Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2013, 17:59   #68
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Gryzipiórek wyglądał kiepsko. Tak kiepsko, że przypatrującemu mu się Detlefowi przyszło do głowy, że może lepiej skrócić mu męki, niźli na siłę utrzymywać przy życiu, czyli niedługo raczej.

Uznał jednak, że da brodaczowi szansę. Mógł mu zajedno pomóc, jak i szybciej odesłać do krainy przodków. Będzie co ma być, jak to się mawia. W którymś momencie spaleniec odezwał się, co wywołało zdumienie samozwańczego sanitariusza. Przytomności rannemu starczyło jeno na uzgodnienie maści, którą Detlef pieczołowicie pokrywał poparzoną skórę. Nie bardzo wiedział, co zrobić z wypatroszonym oczodołem, ale koniec końców naniósł nieco maści na opatrunek i wypełnił utworzonym w ten sposób gałganem miejsce po brakującym oku, przewiązując kawał płótna wokół głowy, by nie wyleciał przy pierwszej okazji.

Gdy skończył, otarł rękawem pot, który zrosił jego czoło mimo mrozu odczuwalnego również w jaskini. Szczęściem osłaniała ona wyśmienicie od hulającej po zboczach wichury.

Dziwne, ale w czasie opatrywania Thorina naszły go wspomnienia z rodzinnego Zhufbaru. Niemal poczuł złamaną słodem goryczkę ciemnego Zhufbarskiego Ale, zwanego czasem po prostu Zhufbeer. Wielokroć podróżował strzegąc karawany zmierzającej z ładunkiem tego płynnego złota w stronę któregoś z miast Stirlandu lub dalej - bowiem Królewski Browar Zhufbarski znany i ceniony był właściwie w całym Imperium, szczególnie od czasu, gdy zielonoskórzy zniszczyli browar Bugmanna.

Ze wspomnień wyrwało go ostrzeżenie Hargina. Poderwał się na nogi.

- Jak nie zemrze do świtu, to żyć będzie. Raczej... - ocenił stan rannego krasnoluda. Zwięzły opis najwyraźniej wystarczył pozostałym, bowiem chwilę później cała trójka stała z orężem w dłoniach i wsłuchiwała się w odgłosy z zewnątrz. Prawie czwórka, ale niezdolny do wysiłku jakim było utrzymanie się w pionie Thorin padł z powrotem na zadek.
- Ty leż, my się bawimy... - Detlef mruknął pod adresem niedoszłego nieboszczyka.

Wyjrzał ostrożnie na zewnątrz. Potężne sylwetki sześciu ogrów zmierzały wolno, acz nieubłaganie w stronę jaskini. Nic dziwnego - te same ślady, po których Hargin i Detlef tu trafili wiodły gigantów jak po brukowanej drodze. Dużo krwi Thorin stracił i zabarwiony szakrłatem śnieg wskazywał pogoni dalszy kierunek. Ślady stóp mogli próbować zamaskować, ale bez przekopania hałd śniegu nie byli w stanie ukryć obecności krwi. Strasznie cholerstwo widoczne na białym tle...

- Mogę ich odciągnąć na chwilę, ale musicie stąd uciekać. Pójdą po śladach z całą pewnością. - Zaproponował sierżantowi.

- Z drugiej strony jest ich tylko sześciu - rzekł beztrosko - ja biorę pięciu z prawej, a wy resztę. - Wyszczerzył się.

* * *

Obserwowana grupa ogrów szukała sprawców zamieszania w swoim obozowisku. I było kwestią najbliższych chwil, kiedy odnajdą wejście do jaskini. Już mieli coś ustalić, gdy prześladowcy zatrzymali się i obrócili w kierunku, z którego przyszli. W ciemnościach nie sposób było dostrzec przyczyny, dla której zmienili obiekt zainteresowania. Nim wymienili uwagi Hargin wyprysnął na zewnątrz, kierując się w stronę skałek po prawej, co Detlef skwitował podniesioną ze zdziwienia brwią. Nie podejrzewał go o dezercję, ale najwyraźniej coś nierówno pod sufitem musiał mieć. Albo lubił pobiegać wieczorami.

Detlef wieczorem lubił przytulić piwko i zagryźć mięsiwem jakim, a bieganie uważał za uwłaczające jego dumie, toteż czekał na rozwój wypadków będąc skrytym w skalnej niszy. Jeśli śmierć przyjdzie dzisiaj, to przywita ją stojąc pewnie na nogach, a nie biegając po okolicy niczym zając czy inny drób.

Będzie musiał chyba jeszcze trochę poczekać, bowiem ogry ruszyły biegiem w stronę przykrytych śnieżnym puchem drzew. Postanowił podejść bliżej i sprawdzić o co chodzi.

Jęki i gardłowe nawoływania olbrzymów potwierdziły przypuszczenie, że ktoś zaatakował tę szóstkę. Ten ktoś musiał być ufny w swą siłę, albo głupi na tyle, by ryzykować starcie z opancerzoną górą mięcha. Pół tuzinem takich cosiów.

Po chwili okazało się, że opcja druga była tą właściwą. Reszta oddziału postanowiła zaczepić równe im liczbą ogry, nie mając pojęcia o stanie i pozycjach czwórki z jaskini. Zachowanie godne zabójców trolli. Mimo wszystko dzięki niespodziewanemu atakowi z tyłu pokonanie z pozoru niepowstrzymanej furii olbrzymów okazało się możliwe. Oddział okupił to ciężkimi ranami i prawdopodobną śmiercią jednego z nich, ale wyszedł ze starcia zwycięsko. Widać bogowie musieli mieć jeszcze jakieś plany wobec brodaczy.

Detlef pomagał przy opatrywaniu rannych jak umiał szczególnie, że ich oddziałowy medyk sam wymagał pomocy. Cały czas zastanawiał się, czy zdobyczne flakony z tajemniczą cieczą w środku mogłyby pomóc w zdrowieniu, czy raczej spowodować śmierć? Nikt kogo pytał nie potrafił rozpoznać mikstury dlatego zdecydował podawać jej nikomu, kto nie wybierał się właśnie na spotkanie z przodkami. Jeśli tradycyjne metody zawiodą, wtedy można spróbować.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 09-09-2013 o 13:32. Powód: update po walce
Gob1in jest offline