Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2013, 21:56   #104
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 7:40 czasu lokalnego
Czwartek, 17 grudzień 2048
Mogadiszu, Somalia



Shade, Irishman

Shade nie była w stanie zbyt wiele tu zdziałać, oprócz podpięcia urządzenia Blue do kabli tutejszej sieci. Hakerka miała opanowany głos, musiała nie spać w ogóle, czekając na możliwość wejścia do akcji. Nie dziwne, jej praca często wymagała zarywania nocy. Przeszła do konkretów, dając wskazówki najemniczce, która szybko zrobiła swoje. Dalej mogli wyłącznie czekać, gdy Zahe pracowała z największą szybkością, na którą było ją stać. W hangarze panowała cisza, żadne z nich jednakże nie wątpiło w to, że długo ten stan nie potrwa. Odgłosy strzelaniny musiały rozejść się daleko. Czy ktoś z tutejszych zdołał wysłać wezwanie o pomoc, nie wiedzieli.
Kane odnalazł dwa holofony w kieszeniach zabitych strażników. Jeden z nich był odblokowany, lecz nie było czasu na przeglądanie zawartości. Należał do tubylca, jednego z tych, co zginęli na początku. Prawdopodobnie nie zdążył pomyśleć o użyciu go. Drugi znaleziony to już było co innego. Należał bowiem do jednego z tych, którzy zajmowali się wiertłem. Z jaśniejszą cerą i typowo arabskimi strojami wyróżniali się bardzo wyraźnie na tle innych trupów. Nawet znaleziony przy nich sprzęt był nowocześniejszy i zabezpieczony. Odciskiem palca i pinem. Tego drugiego obejść nie umieli, a Blue twierdziła, że musi podłączyć go do swojego komputera, by obejść zabezpieczenia.
Należało więc założyć, że zdążyli wezwać pomoc.

Innej elektroniki, nie licząc oczywiście potężnej maszyny przed wrotami, przy martwych nie znaleźli. Była tylko broń, głównie maszynowa - chociaż strzelec na górze miał w miarę nowy karabin wyborowy z lunetą, warty trochę kasy na czarnym rynku. Łącznie mieli także z osiem granatów i trochę zapasowej amunicji. Znalazły się ze dwie paczki papierosów. Więcej rzeczy mogli zostawić w samochodach, do których O'Hara znalazł kluczyki, lecz ich sprawdzanie oznaczało stratę czasu, którego nie mieli wiele.
A wnosili to z tego, że może cztery czy pięć minut po zakończeniu strzelaniny, czuwający na zewnątrz Irlandczyk usłyszał zbliżający się powoli warkot. W nocnej ciszy rozchodził się on bardzo wyraźnie.

Zahe, słysząc tę informację, rzuciła krótko:
- Urządzenie zostawcie, zniszczę je zdalnie. Sprawdźcie sieci przy wrotach.
Podstawowa obsługa holofonów nie nastręczała problemów zwykle nikomu, co jednak w chwili, gdy ustawionym językiem jest arabski? Valerie nie dała rady, lecz Irlandczyk doszedł do tego jak włączyć wyszukiwanie sieci i włączył je. Blue podpięła się, ale warkot silnika był już bardzo niedaleko. Przecznicę, może dwie. Musieli poświęcić ten holofon i zrobili to, zwijając manatki i uciekając z hangaru. Na zabranie któregoś z wozów było za późno, zresztą ucieczka w nim niezbyt się kalkulowała. Mieli szczęście, zniknęli za załomem w chwili, gdy na parking wjechała ciężarówka i poprzedzający nią pickup. Wysypali się z nich uzbrojeni ludzie. Nie zauważyli ich, bo nie zaczęli strzelać.

Obława mogła być kwestią czasu, tym razem więc nie mieli czasu się zastanawiać. Kierowali się ku neutralnej strefie najszybciej jak potrafili, momentami w ostatniej chwili mijając patrole i posterunki. Duża w tym była zasługa idącej na przedzie Rusht. Wydawało się, że wzmożono czujność, nie tak jednak jak zrobiłoby to wyszkolone, zdyscyplinowane wojsko.
Opuścili strefę arabską szybciej, niż przemierzali ją w drugą stronę. Może dodatkowa adrenalina dodała im skrzydeł. Dotarli jednak do kryjówki niemal bez przeszkód.
Sami byli tym trochę zaskoczeni. A zaskoczenie budziło podejrzliwość.



Powrót dwójki zwiadowców obudził wszystkich, łącznie z Ghedim - chociaż ten ostatni nawet nie mógł głośno zaprotestować. Należało wreszcie rozwiązać jego problem już tego ranka. W ten czy inny sposób. Zarówno Shade jak i Kane niewiele mieli do raportowania, bo Blue nie męczyła ich podczas drogi powrotnej, pozwalając się w pełni skupić na dotarciu do kryjówki w całości. Dopiero, gdy znaleźli się na miejscu, cichym głosem, uważając by tubylec nic nie usłyszał, zaczęła mówić czego się dowiedziała.
- Zła wiadomość jest taka, że nie mam pojęcia jak i którędy wejść do środka. Nie znalazło tam żadnych sieci, to co mieli w środku albo jest całkowicie odcięte, albo wyłączone. Bezprzewodowo na pewno się tam nie dostanę, z drugiej strony oni też nie. Dobra wiadomość jest taka, że te kable nie prowadziły donikąd. Nie wiem ile Arabowie z tego wyczytali, lecz udało mi się wydzielić osobną sieć, z której musieli korzystać ludzie Umbrelli.
Wydawała się całkiem zadowolona z siebie, gdy wyświetliła na ziemi holograficzną mapę Mogadiszu, wskazując po kolei siedem punktów.
- To węzły tej sieci. Zabezpieczone solidnie, lecz wpięcie się do nich pozwala w miarę dokładnie namierzyć ich lokalizację. Elektrownia, kopalnia, lotnisko. To na pewno, bo nietrudno wywnioskować z mapy. Poza tym jeszcze po dwa punkty w strefie arabskiej i rządowej. Jeden nawet wygląda jak coś ważnego.
Postukała palcem w punkt w strefie rządowej. Zdjęcie satelitarne pokazywało w tym miejscu duży, kwadratowy budynek z kopułą na środku. Meczet? To możliwe.
- Nie wiem jeszcze wiele więcej. Budynki w mieście na pewno pokrywają się ze strefą zakłóceń, lecz brak innych poszlak. Włamać się już nie mogę nawet spróbować. Musiałam spalić przekaźnik. Sygnaturę może odczytają, gdy znajdą urządzenie, ale nie wcześniej jak za kilka godzin, albo i dalej. Mam nadzieję, że dobrze się ukryłam. Ataku na sieć mogę dokonać tylko mając stałe połączenie.
Ciągle bez konkretów, mieli jednak nowe poszlaki. Do świtu pozostało kilka godzin, które mogli wykorzystać na sen. Niewiele, lecz najemnicy umieli korzystać z każdej sposobności.
Ci, którzy mieli pojechać na wymianę z Miracle musieli niestety wstać stanowczo zbyt szybko.



Dokładne koordynaty przesłane przez firmę zakładały dotarcie na pusty fragment plaży na zachód od Mogadiszu. Jak się okazało, trudne to nie było. Przepustki "Czerwonych" ciągle działały. Strażnicy stawali się coraz bardziej niespokojni i widać to było, lecz przecież minął tylko jeden dzień. Wojna w tym rejonie trwała już od kilku lat i nawet tacy biali najemnicy jak oni nie stanowili tu powodu do alarmu na szeroką skalę i powiadamiania kogo się dało. Wejściówek imiennych również nie rozdawano.
Jasny jednak stawał się fakt, że im częściej przekraczali granice, tym mocniej kusili los. Ktoś w końcu powiadomi Maruq, ktoś spróbuje ich zatrzymać. Umowa była przecież jasna, a oni nie przekazali jeszcze żadnych informacji.
Tym razem jeszcze się udało.
Miracle tym razem nie wykorzystało helikoptera, a miniaturową łódź podwodną. Jej zasięg nie mógł być duży, lecz za to mogła podpłynąć prawie do samego lądu i dopiero się wynurzyć. Somalia raczej nie miała zabezpieczeń przeciwko czemuś takiemu, a linia min, jeśli nawet była, kończyła się znacznie wcześniej. Szybko dokonano wymiany. Pojemniki zniknęły w środku, w zamian dostali torbę z amunicją i granatami, według własnych zamówień, których zresztą nie poczynili wszyscy.
Pożegnali się krótko i bez wymiany zbytnich uprzejmości. Mała łódź nie mogła zabrać wiele więcej prócz jednego członka załogi i niewielkiego ładunku.
Powrót do strefy niczyjej odbył się szybko. Nie dało się jednak nie zauważyć tubylców przekazujących jakiś informacji przez krótkofalówki zaraz po ich przejeździe. Dowództwo nie działało jednak na tyle szybko, by przez ten czas zdołać wydać bardziej konkretne rozkazy ich dotyczące.



Gdy jechali na granicę ze strefą rządową, słońce stało już dość wysoko na niebie. Co ciekawe, pojawiały się także chmury, więc wraz z końcówką pory deszczowej, mogli się spodziewać tego dnia nawet ulewy. Tak jakby mieli za mało problemów. Przynajmniej ulice stały się iluzorycznie bardziej przyjazne, bowiem ludzie wylegli na nie, rozpoczynając pracę i załatwianie wszelakich spraw. Tłumy utrudniały poruszanie się samochodem, lecz zostawienie go także zdawało się być bez sensu. Pochodził co prawda od "Czerwonych" lecz ciężko stwierdzić, czy tu ktokolwiek prowadził ewidencję tablic rejestracyjnych. Mimo tego, musieli uważać przy samym wjeździe. Opaski na ramiona, które dostali, słabo były widoczne w wozie, nawet jak ktoś wystawił rękę na zewnątrz. A Van był też idealny na samochód-pułapkę. Wciąż bardzo popularny sposób zabijania ludzi, zwłaszcza wśród Arabów.

Zatrzymano ich i kazano wyjść, zaraz za prowizoryczną barykadą. Przekazali numer, co wyraźnie uspokoiło tubylców, ci bowiem stanowili załogę posterunku. Oni i jeden biały, którego poznali kilka chwil później. Zaprowadził ich do znajdującego się obok posterunku budynku, wcześniej prosząc o zostawienie broni. Pomieszczenie do którego weszli wyglądało jak nowoczesne biuro, a może bardziej sala konferencyjna. Odłożył broń, wskazując im miejsca.
- Proszę usiąść, jesteśmy cywilizowani - powiedział po angielsku. Coś dziwnie lubili ten zwrot. - Zaraz wykonam połączenie. Ta kamera u góry zeskanuje twarz każdego z was. To tylko do rejestracji, dzięki temu nie będziecie już zatrzymywani przy posterunkach a co najwyżej proszeni o spojrzenie w obiektyw.
Błysnął białymi zębami, wskazując na wiszący pod sufitem nowoczesny sprzęt. Wykonał połączenie, podając numer i słuchając jakiejś odpowiedzi. Kamera faktycznie przesunęła się z jednej twarzy na drugą. Nie trwało to długo, zanim mężczyzna nie rozłączył się i nie wstał, przekazując Jeanne nowocześnie wyglądającą wizytówkę. Uśmiechnął się do niej czarująco.
- Zgodnie z umową proszeni jesteście państwo o kontakt w najbliższym czasie. Macie numer. Ten jest w razie jakiś kłopotów. Lub nudnego wieczora.
Przesunął spojrzeniem raz jeszcze po twarzach kobiet.

Ostatecznie puścili ich. Znaleźli się w strefie "rządowej", niewiele różniącej się od innych. Kilka szczegółów. Valerie dostrzegła kamery, w większości ukryte. Przy posterunku na pewno znajdowała się więcej niż jedna. Kane zauważył nowoczesną broń trzymaną przez tutejszych "żołnierzy". Peter przyjrzał się ich mundurom, wyglądającym całkiem europejsko. Niektórzy mieli nawet wzmacniane kevlarem. Felix najpierw ujrzał kilka sylwetek poruszających się lub stojących bezpośrednio na płaskich dachach tutejszych budynków. A Jeanne widziała zwyczajną, choć bardzo nie amerykańską, gęstszą niż u "Czerwonych" zabudowę, dużo kurzu i tłum poruszających się ludzi, spieszących w swoich sprawach. W pierwszej chwili wydawało się, że to najgęściej zaludniony teren w mieście. Z drugiej strony nie wiedzieli jak to wygląda u Arabów w ciągu dnia.
Tak czy inaczej, mogli działać. I mieli świadomość, że ciężko będzie tu uniknąć spojrzeć, jeśli faktycznie ktoś będzie obserwował ich ruchy.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 02-09-2013 o 22:09.
Sekal jest offline