Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2013, 22:14   #11
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Paladyn, który do tej pory przyglądał się zdegustowany całej sytuacji postanowił działać w celu poprawienia sytuacji. Skoro ktoś zajął się już ‘poległym’, szybko ruszył do strażników.
- Drodzy panowie, nie ma tutaj niczego ciekawego. Jak widzicie przedstawienie zostało już zakończone… A sprawcy zamieszania odbyli już swoją karę.
- Oberwanie w łeb od przeciwnika to nie kara, to pieszczota w porównaniu z nocą w lochu - odparł kapitan straży, który niecierpliwie czekał aż Elaine zakończy swój akt miłosierdzia. Gahnawek niemrawo poruszył się, po czym otworzył oczy i powiódł po zebranych nieprzytomnym spojrzeniem. - No. Bierzcie go chłopaki - rozkazał, a dwóch krzepkich strażników dźwignęło przemytnika z ziemi i postawiło na nogi. Trzeci sprawnie odebrał mu broń.

Elaine podniosła się z posadzki ponownie chowając wisior. Czuła się lepiej, fizycznie jak i duchowo, tak jak zawsze gdy poczuła na sobie boskie spojrzenie. Ale atmosfera w Srebrnej Strzale nadal była aż gęsta od nieprzyjemnych odczuć. Pogodny nastrój gdzieś się rozmył. Zobaczyła, że potężnie zbudowany młodzieniec rozpoczyna rozmowę z komendantem straży, ale odniosła wrażenie, że raczej jego starania mogą nie mieć dobrego skutku.

Albriecht skrzywił się, gdy zobaczył strażników w akcji. Sam nie wiedział czemu to właściwie robił - praktycznie nie znał mężczyzny, a ponadto sam sobie na to zasłużył.
- Ale czy to naprawdę jest konieczne? Jest wieczór, wszyscy miło spędzają czas… To chyba nie pierwszy taki incydent. Zawsze takie drobne występki kończą się przymusowym noclegiem pod waszą opieką?
- Karą za burdę w gospodzie jest areszt! - właściciel “Strzały” przepchnął się przez tłum. - Ten… osobnik obraził moich stałych klientów, szacownych złotników! Zniszczył mienie! Nie życzę sobie tu takich ekscesów! To porządna karczma! - Szacowni złotnicy właśnie stawiali kolejkę mężczyźnie, który celnym ciosem pozbawił Gahnaweka przytomności i nie wyglądali już na obrażonych, ani zainteresowanych przebiegiem rozmowy. Niemniej jednak krzywda się stała, a prawo to prawo - przestrzegano go sumiennie zwłaszcza teraz, gdy miasto powoli zaczynali wypełniać uciekinierzy z północy. Ponoć w Darrow ustanowiono nawet z tego powodu zakaz poruszania się ulicami po zmroku.
Paladyn przewrócił oczami słuchając wyjaśnień właściciela.
- Tak się składa, że to nasi pracodawcy sprawili, że pański utarg jest tak dobry dzisiejszego wieczora a nie pańska stała klientela… Powiedzmy sobie szczerze, że dzisiejszego wieczora na pewno wyszedł pan na plus jeśli chodzi o bilans, więc może zawrzemy umowę? Co by pan powiedział, gdyby ten o to jegomość odpracował wszystko co spowodował dzisiejszego wieczora?
- Niby tak, ale prawo jest prawem… - zaburczał karczmarz, choć bez wcześniejszego przekonania. Chwilę deliberował, podczas gdy kapitan z irytacją postukiwał obcasem, po czym machnął ręką. - Dobra, puśćcie go. - rzekł do strażników. I nim zbrojny zdążył huknąć na niego, że głowę im zawraca, dodał szybko - i kolejka dla panów na mój koszt.
Spojrzenie jakie posłał Gahnawekowi, którego strażnicy bezceremonialnie rzucili na ziemię, nie pozostawiało wątpliwości, że te piwa zostaną mu doliczone do rachunku.

Elaine stwierdziła, że ów młody człowiek musi mieć niezwykły dar przekonywania, co nie było aż tak często spotykane, raczej nie u ciężko zbrojnych. Ponownie usiadła, ale tym razem przy innym stole, takim którego blat nie był pokryty jedzeniem.

Triel w szoku patrzył na rozgrywające się w karczmie szopki. Niedowierzał, że strażnicy tak łatwo dadzą się namówić na spasowanie. Z drugiej strony paladyn wyćwierkał całkiem porządną gadkę. Łotrzyk nieśpiesznie skierował się w stronę towarzyszy nadal pozostając bezpiecznie z tyłu, łypiąc uważnie na żłopiących trunek strażników. „Oby się teraz krasnale nie oburzyły na to bezprawie” – pomyślał i uśmiechnął się mimowolnie kącikami ust.

*Nieźle mieli ozorem, ciekawe czy żelastwem potrafi równie dobrze.* - Przemknęło przez głowę emerytowanemu najemnikowi. Tak czy siak, zabawa się skończyła. Przecisnął się w kierunku rzuconego bezceremonialnie Gahnaweka i zarzucił go sobie na ramię jak szmacianą lalkę. W tym stanie usadził pod ścianą i uniósł mu powiekę.
- Będzie żyć coś się zdaje, lepiej się znam na koniach niż ludziach. - Poklepał łucznika po twarzy. - Teraz już wiesz na co mi łopata.
- Facjata? - Spytał zdziwiony przemytnik, dla którego wszystko działo się teraz za szybko. - Aaa, łopata. Ta wiem. - Opowiedział, ale nie za bardzo rozumiał co do niego mówi Jargo. Chwilę zajęło mu zanim doszedł do siebie. W momencie jednak, gdy spostrzegł, że nie ma przy sobie swojej broni, momentalnie oprzytomniał i zerwał się na równe nogi. Nerwowo zaczął się rozglądać za młodym strażnikiem, który o ile dobrze pamiętał, zabrał mu oręż. Dostrzegł chłopaka siedzącego razem z innymi stróżami prawa przy szynku. Najwyraźniej popijali obiecaną przez karczmarza darmową kolejkę. Gahnawek starał iść w ich kierunku pewnym krokiem, ale widać było, że nogi ma jeszcze z waty. Nie przeszkadzało mu to jednak, butnie i bez cienia skruchy upomnieć się o swoją własność.
- Chyba o czymś zapomnieliście? - Przerwał prowadzoną przez strażników rozmowę. - Zdaje się, że macie coś co należy do mnie. - Wskazał na leżący na ladzie toporek, krótki miecz, łuk i kołczan ze strzałami.

Dłoń Triela z plaskiem wylądowała na czole, gdy tylko usłyszał butną wypowiedź towarzysza. Jargo zaś zastanawiał się, w którym momencie łucznik został pozbawiony resztek rozumu. Co prawda najemnik miał swoje za uszami, ale zazwyczaj wiedział kiedy trzymać dziób na kłódkę. Nawet nie wzdychał, po prostu skreślił Gahnaweka z listy osób, do których można poczuć nieco więcej przywiązania niż do koła w wozie. Nie lubił tracić znajomych ani przyjaciół, wiec wolał się nie przywiązywać.

- Mówisz? - sardonicznie odparł strażnik, wcale nie próbując ukryć skonfiskowanych przedmiotów.
- Potraktuj to jako zastaw. Odpracujesz-odbierzesz - skwitował roszczenia przemytnika kapitan i osuszył kubek. - No, chłopaki, czas na nas.
“Odpracujesz-odbierzesz” - W pierwszej chwili nie wiedział o czym do niego mówi strażnik. Po chwili dopiero przypomniał sobie warunki umowy jaką zawarł paladyn w jego imieniu.
- Co się nie odpracuje się, jak się odpracuje? - Odparł z uśmiechem i potulnie jak baranek, chowając na chwilę honor do kieszeni. Nie chciało mu się dłużej użerać z komendantem, skoro i tak ten opuszczał karczmę.

Gdy strażnicy wyszli, przysiadł się do szynku i zwrócił się do karczmarza. - Tylko panie ostrożnie z tym łukiem. Schowaj go gdzieś, bo to nie tanie cudo. - Łowca nawet nie chciał sobie wyobrażać, że coś mogłoby się złego stać z jego łukiem. - A teraz mów czego ode mnie oczekujesz.
- Do kuchni kotły szorować - odparł krótko właściciel. Co prawda rosły najemnik bardziej by się nadawał do rąbania drewna, ale w środku miasta raczej trudno było o całe pniaki. - Tylko od posługaczek i kucharki łapy z daleka. I od żarcia też, bo do rachunki doliczę.
Słysząc, że poczciwy karczmarz karze mu iść do kuchni szorować gary, Gahnawek uśmiechnął się pod nosem. Zamiast zakasać rękawy, wyjął z sakiewki dwie sztuki złota i zapytał. - Wystarczy?
Gospodarz spojrzał krzywo na podane mu monety. Awanturnik nie wyglądał mu na takiego co groszem śmierdział, a tu proszę.
- No nie wiem… - mruknął.
- Twój zysk, moja strata. - Łowca położył na ladę jeszcze jedną monetę.
- No niech ci będzie - mężczyzna łaskawie zgarnął monety i przesunął w stronę Gahnaweka jego broń. - Gary byłyby dla ciebie nauczką, ale jeszcze byś mi dziewki zbałamucił.
- Widziałem, że z pana rozsądny człek. - Przemytnik trochę żałował swojej rozrzutności, ale jednocześnie nie krył zadowolenia, kiedy odbierał swój ekwipunek, a w szczególności ukochany łuk. - Powiedz mi pan jeszcze, ma pan jakiegoś chłopaka na posyłki co po mieście mógłby przyjezdnego sprawnie oprowadzić?
- Zapłacicie to będzie - obojętnie wzruszył ramionami kaczmarz, starannie maskując zadowolenie. Zapłata wielokrotnie przekraczała wartość zniszczonych rzeczy i tego, co wypili strażnicy.
- Ile zapłacić będzie trzeba, żebyś pan stratny nie był?
- A na ile go chcecie? Potrzebny mi.
Nie inaczej wiadomo, że potrzebny.”Gahnawek rozmawiał z karczmarzem chwile, lecz nie miał wątpliwości, że umie on dobrze zadbać o swoje interesy. - Jak nie głupi to na krótko, kilka godzin. Więc jak będzie?
- Dajcie jeszcze złocisza i możecie z nim robić co chcecie aż do wieczora - zdecydował szybko karczmarz. - A potem mi już niezbędny jest, żeby znów burdy nie było - podkreślił.
Na wzmiankę o burdzie, skrzywił się tylko. - Niech chłopak czeka na mnie jutro przed karczmą z samego rana. Wtedy dostaniesz pan swojego złocisza. - Gahnawek wiedział, że przepłaca, ale nie chciało mu się targować. - A i jeszcze jedna sprawa. Znajdzie się u was w mieście jakiś inny złotnik poza tym krasnoludem? - Łowca pokazał ręką w kierunku stolika brodacza, który sprał go kilka minut wcześniej.
- Pewnie, w końcu Uran to kupieckie miasto - z patriotyczną dumą odparł mężczyzna. - Chłopak cię zaprowadzi, panie.

Gahnawek kiwnął głową. Kątem oka ujrzał zbliżającego się w jego stronę Triela, z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

Elaine rozważała to czego świadkiem była. Widać było,że ludzie z dnia na dzień byli coraz bardziej nerwowi, podejrzliwi,z każdą grupa uchodźców i ich opowieściami o tym co zmusiło ich do opuszczenia swoich domów.
Wojna. Wojna nie zmienia się nigdy.
Szczerze mówiąc Elaine o wojnie targającej tym kieszonkowym królestwem na północy nie wiedziała prawie nic. Ale przecież nie przyjechała tu z daleka by dowiadywać się o lokalnych konfliktach zbrojnych. Zastanawiała się też, czy takie atrakcje to codzienność, czy wręcz odwrotnie.

Zobaczywszy jak zręcznie myśliwy odzyskuje swój dobytek, nie odpracowując niczego i pozbywając się tylko paru monet, Triel musiał przyznać, że Gahnawek rozegrał to całkiem z rozmysłem. Sam już obmyślał konkretny plan, by zadłużyć przemytnika u siebie, odzyskując jego łuk przy pomocy swoich talentów. Plan jednak spalił na panewce i Triel skrzywił się lekko. Zaraz jednak ukrył niezadowolenie pod maską radości, gdy podszedł żwawym krokiem do Gahnaweka i rzekł:
- No, no! – Klepnął starszego mężczyznę mocno przez plecy. – Nie dość, że uniknąłeś paki, jakaś słodka panna uleczyła Twoje rany, to jeszcze wykręciłeś się z brudnej roboty! Tymora musi na Ciebie przychylnie spoglądać. – Rudzielec uśmiechnął się szeroko po czym skierował wzrok na bronie łucznika.
- Aż takie wartościowe to drewienko? – Uniósł brwi i wrócił wzrokiem do tamtego.
- Bezcenne. - Łowca obejrzał jeszcze raz dokładnie łuk. Nie dopatrzył się na szczęście żadnej nowej rysy. - Przekonasz się, kiedy spotkamy orków; ale chwila, o jakiej słodkiej pannie mówiłeś?
- Ach, no tak. Omdlały to nic nie kojarzyłeś. - Triel podrapał się przez chwilę po głowie, pamiętając by jeszcze później dopytać o ten wartościowy łuk, i rozejrzał się po karczmie w poszukiwaniu kobiety, która przyszła z pomocą rannemu Gahnawekowi. Jednak bez skutku.
- Hm, nie widzę jej teraz, za duży tłum się zebrał. Ale była jakaś tam panna, co wyśpiewała słodkie słówka nad Twoimi prawie-zwłokami i proszę - tutaj dotknął palcem wskazującym czoła myśliwego. - Jak nowa!
Łowca próbował przypomnieć sobie zajście, o którym opowiadał mu Triel, ale na marne. Nic. Czarna dziura. Pamiętał tylko jak strażnicy podnoszą go z podłogi i zabierają oręż.
- Rzeczywiście. Po tym jak ten dryblas rąbnął mnie tym stołkiem długo jeszcze powinienem leżeć jak kłoda. Widać dziewczyna ma zbawienny wpływ na mnie. - Rozejrzał się po karczmie za piękną nieznajomą, lecz żadna z kobiet, którą widział nie pasowała mu do tego skromnego opisu. - Cóż, może się jeszcze spotkamy. A teraz muszę postawić kolejkę Albriechtowi. Czekaj. A on chyba nie pije?
Triel wzruszył ramionami i spojrzał przez ramię w stronę paladyna. - Kto go tam wie. Siadasz z nami? - zapytał Gahnaweka kierując się w stronę stołu przy którym siedzieli przed całym zajściem.
- Do krasnali się raczej nie przysiądę - odparł ponuro przemytnik i ruszył za łotrzykiem.
Triel parsknął cicho pod nosem słysząc narzekanie Gahnaweka. Gdy w końcu przedarł się przez klientelę karczmy opadł ciężko na zajmowane wcześniej krzesło i rzekł:
- No dobra, rozrywka rozrywką. Jedni rozerwali się bardziej - tutaj spojrzał znacząco na zasiadającego właśnie myśliwego. - Inni mniej. Pijemy?
- Ja podziękuje. - Po przegranej sromotnej bójce, Gahnawek nie był w najlepszym nastroju. - Ale tobie Albriechcie kufel, albo i dwa wybornego piwa, rzecz jasna na mój koszt, się należy. Skórę, żeś mi uratował brachu, nawet nie wiesz jak bardzo. - Łowca nie wspominał kompanom o swoich wcześniejszych problemach z prawem i cenie za swoją głowę. - Mów jak mogę ci się odwdzięczyć.
Paladyn zajął miejsce przy stole. Nadal nie wierzył, że udało mu się załagodzić sytuację.
- Nie ma o czym mówić, naprawdę. - Wyglądało na to, że jego towarzysz był mu naprawdę wdzięczny, być może źle ocenił tych ludzi? - Powiem szczerze, że moim zdaniem jest tysiąc ważniejszych rzeczy, którym powinni zajmować się strażnicy… Poza tym noc w lochu raczej by nie należała do zbyt komfortowych. - Prychnął i uśmiechnął się.
- Zapewne - odparł krótko Gahnawek, przypominając sobie jak to musiał walczyć z przerośniętymi szczurami o posiłek w futenbergskich lochach.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Sayane : 02-09-2013 o 11:33.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 03-09-2013, 22:22   #12
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aYAJopwEYv8[/MEDIA]

Kiedy zamieszanie ustało, a straż zniknęła z pola widzenia, Jagoda wyrwała się naprzód, pomiędzy nogami druidki, i dopadła stołu, przy którym siedzieli najemnicy.

- Dzieńdobrywieczórheeej!! - zawołała z entuzjazmem, usiłując doskoczyć do krawędzi stołu, żeby się znad niego wychylić; niestety, bez większych rezultatów.
- Wy...wy będziecie brać udział w Wieeeelkieeej Wyyyprawieeee Bohateróóóówwww, prawdaaa?! To wspaniale!!! Wspaniale! Będą bohaterskie czyny, chwała i łuuupy...prawdaaa?! Ale teraz...teraz...teraz musicie pomóc DAMIE W POTRZEBIE!!! - dokończyła z naciskiem.

Z początku Gahnawek myślał, że ma omamy słuchowe. Dopiero po chwili dojrzał niezbyt wyrośniętą dziewczynę kręcąca się przy stole i ze zdziwieniem słuchał jej wywodu.

- Wybieramy się na wielką wyprawę? Mamy pomóc damie? Przykro mi, ale chyba nas z kimś pomyliłaś. - odparł sucho podejrzanej niziołce.
- Nooo...jaaaak tooo?! - niezrażona dziewczynka wdrapała się na ławę i obdarzyła przemytnika radosnym i całkowicie niewinnym uśmiechem
- Sama widziałaaaam, jak was Bohaterowie wybieraaaalii! Z ogłoszeniaaa! Będziemy bić złych orkóówwww!!! I ratować ludzi i w ogóleeeee…!
- My? - powtórzył łowca z niedowierzaniem.
- Noooo…Ja też będę ich biiić!!! - dziewczyna zamrugała, wytrącona z rytmu - Aleee taam - zamachała łapką w kierunku stojącej z boku dziewczyny w kapturze - Jest damaaa, która potrzebuje pomocyyy...no bo też chce goniććć zieeelonycchh…! I muuusi, MUSI, pojechać z waaamiii…
- Dama powiadasz? - Gahnawek podrapał się po brodzie. - Wiesz co? W takim razie zwróć się do Albriechta. - Wskazał paladyna siedzącego po drugiej stronie stołu. - On jest chyba od ratowania ich z opresji. No idź, idź.. - spławił natrętną nieznajomą. “Najpierw krasnoludy, teraz niziołka. Co za dzień”. Westchnął głośno.

Paladyn puścił złowrogie spojrzenie w stronę towarzysza.

- Iiiii tak zrobię! - prychnęła Jagoda. - Waszaaa strataaa, Panie Latający Taborecieeee! - podrzuciła coś w górę, i złapała w locie. Na otwartej dłoni leżała złota moneta. Niziołka podsunęła ją pod nos Gahnawekowi, a potem szybko zacisnęła łapkę w pięść i pokazała mu język.

- Ślacheeetnyyy Paaannieee Rycerzuuu, POMOŻECIEEE…?! - odezwała się do paladyna, ale nie spuszczała wzroku z człowieka.

Dziewczyna może niepozorna, ale wiedziała dobrze jak podnieść ciśnienie Gahnawekowi. Ten widząc sztuczkę z monetą i słysząc jak nazwała go niziołka mało co nie eksplodował. Z chęcią trzasnąłby bezczelną smarkule, ale w porę się opanował. Swoją złość, wyładował na stole, w który huknął pięścią i przez zaciśnięte zęby powiedział do niziołki - Zjeżdżaj mi stąd...!

Niziołka wyszczerzyła zęby w wyrazie absolutnej radości z udanego żartu, ale przezornie odsunęła się na rozsądną odległość od przemytnika. Podniosła dłoń z monetą i obróciła kilka razy, żeby każdy mógł się jej przyjrzeć.

[MEDIA]http://fc06.deviantart.net/fs24/f/2007/363/6/0/Gold_Coin_by_dbestarchitect.jpg[/MEDIA]

- Nooo...nie gnieewajmyy sięęę…Pooostawięęę kaaażdemu kufel pieerwszorzędnego KRASNOLUDZKIEGO gulaaa…znaczyyy…piwaaaa…cooo?! - brzdęknęła monetą o stół i schowała ją do sakiewki. - Moożeeee ktoo inny pomożeee?! - uśmiechnęła się, rozglądając się z iskierkami w oczach po reszcie kompani.

Triel z rozbawieniem przyglądał się całej wymianie zdań. Jednak, gdy wzrok niziołki spoczął na nim, przełknął głośno ślinę, a mina mu zrzedła. Odchrząknął głośno, mówiąc:

- No właśnie, Albriecht! Pomóż Damie w Potrzebie!

Jargo miał do tego wszystkiego bardziej praktyczne podejście. Złapał niziołkę za kołnierz i posadził ją na stole, tak żeby mieć ją oko w oko.

- Skoro jesteś damą w potrzebie, to jak chcesz iść tłuc orki, nie sądzisz że cały czas byłabyś w tarapatach i jednocześnie narażała życie innych? - pochylił się i spojrzał niedużej kobiecie prosto w oczy.
- Pff…! - mała dziewczyna wydęła usta. - Oczuu niee maaacie, Paanie Graaabarzuuu…? Ja NIE jesteem DAMĄ! Ona jeeest taaam!!! - zamachała w kierunku dziewczyny. - Ja sobięę raaadzę! I jaak ma potrzebęęę, to chybaaa wie, na co się szyykujeee, nooo…?! - dokończyła pytaniem.
- No skoro ty naszej pomocy nie potrzebujesz, żeby gonić orki, to się potwornie cieszę… Teraz jednak, może zaprosisz rzeczoną damę, żeby sama wyłuszczyła temat i powiedziała czemu chce to zrobić, skoro jej za to płacić nie będą - rzucił najemnik. Zastanawiał się, co takiego wymyśliła ta niziołka.
- HAAAARLEJJJJ!!! Chooodź tuuu, poooznajjj miiiiłych paaanów!!! - mimo mikrego wzrostu, dziewczyna, jak się okazało, potrafiła wydobywać z siebie zadziwiająco głośne dźwięki. Pochyliła się w kierunku najemnika i dodała ciszej:
- Noooo… do bicia niee potrzebujęęęę… . Aaaleeee muszę sięee taaamm dostać, żeby ich bić!!! A podróż ląądemm jest uuupierdliwaaa i nuuuudnaaaa!!!
- Zaraz zaraz. Czy to oznacza, że Ty i twoja tajemnicza koleżanka też zostałyście wybrane? - zapytał Triel unosząc brwi w zdziwieniu. Był pewien, że zatrudniono tylko ich czworo.
- Nooo… taak jaaakby… nooo... speeecjalnieee wybraaneee… - Jagoda zmartwiła się lekko - Chceeemy jeechać i juuuż!!! Jechaaać na wieeelkąąą przyyygodęęę…!!! - dodała z wyraźnym rozmarzeniem w głosie.
- Czyli jesteście jednymi z tych, którym powiedziano, że jeżeli chcecie jechać, to macie to zrobić za darmochę, na własną rękę i całkowicie własną odpowiedzialność. W ramach czynu społecznego i tłumienia zielonej zarazy. - Fern odsunął się od niziołki nieco i złapał za kawałek kury. - No dobrze, co planujecie i co będę z tego miał...?

Jagoda pokiwała energicznie głową na “tak”, mało przy tym nie spadając z brzegu stołu.

- Aaaaleee paaan mądryyyy, paaaanie Graaabarzuuu…! Zaabierzecieee nas ze sobąąą, oczywiścieee…! - uśmiechnęła się z wdzięcznością - Połowę teraz, połowę w Draaaworr - rzuciła całkiem spokojnym głosem. - Piętnastak za łebka. - wbiła spojrzenie w człowieka, obserwując reakcję.

- Piętnaście w momencie, kiedy cała robota jest warta przynajmniej sto, a ryzykować będę że mnie wykopią od razu, narażając na szwank swoją reputację i możliwość zarobku? - Jargo podniósł jedną brew.

Jagoda skrzywiła się lekko, ale w jej oczach zatańczyły iskierki. Widać takiej odpowiedzi się spodziewała.

- Dwadzieścia i pięć… ale zabierasz psa! - sięgnęła łapkami w kierunku stojącego na stole kufla. - Iiiiii niiic się nie bójcie, chowam się jak szaaalonaaa…! Nikt mniee nieee zooobaczy! - wyszczerzyła radośnie zęby.

Jargo nachylił się do ucha niziołki, tak żeby tylko ona go usłyszała.

- Zrobimy to po mojemu. Wchodzę w to jeśli pozwolą mi zabrać dwukółkę przez teleport. Schowacie się na niej jako worki na ziemniaki, w środku. Jeśli się nie uda i was znajdą, ja nic o was nie wiem i wy same ratujecie własne dupy. Jeśli się uda, po drugiej stronie jak was wypuszczę z worków, płacicie po całej kwocie od łebka. Zrozumiano? A teraz, masz udawać że się poddałaś i zrezygnowałaś, bo tak ci nagadałem do uszu. Spotkanie rano w stajni. - odsunął się od dziewczyny i spojrzał na nią gromowym spojrzeniem.

- Więc słuchaj mnie niedorajdo, nie mam zamiaru nadstawiać karku za nikogo w takiej sytuacji, zwłaszcza za dwie damulki, które aż się palą żeby się pozbyć życia. Więc zabieraj dupę w troki i marsz na najbliższy cmentarz, jeśli aż tak chcesz zejść z tego padołu. - podniósł niziołkę, postawił ją na ziemi i upił z kufla, następnie z mocą rąbnął nim o blat. - Pieprzeni samobójcy...

- Jeeeesteeeś oookrooopnyyy…! - Jagoda zrobiła minę jak skrzywdzone dziecko i pociągnęła nosem. Zeskoczyła ze stołu i uciekła schować się za półelfką.
- Chooodźź, oooniii są NIE-DOOO-BRZYY!!! - pociągnęła dziewczynę za ręka w odwrotnymod stołu kierunku. Odwróciła się jeszcze do najemników i pstryknęła palcami. Złota monetka zrobiła wysoki łuk w powietrzu i wpadła do kufla Jargo z głośnym chlupotem. - Kuuuupcieeee sobieee gulaaaszuuu…!!! - zawołała jeszcze i pokazała wszystkim obecnym język, zanim dała dyla w tłum.

Triel spojrzał po towarzyszach, by zobaczyć ich reakcję na szopkę, która właśnie miała miejsce. Nie za bardzo wiedział, o co chodzi i z czym dokładnie ta niziołka do nich przyszła. Nie dowierzał też nagłemu wybuchowi Jargo i temu jak nagle ta mała osóbka postanowiła dać im spokój. Już otwierał usta, by to skomentować. Powstrzymał się jednak i postanowił nie wtrącać w całą sytuację. “Było minęło, lepiej skupić się na misji przed nami.”

Albriecht patrzył jak zamurowany na całą scenę. Nie potrafił wypowiedzieć nawet słowa.

- Czy wy też to widzieliście czy tylko mi się zdawało? Nie sądziłem, że ktokolwiek może być aż tak… aktywny - powiedział do towarzyszy po całym zajściu. - Swoją drogą dzięki za wsparcie...
- Ależ proszę, zawsze do usług, za odpowiednią cenę oczywiście. Chyba, że coś jest zbyt idiotyczne. - wzruszył ramionami starszy najemnik.
- Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że jednak jeszcze ją spotkamy… Sądzicie, że naprawdę idzie z nami?
- Kto wie, może jest bardziej przydatna niż na to wygląda - rzucił Triel spoglądając w stronę gdzie odeszła niziołka i jej towarzyszka.
- Mam nadzieję, ale sądzę, że zwróci na nas więcej uwagi niż tego potrzeba… - skrzywił się sceptycznie paladyn.
- To na pewno. - przemytnik przytaknął Albriechtowi i dodał - Lepiej dla nas, jak i dla tej smarkuli, żeby więcej się nasze drogi nie skrzyżowały... - Gahnawek miał jednak dziwne przeczucie, że niziołka jeszcze nieraz zszarga mu nerwy. Jej rozmowa z Jargo, którą próbował bezskutecznie podsłuchać, wydała mu się mocno podejrzana.

Elaine z pewnym zdziwieniem i uśmiechem na twarzy śledziła występy niziołki przy stole najemników. Zdecydowanie, ta drobna istotka szybko rozładowała ciężka atmosferę jaka zapadła. Dopiła kubek wina, tym razem grzanego z korzeniami i zaczęła przygotowywać się do opuszczenia karczmy - powoli zbliżał się czas na jej cowieczorny rytuał.

[MEDIA]http://fc02.deviantart.net/fs71/f/2010/326/b/b/tavern_by_hunqwert-d33der1.jpg[/MEDIA]

Kiedy Jagoda odciągnęła Harley na tyle daleko od stołu, by nie obawiać się podsłuchania planu przez osoby postronne, szybko i po cichu wprowadziła dziewczynę w szczegóły.

- Nooo… i bądź rano w stajniach i jeeeedzieeeemyyyy!!! - na koniec podskoczyła kilka razy z uciechy i klasnęła w dłonie. - Wspanialeeee, prawdaaa…?! A teraz… teraz… teraz jeszcze muszę posłuchać, co powiedzą Bohaterowie na spotkaniuuu…! - dokończyła z poważną miną i odwróciła się na pięcie, gotowa polecieć gdzieś dalej.

Harley słuchała w osłupieniu tego, co przekazywała jej Jagoda. “Jedziemy”? “Rano w stajni”? Co się dzieje? Czy naprawdę przez tę krótką chwilę, gdy niziołka zniknęła jej z oczu, dogadała się już z najemnikami? Powinna to sprawdzić. Gdy towarzyszka znów gdzieś pobiegła, półelfka zdecydowała się podejść do stołu najemników, by upewnić się, że ta mała, sprytna wredotka nie robi jej w konia. Dziewczyna przepchała się więc do dużego stołu i miękkim głosem przemówiła.

- Witam, zacni panowie. - Uśmiechnęła się blado, patrząc na twarz każdego z nich. - Mam do Was małą sprawę…
- Witamy - odezwał się Triel lustrując wzrokiem nieznajomą. - W czym możemy pomóc? - Wydawało mu się, że widział już wcześniej tę dziewczynę. Zmarszczył czoło próbując sobie przypomnieć.

Słysząc głos, druidka przeniosła oliwkowe spojrzenie na nieznajomego. Skinęła lekko głowę w geście powitania, a następnie spuściła wzrok.

- Otóż… Była tu przed chwilą pewna niska istotka, prawda? - Wolała się upewnić.
- Była - wtrącił się Gahnawek, a w jego głosie próżno było doszukiwać się entuzjazmu. - To ty jesteś tą damą w potrzebie, o której wspominała ta pyskata niziołka? - zapytał dziewczynę, ale bardziej niż półelfką przemytnik zainteresowany był, stojącym obok basiorem.

Gdy głos zabrał ktoś inny, druidka ponownie spojrzała na zebranych. Ten, który się odezwał później, wyglądał raczej nieprzyjemnie, ale być może to tylko złudzenie…? Chociaż nie zdziwiłaby się, gdyby w istocie tak było. Ochotnicy do takich wypraw musieli być albo zdesperowani, tak jak było w jej przypadku, albo po prostu bezlitośni.

- DAMA? - spytała z niedowierzaniem, otwierając szerzej oczy. Nigdy by nie pomyślała, że ktoś ją podobnie nazwie. - No cóż, wychodzi na to, że tak. Z tym, że sama jest w potrzebie. Chciałybyśmy się przeprawić z Wami przez teleport, to wszystko. Chcę uczestniczyć w wyprawie - odparła, zaciskając pięść z determinacją.

“Następna. Co tak raptem wszystkich ciągnie do wojaczki?” - Gahnawek popatrzył z niedowierzaniem na dziewczynę.

- Cóż, możesz to zrobić sama, na własny koszt, do czego Ci my potrzebni? Poza tym, dlaczego aż tak uparłyście się na tę wyprawę? - zapytał Triel. Nie widział korzyści w próbie przemycenia dziewczyn przez portal i nie specjalnie palił się do pomocy.

Harley przewróciła oczami. No tak, spodziewała się, że nie będzie lekko. No nic, trzeba próbować.

- Nie mam pojęcia jaki ona ma w tym interes, naprawdę. Ja, nawet jeśli nic z tego nie będę miała, chcę pojechać zdobywać…eee... doświadczenie. I nie gadajcie mi tu, że nie bierzecie odpowiedzialności, że zginę. Jestem tego świadoma, więc możecie sobie darować - odpowiedziała zdecydowanie, wbijając w nich spojrzenie - Po prostu nie mam nic do stracenia, a chciałabym jeszcze się na coś przydać - dokończyła, zakładając ramiona pod piersiami. Czekała na odpowiedź, Sarven zaś siedział przy niej spokojnie, spoglądając to na jednego, to na drugiego najemnika.

Triel spojrzał na Jargo sugestywnie, pamiętając jak rozwiązał sytuację z niziołką. “Ty się nią zajmij!”,zdawał się mówić jego wzrok.

Jargo zamrugał ze zdumieniem. Dziewczyna musiała być naiwna lub naprawdę niedoświadczona, skoro mówiła że nie ma nic do stracenia.

- Posłuchaj no mnie paniusiu, naprawdę uważasz że nie masz nic do stracenia? Do tego chcesz nabrać doświadczenia? Mówisz że chcesz się do czegoś przydać? - Jargo aż się zachłysnął z wrażenia. - No moja damo, z taką twarzyczką, to zaraz sprawdzę u karczmarza czy nie ma wolnego pokoju i pokażę ci do czego się jeszcze możesz przydać. Skoro chcesz do czegoś. Zainteresowana? - Najemnik wstał i objął kobietę silnym ramieniem, mocno ją do siebie dociskając. - Następnym razem pomyśl zanim coś powiesz a teraz biegnij do swojej niziołki - szepnął jej na ucho i spróbował je lekko przygryźć przy okazji.

[MEDIA]http://fiftyshadesofgreyandmore.files.wordpress.com/2013/03/ear-bite.jpg[/MEDIA]

Dziewczyna nie mogła wierzyć własnym uszom. To znaczy wierzyła, bo przecież w takich miejscach takie zachowanie było normalne, jednakże jak tak można poniewierać półelfami! Mimo silnego uścisku Harley zdołała w ostatniej chwili wysunąć sztylet przytroczony do uda, którego prawdopodobnie mężczyzna nie zauważył. Druidka przycisnęła zimne ostrze do jego brzucha, wcześniej sprawnie rozcinając mu koszulę.

- Nie śmiej nawet się tak do mnie zwracać, najemniku – odpowiedziała zimnym tonem.
- Możesz powiedzieć niziołce, że nie jedziesz - powiedział mężczyzna równie cicho jak wcześniejszą wzmiankę o tym, żeby pobiegła do towarzyszki. - Czyli masz jakieś resztki ducha... - puścił dziewczynę. - Znikaj mi z oczu i zacznij myśleć co komu proponujesz. Teraz schowaj ten kozik, bo następnym razem w takiej sytuacji wypruję ci flaki za coś takiego - uśmiechnął się na koniec do półelfki.

Harley, czując jak uwalnia się z żelaznego uścisku, wzięła głębszy oddech. O matko, jeszcze chwila a zaczęłaby mieć mdłości. Półelfka schowała broń, po czym spojrzała na potężnego mężczyznę.

- Myślę, że jednak możemy się jakoś dogadać. Jaką odpowiedź otrzymała niziołka? – nie dawała za wygraną, wlepiając w niego spojrzenie, które coraz bardziej stawało się bezsilne.
- Już się dogadaliśmy paniusiu. Znikaj mi z oczu, koniec tematu. Niziołka dostała podobną odpowiedź - powiedział zdecydowanie Jargo i patrząc jej prosto w oczy. Po kilku oddechach odwrócił od niej wzrok, który wyglądał jakby widział zbyt wielu ludzi zamieniających się w kompost i usiadł wygodnie.

Jednakże dziewczyna była uparta i stała tam, jakby wrosła w ziemię.

- Wybacz mi drogi panie, wiem że moje zachowanie bywa karygodne, wspominano mi o tym już nieraz – odpowiedziała już nieco delikatniejszym tonem, uśmiechając się blado, tak jak miała w zwyczaju. – Jednakże liczę na to, ze istnieje jakiś sposób. Musi istnieć... – domyślała się, że wszystko zawaliła. Przecież Jagoda jasno mówiła, że wszystko załatwiła. A ona, durna, dała się ponieść emocjom.

- Rozumiesz po ludzku? - Jargo zaczynał być zirytowany, może dziewczyna była ładna, ale zaczynała go denerwować swoim całkowitym brakiem zrozumienia świata. - Spływaj i nie daj się zabić, mam nadzieję że nie skończysz w najbliższym rynsztoku - powiedział dość szczerze najemnik i przepłukał gardło piwem.

- Niech będzie - mruknęła poirytowana druidka, wbijając wzrok w podłogę. “Jeszcze zobaczymy” , pomyślała, nie mając już sił żeby dyskutować. Bo przecież jak facet się uprze, to gorzej niż baba. Za nic nie da się ugłaskać. Harley zacisnęła więc usta, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie. Sarven poszedł za nią, po raz ostatni obrzuciwszy najemnika zdziwionym spojrzeniem.

Paladyn wstał od stołu i stanął przy swoim towarzyszu. Mimo, że nie pochwalał ostrej reakcji kompana, doskonale rozumiał jego intencje.

- Nie zrozum mnie źle, ale mam wrażenie, że przyciągacie dość dziwne towarzystwo… Nie sądzisz jednak, że potraktowałeś ją zbyt surowo? Poza tym mam wrażenie, że teraz tym bardziej podążą za nami…

Nie przerywając paladynowi Gahnawek odszedł bez słowa od stołu. Postanowił spróbować zrealizować swój nieco szalony pomysł.

- Jeżeli będzie podążać za nami, to znaczy że jej naprawdę na tym zależy, że ma dość ducha na to, żeby się nie poddawać jak uczta dla sępów przy pierwszej lepszej przeszkodzie. Jeśli będzie chciała pójść i tak to zrobi. Pytanie na ile jest zdeterminowana. Nie potraktowałem jej ani odrobinkę za ostro - odparł emerytowany najemnik zmęczonym głosem świętemu wojownikowi.

Albriecht westchnął.

- Być może, ale sądzę, że ta dwójka to raczej typ przekornych osób i za wszelką cenę będą chciały pokazać ci teraz, że się mylisz. Więc… Powodzenia. - klepnął go w ramię. - Nie mogłeś wymyślić jakiejś odstraszającej historii na poczekaniu?
- Odstraszającej historii? Widziałeś błysk w ich oczach? Opowieści o rozlewających się flakach to dla nich radocha dopóki ktoś obok nie zacznie ich wypluwać albo im samym nie rozleją się na ręce. - Jargo wzruszył ramionami. Co zaszło to zaszło, nie miał głowy do rozmyślania nad tym głębiej.

Paladyn skrzywił się.

- Miejmy nadzieję, że się mylisz…Już sama wyprawa będzie niebezpieczna, a dorzucając do tego tą dwójkę…To zakrawa na czyste samobójstwo. - zamyślił się - Muszę przyznać, że będzie ciekawiej niż się spodziewałem… W każdym razie, trzeba będzie ich wypatrywać przy portalu.
- Być może. Przekonamy się jutro - odparł najemnik i wrócił do swojego piwa.

Triel ziewnął głęboko zakrywając usta dłonią. Cała ta sytuacja wydawała mu się absurdalna. Zupełnie nie interesował go los kobiet w potrzebie. Z drugiej strony wiedział, że jego towarzysze źle robią nie doceniając tajemniczej dziewczyny i jej kompanki. Być może mogłyby okazać się sporym wsparciem w ich misji. Jednakże nawet ta myśl nie przekonywała łotrzyka, żeby specjalnie starać się im pomóc.

Wyjrzał przez okno. Zbliżała się pora kolacji. Niedługo dowiedzą się czegoś więcej o wyprawie. Już jutro miał być daleko stąd, pierwszy raz w życiu wyrywając się poza Esper na tak długi czas. Westchnął przeciągle.

[MEDIA]http://th03.deviantart.net/fs48/PRE/f/2009/195/4/0/Burkhal_downtown_nightversion_by_svenart.jpg[/MEDIA]
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 04-09-2013, 20:18   #13
 
Dhemon's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputacjęDhemon ma wspaniałą reputację
Gahnawek od chwili, kiedy “młoda dama” odeszła od ich stolika nie spuszczał z niej wzroku i momentalnie podążył za nią. W karczmie panował tłok, a łowca nie chciał jej zgubić. Na szczęście pólelfka z wilkiem przy nodze rzucała się w oczy w szarej masie ludzi, nie sposób było jej przeoczyć. Widząc, że dziewczyna siada przy małym stoliku przemytnik podszedł do niej pewnym krokiem i zapytał:
- Widzę, że jesteś mocno zdeterminowana, żeby wyruszyć z nami na północ. Nie mylę się?

Harley, wkurzona jeszcze bardziej niż poprzednio, w tym również na samą siebie, rozsiadła się wygodnie przy niedużym stoliku obok wyjścia. Siedziała, stukając opuszkami palców w blat i czekając na obsługę. Wnet wyrosła przed nią ciemna postać. Ba, postać owa przemówiła! W mężczyźnie rozpoznała jednego z najemników, który siedział przy stole z resztą. Uniosła jedną brew nieufnie, słysząc jego słowa.
- Czy jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć? - mruknęła bez przekonania, spoglądając na swojego czworonoga.

- Spokojnie, chyba mnie nim nie poszczujesz? - zażartował, ale widząc groźną minę nieznajomej, wolał nie usłyszeć odpowiedzi - O tym, że mogę ci pomóc - przeszedł do sedna rzeczy, przysiadając się do stolika.

Dziewczyna wolała nie odpowiadać na głupią zaczepkę nieznajomego. Coś podpowiadało jej, że nie warto mu ufać.
- Słucham więc - powiedziała chłodno, wbijając w niego spojrzenie. Cóż, nie wierzyła w to, że mężczyzna tak ochoczo próbuje jej pomóc, nie mając złych intencji. Mimo że zachęcała go do przemowy, nie była ani trochę przekonana co do jego “wspaniałomyślności”.

- Widzę jednak, że nie jesteś zbytnio zainteresowana moją propozycją - Gahnawek podrapał się po brodzie. “Widocznie źle ją oceniłem”, pomyślał.
- Niepotrzebnie chyba zawracam ci głowę...

- Spokojnie, spokojnie. Jestem już po prostu zmęczona, ale chętnie wysłucham propozycji - odpowiedziała szybko druidka, bojąc się że znów coś powie nie tak jak trzeba. Miała ostatnio “szczęście” do wszelkich nieporozumień, wolała więc załagodzić sytuację jak najszybciej.

Widząc nerwową reakcje dziewczyny Gahnawek uśmiechnął się nieznacznie pod nosem i zaczął przedstawiać swoją propozycję.
- Mogę spróbować szepnąć słówko twoim niedoszłym pracodawcom, że warto jednak wziąć cię na północ. Powiedzieć jak to będziesz przydatna podczas wyprawy i ile tracą nie zabierając cię ze sobą. Nic nie obiecuje, ale lepsze chyba to niż wymachiwanie sztyletem przed nosem obcych ludzi - ciekawy reakcji uważnie obserwował półelfkę.

Zagadnięta uniosła brwi w zdziwieniu, słuchając uważnie jego tajemniczych słów. To o czym mówił mężczyzna było…zachęcające, ale właśnie to najbardziej ją przerażało.
- Jaki jest warunek? - zapytała wlepiając w niego uważne spojrzenie. Wolała trochę go nakręcić, pozwolić na omówienie wszystkiego, żeby mieć czas na późniejsze przemyślenie. "A nuż propozycja okaże się jednak opłacalna?"

- Błahostka - łowca uśmiechnął się i rozsiadł wygodniej - Wystarczy, że udowodnisz mi, że ci na tym naprawdę zależy. Nic więcej nie chcę.

Harley spojrzała na niego podejrzliwie, mrużąc ślepia. „Jasne...”
- I ja mam w to uwierzyć? Dlaczego tak bardzo chcesz wiedzieć? - odparła jedynie, zakładając nogę na nogę. Coś jej się w tym dziwnym mężczyźnie nie podobało.

- Fakt brzmi to zbyt pięknie, ale jak nie uwierzysz, to się nie przekonasz - Gahnawek zamilkł i rozejrzał się czy aby nikt ich nie obserwuje - Jeśli zależy ci tak jak mówisz, na pewno zgodzisz się na mała przysługę dla mnie? Prawda?

- O to właśnie pytałam - dziewczyna uśmiechnęła się, w końcu słysząc coś...rzeczywistego - A zatem kontynuuj, podróżniku - dodała, zamawiając przy okazji kufel piwa. Rzadko kiedy je piła, ale stwierdziwszy że dzisiejszy dzień jest wyjątkowy, pozwoliła sobie na tą przyjemność.


Gahnawek przysunął się bliżej półelfki i mówiąc szeptem, żeby żadne niepowołane ucho nie usłyszało jego słów, wyjawił o co tak naprawdę mu chodzi.
- Sprawa jest prosta. Przyniesiesz mi brodę krasnoluda, niejakiego Nabona, a ja sprawię, że weźmiesz udział wyprawie - złożył niecodzienna propozycję, czekając jak zareaguje na nią druidka. “Odmówi, to trudno, nic na tym nie stracę. Jeśli jednak podjęłaby wyzwanie…”


Harley nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Nigdy w życiu ani przez sekundę nie pomyślałaby o czymś podobnie głupim. To by było przecież samobójstwo, i to pewne.
- ...słucham? - zapytała sucho, wlepiając w niego zdziwione ślepka, teraz wielkości spodków.

- Potraktuj to jako test - przemytnik poklepał dziewczynę po ramieniu. - Jeśli się zdecydujesz i ci się uda, znajdziesz mnie w Dziurawym Dzbanie.


„Test?! Nie będę przecież latać z żyletką i golić wszystkich napotkanych ludzi tylko dlatego, że jakiś facet mnie o to prosi.” Harley w końcu zdała sobie sprawę, że to przecież jest ten sam najemnik, który wszczął bójkę chwilę temu. Dlaczego miałaby się poświęcać dla kogoś przez bezsensowne porachunki? Wolałaby zginąć w nieco inny sposób, może na przykład odcinając głowę przerośniętej ropusze...Poza tym wzmiankowany krasnolud nie wyrządził jej żadnej krzywdy, wolała nie wtrącać się w porachunki innych.
- Przykro mi, ale muszę chyba odmówić - odpowiedziała w końcu, uśmiechając się uprzejmie.

- Twój wybór - łowca wzruszył ramionami. Nie zamierzał rozpaczać nad decyzją druidki. Wstał i odszedł od stolika.


Harley upiła łyk piwa, które w między czasie przyniosła jej kelnerka, po czym rozejrzała się dokoła. Ludzi wraz z upływem każdej minuty przybywało coraz więcej, a ona nigdy nie lubiła przebywać zbyt długo w zatłoczonych miejscach.

Tak więc gdy przemytnik się oddalił, ta przez jakiś czas siedziała jeszcze, popijając alkohol a także myśląc o następnym dniu i o tym, jak bardzo będzie musiała się postarać by wyruszyć na wyprawę. Przecież musiał być jakiś sposób! Wreszcie Harley ponownie założyła kaptur, owinęła się szczelniej płaszczem, po czym wraz ze swoim zwierzęcym towarzyszem opuściła karczmę.
 

Ostatnio edytowane przez Dhemon : 04-09-2013 o 22:38.
Dhemon jest offline  
Stary 04-09-2013, 21:57   #14
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Post wspólny Elaine + Gahnawek

Elaine niespiesznie opuściła karczmę. Niecodzienni goście w karczmie i ich zachowanie przypominało jej to co widziała w karczmach swym rodzinnym mieście jak i w tym drugim mieście poniżej. Uśmiechnęła się na wspomnienie jednej z wypraw w korytarze mieszczące się poniżej słynnego więzienia. Jedną z niewielu osób jakiej udało się stamtąd uciec był ruathymski kapitan piratów, Hrolf Niepokorny. Ponoć uwolniła go chyba najczęściej opiewana w pieśniach drowka, ale jak wygadała prawda, nikt nie wie…

Po rozmowie z Harley przemytnik postanowił zanim wróci do stolika najemników na chwilę wyjść na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza. Zaduch w karczmie stawał się dla niego powoli nie znośny. Ku jego zdziwienie w drzwiach minął dziewczynę, która … nie był pewny, ale chyba tak.
- Zaczekaj chwilę. - Zaczepił nieznajomą. - To tobie zniszczyłem notatki przez tego krasnoluda? Zapytał nie będąc pewien, czy nie pomylił dziewczyny z kimś innym.

Elaine odwróciła się. No tak, dobre uczynki nie zostają wybaczone.
Mimo wszystko miała przed sobą obraz swojej dobrej roboty. Bez jej ingerencji raczej nie byłby w stanie chodzić na własnych nogach.
-Tak, to moje notatki utopiłeś w gulaszu. Odpowiedziała lekkim tonem

- A później w ramach rewanżu postawiłaś mnie na nogi, po tym jak padłem jak kłoda na podłogę? - Gahnawek pewności mieć nie mógł, ale zapytać nie zaszkodzi. Nie wątpliwie dziewczyna pasowała do opisu, który przedstawił mu Triel. Tak wiele pięknych kobiet w karczmie nie mogło kręcić w jednym czasie.

- Tak, po raz drugi masz rację, panie. Wyglądałeś tak, jakbyś mógł nie przeżyć drogi do aresztu pod postacią wleczonej kłody, a według mej oceny śmierć to nieco zbyt wygórowana stawka za wywołanie burdy w karczmie. - Elaine uśmiechnęła się lekko mierząc stojącego przed nią mężczyznę wzrokiem.

- Wywołanie burdy? Bez przesadyzmu. - Gahnawek nie czuł się w ogóle winny całego zamieszania. - Ale to prawda tam ten dryblas całkiem porządnie mnie załatwił. Nader pani łaskawa, gdyby nie pani skończyłbym teraz półżywy w lochu, a więc jak mogę się spłacić zaciągnięty dług? - Zapytał przemytnik, który wierny był zasadzie, że dług trzeba spłacać. W ostatnim jednak czasie jego dobre intencje, przynosiły zgoła niezamierzone efekty.

- Nie lubię długów w żadnej postaci. Być może kiedyś ja będę potrzebować pomocy, to wszystko. A tkwienia w lochu nie życzę nikomu, no, prawie nikomu…
Cieszę się, że moje starania odniosły efekty. Brunetka roześmiała się.
Łowca popatrzył troszkę podejrzanie na dziewczynę. Życie nie przyzwyczaiło go do bezinteresownych czynów, na dodatek obcych ludzi. Najwidoczniej może i tacy się zdarzają.

Elaine wychwyciła podejrzliwe spojrzenie mężczyzny i zaśmiała się ponownie.
- Dobrze wiec, w ramach zadość uczynienia napiłabym się grzanego wina. Pasuje ci takowe spłacenie długu, mości panie?
- Do mości pana to jeszcze mi daleko. -Zaśmiał się z kolei przemytnik. - Nazywają mnie po prostu Gahnawek, ale dobrze nieważne. Zapraszam na grzane wino, jeśli takie masz pani życzenie.
-Jestem Elaine Nightsong. I tak, grzane wino jest mym życzeniem na teraz.

Bohaterowie w ocenie Elaine mieli jedną ogromna zaletę. Wokół nich działo sie coś, co jej znajomy opisał jako historia która chce być opowiedziana. Dlatego dla niej bohaterowie byli cennym źródłem informacji.

Grzane wino cenna śmieszna za uratowanie skóry, ale Gahnawek nie miał zamiaru nalegać na droższe wyrazy uznania. Wszedł z powrotem do karczmy i zajął wolny stolik zaraz przy wejściu. Po chwili podeszła do nich dziewka, u której zamówił wymarzony trunek Elaine.
- Powiedz mi gdzie się nauczyłaś takich przydatnych sztuczek?
-Możliwość uśmieżania bólu i zasklepienia ran to dla mnie nie są sztuczki.
- Rzekła brunetka popijając wino. -To trudna sztuka zrozumienia jak ciało ludzkie i nie tylko ludzkie funkcjonuje.
- Mam nadziej tylko, że nie rozcinasz trupów, aby zrozumieć jak funkcjonuje ciało?
-

Miła dziewczyna nie wyglądała mu na taką, ale przemytnik słyszał już o takich szarlatanach co kupują ciała nieboszczyków, żeby uczyć się leczyć.
- Nie, tam gdzie się uczyłam uczulano nas na leczenie żywych ludzi, martwych co najwyżej ktoś bardzo zaawansowany w sztuce leczenia mógłby nawet wskrzesić nieboszczyka, ale ciąć martwych? A to co można zrobić z martwym ciałem to zakopać. Elaine wzdrygnęła się na samą myśl o grzebaniu sie w ludzkich wnętrznościach , martwych ludzkich wnętrznościach. To niebezpiecznie kojarzyło się z animowanymi ciałami.
Miała już do czynienia z nieumarłymi, i nie było to najlepsze wspomnienie...

- Co jednak wino nie smakuje? - Zapytał się, widząc jak dziewczyna się wzdrygnęła patrząc na wykonany z grubego szkła kieliszek. - Tak myślałem, że grzaniec to nie najlepszy pomysł.
-Nie, nie, wino jest dobre, wręcz bardzo dobre. Po prostu temat martwych ciał źle mi się kojarzy.
- W obliczu najazdu orków temat ten będziesz pewnie co raz częściej poruszany.
- Stwierdził przemytnik, choć jak dotąd nie zauważył wielkiego poruszenie zieloną zarazą wsród gości w karczmie. - A właśnie nie słyszałaś może jakiś najnowszych plotek z północy? Jak wygląda sytuacja na froncie? - Gahnawek lada moment miał wyruszyć na wojnę, ale tak naprawdę nie wiele o niej wiedział. Temat wojny nie interesował go dotychczas.
Elaine przez chwilę się zamyśliła.
-Szczerze mówiąc wojna w Królestwie średnio mnie interesuje. Ale wojna jak wojna, nie zmienia się. Nie będę zbyt pomocnym źródłem jeśli chodzi o informacje o niej, poza tym, nie
pochodzę stąd więc nie znam szczegółów.

“Jak coś trzeba widzieć, to zawsze ktoś niezorientowany, albo nietutejszy.”
- Przyjezdna? - Gahnawek wyraźnie się ożywił. - Co cię zatem przyciągnęło do Uran w takich niepewnych czasach?
-Ciekawość. O Królestwie mało co wiadomo. A że jestem typem podróżnika który lubi zwiedzać i oglądać, to przyjechałam zobaczyć na własne oczy. A w Uran jest najbardziej jak
dla mnie na razie ciekawe. Elaine łyknęła nieco wina.

-Ty na miejscowego też nie wyglądasz w przeciwieństwie do złotoustego towarzysza, który wydaje się wszystkich znać.
- Do waszego towarzysza?
- Zapytał zdziwiony. - Co masz na myśli mówiąc “waszego”?
-Siedzieliście razem zanim zaczęto się zamieszanie, potem też, to on rozmawiał z strażnikami i karczmarzem w twojej sprawie tak, jakby ich znał no i jego akcent. Tu wszyscy mówią specyficznie. To wskazuje, że jest miejscowy.
- Brunetka powoli odginała palce wyliczając argumenty.
- Widzę nic ci nie umknie. - Stwierdził Gahnawek, któremu nawet nie przyszło do głowy, żeby na podstawie akcentu określi skąd kto pochodzi. Od taki mało znaczący szczegół. - Tak to prawda, w Uran jestem po raz pierwszy. Jak się pewnie zorientowałaś przybyłem, żeby wziąć udział wyprawie i patrząc na tłumy w karczmie nie ja jeden.
-Jakiej wyprawie?
Dziewczyna wyglądała na nieco zaskoczoną. Kto i po co mógł organizować wyprawę, jeśli szalała wojna?
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że siedząc w Uran nie widziałaś ogłoszeń o wyprawie? Poza tym cała karczma o niej huczy.
-Szczerze nie zwracałam uwagi na ogłoszenia i to co mówi się w karczmach. Dużo czasu spędzałam w bibliotece. To co to za wyprawa?
- Słyszałaś może o bohaterach z Pyłów?
-Tak, słyszałam o Pylach i o tych którzy stamtąd wrócili. To ma jakiś związek z ta wyprawą?
- W takim razie opowiedz mi o nich. Z chęcią posłucham, a później powiem ci co mają oni wspólnego z moją osobą.
- Gahnawek ciekawy był czym jego pracodawcy zasłużyli sobie na taką sławę. Elaine nachyliła się lekko w stronę łowcy.
-Słyszałam, że w Pyłach wydarzyło się coś, o czym jawnie nie wolno im mówić, ale mimo to plotki są, bo prócz nich widzieli to jeszcze inni. Ponoć stało się tam coś na tyle strasznego, że sami Bogowie maczali w tym place, że jedno z nich nosi piętno Pani Ciemnego Splotu, a ciemność władająca tym miejsce a nowo się przebudziła… brunetka dramatycznie zawiesiła głos. -Ale to tylko plotki, niestety nic konkretnego o nich nie wiem prócz tego,że byli w Pyłach.
- E tam
. - Łowca machnął ręką. - Ludzie pewnie jak zwykle przesadzają.
-Jak to ludzie. I co, jesteś pośród szczęśliwych wybrańców?
Zapytała Elaine dopijając wino
- Czy szczęśliwych to nie wiem, ale tak podobno jutro wyruszamy.
-To wypada mi pogratulować. A teraz będę się żegnać, czas na mnie, niedługo wieczór.

Elaine odstawiła pusty kieliszek po grzańcu na blat stołu.
- Nie zatrzymuje zatem i jeszcze raz dziękuje.
-Ja również dziękuję za wino i życzę powodzenia w wyprawie.

Elaine podniosła się , lekko skłoniła głową i skierowała się w stronę drzwi. Gahnawek nie ruszył się z miejsca, tylko odprowadził wzrokiem kobietę do drzwi.

Udała się w stronę swojego jeszcze-miejsca-zamieszkania. W Uran dowiedziała się chyba wszystkiego czego tylko mogła. Magowie nie zachęcali do dalszej współpracy, ich strata.
Słońce powoli chyliło się nad horyzontem malując niebo ciepłymi kolorami.



W swoich czterech kątach przygotowała się do co wieczornego zwyczaju który pozwolił jej osiągnąć pełen spokój i poczucie dobrze zakończonego dnia.
Wnętrze pomieszczenia wypełniła cicha słodka melodia.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bOGt85oChnA[/MEDIA]

Następnego dnia jakiś czas po świcie Elaine po wszystkich obowiązkach udała się po raz ostatni do Gildii Magów. Była praktycznie spakowana, chciała jeszcze rzucić okiem na interesujący ją zwój. Miała wrażenie, że coś w nim przeoczyła. Jakiś czas później wiedziała, że jednak z starego tekstu nie wyczyta nic więcej. No cóż, bywa.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay

Ostatnio edytowane przez Lhianann : 04-09-2013 o 22:32.
Lhianann jest offline  
Stary 04-09-2013, 23:23   #15
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś

Wieczór w "Srebrnej Strzale"
Uran



[media]http://www.youtube.com/watch?v=7TGIIBduhzA[/media]


Pomny wydarzeń wczesnego popołudnia, karczmarz z własnej woli udostępnił Bohaterom zaciszny alkierz, przeznaczony zapewne dla lepszych (lub specjalnych) gości. Zaopatrzeni w jadło, napitek i święty spokój najemnicy mogli się wreszcie dowiedzieć szczegółów swojego zlecenia.
- Więc tak… - chrząknął Hourun, bo jakoś nikt nie kwapił się by zacząć.
Po kolei przedstawił dziewczęta i Riviel, siebie, Helfdana i jego półorka Dohgara, i dwóch dawniejszych kompanów: Atolego i Grubego Kerstana, który był jeszcze grubszy niż wcześniej, a swoją czarną brodę, na modłę krasnoludów, zaplatał teraz w warkocze. Poczekał aż najemnicy sami przedstawią się grupie.

Następnie zabrała głos Riviel, kolejny już raz opowiadając to, co zaobserwowała na własne oczy. Co prawda najemnicy wiedzieli, że zatrudnia się ich do walki z orkami, jednak co innego widzieć słowa na pergaminie, a co innego słyszeć je z ust naocznego świadka. Dobrą informacją było to, że posiadłość obwarowana była podwójnym ostrokołem, typowym dla północnych wsi i dworów. I w zasadzie była to jedyna pozytywna wieść tego wieczoru.
Dwór oblegany był już niemal od miesiąca; wszystko zaczęło się od sporadycznych ataków, by wreszcie odciąć de Crowfieldów od reszty Królestwa. Nie licząc domowników i wieśniaków, którzy schronili się wewnątrz palisady, drużyna posiadała około dziesięciu wyszkolonych wojowników i kilku myśliwych - wszystkich mniej lub bardziej rannych. Teraz być może już martwych.
- Oraz czterech ochroniarzy pani Lefourge - przypomniała Riviel. - Choć ona nie jest chętna wypuszczać ich do walki. - Skrzywiła się na taką nieroztropność.

Wokół dworu rozbiły obozy trzy grupy zielonoskórych - orków, goblinów, hobgoblinów i niedźwieżuków. Każda liczyła sobie około dwie dziesiątki istot, w tym szamanów. Na odsiecz ze strony paladynów nikt nie liczył.
- Musimy zabrać zapasy żywności, leków, strzał...- wyliczał Hourun. - Mam nadzieję, że jesteście odpowiednio wyposażeni do takiej eskapady? Ktoś potrzebuje konia? - Powiódł wzrokiem po najemnikach. - Macie jeszcze jakieś pytania?

Półelf wespół z półorkiem hołdowali odwiecznej mądrości wszelkiej maści wojowników, żołnierzy czy innych ludzi spędzających wiele czasu na trakcie: jak dawali jeść to jadł, a nie gadał bo jedzenie ma taką magiczną właściwość że stygnie i znika z półmisków…a wszyscy wiedzą że głodny chłop to swarny chłop. Dlatego Helfdan raz po raz dokładał sobie a rusz to nowy specjał. Swoim zwyczajem kosztując to i owo takosiego zażywać za nadto monotonii…tym bardziej, że w podróży takich specjałów nie uświadczy. Dlatego kiedy już dziabnął udko sarny, skosztował prosięcego żebra, wgryzł się w skrzydło gęsi…zapragną ucapić za przepiórczą pierś. Nieszczęściem była po przeciwległej stronie stołu, dlatego nijak nie mógł sięgnąć jej sam. Zwrócił się więc do złotej elfki kończącej już swoją przemowę z uprzejmą prośbą.
Złotko, bądź tak łaskawa i podaj mi jedną przepióreczkę… A ty chłopcze nie chomikuj tak tej kaszy. Przysuń tutaj tą misę.



Ci którzy mieli okazję znaleźć się bliżej kudłacza, z całą pewnością odnotowali, że roztaczał wokół intrygujący zapach… jakby woń kadzideł czy różnych pachnideł pomieszany z jego męską wonią. A strój tylko na pozór był niechlujny…

Na wzmiankę o wierzchowcu Gahnawek podniósł rękę, a następnie zadał pytanie, które od początku go nurtowało.
- Kto tak naprawdę dowodzi całą tą kompaniją?
Hourun skinął głową widząc uniesioną rękę.
- Dowodzę ja i moje towarzyszki, Maeve i Tua - powiedział nie ukrywając zdziwienia, bowiem wydawało mu się że przemytnik wiedział kto go zatrudnia. - Na miejscu zapewne przejdziecie pod dowództwo paladyna Lususa de Crowfielda.
Spełniły się najczarniejsze obawy łowcy. Rusza na wojnę pod przywództwem dwóch kobiet. “To nie może się udać”, pomyślał, ale nie rzekł głośno co ma na ten temat do powiedzenia. Ugryzł się tym razem w język i zamiast zamartwiać się na zapas, postanowił wykorzystać fakt, że przez zachlanego krasnoluda zasiadł do suto zastawionego stołu z pustym żołądkiem. Zdawał sobie sprawę, że taka wyżerka długo może mu się nie powtórzyć, dlatego nie oglądając się na innych i ignorując sztućce wziął do ręki złocistego kurczaka. “Szkoda, żeby się zmarnowało.”
Hourun przez chwilę przyglądał się Gahnawekowi czekając na jego reakcję, komentarz może. Przemytnik jednak zajął się jedzeniem, nie tłumacząc, skąd pytanie. Zaklinacz wzruszył w duchu ramionami; najwidoczniej mężczyźnie taka odpowiedź wystarczyła.

Triel nie ukrywał zaciekawienia, gdy w końcu zaproszono ich do osobnej izby w Srebrnej Strzale, by omówić szczegóły misji. Każdemu zostało przydzielone miejsce przy sporym, drewnianym stole, który uginał się od jadła i napitku. Łotrzyk był zbyt skupiony na misji, by obdarzyć posiłek więcej niż przelotnym spojrzeniem.
Gdy wszyscy już zasiedli, i umilkły wszelkie szurania, zapanowała niewygodna cisza. Najemnicy spoglądali na swoich pracodawców z wyczekiwaniem. Triel lustrował wzrokiem wszystkie nieznane postacie. Łącznie było ich jedenaściorga. Trzy kobiety, reszta płci męskiej. Doświadczenie aż biło z oczu nieznajomych.
Ciszę rozbił Hourun. Mężczyzna był rosły w każdym tego słowa znaczeniu. Gdy przemawiał, z jego słów wyciekało opanowanie i bezwzględność.
Triel zmarszczył brwi słuchając szczegółowych relacji na temat ich misji. Sytuacja nie przedstawiała się korzystnie. Miał wrażenie, że są ostatnią deską ratunku dworu Crowfieldów. Łotrzyk spokojnie czekał na swoją kolej, by zadać nurtujące go pytania.
- Mamy jakąś mapę tego miejsca? – zapytał, gdy zapadła chwilowa cisza. – Oprócz tego, jak wyglądać będzie nasze pole walki? Czy to wszystko odsłonięte pola, na których orki zbudowały obozy? Z jakich stron… - ugryzł się w język. - Uhm, przydałaby się ta mapa. – Triel powstrzymał się od słowotoku, by dać pracodawcom odpowiedzieć, zamiast zalewać ich niepotrzebnymi pytaniami na raz.
Zaklinacz znów pokiwał głową.
- Pamiętajcie że informacje, jakie panna Riviel przyniosła, są sprzed kilkunastu dni. Nim dotrzemy na miejsce, następne kilkanaście upłynie. W tym czasie WSZYSTKO może się zmienić, łącznie z miejscem obozowania orków. Ale pytanie jest jak najbardziej zasadne. Panna Riviel najlepiej na nie odpowie. - Przeniósł spojrzenie na słoneczną elfkę. - Jeśli można prosić... - dodał z lekkim ukłonem. - Da pani radę narysować zgrubną mapę?

Bardka zastanowiła się chwilę.
- Mogę spróbować to zrobić, ale kartografem nie jestem. Nie mogę dać głowy za jej dokładność. - Zerknęła na zaklinacza. - Ja też będę potrzebowała konia – dorzuciła.
Hourun najpierw uśmiechnął się w duchu, nie wierząc własnym uszom że słoneczna elfka przyznaje że może popełnić pomyłkę, ale wzmianka o wierzchowcu sprawiła, że zerknął na Maeve i Tuę. Jak do tej pory nie rozmawiali o możliwości zabrania Riviel ze sobą. Riviel zauważyła jego wahanie i dodała lekko:
- Ale jeżeli chodzi o konia to mogę sama go załatwić...
- Wierzchowców będziemy mieli wystarczająco dużo - zaklinacz odpowiedział uspokajająco. Co innego było w tej sparwie problemem, ale nie miał zamiaru rozmawiać o tym w tej chwili.

[media]http://th03.deviantart.net/fs5/PRE/i/2004/350/8/d/Quill_and_Scroll_by_razorsopht999.jpg[/media]

Ktoś wygrzebał z torby pergamin i atrament, po czym Riviel zaczęła szkicować mapę. Okazało się, że posiadłość całkiem nieźle nadawała się do obrony, nawet z niewielką ilością ludzi. Obwarowania były podzielone na dwie części: w jednej dwór, spichlerz, kuchnia i kilka małych budynków, w drugiej stajnie, koszary (gdzie stacjonowali obrońcy oraz ludzie starszych paniczów gdy ci zjeżdżali do domu) i mieszkania dla służby. Tyle budynków przynajmniej zapamiętała bardka. Wokół ostrokołu stało sześć wież dla łuczników. Prócz dużej bramy od strony drogi do dworu było można się dostać jeszcze tyłem przez furtę szerokości konia. Od wschodu leżały spalone pola i łąki; reszta posiadłości była otoczona lasem.

Triel przysłuchiwał się rozmowie innych, lecz jego wzrok zwrócony był na szkicującą elfkę. Mimo skupienia malującego się na twarzy, gdy próbowała przypomnieć sobie każdy szczegół, który mógłby pomóc, Riviel odznaczała się niezwykłą urodą. Może było to złudzenie wynikające z gry światła i cienia na jej złotej skórze gdy pochylała się nad stołem. A może to, że przez otwartą okiennicę przedostawał się lekki wiatr poruszając jej jasne włosy. Triel przyzwyczajony był do widoku elfów, nawet słonecznych. W Esper nie brakowało ich rodzaju. A jednak trudno było oderwać wzrok od pięknej dziewczyny. Gdy skończyła, łotrzyk, nie bez trudu, oderwał od niej wzrok i spojrzał na prowizoryczną mapkę.
Lasy otaczały dwór z każdej strony, orki na pewno wykorzystają to na swoją korzyść, gdy ich grupa spróbuje zaatakować jeden z ich obozów. Z drugiej strony, walka na pastwiskach, gdzie trudno będzie się ukryć, nie przedstawiała się lepiej. Może korzystniej będzie zaatakować nocą...?

Kiedy Helfdan już się nasycił i ugasił pragnienie, jak przystało na kulturalnego człeka obmył ręce i tłustą brodę w misie z wodą… a potem na dodatek dokładnie się wytarł w jakiś biały materiał. Prędzej obrus niż serwetę, jednak z braku laku... Podstawił pusty puchar pod lejącego sobie wino, tego nieśmiałego… chyba Triela, a kiedy już upił solidny łyk i przepłukał zęby, przemówił.
Ja mam jeszcze kilka luzaków i mułów. Do tego kupa sprzętu mi została z ostatniej wyprawy. Żadne rarytasy ale pył nie siada. Powinno się nadać. Miałem to opchnąć jak ceny podskoczą jeszcze, ale…niech stracę. Parę stówek w tą czy w tamtą mnie nie zbawi.
Po słowach Helfdana o zbywającym ekwipunku, Gahnawek wyraźnie się ożywił. Przestał się obiadać i zwrócił się do półelfa po fachu.
- Co masz na myśli mówiąc “kupa sprzętu”? Możesz dokładniej?
- Zapewne wszystko co na wyprawę jest niezbędne - odburknął Helfdan, jakby chciał podkreślić, że nie jest organizacją dobroczynną i propozycja jaką złożył dawnym kompanom nie oznacza wyzbywania się dobra na ulicy. Bo póki co, te osoby, które widział po raz drugi czy trzeci w życiu tak właśnie traktował. – Wykorzystaj rozsądnie swoją zaliczkę i pokaż żeś nie kłamał twierdząc jakobyś miał wszystko, aby w tej najmowanej grupie się znaleźć. Jeżeli ci, co cię najmują uznają, że jednak nie jesteś… to albo zwrócą się do mnie o doposażenie albo zastanowią się czy warto wydawać kolejne monety na teleport. Dlatego powiedz im czego ci brak oprócz wierzchowca, a oni zrobią swoje.
- Z twojej kieszenie ubyło złota na moją zaliczkę, że się tak martwisz o nią? - zapytał przemytnik, wyraźnie zdenerwowany moralizatorskim tonem Helfdana. - Nie zaprzątaj sobie tym głowy.
- To może ogólnie powiedz co według ciebie jest konieczne, co zaś jedynie opcjonalne. Mam zbroję, żelastwo w garści, spyżę na kilka dni, dwukółkę i muła, opcjonalnie prawie wszystko od ciepłych skarpetek po łom. - Wzruszył ramionami Jargo.

Helfdan uśmiechnął się szeroko do pań czarodziejek i Houruna. Opróżnił puchar na raz i stwierdził krótko:
Jadę z wami. Być może będę mógł pomóc wam, wy być może mi. Uczciwe to chyba podejście… a jako, że mam do pogadania z kimś w tym kaszteliku to nie będziemy przecież z Dogharem samych was puszczać. A z tobą - wskazał na Riviel. – Chętnie bym porozmawiał o tej całej Lady Astorii. Ale to może poczekać do jutra.
- Co do tego “pogadania w kaszteliku” to my również musimy pogadać, Helfdanie - Hourun odezwał się do półelfa.
Riviel spojrzała niechętnie na mężczyznę, który się do niej zwrócił.
- Niech… i będzie – mruknęła bez przekonania...
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.

Ostatnio edytowane przez Sayane : 05-09-2013 o 10:58.
Tohma jest offline  
Stary 05-09-2013, 21:03   #16
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Wieczór w "Srebrnej Strzale"
Uran
część druga

Hourun powiódł wzrokiem po zebranych, czekając na następne pytania. Beau wypełzł z torby i wdrapał się na rękę zaklinacza. Ten odruchowo wziął go na dłoń, nie patrząc, bowiem spoglądał na najemników. Opuszkami przesunął raz po włochatym korpusie pająka i cofnął palce, bowiem pajęczak na pewno nie był kotem czy innym milusińskim stworzeniem - nie cierpiał takich pieszczot i najzwyczajniej w świecie gryzł gdy Hourun nadużywał jego cierpliwości. Palce zaklinacza usiane były skaleczeniami i bliznami, a jedna z kropel krwi przyciągnęła uwagę pająka.
- Helfdan dokładnie sprawdził jak potraficie walczyć - Ragnvaldr skinął ku tropicielowi i przyjrzał się obrażeniom widocznym na twarzach i dłoniach co poniektórych najemników, pozostałych po tym “sprawdzaniu”. - Co do innych zdolności to opowiedzcie o nich raz jeszcze, byśmy wiedzieli jak je zaprząc w podróży i walce.

Jako że żaden z jego towarzyszy nie kwapił się odpowiedzieć na pytanie Houruna pierwszy, Triel zabrał głos czując się już nieco pewniej w towarzystwie nieznajomych, po całej rozmowie na temat ich misji.
- Jeśli chodzi o podróż – rozpoczął. – To jazdę konną mam opanowaną, dłuższe podróże też nie powinny być problemem, bo kondycji mi nie brakuję. Umiem także pływać – dodał z uśmiechem, przypominając sobie dorastanie w dokach Esper.
Zaraz jednak uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy na nowo podjął wątek:
- W walce staram się być szybki i zabójczy. Jestem oburęczny, co wykorzystuję dzierżąc dwie bronie jednocześnie. Potrafię też strzelać z łuku, ale pewnie nie tak umiejętnie jak Gahnawek. – Tutaj spojrzał krótko na przemytnika, by za chwilę kontynuować. – Potrafię stać się niewidoczny, gdy tego zechcę. Jestem spostrzegawczy i wyczulony. Z pomocą odpowiednich narzędzi otworzę większość zamków. – Tutaj przystopował na chwilę, marszcząc czoło w zamyśle. – Nie wiem, czy będzie to potrzebne, ale całkiem dobry ze mnie aktor, a i kłamać potrafię nieźle. – Zdawał sobie sprawę, że wzrok wszystkich w izbie jest skierowany na niego. Nie przepadał za byciem w centrum uwagi. Przekręcił się na krześle nerwowo mówiąc: - No i to by było chyba na tyle.
Hourun uważnie wsłuchiwał się w intonację słów, usiłując dojść co jest prawdą, a z czym Triel przesadził. Oczywiście wiedział że droga do dworu zweryfikuje umiejętności wszystkich podróżników, ale przynajmniej było wiadomo co z rudzielcem począć i do jakich zadań go kierować. Skinął młodzikowi głową i spojrzał na pozostałych, ciekaw który się odważy zaprezentować jako następny.
Ku zaskoczeniu odezwała się czarodziejka. Milcząca do tej pory Tua głównie przysłuchiwała się rozmowie i drapała jej nieodłącznego towarzysza - Sherina. Słowa Triela zwróciły jej szczególną uwagę.
- Co to znaczy, że potrafisz stać się niewidoczny? - zapytała rzeczowo wpatrując się w chłopaka.
- Uhm. - Triel zająkał się nieco słysząc nieoczekiwane pytanie. Zmarszczył brwi i odpowiedział niepewnie: - To znaczy, że z moimi umiejętnościami i przy odrobienie szczęścia orkowie nie zdążą zobaczyć z której strony nadchodzi cios. Poza tym - kontynuował już trochę pewniej. - Mam w posiadaniu parę przydatnych eliksirów, które dopomogą w potrzebie. - Wzruszył lekko ramionami, patrząc w oczy dziewczyny.
Tua skinęła głową nic nie odpowiadając. Łotrzyk jeszcze przez chwilę przyglądał się Tui po czym wrócił wzrokiem do Houruna, który wydawał się przewodzić całym spotkaniem.

- Czy ktoś z was był w tamtych stronach? - zapytał Hourun - Albo czy któryś zna mowę orków?
- W tamtych stronach pewnie kiedyś przejeżdżałem, ale to było dawno, więc jest nieistotne. Mówię po ludzku, jak trzeba. Umiem zająć się zwierzętami, nie spaść z siodła, od biedy połatać kolczugę czy zająć się bronią. Poza tym zazwyczaj zajmuję się rozbijaniem głów, łukiem też nie najgorzej strzelam - rzucił Jargo na pytanie o umiejętności. Nowych pracodawców nie wypadało tak z miejsca informować, że potrafi tez całkiem nieźle uświadomić ludziom, że współpraca z najemnikiem leży w ich najlepszym interesie. Zwykle brutalnie. Poczęstował się sporym kawałkiem mięsa i po przegryzieniu dorzucił swoją uwagę.
- Może to impertynencja, ale wolę jasny łańcuch poleceń, jeśli zaczniecie się przerzucać sprzecznymi poleceniami, to zignoruję obie skoro obie dowodzicie. Więc lepiej przedstawcie od razu hierarchię, której rozkazy są ważniejsze. Klient nasz pan, ale nie przeżyłem do dzisiaj dlatego, że dawałem przełożonym zachowywać się jak małe dzieci bawiące się pod stołem. Co do prowiantu i zapasów, chcecie je zabrać stąd i przenieść teleportem, czy dopiero na miejscu w tamtych okolicach, gdzie grasują orki. Skoro mamy później przejść na kontrakt do paladyna, to czy płaci rozsądnie, czy też operuje tak jak połowa jego rodzaju walutą bożej łaski… - Zawiesił głos, oczywiste było że nie miał zamiaru pracować ani narażać się za darmo.
Riviel uśmiechnęła się w duchu na słowa o przejściu na kontrakt do paladyna. Już widziała radość Lususa i... bardzo jej się ten obrazek spodobał, och, bardzo spodobał.
- Znam mowę orków - odezwała się lekko. - A z tego co widziałam to de Crowfieldzi nie mają problemów z gotowizną.Co do innych spraw... Ujadę na koniu, sama się o siebie zatroszczę podczas walki, jak i mieczem, jak i łukiem. To, że przeszłam do Darrow na piechotę unikając orków chyba dobrze świadczy o moich umiejętnościach skrywania swojej obecności i nierobienia niepotrzebnego hałasu? - Nie dając czasu na komentarz i zastanowienie się nad tym co w takim razie uważa za potrzebny hałas kontynuowała.
- Moim atutem jest talent muzyczny, który także podczas walki się przyda, chyba że nie chcecie wykorzystać moich zdolności wspomagania was na polu bitwy? Jako bard też słuch mam dobry, ale raczej tego tłumaczyć nie muszę. - Uśmiechnęła się słodko. - W razie czego mogłabym komuś użyczyć trochę swojej magii leczącej.
- Samopas łatwiej się prześlizgnąć między oddziałami niż dużą grupą; do tego jeszcze z zapasami... - mruknął pesymistycznie Kerstan.

Hourun przyglądał się przez dłuższą chwilę Jargo, potrząsnął wreszcie głową.
- Nie wiem jaki problem masz z kobietami, ale uspokoję cię - ja będę wydawał rozkazy. Jeśli jednak mnie zabraknie, dowodzenie przejmie Maeve, potem Tua - dodał, wskazując po kolei dziewczęta, tak jak to omówili wcześniej. - Zapasy zabierzemy stąd, z Uran. A co do zatrudnienia przez de Crowfieldów... - skinął ku bardce - … potrzebują ludzi. Was. Słyszeliście co panna Riviel powiedziała o zasobach małżeństwa. Wątpię by szlachta będąc w potrzebie nie wysupłała grosza na opłacenie zbrojnych. Nie wiem, żołnierzu, jakie miałeś doświadczenia z paladynami i samym de Crowfieldem; ja również go nie znam, więc nie potrafię powiedzieć nic więcej.
W zamyśleniu spojrzał na słoneczną elfkę, ale zaraz popatrzył po reszcie zebranych.
- Nie mam problemów z kobietami a jedynie sprzecznymi rozkazami, kiedy jest większa liczba pracodawców, tyczy się to nie tylko kobiet. Z de Crowfieldem żadne, z resztą, takie jakie może mieć najemnik na emeryturze… Każde, zarówno dobre jak i złe, a ciągle mam głowę na karku. - Odparł Jargo, nie obchodziła go nigdy płeć dowodzących, póki mieli głowę na karku i nie posyłali ludzi na niepotrzebną rzeź.
Zaklinacz kiwnął na to głową bez słowa.
- Ilu dokładnie tam tych orków po drodze, z tego co widzę, idziemy większą grupą, małe oddziały zwiadowcze możemy pacyfikować od razu, zmniejszy się liczba wszystkich do ubicia a i nie zawsze trzeba będzie kombinować z omijaniem ich. Na moją dwukółkę nieco zapasów się zmieści, wolałbym Wrzoda tutaj nie zostawiać mimo wszystko. - Podrapał się po nosie Jargo.
- Gdy opuszczałam dwór wokół obozowały trzy grupy po około dwadzieścia stworzeń - odparła Riviel. - Teraz może być ich mniej, ale może i więcej w zależności do tego jak radzą sobie oddziały wojska patrolujące północ. Z tego co słyszałam nawet w okolicach Darrow można natknąć się na orczych maruderów; na ludzkich banitów i dezerterów również.
- Sporo, ale mogło być gorzej, przynajmniej to nie jedna wielka banda. - podrapał się po brodzie Fern.
- Dwukółka odpada. Wóz nie przejedzie tam gdzie zwierzęta przejdą bez trudu, a zwierząt będziemy mieli dosyć - Hourun odezwał się do Jargo po czym przeniósł spojrzenie na bardkę, choć mówił do wszystkich - Jedno co jest pewne to to że po prawie miesiącu od pani wyruszenia sytuacja na drodze i wokół dworze de Crowfieldów mogła się całkowicie zmienić. Orków może być więcej - może być i mniej; mogą się pałętać po trakcie - ale mogą się też kupić przy jeszcze nie zdobytych osiedlach i fortach. Więc nie przywiązujcie się zbytnio do tego co było wiadomo “wczoraj”.

Rozejrzał się po twarzach, sprawdzając kto jeszcze zwleka z opowiedzeniem o sobie. Wyszło mu że przemytnik i wojownik Torma.
- Przynajmniej wiem od razu na czym stoję, poszukam dla niej jakiejś przechowalni lub sprzedam z rana. Na Wrzoda można zawsze juki zapakować. - Jargo postukał się po zębach w zamyśleniu, plan z niziołką się komplikował. Dobrze że tylko ona została do przemycenia, w worek jako kartofle się zmieści. - Wrzód to mój muł. - Dodał po przerwie, uświadomił sobie że nie każdy musi wiedzieć kim jest to mało zacne stworzenie.
- Możliwe że lepszą cenę zyskasz za wóz w Darrow, drożyzna tam większa - podpowiedział Hourun. - Tak, będziesz go mógł przeprowadzić przez teleport.

Do tej pory Gahnawek uważnie przysłuchiwał się co mają do powiedzenia inni. W momencie jednak gdy zapadła chwila ciszy, przemytnik poprawił się na krześle, otrzepał resztki jedzenia ze skórzni i przemówił.
- Jeśli chodzi o mnie myślę, że czym bliżej celu ,to znaczy Wilczego Lasu tym bardzie będę mógł się przydać. Co prawda nie byłem akurat tej części puszczy, ale nie powinno to stanowić problemu. Jako łowca w każdym lesie czuje się jak w domu, nawet pełnym orków. Ponadto bardziej niż w walce wręcz skuteczniejszy jestem strzelając z łuku, ale jeśli dojdzie do zwarcia też jakoś powinienem coś poradzić. To tyle, chyba że coś pozostaje nie jasne. - Przemytnik nie lubił opowiadać o sobie, dlatego też się nie rozgadywał. Zresztą mówić o sobie można dużo, a i tak szlak obnaży wszystkie wady.

Gdy już wszyscy z najemników wypowiedzieli się o swoich umiejętnościach, Tua poczuła, że i pracodawcy nie powinni milczeć na ten temat.
- My, jak zapewne już wiecie, paramy się magią. Oczywiście wszyscy należymy do Gildii - to ostatnie młoda czarodziejka powiedziała bez dużego entuzjazmu. Można się było domyśleć, że nie jest z tego szczególnie zadowolona. Spojrzała po wszystkich twarzach. - Pytajcie, jeśli chcecie wiedzieć więcej.
Hourun dodał do tego:
- Jeśli któryś z was potrafi splatać zaklęcia to powiedzcie o tym.
- Jaką magią? – zapytał zainteresowany Triel. – Nie jestem specjalnie zapoznany z arkanami i rzadko kiedy było mi widzieć, jak ktoś ich publicznie używa. – Łotrzyk spojrzał po trójce bohaterów po czym kontynuował. – Używacie magii defensywnie czy ofensywnie? I co w sytuacji, gdy wróg zajdzie nas z zaskoczenia i będzie trzeba radzić sobie z sytuacją walki w zwarciu? Poza tym, czy… - urwał zdając sobie sprawę z braku pomyślunku ze swojej strony. Zreflektował się prędko, mówiąc:
- To znaczy… jako bohaterowie… na pewno wasze doświadczenie nauczyło was jak radzić sobie w takich sytuacjach – zająkał się lekko i modlił, żeby rumieniec nie wyrósł na jego twarzy.
- Jestem pewna, że wszyscy będziecie mieć okazję, by to jeszcze zaobserwować. - Czarodziejka uśmiechnęła się lekko. Podobało jej się zachowania Triela, stawiał celne pytania. - Jest nas trójka i staramy się tak dobrać nasze zaklęcia, by odpowiadały każdej sytuacji. Dlatego mamy czary defensywne i ofensywne, z dużym zasięgiem i przydatne w zwarciu.
Triel uśmiechnął się i skinął głową, dając znać, że odpowiedź go satysfakcjonuje.

Hourun zwrócił się do paladyna Albriechta z prośbą by ten przedstawił zebranym swoje umiejętności, tak samo jak i ostatni weterani Pyłów - Kerstan i Atoli (jeden krótko stwierdzając, że w mordę potrafi przyłożyć; drugi znacząco wskazując na kuszę i zatknięte za pas pistolety). Gdy i oni skończyli spojrzał na Maeve i Tuę nim znowu odezwał się do zgromadzonych.
- Wiecie czego się spodziewać po towarzyszach, a czego dokładnie to okaże się po drodze. Pojedziemy skrótem, mijając trakty - zasadzka tam jest bardziej prawdopodobna, drogami mogą też maszerować oddziały orków na południe. Ewentualne łupy wycenimy i podzielimy po równo, w miarę możliwości - jeśli to będzie niemożliwe pozostanie czekać na powrót do jakiegoś miejsca gdzie można je spieniężyć. Do waszych obowiązków będzie należało dbanie o zwierzęta, zwiad, wartowanie, leczenie rannych, przygotowywanie noclegu i posiłków - tak samo jak i my będziemy się tym zajmowali, w miarę umiejętności poszczególnych osób. O tym że w razie starcia walczycie wespół z nami chyba nie muszę mówić - rozparł się na krześle, po tym jak wyczerpał wszystko to co wraz z Tuą i Maeve miał zamiar powiedzieć. I wreszcie sięgnął po jadło, uznając że wystarczy gadki jak na razie.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 05-09-2013, 21:20   #17
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Riviel i Hourun - rozmowa w alkierzu.

Riviel, chociaż ciężko było jej przyznać to przed samą sobą, potrzebowała Houruna. Mogła spróbować zawsze porozmawiać z Maeve czy Tuą, ale wolała z kimś, z kim zamieniła wcześniej więcej słów. Znazła go siedzącego przy stole w karczmie. Podeszła i odezwała się.
- Witaj. - Usiadła naprzeciw człowieka. - Możemy porozmawiać chwilę?
Zaklinacz podniósł spojrzenie na elfkę. Wcześniej dużo gadał, a gadanie z gębą pełną jedzenia nie było sposobem na poważną rozmowę z najemnikami. Toteż teraz nadrabiał. Wraz z Beau. Pająk zdecydowanie przynależał do drapieżników i mocnymi szczękoczułkami odrywał kawałki mięsa.
Hourun z żalem odsunął talerz i wytarł dłonie w serwetę. Szepnął coś w kierunku chowańca, który po chwili zeskoczył na jego udo i skrył się przed wzrokiem elfki.
- O co chodzi, panno Riviel? - Zaklinacz zapytał spokojnie, spoglądając w jej złote oczy. Znajomy widok elfich rysów twarzy obudził zimny dreszcz na jego plecach, ale czarownik zdusił go, tak samo jak wspomnienia.
Riviel spojrzała na pająka, lecz w jej spojrzeniu nie było widać strachu czy odrazy, lecz lekkie zaciekawienie. Kiedy Hourun się odezwał przeniosła wzrok na niego.
- Chodzi o tę całą sprawę z teleportem - odparła. - Nie uśmiecha mi się wykładać pieniędzy z własnej sakwy tylko wolałabym... Trochę inaczej do tego podejść - dodała ostrożnie. - Jako członek gildii powinien pan wiedzieć czy nie mają tam takich zabezpieczeń jak... rozpraszanie magii czy... magowie nie są ubezpieczeni na wypadek gdyby ktoś chciałby... przejść mniej oficjalnie. - Patrzyła uważnie na Houruna analizując jego reakcję.
Czarownik z ciekawością przyjrzał się Riviel. Będąc zaklinaczem nie byłby sobą gdyby nie dopuszczał do siebie myśli o “alternatywnych sposobach wykorzystania magii” z jaką miał do czynienia - swoją własną i otaczającą go wokół. Oczywiście, elfki nie powinien kusić do złego…

- Chce pani z nami jechać? - zapytał by zyskać trochę na czasie. - Evermeet nie odkryję, gdy powiem, że będzie niebezpiecznie. Sama pani wie. Mówiąc to nie chcę pani osoby umniejszać, doskonale… - Przygryzł na chwilę wargę. - … doskonale wiem, jak bardzo dobry bard jest w stanie pomóc towarzyszom.
- Naprawdę potrafi pani leczyć rany? - dodał.
Riviel uśmiechnęła się z zadowoleniem słysząc słowa Houruna.
- Tak jak mówiłam - pojadę. - Najwyraźniej nie dawała tu miejsca na żadne “ale” i obstawała przy swojej decyzji. - Wiem, że to nie będzie radosna wycieczka, ale nie widzę powodu, dla którego miałoby to mnie zniechęcać - odparła. - Ale cieszę się, że najwyraźniej widzi pan wartość bardów… a przynajmniej widzi ją wystarczająco. Tylu takich, co inny pogląd mają, szczególnie wśród ludzi... - Machnęła ręką. - Potrafię leczyć rany, ale raczej te mniejsze, nie spodziewać się od razu cudów, choć i przy większych, jeżeli nie ma alternatyw, to i taka pomoc jest na wagę złota. A do tych cudów w końcu dotrzemy... - dodała dumnie.
- Staram się mieć otwarty umysł - westchnął zaklinacz. Zamierzał coś jeszcze dodać o chęciach młodej Tel’quessir, ale ugryzł się w język; nie wiedział co jeszcze powiedzieć, by ją zniechęcić do takiej wyprawy i nie wiedział też czy ma prawo by to robić. Zapewne była już dorosła licząc wedle jej rasy.
Popatrzył na swe dłonie, zastanawiając się co powiedzieć. Widok pogryzionych przez Beau, pokrwawionych palców sprawił że wyciągnął dłoń do dziewczyny.
- Helfdan sprawdził czy najęci przez nas ludzie potrafią walczyć. Przekonaj mnie że faktycznie potrafisz leczyć i nie mydlisz mi oczu - powiedział.
Usta elfki wygięły się w niechętnym grymasie.
- Przekonać? - mruknęła. - Nie powiedziałam tego, aby zaimponować. - Chciała coś dodać, ale się powstrzymała. Nie było sensu uświadamiać człowieka, że jego podziw, jako człowieka, nie jest tyle wart. - Ale skoro jest to dla pana tak bardzo ważne to proszę. Zmarnujmy trochę mojej magii. - Riviel wyciągnęła ręce i zaczęła nucić spokojną melodię, zupełnie jakby się nie śpieszyło jej z zaleczeniem ranek na dłoniach Houruna… a może się tylko droczyła? Po chwili położyła dłonie na dłoniach mężczyzny pozwalając, aby obmyła je magia lecznicza, po czym szybko je zabrała.
Zaklinacz przyglądał się i przysłuchiwał z uwagą jak Riviel splata zaklęcie, sprawdzając czy dziewczyna nie korzysta z jakiegoś magicznego przedmiotu. Skinął głową, gdy drobne ranki zniknęły bez śladu.
- Dziękuję - mruknął. Ciekawiło go jak to się dzieje, że bardowie są praktycznie jedynymi korzystającymi ze Sztuki, potrafiącymi używać zaklęć przynależącym do kapłanów i innych użytkowników Mocy.

- Teleport nie reaguje na ilość materii nieożywionej, płaci się za osobę rozumną - podkreślił nieznacznie ostatnie słowo. - Nie wiem, co się stanie jeśli więcej osób spróbuje przejść niż te dla których możliwość skorzystania z kręgu została wykupiona. Jeśli zaś chodzi o rozpraszanie czarów to nie sądzę by to miało miejsce - takie zaklęcia mogłyby zakłócić działanie kręgu. Przykro mi, niewiele więcej mogę powiedzieć. - Spoglądał jej w oczy. - Choć, przyznaję, bawię się myślą jak krąg zachowałby się w przypadku gdyby taka NADMIAROWA osoba była nieprzytomna. Czy sprowadzona do umysłowego poziomu zwierzęcia.
Riviel zamyśliła się.
- Rozważałam za pomocą magii przedostanie się niewidoczna… Tylko fakt, nie wiadomo jak zareagowałby krąg. - Postukała palcami w stół z irytacją.
- Dokładnie - przytaknął Hourun i pociągnął się za związane w kucyk włosy, jak to często robił w trakcie namyślania się. - Szkoda, że nie powiedziała pani o tym wcześniej, można by to sprawdzić. A tak to pozostaje panią … ogłuszyć, do pojemnej torby zapakować i wypakować w Darrow - powiedział z krzywym uśmiechem i sięgnął po butelkę wina, by podsunąć elfce napełniony pucharek.
Riviel zamrugała i spojrzała z niedowierzaniem na Houruna.
- Co? - Przysunęła do siebie pucharek. - Ogłuszyć i do torby?
- Względnie uśpić, ziołami na ten przykład. - Zaklinacz odpowiedział uprzejmie, kątem oka obserwując twarz dziewczyny; nieczęsto zdarzało mu się widzieć wyraz szoku na twarzy Tel’quessir. - Przez pojemną torbę rozumiem magiczny pojemnik do przenoszenia dużych gabarytowo ładunków. Oczywiście, to tylko żart, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłaby pani rozważać taki sposób - dodał, przyglądając się jej już otwarcie z rozbawieniem w niebieskich oczach.
Elfka otrząsnęła się z pierwszego szoku.
- Ale jednak są rozmyślania o tym - mruknęła. - I doprowadziły one do jakiś wniosków związanych z tym sposobem? - Na twarzy Riviel malowało się wciąż zaskoczenie z powodu wcześniejszych słów, jak i trochę dezorientacji.
Hourun pociągnął się za kucyk, po czym milczał przez dłuższą chwilę, zatopiony w myślach.
- Nie wiem czy to by zadziałało - przyznał wreszcie niechętnie. - Wydaje mi się że tak. Mogę jeszcze jutro spróbować się zorientować, popytać o zasadę działania kręgów. Naturalnie, jeśli jest pani nadal zainteresowana zaoszczędzeniem tych pieniędzy - dodał, przyglądając się Riviel z przyjemnością, mimo tego że twarz jej się mieniła od zmiennych emocji.
- Jestem… - odparła ostrożnie. - Wypytanie się byłoby… dobre. Nie wiem czy po prostu na niewidzialności dałoby się to załatwić co byłoby… najmniej nieprzyjemną opcją.
- Mogłoby się zdarzyć że przeniosłaby się pani, a kto inny - nie. - Hourun odpowiedział z uśmiechem. - Więc nie wiem czy to najlepszy pomysł - dodał z nutką ostrzeżenia. - Spróbujmy z wywiedzeniem się “jak to jest” z samego rana, dobrze?
- Dobrze… - zgodziła się Riviel. - Wtedy pomyślimy co dalej…

Hourun uśmiechnął się w duchu. Nie sądził że słoneczna elfka na serio będzie kombinowała w tak przyziemnych sprawach jak pieniądze… ale z drugiej strony nie było czemu się dziwić. Koszt skorzystania z kręgu teleportacyjnego niemal równy był cenie magicznej broni.
- Dlaczego chce pani wrócić do dworu de Crowfieldów? - zapytał ciekawsko i sięgnął długim ramieniem po butelkę wina, by dolać Riviel do pucharka. - Z tego jak pani mówi o Lususie, zgaduję, że nie jest pani jego wielbicielką - zażartował, uzupełniając i swój kubek.
Riviel pozwoliła sobie nalać tylko do połowy po czym odpowiedziała:
- Muszę zwrócić coś Lidii. - Postukała palcem w noszony pierścień. - A Lusus? Ten palant nie zasługiwałby na wielbicieli, chociaż on pewnie sądzi inaczej.
- I tylko o zwrot pierścienia chodzi? - Zaklinacz przechylił głowę. Sączył trunek powoli, widząc wstrzemięźliwość elfki.
- Chcę też pomóc ze względu na ciężarną Lidię. - Uśmiechnęła się do siebie, ale nie dodała nic więcej.
Hourun skinął głową i rozparł się na krześle, które jęknęło z udręczeniem pod jego ciężarem.
- Wiesz, już po lekturze listu ją polubiłem - powiedział pogodnie, nie dając po sobie poznać że wzmianka o Lidii przypomniała mu o jej ojcu, nieszczęsnym Elidorze. Spojrzał na dziewczynę.
- Opowiesz mi o tym jak udało ci się dotrzeć do Darrow? - zapytał z uśmiechem. - Droga musiała być koszmarem. Proszę - dodał po chwili z lekkim ukłonem.
- Było ciężko - przyznała, ale z pewnym zadowoleniem. - Zostawienie dworu Crowfieldów było tylko początkiem wędrówki. Opuściłam go poprzez tyły, mając za sobą tylko wiarę Lidii w moje powodzenie i całą niezdrową atmosferę w tych zabudowaniach. Pani domu nawet by się nie przejęła jedną bardką, jeżeli wpadłaby na grupę orków, o nie! Jej synowa natomiast mając na względzie zdrowie i życie bardki podarowała jej pierścień, który miał pomóc w dotarciu do celu, a sam paladyn Lusus nieświadom był także całej wyprawy.
Bardka znalazła się więc na nieprzyjaznym terenie wiedząc, że za każdym wzniesieniem może czaić się wróg. Starała się poruszać najciszej jak mogła i trzymać cieni. - Riviel kontynuowała. - Podróż była ciężka, ale słonecznego elfa nie tak łatwo jak człowieka odwieść od podjętego celu, to nie w ich naturze. Poruszała się w dzień, czy w nocy, dając sobie czas na odpoczynek na tyle, żeby być w stanie dalej iść przed siebie. Czasami zdawało się, że brakuje sił, czasami wydało się, że orki zwietrzyły trop, jednak za każdym razem te obawy okazywały się bezzasadne i nie mogły przesłonić misji. Pod koniec drogi już nie orki były zagrożeniem, a i droga stała się ubita, jednak dotarcie do Darrow nie było końcem drogi… - zakończyła sama zatopiona w swej opowieści.
Hourun siedział rozparty na krześle i teraz już otwarcie przypatrywał się bardce. Wsłuchiwał się w jej głos, który przybrał manierę opowiadaczy - nie monotonny, przełamany wzniesieniem czy obniżeniem tonu, by nie znudzić słuchacza. Powoli przeczesywał włosy, błądząc spojrzeniem po twarzy Riviel.

- A czy bardka kiedyś walczyła? - zapytał łagodnie. - Z orkami, ludźmi? Jakimiś monstrami? - dodał cicho.
- Wykształcenie otrzymała doskonałe. Rodzina nie szczędziła pieniędzy na wykształcenie bojowe - odparła. - Nie dawała swym nauczycielom, nigdy, wytchnienia i dopytywała się o dalsze nauki. Kto nie mógł sprostać temu tego odprawiano, aby pozostali tylko ci najlepsi. Udowodniła, że nie potrzebuje siły mięśni, której zawierza wielu, aby pokonać przeciwnika.
- Gotowy materiał na herosa. - Hourun wymruczał z uśmiechem. - Dlaczego wyruszyła w ludzki świat? Z tego właśnie powodu - misji? By zbawiać świat? A może go zakosztować po prostu? Czy by mierzyć się z niebezpieczeństwami, jak w drodze do Darrow?
- Na pewno nie po to, aby się spowiadać przed ludźmi ze swoich powodów - odparła, przykładając palec do ust.
Mężczyzna zaśmiał się i rozłożył ręce.
- A kto o spowiedzi mówi? Bardka jest … bardką. Złotoustą, o giętkim i szybkim języku - zawsze może wymyślić z marszu opowieść, nawet i nieprawdziwą, choćby po to by udowodnić że jest w stanie to zrobić. Choć podejrzewam że najbardziej zajmująca, lecz zmyślona opowieść, niczym nie dorówna prawdziwej historii.
Sięgnął po wino i nachylił się do pucharka Riviel, potem uzupełnił swój.
- Odwagi potrzeba, by samemu wybrać się w taką podróż, w jaką nasza bardka się wybrała - powiedział wpatrując się w wino. - A czy była kiedyś poza granicami Królestwa? - zapytał zerkając na nią z boku.
- Trzeba odwagi, ale jej nie brakuje bardce i wątpliwe jest, aby kiedyś zabrakło - odparła z dumą. - Jak i trzeba odwagi, aby robić coś wbrew rodzinie, nieprawdaż? - Uśmiechnęła się. - I nie trzeba opuszczać Królestwa, aby tego udowodnić.
- Wbrew rodzinie coś robić, kiedy ta rodzina - jak sama bardka mówi - tyle wysiłku i starań zainwestowała… - Hourun spoważniał po słowach Riviel i znowu odwrócił się ku złotookiej.
- Czy warto było się odwracać, byle tylko… nie wiem, udowodnić coś? Szukać własnej drogi? To był świadomy wybór czy ucieczka? Czy to było roztropne?
Riviel zaśmiała się.
- Wygląda to trochę inaczej - stwierdziła. - Nie żałuję. Bynajmniej nie żałuję i niezależnie od słów nie zmieniłyby one moich decyzji - dodała trochę niechętnie.
- Więc tu raczej miał miejsce nowy start w życiu - skomentował Hourun. - Mężczyzna - chciany lub właśnie niechciany; może w Lesie stało się dla bardki za ciasno, może… - Potrząsnął głową.
- Dość o tym. Co prawda, ja obstawiam mężczyznę - powiedział z uśmiechem.
- Tak, dość o tym. - Uśmiechnęła się nieprzyjemnie. - Niektóre rzeczy może będą później. A może nigdy. - Przymrużyła delikatnie oczy wciąż się uśmiechając. - Co prawda, ja obstawiam nigdy.
Zaklinacz skinął głową w uprzejmym ukłonie.
- Widzę i słyszę że dotknąłem drażliwego tematu - powiedział beztrosko. - Trudno, nie zawsze się trafi z wyborem właściwego.
Umilkł na chwilę.

- I to pocieszające, że Tel’quessir nie tak znowu bardzo różnią się od ludzi, przynajmniej w niektórych sprawach. W pani rodzinie były związki pomiędzy elfami i ludźmi? - zagadnął z ciekawością.
- Nie różnią… - mruknęła. - Śmiem wątpić, bo różnice są aż nadto widoczne. - Chyba chciała coś dodać, ale odpuściła… na razie. - Związki pomiędzy elfami i ludźmi? W mojej rodzinie? - Zaśmiała się z tego. - To byłoby niedopuszczalne.
- Jakże to! Różnice? - Hourun uśmiechnął się. - Dwie rączki mamy, dwie nogi, głowę, no, tylko uszy się trochę różnią… No i niewiasty elfie są szczuplejsze, a powiadają że i o mniejszym temperamencie niźli ludzkie - westchnął z udaną goryczą. - No, ale to szczegół, szczegół. Idźmy dalej - elfowie swoją rodzinę są w stanie opuścić, zupełnie tak samo jak i ludzie. A to że dłużej żyją, że liczek nie muszą brzytwą drapać, że obie płcie dupki mają chude, czy że każde z nich z brzucha matki nieledwie z łukiem i mieczem w ręku wyskakuje - drobiazg to - dodał kryjąc uśmiech w kubku.
Riviel parsknęła,
- Ludzkie talenty są mniejsze niźli nasze, wystarczy spojrzeć po ludzkich grajków, którzy chcą się nazywać bardami. Ludziom brak cierpliwości i dużej części ogłady. Widzą siebie jako zdolnych dorównać elfiej sztuce, także sztuce broni. - Zamilkła nagle i zatopiła usta w winie.
Ot i wyszło szydło z worka. Hourun przyjrzał się elfce nadal z uśmiechem, bowiem nie raz słyszał podobne wywody.
- Zapominasz, panno bardko, że jednak i inne różnice istnieją. Ile sobie liczysz wiosen? Setkę? Dwie? Ja dopiero dwadzieścia dziewięć lat temu przyszedłem na świat, i sądzę że z niejednym twoim rówieśnikiem mógłbym stawać w zawody - mówił lekkim tonem. - Kiedy ty jeszcze pieluszki miałaś zmieniane, ja już broń miałem w dłoniach i ćwiczyłem się w jej władaniu. Brak nam cierpliwości? Możliwe, my nie mamy czasu do stracenia. Doskonałość jest rzeczą dobrą, przyznaję, sam lubię elfich muzykantów czy śpiewaków słuchać. Jednak różne rozdano nam karty i każda nasza rasa gra swoimi. Czy przez to jedna jest skazana na to by być niższą od drugiej? Jeśli wy w jednym jesteście od nas lepsi - my od was w czym innym.
Riviel chciała coś odpowiedzieć, ale w porę ugryzła się w język i jedynie machnęła ręką.

- Niezależnie od tego musimy się przenieść do Darrow. Jutro się wypytasz więc, panie, o ten teleport? Pro-szę? - dodała, co przyszło jej z trudnością. - Niemniej nigdy nie wlezę do jakiejś torby, ogłuszona i niesiona przez czło-wie-ka, wolę zapłacić sumę - mruknęła.
Hourun przyglądał się jej przez długą chwilę z uśmiechem. Mimo wszystko z uśmiechem.
- Oczywiście, panno Riviel, wypytam - powiedział naraz już bez uśmiechu. - Zamiast ogłuszania proponowałbym uśpienie, ale wolna wola, zrobisz jak zechcesz. Tak samo jak z tym co ci leży na języku. Dziękuję za miłe towarzystwo przy stole. Ach! Byłbym zapomniał - z twoimi pobratymcami zaprzyjaźniłem się w drodze do Pyłów, które wy Levelionem zwaliście. Za zaszczyt poczytywałem, że i oni mnie darzą przyjaźnią, mimo że należeli do Tel’quessir. Mimo wszystkich różnic pomiędzy naszymi rasami. Mimo waszej doskonałości a naszej niedoskonałości. Mam nadzieję, że da ci to kiedyś do myślenia.
- Wszystko przed nami, panie Hourunie - mruknęła. - Zobaczymy jak w ogóle przebiegnie nasza współpraca, bo nie zgadzamy się na razie w pewnych kwestiach i raczej nie sądzę, abyśmy się w nich zgodzili. - Zerknęła na talerz zaklinacza. - A posiłek pewnie i tak już dawno wystygł.
- Jeśli w ważnych sprawach będziemy się zgadzali to mi to w zupełności wystarczy. - Hourun wzruszył lekko ramionami i wrócił do uprzejmego tonu. - Długo rozmawialiśmy już wcześniej, więc wielkiej straty nie ma - dodał widząc na co spogląda bardka. - Żadna różnica, skoro da się zjeść.
- Dobrze słyszeć. - Wstała od stołu. - Proszę się tylko nie dawać tak gryźć, bo jeszcze mojej magii nie wystarczy.
- Cóż począć - westchnął Hourun. - Mój pupil nie uznaje półśrodków. Tym niemniej, jeśli zbytnio od niego ucierpię, u pani będę szukał pomocy. - Podniósł uzdrowioną dłoń.
Riviel pokręciła oczami i odwróciła się chcąc już wyjść, Hourun usłyszał tylko ciche:
- Skaranie z ludźmi...
- Dobranoc, panno Riviel! - rzucił za nią nader uprzejmym tonem w mowie Tel’quessir i odwrócił się do talerza. - Diabli ją nadali - mruknął, mając ochotę rzucić za nią ogryzionym gnatem. Powstrzymał się jakoś.
- Dobranoc. - odpowiedziała w swojej mowie i odeszła od Houruna.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 05-09-2013, 22:03   #18
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post


Filia Gildii Magów w Uran
Poranek

S
oundtrack


...
Sylia Asse - posterunek w Browntown;
Aaron Draye - zabity;
Linda Dice - ranna, szpital w Uran;
Ker Elmen - zabity;
Liam Errson - posterunek w Uran;
Dora Faye - oddział w Wilczym Lesie;
Frigo Fritt - zaginiony;
...


Monotonny głos pierwszego sekretarza Gildii Magów wypełniał ciszę sali obrad. Rada czarodziejów siedziała w niej od świtu, słuchając raportów, przeglądając mapy, wydając i zmieniając rozkazy. Im dłużej trwała wojna tym posiedzenia były bardziej przygnębiające. Lista zabitych i zaginionych magów wydłużała się; nawet adepci już dawno zostali przydzieleni do obrony mniej zagrożonych posterunków... które także powoli przestawały być bezpieczne.

…Tua Meravel - dwór de Crowfieldów;
Hourun Ragnvaldr - dwór de Crowfieldów;
Ascot Rurr - zaginiony;
Judith Snowfire - Uran;
Maeve Talaudrym - dwór de Crowfieldów;
Nod Werner - zaginiony;
Johan Zarhon - zabity.

- Co? - zaskoczony Melchior drgnął na swoim krześle i wyprostował się gwałtownie. - Gdzie, mówisz, są Meravel, Ragnvaldr i Talaudrym?
- Dwór de Crowfieldów - urażonym tonem odparł sekretarz. Przecież czytał wyraźnie!
- Mieli być rozdzieleni - karcącym tonem odezwał się Juugon, starszawy gnom o ziemistej cerze.
- Osobiście wysłałem Talaudrym do Futenberg - warknął Melchior. - A Meravelów tutaj, do Uran.
- Wszyscy są w Uran i... na dziś mają wykupiony teleport do Darrow. W zasadzie powinni już być przesyłani. Twoim rozkazem, panie - wycedził sucho sekretarz, sprawdziwszy wpierw w papierach.
- Jak to... - osłupiały Melchior wpatrywał się w kopię rozkazu z doskonale niemagicznie sfałszowanym podpisem. Inni magowie spojrzeli po sobie z niepokojem.
- Dwór de Crowfieldów bez wątpienia jest oblężony - sekretarz ze stoickim spokojem znalazł potrzebną informację w innym stosie pergaminów. - Ale nie mieliśmy prośby o posiłki ani od nich, ani od wojska.
- Chyba musimy... - zaczął inny członek rady, lecz Melchior przerwał mu stanowczo.
- A co mnie obchodzi dwór jakiegoś szlachetki?! Zawróć ich!
- Ja? Sam? - osłupiał sekretarz. Od lat nie ruszył się z Domu Gildii dalej niż do świątyni i z powrotem.
- Nie, sama Mystra! Jasne, że ty, widzisz tu kogoś innego? Niech nie opuszczają Uran dopóki nie wyjaśnimy tej sprawy!
- Ale... - sekretarz aż zapowietrzył się z oburzenia. Tyle lat wzorowej służby i żeby traktować go jak chłopca na posyłki, jak pierwszego lepszego adepta?! Inna sprawa, że przez te lata rzadko widział, by Melchior podniósł głos, ale nawet okoliczności nie usprawiedliwiały tak karygodnego braku szacunku.
- No rusz się zanim odjadą! Z Darrow będzie ich trudniej zawrócić!

Sekretarz wstał sztywno i bez słowa opuścił komnatę. Stukot jego kroków niósł się echem przez krużganki, gdy pełen urażonej godności śpieszył do wyjścia.
- Tak mnie potraktować, tak potraktować, jak zwykłego gońca, po tylu latach, tylu latach... - burczał do siebie, z każdym krokiem rozgoryczony coraz bardziej. Z tego zacietrzewienia omal nie rozdeptał szczupłej kobiety, śpieszącej do drzwi z sąsiedniego korytarza.
- Och! - sekretarz już miał zrugać nieznajomą, choć to on sam na nią wpadł, ale nagle go oświeciło. - Ty! Świetnie! Pójdziesz dostarczyć wiadomość - oświadczył osłupiałej kobiecie. - Idź pod runy teleportu i znajdź tam trzech magów: Meravel, Talaudrym i Ragnvaldr. Przekaż im, że rozkazy zostały sfałszowane. Nie pojadą bronić dworu de Crowfieldów. Mają zostać w Uran do odwołania.
- To znaczy, że dwór nie potrzebuje pomocy? - odruchowo spytała Elaine, choć nie miała pojęcia kim są de Crowfieldowie ani rzeczeni czarodzieje.
- Oczywiście, że potrzebuje - nadął się mężczyzna, równocześnie wygrzebując z otchłani swojej szaty pergamin i skreślając na nim kilka słów. - Ale nikt tam nie pojedzie. No ruszaj, masz tylko kwadrans zanim odjadą!
Przy pomocy magii roztopił nieco laku, odbił na pergaminie pieczęć gildii i wcisnął zaskoczonej brunetce w dłonie; po czym odwrócił się i szybkim krokiem odmaszerował do swoich spraw w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Jemu! Kazać BIEGAĆ! Po mieście! Też coś!

Elaine Nightsong ze zdumieniem popatrzyła za oddalającym się mężczyzną. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek ktoś potraktował ją jak zwykłą posługaczkę. Niemniej jednak sprawa wydawała się ważna; a i tak planowała już opuścić to miejsce. Tutejsi czarodzieje byli wyjątkowo powściągliwi w dzieleniu się wiedzą, nawet jeśli chodziło tylko o historię i legendy; a ich podejrzliwość działała jej na nerwy. Szybko zebrała swoje rzeczy, rozrzucone po podłodze podczas kolizji z sekretarzem i śpiesznie ruszyła w stronę teleportu.

Ulice były jeszcze puste, toteż galop środkiem miasta nie sprawiał bardce problemów, podobnie jak zlokalizowanie teleportu - jasne światło błyskające od strony północnej bramy było widoczne nawet za dnia. Przyśpieszyła, omal nie wjeżdzając koniem w tłum oczekujących i gapiów. Portal był już otwarty, a spora grupa podróżnych właśnie ruszała by przez niego przejść. Unoszący się nad głową jednej z kobiet pseudosmok sugerował, że albo jest ona bogatą pannicą podróżującą z obstawą, albo czarodziejką.


____________________________________________



Portal, Uran

Dzień wyjazdu


Poranek zastał Bohaterów gotujących się do drogi. Kilkutygodniowe lenistwo nie wykorzeniło z nich nawyku wczesnego wstawania; zwłaszcza z Tui, która i tak musiała zrywać się skoro świt do pracy w gospodarstwie. Cała trójka miała czas by spokojnie zjeść śniadanie i zająć się zwierzętami. Wkrótce dołączyła do nich Riviel Vanduil i razem ruszyli w stronę portalu.


Godzina była późna dla poszukiwaczy przygód, lecz wczesna dla mieszczuchów, toteż ulice Uran były niemal puste. Rzemieślnicy i sklepikarze powoli otwierali swoje kramy; służba i pachołkowie biegali ze sprawunkami. Senny gwar miasta sprawiał, że można było niemal zapomnieć, iż za jego murami szaleje wojna.

[media]http://img.4plebs.org/boards/tg/image/1366/11/1366119799691.jpg[/media]

- Mam nadzieję, że ci najemnicy nie zwieją z zaliczką - mruknęła Maeve. Łobuz grzecznie jechał na końskim siodle, z wyższością popatrując na urańskie dachowce.
- Kerstan i Atoli na pewno nie - odparła Tua, ale i ona miała wątpliwości co do uczciwości najętych ludzi. Z naiwności wyrosła wiele miesięcy temu.

Wokół portalu kłębiło się sporo ludzi; zarówno oczekujących na przejście, przybyłych już z innych miast, kieszonkowców oraz zwykłych gapiów. Sherin z powietrza łatwo wypatrzył dawnych towarzyszy broni i nakierował na siebie dwie grupy. Wkrótce przybyła reszta podróżników i wszyscy ustawili się w kolejce, czekając na swoją kolej.

- ...jeśli nie wieziecie towarów na sprzedaż, cena i magia nie zależą od wagi; jedynie od ilości zgłoszonych osób. Gdy wszystkie runy rozświetlą się, otworzy się przejście - deklamował jeden z trzech obsługujących portal magów znudzonym głosem człowieka, który po raz setny musi wyjaśniać to samo. - Wszyscy przechodzą płynnie, jeden za drugim, prowadząc zwierzęta, bez przerw, inaczej portal się zamknie. W takim wypadku opłaty nie zwracamy. Teleport działa tylko w wyznaczonych godzinach by nie kolidować z przesyłem z innych miast.

Maeve z ciężkim sercem wysupłała weksle opiewające na zawrotną sumę 1200 sztuk platyny i wręczyła jednemu z czarodziejów wraz z potwierdzeniem rezerwacji z Gildii. Jeden z czaromiotów stanął na runach symbolizujących Darrow, wydeklamował odpowiednie zaklęcie i teleport rozbłysnął błękitnym światłem. Po chwili ustabilizował się w półprzeźroczystą bramę. Można było przechodzić.

Tua mocniej chwyciła wodze swojej klaczy i już miała wejść w migoczący portal, gdy przy wejściu powstało jakieś zamieszanie. Ciemnowłosa kobieta przepchnęła się przez tłum (przy wtórze przekleństw i okrzyków oburzenia kolejkowiczów) stanowczo domagając się natychmiastowej rozmowy z którymś z czarodziejów obsługujących teleport. Kolejne kilka sekund zamieszania i mag wskazał brunetce stojącą przed okręgiem trójkę Bohaterów.
- Mam informację z Gildii Magów - poinformowała ich kobieta. - Wasze rozkazy zostały sfałszowane. Nie macie jechać na pomoc Crowfieldom, tylko zostać w Uran.

Na dowód pokazała im nieco wymięty pergamin, na którym w wyraźnym pośpiechu skreślono kilka słów - nic ponadto co przekazała im nieznajoma kobieta. Wiadomość wyglądała na pisaną na kolanie, ale pieczęć bez wątpienia była autentyczna.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 06-09-2013 o 10:08.
Sayane jest offline  
Stary 06-09-2013, 21:51   #19
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś

Noc na dobrze zapadła w Uran, gdy opuszczał Srebrną Strzałę. Pożegnał swoich nowych znajomych krótkim „do zobaczenia jutro! Nie stchórzcie!” i już go nie było. Gdy podążał ciemnymi ulicami miasta rozmyślał nad tym, czego dowiedzieli się od trójki bohaterów. Czy aż tak bardzo pragnie wyrwać się z Esper, by podążyć na wojnę z garstką nieznajomych? Czy wyruszał na własną śmierć? A może ta przygoda doprowadzi do tego, że i jego nazywać będą bohaterem. Potrząsnął głową i przeczesał palcami miękkie włosy.
- Przestań rozmyślać – mruknął cicho, mając nadzieję, że noc zamaskuje fakt, że mówi sam do siebie.

Rozejrzał się uważnie, utwierdzając się czy idzie w dobrym kierunku. Pęknięta latarnia, w której nadal tliło się blade światło lampy naftowej, kosze ze zwiędłymi kwiatami w odsłoniętej witrynie jednego ze sklepów i ten charakterystyczny zapach. O tak, nie zgubił drogi.
Zbliżał się do południowej dzielnicy portowej.

Wziął głęboki oddech, napawając się zapachem ryb, taniego napitku i butwiejącego drewna. Całe życie spędził w dokach. Wpierw bawiąc się z rybakami, biegając na posyłki i podtapiając się, gdy wyjrzał ten cal za daleko wysokiego molo. Następnie, pobierając naukę fachu, poznając kupców i obracając się wśród bezprawia. W końcu, ucząc się tego, w czym był najlepszy. Rabunków i rozbojów.

Minął jeden z tańszych przybytków. Miejsce, w którym ulokował się, gdy zjawił się w Uran. Pijane Ciele? Podchmielona Krowa? Nie pamiętał dokładnie nazwy tawerny. Ważne było to, ze mógł zostawić tam swój dobytek bezpiecznie i miał miejsce do wyspania się.
A więc minął tawernę i opadł twardo na pośladki, zasiadając na szczycie szerokich schodów prowadzących w dół. Do portu. Roztaczał się stąd piękny widok na zatokę, a co za tym szło, na Srebrne Jezioro.

Dziś spokojne, gwiazdy odbijały się od tafli tworzącej lustrzane odbicie ciemnego nieboskłonu.

[media]http://img12.imageshack.us/img12/5404/9ae5.jpg[/media]

Przygryzł wargę, by powstrzymać napływający smutek.


Czy naprawdę musiało do tego dojść? Jedyna bliska mu osoba, z którą spędził całe swoje życie. Jego ojciec. Był gdzieś tam, na południe, w Esper. Pewnie nie spał. Prowadził szemrane biznesy z nowoprzybyłymi kupcami, którzy przewijali się przez miasto dziesiątkami.
Zadarał głowę do góry, szukając pomocy w otaczającej go ciemności. Zamknął oczy. Mimo późnej pory usłyszał głosy pijaków i rzezimieszków. Doki nigdy nie spały. Cichy chlupot wody, gdy rozbijała się o murowany brzeg. A gdzieś tam. W oddali. Głos wołającej przygody. Głos nowego życia.

„Już jutro” – pomyślał bez emocji. Wstał prędko z obranego miejsca, siedzenie zaczynało go szczypać od zimna kamiennego podłoża, obrócił i skierował w stronę tawerny żwawym krokiem.

***

Obudził się w dobrym humorze. Posłanie nie było zbyt wygodne. Miękki koc nie kompensował twardości grubych desek łóżka. Sprawdził dwa razy, czy ekwipunek jest w kompletnym stanie. Zjadł wątpliwego pochodzenia papkę i, o dziwo, świeży owoc, popijając to gorącą, ziołową herbatą i ruszył na północ, w kierunku teleportu.

Po drodze odebrał ze stajni swojego rudego(a jakże!) konia, póki co bezimiennego i prowadził go powoli do celu.

Miasto powoli rozbudzało się do życia. Pierwsze kramy zapraszały klientów bogatymi wystawami, a kobiety krzątały się po izbach domostw, szykując strawę dla najbliższych.

Gdy dotarł na miejsce, gubiąc się tylko dwa czy trzy razy, pierwsze czego uświadczył to chaos. Ludzie krzątali się i hałasowali niemiłosiernie, próbując ustawić się w zwartą kolejkę. Niektórzy samotni, niektórzy z objuczonymi mułami.
Po dokładnych oględzinach ujrzał Houruna, Tuę i Maeve, dyskutujących z jakąś postacią na poboczu. Skierował się w ich stronę, wzdychając ostatni raz. „Teraz albo nigdy”.

Uśmiechnął się szeroko.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.
Tohma jest offline  
Stary 07-09-2013, 10:31   #20
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
z gościnnym występem Płomyka



Wszystko szło nadspodziewanie gładko i po jej myśli; Jagoda niemal czuła spoczywający na sobie, kpiąco przymrużony, ale jednak życzliwy wzrok Brandobarisa. Niepowstrzymany Łobuz widać czuwał nad nią, skoro wszystko udało się tak wspaniale! Musiała jeszcze dowiedzieć się, co planują Bohaterowie...

Podsłuchiwanie pod zasłoną do alkowy, w której odbywała się narada, dłużyło się niziołce niemiłosiernie. Ci ludzie...zawsze musieli wszystko obgadywać, dopytywać, wyjaśniać. Jakby bardziej niż we własne umiejętności i szczęście wierzyli w wypowiadane słowa, że to one ich obronią czy zrobią coś za nich. Rozmowa ciągnęła się i ciągnęła, a Jagodę męczyło już dreptanie wokół jednego miejsca, unikanie przypadkowego rozdeptania i dziwne spojrzenia, jakie rzucała jej obsługa, zainteresowana kręcącą się przy wejściu dziewczyną. Kiedy szuranie krzeseł dało jej znać, że spotkanie dobiegło końca, mało nie wybiegła z karczmy, ucieszona, że to już. Szczęście jednak uśmiechnęło się do niej znowu: zdążyła na czas zorientować się, że nie wszyscy opuścili alkierz, i została jeszcze chwilę z uchem przyłożonym do tkaniny. Mało obchodziła ją sprzeczka Houruna z elfką; ważne jednak było to czego dowiedziała się o działaniu teleportu. Od tych rewelacji zimny dreszcz przebiegł po jej skórze; do jej planu trzeba będzie wprowadzić pewne zmiany...

Opuściła karczmę naprawdę późno, kiedy upewniła się, że najemnicy sobie ostatecznie poszli, a Bohaterowie udali się na spoczynek. Przemykała się ulicami miasta szybko i uważnie; za dnia Uran było zachwycającym cudem, największym, najludniejszym i najbardziej kolorowym miastem, jakie Jagoda dotychczas widziała; wieczorem jednak atmosfera nie zachęcała do zwiedzania. Zresztą, musiała wstać naprawdę rano, a do długiej podróży najlepiej być wypoczętym!

Kiedy w końcu dotarła do swojego celu, powitały ją śpiewy i rozchodzący się wszędzie zapach jedzenia. Kupiecka karawana, składająca się wyłącznie z niziołków, z którą Jagoda spędziła większość czasu na trasie Sielskie Sioło – Uran, rozbiła się na placyku blisko miejskich murów i świętowała właśnie bezpieczną podróż i pierwszą udaną transakcję. Zmęczona i podekscytowana Jagoda dała namówić się tylko na kubek wina i kawałek (no, może dwa...ewentualnie cztery) ciasta; zaciągnęła się do kupców jako tropiciel, ale trasa był na tyle przyjemna, że większość czasu spędziła zajmując się dzieciakami z karawany; tylko ciągnące po trakcie przestraszone grupy ludzi z całym swoim dobytkiem na plecach przypominały, że na północy szaleje wojna.

Dzikusa znalazła zwiniętego w kłębek pod jednym z wozów; chował się tam, kiedy kupiecka smarkateria za bardzo dawała mu kość, usiłując się na niego wspinać czy ciągnąć za uszy. Jagoda poczęstowała psa ciastem, ale pies wzgardził przysmakiem; sądząc po tym, jak bardzo upaćkany miał nos, znalazł sobie wcześniej coś lepszego do jedzenia. „Więcej dla mnie”, ucieszyła się niziołka, wpychając sobie porcję naraz do ust, gdyby wilczur przypadkiem zmienił zdanie. Zanim jednak rozłożyła się do snu, starannie otrzepała się i przygładziła rozczochrane włosy. Następnie podreptała do stojącego na uboczu wozu; ciągnące go kozy obrzuciły ją zaciekawionym spojrzeniem, kiedy uchylała drzwi do wnętrza.

Wnętrze wagonu tonęło w drobnych przedmiotach, karteczkach, kwiatach i innych drobiazgach, rozświetlane tylko kilkoma płomykami płonącymi pod świętymi wizerunkami niziołczego panteonu. Ostrożnie, by niczego nie zrzucić, Jago podeszła do półki z wyobrażeniem Brandobarisa i wygrzebała z kieszenie ładną, i o dziwo, jeszcze czystą czerwoną apaszkę. Położyła ją pod symbolem, przykryła dłonią i zaczęła się żarliwie modlić. Intencja była prosta: by szczęście dopisało całej wyprawie, a imiona jej uczestników zapisały się pięknie w pieśniach i opowieściach; bo w to, że po drodze spotka ich mnóstwo fascynujących przygód i wyzwań, Jagoda nie wątpiła i nie śmiała prosić o więcej. Kiedy skończyła modły, zostawiła apaszkę na podarunek dla boga; wcześniej jednak spruła z chustki kilka czerwonych nitek i schowała je do kieszeni; ot tak, na szczęście...


***


Rano zjawiła się na miejscu spotkania dużo wcześniej, niż ustalona godzina. Pies nie był zadowolony, że musi wstawać tak rano, ale Jagoda była nieubłagana. Po tym, jak wślizgnęli się do stajni, dziewczyna rozkulbaczyła swojego wierzchowca, to co się dało, upchała w plecak i dokładnie wytłumaczyła wilczurowi, jaki jest plan, i że bardzo, bardzo ważne jest, żeby był grzeczny! Kiedy najemnik zjawił się nareszcie w stajni, znudzony Dzikus zdążył już uciąć sobie drzemkę gdzieś w kącie, uprzednio nachłeptawszy się brudnej wody z poidła dla koni, a niziołka siedziała na szczycie stosu słomy i beztrosko bujała nogami w powietrzu, zawzięcie coś majstrując, z wyrazem absolutnego skupienia na pyszczku.

Jargo nieco zaspany wszedł do stajni i podszedł do Wrzoda; była najwyższa pora go oporządzić. Niestety musiał zostawić swoją dwukółkę, do której nie był zbytnio przywiązany i wziąć konia od pracodawców. Karczmarz był na tyle miły, że zgodził się ją kupić, za dziesiątą część ceny, jaką by dostał gdzie indziej. Najemnik nie miał jednak ochoty się włóczyć. Koń właściwie była klaczą, więc obecnie miał dwa zwierzaki. Przetarł oczy i zauważył niziołkę na słomie.
- Widzę że jesteś. No dobra, wskakujesz do worka z paszą dla koni, w worku z ziarnem powinnaś móc oddychać w miarę swobodnie, jest płócienny, ty nieduża. Nie powinno być z tym problemów. - zerknął na niziołkę poprawiając juki na Wrzodzie. - Wchodzisz w to? Twoja koleżanka z nami nie jedzie, stwierdziła że miło będzie mnie połechtać stalą po żebrach. - Jargo splunął z niesmakiem na podłogę stajni.

Jagoda uśmiechnęła się z wysokości i z miną wyrażającą absolutną radość zjechała po pryzmie na pupie, rozsypując wszędzie złote źdźbła.
- Masz! - wcisnęła najemnikowi małą laleczkę, ukręconą ze słomy i kawałka czerwonej nitki Przynosi szczęście…! Przyda ci sięęę…Wstawaj! - pociągnęła psa za ogon - Idziesz z tym panem, tak jak ci mówiłam...No już, juuuż! - odwróciła sie do Jargo - Noo...jest taka mała sparwaaa… - złożyła razem łapki i zaczęła nerwowo przebierać palcami - Chyba wolę...eee...pojechać w swoim plecaku…- uśmiechnęła się niewinnie. Przemyślała sobie to zawczasu; z tego, co kiedyś mówił jej sprzedawca, wynikało, że plecak był czymś...osobnym. Nie zajmował miejsca w tym świecie, więc teleport nie powinien reagować na schowaną w środku osobę. Alternatywą było trzymanie się sposobu Houruna, ale Jagodzie nie uśmiechało zaczynać podróży od mocnego uderzenia w tył głowy...
- Może być i w plecaku - najemnik wzruszył ramionami, delikatnie brzęcząc przy tym zbroją. - Nie zmienia to faktu że jest dwadzieścia pięć za głowę. Dwadzieścia pięć per kapita, albo dekapita. Zmieścisz się w ten plecak? - krytycznie przyjrzał się dobytkowi kobiety.
- Zmieszczę, zmieszczę - machnęła uspokajająco ręką - Aleee...powietrza jest na godzinę tylko...zasznurujesz go przed samy portalem, a potem mnie wypuść, coo? Bo inaczej umrę i Dzikusowi będzie smutno... - pociągnęła nosem - A tu masz sznurek...Nie lubi chodzić na smyczy, ale jakoś mu to wynagrodzę…Prawda, panie psie kochany? - poklepała wilczura po łbie i podrapała za uchem.

I faktycznie się zmieściła. Wyglądało to dość dziwnie, ale niziołka bez problemu weszła do plecaka, który był przecież od niej mniejszy. Dopiero, kiedy z otworu wystawała jej tylko głowa i ręce, rozejrzała się po stajni i zapytała zdziwiona: - A..chyba kogoś nam brakuje, niee…?
- Nie przypominam sobie żeby było coś wczoraj o psie…ale pies też ma głowę, więc niech ci będzie, cena ta sama. Może mam problemy z pamięcią. - Jargo podrapał się po brodzie; to mogło mu się zdarzać, była pora nieco odstawić wódę, przynajmniej na czas wyprawy. - Czego ci brakuje? - zapytał w reakcji na proszące się o kontynuację pytanie. Z rana był dość niemrawy, zwłaszcza w myśleniu.
- Ciastka! - wykrzyknęła radośnie niziołka, ale szybko się opanowała. Choć po prawdzie śniadanie było zdecydowanie zbyt skromne...ciastko na pewno by się przydało. - Noo...koleżanki? Chyba się spóźni…? Taaaaka wysoka, ładnaaa...nie można pomylić...!
- Taka półelfka, nieco szpiczaste uszy, pusta jak piersiówka nad ranem? - mężczyzna spojrzał świdrująco na niziołkę. - Ona nie jedzie, musiałaby wysupłać dobre kilka setek żeby mnie obłaskawić po tym, co zrobiła wczoraj. To koniec tematu. - rzucił ostro Jargo.
- Noo doobra...jej wybór...Ale i tak jesteś KO-CHA-NY! - Jagoda posłała najemnikowi całusa i dała nura do środka plecaka. Nie zamierzała drążyć, czemu Harley nagle zrezygnowała z podróży; zresztą, jest jeszcze czas na zmianę zdania, prawda? - Pamiętaj o swojej laleczce i moim powietrzuuuu...! - rzuciła jeszcze, zanim nakryła się skórzaną klapą torby.
- Nie rozczulaj mnie tak, bo jeszcze się rozkleję. - rzucił pusto mężczyzna, zarzucając plecak z niziołką na Wrzoda. Była najwyższa pora się zbierać. Póki co zostawił plecak rozsznurowany, a laleczkę wrzucił do juków. Szansa że się nie pogniecie i nie rozsypie może nie była duża, ale jakaś była.

Dzikus ziewnął szeroko, przeciągnął się, kichnął od unoszącej się w powietrzu słomianej sieczki i niemrawo podreptał za człowiekiem; dla niego dzień zapowiadał się fatalnie: pobudka o jakiejś koszmarnej porze, a w dodatku rysująca się przed nim perspektywa smyczy...za to skulona w ciemnym wnętrzu plecaka Jago drżała wręcz z niecierpliwości i podniecenia, tylko niezwykłym wysiłkiem woli powstrzymując się od wyskoczenia na zewnątrz i sprawdzenia, czy może już są w Darrow, na drodze do Wielkiej Przygody...?
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 07-09-2013 o 22:18.
Autumm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172