Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2013, 23:23   #15
Tohma
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś

Wieczór w "Srebrnej Strzale"
Uran



[media]http://www.youtube.com/watch?v=7TGIIBduhzA[/media]


Pomny wydarzeń wczesnego popołudnia, karczmarz z własnej woli udostępnił Bohaterom zaciszny alkierz, przeznaczony zapewne dla lepszych (lub specjalnych) gości. Zaopatrzeni w jadło, napitek i święty spokój najemnicy mogli się wreszcie dowiedzieć szczegółów swojego zlecenia.
- Więc tak… - chrząknął Hourun, bo jakoś nikt nie kwapił się by zacząć.
Po kolei przedstawił dziewczęta i Riviel, siebie, Helfdana i jego półorka Dohgara, i dwóch dawniejszych kompanów: Atolego i Grubego Kerstana, który był jeszcze grubszy niż wcześniej, a swoją czarną brodę, na modłę krasnoludów, zaplatał teraz w warkocze. Poczekał aż najemnicy sami przedstawią się grupie.

Następnie zabrała głos Riviel, kolejny już raz opowiadając to, co zaobserwowała na własne oczy. Co prawda najemnicy wiedzieli, że zatrudnia się ich do walki z orkami, jednak co innego widzieć słowa na pergaminie, a co innego słyszeć je z ust naocznego świadka. Dobrą informacją było to, że posiadłość obwarowana była podwójnym ostrokołem, typowym dla północnych wsi i dworów. I w zasadzie była to jedyna pozytywna wieść tego wieczoru.
Dwór oblegany był już niemal od miesiąca; wszystko zaczęło się od sporadycznych ataków, by wreszcie odciąć de Crowfieldów od reszty Królestwa. Nie licząc domowników i wieśniaków, którzy schronili się wewnątrz palisady, drużyna posiadała około dziesięciu wyszkolonych wojowników i kilku myśliwych - wszystkich mniej lub bardziej rannych. Teraz być może już martwych.
- Oraz czterech ochroniarzy pani Lefourge - przypomniała Riviel. - Choć ona nie jest chętna wypuszczać ich do walki. - Skrzywiła się na taką nieroztropność.

Wokół dworu rozbiły obozy trzy grupy zielonoskórych - orków, goblinów, hobgoblinów i niedźwieżuków. Każda liczyła sobie około dwie dziesiątki istot, w tym szamanów. Na odsiecz ze strony paladynów nikt nie liczył.
- Musimy zabrać zapasy żywności, leków, strzał...- wyliczał Hourun. - Mam nadzieję, że jesteście odpowiednio wyposażeni do takiej eskapady? Ktoś potrzebuje konia? - Powiódł wzrokiem po najemnikach. - Macie jeszcze jakieś pytania?

Półelf wespół z półorkiem hołdowali odwiecznej mądrości wszelkiej maści wojowników, żołnierzy czy innych ludzi spędzających wiele czasu na trakcie: jak dawali jeść to jadł, a nie gadał bo jedzenie ma taką magiczną właściwość że stygnie i znika z półmisków…a wszyscy wiedzą że głodny chłop to swarny chłop. Dlatego Helfdan raz po raz dokładał sobie a rusz to nowy specjał. Swoim zwyczajem kosztując to i owo takosiego zażywać za nadto monotonii…tym bardziej, że w podróży takich specjałów nie uświadczy. Dlatego kiedy już dziabnął udko sarny, skosztował prosięcego żebra, wgryzł się w skrzydło gęsi…zapragną ucapić za przepiórczą pierś. Nieszczęściem była po przeciwległej stronie stołu, dlatego nijak nie mógł sięgnąć jej sam. Zwrócił się więc do złotej elfki kończącej już swoją przemowę z uprzejmą prośbą.
Złotko, bądź tak łaskawa i podaj mi jedną przepióreczkę… A ty chłopcze nie chomikuj tak tej kaszy. Przysuń tutaj tą misę.



Ci którzy mieli okazję znaleźć się bliżej kudłacza, z całą pewnością odnotowali, że roztaczał wokół intrygujący zapach… jakby woń kadzideł czy różnych pachnideł pomieszany z jego męską wonią. A strój tylko na pozór był niechlujny…

Na wzmiankę o wierzchowcu Gahnawek podniósł rękę, a następnie zadał pytanie, które od początku go nurtowało.
- Kto tak naprawdę dowodzi całą tą kompaniją?
Hourun skinął głową widząc uniesioną rękę.
- Dowodzę ja i moje towarzyszki, Maeve i Tua - powiedział nie ukrywając zdziwienia, bowiem wydawało mu się że przemytnik wiedział kto go zatrudnia. - Na miejscu zapewne przejdziecie pod dowództwo paladyna Lususa de Crowfielda.
Spełniły się najczarniejsze obawy łowcy. Rusza na wojnę pod przywództwem dwóch kobiet. “To nie może się udać”, pomyślał, ale nie rzekł głośno co ma na ten temat do powiedzenia. Ugryzł się tym razem w język i zamiast zamartwiać się na zapas, postanowił wykorzystać fakt, że przez zachlanego krasnoluda zasiadł do suto zastawionego stołu z pustym żołądkiem. Zdawał sobie sprawę, że taka wyżerka długo może mu się nie powtórzyć, dlatego nie oglądając się na innych i ignorując sztućce wziął do ręki złocistego kurczaka. “Szkoda, żeby się zmarnowało.”
Hourun przez chwilę przyglądał się Gahnawekowi czekając na jego reakcję, komentarz może. Przemytnik jednak zajął się jedzeniem, nie tłumacząc, skąd pytanie. Zaklinacz wzruszył w duchu ramionami; najwidoczniej mężczyźnie taka odpowiedź wystarczyła.

Triel nie ukrywał zaciekawienia, gdy w końcu zaproszono ich do osobnej izby w Srebrnej Strzale, by omówić szczegóły misji. Każdemu zostało przydzielone miejsce przy sporym, drewnianym stole, który uginał się od jadła i napitku. Łotrzyk był zbyt skupiony na misji, by obdarzyć posiłek więcej niż przelotnym spojrzeniem.
Gdy wszyscy już zasiedli, i umilkły wszelkie szurania, zapanowała niewygodna cisza. Najemnicy spoglądali na swoich pracodawców z wyczekiwaniem. Triel lustrował wzrokiem wszystkie nieznane postacie. Łącznie było ich jedenaściorga. Trzy kobiety, reszta płci męskiej. Doświadczenie aż biło z oczu nieznajomych.
Ciszę rozbił Hourun. Mężczyzna był rosły w każdym tego słowa znaczeniu. Gdy przemawiał, z jego słów wyciekało opanowanie i bezwzględność.
Triel zmarszczył brwi słuchając szczegółowych relacji na temat ich misji. Sytuacja nie przedstawiała się korzystnie. Miał wrażenie, że są ostatnią deską ratunku dworu Crowfieldów. Łotrzyk spokojnie czekał na swoją kolej, by zadać nurtujące go pytania.
- Mamy jakąś mapę tego miejsca? – zapytał, gdy zapadła chwilowa cisza. – Oprócz tego, jak wyglądać będzie nasze pole walki? Czy to wszystko odsłonięte pola, na których orki zbudowały obozy? Z jakich stron… - ugryzł się w język. - Uhm, przydałaby się ta mapa. – Triel powstrzymał się od słowotoku, by dać pracodawcom odpowiedzieć, zamiast zalewać ich niepotrzebnymi pytaniami na raz.
Zaklinacz znów pokiwał głową.
- Pamiętajcie że informacje, jakie panna Riviel przyniosła, są sprzed kilkunastu dni. Nim dotrzemy na miejsce, następne kilkanaście upłynie. W tym czasie WSZYSTKO może się zmienić, łącznie z miejscem obozowania orków. Ale pytanie jest jak najbardziej zasadne. Panna Riviel najlepiej na nie odpowie. - Przeniósł spojrzenie na słoneczną elfkę. - Jeśli można prosić... - dodał z lekkim ukłonem. - Da pani radę narysować zgrubną mapę?

Bardka zastanowiła się chwilę.
- Mogę spróbować to zrobić, ale kartografem nie jestem. Nie mogę dać głowy za jej dokładność. - Zerknęła na zaklinacza. - Ja też będę potrzebowała konia – dorzuciła.
Hourun najpierw uśmiechnął się w duchu, nie wierząc własnym uszom że słoneczna elfka przyznaje że może popełnić pomyłkę, ale wzmianka o wierzchowcu sprawiła, że zerknął na Maeve i Tuę. Jak do tej pory nie rozmawiali o możliwości zabrania Riviel ze sobą. Riviel zauważyła jego wahanie i dodała lekko:
- Ale jeżeli chodzi o konia to mogę sama go załatwić...
- Wierzchowców będziemy mieli wystarczająco dużo - zaklinacz odpowiedział uspokajająco. Co innego było w tej sparwie problemem, ale nie miał zamiaru rozmawiać o tym w tej chwili.

[media]http://th03.deviantart.net/fs5/PRE/i/2004/350/8/d/Quill_and_Scroll_by_razorsopht999.jpg[/media]

Ktoś wygrzebał z torby pergamin i atrament, po czym Riviel zaczęła szkicować mapę. Okazało się, że posiadłość całkiem nieźle nadawała się do obrony, nawet z niewielką ilością ludzi. Obwarowania były podzielone na dwie części: w jednej dwór, spichlerz, kuchnia i kilka małych budynków, w drugiej stajnie, koszary (gdzie stacjonowali obrońcy oraz ludzie starszych paniczów gdy ci zjeżdżali do domu) i mieszkania dla służby. Tyle budynków przynajmniej zapamiętała bardka. Wokół ostrokołu stało sześć wież dla łuczników. Prócz dużej bramy od strony drogi do dworu było można się dostać jeszcze tyłem przez furtę szerokości konia. Od wschodu leżały spalone pola i łąki; reszta posiadłości była otoczona lasem.

Triel przysłuchiwał się rozmowie innych, lecz jego wzrok zwrócony był na szkicującą elfkę. Mimo skupienia malującego się na twarzy, gdy próbowała przypomnieć sobie każdy szczegół, który mógłby pomóc, Riviel odznaczała się niezwykłą urodą. Może było to złudzenie wynikające z gry światła i cienia na jej złotej skórze gdy pochylała się nad stołem. A może to, że przez otwartą okiennicę przedostawał się lekki wiatr poruszając jej jasne włosy. Triel przyzwyczajony był do widoku elfów, nawet słonecznych. W Esper nie brakowało ich rodzaju. A jednak trudno było oderwać wzrok od pięknej dziewczyny. Gdy skończyła, łotrzyk, nie bez trudu, oderwał od niej wzrok i spojrzał na prowizoryczną mapkę.
Lasy otaczały dwór z każdej strony, orki na pewno wykorzystają to na swoją korzyść, gdy ich grupa spróbuje zaatakować jeden z ich obozów. Z drugiej strony, walka na pastwiskach, gdzie trudno będzie się ukryć, nie przedstawiała się lepiej. Może korzystniej będzie zaatakować nocą...?

Kiedy Helfdan już się nasycił i ugasił pragnienie, jak przystało na kulturalnego człeka obmył ręce i tłustą brodę w misie z wodą… a potem na dodatek dokładnie się wytarł w jakiś biały materiał. Prędzej obrus niż serwetę, jednak z braku laku... Podstawił pusty puchar pod lejącego sobie wino, tego nieśmiałego… chyba Triela, a kiedy już upił solidny łyk i przepłukał zęby, przemówił.
Ja mam jeszcze kilka luzaków i mułów. Do tego kupa sprzętu mi została z ostatniej wyprawy. Żadne rarytasy ale pył nie siada. Powinno się nadać. Miałem to opchnąć jak ceny podskoczą jeszcze, ale…niech stracę. Parę stówek w tą czy w tamtą mnie nie zbawi.
Po słowach Helfdana o zbywającym ekwipunku, Gahnawek wyraźnie się ożywił. Przestał się obiadać i zwrócił się do półelfa po fachu.
- Co masz na myśli mówiąc “kupa sprzętu”? Możesz dokładniej?
- Zapewne wszystko co na wyprawę jest niezbędne - odburknął Helfdan, jakby chciał podkreślić, że nie jest organizacją dobroczynną i propozycja jaką złożył dawnym kompanom nie oznacza wyzbywania się dobra na ulicy. Bo póki co, te osoby, które widział po raz drugi czy trzeci w życiu tak właśnie traktował. – Wykorzystaj rozsądnie swoją zaliczkę i pokaż żeś nie kłamał twierdząc jakobyś miał wszystko, aby w tej najmowanej grupie się znaleźć. Jeżeli ci, co cię najmują uznają, że jednak nie jesteś… to albo zwrócą się do mnie o doposażenie albo zastanowią się czy warto wydawać kolejne monety na teleport. Dlatego powiedz im czego ci brak oprócz wierzchowca, a oni zrobią swoje.
- Z twojej kieszenie ubyło złota na moją zaliczkę, że się tak martwisz o nią? - zapytał przemytnik, wyraźnie zdenerwowany moralizatorskim tonem Helfdana. - Nie zaprzątaj sobie tym głowy.
- To może ogólnie powiedz co według ciebie jest konieczne, co zaś jedynie opcjonalne. Mam zbroję, żelastwo w garści, spyżę na kilka dni, dwukółkę i muła, opcjonalnie prawie wszystko od ciepłych skarpetek po łom. - Wzruszył ramionami Jargo.

Helfdan uśmiechnął się szeroko do pań czarodziejek i Houruna. Opróżnił puchar na raz i stwierdził krótko:
Jadę z wami. Być może będę mógł pomóc wam, wy być może mi. Uczciwe to chyba podejście… a jako, że mam do pogadania z kimś w tym kaszteliku to nie będziemy przecież z Dogharem samych was puszczać. A z tobą - wskazał na Riviel. – Chętnie bym porozmawiał o tej całej Lady Astorii. Ale to może poczekać do jutra.
- Co do tego “pogadania w kaszteliku” to my również musimy pogadać, Helfdanie - Hourun odezwał się do półelfa.
Riviel spojrzała niechętnie na mężczyznę, który się do niej zwrócił.
- Niech… i będzie – mruknęła bez przekonania...
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.

Ostatnio edytowane przez Sayane : 05-09-2013 o 10:58.
Tohma jest offline