, krwistego steka i zapił to piwem. Ahhh.
Shade ponownie popatrzyła na Irlandczyka i zaśmiała się cicho:
- Jak mogłam zapomnieć o męskich potrzebach: Solidna porcja jedzenia, kufel trunku, a na koniec szybki numerek w ciemnym kącie. Obawiam się, że w tych okolicznościach mamy możliwość tylko na jedną z tych trzech opcji.
Zbliżył się do niej szybko, obejmując ramieniem w pasie, na chwilę mocno przyciskając do siebie.
- Jedno z trzech to nie tak źle - powiedział głośnym szeptem. Oszacował ją wzrokiem bardzo bezpośrednio. - A teraz powiedz mi, gdzie w tym ciasnym kombinezonie ukryłaś piwo? - jego zęby błysnęły w uśmiechu.
W odpowiedzi otarła się o niego zmysłowo i powiedziała zbliżając usta do jego ucha:
- Będziesz musiał poszukać…
Tego było za wiele. Kane rozejrzał się i dostrzegając ciemny, ślepy zaułek bez wyraźnego przejścia, pociągnął Valerie w tamtym kierunku.
- Wolę by nikt nie przerwał nam degustacji. I przyznaj się, pewnie schowałaś głęboko - ciągle był rozbawiony, w jego głosie jednak pobrzmiewało coś jeszcze.
- Spokojnie - Valerie stanęła w miejscu kręcąc głową - Za picie alkoholu też tutaj mordują - Powiedziała lekko schrypniętym głosem - Chyba najpierw powinniśmy zbadać te cholerne drzwi. Potem wrócimy do degustacji w... bardziej odosobnionym miejscu.
Irlandczyk też się zatrzymał, a potem lekko walnął dłonią w twarz i otrząsnął się.
- Zawsze profesjonalistka. Nawet jak najpierw sprowokuje - mocno klepnął ją w tyłek. - Zasłużyłaś! - dodał z krzywym uśmiechem. Zakręciła prowokacyjnie biodrami i ruszyła w kierunku wyznaczonego celu.
 
Widz jest offline