Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2013, 17:39   #1
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Dzicy: Krew Gigantów.

Biesiady moc ogarnęła wszystkie komnaty w murach Ostatniej Twierdzy. Każdy z wojów tana Ulbrechta, zwanego często Sępią Mordą, postarał się o dzban miodu czy też piwa. Prócz zaś wesołych przyśpiewek niesionych przez lodowaty, zimowy wiatr słyszeć się dało z wielu zakątków twierdzy miłosne zawodzenia wziętych w posłanie dziewek. Tak właśnie sam tan jak i jego ludzie świętowali przyjście na ten świat pierworodnego. Najpotężniejszy i najdzikszy z dzikich, po wielu latach niepokoju w tej dziedzinie, zapewnił wreszcie ciągłość swej linii. Dalsze trwanie dominacji własnej krwi nad plemieniem uważanym w ten czas za postrach bezkresnych wrzosowisk, bagien i lasów. Całego wschodu, przez podstępne elfy nazywanego Ziemią Obłędu czy też Ludzkim Padołem. Krainą zrujnowaną już w czasach Wielkiego Marszu, później zaś skrupulatnie trawionego przez krótkowzroczność barbarzyńców którzy nimi zawładnęli.
Chociaż naznaczone czasem mury dalej drżały pod hulankami i okrzykami niemal wszystkich z Dorgat-Nohr, w sali którą niegdyś audiencyjną nazwać być może się dało, panowała już cisza. Jedynie płomień z centralnego, okazałego paleniska pląsał w swoim dzikim tańcu do echa biesiady trwającej gdzieś dalej. Otumaniony oceanem miodu i piwa tan zasiadał na zbudowanym z kości gigantów tronie, z niepasującym do jego opuchniętej od trudów wojaczki mordy uśmiechem. Przyglądał się swej drzemiącej żonie i dziecięciu spoczywającemu w jej ramionach, tak jakby wrzawa trwająca dookoła zupełnie nie mąciła jego snu.
Tan przy pomocy swych potężnych ramion poderwał się z kościanego siedziska, dał kilka niepewnych kroków przed siebie po czym kopnął jednego z kilkunastu przepitych mężczyzn tulących się do ciepła płomieni.
- Wsteń miernoto! Bogowie taką noc dają ni po to cobyśmy tutaj jak bezdomne psy sobie leżę uwijali!
Ugodzony pod żebro obrośniętą w czarne pazurska stopą bydlaczek otworzył ślepia, początkowo mieląc na ozorze przekleństwo. W porę jednak się opamiętał, wiedząc że Ulbrecht za czyn taki posadziłby go na zgrabnie uciętym palu, wpierw jęzor skory to przytyków wyrywając z jego skąpo uzębionej gęby.
- Czego potrzeba, tanie?- mruknął pochmurnie zbierając się z gracją zabiedzonego zwierza z cuchnącej "zabawą" podłogi. Niezadowolony popatrzył po pozostałych, dalej drzemiących wojach swego pana, zapewne zachodząc w głowę czemu to na jego barki taka łaska spadła.
- Sprowadzisz mi tutej wieszcza! Bogowie dadzą znak, czuje to w trzewiach!
- Pewien tanie jesteś, że świnok ci zwyczajnie na kichach nie stanął?

Jako, że tanem rzadko w świecie tym zostaje się za zdolności w retoryce, ręką ciężką jak stolec giganta zdzielił swego sługę w pysk.
- Ino weź kogo ze sobą, bo nasz wieszcz zo takie pierdolenie to cię z pewnością tej nocy w ciekającą się sucz przemieni! Bedom miały psie chuje robotę!- tan chwycił w potężne ramiona wilcze skóry na barkach pyskacza i mimo niemocy alkoholem spowodowanej postawił bydlaka na nogi. - A wy, reszta! Spierdalać z izby mej! Bogów waszymi pyskami co to jak strzygi potomkowie macie urazić nie chcę!- by mocy swym słowom dodać raz jeszcze strzelił w pysk stojącego już kmiota, wiele siły wkładając w to by cios nie posłał go ponownie na podłogę. - Wynocha powiedziałem! Miodu i piwa w komnatach inszych też wam nie zabraknie, już moja w tym głowa. Precz!
Chociaż krzyki tana zbudziły jego żonę, nie zdołały uczynić tego jego synowi. Gromada półnagich, okrytych jedynie zwierzęcymi skórami mężczyzn powstała z podłogi i zgodnie z poleceniem, zwieszając łby tudzież wciskając je pomiędzy umięśnione ramiona opuściła komnatę. W izbie ponownie zapanowała cisza...


Wódz pośród wiekowych murów Ostatniej Twierdzy niemal zasnął na swym posępnym tronie. Jego głowa raz po raz opadała na klatkę piersiową, podrywając się jedynie przy okazji głośnego pierdnięcia zdolnego smoka zbudzić i ponownie w sen wieczny odesłać lub kiedy posiniaczona, odziana w strzępy szmat niewolnica dorzucała drwa do ognia.
- Był?!- krzyczał w kierunku służki po każdym przebudzeniu, gotów poderwać się ze swego siedziska.
- Ni, Tanie Ulbrechcie. Ani twój wojownik ani wieszcz nie zawi...
- Spróbuj no mnie tylko nie obudzić suko, a sam napalę twoimi gnatami w tym ogniu, zrozumiała ty?!
- chwytał co pod ręką było: gnat, spalona od chleba skóra czy pusty kubłem i ciskał w kierunku niewolnicy.
W końcu usłyszał upragnione łomotanie w połatane płatami skóry, drewniane wrota sali, a że jeszcze złość miernotą niewolnicy z niego nie uszła, kopnął w wiadro za wychodek tutaj służące, by robotę sobie sama za długo nie szukała.
- Wejść!
Pchnięte skrzydło drzwi z hukiem przywaliło w ścianę, krusząc dookoła grubymi jak wilczy kieł drzazgami. Oj często te drzwi łatano...
Wieszcza tan Ulbrecht nie widywał szczególnie często, kłamstwem jednak by było rzecz, że widok człowieka tego zupełnie obcy mu był. A jednak... Nie ważne czym by sobie odwagi dodawać: piwskiem, miodem, orężem u pasa czy rozgrzewającą maścią z pokrzyw spotkanie z "Szepczącym" zawsze przepełnione było niezrozumiałą trwogą. W jednej chwili otrzeźwiał nieco, a wzięty właśnie łyk miodu stanął gdzieś w gardzieli. Co przywoływało w to opętane rozweselaczami ciało taką powagę? Przerażająco oszpecona, pozbawiona niemal oczu czy ludzkiego rysu twarz wieszcza? A może towarzysząca mu zawsze, zimna jak górskie wiatry i strumienie aura? Jakby eflim diabłom służył, nie zacnych Bogów znaki czytał.

Wysmarowane czernią, wydatne usta Szepczącego wygiął podły, zakrapiany dumą niczym miecz krwią uśmiech. Kosturem obwieszonym czaszkami i kostkami zwierząt uderzył trzykrotnie o kamienną posadzkę, po czym dał krok naprzód.
- Prosiłeś o spotkanie, tanie Ulbrechcie?
Na słowa te po twarzy pana twierdzy przemknął grymas, jakby wspomniany przez obecnego tutaj wojownika dzik, rzeczywiście kiszki kłami popieścił. Wszystko za sprawą jednego słowa: prosić. Tan nie zwykł prosić. Żądał albo brał i bez tego, często w krwi tych, którym pokory zabrakło brodząc po kostki. Nawet on jednak na skrzydłach dumy tak daleko nie zaleciał, by słudze Bogów, temu który czarnymi sztukami się para wypominać niewłaściwy dobór słów. Innego zapewne już razem z toporem w łeb wbitym w piachu zimnem skutym by grzebali.
- Zgadza się, Szepczący. Ale zanim gadać zacznę, wejdźże. Przy ogniu się ogrzej, miodem cię ugoszczę.
Szaman ruszył głębiej w izbę, zatrzymując się na chwilkę i zerkając na sługę tana, który ruszył jego śladem.
- Pewnyś?- zapytał jakby rozbawiony, wywołując bladość na twarzy woja. - Kto wie czy lada chwila Bogowie w to miejsce swego spojrzenia nie wbiją... Gotów jesteś stanąć tutaj z nami?
- Nie straszże człeka. Akim, drzwi zewrzyj i czuwaj coby ktoś ryja zapitego tutaj nie wetknął... Bo własne jaja mu w gębę wetknę a później gołym zadkiem w żarze usadzę!

Tym razem wojownik do pyskówki skory nie był, to i od razu próg minął wrota za sobą ciągnąc.
- Za goszczenie trunkiem mnie tutaj podziękuję, jednak ściągacie mnie aż spod lasu. Zatem przy ogniu z chęcią się ogrzeję. A wy mówcie tanie, czego chcecie od skromnego Szepczącego?
- Syn mi się dzisiaj urodził.
- Gratuluję.
- rzekł bez przekonania nachylając się ku płomieniom. Zwrócił wtedy swą twarz ku skulonej w posłaniu żonie, przyciskającej zawiniątko do swej piersi. - Choroby jakiejś się dopatrzyliście? A może w me ręce pierworodnego postanowiłeś oddać tanie? Byłby to wielki gest w oczach Segvarla. - ze skrytych pośród szkaradnych blizn oczu, a i po głosie trudno odgadnąć było, czy szaman z powagą te słowa wypowiada. Tan ledwie zdusił w sobie gniewny okrzyk jaki cisnął mu się na usta, a jedynie chwycił za trzonek topora wiecznie pasa uwieszonego. Broń to była niezwykła, z żelaza starszego niżeli pierwsi wodzowie na tych ziemiach. Pozbawiona kłopotliwej kruchości teraz wyrabianych oręży, pamiętająca smak elfiej krwi zza czasów Wielkiego Marszu.
- Nic z tych rzeczy, Szepczący. To mój pierworodny. Na tym tronie po mnie zasiądzie i tych, którzy jeszcze przed plemieniem Dorgat-Nohr swych kolan nie ugięli utopi w ich własnej krwi.- rzekł dumnie, uderzając się w nagą, umięśnioną jak byczy udziec pierś.
- Jeśli Bogowie pozwolą.- rzucił beznamiętnie szaman.- Czego zatem ci ode mnie potrzeba?
- Wiesz dobrze, Szepczący. Tanów wielu te ziemie dzieli a przepowiedziane, że tylko jarl w ze złota ulanej przyłbicy wszystkich ich w garść weźmie.
- Prawda.
- Zatem ty, czarowniku, który znasz wyroki Bogów, gdzie przyłbica królów z Zachodu skryta... Czy nie najlepszy będziesz by Bogom wieść zanieść? Że oto dzisiaj, tu w tym miejscu przyszedł na świat syna najpotężniejszego z tanów?Tego który twierdzę pamiętającą królów z Zachodu w posiadanie wziął. Elfią krew przelewa. Kto jeśli nie ja czy syn mój na przyłbicę złocistą zasłużył? Na tytuł jarla?
- To jedynie przodków i Bogów sprawa. Nie mi decydować, tanie.
- A więc zanieś pytanie moje przed ich obliczę, szamanie.
- O wróżbę zatem chcesz mnie prosić?
- nabrzmiałe, czarne usta ponownie wykrzywił podły uśmiech.
- Czego ci potrzeba?
Szepczący wsunął koniec swego kostura w żar paleniska, przewracając kilka niemal spopielonych drewien. Milczał, wpatrując się w iskry unoszące się ku wybitej siłą dziury w stropie. Jego twarz zwróciła się na chwilę ku matce z dzieckiem, po czym nieśpiesznie powrócił spojrzeniem ku zniecierpliwionemu barbarzyńcy.
- Pamiętaj tanie, że Bogowie często zdradzają sekrety, na których poznanie człek żaden nie jest gotów. Nie jestem wyrocznią, a jedynie kawałkiem węgla, którym dłoń wielkich kreśli kształty i znaki. Mogę ruszyć w ich kierunku, jednak nie wiem z czym powrócę. A ofiara...
Tan natychmiast ruszył ku niewolnicy. W jasnych oczach wciśniętych między spuchnięte siniaki pojawił się strach. Krzyknęła głośno, kiedy chwycił ją za włosy i przywlókł ku palenisku.
- Krwi żądasz? Serce jeszcze bijące na twe dłonie złożę! W żyłach jej płynie krew ludzi z zachodu. Elfich niewolników! Niech teraz nam, wolnym posłuży i Bogów swym poświęceniem nasyci.
- Taka ofiara będzie zbędna...
- pokręcił przecząco głową szaman, spoglądając na dziewczynę.- Przysięgniesz mi jednak, że co powiem to uczynisz, kiedy już wrócę sprzed oblicza Wielkich.
- Niech i tak będzie.
- niezadowolony puścił dziewkę. Nie było tajemnicą, iż upuszczenie jej krwi czy odebranie życia było by mniejszym zobowiązaniem niżeli dotrzymanie takiej obietnicy.
Wieszcz obszedł palenisko, przystając przy krzywym stole. Odsunął śmierdzące stęchłym miodem i piwem naczynia, po czym wydobył z wnętrza torby niewielką, przepaloną w środku deseczkę. Ze skórzanego mieszka rozsypał na jej powierzchnię odrobinę czarnego proszku, pełnego grubszych, białych grudek. Wszystkiemu tego przyglądali się tan wraz z żoną, niewolnica zaś drżała szlochając w ciemnym kącie izby.
Szaman wydobył z ukrytej w rękawie szaty kieszeni krótką, drewnianą rurkę i wtykając ją w nos nachylił się ku deseczce z proszkiem. Zręcznym ruchem pochłonął większość proszku, resztę zaś strząsnął w ogień. W jednej sekundzie pióropusz zielono-fioletowych płomieni wystrzelił w górę, niczym z gardzieli rozwścieczonego smoka.
- Teraz zaś, musicie uzbroić się w cierpliwość. Na nic tutaj okrzyki i topory, płaczące dziewki, gwałty i krwi strumienie. - ciągnął na przemian pociągając nosem, to oblizując sinym językiem czarne usta.- Nie wykuł jeszcze takiej broni człek, nie wzniecił takiego płomienia i nie zdobył chwały takiej by Bogów zdumieć. Wszyscy jeno tylko żyjemy tak, jak zostało już dawno przez ich usta wyszeptane. A teraz ruszę nasłuchiwać szeptów tych, co o twym synu rzeczą.




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0HWR4GHk0ho[/MEDIA]


Choć miesięcy wiele minęło od pamiętnej nocy, tan Ulbrecht dokładnie pamiętał słowa Szepczącego.
"Kiedy noc najmniej światła z ludzkiego serca wydziera, kiedy duchy szaleją po świecie śmiertelnych i kiedy cześć im się oddaje największą, staniesz u stóp gór, gdzie ziemia zlana krwią mieszaną. Tam gdzie gigantów ludzki miot. I nim świt nastanie pogrom sprawisz im okrutny tanie. To ofiara z krwi jakiej Bogowie pragną, a bez niej nikt pośród żywych tytułu jarla i przyłbicy złocistej jest niegodzien."
Wróżba nie była wyjątkowo zawiła, dlatego też tan dokładnie wiedział cóż uczynić musi. Zmieszana z gigancią krew płynęła w żyłach tylko jednych spośród ludzi - plemienia Asgvardów, których pierwszy wódz łasy na potęgę z stworzeniami paskudnymi, niewiele mniej niż elfy, przymierzę zawiązał i córkę giganciego wodza posiadł. I każdy do dziś twierdzi, że w zadaniu tym sami Bogowie dopomóc mu musieli. Bo kto to słyszał żeby człek z szkaradą tak okrutną...
Ulbrecht uśmiechnął się, ścierając wierzchem dłoni krew ze swej twarzy. Za chwilę miało świtać a w koło umilkło wszystko. Walka, krzyki kobiet siłą branych, dzieci do studni rzucanych, starców żywcem w domostwach palonych. Jedynie płomienie trzaskały, jakby zazdroszczą gwiazdą ich blasku snując swe rozpromienione ramiona ku niebiosom. Czemu radość w wodzu taka, pomimo tylu wymordowanych? Nie tylko za sprawą wróżby spełnionej, tajemnicą bowiem nie było, że Asgvardowie od zawsze solą w jego oku. Plemię wielkie niegdyś, teraz niewzruszone potęgą Dorgat-Nohr... O ich sile przekonało. Zasadzka w pełni udana. Posłał przodem gońca o gościnę prosząc, kiedy ludzi większość lasem się podkradła. Mrok zapadł i już szans nie było dla strudzonych obchodami równonocy Asgvardów. Wodza ich zaś na końcu wypatroszyli, pozwalając by śmierć swych ludzi oglądał. Pogrom zrobiony, nikt nie mówił, iż odrobiny własnej uciechy odnaleźć w nim Ulbrecht nie mógł.
- To wszyscy?- rzekł wesoło ku Akimowi, przybocznemu co tamtej nocy wieszcza sprowadził.
- Przeszukano wszystkie chaty. Te pozamykane dawno spalono, od nich się i reszta zajmie. Ale puste, puste.- skinął głową.
- Teraz zatem tylko czekać trzeba, aż słowa Szepczącego się spełnią. Teraz jarl ogłoszony zostanie.- westchnął zadowolony, kryjąc topór za pasem.- Po konia mi wołaj i wracamy na południe. W twierdzy biesiadę urządzimy. Tutaj...- rozejrzał się po płonących budynkach i porozsypywanych pomiędzy nimi niczym jesienne liście wśród drzew truchłach.- Wszystko spalenizną daje.
Akim ryknął śmiechem gromkim, po czym palce w usta wsunął i gwizdną na jednego z młokosów, który natychmiast biegiem gdzieś się rzucił.
Wódz już przy koniu czekał i podziwiał z radością w sercu, jak promienie słońca wylewają się niczym złociste piwa z dzbana na ziemię Asgvardów, u wejścia doliny, która dalej ciągnęła się pomiędzy szczytami przez plemiona gigantów zagarniętymi. Kres nocy duchów, najkrótszej w roku. I tutaj przepowiednia dopełniona zostać musiała. Ulbrecht już na koń wskakiwać chciał, kiedy wściekłe okrzyki dosłyszeli wszyscy w koło. Zza jednej z chat, usytuowanej u podnóża jednego ze skał wyrastających z ziemi niczym kieł z dziąsła wilczura wybiegli jego ludzie, popychając kobietę na nogach się słaniającą. W ramionach ściskała przedmiot w owczą skórę zwinięty, jakby największy w tej wiosce skarb. Widząc to wódz puścił siodło, od konia się odsunął. Twarz jego zalała wściekła czerwień, a pięść sama poleciała ku twarzy Akima.
- Oby nie było to czym myślę, że jest... A jeśli jest, to wiedz że ciebie, żonę twoją i każdego bękarta co żeś spłodził wywieszę z murów twierdzy. Kim że jest ta baba!
Wojownicy podprowadzili kobietę bliżej, szturchając ją w odpowiednim kierunku trzonkami swych włóczni. Tak jakby zaraza śmiertelna od niej biła.
- Wiedźma!- rzucił ten na czele grupy. - W ziemiance się kryła u stóp tej skały.
- Kim jesteś i co niesiesz, gadaj.
- rzucił tan, chwytając w dłoń swoje toporzysko. Kobieta jednak milczała. Że magią się parała od samego początku widoczne było. W ślepiach jej gościł nieludzki blask, twarz naznaczały jej blizny i wiele kolczyków, jak i malunki tak szczególne w przypadku plemienia Asgvardów.
- Sprawdźcie co tam niesie!- huknął wódz, na co jeden z barbarzyńców natychmiast rzucił się ku szamance. Zawiniątko w owczej skórze w jej ramionach chwycił i wtedy dosięgły go szczęki kobiety. Głęboko wbiła swoje zęby, na co ramię cofnął. Z rany jednak zamiast czerwonej posoki pociekła ciecz czarna i lepka niczym smoła. Ziomkowie jego warknęli gniewnie, jednak z samego ukąszonego wszelki kolor uciekł. Stał się blady niczym wapienna skała, a z oczu jego, uszu i nosa natychmiast już prawidłowej barwy krew trysnęła. W czasie krótszym niż urąbanie komuś toporem wielkim głowy padł sztywny jak drewniana bela. Zdołał rozchylić jednak skórę z zawiniątka, we wnętrzu którego trzy niemowlęcia okazały się być obok siebie ułożone. W chwili tej Ulbrechta wściekłość dopadła jeszcze większa.
- Gadaj suko kim jesteś... Gadaj, albo śmierć wam wszystkim sprawię długą i bolesną. Dla ciebie najbardziej, bo ostatnią cię włóczniami do ściany płonącej chaty przytwierdzę i podziwiać będziesz jak moi ludzie nad ogniem szykują sobie strawę z tych pomiotów.
- Spróbuj zatem sam je z mych ramion wyrwać tanie...
- syknęła niczym wąż, garnąc dzieci ku sobie. - Gnido, co gospodarzy podstępem w noc świętą wyrzyna. Ale już Bogów sprawa jak cię za to ukarzą.
- O to się martwic nie muszę, bo los wam taki w słusznej sprawie zgotowałem.
- wyszczerzył poplamione krwią zęby. - Teraz jednak, sama nie wiesz coś zniszczyła. Dlatego załatwię sprawy z tobą zupełnie inaczej.- popatrzył po swych ludziach, po czym chwycił Akima za skórznię i przyciągnął ku sobie.
- Ma umierać długo... A dzieci zdechną jak psy na jej oczach.
- Ale... Ale to przecie wiedźma. Sam widziałeś tanie, rękę kąsa gorzej niżeli żmija!
- widać największego barbarzyńce kobieta silna wystraszyć może.
Tan potrząsnął swym dowódcą, pchnął go na koń po czym chwycił kamień w dłoń. Zamachnął się potężnie i z celnością elfiego łucznika trafił w twarz szamankę. Z twarzy kobiety trysnęła krew, padła na plecy zamroczona, bredząc coś pod nosem.
- Czary mary, pusty czerepie. Gdyby coś z twojej czaszki robić to jedynie wiadro na gówno. - popatrzył na włóczników w pobliżu kobiety.- Wybijcie jej kły, coby już nie gryzła. Później zadbamy o to aby te czerwie małe z głodu zdechły na jej oczach. Utniecie jej piersi a później zszyjecie rany dokładnie. I pogruchotać jej nogi, coby daleko nie uszła. - twarz tana nawiedzały kolejne fale wściekłej czerwieni. - Trzodę całą co znajdziecie wybić. Na rozdrożu ze wszystkim na was poczekam, a ty Akimie dopilnujesz coby wszystko poszło jak kazałem. Albo klnę się na duchy mych wielkich przodków, zerwę ci łeb z karku i nasram do środka. - nie czekając dłużej dosiadł konia, zwołał gromadę i ruszyli na południe.



Jak tan rozkazał tak się stało. I matka z trojgiem swych dzieci, co w magiczną noc na świat przyszły, pozostawiona została samej sobie. Okaleczona okropnie, zamroczona bólem i oblepiona własną krwią z ran na klatce jak i dziąseł gołych. Nie jeden pomyślałby: "i tutaj kres tej makabrycznej historii", Bogowie jednak widzą wszystko głębiej niż człek. A czyny ich często sięgać mają dalej niżeli wyobraźnia ludzka. Czy to za ich sprawką, czy też siłą duchów Asgvardów gnana, ku zgliszczom niegdyś wielkiej i pięknej wioski zawędrowała wilczyca ze swym miotem. W późniejszych latach okaleczona szamanka nie raz dzieciom swym opowiadała, że to jej - dzikiej matce, życie zawdzięczają. Ona sama bowiem nie była w stanie ich ocalić. To wilczyca ich wykarmiła, kiedy jej rany dalej ból i zapalenie toczyło. I w pokoju odeszła, nie pozostawiając po sobie niczego prócz swych zdrowych, ludzkich dzieci kiedy kobiecie wróciły siły.
Odczekała lat kilka, zawsze z niepokojem na południe spoglądając pośród zgliszczy skryta, a później wzięła swe pociechy i ruszyli w daleką drogę, pod elfie ziemie na zachodzie, gdzie Ulbrechta sługi rzadko się zapuszczały i gdzie nikt nie pytał skąd przybywa, ani kim była. Na odludziu chatę odnalazła i to w niej, przez kolejne czternaście lat spokojnie żyła, dbając by troje jej dzieci wiedziało co na barkach niosą. Co za krew w ich żyłach płynie i by krzywdę wyrządzoną swemu ludowi zapamiętali. Bo w sprawiedliwość Bogów należy zawsze ufać, a zemsta najważniejszym w tym świecie jest prawem...
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 23-09-2013 o 11:23.
Mizuki jest offline