Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2013, 23:05   #130
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
post wspólny
===============



Septa niespecjalnie ufał Erlandowi i to nie tylko dlatego, że najpierw Skagos się oddzielił od Nocnej Straży by potem pojawić się w towarzystwie Iorwetha. Jeden bóg raczy wiedzieć co tam ustalili podczas tej przejażdżki i co teraz będzie próbował mu Szepczący pomóc schować. I właśnie dlatego Uważnie przyglądał się jego poczynaniom. Iorweth za majtami nosił to co każdy porządny Skagos na gościnnych występach na lądzie: kiś kozik, krzesiwo, zwitek brzozowej kory, woreczek z ziołami na sraczkę, mały woreczek soli, kilka igieł i zwitek nici, trochę biżuterii. złota ma więcej niż każdy porządny Skagos ogląda przez 10 lat, ale to Harlene w końcu, do nich się inną miarkę przykłada. To co jednak przykuło uwagę Koniuszego to skrawek ozdobnej haftowanej taśmy w kolorach klanu Flintów, jakimi góralki związują włosy czy obrębiają kraj sukni. A jak każdy z Braci wiedział Flintowie i Skagosi to drą takie koty, że aż sierść leci. Taśma wygląda na uchapaną nożem, strzępiąc się z jednego końca.

***

Kamyk czuł się marnie. Krew zwalniała krążenie, a walka już ustąpiła z jego żył zostawiając całe miejsce znużeniu i zniechęceniu. A miejsca w Kamyku na te dwa było teraz całkiem dużo. Szkoda wielka się stała, że ta rybiooka przerwałą walkę. Jeszcze większa, że ani Erland ani Alysa nie znalezli w sobie powodu by poderżnąć gardło tej plwającej coś teraz po skagosku świni. Śmierdzący kurwisyn. Takie oślizgłe kreatury wzbudzały w Zarządcy najgorsze instynkty. Teraz na przykład ot tak po prostu miał ochotę podejść i gołymi ręcami mu przekręcić ten kark. Jeśli bowiem sytuacja za Murem była obrazkiem jak w książce z łamigłówkami, to ten obrazek był tak naćkany, że nic się w nim zobaczyć nie dało. Poczatku, końca. Sensu. Spieprzony był poza wszelkie granice pojmowania. A usunięcie z niego Harlena pokroju Iorwetha mogło go tylko naprawić.
Czy to jednak zrobił? Nie. Stał sobie grzecznie oparty o drzewo i sącząc jakiś naparek od Alysy słuchał kolejnych wyzwisk jakimi związany skag raczył niewzruszonego Erlanda.

- No i na chuj Ci ten pętak? - pogratulował Sepcie zdobyczy gdy skagostwo już polazło w swoją stronę - Będziemy go targać ze sobą na Kurhan?

I wtedy przez myśl przeszło mu co Willam mógł mieć na myśli. Co by to mogło zmienić, Kamyk nie wiedział i nie bardzo chciał się przekonywać. W dupie miał skagoskie plany i politykę, bo i wiedział wystarczająco, że obie są jak tryp. Zaraźliwe i swe źródło u baby mają. Koniuszy był tu jednak jakoby wodzem teraz i to go do takich czy innych kroków moglo zobowiązywać. A do świtu wszak było trochę czasu.

- Pomóc ci jakoś?

- Wiesz jak jest. Odrzekł jak zarządca zarządcy. – Po to jest język żeby gadać.Po coś tutaj łazi, po coś zbiera te słupy. Ale po co?

- Dobrze by było jakby jednak opatrzyć tego pętaka… może Lady Alysa będzie chętna… a potem trzeba by po naszemu rozpalić ogień i rozgrzać żelazo. Bo nie wiem czy ten język po naszemu gadać będzie chciał. Ja muszę teraz pomyśleć więc nie wiem czy ty zaczniesz pytać czy Lannister.

Uśmiechnął się paskudnie i popatrzył na stojących w oddali towarzyszących im Skaosów Erlanda i Bez Żony, którzy bądź co bądź przyleźli tutaj właśnie z tym kozojebem Iorwethem.

Kamyk wzruszył ramionami. Napomknienie o Lady Alysie przywiodło na myśl jej sposób na Henka… Ale Zarządca jakoś doszedł do winosku, że nawet jeśli ten kiep ukradł im konia to nie godziło się by harlenowi serwować te same smakołyki co dzikiemu. Ogień i żelazo brzmiały o wiele zdatniej.
- Ja też nie wiem kto ma zadawać. Ale skoro ci za jedno to mogę z nim chwilę pogwarzyć.
To rzekłszy ucapił prawicą za kołnierz kaftana, związanego jak prosię Iorwetha i ciągnąc go za sobą doprowadził pod zgrabnego świerczka rosnącego sobie na skraju polany. Skag, który słyszał rozmowę Kamyka i Septy plwał tym głośniej. Przeklinał Erlanda, cały klan Rorków, Nocną Straż i matki wszystkich zgromadzonych. Przeklinał póki Kamyk, nie mając już dość tego jazgotu, nie wcisnął mu do gęby bandaża, którym na wstępie obdarzyła go Alysa. Zrywając go tym samym z połamanych żeber. Usadził następnie Harlena na tyłku i oparł go plecami o drzewo. A potem kucnął przed nim i przez chwilę patrzył na tę zakłamaną gębę.
- Ja wiem - rzekł w końcu - że wy tam u siebie to byście wszystko wygadali, żeby jaki zysk, czy korzyść w tym była. Sęk w tym, że jak na ciebie patrzę skagu, to nie sądzę bym był w stanie uwierzyć w choć jedno twoje słowo. Co by więc przełamać tę nieufność, mus nam się najpierw zaprzyjaźnić.
Odsunął poły kaftana Harlena odsłaniając siną i poranioną klatkę piersiową.
- Sam widzisz, że trza cię opatrzeć.
Tymi słowy ucapił łapskami Iorwetha za żebra i ścisnął je. Z wyczuciem. Połamane kości zachrzęściły gdy czerwony na gębie Iorweth wybałuszył oczy…

Chwilę później wyjął skagowi knebel.
- Jaki interes ma zbrojny skagoski zagon pod samym Murem?


***


Willam odczekał aż Kamyk dobrze się zapozna się z pięknym Skagoskim bohaterem… aż Straż odpłaci mu za Kruka… za panoszenie się jak po swoim ogródku. Poczekał aż usłyszą kilka zdań, które będą mogli uznać za prawdę przy odrobinie dobrej woli. Nie śpieszyło mu się… mieli czas. A potem i Septa postanowił zaspokoić swoją ciekawość. – A teraz powiedz mi jeszcze dupolizie jeden, cóż za sprośne pobudki cię do Flintów zaprowadziły?

***

Było późno gdy kapłan skończył opatrywać ranę Roddarda. Zwiadowca oddychał regularnie, ale nie reagował na żadne bodźce. Starzec nie potrafił powiedzieć czy mężczyzna z tego wyjdzie, czy też pozostanie w takim stanie na zawsze. Rozkazał Mortowi obserwować rannego i informować, gdyby zauważył coś niepokojącego.

Odszukał Snowa i dosiadł się do niego:
- Obiecałem, że opowiem ci o Bezimiennym Potworze z Morza, o Achli i o Eganie... jeżeli nadal chcesz wysłuchać skagoskich legend to teraz jest na to czas. W blasku ogniska powinniśmy być bezpieczni.

Snow kiwnął tylko głową. Erland dosiadł się do mężczyzny i zaczął opowiadać.
- Po Długiej Nocy nastało wreszcie lato i ludzie wrócili na Północ. Wśród nich przybyła na rumaku o ognistej grzywie zmiennokształtna Achli, której imię znaczyło "szron". Ludzie zastali opuszczone osady. Nigdzie nie było zywej duszy, tylko pomiot lodowych demonów czaił się w lasach. Na morskim brzegu Achli spotkała Engana, Orła z Morza. Gigantycznego, drapieżnego ptaka, tak wielkiego, że polował na wieloryby w zimnych wodach. Achli uczyniła Engana swoim, a on uczynił ją swoją. Razem tańczyli na wietrze ponad zimnymi wodami. Razem budowali Mur. Z wysokości dostrzegli Skagos. Nietknięte Skagos, które oparło się Długiej Zimie. W jaskiniach płonęły ogniska. Ci, którzy schronili się na wyspie, przetrwali. Gdy nadchodziło zimno, gromadzili sie wokół turniowej korony nad Królewskim Domem. Achli uwiodła ich przywódcę, pierwszego magnara Skagos, i została jego żoną. Noc po noc, przez wiele lat, wspinała się na skały nad Królewskim Domem i wlewała wodę w załomy skalne. Woda zamarzała, lód gryzł kamień. Gdy przegryzł go do jego istoty, Achli wezwała Engana. Engan ukradł turniową koronę z Królewskiego Domu i cisnął ją w morze, aby chronić ludzi przed zimnem. Nigdy już nie wrócił na Skagos i nie zobaczył Achli.

Starzec skończył, a Snow podał mu wodę, a sam się zamyślił.
- Ta opowieść znajduje się na każdym słupie poświęconym, także na tym który dziś widziałeś - dodał cicho. - zaś słupy… słupy można znaleźć nie tylko na Skagos, nie tylko w starych ruinach po tej stronie Muru, ale daleko na Północ w krainie wiecznych mrozów. Nie lekceważ tej opowieści Williamie Snow, nie lekceważ tego co kryje się w mroku.

***

Nim świt nastał Septa sklecił kilka słów o zajściach jakie miały miejsce i posłał wraz z krukiem do Czarnego Zamku. Ptaszysko mało było zadowolone z faktu, że zarządca kazał mu wyłazić z klatki i robić skrzydłami… ale cóż tak robota.

***

Agneta nie miała lekkiego życia… z Septą w szczególności. Willam nawet źle życząc temu złamasowi nie chciał oddać go w łapska tej szpetnej babie co to przypominała bardziej zimną rybę niż niewiastę. Rzecz jasna nie z litości czy z jakichś szlachetnych pobudek… o nie. Co to, to nie! Były dowódca skagoskiego zagony powinien trafić w ręce bardziej fachowe niż jego czy Kamyka… ale powinien trafić w czarne łapska Nocnej Straży a nie wrócić do swoich. – I nam droga na Długi Kurhan wiedzie, a i wy pewnikiem chcecie się pokłonić Przyjaciółce Nocnej Straży Moraud. W jej mądrość i sprawiedliwość nie wątpię zatem chętnie posłucham cóż ona w tej sprawie ma do powiedzenia.
 
baltazar jest offline