Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2013, 01:37   #188
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
A Leiko..
A Leiko potknęła się. Ponownie. Ta niezręczność musiała jej nagle wejść w nawyk. Albo może to dzisiejszy dzień tak sprzyjał potykaniu się? Pogoda i krajobraz wspólnie działały przeciwko niej, powiewami wiatru podrzucając pod geta okoliczne kamyczki?
Jednym pewnym faktem było, że rzeczywiście miało miejsce potknięcie się tej dystyngowanej kobiety, a tym razem w pobliżu nie było męskiego ramienia do pochwycenia jej. Młody wilczek, w którego objęciach wcześniej znalazła ratunek przed nieuchronnym upadkiem, teraz walczył z bestią w jej obronie. Odważnie, gorliwie, jak gdyby była kruchą niewiastą zamiast łowczynią kreatur takich jak ten Oni. Teraz jednak nie musiała walczyć, jedynym jej zadaniem była.. ucieczka. Tak prosta, gdy obie głowy demona zajęte były atakującymi je młodzianem i czarownikiem, ne?

A mimo to poległa. Dosłownie.
Krótki, kobiecy krzyk uniósł się nad polem bitwy, gdy z łopotem kimona Leiko poleciała na spotkanie z pyłem i drobinkami gruzu zaściełającymi teraz ziemię po skalistej lawinie. Był to doprawdy majestatyczny upadek, istny pokaz niezgrabności, po którym skończyła w bezbronnej pozycji leżącej. Na twarzy wymalował się grymas boleści - niewielkie, acz ostre kamyczki zdołały gdzieniegdzie podrażnić jej delikatną skórę dłoni i kolan..
Ah, kolana! I łydki także. Barwne odzienie, zwykle zakrywające ciało Japonki, jednocześnie podkreślając jej kusząco kobiece kształty, w chaosie upadku zadziałało wbrew jej woli. Rozchylony materiał ukazał światu nogę Maruiken, jeden z tych jej długich i zgrabnych atrybutów. Mlecznobiała tajemnicza została odsłonięta aż wysoko ponad samo udo, zdradzona łowcom i lubieżnym ślepiom demona. Bezsilna, uległa, „do korzystania”, jak to wcześniej raczył malowniczo powiedzieć szalony Oni. Takie sygnały wysyłała całym swym ciałem, nawet gdy w swym przerażeniu i zaskoczeniu starała się podnieść, uwolnić z oplotów pułapki jaką nagle stało się jej kimono.

Tak słodkiej przynęcie, bestia nie mogła się oprzeć. Ale też nie zostawiła spraw nie rozstrzygniętych. Czarny ogień z jednej paszczy wystrzelił w kierunku Kohena pochłaniając sylwetkę czarownika. Ów łowca nie okazał się być tak szybki, jak chociażby Kunashi. I Kohen upadł na ziemię w dogasających płomieniach… zapewne martwy.
Oni nie zwracał już na niego uwagi. Wpierw jedna głowa jej się przyglądała, gdy wykończył płomieniem czarownika, teraz obie skupiły się na celu i pognały w kierunku bezbronnej ofiary ze zdumiewającą szybkością. Bestia była zwinna.






I pędziła w kierunku bezbronnej ofiary, za jaką miała Leiko. Nie tylko ona zresztą, także i Yoru ruszył w jej kierunku, by zajść bestię z boku i ciąć. Doskoczył nagle, jednakże potwór to przewidział. Zamach po skosie katany Akado chybił, bestia skuliła się i wyprowadziła nagły cios w brzuch odsłaniającego się za bardzo po chybionym ataku młodego łowcy… pozbawiając go tym uderzeniem tchu w piersiach.
Młody łowca miał może młodość i talent, ale nadal brakowało mu jednego - doświadczenia.

Zbyt jednak zajęty bezbronną ofiarą jaką była uwięziona w swych szatach Leiko, Oni nie dokończył sprawy pozostawiając na wpół ogłuszonego Yoru swemu losowi. Skupiony na leżącej łowczyni zmierzał w jej kierunku, niczym wygłodniały wilk kierując się do porzuconego w głuszy połcia mięsa… prosto w pułapkę myśliwych.

Ah, nie tak to sobie wyobrażała. Nie tak miał się potoczyć jej plan wymyślony na poczekaniu.
Biedny Wilczek, miała nadzieję, że to uderzenie nie było dla niego zbyt potężne i pozbiera się z tego. Był jej tutaj potrzebny. Biedny też i Kohen, bądź.. cokolwiek z niego zostało po zostaniu pożartym przez płomienie wyplute przez Oni.
Gdyby nie odgrywanie roli przynęty, to cmoknęłaby cicho ze zniecierpliwienia. Maruiken Leiko nie lubiła, gdy coś paskudziło jej strategie. Mimo to zarówno miłość, jak i wojna, wymagały poświęceń oraz ofiar. A jeśli ona nie mogła stać się jednym z nich, musiał zatem ktoś inny. Logika może i bezlitosna, ale za to skuteczna.

Nie patrzyła w stronę zbliżającej się bestii. Nie musiała. Przesłonięte kurtyną czarnych włosów oczy były jej zbędne, kroki demona dudniły jej w uszach pozwalając ocenić nieuchronnie zmniejszającą się odległość. Dłońmi wspartymi o ziemię wyczuwała drżenie przy każdym uderzeniu jego stóp. Szybkich, gwałtownych i mocnych. Smukłymi palcami przesunęła ostrożnie po odłamkach pokruszonych kamieni w stronę swego biodra, gestem sugerującym próbę podniesienia się. I jedynie opuszki muskające wachlarz subtelnie opowiadały o jej prawdziwych zamiarach.
Coraz bliżej i bliżej. Kroki były tak blisko. Oni zwolniło podchodząc do dziewczyny.
- Ależ postaraj się stawić opór.- zaczęły mówić obie głowy.- Szlochaj, krzycz… inaczej nie będzie zabawnie.
Potwór zapomniał najwyraźniej o tym, że Yoru choć otrzymał mocny cios pięścią, nie był jeszcze wyłączony z walki. Ale też i pewnie nie brał niedoświadczonego łowcy za wartego uwagi przeciwnika.
Nic dziwnego. Kohen być może nie żył, Akado jak na razie niewiele zdziałał. A Leiko wydawała się bezbronną ofiarą.




Podchodził pewny swego i mówiąc. - Takie ładne kimono, szkoda że się podrze...o tak… ale za to co pod kimonem jest równie ładniutkie… dawno nie mieliśmy kobiety… tak ślicznej jeszcze dawniej… ciekawe jak głośno będzie krzyczeć... Bardzo głośno. Postaramy się o to, prawda?... oj tak...
Nachylił się, by chwycić łowczynię za ręką i przewrócić na plecy.
Mocne szarpnięcie, pod którym zatrzeszczał ostrzegawczo miękki materiał rękawa, a potem gwałtowne uderzenie plecami o twardą ziemię, wyrwało z płuc kobiety głośne tchnienie.

Czuła go tuż przy sobie, o wiele zbyt blisko jak na demona. Ale nie zerknęła na niego, tą niechęcią do kontaktu wzrokowego tylko zapewniając o swoim strachu i bezsilności.
Pokraczna sylwetka demona nie tylko była mało przyjemna dla oczu, ale także stanowiła dla Leiko pewien odmienny problem. Dwie głowy, dwie pary oczu. Jedna szansa. Czy wykluczenie na krótko z walki jednej z nich, wykluczyłoby też tę połowę ciała jej odpowiadającą? Czy tylko jedna z nich pluła ogniem? Czy może jedna tylko panowała nad ruchami ciała?
Iye. Nie znała się na demonach tak jak czarownik. Znała się na ludziach, oni byli jej specjalnością. Zwykle jej przeciwnicy nie byli takimi wynaturzeniami, nie wymagali od niej taktycznego podejścia do ilości oczu. Tym bardziej, że takie sytuacje wymagały od niej błyskawicznej reakcji. Gdyby Matka Ogrów na trzęsawiskach miała dodatkową parę oczu, to całe spotkanie z nią mogłoby się zupełnie inaczej skończyć, na nieszczęście dla łowczyni.

Poczuła w żyłach znajome zawrzenie krwi, leniwe przebudzenie się jej wewnętrznej bestii. Poruszyła głową, by spomiędzy odgarnięty pasm włosów spojrzeć w końcu prosto w oczy głowy o ognistym oddechu. A zaś w jej własnych oczach poruszyło się coś.. gadziego. Nieprzyjemnego, przywodzącego na myśl węża. Dotąd i tak złociste tęczówki, teraz rozświetliły się blaskiem tysiąca słońc, tysiącem bezlitosnych uśmiechów Amaterasu. Na krótki moment, w którym Leiko z trzaskiem rozłożyła wachlarz i zamaszystym ruchem starała się wykorzystać okazję, aby ciąć potwora przez klatkę piersiową.

Blasku oczu Leiko, towarzyszył ryk dwugłowego ogra, ryk głośny i pełen ból. Ten Oni nie przepadał za bardzo słońca.
-Skrzywdziła nas… raniła… podstępna dziewuszka… zemścimy się… o tak.. zemścimy… urwiemy główkę jak kurczaki, bez niej też będzie użyteczna…- pomstowaniu temu nie towarzyszyły jednak działania. Za słowami nie poszły czyny.
Bowiem cięcie wachlarza rozorało dość głęboko klatkę piersiową potwora, by trysnęła czarna posoka… Niestety nie dość głęboko, by zabić. Czując ból ogr błyskawicznie odskoczył do tyłu unikając instynktownie jego źródła. Dwugłowy ogr cofał się do tyłu przecierając oczy chwilowo oślepione blaskiem klątwy płynącej w żyłach łowczyni.

Jakkolwiek nienawidziła tego znamienia sprawiającego, że żyła pomiędzy dwoma światami, to jednak Leiko potrafiła go wykorzystywać. Akado nadal skulony po ciosie dwugłowego ogra dopiero truchcikiem ruszał w jego kierunku. Ciekawszy widok jednak był z boku. Leżąc Maruiken zobaczyła jak poparzone straszliwie truchło yōjutsusha podnosi się z ziemi. Paskudne rany i przeżarte jakimś kwasem szaty świadczyły że czarny ogień w Oni, nie miał w istocie ognistej natury. Ale też i dziwiła żywotność czarownika, który… powinien być martwy. Na twarzy Takamiego widać było grymas bólu, ale też i w oczach chęć zemsty.

Łowczyni jednak nie miała czasu analizować, czy ów wstający osobnik był trzymającym się desperacko resztek życia Kohenem, czy też może zmarłym powstałym z życia by zabić swego mordercę...
Miała własne problemy, dwugłowy ogr zionął z obu paszcz czarnym jak smoła ogniem. Na szczęście na oślep, więc pierwsze strużki ognia skorodowały jedynie nadbrzeżny piasek i kamienie. Ale potwór dalej zionąc próbując swymi płomieniami objąć jak największy obszar i dosięgnąć nimi swą dręczycielkę.
Nie miała zamiaru czekać, aż w końcu trafi i popieści jej skórę ogniem. Już i tak wystarczająco czasu spędziła w pozycji leżącej. Dlatego w otwarciu pomiędzy jednym chybionym zionięciem, a drugim mogącym już ją połaskotać boleśnie w odsłoniętą nogę, łowczyni zwinnie zerwała się z miejsca, aby nie dać mu przypadkiem sposobności do trafienia siebie.

Gruz zachrzęścił głośno pod zębami jej geta, gdy o kilka kroków w tył zwiększyła jeszcze odległość między sobą i paszczami kreatury. W jednej dłoni czujnie trzymając wachlarz, z którego płynnym ruchem strzepnęła krew Oni, drugą sięgnęła po swoją równie zaufaną parasolkę. Rozłożyła ją tuż przed sobą i skryła się za pozornie delikatnym materiałem, bardziej kobiecym bibelocikiem przecież niż tarczą przeciwko demonowi. Nawet w promieniach słońca zalśnił ślicznie długi szpikulec wycelowany prosto w niego.
Strumień czarnych płomieni uderzył w parasolkę, przez chwilę wydawało się że ten drobny bibelocik nie wytrzyma żaru i dziwnej natury czarnego ognia. Lecz stało się inaczej, płomienie nie przebiły się przez niego, zaskakując tym kuśtykającego Yoru zmierzającego ku walczącej samotnie Leiko. Kohen nie tracił czasu na okazywanie zdziwienia, gesty dłoni świadczyły, że zamierza przeciw potworowi użyć jakiejś mrocznej mocy z głębin samego jigoku… lub skądkolwiek on czerpał swoją potęgę.

A pozbawiony możliwości widzenia potwór kręcił się w kółko na oślep wyrzucając z siebie kolejne strugi ognia. Maruiken zdawała sobie sprawę, jak ryzykowne było użycie szpikulca. Jeśli podczas lotu wpadnie w strugę czarnego płomienia, niechybnie ulegnie zniszczeniu nie czyniąc szkody dwugłowemu ogrowi.
Nie mogła sobie pozwolić na utratę cennej broni, nawet tak drobnej i niepozornej. Nie teraz, gdy była jeszcze tak daleko od celu swojej podróży, i gdy miała przed sobą jeszcze długą drogę ku miejscu rytuału. Wiele się mogło wydarzyć, musiała być w pełni przygotowana na każdą okoliczność. Zapewne dopiero w mieście mogłaby znaleźć kogoś potrafiącego dorobić jej drugi szpikulec do parasolki. A i tam powrót mógł się bardzo opóźnić..

Syknęła cicho, kiedy poczuła na twarzy powiew gorącego powietrza z płomieni rozbijających się o materiał, tak niedaleko koniuszka jej nosa. Powoli przesuwając stopy, starała się wycofać z zasięgu ognia, jednocześnie z obawy przed nim nawet nie unosiła głowy, by spojrzeć na stan przeciwnika. Polegała jedynie na odgłosach jego zionięcia oraz na zerkaniu w bok na poczynania dwóch łowców. Dała im tyle czasu, jakże jeszcze mogli nie zaatakować? Potwór niedługo odzyska wzrok, a ona nie wiedziała jak długo uda jej się odwracać jego uwagę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem