Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2013, 15:19   #131
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Post takoż wspólny

Potrzaskane żebra Skagosa zatrzeszczały w potężnych łapskach Engana jak suche szczapki. Iorweth wizgnął się i wierzgnął związanymi nogami, w oczach miał ból, czystą nienawiść i jakiś taki uroczy w swojej bezradności i szczerości wyraz kompletnego niezrozumienia sytuacji, nad którą stracił panowanie... w zębach miał knebel, i tylko dlatego nie rozwył się pod niebiosa. Gdy wreszcie Kamyk uznał, że harleński wódz ugotował się już na miękko i wyjął mu z mordy bandaże, Iorweth plunął mu w twarz śliną przemieszaną z krwią i straszliwie obraził cześć Kamykowej matki. W sumie, może i nie obraził, bo gdy była młodsza, robiła dokładnie to, co jej zarzucił... ale Engana i tak krew zalała, nie będzie tu sobie skagoski wyskrobek pozwalał. Kamykowa prawica zwinęła się w pięść i uniosła nad głową jeńca, tak kształtną i piękną, że południowi rzeźbiarze posraliby się po gaciach ze szczęścia, gdyby im zechciał pozować...
- Zaraz zaraz – wydyszał Iorweth, wybałuszając oczy. - Przecież się dogadamy... - wysunął pojednawczo. Kamykowa prawica zamarła w powietrzu, ale zaraz uniosła się jeszcze wyżej, bo czego jak czego, ale właśnie faktu, że się „dogadają” zarządca obawiał się najbardziej. Widział już nie raz i nie dwa, czym się kończyło dogadywanie z Harlene'ami. Iorweth nie czekał na cios ani na odpowiedź, tylko zaczął śpiewać, co chwila rzucając spojrzeniem na Kamykową pięść.
- Moruad się przejęła, jako ją Pająk wpuścił na Kurhan. Uwzięła się, że będzie tej ziemi bronić. Że to honorna rzecz, a jak jest honorna rzecz, to wszystkim Magnarom jakby kij w dupę wepchał, tacy się sztywni i nieustępliwi robią. Słuch ją doszedł, że Czaszka ludzi zbiera i sposobi się do skoku przez wasz płot, durny fiut jeden... mógł zapytać, to bym mu rzekł, że tu gorzej niż po ich stronie i baby brzydsze... Moruad kazała ściągąć jednorożca i pilnować okolicy. To i kurna pilnujemy, nie? Rozkaz jest rozkaz, wiesz coś, wrono, o tym?

Kamyk wiedział. Rozkazy prosta rzecz. Lord Dowódca każe, wrona musi. Tylko czemu ten skag go tak wkurwiał?!! Nad tym jednak Kamyk nie musiał się długo zastanawiać. Odpowiedź była prosta. Mógł sobie nie chcieć, upraszczać, tłuc po mordach, powalać słupy, wypuszczać zamachowców i lżyć sojuszników ile wlezie. Ale to i tak nie zmieniało tego co ktoś inny już w ruch wprawił. Stary, Moruad, Czaszka… nie ważne kto. Ważne, że Zima o której Skagosi tyle gadali już się zaczęła. I nie da się po prostu obić komuś pyska. A krętacz Iorweth, co to teraz ubierał się w piórka potajemnego obrońcy Muru, tym samym dawał mu to do zrozumienia.
Opuścił prawicę. Spojrzał na Septę, który wzruszył tylko ramionami. A potem kucnął na przeciw więźnia. Podniósł z ziemi jakiś świerkowy patyk i przyglądając mu się, dumał. Prostą było rzeczą, że nikomu się tak poróżnienie Straży i Skagosów nie przysłuży jak właśnie dzikim. Prostą też, ża Magnarka spod Muru idiotką nie była i jakby zbrojnie chciała napaść na Straż to by nie wysyłała jednorożców na zwiady pod Czarny Zamek. To przemawiało za słowami Iorwetha jakkolwiek mało prawdopodobnie by one brzmiały. A brzmiały wyjątkowo mało prawdopodobnie.
Skrzywił się i z nienacka dziugnął kijaszkiem Iorwetha w połamane żebra.
- A wiesz ty co skagu? - dziugnął raz jeszcze. Potem drugi i trzeci. Niezbyt mocno. Wystarczająco - Jakoś mi się ta Twoja naciągana bajka podoba jeszcze mniej niż Twoja gęba. Co ty nam tu za farmazony o przejmowaniu się i honorze wciskasz?
Istotność pytania podkreślił ciosem. Tym razem z piąchy. W brzuch tuż pod żebrami. Ale i to Skag musiał poczuć w kościach. Kamyk poprawił.
- Tobie Moruad kazała pod Murem warować i nas przed Czaszką bronić? Tobie? Harlenowi?
- Zostaw Engan - ozwała się chłodno Alysa.
I jeszcze raz.
- A niechby i wpadła na taki durny pomysł. Niechby i było, że masz rację. Ale byśmy tu wonczas Hwarhena spotkali i tę dziewkę z wilkiem, a nie taką łajzę jak Ty i tę rybiogębą!
- Zostaw!
Podniósł się ostatecznie znad pokładającego się Skagosa.
- Łże gamoń jeden. I myśli, że łykniemy te dyrdymały.

Związany w baleron Harlene gdy już doszedł do siebie westchnął i próbował się ułożyć wygodniej, tyle że mu więzy przeszkadzały. Spojrzał koso na Septę, na Kamyka i na Alysę, by po krótkiej przerwie śpiewać dalej. Wywrzeszczał im mianowicie, że w ich durnych pałach nawet nie postało podejrzenie, że Straż i Harlene'owie mogą być po jednej stronie, i że on to sobie zapamięta. Na pytanie o Flintów wybuchnął pogardliwym śmieszkiem i wytknął im, że tak jak nie potrafią rozpoznać przyjaciół, tak i zdrajców we własnych szeregach i wśród tych, co się ich druhami mienią znaleźć nie mogą. Uznał chyba, że rzekł za wiele, bo zacisnął zęby i poczerwieniał jak dziewica, gdy jej pierwszy raz kiecki wyżej pasa podkasano. Zduszonym szeptem wywarczał, by nie ufali Agnecie, i by chronili córkę Pająka.
- Jedźcie prosto na Kurhan. Nie opuszczajcie cienia Muru i spieszcie się. Moruad nie da was skrzywdzić. Tutaj jesteście jak zające.
- Nie lękaj się tak o nas szlachetny Iorwecie - odparła Alysa - Może i nie wszystko od razu Straż widzi i rozumie. Bądz za to pewien, że szybko się uczy.
- I co Ty na to Septa? - zwrócił się Kamyk do miętolącego kawałek materiału dowódcy - Do Wschodniej bym go wziął. I niech się Marbran z Najlepszym za niego wezmą.

Willam nie odpowiedział. Przesłuchanie dobiegło końca.

***

Z pierwszymi promieniami słońca do obozowiska wrócili Harlenowie. A z nimi targi i negocjacje.
Sól i złoto za Iorwetha.
- Mort… Mort - warknął ostrzegawczo na dumnego z siebie chłopaka, który przynosił wcale ciekawe wieści o tym, czego faktycznie szukali Harlenowie pod Murem.
We trójkę z Joranem w mig rozeszli się ustawiając się w pierścieniu blisko Septy. Niby nie dobywszy broni, ale obie strony wiedziały co i jak. Zaskoczonych nie będzie. Urreg, Tytus i Hwarhen też byli gotowi..

Oczy i uszy Moruad w pełnej nieprzyjemnego napięcia chwili przejęły berło dyplomacji. Chyba próbował odwołać się do rozsądku. Chyba nieskutecznie.
Agneta Harlene wydęła wąskie, bezbarwne wargi. Jeden z wojowników Harlene’ów przysunął się bliżej jednorożca. A Kamyk stojący przy jeńcu usłyszał szept z wysokości swoich kostek, gdzie w obecnych okolicznościach przyrody spoczywała śliczna głowa Iorwetha.
- Rozwiąż mnie, wrono...
- Milcz - syknął Iorwethowi i wysunął się na przód stając obok Septy.
Wyjrzał ostentacyjnie za Agnetę i za jednorożca, po czym wskazał w tym kierunku głową.
- Macie tam zdaje się jakiś cenny ładunek. Szkoda by było go uszkodzić, czy co gorsza stracić gdyby tak jednorożca jak wczoraj coś nie wiedzieć kiedy i skąd poniosło, prawda? Słyszeliście słowa Willama Snowa. Targów nie będzie. Spierdalajcie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 04-09-2013 o 15:24.
Marrrt jest offline