Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2013, 21:18   #27
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Aftermatch

Mark, słysząc kroki, spowrotem skwasił minę. Ledwo udało mu się unieść zad w całości z spotkania z Atticusem, a zaraz potem dostał niepowtarzalną okazję zapewnienia sobie trwałej etykietki świra. Zgrywanie urwania filmu pod wpływem gorąca nie było w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem(a miało szansę stać się wręcz złym, jeżeli pogotowie dotarłoby szybko), ale mając taką ilość czasu do namysłu nie zdążył wpaść na nic innego.
-Mabel?- zapytał zerkając na nią przez ramię -...przepraszam cię za moją osobę na twoim trawniku, ale jak się tutaj znalazłem?- wychodząca kobieta uraczyła go spojrzeniem, które było mieszanką zatroskania i trwogi, ale południowa gościnność ponownie wzięła w niej górę nad nieufnością, toteż zdołała się przełamać. Odezwała się łamliwym głosem.
- Czy już Ci lepiej, Mark? Wbiegłeś na nasz trawnik... majaczyłeś coś o sklepie z bronią i o jego właścicielu, a potem... potem chyba rzuciłeś w coś swoim butem. Wyglądałeś na tak przerażonego, jakby goniło Cię sto diabłów... ale widzę, że chyba odzyskałeś zmysły. Co Ci się właściwie... stało?- ostatnie pytanie padło mimowolnie, prawdę mówiąc nie chciała wiedzieć. Wiedziała również, że rozpamiętywanie może spowodować nagły nawrót ataku.
-Mam wrażenie, że wasze popołudnia wyjątkowo źle oddziałują na głowy bez kapeluszy- odpowiedział powoli i wyraźnie, w swoim mniemaniu symulując przegrzanie -Ostatnie co pamiętam to jak wbiegłem do cienia z tego skwaru.

Kobieta pokiwała porozumiewawczo głową, jakby to wyjaśniało wszystko i potwierdzało jej dotychczasowe przypuszczenia. W końcu słyszała o takich przypadkach nawet u osób urzędujących w Glory od kilkudziesięciu lat, a ktoś nieprzyzwyczajony do klimatu z pewnością był znacznie bardziej podatny na takie nieprzyjemności. Oczywiście nie zdawała sobie sprawy, że niewinne kłamstwo maga to dopiero wierzchołek góry lodowej. Prawda była dziwniejsza niż banalne (acz wciąż groźne) fale upałów.
- Wejdź proszę na ganek, do cienia. Przyniosę Ci zaraz trochę lemoniady dla ochłody. Teraz tak czy siak musimy poczekać na pogotowie. Profilaktycznie.
No tak, pogotowie. To był kolejny problem. Zgrywanie udaru, czy innego cholerstwa przed zatroskaną kurą domową to jedno, oszukanie medyka może być problematyczne. Ale przy takiej pogodzie oni też nie powinni być zbyt dociekliwi. Z dwojga złego, w sumie dobrze, że nie zadzwoniła od razu po facetów z domu bez klamek albo po policję.
-Bardzo chętnie napiję się czegoś chłodnego- nawet przez myśl mu nie przeszło odmawiać. Poczekał chwilę aż gospodyni schowa się w domu i zabrał buta z środka ulicy. Kiedy najsłabszy punkt jego historyjki wrócił spowrotem na nogę, wszedł na werandę i klapnął ciężko na krzesło. Jakby podejrzliwi medycy by nie byli, słońce faktycznie dało mu w kość. Chociaż nawet w przybliżeniu nie w stopniu który uzasadniałby scenę z rzucaniem butem. Za to chyba się udało przekonać Mabel, że jego bredzenie wynikało tylko z działania ziejącego ogniem smoka daleko w głębi układu słonecznego, a nie miało jakiegoś głębszego sensu. Chociaż miało tak dla odmiany w bredzeniu. Karetki jednak nie było. Biały pojazd nie pojawiał się zdecydowanie za długo. Gdyby Mark cierpiał na jakąś poważniejszą dolegliwość, pokroju chociażby zawału serca, czy innego wylewu, to przekręciłby się już dziesięć razy. Niezbyt dobrze świadczyło to o opiece medycznej na tym odludziu. Zdobycie lemoniady przez Mabel też zajęło dobre dziesięć minut. Kiedy w końcu wyszła z tacą i szklankami na ganek, zdawała się trochę oderwana od rzeczywistości.
- Dzwonili z pogotowia, obydwie karetki są niedostępne, w mieście miał miejsce jakiś straszny wypadek.- gapiła się w szkło nieobecnym, zafrasowanym wzrokiem - Oby tylko im się nic nie przytrafiło- mówiła oczywiście o dwójce swoich dzielnych mężczyzn, który od rana do nocy babrali się w smarze i elementach silnika.
-Co się stało?- Mark wypadł zupełnie z roli. Umysł przestawił się momentalnie na tryb przewidywania możliwych zniszczeń dokonanych przez niestabilnego człowieka zdolnego kształtować rzeczywistość.
- Nie wiem, nie chcieli mi powiedzieć, chociaż pytałam chyba ze trzy razy...- odpowiedziała. Odstawiła tackę na niewielki stolik i dosiadła się do mężczyzny. Ale tylko na ułamek sekundy, bo prawie od razu poderwała się ku górze jakby ktoś ukuł ją w tylną część ciała.
- Wiem! Zaraz zadzwonię do warsztatu!- wydawała się niezmiernie zadowolona z właśnie powołanego planu, chociaż zagadką było dlaczego nie wcieliła go w życie od razu.

-Też mam nadzieję że nikomu nic trwałego się nie stało- potwierdził Mark wstając z krzesła.Skierował kroki za nią, chcąc usłyszeć czy z jego nowymi znajomymi wszystko w porządku. Kogo jak kogo, ale akurat ich w tym mieście polubił. I, być może, jego niezdrowa ciekawość zostanie zaspokojona i pozna cenę za uratowanie go przed pytaniami sanitariuszy. Szczęśliwie, nie doszło do domowej tragedii. Zaistniało wiele innych, ale nie domowa. Mabel wróciła niemal natychmiast, a mimo presji sytuacji, na jej twarzy malował się uśmiech. Zabawne jak człowiek wykształca w sobie bliższe i dalsze więzi. Kobieta usiadła i zaczęła opowiadać. Jej relacja była trochę chaotyczna, a przy tym pełna gestykulacji. Ale mimo wszystko nie całkiem niezrozumiała. Okazało się, że sklep należący do Atticusa wyleciał w powietrze, niszcząc przy tym dobry kawał ulicy. Dwie osoby nie żyły, a cztery były poważnie ranne. W tym jakieś dziecko, dziewczynka. Może i pani domu była tym zajściem podminowana, ale fakt, że nie dotknęlo to jej rodziny zdawał się zerować to nastawienie.

Za to Mark potwierdził swoje przypuszczenia. Ten pseudomentor wrócił do siebie i w ramach jakiejś nieudanej popisówki przed kimś innym wysadził cały budynek. Pewnie w dodatku przeżył to zdarzenie, w końcu nasz wszechświat jest statystycznie skłonny do ironii. Po chwili zastanowienia postanowił coś zrobić. Obrócił się do gospodyni i zapytał
-Mógłbym skorzystać z telefonu?
- Oczywiście, jest w przedpokoju, na szafce z butami
- Mabel nieco doszła do siebie, od razu udzielając mu przyzwolenia. Machnąwszy dłonią wskazała kierunek. Jednak Markowi nie umknął fakt, że ona nie korzystała z tego samego aparatu. Pewnie kierowana siłą nawyku poszła zadzwonić z kuchni albo z sypialni. Łasica przekroczył próg, wchodząc w wąski, może trochę zagracony korytarz o kremowym kolorze. Na ścianach wisiały obrazy w brązowych ramkach. Nikt nie pomyliłby ich jednak z dziełami sztuki, były to standardowe malarskie wybroczyny, umieszczone tu i tam by miejsce nie wyglądało zbyt goło. Bez trudu oderwawszy wzrok od pokrzywionych rzeczek i złotych pół, mężczyzna ujął w dłoń słuchawkę i wystukał numer na tarczy.Jeśli nawet trochę się denerwował, to nie dawał tego po sobie poznać.
- Rezydencja Berchów. Przy telefonie May, z kim mam przyjemność?
Ale zdziwienie to już inna para butów, bo nie spodziewał się, że telefon odbierze jakaś nieletnia. Przecież kiedy Atticus zostawiał mu numer, nie mógl mieć na myśli jej, prawda? Nie, ta z kartki nazywała się przecież inaczej, prawda?
-Hej, tu Mark - odpowiedział z braku alternatywy.-Mogę prosić do telefonu Danielle? Mam do niej pilną sprawę-
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline