Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2013, 22:14   #11
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Paladyn, który do tej pory przyglądał się zdegustowany całej sytuacji postanowił działać w celu poprawienia sytuacji. Skoro ktoś zajął się już ‘poległym’, szybko ruszył do strażników.
- Drodzy panowie, nie ma tutaj niczego ciekawego. Jak widzicie przedstawienie zostało już zakończone… A sprawcy zamieszania odbyli już swoją karę.
- Oberwanie w łeb od przeciwnika to nie kara, to pieszczota w porównaniu z nocą w lochu - odparł kapitan straży, który niecierpliwie czekał aż Elaine zakończy swój akt miłosierdzia. Gahnawek niemrawo poruszył się, po czym otworzył oczy i powiódł po zebranych nieprzytomnym spojrzeniem. - No. Bierzcie go chłopaki - rozkazał, a dwóch krzepkich strażników dźwignęło przemytnika z ziemi i postawiło na nogi. Trzeci sprawnie odebrał mu broń.

Elaine podniosła się z posadzki ponownie chowając wisior. Czuła się lepiej, fizycznie jak i duchowo, tak jak zawsze gdy poczuła na sobie boskie spojrzenie. Ale atmosfera w Srebrnej Strzale nadal była aż gęsta od nieprzyjemnych odczuć. Pogodny nastrój gdzieś się rozmył. Zobaczyła, że potężnie zbudowany młodzieniec rozpoczyna rozmowę z komendantem straży, ale odniosła wrażenie, że raczej jego starania mogą nie mieć dobrego skutku.

Albriecht skrzywił się, gdy zobaczył strażników w akcji. Sam nie wiedział czemu to właściwie robił - praktycznie nie znał mężczyzny, a ponadto sam sobie na to zasłużył.
- Ale czy to naprawdę jest konieczne? Jest wieczór, wszyscy miło spędzają czas… To chyba nie pierwszy taki incydent. Zawsze takie drobne występki kończą się przymusowym noclegiem pod waszą opieką?
- Karą za burdę w gospodzie jest areszt! - właściciel “Strzały” przepchnął się przez tłum. - Ten… osobnik obraził moich stałych klientów, szacownych złotników! Zniszczył mienie! Nie życzę sobie tu takich ekscesów! To porządna karczma! - Szacowni złotnicy właśnie stawiali kolejkę mężczyźnie, który celnym ciosem pozbawił Gahnaweka przytomności i nie wyglądali już na obrażonych, ani zainteresowanych przebiegiem rozmowy. Niemniej jednak krzywda się stała, a prawo to prawo - przestrzegano go sumiennie zwłaszcza teraz, gdy miasto powoli zaczynali wypełniać uciekinierzy z północy. Ponoć w Darrow ustanowiono nawet z tego powodu zakaz poruszania się ulicami po zmroku.
Paladyn przewrócił oczami słuchając wyjaśnień właściciela.
- Tak się składa, że to nasi pracodawcy sprawili, że pański utarg jest tak dobry dzisiejszego wieczora a nie pańska stała klientela… Powiedzmy sobie szczerze, że dzisiejszego wieczora na pewno wyszedł pan na plus jeśli chodzi o bilans, więc może zawrzemy umowę? Co by pan powiedział, gdyby ten o to jegomość odpracował wszystko co spowodował dzisiejszego wieczora?
- Niby tak, ale prawo jest prawem… - zaburczał karczmarz, choć bez wcześniejszego przekonania. Chwilę deliberował, podczas gdy kapitan z irytacją postukiwał obcasem, po czym machnął ręką. - Dobra, puśćcie go. - rzekł do strażników. I nim zbrojny zdążył huknąć na niego, że głowę im zawraca, dodał szybko - i kolejka dla panów na mój koszt.
Spojrzenie jakie posłał Gahnawekowi, którego strażnicy bezceremonialnie rzucili na ziemię, nie pozostawiało wątpliwości, że te piwa zostaną mu doliczone do rachunku.

Elaine stwierdziła, że ów młody człowiek musi mieć niezwykły dar przekonywania, co nie było aż tak często spotykane, raczej nie u ciężko zbrojnych. Ponownie usiadła, ale tym razem przy innym stole, takim którego blat nie był pokryty jedzeniem.

Triel w szoku patrzył na rozgrywające się w karczmie szopki. Niedowierzał, że strażnicy tak łatwo dadzą się namówić na spasowanie. Z drugiej strony paladyn wyćwierkał całkiem porządną gadkę. Łotrzyk nieśpiesznie skierował się w stronę towarzyszy nadal pozostając bezpiecznie z tyłu, łypiąc uważnie na żłopiących trunek strażników. „Oby się teraz krasnale nie oburzyły na to bezprawie” – pomyślał i uśmiechnął się mimowolnie kącikami ust.

*Nieźle mieli ozorem, ciekawe czy żelastwem potrafi równie dobrze.* - Przemknęło przez głowę emerytowanemu najemnikowi. Tak czy siak, zabawa się skończyła. Przecisnął się w kierunku rzuconego bezceremonialnie Gahnaweka i zarzucił go sobie na ramię jak szmacianą lalkę. W tym stanie usadził pod ścianą i uniósł mu powiekę.
- Będzie żyć coś się zdaje, lepiej się znam na koniach niż ludziach. - Poklepał łucznika po twarzy. - Teraz już wiesz na co mi łopata.
- Facjata? - Spytał zdziwiony przemytnik, dla którego wszystko działo się teraz za szybko. - Aaa, łopata. Ta wiem. - Opowiedział, ale nie za bardzo rozumiał co do niego mówi Jargo. Chwilę zajęło mu zanim doszedł do siebie. W momencie jednak, gdy spostrzegł, że nie ma przy sobie swojej broni, momentalnie oprzytomniał i zerwał się na równe nogi. Nerwowo zaczął się rozglądać za młodym strażnikiem, który o ile dobrze pamiętał, zabrał mu oręż. Dostrzegł chłopaka siedzącego razem z innymi stróżami prawa przy szynku. Najwyraźniej popijali obiecaną przez karczmarza darmową kolejkę. Gahnawek starał iść w ich kierunku pewnym krokiem, ale widać było, że nogi ma jeszcze z waty. Nie przeszkadzało mu to jednak, butnie i bez cienia skruchy upomnieć się o swoją własność.
- Chyba o czymś zapomnieliście? - Przerwał prowadzoną przez strażników rozmowę. - Zdaje się, że macie coś co należy do mnie. - Wskazał na leżący na ladzie toporek, krótki miecz, łuk i kołczan ze strzałami.

Dłoń Triela z plaskiem wylądowała na czole, gdy tylko usłyszał butną wypowiedź towarzysza. Jargo zaś zastanawiał się, w którym momencie łucznik został pozbawiony resztek rozumu. Co prawda najemnik miał swoje za uszami, ale zazwyczaj wiedział kiedy trzymać dziób na kłódkę. Nawet nie wzdychał, po prostu skreślił Gahnaweka z listy osób, do których można poczuć nieco więcej przywiązania niż do koła w wozie. Nie lubił tracić znajomych ani przyjaciół, wiec wolał się nie przywiązywać.

- Mówisz? - sardonicznie odparł strażnik, wcale nie próbując ukryć skonfiskowanych przedmiotów.
- Potraktuj to jako zastaw. Odpracujesz-odbierzesz - skwitował roszczenia przemytnika kapitan i osuszył kubek. - No, chłopaki, czas na nas.
“Odpracujesz-odbierzesz” - W pierwszej chwili nie wiedział o czym do niego mówi strażnik. Po chwili dopiero przypomniał sobie warunki umowy jaką zawarł paladyn w jego imieniu.
- Co się nie odpracuje się, jak się odpracuje? - Odparł z uśmiechem i potulnie jak baranek, chowając na chwilę honor do kieszeni. Nie chciało mu się dłużej użerać z komendantem, skoro i tak ten opuszczał karczmę.

Gdy strażnicy wyszli, przysiadł się do szynku i zwrócił się do karczmarza. - Tylko panie ostrożnie z tym łukiem. Schowaj go gdzieś, bo to nie tanie cudo. - Łowca nawet nie chciał sobie wyobrażać, że coś mogłoby się złego stać z jego łukiem. - A teraz mów czego ode mnie oczekujesz.
- Do kuchni kotły szorować - odparł krótko właściciel. Co prawda rosły najemnik bardziej by się nadawał do rąbania drewna, ale w środku miasta raczej trudno było o całe pniaki. - Tylko od posługaczek i kucharki łapy z daleka. I od żarcia też, bo do rachunki doliczę.
Słysząc, że poczciwy karczmarz karze mu iść do kuchni szorować gary, Gahnawek uśmiechnął się pod nosem. Zamiast zakasać rękawy, wyjął z sakiewki dwie sztuki złota i zapytał. - Wystarczy?
Gospodarz spojrzał krzywo na podane mu monety. Awanturnik nie wyglądał mu na takiego co groszem śmierdział, a tu proszę.
- No nie wiem… - mruknął.
- Twój zysk, moja strata. - Łowca położył na ladę jeszcze jedną monetę.
- No niech ci będzie - mężczyzna łaskawie zgarnął monety i przesunął w stronę Gahnaweka jego broń. - Gary byłyby dla ciebie nauczką, ale jeszcze byś mi dziewki zbałamucił.
- Widziałem, że z pana rozsądny człek. - Przemytnik trochę żałował swojej rozrzutności, ale jednocześnie nie krył zadowolenia, kiedy odbierał swój ekwipunek, a w szczególności ukochany łuk. - Powiedz mi pan jeszcze, ma pan jakiegoś chłopaka na posyłki co po mieście mógłby przyjezdnego sprawnie oprowadzić?
- Zapłacicie to będzie - obojętnie wzruszył ramionami kaczmarz, starannie maskując zadowolenie. Zapłata wielokrotnie przekraczała wartość zniszczonych rzeczy i tego, co wypili strażnicy.
- Ile zapłacić będzie trzeba, żebyś pan stratny nie był?
- A na ile go chcecie? Potrzebny mi.
Nie inaczej wiadomo, że potrzebny.”Gahnawek rozmawiał z karczmarzem chwile, lecz nie miał wątpliwości, że umie on dobrze zadbać o swoje interesy. - Jak nie głupi to na krótko, kilka godzin. Więc jak będzie?
- Dajcie jeszcze złocisza i możecie z nim robić co chcecie aż do wieczora - zdecydował szybko karczmarz. - A potem mi już niezbędny jest, żeby znów burdy nie było - podkreślił.
Na wzmiankę o burdzie, skrzywił się tylko. - Niech chłopak czeka na mnie jutro przed karczmą z samego rana. Wtedy dostaniesz pan swojego złocisza. - Gahnawek wiedział, że przepłaca, ale nie chciało mu się targować. - A i jeszcze jedna sprawa. Znajdzie się u was w mieście jakiś inny złotnik poza tym krasnoludem? - Łowca pokazał ręką w kierunku stolika brodacza, który sprał go kilka minut wcześniej.
- Pewnie, w końcu Uran to kupieckie miasto - z patriotyczną dumą odparł mężczyzna. - Chłopak cię zaprowadzi, panie.

Gahnawek kiwnął głową. Kątem oka ujrzał zbliżającego się w jego stronę Triela, z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

Elaine rozważała to czego świadkiem była. Widać było,że ludzie z dnia na dzień byli coraz bardziej nerwowi, podejrzliwi,z każdą grupa uchodźców i ich opowieściami o tym co zmusiło ich do opuszczenia swoich domów.
Wojna. Wojna nie zmienia się nigdy.
Szczerze mówiąc Elaine o wojnie targającej tym kieszonkowym królestwem na północy nie wiedziała prawie nic. Ale przecież nie przyjechała tu z daleka by dowiadywać się o lokalnych konfliktach zbrojnych. Zastanawiała się też, czy takie atrakcje to codzienność, czy wręcz odwrotnie.

Zobaczywszy jak zręcznie myśliwy odzyskuje swój dobytek, nie odpracowując niczego i pozbywając się tylko paru monet, Triel musiał przyznać, że Gahnawek rozegrał to całkiem z rozmysłem. Sam już obmyślał konkretny plan, by zadłużyć przemytnika u siebie, odzyskując jego łuk przy pomocy swoich talentów. Plan jednak spalił na panewce i Triel skrzywił się lekko. Zaraz jednak ukrył niezadowolenie pod maską radości, gdy podszedł żwawym krokiem do Gahnaweka i rzekł:
- No, no! – Klepnął starszego mężczyznę mocno przez plecy. – Nie dość, że uniknąłeś paki, jakaś słodka panna uleczyła Twoje rany, to jeszcze wykręciłeś się z brudnej roboty! Tymora musi na Ciebie przychylnie spoglądać. – Rudzielec uśmiechnął się szeroko po czym skierował wzrok na bronie łucznika.
- Aż takie wartościowe to drewienko? – Uniósł brwi i wrócił wzrokiem do tamtego.
- Bezcenne. - Łowca obejrzał jeszcze raz dokładnie łuk. Nie dopatrzył się na szczęście żadnej nowej rysy. - Przekonasz się, kiedy spotkamy orków; ale chwila, o jakiej słodkiej pannie mówiłeś?
- Ach, no tak. Omdlały to nic nie kojarzyłeś. - Triel podrapał się przez chwilę po głowie, pamiętając by jeszcze później dopytać o ten wartościowy łuk, i rozejrzał się po karczmie w poszukiwaniu kobiety, która przyszła z pomocą rannemu Gahnawekowi. Jednak bez skutku.
- Hm, nie widzę jej teraz, za duży tłum się zebrał. Ale była jakaś tam panna, co wyśpiewała słodkie słówka nad Twoimi prawie-zwłokami i proszę - tutaj dotknął palcem wskazującym czoła myśliwego. - Jak nowa!
Łowca próbował przypomnieć sobie zajście, o którym opowiadał mu Triel, ale na marne. Nic. Czarna dziura. Pamiętał tylko jak strażnicy podnoszą go z podłogi i zabierają oręż.
- Rzeczywiście. Po tym jak ten dryblas rąbnął mnie tym stołkiem długo jeszcze powinienem leżeć jak kłoda. Widać dziewczyna ma zbawienny wpływ na mnie. - Rozejrzał się po karczmie za piękną nieznajomą, lecz żadna z kobiet, którą widział nie pasowała mu do tego skromnego opisu. - Cóż, może się jeszcze spotkamy. A teraz muszę postawić kolejkę Albriechtowi. Czekaj. A on chyba nie pije?
Triel wzruszył ramionami i spojrzał przez ramię w stronę paladyna. - Kto go tam wie. Siadasz z nami? - zapytał Gahnaweka kierując się w stronę stołu przy którym siedzieli przed całym zajściem.
- Do krasnali się raczej nie przysiądę - odparł ponuro przemytnik i ruszył za łotrzykiem.
Triel parsknął cicho pod nosem słysząc narzekanie Gahnaweka. Gdy w końcu przedarł się przez klientelę karczmy opadł ciężko na zajmowane wcześniej krzesło i rzekł:
- No dobra, rozrywka rozrywką. Jedni rozerwali się bardziej - tutaj spojrzał znacząco na zasiadającego właśnie myśliwego. - Inni mniej. Pijemy?
- Ja podziękuje. - Po przegranej sromotnej bójce, Gahnawek nie był w najlepszym nastroju. - Ale tobie Albriechcie kufel, albo i dwa wybornego piwa, rzecz jasna na mój koszt, się należy. Skórę, żeś mi uratował brachu, nawet nie wiesz jak bardzo. - Łowca nie wspominał kompanom o swoich wcześniejszych problemach z prawem i cenie za swoją głowę. - Mów jak mogę ci się odwdzięczyć.
Paladyn zajął miejsce przy stole. Nadal nie wierzył, że udało mu się załagodzić sytuację.
- Nie ma o czym mówić, naprawdę. - Wyglądało na to, że jego towarzysz był mu naprawdę wdzięczny, być może źle ocenił tych ludzi? - Powiem szczerze, że moim zdaniem jest tysiąc ważniejszych rzeczy, którym powinni zajmować się strażnicy… Poza tym noc w lochu raczej by nie należała do zbyt komfortowych. - Prychnął i uśmiechnął się.
- Zapewne - odparł krótko Gahnawek, przypominając sobie jak to musiał walczyć z przerośniętymi szczurami o posiłek w futenbergskich lochach.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Sayane : 02-09-2013 o 11:33.
Plomiennoluski jest offline